wtorek, 21 sierpnia 2012

[4/15] Lokator na gapę


Witajcie ^^. Cóż, wróciłam z kolejnym odcinkiem łajzowatego Billa i Toma... którego ciężko opisać jednym słowem xD. Ale co poradzić? ^^ W każdym razie cieszę się, jeśli Wam się podoba, że ze mną (nami ;D) jesteście i zaglądacie tu dość często ;). Ostatnio krąży po mojej głowie kilka innych pomysłów na TWC, ale nie zapisałam ich, więc nie wiem, czy uda mi się to skleić w sensowną całość xD. Póki co... przejdźmy do notki, więc... SMACZNEGO :D. I czekam oczywiście na Wasze opinie ;).
Ponownie zapraszam na FORUM RPG, bo chyba się wstydzicie :p. A szkoda...
A TU ewentualne pytania, moi Drodzy ;).

Wasza Czokoladka ;).




4.
To było co najmniej dziwne. Nie wiem, jak inaczej mógłbym nazwać całą tę sytuację, ale raczej nie czułem się w związku z tym lepiej. Właściwie bardzo prawdopodobne było, że Andreas kompletnie nie pamięta, co robił w nocy i może powinienem mu to wreszcie odpuścić, ale co z tymi skarpetkami? No jak byk na stopach ich nie miał! A czy miał je wczoraj - za cholerę nie pamiętam! Jeszcze bardziej pokręcona sytuacja była z jego przyjacielem, który... na dobrą sprawę tylko z wyglądu przypominał człowieka z opowieści platynowego. No ale Andro też był przecież w porządku. Matko, czy ja naprawdę tak działam na ludzi, że wyzwalam ich najpodlejsze cechy...? W każdym razie koleś z jednej strony mi podpadł, a z drugiej uratował tyłek - duma za nic nie pozwalała mi tu zostać z Andreasem, ale jeśli zostanę z dredziarzem, to chyba nie stanie się nic złego, prawda? No... 
Muszę przyznać, że nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Minęło już kilka dni, odkąd nie rozmawiałem ze swoim chłopakiem i nie daję mu nawet powiedzieć słowa na ten temat w moim pobliżu - od razu zaczyna mi się robić głupio i czerwienię się jak kretyn, więc to chyba zrozumiałe? Poza tym, jak sobie myślę, że faktycznie mógł przelecieć kogoś tam, w tym aucie... Ugh, nie! Nie gadam z nim i tyle! No a Toma to właściwie nie znam. Kręci się czasami po mieszkaniu, zamieni ze mną niekiedy kilka zdań i tyle go widzę. A ja nie chciałem, cholera, mieszkać sam i co? Na jedno mi wychodzi! Czułem się beznadziejnie samotny w tym mieszkaniu. Zresztą Andro w większości przypadków posyłał mi już tylko smutne spojrzenia. Chyba czekał, aż wyciągnę rękę na zgodę albo dam mu jakiś znak, ale nic z tego! Niech odcierpi swoje, potem MOŻE mi trochę przejdzie. Jeśli chce być z tak wspaniałym chłopakiem jak ja, musi odpowiednio się zachowywać, proste!
Miałem już dość tej ciszy. Według planu zajęć Andreas miał niedługo wrócić do domu, ale wiedziałem, że za nic do niego nie pójdę, więc postanowiłem trochę pomęczyć Toma i pożalić mu się. W końcu był przy całej tej akcji i zna dość dobrze platynowego, więc kto inny mógłby mi pomóc? Nawet jeśli obawiałem się nieco jego "nowego" charakterku. Uhm. W końcu gejem nie jest, prawda? Więc co mógłby mi zrobić?
Zapukałem lekko do drzwi, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. No, ale kto śpi o tej porze?! Była przecież piętnasta! Druga próba była tak samo nieudana, więc w końcu, z czystej chęci uświadomienia mu, że w dzień można robić wiele ciekawszych rzeczy niż sen (nie, wcale nie chciałem wiedzieć, co on robi, co mnie to niby interesuje?), uchyliłem lekko drzwi i zajrzałem do środka. Właściwie na pierwszy rzut oka zmieniło się niewiele. Wsunąłem się do środka i rozejrzałem nieco. Andreas z pewnością mi mówił coś o studiach dredziarz, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć, co to było - prawdopodobnie byłem czymś zajęty, gdy o tym mówił (na przykład dobieraniem biżuterii na ten dzień, malowaniem się, czy układaniem włosów). Tak więc postanowiłem się tego dowiedzieć i korzystając z okazji, że chłopak śpi, zacząłem buszować w rzeczach na jego biurku. Podkreślam NA biurku, tak bezczelny, żeby zaglądać mu do szuflad nie jestem! Chociaż byłem ciekaw, czy znajdę coś ciekawego w szafce, która wyglądała, jak barek. Patrząc na niego, powinienem znaleźć tam jakieś drogie alkohole i cygara, ale w rzeczywistości leżało tam tylko pół paczki papierosów Marlboro (hym, ostatnio jakoś nie wyczułem od niego fajek) i dwie butelki wina ze średniej półki. No, cóż. Trochę się zawiodłem, ale po upewnieniu się, że chłopak wciąż śpi, uznałem, że mam jeszcze trochę czasu, żeby się rozejrzeć.
