Witam ;3. Nie będę się rozpisywać, mam w końcu trochę czasu i możliwości, żeby coś jeszcze napisać, więc póki co wybaczcie, ale wracam do tworzenia. Z góry przepraszam za ewentualną liczbę błędów, ale nie chciało mi się tracić czasu na poprawki (niedobry Czokuś!), może przy okazji jakoś to przejrzę i poprawię...
No i smacznego życzę, mam nadzieję, że będzie smakowało.
Czokuś.
CXXI.
Gdy któregoś popołudnia rozdzwonił
się telefon, byłem już po pracy. Zmęczony i znudzony czekaniem na Lucasa, który
spóźniał się na obiad. W końcu jednak odebrałem i można powiedzieć, że byłem
bardziej niż zaskoczony osobą, która chciała ze mną rozmawiać. Nie interesowało
mnie w jaki sposób dyrektor więzienia dostał numer stacjonarny do mieszkania
Lucasa. Skoro to był on, musiało chodzić o Kaulitza, nie było innego wyjścia. Tak
naprawdę zdołałem tylko usłyszeć, że ten wezwał do siebie adwokata, a potem
powiedziałem tylko, że chcę się z nim jak najprędzej widzieć. Zapewne od razu
wybiegłbym z mieszkania, gdybym nie został pouczony, że raczej powinienem
najpierw pozwolić mu załatwić to, co ma do załatwienia. Tymczasem
powstrzymywałem się przez całe półtora godziny, do czasu, aż wrócił Lucas i
zjedliśmy wspólnie posiłek. Później poprosiłem, żeby mnie tam zawiózł.
- Bill, oszalałeś? Będziesz teraz
tam do niego biegał, co kilka dni, żeby mógł się zabawić? - zapytał
rozgniewanym tonem mój kumpel i to wystarczyło, żebym bez zastanowienia dał mu
w twarz.
Widząc czerwony ślad na jego
policzku, natychmiast otrzeźwiałem i zrobiło mi się wstyd, spuściłem wzrok i
odwróciłem się od niego. Nie powinienem bym go uderzyć, nawet jeśli wygadywał
takie rzeczy. Dobrze przecież wiedziałem, jaki jest Lucas.
- Pójdę już. Może złapię jakiś
autobus - powiedziałem wreszcie, mijając go w drzwiach, żeby ubrać się jeszcze
w coś ciepłego. Spodziewałem się, że trochę zmarznę, wracając późnym wieczorem
do domu. Szczególnie, że wcale nie miałem ochoty tu znowu wracać po tym, co
chwilę wcześniej usłyszałem.
- Zaczekaj. Nie chciałem cię
obrazić. Po prostu nie możesz mu pozwalać na wszystko. Wychodzisz na głupca i
jeszcze dajesz się…
- Nie masz zielonego pojęcia, o czym
mówisz - odparłem, wzdychając ciężko.
- Jeszcze zaczynasz zachowywać się
zupełnie jak on!
- Dlatego mówię ci właśnie, że nie
znasz go, nie wiesz, jaki jest naprawdę. Wcale zresztą nie prosił, żebym
przyszedł. Dowiedziałem się o czymś i chce się z nim zobaczyć, żeby wiedział,
że ma we mnie wsparcie.
- A ja sądzę, że po prostu jesteś
naiwny - oznajmił krótko, zakładając na siebie jednocześnie kurtkę zabraną z
przedpokoju.
- Co robisz? - zapytałem, nie
rozumiejąc.
- Jadę z tobą, żeby przypilnować
tego dupka.
- Uważasz, że po to dałem ci w
twarz, żebyś jechał ze mną i się wtrącał? - wyrzuciłem z siebie z
niedowierzaniem
- Nie, dostałem w pysk, bo
zasugerowałem, że się z nim puszczasz, choć… Zresztą, jadę, czy ci się to
podoba, czy nie - powiedział uparcie, otwierając przede mną drzwi frontowe. -
Rusz się.
Czerwony ślad bardzo powoli znikał z
jego twarzy, jednak Lucas nie wydawał się zbytnio urażony czy skruszony.
