środa, 8 sierpnia 2012

[2/15] Lokator na gapę


Witajcie ^^. To znowu ja! Z pierwszą nową notką na BLOGSPOT! I jestem szczęśliwa, że w końcu się uwolniłam i nie muszę żreć się z żadnym serwerem! Cieszy mnie to niesłychanie, szczególnie, że dla Was to również ułatwienie - bez problemów z szablonem, komentarzami ^^. Wprawdzie ostatnio coś mało kto chce dzielić się ze mną swoją opinią, ale liczę na to, że do mnie wrócicie, bo tęsknię! ^^ W każdym razie życzę miłego czytania i czekam, aż wyrazicie swoją opinię o tej serii ^^.

Wasza Czokoladka ;).



2.

Tym razem, gdyby Andreas nie miał jakiegoś naprawdę ważnego powodu, żeby mnie budzić przed wyjazdem, chyba bym go skrzywdził. Dziad dobrze wie, że jeśli mam wyjazdy z uczelni muszę być wyspany i nienawidzę otwierać oczu i mieć przed sobą jego wypacykowanej mordy! Ugh. A tak poza tym, to w sumie go lubię i chyba się przyjaźnimy. Ale to trudny człowiek, nie da się tego inaczej określić. W każdym razie jako tako przełknąłem informację, że jego znajomy zostaje na noc i chciałem iść spać. Poszedłbym! Z miłą chęcią. Odwróciłem się nawet do niego tyłkiem, ignorując to, że siedzi mi na pościeli i przez to nie mogłem się przykryć z przodu, a włoski na klacie stawały mi dęba, ale jemu zachciało się prowadzenia monologu go moich zasranych czterech liter! To znaczy, no... W sensie, że mnie wkurzał, to chyba zrozumiałe? Chciałem spać...      
- Tom, a może jednak wstaniesz? Choć na chwilę, przywitać się – marudził dalej, ale nawet nie chciało mi się wypowiadać słowa "spierdalaj". Wydobyłem z siebie jakiś bulgoczący dźwięk i zacisnąłem powieki, powtarzając sobie "nic nie słyszę, nic nie słyszę". W końcu już chyba tylko autosugestia mogła mi pomóc. Tia... - Wiesz, znalazłem go... znaczy spotkałem w parku. Taki śmieszny chłopaczek, myślę, że do jutra go sobie poustawiam. Może to nawet lepiej, że nie wychodzisz, jeszcze byś mu się spodobał... - urwał na chwilę, jakby faktycznie się nad tym zastanawiał.
Zniecierpliwiony podniosłem się i spojrzałem na niego morderczym wzrokiem przez ramię.
- Skarbie, w przeciwieństwie do ciebie nie przepadam za męskimi odbytami, więc zamknij swój i idź się z nim miziać do salonu. CHCĘ SPAĆ. Czy to jasne?
- No, wiem, wiem, wyjazd... Ale zastanawiam się, czy coś z tego wyjdzie. Chyba ma kłopoty w domu, no i nie wygląda na takiego, który miałby kasę...
- Andro...
- Nie jestem materialistą, przecież wiesz! Mam swoje pieniądze, ale utrzymywać go?
- Andro!
- Czego chcesz? Ty nie miałeś przypadkiem spać? - mruknął nieprzyjemnie, na co ja przewróciłem tylko oczyma. Zmieniłem powtarzaną w myśli matrę na "wyjdź stąd, wyjdź stąd" i ukryłem głowę pod poduszką. - Świetnie, to śpij. A ja idę pogadać z... ze znajomym - mruknął wreszcie. Spojrzałem jeszcze za nim, gdy zamykał za sobą drzwi mojego pokoju. Wreszcie święty spokój. Jeszcze raz by mnie obudził, a musiałby sprawdzić przez okno, czy aby nie ma go pod blokiem, przysięgam...