Kiedy ostatni raz byłem w tym pokoju, więcej w nim było moich rzeczy niż jego - głównie dlatego, że tam sypiałem (od czasu do czasu, ah, ten okropny Andreas!), a on wyjeżdżając zabrał ze sobą prawie wszystko. Teraz miałem pole do popisu - masa zdjęć, kartek, dokumentów, jakaś biżuteria…
Aż stanąłem w miejscu, gdy na jednej z szafek zobaczyłem otwarte pudełeczko, a w nim łańcuszek z wisiorkiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to było stanowczo damskie, a obok wisiorka znajdował się jeszcze pierścionek. No i myślę sobie, że jakby mi kto z takim przyklęknął, to ciężko byłoby powiedzieć "nie". Może i jestem wścibski i kiedyś trafię do piekła, ale nie mogłem się powstrzymać. Naprawdę nie mogłem! Wziąłem tę błyskotkę w palce i zacząłem oglądać ją ze wszystkich stron. W środku, niewielkimi literkami, z pewnością było coś wygrawerowane, ale co? Nie mogłem za nic rozczytać - zasunięte rolety tworzyły półmrok, który stanowczo mi to uniemożliwiał. Miałem kilka opcji - wynieść pierścionek z pokoju (ale nie chciałbym być w swojej skórze, gdy ktoś mnie na tym przyłapie, nawet jeśli tylko chciałem go obejrzeć) lub zaryzykować, że Tom się obudzi, zapalając światło lub odsłaniając okna. Wtedy wpadłem jednak na genialny pomysł i wyciągnąłem z kieszeni swój telefon. W mgnieniu oka włączyłem lampkę i poświeciłem sobie, by odszyfrować literki, które teraz wyraźnie układały się w słowa "Najdroższa Jasmin".
Moja pierwsza myśl - Tom dostał w Stanach kosza! Niemożliwe! Boże, gdyby taki facet naprawdę mógł być gejem, za nic w świecie nie wypuściłbym go ze swoich rąk. A jednak wszystko wyglądało na to, że mam rację. Ale jaja! Andro padnie, gdy mu... a nie. Nie powiem mu, bo z nim nie gadam. A właściwie to miałem porozmawiać z Tomem, a nie grzebać mu po półkach…
- Nie ma tu nic ciekawego... - mruknąłem cicho do siebie.
- Zależy czego szukasz - usłyszałem i zdrętwiałem na chwilę. Ajć. jestem w tarapatach. Andreas…? Nie spieszy ci się przypadkiem do domu? Wiesz, mógłbyś przeszkodzić, zanim twój przyjaciel mnie zabije.
- Ja... tak tylko patrzyłem, bo spałeś, a chciałem pogadać i wiesz... tak jakoś - wydukałem, czując jak policzki palą mnie ze wstydu. Nic tylko bić się w pierś i powtarzać "moja wina, moja wina...". W sumie to nie kłamałem, prawda? Więc po co to przerażenie? Hm... bo Tom był straszny. Może nie ogólnie, ale w tej chwili tak.
- A wiesz, że wypada zapytać, jeśli chce się przeszukać czyjś pokój? - zapytał z lekkim uśmiechem, zabierając mi z ręki pierścionek. Schował wszystko do pudełeczka i zamknął je. Oh, pewnie nie będzie chciał się pochwalić, o co chodzi, nie?
- Przepraszam? - uśmiechnąłem się nieco niepewnie.
- Przeżyję. O czym chciałeś porozmawiać? - zapytał, przeciągając się. Boże, on jest bez koszulki! Ta, Bill geniusz zauważył to błyskawicznie, jak zwykle. Ale czy to moja wina, że się tak przy nim denerwuje, że nie zwracam uwagi na tak oczywiste rzeczy, jak BRAK KOSZULKI. Miał cudowne ciało.
- O... Andreasie. Myślisz, że on naprawdę to zrobił? - zapytałem wreszcie wprost, starając się nie zacząć oblizywać warg. To było trudne. Oh, tak mi wysychały na jego widok! No i dawno już nikt mnie nie całował. Od kłótni z Andreasem. - Bo wiem już, że był na imprezie, ale twierdzi, że nic takiego nie zrobił.
- Nie wiem - odparł, wzruszając ramionami. No, faktycznie koleś, pomocny jak nic! - Może nie pamiętać, ciężko powiedzieć, kiedy urwał mu się film.
