Witajcie ^^. To znowu ja! Z pierwszą nową notką na BLOGSPOT! I jestem szczęśliwa, że w końcu się uwolniłam i nie muszę żreć się z żadnym serwerem! Cieszy mnie to niesłychanie, szczególnie, że dla Was to również ułatwienie - bez problemów z szablonem, komentarzami ^^. Wprawdzie ostatnio coś mało kto chce dzielić się ze mną swoją opinią, ale liczę na to, że do mnie wrócicie, bo tęsknię! ^^ W każdym razie życzę miłego czytania i czekam, aż wyrazicie swoją opinię o tej serii ^^.
Wasza Czokoladka ;).
2.
Tym razem, gdyby Andreas nie miał
jakiegoś naprawdę ważnego powodu, żeby mnie budzić przed wyjazdem, chyba bym go
skrzywdził. Dziad dobrze wie, że jeśli mam wyjazdy z uczelni muszę być wyspany
i nienawidzę otwierać oczu i mieć przed sobą jego wypacykowanej mordy! Ugh. A
tak poza tym, to w sumie go lubię i chyba się przyjaźnimy. Ale to trudny
człowiek, nie da się tego inaczej określić. W każdym razie jako tako
przełknąłem informację, że jego znajomy zostaje na noc i chciałem iść spać.
Poszedłbym! Z miłą chęcią. Odwróciłem się nawet do niego tyłkiem, ignorując to,
że siedzi mi na pościeli i przez to nie mogłem się przykryć z przodu, a włoski
na klacie stawały mi dęba, ale jemu zachciało się prowadzenia monologu go moich
zasranych czterech liter! To znaczy, no... W sensie, że mnie wkurzał, to chyba
zrozumiałe? Chciałem spać...
- Tom, a może jednak wstaniesz? Choć
na chwilę, przywitać się – marudził dalej, ale nawet nie chciało mi się
wypowiadać słowa "spierdalaj". Wydobyłem z siebie jakiś bulgoczący
dźwięk i zacisnąłem powieki, powtarzając sobie "nic nie słyszę, nic nie
słyszę". W końcu już chyba tylko autosugestia mogła mi pomóc. Tia... -
Wiesz, znalazłem go... znaczy spotkałem w parku. Taki śmieszny chłopaczek,
myślę, że do jutra go sobie poustawiam. Może to nawet lepiej, że nie
wychodzisz, jeszcze byś mu się spodobał... - urwał na chwilę, jakby faktycznie
się nad tym zastanawiał.
Zniecierpliwiony podniosłem się i
spojrzałem na niego morderczym wzrokiem przez ramię.
- Skarbie, w przeciwieństwie do ciebie
nie przepadam za męskimi odbytami, więc zamknij swój i idź się z nim miziać do
salonu. CHCĘ SPAĆ. Czy to jasne?
- No, wiem, wiem, wyjazd... Ale
zastanawiam się, czy coś z tego wyjdzie. Chyba ma kłopoty w domu, no i nie
wygląda na takiego, który miałby kasę...
- Andro...
- Nie jestem materialistą, przecież
wiesz! Mam swoje pieniądze, ale utrzymywać go?
- Andro!
- Czego chcesz? Ty nie miałeś
przypadkiem spać? - mruknął nieprzyjemnie, na co ja przewróciłem tylko oczyma.
Zmieniłem powtarzaną w myśli matrę na "wyjdź stąd, wyjdź stąd" i
ukryłem głowę pod poduszką. - Świetnie, to śpij. A ja idę pogadać z... ze
znajomym - mruknął wreszcie. Spojrzałem jeszcze za nim, gdy zamykał za sobą
drzwi mojego pokoju. Wreszcie święty spokój. Jeszcze raz by mnie obudził, a
musiałby sprawdzić przez okno, czy aby nie ma go pod blokiem, przysięgam...