*
Wstałem nad ranem z kapciem w gębie, jakbym ostro balował zeszłego wieczoru, a nie nieudolnie próbował zignorować wkurzający głos kumpla. Cieszyłem się jedynie, że teraz nie muszę oglądać go na oczy, a szczególnie czekać, aż zwolni mi łazienkę - przeklęte fatum mieszkania z gejem! Udałem się więc prosto pod prysznic, żeby nie kusić losu. Nie wiedzieć czemu, pomyślałem sobie, że gdyby ten geniusz zamierzał zamieszkać z jakimś swoim chłoptasiem, to pierwszy bym się stąd wyniósł. Dwóch pedałów w moim mieszkaniu to już tłum. Chyba, że zrobią dla siebie drugą łazienkę - w tym wypadku mógłbym to jakoś znieść
 Po zrobieniu sobie porannej kawy i śniadania, odruchowo udałem się do salonu, przypominając sobie, że śpi tam znajda Andreasa. Mógł sobie gadać, co chciał, ale i tak dotarło do mojego zamroczonego umysłu, że poznał go przed kilkunastoma minutami i przyprowadził do domu, bo mu się spodobał. Zabić to za mało - mógł przecież trafić na jakiegoś złodzieja albo oszusta! Kiedy jednak zawisłem nad kanapą, żeby w słabym świetle nocnej lampki przyjrzeć się jego twarzy, stwierdziłem, że w sumie tym razem mogę sobie odpuścić opieprzanie go. Buźka tego chłopaka, jakkolwiek się zwał, była tak niewinna i słodka, że nawet ja uśmiechnąłem się lekko na jej widok. Cóż, może faktycznie tym razem Andreasowi się ułoży? Tymczasem usiadłem sobie na fotelu, włączyłem cichutko telewizor i zabrałem się za swoje śniadanie. Zostało mi pół godziny do wyjazdu, na który nie miałem kompletnie ochoty, ale jak wiadomo, dziekan, kurna, wie najlepiej czego mi trzeba! Pajac jeden... Ale i tak zamierzałem na dniach zadzwonić do kumpla, żeby dowiedzieć się, jak miewa się jego nowa zdobycz.
*
            Obudziło mnie coś… niespodziewanego? Właściwie nie miałem pojęcia, o co chodzi, póki nie otworzyłem oczu i nie zobaczyłem nad sobą uśmiechniętego platynowego chłopaka. Co za jeden? Chwilę potrwało, nim przypomniałem sobie, że wyrzucili mnie z domu i… Ah, Andreas! Uśmiechnąłem się lekko, ale zaraz potem otworzyłem szeroko oczy i zmroczyło mnie. Chwila! Czy on przed chwilą pocałował mnie w usta?! Dobra, kojarzę, że jest gejem, ale kto mu pozwolił?! Szlag, to ja miałem go uwieść i w ogóle, co on sobie wyobraża, żeby tak bez mojego pozwolenia?! Podniosłem się szybko i cofnąłem od niego maksymalnie. Ok, wieczór był miły, ale… ale…To nie zmienia faktu, że poczułem się NAPASTOWANY! Czy ta pacynka wyobraża sobie, że skoro pozwolił mi zostać na noc, to wszystko mu wolno?!
            W momencie, gdy pomyślałem „pacynka” nieco się skrzywiłem. Mówili, że ja jestem pacynką. Ale ja po prostu o siebie dbałem! Pilnowałem, żeby nie mieć odrostów – no, bo nie mogłem się urodzić czarnowłosym, nie?! No, bo po co, kurczę! Miałem kilka białych pasemek, prostowałem je każdego dnia, dbałem o paznokcie u rąk, uważałem, żeby moja skóra nie spiekła się na słońcu i balsamowałem ją. No i rzecz jasna podkreślałem swoją cudowną urodę makijażem! No… Andreas nie miał tipsów… i nie malował się… Ale i tak był bezczelną pacynką, ot co!