- Pokazywał mi skarpetki, w których niby był tamtego dnia... - ciągnąłem dalej, patrząc na niego wymownie. Andreas twierdzi, że zostałem okłamany przez dredziarza, ale po co ten miałby to robić? Przecież byli przyjaciółmi i tak nagle... Chciał się mnie pozbyć...? To po co, do cholery, kazał mi zostać?! Agr... nie, wciąż nie rozumiem. - Więc?
- Już powiedziałem, wszystko możliwe. Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę? - zapytał, na co skrzywiłem się znacząco. Już mnie wyrzuca? Dopiero się obudził. Ok, może i wszedłem bez pytania na jego terytorium, ale to nie znaczy, że musi się mnie tak bezczelnie pozbywać!
- Tak. Nudzę się - rzuciłem w końcu wprost. Co innego miałem mu powiedzieć? - Nie chciałbyś spędzić ze mną trochę czasu? Wiesz, pogadać, poznać się... W końcu pomogłeś mi i... no.
Jak zwykle moje wypowiedzi błyszczą elokwencją - ale co ja mogłem? Stałem twarzą w twarz z półnagim herosem i miałem jeszcze uważać na słownictwo?! Błagam! Wystarczy, że sobie trochę poparzę, a będzie mi nieco lepiej na złamanym sercu. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
No a on zastanawiał się, gapiąc się na mnie jakoś dziwnie. Przyznam, że jego oczy świdrowały mnie na wskroś, ale nie było to jakoś specjalnie przyjemne. Nie miałem pojęcia, co chodzi mu po głowie i trochę się go obawiałem. Z nerwów zrobiło mi się stanowczo zbyt gorąco. Odchrząknąłem cicho. No, nie patrz tak, bo się stopię od tych płomieni!
- Zabiorę cię na wycieczkę. Co ty na to?
- Wycieczkę?
- Tak.
- No... no, dobrze - wydukałem wreszcie z braku laku.
Tak, to było ryzykowne. Tak, Andreas wścieknie się, gdy się dowie. Tak, nie wiedziałem, na co się godzę, ale w sumie raz się żyje, nie? I tak mój ojciec nie mógłby cieszyć się z moich wnuków. Jeśli umrę, zrzucony gdzieś z urwiska albo utopiony w stawie, to przynajmniej nikomu nie będzie żal. No, może trochę mamie i na przykład Andreasowi, jeśli faktycznie mu na mnie zależało tak, jak zapewniał. Westchnąłem ciężko.
- Czemu jeszcze tu stoisz? - zapytał, gdy nie ruszałem się z miejsca. No, zamyśliło mi się ciut, prawda... - Chcę się ubrać.
- A no... tak, już idę - mruknąłem niemrawo i wybiegłem niemal do salonu. Oddychaj, Bill. To dopiero pierwsza część tego questu!
*
Chodziłem wściekły jak osa. Zresztą chyba nikt mi się nie dziwi? Cholerny Tom! Pojęcia to ja nie miałem, co mu tak nagle odbiło. Zachowywał się, jakbym mu poważnie na jakiś odcisk nadepnął i jeszcze nabawił się przez to jakiegoś zapalenia. Właściwie to nie miałem innego wyjścia niż czekać na rozwój wydarzeń, bo Bill nawet nie chciał mnie słuchać, gdy próbowałem mu wyjaśnić, że mój współlokator, przyjaciel, jakby nie patrzeć, najzwyczajniej w świecie rżnie głupa i zachciało mu się odstawiać jakieś dziwne akcje. W wersję, że chodzi o sprawdzenie dla mnie czarnowłosego jakoś nie chciało mi się wierzyć, zresztą byliśmy razem pół roku i nic złego się nie wydarzyło. Oh, a ja głupi cieszyłem się na jego powrót!
Na dodatek miałem poprawki na uczelni i podczas, gdy ci dwaj siedzieli w mieszkaniu, ja musiałem zapieprzać na egzaminy, nie mając pojęcia, co właściwie się dzieje, gdy mnie nie ma. Ale tym razem to mnie po prostu zmroziło. Sukinkot właśnie wyjeżdżał z parkingu z moim chłopakiem na miejscu pasażera, gdy parkowałem na swoim stałym miejscu. Arrr, niech no oni wrócą! Ja sobie porozmawiam z tym zdrajcą! No, bo gdzie oni mogli jechać?! Rozzłoszczony wyciągnąłem telefon i po wyjściu z auta od razu wybrałem numer dredziarza, wiedząc, że Bill i tak nie odbierze połączenia ode mnie.
- Co jest? - usłyszałem od razu głos kumpla.
- Gdzie go zabierasz?
- Na wycieczkę - odparł rozbawionym głosem. Ja ci, kurna, dam wycieczkę!