*
Wstałem nad ranem z kapciem w gębie,
jakbym ostro balował zeszłego wieczoru, a nie nieudolnie próbował zignorować
wkurzający głos kumpla. Cieszyłem się jedynie, że teraz nie muszę oglądać go na
oczy, a szczególnie czekać, aż zwolni mi łazienkę - przeklęte fatum mieszkania
z gejem! Udałem się więc prosto pod prysznic, żeby nie kusić losu. Nie wiedzieć
czemu, pomyślałem sobie, że gdyby ten geniusz zamierzał zamieszkać z jakimś
swoim chłoptasiem, to pierwszy bym się stąd wyniósł. Dwóch pedałów w moim
mieszkaniu to już tłum. Chyba, że zrobią dla siebie drugą łazienkę - w tym wypadku
mógłbym to jakoś znieść
Po zrobieniu sobie porannej kawy i śniadania,
odruchowo udałem się do salonu, przypominając sobie, że śpi tam znajda
Andreasa. Mógł sobie gadać, co chciał, ale i tak dotarło do mojego zamroczonego
umysłu, że poznał go przed kilkunastoma minutami i przyprowadził do domu, bo mu
się spodobał. Zabić to za mało - mógł przecież trafić na jakiegoś złodzieja
albo oszusta! Kiedy jednak zawisłem nad kanapą, żeby w słabym świetle nocnej
lampki przyjrzeć się jego twarzy, stwierdziłem, że w sumie tym razem mogę sobie
odpuścić opieprzanie go. Buźka tego chłopaka, jakkolwiek się zwał, była tak
niewinna i słodka, że nawet ja uśmiechnąłem się lekko na jej widok. Cóż, może
faktycznie tym razem Andreasowi się ułoży? Tymczasem usiadłem sobie na fotelu,
włączyłem cichutko telewizor i zabrałem się za swoje śniadanie. Zostało mi pół
godziny do wyjazdu, na który nie miałem kompletnie ochoty, ale jak wiadomo,
dziekan, kurna, wie najlepiej czego mi trzeba! Pajac jeden... Ale i tak
zamierzałem na dniach zadzwonić do kumpla, żeby dowiedzieć się, jak miewa się
jego nowa zdobycz.
*
Obudziło mnie coś… niespodziewanego?
Właściwie nie miałem pojęcia, o co chodzi, póki nie otworzyłem oczu i nie
zobaczyłem nad sobą uśmiechniętego platynowego chłopaka. Co za jeden? Chwilę
potrwało, nim przypomniałem sobie, że wyrzucili mnie z domu i… Ah, Andreas!
Uśmiechnąłem się lekko, ale zaraz potem otworzyłem szeroko oczy i zmroczyło
mnie. Chwila! Czy on przed chwilą pocałował mnie w usta?! Dobra, kojarzę, że
jest gejem, ale kto mu pozwolił?! Szlag, to ja miałem go uwieść i w ogóle, co
on sobie wyobraża, żeby tak bez mojego pozwolenia?! Podniosłem się szybko i
cofnąłem od niego maksymalnie. Ok, wieczór był miły, ale… ale…To nie zmienia
faktu, że poczułem się NAPASTOWANY! Czy ta pacynka wyobraża sobie, że skoro
pozwolił mi zostać na noc, to wszystko mu wolno?!
W momencie, gdy pomyślałem „pacynka”
nieco się skrzywiłem. Mówili, że ja jestem pacynką. Ale ja po prostu o siebie
dbałem! Pilnowałem, żeby nie mieć odrostów – no, bo nie mogłem się urodzić
czarnowłosym, nie?! No, bo po co, kurczę! Miałem kilka białych pasemek,
prostowałem je każdego dnia, dbałem o paznokcie u rąk, uważałem, żeby moja
skóra nie spiekła się na słońcu i balsamowałem ją. No i rzecz jasna
podkreślałem swoją cudowną urodę makijażem! No… Andreas nie miał tipsów… i nie
malował się… Ale i tak był bezczelną pacynką, ot co!
- Co się stało? Miałeś zły sen? –
zapytał z wymownym uśmieszkiem.