            - Co się stało? Miałeś zły sen? – zapytał z wymownym uśmieszkiem.
            - N-nie, ale wystraszyłeś mnie – wymruczałem, zastanawiając się, którędy najlepiej się ewakuować, ale jak na złość chłopak nie dawał mi szans na ucieczkę.
            - Wybacz, chciałem po prostu, żebyś miło zaczął dzień.
            Jaki on skromy! Mam czuć się lepiej przez to, że od rana jestem napastowany przez swojego wybawcę?! No, ja… jasne. Wcale nie zamierzałem pozwolić mu znowu się pocałować, ale… Hmm… o wargi też dbał. Tak, były miękkie i słodkie. W sumie, co się będę? Trzeba korzystać z życia prawda? Ostatnio też tak sobie mówiłem. Po chwili nieco się od niego odsunąłem (Matko, dlaczego ja się tak rumienię?! Jestem gejem z doświadczeniem, a on tylko mnie pocałował!) i spojrzałem na niego ze zmrużonymi oczyma.
            - Ale na pewno jesteś gejem?
            - Chcesz się przekonać? – zapytał takim tonem, że wszystkie moje wnętrzności zdrętwiały. Niech to szlag! Jest gejem!
            - Może… niekoniecznie… nie teraz. Wiesz, muszę się odświeżyć – wymruczałem. I czemuż tak się jąkasz, durniu?! Chcesz mieć faceta, czy nie?!
            - Rozumiem – odparł widocznie rozbawiony. – Śniadanko?
            - Z chęcią – odpowiedziałem zachrypłym głosem.
            Musiałem przyznać, że zaczęło się dziwnie i jakoś tak szybko, ale może tak miało być? W końcu kto tam wie, co jeszcze przygotował dla mnie ten gnojek, los. Miałem tylko nadzieję, że to nie miała być kolejna farsa, bo chyba całkiem bym zwariował!
*
            Nie, żebym nie uważał tego wszystkiego za ważny fragment mojego życia, ale w skrócie powiem wam, jak to było, więc skupcie się!
            Jeszcze tego samego dnia poprosiłem Andreasa, żeby pozwolił mi u siebie dłużej zostać, skoro i tak nie ma jego współlokatora, a ja nie mam gdzie się podziać. I tak wiem, że gnojek tylko czekał, aż to zaproponuję, bo zgodził się bez zawahania. Bezczelny! Gdybyście tylko widzieli ten perfidny uśmieszek! Miałem ochotę zetrzeć mu go z twarzy, więc rzuciłem się na niego. Potarzaliśmy się trochę po panelach, po czym platynowy zaczął mi się śmiać w twarz. Kurczę, smutno mi się nieco zrobiło, no… ale powiedział mi potem, że i tak nie wypuściłby mnie na noc z domu, żebym gdzieś tam zamarzł. No i „zostałem na dłużej”. Szybko zresztą okazało się, że świetnie do siebie pasujemy. Właściwie różniliśmy się głównie tym, że Andro uważał, że jest ode mnie przystojniejszy, o czym w żadnym wypadku nie mogło być mowy! No, może było jeszcze to, że on był trochę… jakby… bardziej otwarty? I bezpośredni. I dobierał się do mnie bez pozwolenia! Ale właściwie lubiłem to. W tajemnicy przed ojcem spotkałem się z rodzicielką, która obiecała dawać mi każdego miesiąca pieniądze na utrzymanie i miałem jeszcze swoje stypendium, więc właściwie byłoby mnie stać na wynajęcie jakiegoś niewielkiego pokoju, ale… nie powiedziałem o tym Andreasowi, bo było mi tam zbyt dobrze. Jedyne, co musiałem robić to od czasu do czasu coś ugotować czy pomóc w sprzątaniu, czasem robiłem mu niespodzianki – wyobrażacie sobie, że