piątek, 24 sierpnia 2012

[1/1] Strong enough


Witajcie ;). Mam takie dni, że jeśli już jakaś myśl się do mnie przyczepi, nie jestem w stanie się jej pozbyć, póki jej nie zrealizuję. Ten oneshot jest właśnie jedną z takich myśli. Nie wiem, co więcej powiedzieć. To tylko taki przerywnik, niedługo ruszę z kontynuacją Lokatora, więc nie martwcie się o to ;). I koniecznie czekam na Wasze opinie! Choćby kilka słów, to dla mnie ważne ;).

Wasza Czokoladka ;).




            Już od ponad dwóch tygodni wciąż miał przed sobą obraz jego dużych, przerażonych oczu, niemal błagających o choćby odrobinę wiary. Widział je wtedy tylko przez urywek sekundy, gdy odwracał wzrok na wołającego go mężczyznę. Nieważne, ile mijało czasu, nie potrafił zapomnieć tego spojrzenia, które rozdzierało jego serce. Chwilami miał do siebie pretensje, że nic wtedy nie zrobił. Nie podarował mu na pożegnanie niczego, nawet odrobiny ciepła, wsparcia – nie chciał go widzieć, ani znać, ani pamiętać wszystkich lat, które razem przeżyli. Kiedy sobie o tym przypomniał, zaciskał dłonie w pięści, wściekły i… rozczarowany. Ocierał łzy, które niechciane pojawiały się na jego policzkach, gdy gapił się w pustą ścianę, jeszcze bardziej pustego mieszkania. Nie był w stanie mu uwierzyć, to tak bardzo bolało…
            Z odrętwienia wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi, ale nawet nie spojrzał w tamtym kierunku. Nie chciał nikogo widzieć. Z nikim rozmawiać. Niech wchodzi kto chce, kradnie, co zechce, byle tylko zostawił go w spokoju. I tak czuł, że wszystko, co najcenniejsze już stracił.
            - Tato! – rozległo się z przedpokoju, a już po chwili czteroletni szkrab wbiegł do pomieszczenia, pakując mu się na kolana. – Wróciłem! Babcia kupiła mi samochód. Jest niebieski i teraz jestem bardzo dobrym kierowcą! – oznajmił dumny z siebie. – Mama już wróciła?
            Patrzył na tego dzieciaka, jakby w ogóle go nie dostrzegał. A może nie chciał go widzieć? Miał po nim oczy. Identyczne jak jego brata. Otoczone długimi, czarnymi rzęsami. Dlaczego nie jest podobny do swojej matki, do cholery?! Dlaczego musiał patrzeć na niego w ten sposób…? Rozluźnił ściśnięte dłonie i pogładził go po włosach, próbując się uśmiechnąć. Nie był w stanie z nim rozmawiać.
            - Damien, idź na razie do siebie, dobrze? Tatuś na pewno później się z tobą pobawi.
            - A będziesz się ze mną ścigał? – zapytało znów dziecko, ale jego ojciec jedynie zacisnął zęby i odwrócił od niego wzrok.
            - Tata jest zmęczony, idź do siebie, proszę – powiedziała znowu kobieta, która go przyprowadziła.
            - No… dobrze. Ale jeszcze przed kolacją! – zażądał, schodząc smętnie z kolan mężczyzny.
            Do momentu, aż w idealnej ciszy nie zabrzmiało cykniecie, oznaczające zamknięcie drzwi pokoju dziecięcego za chłopcem, nikt się nie odezwał. Kobieta stała tuż obok swojego syna, patrząc na niego oczyma pełnymi smutku i żalu. Nie wiedziała, jak mogłaby z nim rozmawiać, co zrobić, żeby jakoś pomóc. Obwiniała się, że wcześniej nic nie zrobiła, kiedy drugi z braci wiele razy mówił jej o swoich podejrzeniach. Była pewna, że on też się obwinia, że go zlekceważył, że był ślepy na to, co się działo…
            - Po co go przyprowadziłaś?
            - To twoje dziecko, nie mogę dłużej wymyślać wymówek, dlaczego nie może wrócić do domu. On nie rozumie, potrzebuje cię.
            - Nie chcę go tu, z tobą będzie mu lepiej.
            - Nie wolno ci nawet tak myśleć!
            - A kto mi zabroni?!
            - Weź się wreszcie w garść! – krzyknęła na niego zniecierpliwiona, rzucając na jego nogi kopertę. – Damien zostaje z tobą, masz się nim zająć. Zadzwoń po mnie dopiero, gdy zrozumiesz, że ucieczka od problemów niczego nie zmieni.
            Zaraz potem kobieta wyszła, trzaskając drzwiami, a on patrzył zbolałym wzrokiem na leżącą na jego kolanach kopertę. Jedną już taką dostał w zeszłym tygodniu, ale wciąż leżała zaklejona na jego stoliku nocnym. Pismo nadawcy znał aż nazbyt dobrze i ani myślał czytać któregokolwiek z tych listów. Zabrał go więc i odłożył na poprzedni, spodziewając się niedługo uzbierać całą kupkę takich papierów. Jego brat był uparty. Czasami za bardzo i to na zgubę, niestety, nie tylko swoją. Zza ściany dotarł do niego cichy, dziecięcy szloch i sam miał ochotę się rozpłakać. Dlaczego nawet jego rodzona matka nie mogła zrozumieć, że nie mógł patrzeć na tego dzieciaka? Kochał go i nienawidził jednocześnie. Nagle nie miał pojęcia, jak ma się nim opiekować. Jak mógłby się z nim bawić? Uczyć go, opowiadać i zabierać w różne miejsca? Jak miał opanowywać przy nim swoje rozterki? Co jeśli wybuchnie i go uderzy?
            Wyprostował się i wziął głęboki oddech. Cholera, nie miał prawa go tak zawodzić. „Przestań być egoistą!” –wołało coś w jego głowie, ale ciężko było mu poddać się temu głosowi. Musi iść do Damiena. Chłopiec go potrzebuje, jakkolwiek dla niego był teraz solą w oku. Uspokoił się nieco i poszedł do dziecięcego pokoju, siadając na łóżeczku, w którym leżał drobny blondynek.
            - Co się dzieje? – zapytał ciepło, przygarniając go do siebie. Mały trochę się opierał, ale zaraz potem wtulił się w ojca.
            - Chcę… do mamy! – wydukał między szlochem.
            - Mamusia… nie może do nas przyjść – próbował mu tłumaczyć, choć coś ciężkiego przygniatało jego klatkę piersiową. – Ale na pewno nie chce, żebyś płakał, ona bardzo cię kocha… - powiedział, starając się być spokojnym. Nie spodziewał się, że dziecko jeszcze bardziej rozpłacze się w jego ramionach.
            - Nieprawda! Mama mnie zostawiła! I ty też chcesz!
            - Kto ci tak powiedział?
            - Słyszałem, jak mówiłeś babci! Ale ja byłem grzeczny, tatusiu… - chlipał chłopiec. – Nie zostawiaj mnie, nie będę przeszkadzał i będę bawić się sam. I będę sprzątać zabawki!
            - Damien, nie mówiłem o tobie. Nie zostawię cię, synku, nie mów tak… - powiedział cicho, przytulając do siebie uspokajająco blondynka. – Mama też cię nie zostawiła, musiała iść. Ale ona… ona… - urwał na moment. Boże. Dlaczego musiał w takiej chwili okazywać się fatalnym ojcem? Nie potrafił opowiadać mu tych wszystkich bredni o aniołkach, chmurkach… Szlag! On nawet nie wierzył, żeby ktokolwiek w ogóle nad nimi czuwał! – Mama będzie z nami zawsze, bo mamy są głęboko w serduszku, synku.
            - Tęsknię za mamusią… - wyszeptał znowu, przymykając zmęczone od płaczu oczy.
            - Ja też…
            Chłopiec powoli się uspokajał, mamrocząc coś co jakiś czas. Ojciec wziął go na kolana i bujał się ostrożnie w rytm jego oddechu, czekając aż malec zaśnie. Gdy wreszcie to się stało, położył go ostrożnie na łóżku i przykrył. Jak mógłby oddać własne dziecko? Chwilami kompletnie siebie nie rozumiał, ale jego oczy sprawiały mu tyle bólu. Siedział przy nim jeszcze przez dłuższą chwilę, powstrzymując gorzkie łzy. Dopiero, gdy trzymał w ramionach rozpaczającego Damiena, zaczęło do niego docierać, że nie może uciekać. Nie przed jedynym, co mu pozostało i powinno być teraz najważniejsze. Nie mógł patrzeć na jego słodką, zapłakaną twarzyczkę, ten mały miał teraz już tylko jego…
            Wyszedł z jego pokoju spokojniejszy, ale o wiele bardziej przybity. Bólem, tęsknotą, żalem i odpowiedzialnością jaka na niego spadła. Dotąd zawsze mógł liczyć na swoją żonę lub brata, a teraz nagle okazało się, że musi przebrnąć przez wszystko całkiem sam, choć nie miał zielonego pojęcia, jak to zrobić. Każda otaczająca go ściana wydawała się być teraz okrutną klatką wspomnień, od których nie mógł się uwolnić. Ramki ze zdjęciami leżały, przyciskając ukazane na nich postacie do blatów. Może nie ucieknie od problemów, ale odejdzie stąd. Odejdzie jak najprędzej, zabierając ze sobą jak najmniej.