- N-nie, ale wystraszyłeś mnie –
wymruczałem, zastanawiając się, którędy najlepiej się ewakuować, ale jak na
złość chłopak nie dawał mi szans na ucieczkę.
- Wybacz, chciałem po prostu, żebyś
miło zaczął dzień.
Jaki on skromy! Mam czuć się lepiej
przez to, że od rana jestem napastowany przez swojego wybawcę?! No, ja… jasne.
Wcale nie zamierzałem pozwolić mu znowu się pocałować, ale… Hmm… o wargi też
dbał. Tak, były miękkie i słodkie. W sumie, co się będę? Trzeba korzystać z
życia prawda? Ostatnio też tak sobie mówiłem. Po chwili nieco się od niego
odsunąłem (Matko, dlaczego ja się tak rumienię?! Jestem gejem z doświadczeniem,
a on tylko mnie pocałował!) i spojrzałem na niego ze zmrużonymi oczyma.
- Ale na pewno jesteś gejem?
- Chcesz się przekonać? – zapytał
takim tonem, że wszystkie moje wnętrzności zdrętwiały. Niech to szlag! Jest
gejem!
- Może… niekoniecznie… nie teraz.
Wiesz, muszę się odświeżyć – wymruczałem. I czemuż tak się jąkasz, durniu?!
Chcesz mieć faceta, czy nie?!
- Rozumiem – odparł widocznie
rozbawiony. – Śniadanko?
- Z chęcią – odpowiedziałem
zachrypłym głosem.
Musiałem przyznać, że zaczęło się
dziwnie i jakoś tak szybko, ale może tak miało być? W końcu kto tam wie, co
jeszcze przygotował dla mnie ten gnojek, los. Miałem tylko nadzieję, że to nie
miała być kolejna farsa, bo chyba całkiem bym zwariował!
*
Nie, żebym nie uważał tego
wszystkiego za ważny fragment mojego życia, ale w skrócie powiem wam, jak to
było, więc skupcie się!
Jeszcze tego samego dnia poprosiłem
Andreasa, żeby pozwolił mi u siebie dłużej zostać, skoro i tak nie ma jego
współlokatora, a ja nie mam gdzie się podziać. I tak wiem, że gnojek tylko
czekał, aż to zaproponuję, bo zgodził się bez zawahania. Bezczelny! Gdybyście
tylko widzieli ten perfidny uśmieszek! Miałem ochotę zetrzeć mu go z twarzy,
więc rzuciłem się na niego. Potarzaliśmy się trochę po panelach, po czym
platynowy zaczął mi się śmiać w twarz. Kurczę, smutno mi się nieco zrobiło, no…
ale powiedział mi potem, że i tak nie wypuściłby mnie na noc z domu, żebym
gdzieś tam zamarzł. No i „zostałem na dłużej”. Szybko zresztą okazało się, że
świetnie do siebie pasujemy. Właściwie różniliśmy się głównie tym, że Andro
uważał, że jest ode mnie przystojniejszy, o czym w żadnym wypadku nie mogło być
mowy! No, może było jeszcze to, że on był trochę… jakby… bardziej otwarty? I
bezpośredni. I dobierał się do mnie bez pozwolenia! Ale właściwie lubiłem to. W
tajemnicy przed ojcem spotkałem się z rodzicielką, która obiecała dawać mi
każdego miesiąca pieniądze na utrzymanie i miałem jeszcze swoje stypendium,
więc właściwie byłoby mnie stać na wynajęcie jakiegoś niewielkiego pokoju, ale…
nie powiedziałem o tym Andreasowi, bo było mi tam zbyt dobrze. Jedyne, co
musiałem robić to od czasu do czasu coś ugotować czy pomóc w sprzątaniu, czasem
robiłem mu niespodzianki – wyobrażacie sobie, że ten dupek potrafił mi
powiedzieć, że prezent, który ode mnie dostał, nie jest w jego stylu i w żadnym
wypadku go nie chce? Jak można nazwać mnie, najprzystojniejszego faceta pod
słońcem, bezguściem?! I jeszcze wypominał mi, że ubieram się w jakichś
szmaciarskich sklepach! Wyobrażacie sobie?! To, że on woził się po butikach i
firmowych sklepach, jeszcze nie oznacza, że wszystkich na to stać! Snob jeden!