ten dupek potrafił mi powiedzieć, że prezent, który ode mnie dostał, nie jest w jego stylu i w żadnym wypadku go nie chce? Jak można nazwać mnie, najprzystojniejszego faceta pod słońcem, bezguściem?! I jeszcze wypominał mi, że ubieram się w jakichś szmaciarskich sklepach! Wyobrażacie sobie?! To, że on woził się po butikach i firmowych sklepach, jeszcze nie oznacza, że wszystkich na to stać! Snob jeden! Ale lubiłem go, naprawdę. Nawet jeśli zdarzyło mu się kiedyś zacząć mnie całować przed ludźmi z uczelni… Było trochę dziwnie, ale przecież i tak każdy się domyślał, prawda? No…
            Mniej więcej tak minęło mi pół roku. Nie mam pojęcia, kiedy zleciał mi ten czas, ale byłem już tak zżyty z tym człowiekiem, że ani myślałem gdziekolwiek od niego odchodzić czy wracać do rodziców, choćby mój ojciec homofob na kolanach mnie o to błagał. A powinien! Całkowicie wyleciało mi też z głowy, że kiedykolwiek mieszkał tu jeszcze ktoś, kogo i tak nigdy nawet nie widziałem na oczy. Co mnie on?! Teraz to było moje miejsce i ten buc mógł się co najwyżej stąd wynieść, jeśli coś mu nie odpowiadało, ot co! Ale do rzeczy…
            Było sobie piątkowe popołudnie. Andreas właśnie wybywał gdzieś na rodzinne spotkanie. Zdążyłem tylko minąć go w drzwiach i o mało nie wywrócić się, gdy wpił się bezczelnie na oczach sąsiadów w moje wargi. Oh, dlaczego on zawsze musi być taki okropny i nie na miejscu?! Powiedział, że będzie późno i znikł. Ja sam skończyłem dopiero zajęcia, więc leniwie pomaszerowałem do kuchni, bo kiszki grały mi… marsza…? No, nieistotne. Ważne, że w lodówce czekało na mnie żarełko do odgrzania. Trochę mnie to zdziwiło, bo było go stanowczo za dużo, jak na naszą dwójkę, ale zignorowałem to i wsunąłem talerz do mikrofalówki. Włączyłem sobie radio i skakałem po kuchni, śpiewając do łyżki… Ej, nie śmiać się! Nigdy wam nie odbijało, jak sami w domu byliście?! No, więc cicho tam.
            Skakałem tam sobie i skakałem, popisując się swoim wybitnym wokalem – tym razem mówię poważnie! Śpiewałem swojego czasu w zespole uczelnianym i wygrywałem wszystkie konkursy wokalne, taki dobry jestem! No. Aż wreszcie mikrofalówka piknęła, więc odwróciłem się do niej, żeby ją wyłączyć i…
            - Aaaaaaaaaaaa! – Tak naprawdę sam nie wiedziałem, że tego typu falset jest w stanie wydobyć się w mojego gardła, ale w drzwiach, przy których stała szafka z mikrofalówką stał jakiś koleś z bezczelnym uśmiechem na twarzy. – Złodziej! Nie zabijaj! Ja nawet nie wiem, gdzie Andreas trzyma pieniądze! – wykrzyczałem, obserwując jak ten chwyta się za brzuch i zgina w pół, żeby zaraz potem wybuchnąć głośnym śmiechem. W miarę jak on coraz głośniej się śmiał, zamiast przerażenia zacząłem odczuwać zażenowanie. Szlag by to. Co za koleś i dlaczego się ze mnie śmieje? I dlaczego wszedł tutaj bez pukania?! W sumie… mogłem nie słyszeć, jak puka. Może to jakiś kolega Andreasa? Większość już znałem, ale… - Możesz przestać?! – warknąłem, zakładając ręce z miną obrażonego dziecka. Jakoś przestałem czuć się zagrożony z jego strony. Miałem ochotę rzucić w niego patelnią.