            Siedział przy oknie, obserwując, jak jego chłopiec bawi się w małej piaskownicy przed domem. Wykrzykiwał właśnie jakąś magiczną regułkę, która miała pokonać piaskowego potwora mającego czelność wedrzeć się na ich posesję. Na parapecie tuż przed nosem mężczyzny leżała kupka kopert. Dokładnie osiem. Dostawał jedną tygodniowo i właśnie mijały dwa miesiące od tamtego dnia, gdy ostatni raz widział swojego brata, prawie trzy, odkąd stracił żonę… i trochę ponad jeden, odkąd przeprowadzili się z Damienem do nowego domu. Był w trakcie zmieniania wystroju. Jego matka przychodziła codziennie sprawdzić, jak idą postępy. Pomagała w kuchni, starała się wspierać syna i opowiadała swojemu wnukowi dużo bajek o pięknych aniołach, których jego ojciec nie chciał słuchać. Wciąż ciężko było zrozumieć chłopcu, dlaczego mama nie wraca, ale pomimo to zatrzymał swoją radość, ucząc na nowo swojego tatę się uśmiechać. Jakkolwiek jego śmiech przypominał mu o wielu zabawach z kobietą, której już nie było i o wiecznie obecnej w jego wspomnieniach twarzy brata, blondynek rozgrzewał jego serce i dawał nadzieję. Zerkał teraz na te listy na wpół z odrazą i tęsknotą, nie mogąc się zdecydować – spalić je czy może najpierw przeczytać?
            W drzwiach do kuchni, gdzie siedział, pojawiła się jego matka, również przyglądając się leżącym przed nim kopertom.
            - Co pisze?
            - Nie wiem – odparł krótko zgodnie z prawdą. – Nie wiem, czy w ogóle chcę wiedzieć.
            - A czy ja… mogłabym zobaczyć? – zapytała ostrożnie. Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie. Przecież to były jego listy. Zaadresowane właśnie do niego i nikt inny nie powinien choćby myśleć o ich przeczytaniu. – On pisze tylko do ciebie… kiedy próbowałam go odwiedzić, nawet do mnie nie wyszedł. Chce rozmawiać tylko z tobą… Rozumiem, co czujesz… naprawdę, staram się to wszystko pogodzić, ale on również jest moim synem. Martwię się, proszę, zrozum mnie. Chcę tylko wiedzieć, jak sobie tam radzi, jak się czuje…
            - A jak może czuć się morderca, mamo? – Spojrzał na nią gorzko.
            - Nie mów tak…
            - A jak mam mówić?! – uniósł głos, starając się jednak, żeby tym razem jego pretensje nie dotarły do synka, który bawił się na zewnątrz. – Zabił ją. Jak inaczej mam go nazywać?!
            W oczach kobiety przez moment zabłyszczały łzy. Chwilę później nie było jej już w domu. Pożegnała się z wnukiem przed budynkiem i odeszła. On tylko patrzył na nią z żalem. Nie chciał tego rozumieć. Nie chciał nawet słyszeć o bronieniu go. Rozdrażniony chwycił koperty w rękę i wrzucił je do kominka w salonie, rozpalając w nim ogień. Czuł, jak mimowolnie znów ogarniają go te wszystkie okropne uczucia, których starał się unikać dla dobra synka. Chciał szaleć i niszczyć wszystko, co przypominało mu o przeszłości, wyrzucać pamiątki i ramki ze zdjęciami.
            - Niech cię szlag, człowieku! – warknął rozżalony, próbując ratować listy, które przed momentem chciał zniszczyć. Większość i tak już przestała istnieć. Dwa wciąż płonące wyciągnął i zagasił na podłodze, zostawiając na panelach mnóstwo popiołu. Trzeci, zsunął się jakimś cudem i nie zdążył zająć ogniem. Zostawił jednak to wszystko tak, jak leżało, nie chcąc na to patrzeć. Wyszedł do kuchni, żeby umyć i opatrzyć poparzone palce. Tego jeszcze tylko brakowało…