Ale lubiłem go, naprawdę. Nawet jeśli zdarzyło mu się kiedyś zacząć mnie
całować przed ludźmi z uczelni… Było trochę dziwnie, ale przecież i tak każdy
się domyślał, prawda? No…
Mniej więcej tak minęło mi pół roku.
Nie mam pojęcia, kiedy zleciał mi ten czas, ale byłem już tak zżyty z tym
człowiekiem, że ani myślałem gdziekolwiek od niego odchodzić czy wracać do
rodziców, choćby mój ojciec homofob na kolanach mnie o to błagał. A powinien!
Całkowicie wyleciało mi też z głowy, że kiedykolwiek mieszkał tu jeszcze ktoś,
kogo i tak nigdy nawet nie widziałem na oczy. Co mnie on?! Teraz to było moje
miejsce i ten buc mógł się co najwyżej stąd wynieść, jeśli coś mu nie
odpowiadało, ot co! Ale do rzeczy…
Było sobie piątkowe popołudnie.
Andreas właśnie wybywał gdzieś na rodzinne spotkanie. Zdążyłem tylko minąć go w
drzwiach i o mało nie wywrócić się, gdy wpił się bezczelnie na oczach sąsiadów
w moje wargi. Oh, dlaczego on zawsze musi być taki okropny i nie na miejscu?!
Powiedział, że będzie późno i znikł. Ja sam skończyłem dopiero zajęcia, więc
leniwie pomaszerowałem do kuchni, bo kiszki grały mi… marsza…? No, nieistotne.
Ważne, że w lodówce czekało na mnie żarełko do odgrzania. Trochę mnie to
zdziwiło, bo było go stanowczo za dużo, jak na naszą dwójkę, ale zignorowałem
to i wsunąłem talerz do mikrofalówki. Włączyłem sobie radio i skakałem po
kuchni, śpiewając do łyżki… Ej, nie śmiać się! Nigdy wam nie odbijało, jak sami
w domu byliście?! No, więc cicho tam.
Skakałem tam sobie i skakałem,
popisując się swoim wybitnym wokalem – tym razem mówię poważnie! Śpiewałem
swojego czasu w zespole uczelnianym i wygrywałem wszystkie konkursy wokalne,
taki dobry jestem! No. Aż wreszcie mikrofalówka piknęła, więc odwróciłem się do
niej, żeby ją wyłączyć i…
- Aaaaaaaaaaaa! – Tak naprawdę sam
nie wiedziałem, że tego typu falset jest w stanie wydobyć się w mojego gardła,
ale w drzwiach, przy których stała szafka z mikrofalówką stał jakiś koleś z
bezczelnym uśmiechem na twarzy. – Złodziej! Nie zabijaj! Ja nawet nie wiem,
gdzie Andreas trzyma pieniądze! – wykrzyczałem, obserwując jak ten chwyta się
za brzuch i zgina w pół, żeby zaraz potem wybuchnąć głośnym śmiechem. W miarę
jak on coraz głośniej się śmiał, zamiast przerażenia zacząłem odczuwać
zażenowanie. Szlag by to. Co za koleś i dlaczego się ze mnie śmieje? I dlaczego
wszedł tutaj bez pukania?! W sumie… mogłem nie słyszeć, jak puka. Może to jakiś
kolega Andreasa? Większość już znałem, ale… - Możesz przestać?! – warknąłem,
zakładając ręce z miną obrażonego dziecka. Jakoś przestałem czuć się zagrożony
z jego strony. Miałem ochotę rzucić w niego patelnią.