            Koleś najwidoczniej próbował się uspokoić, ale kiepsko mu to szło. Dopiero po chwili dało się słyszeć, jak bierze coraz głębsze oddechy i wypuszcza ze świstem powietrze z płuc. Mimowolnie – bo wcale nie obchodziło mnie, jak wygląda ten cholerny bandyta, nic a nic! – przyjrzałem mu się dokładniej w międzyczasie. Właściwie był mi równy wzrostem. Nosił jakieś worki, ale widać było, że był dobrze zbudowany. No, na pewno lepiej ode mnie, ale to wcale nie oznacza, że ja wyglądałem źle! Pod fullcapem ukrywał kolorowe dredy, a w dolnej wardze miał kolczyk. Jakoś tak nieświadomie… znaczy na pewno to nie miało z nim nic wspólnego, na pewno nie, ale… no jakoś sam oblizałem szybko wargi. Cholera. Co za jeden? Zniecierpliwiony zacząłem tupać nerwowo nogą.
            - Więc coś ty za jeden?
            - Wybacz – dyszał jeszcze nieco po swoim głupkowatym wybuchu. – Jestem Tom, mieszkam tu.
            - Co? – mruknąłem, nie mogąc załapać. Chyba rozumiecie, że to było pół roku temu i w żadnym wypadku nie kojarzyło mi się, żebym kogoś takiego znał? – Chyba pomyliłeś mieszkania. Ja tu mieszkam – oznajmiłem pewnie.
            - Tom Kaulitz, współlokator Andreasa – przedstawił się raz jeszcze, wyciągając do mnie rękę na powitanie. – Nie mieliśmy okazji się poznać, bo gdy wyjeżdżałem, ty jeszcze spałeś.
            Uścisnąłem jego rękę, ale jakoś tak zalał mnie zimny pot. Boże, naprawdę? To on? To ten Tom, o którym Andreas tyle mi opowiadał? Czasami byłem o niego tak cholernie zazdrosny! Mówił o nim tylko w pozytywach i sto razy przeżywał to, że on jest hetero i że przecież i tak się przyjaźnią. A ja właśnie zrobiłem z siebie na jego oczach debila! Poczułem tylko, jak policzki zalewają mi się szkarłatem i chciałem się schować pod stół. Nie, nie, nie! Cofnijcie czas! Dlaczego to zawsze ja muszę wyjść na ostatniego kretyna?! Spuściłem wzrok i nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Matko, tak mi wstyd! Wyjdź, idź do siebie, gdziekolwiek, tylko nie patrz na mnie w ten sposób! Nie odpowiem mu nic. Nie ma takiej siły! No way!
            - Hm, Andreas wciąż o tobie opowiadał, gdy rozmawialiśmy przez telefon – odezwał się znów, a ja miałem wrażenie, że zaczynam się kurczyć i jestem już taki malutki, że zaraz zniknę. Żeby to mogła być prawda…! – Muszę przyznać, że jestem w szoku. Nikt jeszcze tyle z nim nie wytrzymał za mojej kadencji.
            „Za mojej kadencji”?! Co to w ogóle ma znaczyć?! Bezczelny dupek! Przyjaciel Andreasa, kurczę! Dlaczego ja nic nie wiedziałem o tym, że ma dziś wrócić?! Niech no ja dopadnę tego snoba w swoje łapska! Powyrywam mu ze łba wszystkie te jego platynowe kudły!
            - Rozumiem, że Andro nie powiedział ci, że dziś przyjeżdżam – stwierdził z rozbawieniem. – Nie przeszkadzaj sobie. Skoczę tylko pod prysznic i pójdę do siebie odpocząć po podróży. Miło było cię poznać, Bill – rzucił jeszcze tylko i zniknął mi z oczu. Właściwie to jego stopy, bo wyżej nie śmiałem podnieść wzroku.