- A pomyślałeś może, że mi się może to nie spodobać?
- Hm... jemu się bardzo spodobał ten pomysł - odparł zadowolony z siebie. - Do zobaczenia wieczorem - usłyszałem jeszcze, po czym w telefonie rozległ się dźwięk przerwanej rozmowy. Zabiję gnoja. Przysięgam!
*
Właściwie to nie byłem przekonany, czy ten pomysł z wycieczką podobał mi się tak bardzo, jak zapewniał Tom, ale i tak się nie odezwałem. Boże, Andreas mnie zabije. Nie, on zabije nas obu! Chciałem mu zrobić na złość, ale teraz odniosłem wrażenie, że dredziarz rzeczywiście ma na to o wiele większe parcie niż ja. Czyżby również wiedział, o której kończy zajęcia platynowy…? Może… faktycznie to ze skarpetkami to był jego wymysł? Oblizałem nerwowo wargi. Szlag, nie powinienem chyba z nim jechać. Zerknąłem na niego niepewnie. Chyba nie zamierza mnie tam zabić? Albo wywieść gdzieś do lasu i zostawić?! Aj, Bill! Weź się w garść, no!
- Em… dokąd jedziemy? – zapytałem wreszcie, przyglądając mu się uważnie. Ah, ten jego profil!
            - Na wycieczkę.
            - Ale dokąd…? – mruknąłem odrobinę zniecierpliwiony. Nie, żebym ważył się na niego warknąć. W końcu nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo nieobliczalny może być ten człowiek.
            - Nad jezioro. – UTOPI MNIE! – Mam tam domek. – I schowa do lodówki, jako schabowe! – Muszę zabrać stamtąd kilka rzeczy, których ostatnio zapomniałem. Jest gorąco, więc może się wykąpiemy, co ty na to?
            Na pewno mnie utopi! Chociaż… Zobaczyć to ciacho w kąpielówkach? Przynajmniej będę miał przyjemny widok przed śmiercią. No, dobra, sam nie wierzyłem w swoje myśli. No i odniosłem wrażenie, że odkąd wyszliśmy z mieszkania dredziarz jakoś inaczej się do mnie odzywa. Jakoś tak… milej? Może to tylko fatamorgana, ale wydawał się jakiś taki łatwiejszy w obyciu.
            - Bill?
            - E… tak?
            - Pytałem, czy masz chęć popływać – powtórzył. Szlag, zamyśliłem się.
            - No… ale nie mam kąpielówek.
            - Nie szkodzi, są tam kąpielówki Andreasa, pewnie macie ten sam albo podobny rozmiar.
            - Racja – mruknąłem. – Wiesz, że… on będzie zły? – zapytałem, zerkając na niego.
            - Wiem. – Westchnął. – Ale… powiedzmy, że mnie zdenerwował i muszę mu dać nauczkę.
            - No, tak… - rzuciłem, przyglądając mu się jeszcze przez chwilę. Dobra… Czy on właśnie się przyznał, że od dłuższego czasu robi mu na złość? I czym Andro mógł go tak wkurzyć? Czyżby chodziło o tę akcję po jego powrocie? Aj, Tom się o mnie martwi, jak miło!
            - Nie przejmuj się nim tak – odezwał się znów po chwili. Spojrzałem na niego jakoś dziwnie. Hallo, to mój facet, wiesz? Jak się na mnie wkurzy, to znów będę sam jak palec! Ciebie to może nie obchodzi, ale mnie bardzo! – To dupek, jak trochę się wkurzy, nic mu nie będzie. A ty czemu nie spotykasz się ze znajomymi? – zapytał w końcu i spojrzał na mnie pytająco.
            No super. Co cię to obchodzi, przystojniaku cholerny?! Wcale nie miałem ochoty mu tego opowiadać. Zsunąłem się na siedzeniu, założyłem ręce na piersi i wymamrotałem pod nosem kilka słów. To akurat ani trochę nie było ciekawe i wcale nie lubiłem tej kwestii, i w ogóle nic nie muszę ci opowiadać, ty niedobry draniu! Chcesz mnie rozdzielić z Andreasem, przyznaj się, cholero! Ja chcę do domu! Androoo!
            - Rozumiem, że to niewygodny temat – uciął krótko. W sumie zaraz potem włączył radio i nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę.
            Sprawa była bardzo prosta. Niewielu miałem znajomych, a przyjaciół jeszcze mniej i jakoś się tak złożyło, że jedni po prostu przestali ze mną gadać, gdy znaleźli sobie inne towarzystwo, a pozostali wyprowadzili się z miasta. Takie przecież moje szczęście. Mówiłem, że ktoś się, kurczę, na mnie uwziął! Sapnąłem ciężko, wysiadając z auta. Musiał mi przypominać, nie? Bo po co siedzieć, kurczę, cicho?!