            - Tato? – chłopiec zawołał go z łóżeczka, do którego właśnie go położył. – Babcia powiedziała, że wujek jest na wakacjach. Myślisz, że przyśle nam pocztówkę? I przywiezie jakiś prezent? – zapytał, sprawiając, że mężczyzna musiał odwrócić od niego twarz, żeby nie ukazać swoich łez.
            - Myślę, że na pewno. Śpij już. Dobranoc.
            - Dobranoc.

            Fotel w salonie stał teraz naprzeciw na wpół spalonych listów. On bawił się jedną ocalałą w całości kopertą, odurzony alkoholem, szlochając cicho i patrząc na nią z żalem. „Zacznij żyć. Damien potrzebuje ojca.” – wszyscy wciąż mu to powtarzali. Przecież starał się, jak mógł. Dlaczego to wciąż było mało? Był dla niego dobry. Zajmował się domem, nawet sam gotował, gdy matka nie przychodziła w odwiedziny. Nie mógł sobie poradzić jedynie z własnymi uczuciami, ale przecież nie okazywał mu tego, więc dlaczego wszyscy mieli do niego pretensje?
            Rozerwał dość nieostrożnie kopertę i wyciągnął z środka kartkę zapisaną doskonale znanym mu pismem. Drżącymi dłońmi rozłożył ją i zmrużył lekko oczy, bo litery rozmywały mu się w półmroku. Jak on w ogóle śmiał jeszcze do niego pisać?

Cześć Braciszku,
            To już mój piąty list do Ciebie. Myślę, że i tak mi nie odpiszesz. Nie wiem nawet, czy w ogóle je dostajesz, ale będę próbował. Musisz w końcu zrozumieć, uwierzyć mi i poznać całą prawdę. Nieważne, jak długo będę tu gnił.
            Zacznę od tego, co zwykle. Jest mi przykro, że Damien stracił matkę i dlatego, że Ty po niej rozpaczasz, chociaż na to nie zasłużyła. Możesz bronić jej na wszystkie możliwe sposoby, ale to nie była dobra osoba. Nie jestem w stanie zaprzeczyć, że zawsze kochała Waszego synka i troszczyła się o niego, ale prócz urody to była jej jedyna zaleta. Mam wrażenie, że przez jej śmierć, w ogóle nie dotarło do Ciebie, co ona wyprawiała i kim była. Sprawdziłem ją. Nie znaliśmy nawet jej prawdziwego imienia. Oszukiwała i wykorzystywała Ciebie, a przy okazji jakiegoś drugiego gościa, nie wspominając o tym, że puszczała się ze swoim, rzekomo byłym, facetem. Wszystkie dokumenty świadczące o tym, że piszę prawdę, znajdziesz w moich rzeczach. Daty, nazwiska, zdjęcia. To okrutne, ale musisz w końcu w to uwierzyć. Jak również w to, że jestem niewinny. Nienawidziłem suki, ale nie zabiłem jej.
            Wiedziałem już wcześniej, ale chciałem zaoszczędzić Ci bólu i kłopotów, więc próbowałem nakłonić ją, żeby skończyła z tym wszystkim, ale tego dnia dowiedziałem się od wynajętego człowieka, że znów Cię zdradziła. Próbowałem Ci to powiedzieć, pewnie pamiętasz. Źle zacząłem, nie powinienem nazywać jej „kurwą” zanim wszystko Ci wyjaśniłem, należało mi się wtedy, patrząc z Twojej perspektywy. Dostałem telefon, że właśnie podjechała taksówką na parking, więc wybiegłem wściekły z Twojego mieszkania w środku nocy. Nie wiem, co chciałem zyskać. Była pewna, że nie mogę jej zaszkodzić, widocznie naprawdę mocno owinęła sobie Ciebie wokół palca. Szarpaliśmy się. Uderzyłem ją w twarz i nawet groziłem, że uduszę, jeśli nie przestanie Cię krzywdzić, ale ona tylko się śmiała. Nie miałem już sił, ani pomysłów, więc zostawiłem ją w spokoju i chciałem odejść, odgrażając się jej jeszcze, choć wiedziałem, że to nic nie pomoże. Ktoś mnie wtedy potrącił, ale nie obejrzałem się na niego, ruszyłem chodnikiem w stronę domu mamy. Potem usłyszałem jej krzyk. Odwróciłem się, ale mignął mi wtedy tylko nóż, w którym odbijało się światło latarni i ta ciemna postać, która zepchnęła ją pod nadjeżdżający samochód. Ten ktoś uciekł, podstawionym kawałek dalej autem i nie pobiegłem za nim tylko dlatego, że chciałem ratować tę babę, którą w przypływie stresu uznałem za człowieka wartego życia. Gdybym wiedział, pobiegłbym za nim, żeby chociaż mieć szansę na wybronienie się z tego.
            Chciałem dobrze. Nie mogę zdzierżyć tego, że nie potrafisz we mnie uwierzyć, że wziąłeś mnie za oszusta i mordercę. Wtedy, po rozprawie, nawet nie chciałeś spojrzeć w moją stronę, a to było wszystko, czego potrzebowałem. Nie, żeby uwierzył mi sędzia, tylko właśnie Ty. Nie oszukałem Cię. Nie zdradziłem. Nie zabiłem jej.
            Jeśli przeczytasz ten list… którykolwiek z tych, które wysłałem, proszę, przyjdź do mnie. Nie będziemy mieć pewnie zbyt wiele czasu, ale może wtedy, gdy wreszcie spojrzysz mi w oczy, zrozumiesz, że mówię prawdę. Tu jest naprawdę strasznie. Warunki są znośne, ale ludzie przerażający. Wylądowałem wśród prawdziwych morderców i przestępców, każdego dnia, gdy tylko strażnicy znikają z horyzontu naprawdę boję się o swoje życie, a przynajmniej zdrowie i wciąż tylko słyszę, że jeśli nie znajdę sobie jakiegoś „ochroniarza”, w każdej chwili mogą… Boże, to takie żenujące, ale wyobrażasz sobie, o czym myśli cała masa facetów w przymusowym celibacie?… Ale wierzę, że jeśli mi uwierzysz, zrozumiesz i zobaczę to w Twoich oczach, będzie mi łatwiej. W końcu to tylko kilka lat, mój adwokat twierdzi, że wyjdę wcześniej za dobre sprawowanie…
            Proszę, przyjdź, żebym chociaż mógł Cię zobaczyć. Mam nadzieję, że Damien jakoś pogodzi się z odejściem matki i wychowasz go na wspaniałego mężczyznę. Jest do nas taki podobny, prawda? Pozdrowienia od wujka z więzienia raczej nie są najlepszym pomysłem, ale uściskaj go ode mnie. Ah i przeproś mamę. Naprawdę, nie mogę spojrzeć jej w twarz, póki my sobie wszystkiego nie wyjaśnimy.
            Kocham Was z całych sił.
            Twój Bill