            Boże, co za upokorzenie! Jakoś odechciało mi się jeść. Wyłączyłem mikrofalówkę, która zdążyła mi zagotować żarcie tak mocno, że nie dałbym rady nawet wyjąć talerza i usiadłem przy stole, zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego zawsze muszę odstawić jakąś durną szopkę i tracę język w gębie, kiedy trzeba coś powiedzieć? No, dlaczego, pytam się?! Po chwili w kieszeni zawibrował mój telefon. Dostałem smsa od Andreasa: „Zapomniałem Ci powiedzieć, że Tom dziś wraca! Podgrzej mu żarcie, jak możesz. Miłego wieczoru!”.
            - Teraz mi to mówisz, dupku?! – warknąłem na tyle cicho, żeby nie przekrzyczeć radia.
            Tylko jakoś zrobiło mi się zimno. Kończył się właśnie rok akademicki, no i mięło już to pół roku. Czułem się trochę, jakby właśnie skończyła mi się umowa o pracę. Cholera. Współlokator mojego chłopaka wrócił, a przecież umawialiśmy się, że zostanę, póki jego nie ma. Z tego wynikało, że teraz będę musiał odejść. W końcu sobie coś wynająć i zacząć żyć na własną rękę, ale… Ja nie chciałem zostawać sam! Mieszkać sam, gotować, sprzątać, płacić rachunki i oglądać telewizję. Nie, nie, nie! W tej chwili pomyślałem, że nie lubię tego dupka. Kurczę! Po cholerę wracał?! Raz jeszcze spojrzałem na telefon.
            - I co, że jeszcze mam mu nigdy usługiwać, tak?!
*
            Po pół roku w Stanach zdążyłem prawie zapomnieć, jak wygląda nasze mieszkanko i właściwie byłem nieco zaskoczony. Andreas musiał znów robić jakieś przemeblowania i upiększenia. Tak, zawsze miał bzika na tym punkcie, ale nie robiło mi to różnicy. W końcu to było jego mieszkanie, ja tylko płaciłem z nim rachunki. W każdym razie widok tańczącego i śpiewającego w kuchni czarnowłosego całkowicie wybił mnie z równowagi. Ale przecież nie powiedziałem mu nic niemiłego, prawda? Każdy by się roześmiał na moim miejscu! Tak zgrabnie wywijał. Stojąc pod prysznicem, wyszczerzyłem się mimowolnie. Tak, Andro tym razem stanowczo dobrze trafił! Bardziej martwiło mnie to, że tak się przyzwyczaił do pomieszkiwania tu. W żadnym wypadku nie zamierzałem oddać mu mojego pokoju, ani nawet jego fragmentu. Zresztą mój kumpel miał jeszcze oberwać za to, że bez mojej zgody zapożyczył sobie mój pokój dla tego chłoptasia. Chociaż byłem przekonany, że niezbyt często dawał mu tam spać… W każdym razie uznałem, że jeśli będzie taki cichy, może tu jeszcze zostać. Ale na kanapie! Bynajmniej nie miałem ochoty wysłuchiwać ich nocnych igraszek. Wrrr. Ja nie sprowadzałem tu na noc dziewczyn, więc ten bałwan, Andreas, również powinien to uszanować!
            O mało nie wpadłem na tego chłopaka, gdy wychodziłem z łazienki. Fajtłapa z niego jakaś, czy co? Spojrzałem na niego wymownie, ale zaraz potem poczułem się nieco niepewnie, widząc, jak na mnie patrzy. Kurna! Ten bezczelny pedał lustrował bezczelnie moje ciało! Chyba mam jeszcze prawo we własnym mieszkaniu chodzić w ręczniku, prawda?! Odchrząknąłem znacząco i założyłem ręce na piersi. Nie gap się tak! Czy Andreas naprawdę zapomniał mu wyjaśnić, że wolę kobiety…?