Choćbym nie wiem jak kombinował, nie potrafiłem zrozumieć, co tego dnia
chodziło mu po głowie. Spodziewałem się obrazy majestatu, tymczasem on uparł
się, żeby jechać ze mną. Nie mogłem się zdecydować, czy to dobrze, czy może
jednak to nic nie zmieniało, biorąc pod uwagę, że wciąż miał takie zdanie o
Tomie. Tego, że wolałbym spotkać się z nim sam raczej nawet nie trzeba było
mówić, ale może chociaż dotrze do Lucasa, że Tom jest całkiem inny niż sądzi.
Miałem nadzieję, inaczej ta wizyta byłaby bezowocna, jako że w tym wypadku nie
mogłem po prostu wtulić się w Kaulitza i powiedzieć mu, że będę zawsze po jego
stronie, cokolwiek będzie się działo.
- Świetnie - mruknąłem
niezadowolony, po czym pierwszy wymaszerowałem przez drzwi.
CXXII.
Siedziałem jak na szpilkach zarówno
w samochodzie, jak i w pokoju widzeń, do którego nas zaprowadzili. Było dość
późno i gdyby nie słówko od dyrektora z pewnością odesłaliby nas z kwitkiem.
Lucas psioczył coś pod nosem, a ja przyglądałem się swoim dłoniom, starając się
jeszcze bardziej nie denerwować. Potem wprowadzili do nas spiętego kajdankami,
kompletnie zaskoczonego Toma. Miał na sobie dresowe spodnie i świeżo przepocony
podkoszulek. Najwyraźniej przerwaliśmy mu w ćwiczeniach. Uśmiechnąłem się do
niego lekko, bo na widok mojego przyjaciela widocznie się spiął.
- Chyba żaden z was nie wpadł na
pomysł wieczorku zapoznawczego? Jakoś nie mam na to ochoty. O co chodzi? Byłem
zajęty - oznajmił, nie spuszczając wzroku z Lucasa. prócz niego jednak wszyscy
czekaliśmy na moment, aż zostaniemy sami, więc zniecierpliwiony usiadł wreszcie
na swoim miejscu, hałasując przy tym kajdankami. - Jeśli zamierzasz przypominać
mi o swoim szantażu…
- Nie, nie! - przerwałem mu sam,
zanim mój kumpel zdążył się odezwać. Już rozmawiałem z Luc'iem, więc nikt nie
będzie cię dłużej do niczego przymuszał.
- Nie tak całkiem…
- Lucas! - oburzyłem się. - Może
jednak sobie pójdziesz?!
- Nie powiedziałem, że całkiem
odpuszczę.
- Po prostu się zamknij i nie
wtrącaj. Nie zgadzam się na to i nie będzie więcej żadnego szantażowania.
Cholera, Luc, po co tu ze mną przychodziłeś?! - warknąłem wreszcie,
zapominając, że Kaulitz siedzi naprzeciwko i najwyraźniej nieco się
niecierpliwi.
- Upewnić się, że ten osobnik nie
będzie próbował cię wykorzystać, żeby posiedzieć tu bezczynnie przez kolejne niewiadomo
ile czasu. Ponieważ na to JA się nie zgadzam.
- Przestań wreszcie…!
- Nie wolicie kłócić się w domu? -
przerwał mi wreszcie, rozgoryczonym tonem Tom. - Naprawdę mam powyżej dziurek
takich tekstów. Mam lepsze rzeczy do roboty…
- Widzisz? - Luc prawie poderwał się
ze swojego krzesła. - A potem i tak powiesz mi, że "on taki nie jest".
Ma cię gdzieś, naprawdę potrzebujesz tego na piśmie?! - niemal wykrzyczał. Siedziałem tam, patrząc wielkimi oczyma
to na jednego, to na drugiego, zastanawiając się, czy któryś z nich wreszcie
zlituje się nade mną, czy może powinienem zostawić ich samych, żeby się
pozabijali. Najwyraźniej były to jedynie czcze marzenia, które nie miały szansy
się spełnić, podczas gdy sprawy toczyły się w ten sposób.
- Tom, proszę cię. Lucas nie chciał
i nie chce źle. Domyślam się, że ostatnio się pożarliście, ale… - zacząłem,
licząc na opanowanie ze strony Kaulitza, ale najwyraźniej nie mogłem już na nie
liczyć, gdy nie byliśmy sami.