            - Cholery hipokryta! – warknął, odrzucając list na bok i podnosząc dwa pozostałe, które były w strzępkach. Nie wierzył mu. Nie wierzył mu ani odrobinę i nie zamierzał oglądać go na oczy. Mógłby nawet powiedzieć synowi, że jego wujek nie żyje i zabronić się kiedykolwiek do nich zbliżać. Niech zgnije w tym więzieniu. Niech tam zdechnie! – powtarzał w myślach, choć po policzkach płynęły mu łzy.
            Urywki jednego z tych listów były z samego początku. Niewiele dało się z nich odczytać, prócz przerażenia miejscem i sytuacją, w jakiej się znalazł. Były tam prośby o wiarę, o pomoc, o zlitowanie się nad nim. Im więcej strachu Tom czuł w tym liście, tym bardziej był wściekły. Odrzucił go szybko i złapał kolejny. To był urywek ostatniego listu, jaki od niego dostał, o czym świadczyła data na stemplu. Większość tekstu nawet cząstkowo potwierdzała to, co znalazł w ocalałej kopercie, pismo jednak było bardziej niewyraźne, kartka nieco poszczerbiona i jakby zmoczona.

            Właściwie miałem Ci nie mówić, ale pomyślałem, że może przyjdziesz chociaż z litości. Dopadli mnie. Trzech, wygłodniałych, wytatuowanych od stóp do głów osiłków. Zabawne, czyż nie? Czujesz satysfakcję? Odpłacili mi za to, że tak bardzo chciałem, żebyś był szczęśliwy. Ale broniłem się, narobiłem takiego rabanu, że całe więzienie postawiłem na nogi. Trafili do izolatki, a ja do oddziału szpitalnego. Tylko nie mów mamie i tak pewnie jest przerażona.

            To był jedyny fragment listu, który dało się odczytać w całości. Mężczyzna zgniótł go wściekle w dłoni i wrzucił do kominka, gdzie w kilka chwil papier całkiem spłonął. Brudnymi od spalonych krańców listu dłońmi, ocierał łzy z twarzy, tworząc na niej ciemne smugi. Nie pójdzie do niego. Wciąż nie mógł uwierzyć w jego słowa, choć musiał przepisywać je tyle razy i chociaż miał ochotę zabić tych ludzi, którzy skrzywdzili jego brata tam, w więzieniu. Poszedł nerwowym krokiem do swojego gabinetu, gdzie z szuflady biurka stojącego na środku pomieszczenia, wyciągnął kartkę i długopis. Dłonie mu drżały, a słowa ulatywały z głowy, ale musiał to zrobić. Nie wierzył mu ani trochę, ale czuł, że naprawdę musi to zrobić…