            - Sorry, ten… yyy… - Cóż za cudowna wypowiedź. Patrząc na niego pomyślałem, że najwyraźniej wytrzymał tyle z moim kumplem, bo sam ma pusto w głowie. – Przepraszam za to wcześniej – wydukał wreszcie. – Zaskoczyłeś mnie. Jestem Bill, miło mi cię poznać.
            Moje oburzenie jakoś przygasło.
            - W sumie nic się nie stało – odparłem lekko. Em, wiem, że przed chwilą nazwałem go fajtłapą i pedałem, no, ale… wypada być miłym, prawda? Żeby Andreas nie miał do mnie potem pretensji, no.
            - Odgrzałem właśnie obiad, pewnie jesteś głodny po podróży.
            - Właściwie nie, jadłem po drodze na mieście, ale dzięki.
            - A… aha. Ok., to nie przeszkadzam – mruknął, nawet na mnie nie patrząc i zaraz potem zniknął w kuchni.
            Ajć, jakoś tak zrobiło mi się go szkoda. Z tego, co wiedziałem miał kiepską sytuację. Wyrzucili go z domu i jedynie dostawał od matki jakieś niewielkie sumy od czasu do czasu, a teraz kiedy wróciłem, mógł się czuć zagrożony wyprowadzką. Niby to nie moja sprawa, no, ale… Nie, no, Andreas na pewno by go nie wyrzucił! Biedny, słodki chłopaczek, widać nie każdy ma szczęście w życiu. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i wszedłem do swojego pokoju. Chyba będę musiał się z nim jakoś zakumplować, jeśli ma tu zostać. Nawet jeśli tak słodko wyglądał zawstydzony. Ekhem. To po prostu dla dobra mojego platynowego przyjaciela. Jak mógłbym pozwolić, żeby jego wybranek czuł się tu nieswojo przez moją osobę? Wyjrzałem raz jeszcze przez drzwi mojego pokoju, skąd widać było stół w kuchni. Jadł sam, a obok stał talerz z drugą porcją. Jestem taki okrutny! Trzeba było iść i żreć na siłę! A teraz nie mogłem nawet wymyślić porządnej wymówki, żeby tam do niego pójść i dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
            - Poczekam na Andreasa – mruknąłem wreszcie do siebie, zamykając drzwi. Wreszcie w domu!
            Miałem tylko jakieś takie niejasne poczucie, że odtąd mieszkanie tu stanie się nieco bardziej skomplikowane…

14 komentarzy:

  1. "Jeszcze raz by mnie obudził, a musiałby sprawdzić przez okno, czy aby nie ma go pod blokiem, przysięgam...". Pozwolę sobie pożyczyć. Oczywiście podpiszę. pozdro i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie tutaj.^^ Bardzo się cieszę, że przeniosłaś się na blogspota. Brak problemów z komentowaniem i publikowaniem.
    To teraz zabieram się za rozdział.
    Ja myślałam, że nagle coś Tomowi odwali i jednak nie pojedzie, a tu takie przeskok o pół roku. Nie spodziewałam się. :D Akcja w kuchni świetna. Kiedyś też się tak skompromitowałam, tyle że śpiewałam do noża The Zoo - Iron Maiden, więc wiem jak Bill się poczuł. xD Będę to wielbić jak Therapy. Weny, weny, weny!

    Błękit

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, co za okrutny Tom! Mógłby chociaż udawać, że widok Billa, kręcącego tyłkiem nie był aż tak komiczny! A puf!
    Hm, ja jestem ciekawa jak Ty ich ze sobą spikniesz :D. no, no.^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Paczaj i dziw się, że komentuję xD
    Ale przeczytałam i to, że mi się spodobało, jest rzeczą raczej naturalną, co nie? Więc nie będę się nad tym roztkliwiać, bo znowu zgasnę i takie tam... no. Ogólna wizja mi się spodobała i szczególnie to, że Tom jest hetero, a Bill jest soooo gay xD W sensie, Andreasa mogłoby nie być, bo nie lubię osób trzecich, ale bez niego to by się w Toma mieszkaniu biedaczek Billy nie znalazł, więc ci to wybaczę xD Podoba mi się klimat i styl pisania w tym opowiadaniu. Jest znacznie lżejszy i to jest to, co ja uwielbiam :D Ja wiem, że ty i tak coś tam popieprzysz, ale chociaż teraz mogę się ponapawać lekkością.