Koleś najwidoczniej próbował się
uspokoić, ale kiepsko mu to szło. Dopiero po chwili dało się słyszeć, jak
bierze coraz głębsze oddechy i wypuszcza ze świstem powietrze z płuc.
Mimowolnie – bo wcale nie obchodziło mnie, jak wygląda ten cholerny bandyta,
nic a nic! – przyjrzałem mu się dokładniej w międzyczasie. Właściwie był mi
równy wzrostem. Nosił jakieś worki, ale widać było, że był dobrze zbudowany.
No, na pewno lepiej ode mnie, ale to wcale nie oznacza, że ja wyglądałem źle!
Pod fullcapem ukrywał kolorowe dredy, a w dolnej wardze miał kolczyk. Jakoś tak
nieświadomie… znaczy na pewno to nie miało z nim nic wspólnego, na pewno nie,
ale… no jakoś sam oblizałem szybko wargi. Cholera. Co za jeden?
Zniecierpliwiony zacząłem tupać nerwowo nogą.
- Więc coś ty za jeden?
- Wybacz – dyszał jeszcze nieco po
swoim głupkowatym wybuchu. – Jestem Tom, mieszkam tu.
- Co? – mruknąłem, nie mogąc
załapać. Chyba rozumiecie, że to było pół roku temu i w żadnym wypadku nie
kojarzyło mi się, żebym kogoś takiego znał? – Chyba pomyliłeś mieszkania. Ja tu
mieszkam – oznajmiłem pewnie.
- Tom Kaulitz, współlokator Andreasa
– przedstawił się raz jeszcze, wyciągając do mnie rękę na powitanie. – Nie
mieliśmy okazji się poznać, bo gdy wyjeżdżałem, ty jeszcze spałeś.
Uścisnąłem jego rękę, ale jakoś tak
zalał mnie zimny pot. Boże, naprawdę? To on? To ten Tom, o którym Andreas tyle
mi opowiadał? Czasami byłem o niego tak cholernie zazdrosny! Mówił o nim tylko
w pozytywach i sto razy przeżywał to, że on jest hetero i że przecież i tak się
przyjaźnią. A ja właśnie zrobiłem z siebie na jego oczach debila! Poczułem
tylko, jak policzki zalewają mi się szkarłatem i chciałem się schować pod stół.
Nie, nie, nie! Cofnijcie czas! Dlaczego to zawsze ja muszę wyjść na ostatniego
kretyna?! Spuściłem wzrok i nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Matko, tak mi
wstyd! Wyjdź, idź do siebie, gdziekolwiek, tylko nie patrz na mnie w ten
sposób! Nie odpowiem mu nic. Nie ma takiej siły! No way!
- Hm, Andreas wciąż o tobie
opowiadał, gdy rozmawialiśmy przez telefon – odezwał się znów, a ja miałem
wrażenie, że zaczynam się kurczyć i jestem już taki malutki, że zaraz zniknę.
Żeby to mogła być prawda…! – Muszę przyznać, że jestem w szoku. Nikt jeszcze
tyle z nim nie wytrzymał za mojej kadencji.
„Za mojej kadencji”?! Co to w ogóle
ma znaczyć?! Bezczelny dupek! Przyjaciel Andreasa, kurczę! Dlaczego ja nic nie
wiedziałem o tym, że ma dziś wrócić?! Niech no ja dopadnę tego snoba w swoje
łapska! Powyrywam mu ze łba wszystkie te jego platynowe kudły!
- Rozumiem, że Andro nie powiedział
ci, że dziś przyjeżdżam – stwierdził z rozbawieniem. – Nie przeszkadzaj sobie.
Skoczę tylko pod prysznic i pójdę do siebie odpocząć po podróży. Miło było cię
poznać, Bill – rzucił jeszcze tylko i zniknął mi z oczu. Właściwie to jego
stopy, bo wyżej nie śmiałem podnieść wzroku.