Cześć Bill,
            Przeczytałem jeden Twój list. Pisałeś, że był piąty. Widziałem też urywki pierwszego i ostatniego. Mimo to nie przyjdę… Ciśnie mi się na usta „przepraszam”, ale nie przeproszę. To, co piszesz, jest bez sensu. Dlaczego Maddie miałaby mnie oszukiwać czy zdradzać? Miała wszystko i kochała mnie. Byliśmy szczęśliwi, więc po co się w to pakowałeś? Poza tym, kto i dlaczego miałby chcieć ją zabić? Te brednie tylko doprowadzają mnie do szału! Popadłeś w jakąś chorą paranoję, którą zniszczyłeś mi życie. Każdego dnia walczę ze sobą, żeby nie odwracać wzroku od swojego syna tylko dlatego, że jest tak do nas podobny. Nienawidzę Cię, chociaż zabolała mnie informacja, że ktoś Cię tam krzywdzi. Nie chcę, żebyś wyszedł z więzienia. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek wrócił do mojego życia. Postaram się o przeniesienie dla Ciebie, żeby było Ci lżej, ale zgnij tam, a przynajmniej po wyjściu nigdy w życiu nie zbliżaj się do mnie ani do Damiena, bo nie ręczę za siebie. To wszystko, co mam Ci do powiedzenia.
            Tom

            Czytał list, będąc już w zwykłej celi. Kiedy go przenosili, nie wiedział jeszcze dlaczego i kto się za nim wstawił, ale był bardzo wdzięczny tej osobie. Zajmował górne łóżko po prawej w czteroosobowej klatce. Pod nim znajdował się człowiek, któremu zaraz po trafieniu tutaj, opowiedział, co mu się przydarzyło. Mężczyzna wydawał się być prosty, nie zaczął z nim dyskusji o niebezpieczeństwie i degeneracji w więzieniach, ale uśmiechnął się do niego i obiecał, że w razie czego może na niego liczyć. Można powiedzieć, że czuł się tam teraz nieco bezpieczniej. Jednak po przeczytaniu tego krótkiego listu od brata, miał ochotę sam powiesić się na jakimś sznurze pod sufitem. Cichy szloch rozległ się w celi, a zgnieciona kartka wylądowała pod poduszką…
            - Hej, w porządku tam?
            - Nie wierzy mi… Nawet teraz, gdy ta głupia suka nie żyje, obwinia za wszystko właśnie mnie.
            - Wyluzuj, młody. Za rok zdasz sobie sprawę, że to nieważne. Tu trzeba żyć z dnia na dzień, jak wyjdziesz, będziesz zastanawiał się, co dalej – radził mu współwięzień. Bill nawet nie zapytał, za co ten siedzi. Wolał chyba nie wiedzieć, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Potrzebował tej jednej nocy, żeby zdecydować się, że przyjmie przy najbliższej okazji wizytę matki.


            - Mój Boże, Bill! Jak ty wyglądasz?! Nic ci nie jest? Dobrze cię traktują? – Kobieta już niemal klęczała koło spiętego kajdankami chłopaka. Był skazany za morderstwo, więc nie było mowy o wizycie bez nich.
            - Już w porządku. Tutaj mam spokój – powiedział, uśmiechając się do niej lekko. – Potrzebuję twojej pomocy – oznajmił zaraz potem, pozwalając przytulić się kobiecie. Serce tłukło mu się okropnie. Dobrze wiedział, jak bardzo zrani matkę tymi słowami, ale była w tej chwili jego jedyną nadzieją, żeby się podnieść i przetrwać czas, który ma tu spędzić z łatką mordercy.
            - Oczywiście, synku. Co mogę dla ciebie zrobić?
            - Musisz sprowadzić tu Toma.
            - To niemożliwe… - Kobieta westchnęła ciężko. – Zrozum go… to była jego żona…
            - Ty mi wierzysz, prawda? Wierzysz, że tego nie zrobiłem? – przerwał jej łamiącym się głosem. Jego matka ze łzami w oczach skinęła twierdząco głową. Tak naprawdę sama nic z tego nie rozumiała, to wszystko było takie zagmatwane, ale nie potrafiła mu nie wierzyć. – Więc pomóż mi. Nie wytrzymam tu z myślą, że mój brat mnie nienawidzi.
            - Bill, naprawdę nie mogę nic już zrobić…
            - Musisz. Poproś o dowody, które zebrałem przeciw „Maddie”. Powinni ci je wydać. I zanieś je Tomowi, zmuś go, żeby to przejrzał. On mi musi uwierzyć, to jedyne wyjście!
            - Nie mogę się w to wtrącać. On jest całkiem rozbity, ledwie sobie radzi, a jest jeszcze Damien…
            - On tu musi przyjść! – przerwał jej uniesionym tonem. Strażnik spojrzał na niego krytycznie, więc przestraszony, że każą mu natychmiast wracać do celi, uciszył się. – Musi, mamo, rozumiesz? -  powtórzył spokojnie, po czym dodał szeptem: – Zabiję się, jeśli nie przyjdzie… jeśli mi nie uwierzy… Powiedz mu to. Powiedz, że wolę umrzeć, niż wiedzieć, że mnie nienawidzi za coś, czego nie zrobiłem.


            - Nie ma mowy! Idiota! Cholerny idiota! Co on sobie myśli?! – wykrzykiwał wściekle. Damien był w przedszkolu, a niedawno przyszła… właściwie przybiegła do niego matka. Naprawdę z początku chciał to wyśmiać, ale widząc rozpacz w jej oczach, zrozumiał, że to nie żarty. Niemal upadła… błagała go, żeby tam poszedł, żeby coś zrobił. Cokolwiek. Czy jego brat całkiem postradał zmysły? Zabił, a teraz sam chce się zabić i że to niby właśnie on ma go odwieść od tego pomysłu? On, któremu najbardziej zniszczył życie? Oszalał, nie widział innego wyjścia.
            Minął już tydzień od poprzedniego listu i tym razem nie zapowiadało się na to, by nadszedł kolejny, chociaż Tom pojechał nawet specjalnie, aby sprawdzić skrzynkę starego mieszkania. Chciał wymazać go z pamięci, ale myśl, że jego brat się poddał, była wyjątkowo uciążliwa. Przecież sam powiedział, że chce, aby tam zgnił. Dlaczego więc nie mógł przestać o tym myśleć?
            - Zabije się… Ja ci dam „zabiję się” – warknął, ruszając nerwowo na przedpokój. Tak, widział dowody. Tak, rozumiał, ale to zbyt bolało, żeby potrafił się z tym pogodzić. Dla niego to i tak było bez sensu. Chciał tak żyć. W tym kłamstwie. Nie przeszkadzało mu to, bo przecież Maddie wtedy przy nim była… była, głównie dlatego, że łączył ich Damien, ale nigdy po jej zachowaniu nie mógłby poznać, że nie darzy go takim uczuciem, jak on ją. Chciał wierzyć, że mimo wszystko go kochała… - Nie pozwolę ci się zabić – rzucił sam do siebie, wsiadając w samochód. – Masz tam gnić i cierpieć. Za Maddie. Za wszystko…