            - Może najpierw deser lodowy?
            - Słucham…? – mruknąłem, wytrącony z zamyślenia. O, matko. To brzmiało prawie, jak zaproszenie na randkę! Chociaż niby byłem zajęty… - Znaczy chętnie. Straszny upał – rzuciłem, uśmiechając się. Jej, nie szczerz się tak, Bill! Pomyśli, że na niego lecisz!
            - Świetnie, więc chodźmy.
*
            Nie wiem, skąd brała się ta cholerna satysfakcja, gdy zobaczyłem na wyświetlaczu numer Andreasa, ale jakoś zrobiło mi się lepiej na myśl, że się wściekł i stracił kolejną okazję do wytłumaczenia się czarnowłosemu. Od razu zrobiłem się jakiś spokojniejszy. Hym, chyba naprawdę działo się ze mną coś dziwnego, ale nie potrafiłem nazwać tego po imieniu. Muszę przyznać, że nawet nie zezłościłem się, gdy przyłapałem tego chłopaka na grzebaniu w moich rzeczach, kiedy to Andro na sto procent wyleciałby na kopach z pokoju. W sumie pojęcia nie miałem, czemu. Może to dlatego, że platynowy wkurzył mnie swoim zachowaniem i chciałem mu dać nauczkę? Szczególnie, że chyba… polubiłem tego dzieciaka, no.
            Zgodnie z planem wybraliśmy się najpierw do niewielkiej kawiarenki w pobliżu, żeby zjeść coś chłodnego. W taki upał, który wziął się nie wiadomo skąd, było to naprawdę przydatne. Poza tym ta fajtłapa, którą zabrałem ze sobą wyglądała na nieco strutą, więc trzeba było trochę poprawić mu humor. No przynajmniej na kobiety słodkości zawsze działały, więc czemu miałbym nie spróbować? To znaczy, nie, żebym traktował go jak kobiety, które zabierałem tu ze sobą! Nie,  nie, nie! Po prostu… no, był gejem, tak?! A oni są… bardziej podobni do kobiety, niż my, heterycy. No.
            W każdym razie, gdy zabrał się za pucharek pełen lodów, od razu zaczął się uśmiechać. Nawet żeśmy sobie trochę porozmawiali i pożartowali. Miły z niego był chłopak, tylko wkurzał mnie, przypominając mi wciąż o Andreasie. Ale niby tam byli/są ze sobą, więc chyba nie powinienem się dziwić… Ale wkurzał mnie tym! Właściwie nie tylko tym… No bo, że kobiety robią naumyślnie takie rzeczy z łyżeczkami, to doskonale zdawałem sobie sprawę, ale ON?! Kto mu, do cholery, pozwolił w ten sposób przyciągać mój wzrok?! Ludzie, zlitujcie się… Dobierał się do tej łyżeczki z lodami, jak…! A zresztą… Uh, wystarczy, że nie będę patrzył, prawda? No, więc spokojnie…
            - Często tu bywasz? – odezwał się do mnie. Podniosłem wzrok i… no i dalej musiał mieć tę łyżeczkę w paszczy, no! – Wygląda na to, że ludzie cię tutaj kojarzą. Szczególnie kelnerki – dodał, uśmiechając się głupawo. Tak, tak, tak… znam je aż za dobrze i to od małego, a tobie nic do tego, pff.
            - Przyjeżdżam tu od kiedy byłem mały, więc trudno, żeby mnie nie znały.
            Co ja dzisiaj tak rymuję?…
            - Zazdroszczę ci, gdybym miał taki domek, chyba bym się do niego przeprowadził…
            - A przestań, zimą jest zimno, jak cholera – odpowiedziałem, szczerząc się głupio. Chyba naprawdę mi odbija.
            - Skąd wiesz? – zapytał zdziwiony, WRESZCIE odkładając tę łyżeczkę, uf.
            - Zimą też tu zaglądam. Można pojeździć na łyżwach czy nartach. To dobre miejsce, ale nocą można zamarznąć.
            - No, pewnie racja… - mruknął, dziwnie mi się przyglądając. O cóż mu znów chodzi…? – Tom?
            - Hm?
            - Dlaczego tak ssiesz tą łyżeczkę? Jest już pusta.
            CO?! Boże… wychodzę stąd, wychodzę stąd!
            - E… ja… zaraz wrócę, ok? – rzuciłem tylko i zostawiając tę przeklętą łyżeczkę w pucharku z lodami, wyszedłem przed kawiarnię, niby to z telefonem.