    Love ya xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, czuję, że to opowiadanie będzie równie genialne co Therapy :D Nie spodziewałam się takiego przeskoku o pół roku, ale dobrze, że to zrobiłaś, całe opisywanie znajomości Billa i Andreasa mogłoby potrwać trochę długo xD
    Już sienie mogę doczekać kolejnej notki ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Czokuś, ja już napisałam swoje na KILu, a tutaj napiszę tylko, że cię uwielbiam, kocham, czczę i te de... <3
    Bardzo dobrze, że przeniosłaś się na blogspot... Teraz już chyba każdy się tu przenosi, a onet pewnie pójdzie w zapomnienie... Nic dziwnego, schodzi na psy. Ja też się przenisłam, jak by co, zapraszam... ^^ http://my-deadly-poison.blogspot.com/
    Ah, przypominam, że z tej strony ParanoiaDoll. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh. Świetny rozdział. Zabawny. :)
    Fajnie, że się przeniosłac na blodgspot. Nie będzie przynajmniej problemów ze wstawianiem komentarzy :)
    To opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Fajny jest też ogólny klimat i fabuła :D Zwłaszcza podoba mi się tu postać Bill'a :D
    czekam na kolejną notkę! ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Już chcę nową notkę! ^^.. Notka genialna. Amm.. Co jeszcze? Eee.. Ciekawie kreujesz Andreasa xD..

    OdpowiedzUsuń
  9. Lśniący Kryształek.9 sierpnia 2012 07:32

    Cudowne, zabawne i co najważniejsze - bardzo dobrze się czyta. Dobrze, że przeszłaś na blogspot, onet teraz strasznie spadł w statystykach, co chwilę coś jest nie tak, więc nie warto było nawet tam kontynuować. Trochę przeraża mnie to, że dopiero, co wczoraj dodałaś drugi rozdział, poważnie. Nienawidzę czekać, nigdy, a teraz mam uzbroić się w cierpliwość?! I tak nie mam wyjścia.. więc czekam Czoko, od razu dawaj mi znać na gadu! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. łuhu! Niech żyje Czoko geniusz :D Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  11. hmm, cos definitywnie innego....i cos co wyszlo od ciebie :)
    no, ciekawi mnie jak im sie bedzie we trojke mieszkalo....moze za trudno nie bedzie hahha
    czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak dawno nie było żadnego dłuższego opowiadania, że zaczynałam się martwić i z nadzieją codziennie zaglądałam na twojego bloga jeszcze na onecie ;)
    Podoba mi się to, że Bill jest w tym opowiadaniu taki... roztrzepany, taki strasznie energiczny, a przez to, że zwraca się do czytelników wydaje się być taki realny :)
    Ciekawi mnie co z "let it fly": będziesz kontynuować to opowiadanie? je takze przeniesiesz na blogspota?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam trochę czasu przerwy, szczególnie od twincestu, ale teraz trochę znowu popiszę, bo faktycznie wzięło mnie na coś dłuższego. Mam nadzieję, że będzie się podobało ;). Zamierzam zrobić tutaj niezłe zamieszanie :D.

      A co do let it fly, to zamierzam ukończyć to opowiadanie, ale raczej nie będę go już przenosiła na blogspot. Nie ma sensu, bo i tak do końca została notka, może dwie ;).

      Usuń
  13. Zaciekawiło mnie i coś czuje ,ze dużo będzie się działo :D Rozwalił mnie tekst "Trzeba było iść i żreć na siłę! "<3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^