- Nie twój interes, jaki jestem -
warknął wprost do mojego kumpla, a ja jedynie załamałem ręce. - Zapewne wbrew
temu, co opowiadasz Billowi, wciąż liczysz na to, że coś mu się odmieni, ale
przykro mi, Luc, miałeś już swoją szansę, więc odpuść sobie teraz. Już zająłem
sie… zajmuję się… - urwał wreszcie, a jego wzrok utkwił w mojej twarzy.
Widocznie denerwował się tym, co chciał powiedzieć albo ciężko było mu o tym
mówić, a to zwykle wskazywało na jedną sprawę, więc postanowiłem, że jednak
przerwę ich przepychanki.
- Słyszałem, że… wezwałeś adwokata,
czy coś.
- Naprawdę? - uśmiechnął się kwaśno
Kaulitz. - Nie spodziewałem się, że jestem na cenzurowanym.
- Nie jesteś, dość złośliwości, Tom.
Twój… wuj - powiedziałem pomimo jego niezadowolenia - chciał się dowiedzieć,
czy przypadkiem nie powiedziałeś mi czegoś w tej sprawie i pomyślałem… -
urwałem na moment, zerkając głupkowato na Lucasa. Niezręcznie było mi mówić
przy nim takie rzeczy, ale wciąż nie wyglądało na to, żeby chciał nas zostawić.
- Chciałem cię zobaczyć i powiedzieć, że… Jestem po twojej stronie, cokolwiek
będzie…
- Och, jak słodko…
- Luc! - warknąłem.
- Wiem, Bill - zwrócił się do mnie
mój były współlokator celi. - Cały czas o tym pamiętam, ale zabierz mi stąd
tego… chłopaka, zanim sam go wyniosę.
Słysząc te słowa, przeniosłem
lodowaty wzrok na przyjaciela, który prychnął tylko wściekle, po czym odwrócił
się do nas plecami. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, po czym wzruszyłem
lekko ramionami, dając w ten sposób do zrozumienia Tomowi, że nic nie poradzę
na jego obecność. Uparł się. Co miałem mu zrobić?
- Powiesz mi to? - zapytałem
wreszcie cicho Kaulitza, nie mogąc dłużej wytrzymać.
- Ale co?
- Po co ten adwokat?
- A pobiegniesz powtórzyć
dyrektorowi? - W odpowiedzi pokręciłem tylko przecząco głową. - Przecież się
domyślasz.
- Jednak chciałbym to wreszcie
usłyszeć. Proszę? - wymruczałem, na co Tom zagryzł lekko wargę. Wiedziałem, że
to nie jest dla niego łatwe, ale dla mnie było okrutnie ważne. Na samą myśl
przechodziły mnie dreszcze.
- Próbowałem przygotować pismo w
sprawie… Sam nie wiem, jak mam to załatwić, więc pomyślałem, że ktoś taki
lepiej sobie z tym poradzi. A wuj zapłaci każde pieniądze, więc pewnie to
będzie ktoś, kto zna się na swoim zawodzie.
- Wciąż TEGO nie powiedziałeś -
upomniałem go, na co Kaulitz westchnął i widocznie zaklął cicho pod nosem
- Wyjdę, Bill. Chcę złożyć pismo o
przyjęcie nowych dowodów, uniewinnienie mnie i tak dalej. Ale to najbardziej
stresująca rzecz, jaką w życiu miałem do załatwienia, więc jeszcze ty mnie nie
dręcz…
Kątem oka zauważyłem, jak Lucas obraca
się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Byłem przekonany, że nie wierzył ani
trochę, że Kaulitz wyjdzie. Ja za to musiałem wziąć głęboki oddech, żeby
przypadkiem nie poddać się emocjom i nie rozpłakać z radości. Miałem chęć
rzucić się Tomowi na szyję, ale starałem się choć po części zrozumieć, co on
musi czuć. Sięgnąłem więc przez stół do jego dłoni, żeby ścisnąć ją nieco.
CXXIII.
Lucas nie mógł uwierzyć. Sądził, że
Kaulitz znów robi z nas durniów, żebyśmy dali mu spokój -mówił o tym w kółko,
gdy wracaliśmy do domu. Przy Tomie na szczęście udało mi się w porę go uciszyć,
żeby nie doszło do kolejnej kłótni. Zamiast tego posłałem kumplowi wymowne
spojrzenie i niemal zmusiłem go do zostawienia nas samych, skoro już swoje
usłyszał, żebym mógł choć trochę okazać, jak bardzo się cieszę.