            Ten mały pedałek wyprowadza mnie z równowagi. Doprowadza do irytacji i… właściwie nie wiem, co jeszcze, ale chwilami mam ochotę ukryć się pod stołem. A potem dla odmiany się oblizać… znaczy, nie! Wróć, żadnego oblizywania pod stołem! Na pewno nie pod stołem! Ani w ogóle! To nie był dobry pomysł… wychodzić z nim, nawet na złość Andreasowi, to nie był dobry pomysł.
            - Tom?
            - Czego, kurde?! – warknąłem, otwierając zaraz potem szeroko oczy na przestraszonego Billa. Matko, naprawdę powinienem się uspokoić. – Znaczy… co jest?
            - Wziąłeś mój telefon. Mam taki sam – stwierdził, uśmiechając się pod nosem z rozbawieniem.
            Ręce mi opadły. Nie, już się nie odzywam. Nawet nic nie mówię. To nie ma sensu…
            - Zjadłeś już? Chodźmy nad to jezioro…
*
            Domek, który właściwie należał do moich rodziców, stał nad samą plażą, więc bez problemu wytaszczyłem tam dwa leżaki, ręczniki i podrzuciłem Billowi czarne kąpielówki Andreasa. Właściwie sądziłem, że pójdzie przebrać się do środka, ale ten geniusz zaczął rozbierać się na leżaku. Matko, moje oczy! Moje policzki! To ten, chyba takie zażenowanie było… Dobrze, że chociaż przykrył się ręcznikiem, znaczy nie żebym się przyglądał! Tak jakoś kątem oka mi się zobaczyło, gdy się odwracałem. No…
            - Miałeś rację, są dobre – odezwał się, a ja jakoś tak samoczynnie zwróciłem się w jego stronę, żeby mu odpowiedzieć, ale ledwie zdążyłem rozchylić usta.
            - O, matko! – jęknąłem, odwracając tak szybko głowę, że obawiałem się o nadwyrężenie szyi. Boże, dlaczego nie mógł najpierw do końca ubrać tych kąpielówek, zanim się odezwał?! Widziałem pół jego nagich pośladków! Zerknąłem przez ramię, żeby upewnić się, że jest już „ubrany”. Serce waliło mi jak głupie, matko, żeby mnie tak stresować… - Dobrze… - mruknąłem. – Idę do wody.
            - Ja też, zaczekaj! – zawołał za mną i jak na geniusza przystało, wbiegł do wody, chlapiąc nią na wszystkie strony, NA MNIE, z zadowoleniem pięciolatka. Chyba już wolałem go spiętego… yyy… znaczy zdenerwowanego! Nie, nie zamierzam go spinać, ani zapinać, ani nic w tym stylu! Tom, ogarnij się, co ty za idiotyzmy wymyślasz?! Uff… spokój. Miałem po prostu na myśli, że podenerwowany zachowuje się jak człowiek, a nie dzieciak, no. Już. Dość. Idziemy do wody.
            - Aj, zimna… - mruknąłem do siebie, wsadzając na początek jedną stopę. Właściwie chętnie odpuściłbym sobie kąpiel w tej temperaturze, ale… on wszedł, a ja nie wejdę? Wyjdę na leszcza. Cholerny dzieciak. Spojrzałem za nim. Stał po kolana w wodzie, właściwie naprzeciwko mnie. Matko, jakie to chude.
            - Idziesz? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnąłem się do niego miło. Jakiś ty słodki, Tom, kto by pomyślał?
            - Jasne – rzuciłem, wchodząc na głębszą wodę. Kurna, zimno. Zimno. Z i m n o. Arrr, jak on może… jeszcze się zanurzył! Przecież zamarznie! To stworzenie nie ma ani odrobiny tłuszczu, który mógłby go ogrzać! – Bill, zaczekaj!
            - Tam przy boi, dobrze?! – krzyknął, płynąc na przód.
            - Szlag by to – warknąłem. – Nie będę go wyławiał! Niech się utopi, będzie miał nauczkę – wymruczałem właściwie do siebie.
*
            Od kiedy Tom zrobił się, powiedzmy sobie wprost, miły, nawet poprawił mi się humor. Jakoś tak dziwnie się zachowywał, ale stanowczo dobrze spędzało mi się z nim czas. Nie twierdzę, że lepiej niż z Andreasem, ale… ale naprawdę zapowiadał się świetny dzień! No i jeziorko mnie ucieszyło, bo w sumie to lubię pływać. Kiedyś w szkole dużo pływałem i dobry w tym byłem! Wprawdzie woda była nieco zimna i ręce szybko mi ścierpły, ale udało mi się dopłynąć do dużej czerwonej boi, która znajdowała się mniej więcej w jednej piątej odległości od jednego brzegu do drugiego. Złapałem się jej kurczowo, starając się nie myśleć o sobie, jak o popisującym się kretynie i szukałem w wodzie głowy dredziarza. Trząsłem się niesamowicie, ale to nic. Bądź dzielny, Bill! – powtarzałem sobie. Chwilę odpoczniesz i wrócisz na brzeg. Cholera, stopy mi drętwieją…
            - Tooom! Tom, gdzie jesteś?! – Dobrze, że chociaż słońce porządnie grzało. Wyciągnąłem rękę, żeby nieco ją rozgrzać. Robię się fioletowy. Matko, naprawdę robię się fioletowy! – Tooom!