Boże, co za upokorzenie! Jakoś
odechciało mi się jeść. Wyłączyłem mikrofalówkę, która zdążyła mi zagotować
żarcie tak mocno, że nie dałbym rady nawet wyjąć talerza i usiadłem przy stole,
zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego zawsze muszę odstawić jakąś durną szopkę i
tracę język w gębie, kiedy trzeba coś powiedzieć? No, dlaczego, pytam się?! Po
chwili w kieszeni zawibrował mój telefon. Dostałem smsa od Andreasa:
„Zapomniałem Ci powiedzieć, że Tom dziś wraca! Podgrzej mu żarcie, jak możesz.
Miłego wieczoru!”.
- Teraz mi to mówisz, dupku?! –
warknąłem na tyle cicho, żeby nie przekrzyczeć radia.
Tylko jakoś zrobiło mi się zimno.
Kończył się właśnie rok akademicki, no i mięło już to pół roku. Czułem się
trochę, jakby właśnie skończyła mi się umowa o pracę. Cholera. Współlokator
mojego chłopaka wrócił, a przecież umawialiśmy się, że zostanę, póki jego nie
ma. Z tego wynikało, że teraz będę musiał odejść. W końcu sobie coś wynająć i
zacząć żyć na własną rękę, ale… Ja nie chciałem zostawać sam! Mieszkać sam,
gotować, sprzątać, płacić rachunki i oglądać telewizję. Nie, nie, nie! W tej
chwili pomyślałem, że nie lubię tego dupka. Kurczę! Po cholerę wracał?! Raz
jeszcze spojrzałem na telefon.
- I co, że jeszcze mam mu nigdy
usługiwać, tak?!
*
Po pół roku w Stanach zdążyłem
prawie zapomnieć, jak wygląda nasze mieszkanko i właściwie byłem nieco zaskoczony.
Andreas musiał znów robić jakieś przemeblowania i upiększenia. Tak, zawsze miał
bzika na tym punkcie, ale nie robiło mi to różnicy. W końcu to było jego
mieszkanie, ja tylko płaciłem z nim rachunki. W każdym razie widok tańczącego i
śpiewającego w kuchni czarnowłosego całkowicie wybił mnie z równowagi. Ale
przecież nie powiedziałem mu nic niemiłego, prawda? Każdy by się roześmiał na
moim miejscu! Tak zgrabnie wywijał. Stojąc pod prysznicem, wyszczerzyłem się
mimowolnie. Tak, Andro tym razem stanowczo dobrze trafił! Bardziej martwiło
mnie to, że tak się przyzwyczaił do pomieszkiwania tu. W żadnym wypadku nie
zamierzałem oddać mu mojego pokoju, ani nawet jego fragmentu. Zresztą mój
kumpel miał jeszcze oberwać za to, że bez mojej zgody zapożyczył sobie mój
pokój dla tego chłoptasia. Chociaż byłem przekonany, że niezbyt często dawał mu
tam spać… W każdym razie uznałem, że jeśli będzie taki cichy, może tu jeszcze
zostać. Ale na kanapie! Bynajmniej nie miałem ochoty wysłuchiwać ich nocnych
igraszek. Wrrr. Ja nie sprowadzałem tu na noc dziewczyn, więc ten bałwan,
Andreas, również powinien to uszanować!
O mało nie wpadłem na tego chłopaka,
gdy wychodziłem z łazienki. Fajtłapa z niego jakaś, czy co? Spojrzałem na niego
wymownie, ale zaraz potem poczułem się nieco niepewnie, widząc, jak na mnie
patrzy. Kurna! Ten bezczelny pedał lustrował bezczelnie moje ciało! Chyba mam
jeszcze prawo we własnym mieszkaniu chodzić w ręczniku, prawda?! Odchrząknąłem
znacząco i założyłem ręce na piersi. Nie gap się tak! Czy Andreas naprawdę
zapomniał mu wyjaśnić, że wolę kobiety…?