W porównaniu do ostatniego naszego
spotkania i tak byliśmy bardzo grzeczni. Wystarczyło mi, że mogłem się do niego
przytulić, a on całował jak nikt inny. Nie przeszkadzało mi nawet specjalnie
to, że był spocony. Właściwie po czasie spędzonym w więzieniu ogólnie zdążyłem
przywyknąć do masy spoconych facetów, więc nie brzydziło mnie to jak niegdyś.
No, a zapach zgrzanego ciała Toma i tak zwykle kojarzył mi się z seksem, nawet
jeśli doskonale wiedziałem, że tym razem nic z tego…
W każdym razie Kaulitz przez dłuższy
czas przyglądał mi się z niedowierzaniem, gdy nie mogąc się powstrzymać, raz po
raz obcałowywałem jego nieco zarośniętą już szczękę.
- Czekaj, Bill - mruknął,
powstrzymując mnie przed zbliżeniem się znów do niego. - Czy to znaczy, że tak
po prostu mi wybaczasz?
- A co? Spodziewałeś się zostać
zmuszony do zadośćuczynienia? - rzuciłem złośliwie, bo nie spodobało mi się,
jak mnie od siebie odsunął. - Jeśli chcesz, mogę wymyślić ci jakąś karę.
- Zbyt pyskaty - skwitował mnie w
odpowiedzi, krzywiąc się do mnie. - Lucas opowiadał mi wszystko w taki sposób,
że sądziłem, że kopniesz mnie w tyłek i wyślesz do diabła.
- Na pewno. Szczególnie po ostatnim
widzeniu. Naprawdę masz jakieś problemy z wyciąganiem wniosków - oznajmiłem, na
co on zacisnął niezadowolony wargi.
- Więc kłamał, opowiadając, że
tęsknisz i wcale sobie nie radzisz? - zapytał, na co ja otworzyłem tylko
szerzej oczy ze zdumienia. Nie spodziewałem się, że Luc mówił mu o tym
wszystkim. Myślałem, że w jakiś sposób udało mi się przekonać kumpla, że nie
jest aż tak źle, ale najwyraźniej nie udało mi się to. Tom oczywiście musiał
też po swojemu odebrać moje zaskoczenie. - To nieprawda? Bill, co działo się z
tobą, odkąd wyszedłeś?
- To naprawdę takie ważne? Co to zmienia?
Znów wyglądał, jakby miał mi do
powiedzenia coś ważnego, ale przez dłuższą chwilę w ogóle się nie odzywał.
Zbierał się w sobie. Trochę irytowało mnie jego podejście do sprawy, ale
cierpliwie czekałem, aż wreszcie mi odpowie.
- Dostawałem na głowę po tym, jak
wyszedłeś. A przez to, co od niego słyszałem, było jeszcze gorzej. Zamierzam mu
wlać, jeśli…
- Już rozumiem - przerwałem mu,
wzdychając cicho. - Lucas… mówił prawdę. Po prostu nie spodziewałem się, że
moje staranie, żeby wydawało się być w miarę, szły na marne. Ale nieważne.
Wychodzisz - powiedziałem wreszcie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Mam taką nadzieję… - mruknął.
- Jak to?
- No, wiesz… Składałem fałszywe
zeznania. Mogą się o to przyczepić - stwierdził, wzruszając ramionami, ale ja pokręciłem
już tylko z niedowierzaniem głową.
CXXIV.
Wreszcie coś zaczęło układać się po mojej myśli.