            - …uznaje Billa Kaulitza za winnego zarzuconego mu czynu. Uznaje jednak morderstwo Maddie Kaulitz za popełnione nieumyślnie. Niniejszym skazuje go na trzy lata pobytu w ośrodku karnym…
            Po dokładnym rozpatrzeniu sprawy, okazało się, że Maddie faktycznie była oszustką, a dowody zebrane przez Billa prawdziwe. Nie pomogło mu to jednak w obronie, bo nikt nie widział prawdziwego sprawcy, a mężczyzna, który potrącił kobietę, wskazał Billa jako jedyną osobę zauważoną w pobliżu. Jego dochodzenie okazało się jedynie ostatnim gwoździem do trumny, stając się motywem morderstwa. Miał wtedy ochotę krzyczeć, że to nieprawda, ale jedynie patrzył błagalnym wzrokiem w stronę bliźniaka. Tak bardzo się bał. I tak bardzo chciał, żeby Tom mu uwierzył…


            - Kaulitz, masz znów gościa – oznajmił strażnik, podchodząc do siedzącego na ławce w spacerniaku młodego mężczyzny. On jednak pokręcił jedynie przecząco głową.
            - Przeproście ją, proszę. Nie chcę z nią rozmawiać.
            - To twój brat.
            - Brat?
            Nie mógł w to uwierzyć. Podniósł się ze swojego miejsca natychmiastowo, choć nogi się pod nim trzęsły. Więc jednak się udało. Przekonał go tą groźbą. Był pewien, że Simone lamentowała, jak nigdy dotąd. To było okrutnym, ale jednocześnie jedynym skutecznym sposobem na sprowadzenie go tu. Miał teraz szansę, żeby z nim porozmawiać i oczyścić się chociaż w jego oczach. Możliwe, że pierwszą i ostatnią.
            Wszedł spięty kajdankami do niewielkiego pomieszczenia, w którym czekał na niego Tom. Stał plecami do drzwi, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Odwrócił się do niego jednak niemal natychmiastowo, gdy tylko wpuścili do środka Billa. Na jego twarzy gościła wściekłość, ale nie bał się go. Przyjąłby teraz każde upokorzenie, żeby z nim porozmawiać. Mimowolnie uśmiechnął się na jego widok. Cholernie za nim tęsknił, podszedł do niego i uniósł na chwilę ręce, jakby chciał go dotknąć, ale zaraz je opuścił.
            - Widziałeś? Oglądałeś je wreszcie? – zapytał pospiesznie. – Tom…
            - Oh, zamknij się – warknął do niego bliźniak. – Wiem od rozprawy. Rozumiem to, ale to nic nie zmienia, możesz to zrozumieć i dać mi wreszcie spokój?
            - Jak to nic nie zmienia? Ona oszukiwała ludzi, nie tylko ciebie, to…
            - Nie, to nic nie zmienia. Była kobietą, którą kochałem, a TY ją ZABIŁEŚ! – niemal wykrzyczał, całkiem ignorując obecność strażnika. – Naprawdę sądzisz, że ci to wybaczę…? Mówiłem ci już, masz tu gnić. Nie chcę cię znać i przestań opowiadać takie rzeczy matce, bo osobiście cię skrzywdzę – warknął, dając mu do zrozumienia, że skończył mówić i ruszył do wyjścia. Bill w jednej chwili uchwycił się palcami jego bluzki, mając już łzy w oczach.
            - Nie zabiłem jej! – uniósł się, zaciskając coraz mocniej dłonie na jego ubraniu. Strażnik ruszał się już z miejsca, żeby ich rozdzielić. Nie tak to sobie wyobrażał. To nie miało być tak! – Naprawdę uważasz, że byłbym w stanie kogokolwiek zabić?! Znasz mnie od urodzenia, Tom! Zawsze byłeś nią zaślepiony, ale pora się ocknąć!
            - Dobra, to koniec widzenia – mruknął strażnik, odciągając go od brata. Mimowolnie z oczu Billa popłynęły łzy. To nie miało być tak! – Idziemy…
            - Tom! To nie byłem ja! Ja chciałem ją tylko przekonać, żeby była dla ciebie dobra. Tylko tyle! Uwierz mi, błagam… - mówił, szarpiąc się ze strażnikiem, który jednak szybko opanował sytuację, ciągnąc go już do wyjścia. – Dobrze wiem, że i tak tu zostanę, ale musisz mi uwierzyć. Ty jeden musisz mi wierzyć!
            Nie mógł na niego patrzeć, czuł, że cały drży. Łzy bliźniaka sprawiały, że tracił pewność, którą przecież miał od dawna. Zawsze przecież się tak ze sobą kłócili, dlaczego ten facet go tak traktuje? Oh, jeśli ktoś ma prawo zrobić mu krzywdę to tylko on, jego brat! Załapał strażnika za ramię, zatrzymując go przed wyprowadzeniem czarnowłosego. Sam siebie nie rozumiał, ale nie mógł na to patrzeć. Nie mógł znieść myśli, że był tak poniewierany przez innych ludzi.
            - Proszę go zostawić – zwrócił się do mężczyzny, którzy skrzywił się, ale puścił Billa. On w jednej chwili, wyrwał się i zbliżył do bliźniaka. Oparł ręce na jego torsie, a czoło na ramieniu, próbując się uspokoić. – Dlaczego mam ci wierzyć? – zapytał, samemu dziwiąc się, jak bardzo drży jego głos. Nie ruszył się ani odrobinę, odkąd brat się do niego zbliżył. – Nie znaleźli nikogo… Dobrze wiesz… To musiałeś…
            - To nie byłem ja – przerwał mu. – Kocham cię, Tom, nie mógłbym cię skrzywdzić… Nie mógłbym zabić człowieka, nawet nie wiesz, jak się czuję…
            - Jak morderca.
            - Nie jestem mordercą! – wykrzyknął, odsuwając się od niego, żeby spojrzeć mu ostro w oczy. – Jestem twoim bratem. Tym, który zawsze był po twojej stronie. Tym, który milczał, gdy w tajemnicy przed matką brałeś ślub. Tym, który zajmował się twoim synem, kiedy potrzebowałeś pomocy. Tym, który rezygnował ze wszystkiego, żeby cię wspierać – mówił, nie powstrzymując już łez. – Musisz mi wierzyć, Tom. Ty jeden, po prostu MUSISZ. Inaczej to nie będzie miało sensu…