- Sorry, ten… yyy… - Cóż za cudowna
wypowiedź. Patrząc na niego pomyślałem, że najwyraźniej wytrzymał tyle z moim
kumplem, bo sam ma pusto w głowie. – Przepraszam za to wcześniej – wydukał
wreszcie. – Zaskoczyłeś mnie. Jestem Bill, miło mi cię poznać.
Moje oburzenie jakoś przygasło.
- W sumie nic się nie stało –
odparłem lekko. Em, wiem, że przed chwilą nazwałem go fajtłapą i pedałem, no,
ale… wypada być miłym, prawda? Żeby Andreas nie miał do mnie potem pretensji,
no.
- Odgrzałem właśnie obiad, pewnie
jesteś głodny po podróży.
- Właściwie nie, jadłem po drodze na
mieście, ale dzięki.
- A… aha. Ok., to nie przeszkadzam –
mruknął, nawet na mnie nie patrząc i zaraz potem zniknął w kuchni.
Ajć, jakoś tak zrobiło mi się go
szkoda. Z tego, co wiedziałem miał kiepską sytuację. Wyrzucili go z domu i
jedynie dostawał od matki jakieś niewielkie sumy od czasu do czasu, a teraz
kiedy wróciłem, mógł się czuć zagrożony wyprowadzką. Niby to nie moja sprawa,
no, ale… Nie, no, Andreas na pewno by go nie wyrzucił! Biedny, słodki
chłopaczek, widać nie każdy ma szczęście w życiu. Uśmiechnąłem się lekko pod
nosem i wszedłem do swojego pokoju. Chyba będę musiał się z nim jakoś
zakumplować, jeśli ma tu zostać. Nawet jeśli tak słodko wyglądał zawstydzony.
Ekhem. To po prostu dla dobra mojego platynowego przyjaciela. Jak mógłbym
pozwolić, żeby jego wybranek czuł się tu nieswojo przez moją osobę? Wyjrzałem
raz jeszcze przez drzwi mojego pokoju, skąd widać było stół w kuchni. Jadł sam,
a obok stał talerz z drugą porcją. Jestem taki okrutny! Trzeba było iść i żreć
na siłę! A teraz nie mogłem nawet wymyślić porządnej wymówki, żeby tam do niego
pójść i dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- Poczekam na Andreasa – mruknąłem
wreszcie do siebie, zamykając drzwi. Wreszcie w domu!
Miałem tylko jakieś takie niejasne
poczucie, że odtąd mieszkanie tu stanie się nieco bardziej skomplikowane…
"Jeszcze raz by mnie obudził, a musiałby sprawdzić przez okno, czy aby nie ma go pod blokiem, przysięgam...". Pozwolę sobie pożyczyć. Oczywiście podpiszę. pozdro i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńŁadnie tutaj.^^ Bardzo się cieszę, że przeniosłaś się na blogspota. Brak problemów z komentowaniem i publikowaniem.
OdpowiedzUsuńTo teraz zabieram się za rozdział.
Ja myślałam, że nagle coś Tomowi odwali i jednak nie pojedzie, a tu takie przeskok o pół roku. Nie spodziewałam się. :D Akcja w kuchni świetna. Kiedyś też się tak skompromitowałam, tyle że śpiewałam do noża The Zoo - Iron Maiden, więc wiem jak Bill się poczuł. xD Będę to wielbić jak Therapy. Weny, weny, weny!
Błękit
Oh, co za okrutny Tom! Mógłby chociaż udawać, że widok Billa, kręcącego tyłkiem nie był aż tak komiczny! A puf!
OdpowiedzUsuńHm, ja jestem ciekawa jak Ty ich ze sobą spikniesz :D. no, no.^^
Paczaj i dziw się, że komentuję xD
OdpowiedzUsuńAle przeczytałam i to, że mi się spodobało, jest rzeczą raczej naturalną, co nie? Więc nie będę się nad tym roztkliwiać, bo znowu zgasnę i takie tam... no. Ogólna wizja mi się spodobała i szczególnie to, że Tom jest hetero, a Bill jest soooo gay xD W sensie, Andreasa mogłoby nie być, bo nie lubię osób trzecich, ale bez niego to by się w Toma mieszkaniu biedaczek Billy nie znalazł, więc ci to wybaczę xD Podoba mi się klimat i styl pisania w tym opowiadaniu. Jest znacznie lżejszy i to jest to, co ja uwielbiam :D Ja wiem, że ty i tak coś tam popieprzysz, ale chociaż teraz mogę się ponapawać lekkością.