Wprawdzie powinienem był zająć się swoją pracą i czymś pożyteczniejszym, jak na
ten przykład szukanie mieszkania, w którym moglibyśmy zamieszkać razem, ale to
schodziło wciąż na dalszy plan, bo zwyczajnie chciałem być przy nim. W związku
z tym dość często musiałem załatwiać sobie wolne, żeby pójść do więzienia
wtedy, gdy Tom na przykład był umówiony z adwokatem i chociaż ów mężczyzna
patrzył na mnie raczej średnio zadowolony z mojej obecności, dowiedziałem się
również, że sąd powinien odpuścić mu te fałszywe zeznania, jak tylko
zobaczy dokumentację świadczącą o leczeniu psychologicznym. Tak, czy siak
nie podobał mi się ten facet, chociaż dyrektor placówki zapewniał o jego
wysokich kwalifikacjach i wynikach pracy. A że nie tylko mnie on nie
odpowiadał, Kaulitz dał się namówić, żebym zadzwonił do swojego adwokata i w
ten sposób zaczęliśmy wszystko powoli sobie układać. W końcu musiałem poprosić
o pomoc również Lucasa, który sam powiedział, że robi to tylko ze względu na
mnie. Nie skomentowałem tego rzecz jasna, bo przecież wcześniej sam chciał
wydać tajemnicę Toma, ale na chwilę obecną potrzebowałem dowodów, żeby coś
prócz jego opowieści, aby sędzia uwierzył w nową, prawdziwą wersję wydarzeń, a
nikt inny, jak właśnie mój kumpel miał do nich dostęp. Do akt dodaliśmy przede
wszystkim e-maile, których wcześniej Kaulitz usiłował się pozbyć, a które jasno
potwierdzały jego niewinność.
Lucas po jakimś czasie przestał się na wszystkich
obrażać i wiedząc, że on najlepiej zajmie się tą sprawą, postanowiłem się
więcej nie wtrącać. W końcu Toma otaczali ludzie, którzy znali się na rzeczy.
Ja sam odwiedzałem go tylko, żeby z nim posiedzieć i dowiedzieć się o
ewentualnych postępach, chociaż i tak większości dowiadywałem się dopiero od
kumpla, bo Kaulitz nie był chętny do opowiadania, co się dzieje. Miał koszmary
i wyglądał chwilami jak półtora nieszczęścia. Naprawdę nie spodziewałem się, że
będzie to tak ciężko znosił. Bywało, że robił się bardzo milczący i jedynie
patrzył na mnie, jakbym to ja był powodem jego wszystkich problemów. Bałem się,
że widzi wtedy we mnie swojego brata, ale dzielnie odrzucałem od siebie tę myśl,
gdy przyciągał mnie do siebie, żebym bez słowa tkwił w jego ramionach. Miał
wtedy zamknięte oczy, a mnie coś bolało na samą myśl o tym, przez co musiał
przechodzić.
Im więcej mijało czasu i im bardziej zbliżała się
rozprawa, sam chodziłem już jak na szpilkach i w końcu zacząłem dręczyć kumpla
pytaniami o dotychczasowy przebieg sprawy, chociaż wiedziałem już o tym
wszystko, co się dało. Ale na tym nie kończyło się moje kombinowanie.
- Luc…? - mruknąłem mu koło ucha, zaskakując go w
ten sposób przed komputerem. Do tego stopnia był zaczytany w jakimś artykule,
że nawet nie zdawał sobie sprawy, że do niego podszedłem. Niemal podskoczył na
krześle i zaraz potem przesłał mi pytające spojrzenie. - Możemy pogadać?
- Nie skradaj się, tylko mów, o co ci chodzi. I nie,
nie pójdę po raz kolejny omówić wszystkiego z Tomem, od tego ma adwokata, a
jeśli dalej się przy tym upierasz, idź sam - wymruczał, mrużąc niby to groźnie
oczy. Miał mnie dość, a ja wcale mu sie nie dziwiłem.
- Nie w tym rzecz - odparłem, siadając na jego
łóżku. - Widzisz… Obecnie nie mogę za bardzo sobie nic wynająć ani nic, bo
jestem jeszcze na okresie próbnym w pracy. A chciałbym przygotować się na
wyjście Toma i… Miałbyś coś przeciwko, gdyby przez jakiś czas zamieszkał ze mną
w pokoju? - zasugerowałem, zagryzając nerwowo wargę.
- Nie ma mowy! - oznajmił od razu moj kumpel. Coś
czułem, że nie będzie łatwo go do tego przekonać. - Nie chcę go widzieć w swoim
mieszkaniu. A już na pewno nie mam ochoty oglądać was mizdrzących się całymi
dniami, a potem nie spać całymi nocami.
- Ta? A którego z nas masz za niewyżytego erotomana?
- Jak już Kaulitz wyjdzie z więzienia, na “pewien
czas” obaj się w nich zamienicie. Jestem tego bardziej niż pewien i nie chcę
się temu przysłuchiwać zza ściany - wyjaśnił mi, znów przenosząc wzrok na
monitor. Ja jednak nie uznałem tego tematu za skończony, nawet jeśli właśnie
starał się mi to za sugerować.