            Słuchał go uważnie, ale kiedy chciał odpowiedzieć, rozchylił jedynie wargi, z których nie wydobył się żaden dźwięk. Broda drżała mu niebezpiecznie i walczył z ciężką kluchą, która utkwiła mu w gardle. Boże, dlaczego? Dlaczego musiał teraz przez to przechodzić? Dlaczego przez całe życie był taki ślepy? Patrzył na niego i nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. W tej jednej chwili po prostu mu uwierzył. Bez dowodów, dochodzeń, bez żadnej sprawy w sądzie. Zajrzał mu w oczy i dojrzał to, co przez cały czas Bill usiłował mu powiedzieć. On naprawdę go kochał, ale ta miłość różniła się mocno od tej, którą on go darzył. Ten spięty kajdankami młody mężczyzna, po którego policzkach płynęły teraz łzy, był dla niego najdroższym bratem, największym wsparciem i wszystkim, co sam zawsze chciał ochraniać. Natomiast w jego oczach błyszczało coś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Bezkresna miłość, którą nigdy nie powinien go darzyć; która nigdy nie powinna zaistnieć. Teraz dopiero był w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo się starał, dlaczego nie był w stanie pogodzić się z oszustwem jego ukochanej żony… To dlatego udowodnienie niewinności właśnie jemu było ważniejsze niż spędzenie kilku lat za kratami… Nie mogąc dłużej wytrzymać, objął go mocno, pozwalając mu wtulić się w siebie, jak za dawnych czasów.
            - Boże… Bill, przepraszam… ja… nic nie wiedziałem, ty głupku… - wydukał, czując, że i jemu łzy spływają po policzkach. Strażnik patrzył na nich jak na kretynów, ale żaden z nich nic sobie z tego nie robił. – Wierzę ci… - wyszeptał. – Teraz naprawdę ci wierzę – powiedział pewnie, ale bliźniak w tamtej chwili nie był w stanie się odezwać. Ulga i jego ciepło, odbierało mu mowę. Nic się nie liczyło, prócz tego, że Tom mu uwierzył. Poznał prawdę i nie potępił go za nią. – Ja… wniosę wniosek. Odwołanie… cokolwiek. Nie możesz tu zostać – odezwał się znów po chwili.
            - Póki co musi – wtrącił się niemiło strażnik, patrząc z niechęcią na gościa. Zaraz potem odciągnął od niego czarnowłosego. Tom niechętnie mu na to pozwolił. Nie docierało jeszcze do niego, co tak naprawdę oznacza to uczucie, którym darzył go Bill. Nie był w stanie go odwzajemnić, z tego doskonale zdawał sobie sprawę, ale chciał zrobić wszystko, żeby jakoś wynagrodzić mu to cierpienie i upokorzenie. – Czas się skończył.
            - Niech pan poczeka! Bill, co mogę zrobić? Powiedz mi.
            - Już nic – odezwał się wreszcie, uśmiechając się lekko. Trzymany za ramię przez strażnika, otarł twarz z łez. – Teraz już jest w porządku.
            - Ale masz wyrok…
            - Wyjdę stąd, za rok, może półtora – stwierdził, wciąż się uśmiechając, jakby nic złego się nie wydarzyło. Jakby naprawdę był szczęśliwy. Toma coś ścisnęło w żołądku i w tej chwili łzy, które go dusiły, pojawiły się na jego policzkach. – Poradzę sobie. Odwiedzisz mnie czasem?
            - Obiecuję – niemal szepnął.
            - Uściskaj Damiena. Jest do nas taki podobny, prawda?
            - Bardzo podobny, Bill. Z każdym dniem bardziej.
            - Do zobaczenia – rzucił jeszcze czarnowłosy, gdy strażnik wyprowadzał go z pomieszczenia.

Nie spałem po nocach, byś mógł żyć, jak chciałeś.
Ona nie jest nawet w połowie warta tyle, co ja.
To prawda, nie ma o czym mówić.
Wstrzymaj więc swój oddech i odejdź.
Nie potrzebuję współczucia.
Nie ma nic, co mógłbyś powiedzieć lub zrobić dla mnie.
I nie chcę żadnego cudu,
Wiem, że nie zmienisz się dla nikogo.
Jestem wystarczająco silny, by żyć bez Ciebie.
Mam dość sił, by więcej nie płakać.
Jestem wystarczająco silny, żeby pozwolić ci odejść.
Właśnie teraz jestem wystarczająco silny,
Żeby zrozumieć, że powinieneś odejść.*

*Cher – Strong enough
Eminem – No Love (feat. Lil Wayne)

19 komentarzy:

  1. Wspaniałe, świetne, niesamowite! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle odebrało mi mowę.. Jesteś niesamowita :*
    -verdammtalien

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, chciałabym coś napisać, chociaż parę zdań, ale... po prostu brak mi słów. To było po prostu piękne, a cała historia, przepełniona tyloma uczuciami jest opisana w tak cudowny sposób <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czokuś, kolejny raz doprowadziłaś mnie do łez. Jesteś niesamowita, wiesz? *ociera oczka*
    Jutro, kiedy najdzie mnie wena na komentowanie, postaram się napisać coś na KILu odnoście tego one-shota. <3
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podobało.
    Poprostu niesamoite i..aż brak mi słów.
    Genialne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Geniusz.. - tylko tak mozna to skomentowac.. To, co dzialo sie w mojej glowie jest nie do opisania.. Lzy splywaly mi od momentu listu Billa. Ten oneshot wywarl na mnie naprawde ogromne wrazenie! I dziekuje, ze go napisalas..