Love ya xD
Wow, czuję, że to opowiadanie będzie równie genialne co Therapy :D Nie spodziewałam się takiego przeskoku o pół roku, ale dobrze, że to zrobiłaś, całe opisywanie znajomości Billa i Andreasa mogłoby potrwać trochę długo xD
OdpowiedzUsuńJuż sienie mogę doczekać kolejnej notki ;D
Czokuś, ja już napisałam swoje na KILu, a tutaj napiszę tylko, że cię uwielbiam, kocham, czczę i te de... <3
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że przeniosłaś się na blogspot... Teraz już chyba każdy się tu przenosi, a onet pewnie pójdzie w zapomnienie... Nic dziwnego, schodzi na psy. Ja też się przenisłam, jak by co, zapraszam... ^^ http://my-deadly-poison.blogspot.com/
Ah, przypominam, że z tej strony ParanoiaDoll. ;D
Heh. Świetny rozdział. Zabawny. :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że się przeniosłac na blodgspot. Nie będzie przynajmniej problemów ze wstawianiem komentarzy :)
To opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Fajny jest też ogólny klimat i fabuła :D Zwłaszcza podoba mi się tu postać Bill'a :D
czekam na kolejną notkę! ^^
Już chcę nową notkę! ^^.. Notka genialna. Amm.. Co jeszcze? Eee.. Ciekawie kreujesz Andreasa xD..
OdpowiedzUsuńCudowne, zabawne i co najważniejsze - bardzo dobrze się czyta. Dobrze, że przeszłaś na blogspot, onet teraz strasznie spadł w statystykach, co chwilę coś jest nie tak, więc nie warto było nawet tam kontynuować. Trochę przeraża mnie to, że dopiero, co wczoraj dodałaś drugi rozdział, poważnie. Nienawidzę czekać, nigdy, a teraz mam uzbroić się w cierpliwość?! I tak nie mam wyjścia.. więc czekam Czoko, od razu dawaj mi znać na gadu! :D
OdpowiedzUsuńłuhu! Niech żyje Czoko geniusz :D Kocham to <3
OdpowiedzUsuńhmm, cos definitywnie innego....i cos co wyszlo od ciebie :)
OdpowiedzUsuńno, ciekawi mnie jak im sie bedzie we trojke mieszkalo....moze za trudno nie bedzie hahha
czekam :)
Tak dawno nie było żadnego dłuższego opowiadania, że zaczynałam się martwić i z nadzieją codziennie zaglądałam na twojego bloga jeszcze na onecie ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że Bill jest w tym opowiadaniu taki... roztrzepany, taki strasznie energiczny, a przez to, że zwraca się do czytelników wydaje się być taki realny :)
Ciekawi mnie co z "let it fly": będziesz kontynuować to opowiadanie? je takze przeniesiesz na blogspota?
Miałam trochę czasu przerwy, szczególnie od twincestu, ale teraz trochę znowu popiszę, bo faktycznie wzięło mnie na coś dłuższego. Mam nadzieję, że będzie się podobało ;). Zamierzam zrobić tutaj niezłe zamieszanie :D.
UsuńA co do let it fly, to zamierzam ukończyć to opowiadanie, ale raczej nie będę go już przenosiła na blogspot. Nie ma sensu, bo i tak do końca została notka, może dwie ;).
Zaciekawiło mnie i coś czuje ,ze dużo będzie się działo :D Rozwalił mnie tekst "Trzeba było iść i żreć na siłę! "<3
OdpowiedzUsuń