            - Nie wrzeszcz, jestem – usłyszałem zza pleców. Jej! Jak mogłem go nie zobaczyć?! I to jeszcze z materacem, przypłynął pewnie od tamtego molo po lewej od domku. Tak, materac! Jestem uratowany. Moje zęby dzwoniły, jak głupie i naprawdę wolałbym siebie teraz nie oglądać na oczy. – Właź – mruknął, przytrzymując się boi, by mój ratunek nie odpłynął.
            Spróbowałem chwycić się mocno skraju i podskoczyć. Taki chuj. Cały ścierpłem. Spojrzałem na niego błagalnie. Tom przetarł rozdrażniony twarz i westchnął ciężko. Chyba uważał mnie jednak za kretyna. Kurczę, niedobrze.
            - Nie dam rady… - wydusiłem z głupią miną.
            - To po coś płynął aż tu, skoro woda taka zimna?! – warknął. Oj, chyba go wkurzyłem. – Dawaj rękę, noga na boję i włazisz. Wciągnę cię – oznajmił zniecierpliwiony. Zrobiłem, jak kazał i udało się! Materac zanurzył się nieco bardziej, ale od razu zrobiło mi się nieco lepiej, gdy poczułem słońce na zmarzniętym ciele, no i jeszcze grzejnik, znaczy… znaczy… Tom? Ups… Oddychaj, Bill. Nie myśl o niczym. Albo nie, pomyśl o czymś okropnym, tylko nie o tym, że leżysz niemal nagi na niemal nagim przystojniaku!
            - Jesteś chyba bardziej zimny niż ta woda – zaśmiał się. Hę? To nie nawrzeszczał na mnie i nie zwalił mnie z siebie? Zmieściłbym się, spory ten materac, ale… nie no, mi tak dobrze!
            - Wybacz, nie pomyślałem, że będzie aż tak źle – stwierdziłem i… nie, głupio mi w sumie, więc może lepiej zajdę. Nie będę ryzykował, że coś mi się tam tego, tamtego… No, wiecie! Kolejna wpadka byłaby o jedną za dużo.
            Dredziarz podniósł się, żeby usiąść, a ja uważałem, żeby nas nie zanurzyć w tej lodowatej wodzie. I wtedy, ku mojemu zdziwienio-przerażeniu, przyciągnął mnie do siebie. Oh, tak. Jaki on ciepły! Co za dreszcze! Jestem w niebie? Więc jednak utonąłem w tym cholernym jeziorze…?
            - Pomogę ci się trochę rozgrzać – oznajmił mi, gasząc moją radość w oczach. Ups. Chyba zauważył… Miałem wrażenie, że jego oczy groziły mi, abym nic nie zbroił, bo może się to dla mnie źle skończyć. Na dobrą sprawę wystarczyłoby, żebym znów wylądował w tej zimnej wodzie. Brr. Skinąłem więc tylko głową na znak, że się zgadzam, a on zaraz potem zaczął rozcierać mi ramiona. Cóż, łapki też miał trochę chłodne, w końcu musiał jakoś tu dopłynąć.
            - Ej, znosi nas na środek jeziora! – ocknąłem się po chwili, wciąż przypominając fioletowy dzwoneczek, dzyń, dzyń, dzyń… Tom westchnął tylko i wyciągnął przyczepione z boku do materaca wiosło. Cwaniaczek, co on tu jeszcze ma? Kanapki? Może ciepłą herbatkę? Nie wzgardziłbym… Ej! Ale nie idź sobie, bu… a było tak fajnie.
            - Racja, najpierw wrócimy na brzeg. Tam się rozgrzejesz – stwierdził, zabierając się za wiosłowanie. Już nawet nie było mi tak przykro, że mnie nie nacierał… Gdybyście widzieli, jak to ciało się rusza, mięśnie napinają przy wiosłowaniu… i chociaż moje zęby dzwoniły wciąż głośniej, niż dzwony w kościele, to prawie zapomniałem, że mi zimno. Coś mnie paliło w środku. W okolicy żołądka? Może gdzieś obok? Nie wiem, ale rozgrzewało mnie to skutecznie.