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie również odebrało mowę (...mowę?). Jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  8. O K*U*R*W*A! -to było pierwsze co powiedziałam po przeczytaniu.

    Wiesz... jesteś pierwszą, która od nie pamiętam jak długiego czasu wywołuje u mnie regularny płacz! Uduszę Cię za Twoją genialność!
    To było... przezajebiście NIESAMOWITE!

    Kłaniam się nisko!

    <3<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobnie, jak kilku poprzednim osobą... odebrało mi mowę. Poryczałam się.
    Aż szkoda, że to tylko one-shot, bo chciałabym zagłębiać się w tę historię.
    Jedno z najlepszych twoich opowiadań :)

    OdpowiedzUsuń
  10. chyba nie bede umiala nic sensownego napisac, wiec...
    gdzies ty do cholery jasnej znalazla ta historie w swojej glowie? zebym musiala 2 moze 3 a nawet 4 razy sie zatrzymywac tylko po to by nie rozryczec sie jak male dziecko - chociaz i tak sie poryczalam i ty dobrze wiez ze to NIE jest pierwszy raz i znajac ciebie - NIE OSTATNI.

    a jesli chodzi i o historie to jest wielkie WOW. po prostu brak mi slow...ale ciesze sie ze chociaz po tym najgorszym piekle jakie Bill przeszedll, Tom mu wybaczyl.
    i zgadzam sie z tym, ze szkoda, ze to one-shot bo z checia bym przeczytala notke czy dwie na temat calej tej histori, ale jak musze (hahaha) zadowole sie tylko jedna :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie obraz sie na mnie, moja kochana Czoko, dobrze? Moim zdaniem jestes stworzona do pisania takich historii, nie wesolych komedyjek. Nie zrozum mnie zle, nie mam nic przeciwko wesolosci, ale czytajac je, mam wrażenie, jakbym czytala zwykle opowiadanie byle kogo, a nie Twoje, mojej ukochanej autorki. Mam wrażenie, jakbys marnowala swoj talent, ktory pokazalas wlasnie w TEJ historii. Uwielbiam Cie za nia, uwielbiam kiedy Twoje opowiadadania sa pelne emocji, pasji, milosci. Oczywiście, jak zawsze wycisnelas ze mnie lzy, w momencie rozmowy blizniakow. Cudownie stworzylas kreacje Billa. Byl wiarygodnym bohaterem, polubilam go. Moglabys nawet napisac epilog do tego, druga część, pokazać ich zachowanie po wyjsciu billa... Być moze Tom jednak moglby cos poczuc. Aha! Miałas swietny pomysł z tym synem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Av, kochana, jak mogłabym się na Ciebie gniewać? :)
      Rozumiem, że wolisz mnie w tego typu opowiadaniach, ale nie chcę się do nich ograniczać. Czasami też potrzebuję chwili na oddech, czegoś co pisze się na kompletnym luzie, a że są tacy, którym się to podoba, robię to ;).
      Żeby Cię nie martwić powiem tylko, że nigdy nie zamierzam zrezygnować z mojego emocjonalnego stylu, co myślę widać w opowiadaniach takich, jak to.
      Cieszę się, że podobał Ci się ten oneshot <3. Sama muszę przyznać, że choć było to krótkie, strasznie polubiłam małego Damiena ^^, który jest tak podobny do swojego ojca i wujka...
      <3

      Usuń
  12. Zaczynając to czytać, nie wiedziałam czego się mogę spodziewać, ale wiem jedno... nie spodziewałam się czegoś takiego. Jest to coś zupełnie innego co zawsze czytam. Ta historia jest taka... kurczę, aż słów mi brakuje, żeby wyrazić to co myślę.
    Zgadzam się z "Av". Masz prawdziwy talent do pisania niebanalnych historii, chwytających za serce i ściskających krtań. Oh no i oczywiście wyciskających łzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Faajne!! Tylko szkoda, że jedna część:)!!

    OdpowiedzUsuń
  14. No łapie za serca. Nie poryczałam się ale można powiedzieć ,że w głębi serca ryczałam jak dziecko. To było bardzo fajne

    OdpowiedzUsuń
  15. Podoba mi się pomysł. Po drugie, dobrze przemyślany zwrot akcji. Z mojej strony nic dodać nic ująć, świetnie napisana jednoczęściówka! Czekam na kolejne i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Po prostu uwielbiam twojego bloga! Czytam wszystko co zamieszczasz i strasznie mi się podoba. Wszystkie twoje pomysły na opowiadania są genialne. Czekam na kolejną notkę. <3 WENY ^_^

    OdpowiedzUsuń
  17. Przeszły mnie ciarki, wtedy pod koniec. Cholernie smutne, ciężej przychodzi mi określić to inaczej, teraz czytam drugi raz, pierwszy był ponad tydzień temu. Było kilka łez, powinnam się nie przyznawać, co? ;-)
    I od teraz piosenka 'Strong enough' będzie się kojarzyć jedynie z tym opowiadaniem... z tą historią...
    Jesteś sadystką, lubisz wzruszać, prawda? <3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^