- A ja ci mówię, że przesadzasz. Proszę, no. Lucas…
- wymruczałem żałośnie. - Luuuc… No, nie bądź taki. Daj nam miesiąc, maksimum
dwa i wyniesiemy się.
- A skąd masz pewność, że on nie będzie chciał
wrócić do rodziny? - zapytał, a ja na moment znieruchomiałem.
Właściwie nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, gdzie Tom
zamierza zamieszkać. A przynajmniej on nigdy nie mówił nic na ten temat, bo ja
lubiłem sobie pofantazjować o tym, jak żyjemy razem długo i szczęśliwie. W
JEDNYM MIESZKANIU, to chyba oczywiste. Poza tym mieliśmy już okazję się
sprawdzić. W końcu mieliśmy jedną celę! Wreszcie pokręciłem jedynie głową,
odpędzając od siebie nieprzyjemne myśli i wróciłem do teraźniejszości.
- Nie, nie, nie. Tom na pewno będzie chciał
zamieszkać ze mną - rzuciłem pewny siebie, zakładając ręce na piersi, ale mój
przyjaciel nie wydał z siebie żadnego dźwięku i nawet nie spojrzał w moją
stronę. Nie lubiłem, gdy mnie ignorował. - Lucas!
- Oczywiście. Nieważne. Nie zgadzam się, ale obaj
wiemy, że i tak postawisz na swoim, więc daj mi już spokój. Jestem zajęty -
oznajmił, notując coś sobie na kartce, która leżała przed nim na biurku.
Uśmiechnąłem się więc z zadowoleniem, nie
zamierzając dłużej mu przeszkadzać. Cmoknąłem go zadowolony z siebie w policzek
i pomaszerowałem do swojego pokoju. Było już dość późno i tylko to powstrzymało
mnie przed ubraniem się oraz wykonaniem telefonu do dyrektora więzienia z
informacją, że zamierzam odwiedzić Toma. Chciałem mu powiedzieć o tym, że Lucas
się zgodził i że będziemy mogli być przez cały czas razem. Zamiast tego
wyłożyłem się jednak na swoim łóżku i zapatrzyłem w sufit. Im bardziej zbliżał
się dzień rozprawy, tym trudniej było mi skupić się na czymkolwiek, co jej nie
dotyczyło. Albo raczej na czymkolwiek, co nie dotyczyłoby Kaulitza. Tymczasem
mogłem sobie pomarzyć o naszym wspólnym życiu.
cos czuje, ze Tom bedzie jeszcze robil problemy xD
OdpowiedzUsuńEhh.. Jakie fałszywe zeznania, zgodnie z Kpk, oskarżony może kłamać tak długo az jego kłamstwa nie wpływają na odpowiedzialność osoby, trzeciej i dopiero wtedy podlega odpowiedzialności karnej. Zasada ta wynika, miedzy innymi z prawa do obrony.
OdpowiedzUsuńZnów, mówię, troche nie na temat ale bardzo drażni mnie gdy ktos wypisuje glupoty!
Ale, nie o tym mialam. W spisie opowiadań, brakuje mojej ulubionej jednoczesciowki (On mnie nie lubi) moglabym Cie prosic, o dodanie?
Pozdrawiam N.
I po cóż się czepiać. Przecież to mogą być obawy Toma, który nie zna Kpk!
UsuńKocham Cie Czoko i dziękuję za powrot męża recydywisty <3
w końcu! Tom jakiś taki dziwny w tym odcinku był, ale czekam na następny. mam nadzieję że szybciej niż ten :*
OdpowiedzUsuńkiedy coś nowego/
OdpowiedzUsuńnominuję Cię do Liebster Aword: http://hurricane-rehab-e.blogspot.com/2015/02/liebster-award-iii.html
OdpowiedzUsuńCzokuś, dodaj coś nowego! My tu usychamy :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpstatnie 3 noce zarwałam, zeby przeczytać całość od początku do końca-tak mnie wciągnęło xD oczekuję z niecierpliwością na kolejną część - i wybacz za błędy ale już ze zmęczenia mi wszystko jedno jak piszę xD
OdpowiedzUsuńCzokuś my czekamy :(
OdpowiedzUsuńPoczekacie jeszcze z rok ��
OdpowiedzUsuńWhy?
OdpowiedzUsuń