11 komentarzy:

  1. Przeczytałam i jestem zadowolona xD. Notka potwornie mi się spodobała.

    Czekam na nową notkę:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie :D Haha, Tom i jego refleksje nad trzymaniem łyżeczki oraz oblizywaniu się pod stołem xD A Billa to mi się czasem aż szkoda robi, taka fajtłapa, dobrze, że ma takiego "bohaterskiego" Toma xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze to dawno się tak nie uśmiałam. Myśli Toma o łyżeczce, oblizywaniu się pod stołem i inne, były po prostu, no wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. no nie hahaha doprawdy, uwielbiam to opo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hue Hue Hue ;D Faaajnee :) Wiem, że mój komentarz jest do dupy, ale nie chce mi się nic sensownego pisać xdd
    To z łyżeczką rządzi ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Yaaaaaaay. Prawie nagi Tom to i dla dziewczyn, i dla chłopaków rajski widok *-*
    Trololo, ciekawe co dalej wymyślisz :D

    OdpowiedzUsuń
  7. omg, smialam sie jak cholara....no moze bardziej usmiechalam :)
    boze, jak ja uwielbiam czytac te ich mysli miedzy dialogami hahah sa super :)
    i oczywiscie czekam na kolejna czesc :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to opowiadanie <33.
    I jak zwykle uśmiałam się przy nim XD.
    A te myśli Toma o oblizywaniu się pod stołem... Hahahahahah!! XD
    Dalej mnie powala.
    Ja po prostu to kocham!
    Wchodzę tu codziennie i sprawdzam czy nie ma nowych notek ;).

    Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga z fotkami TWC <33.
    http://twincest-pictures.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam rozdział właściwie tego samego dnia, ale nie skomentowałam, bo z... braku ochoty na cokolwiek, stwierdziłam, że poczytam sobie coś fajnego. No to wróciłam do "Therapy". Zupełnie zapomniałam, że coś takiego istnieje, póki nie przypomniałaś mi o tym, mówiąc, że powracasz w tym opowiadaniu do doktorkowych klimatów xD
    Więc przeczytałam "Therapy", potem przeczytałam kolejne i kolejne, aż dzisiaj dotarłam do początku i czytałam "Braci" i "Zagubiony element", aż w końcu mi się zrobiło żal samej siebie. Serio. Znowu za twoją sprawą zwątpiłam w samą siebie i już kompletnie mam budyń z mózgu i nie wiem, co się ze mną dzieje. To dziwne, muszę przyznać. Twoje opowiadania wyzwalają we mnie to, co w pisaniu uwielbiam najbardziej, to, czego nie umiem wyjaśnić słowami, a co sprawia, że czuję pełna siły i pełna pomysłów. A teraz mam pomysły, ale nie mam siły -.- Więc przechodząc przez twoją twórczość czuję się tak, jakbym... przerabiała własne sumienie i zmusza mnie to do myślenia nie o tematyce opowiadań, tylko o samej sobie, co robię, dlaczego to robię i jaki to ma skutek. Tak, jakbyś była moim pamiętnikiem o_O Więc przeczytałam to i zamiast wynieść z tego to, co mi się najbardziej podobało, poczułam się idiotycznie sama ze sobą. Bo myślałam, że chcę być pisarką taką z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście nie mówię, że jestem wielka, najlepsza i inne bzdety, bo nikt taki nie jest - człowiek się udoskonala w tym, co robi całe życie, więc ja nie należę do wyjątków, bo takowych nie ma. W każdym bądź razie, chciałam zostać pisarką, utrzymywać się z tego i tak dalej i czytając od paru dni twoje opowiadania doszłam do wniosku, że nie tędy droga. Skupiłam się na tym, że chcę napisać coś porządnego, coś co będzie naprawdę dobre i zapomniałam czerpać z tego prawdziwą przyjemność. Bo właśnie widzę to u ciebie - twoją pasję, radość z pisania i lekkość. Nawet nie wiem, po co to piszę. Powinnam po prostu powiedzieć, że jesteś zajebista, że odcinek był świetny jak zawsze i pójść w sobie w pizdu. Ale uznałam, że tobie, jako tak genialnej pisarce, przyda się jakiś komentarz od serca, żebyś wiedziała, że masz aspiracje do robienia turbulencji w mózgu czytelnika xD Yeah, whatever, idę stąd męczyć innych swoim zastojem o_O xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. O.O Faktycznie, doj***łaś! Ej, muszę dojść do siebie po tym komentarzu. Dziękuję <3. Ale nie mogę się zgodzić z częścią tego, co napisałaś. Czasami przychodzi taki moment, że człowiek czuje przymus zrobienia czegoś, dużo od siebie wymaga i na moment zapomina, że robi to dlatego, iż kocha to robić. Nie powinnaś ze względu na kogokolwiek przestawać wierzyć w siebie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto w porę przypomni Ci, jak to miało być :). Jeśli chcesz coś osiągnąć i dobrze się przy tym barwić, musisz przede wszystkim w to uwierzyć. Na chwilę obecną to tyle z mojej strony <3.

      Usuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^