sobota, 11 sierpnia 2012

[3/15] Lokator na gapę


Witam wszystkich zgromadzonych! ^^ Jako, że wena mnie nie opuszcza (cz.4 w połowie napisana ^^), dodaję kolejny odcinek! Dziękuję za tak miłe powitanie na blogspcie i co mogę powiedzieć? ^^ Jestem bardzo zadowolona, że tu jestem ;D. Chciałam Wam jeszcze powiedzieć, że dostałam nominację, że tak to ujmę i w sumie, skoro już ktoś się postarał, proponuję, gdyby chętni zajrzeli na głosowanie ^^ tu > TO TUTAJ.
No i jeszcze jedna sprawa. Moja dobra kumpela zaczęła prowadzić forum rpg YAOI i powiem Wam, że sama tam jestem i chciałabym się tam dobrze bawić, wiem, że sporo z Was również pisze, więc serdecznie zapraszam Was TUTAJ
 I to chyba już wszystko jeśli chodzi o ogłoszenia parafialne ;D. Miłego czytania i czekam niecierpliwie na Wasze opinie ;).

Wasza Czokoladka ;).


3.
            Byłem zażenowany i wściekły! Nie dość, że koleś widział mnie w tak kompromitującej sytuacji, to potem jeszcze bezczelnie pokazał mi, gdzie jest moje miejsce. Już jadł! Phi! Cholerny dupek! Kto mu dał prawo do takiego traktowania mnie?! Na dodatek musiałem przyznać rację Andreasowi: to wielka szkoda dla gejowskiego światka, że ten chłopak jest hetero. Nie zamierzałem jednak popuścić mu tego poniżenia płazem! Po upewnieniu się, że nie zamierza w najbliższym czasie opuszczać swojego pokoju, rozsiadłem się na kanapie w salonie z paczką chrupek i gapiłem się w telewizor. Niech no wróci Andro. Poleje się krew! I będzie przepraszał mnie na kolanach!
            Musiałem się trochę naczekać. Mój chłopak wrócił do domu grubo po północy i to pijany jak bela. Uznałem, że w stanie w jakim był, nie ma sensu zaczynaj awantury, bo i tak nic sobie z tego nie zrobi. Przeklęty pajac. Nie dość, że przez niego najadłem się wstydu, to jeszcze musiałem zbierać z podłogi jego urżnięte zwłoki, gdy wyłożył się przekraczając próg.
            - Bill… - mamrotał. – Ludzie… są beznadziejni!
            - No co ty nie powiesz? – mruknąłem niechętnie, ciągnąc go ze sobą do salonu, żeby usiadł na kanapie. Jak na takiego chudzielca, naprawdę sporo ważył, psia kość. Musiałem się sporo nadyszeć, a i tak przed samą kanapą runąłem na podłogę. A Andreas oczywiście na mnie. Niewdzięczny pijak! Niech cię cholera!
            - Coś się stało? – dotarło do mnie zza drzwi nowopoznanego współlokatora. A cóż cię to obchodzi, draniu? Prychnąłem pod nosem.
            - Nie! – rzuciłem dość głośno, próbując zrzucić z siebie platynowego. Zupełnie bezskutecznie zresztą, bo przykleił się do mnie na dobre. Cholera. Nie zamierzałem przecież leżeć tam i wąchać tego pijaka! Nie daj Boże, odbiłoby mu się albo coś… By to gęś! Musiał się spić akurat dzisiaj?! W duchu prosiłem jedynie, żeby Tom jedynak nie wylazł z pokoju. Było dość cicho, więc szanse były spore. – Andro! Basta! Puść mnie, cholero! – Co za impertynent! Wypił tyle, że pewnie mu nie staje, a jeszcze dobiera się do mojego rozporka!
            - Kochajmy się – wyrzucił z siebie wraz z cuchnącym wyziewem z ust. Boże! Co za gorzelnia! Niemal mi się cofnęło, fuuu…
            - Chyba jesteś chory! – warknąłem. – Odejdź mi z tymi… mm… ła… łapami!
            - Przecież wiem, źe… ź… lubisz to!
            - Ale nie kiedy jesteś pijany! – oburzyłem się, cudem wymykając się z jego uścisku. Oszalał! Totalnie potopiły mu się książki na półkach! Czy ja wyglądam na dmuchaną lalkę, która daje bez pytania?!
            - Bill…
            - Nie! Nie jesteśmy sami! – syknąłem, gdy podniósł się i stanął przede mną na chwiejnych nogach.
            - Nie przeszkadza mi to – zaśmiał się.
            - Co?!
            Perwers! Okrutny erotoman! Za jakie grzechy? Z kim ja w ogóle mieszkam?! Ratunku, precz z tymi łapami! Zamachnąłem się kilka razy, żeby mu dać po łapach, ale trochę przesadziłem… Hyh… przypadkiem. Bo czy to moja wina, że się zachwiał, a próba złapania równowagi skończyła się tym, że poleciał w drugą stronę? Ta… w moją stronę. Dokładniej mówiąc, prosto na mnie.
            - Andreee… as! Daj spokój – wydukałem, gdy przycisnął mnie zaraz do ściany, a łapę od razu bezczelnie pakował w moje spodnie. Cholera, od kiedy on jest taki silny?! I to jeszcze silniejszy ode mnie!
            - Na pewno w porządku? Coś huk… huknęło… - usłyszałem niespodziewanie, dopiero teraz przypominając sobie, że faktycznie jest tu ktoś prócz nas. Nie! Błagam. Tylko nie to! Nie patrz nawet! Jedno upokorzenie dziennie naprawdę mi styknie…
            - Aaam… - wyrwało mi się, gdy ten stuknięty, pijany pajac wreszcie wsunął łapę tam, gdzie chciał. No nie, tego mi jeszcze brakuje, proszę… Umrę. Wyprowadzę się stąd, przysięgam! – Przestań! – mruknąłem, odpychając go znów mało skutecznie.
            - Te, Andro! Nie przywitasz się? – odezwał się znów Tom. I chwała mu za to, bo platynowy odpuścił atak i odsunął się ode mnie niechętnie. – Chyba nie będziesz robił tego na moich oczach?
            Chcę umrzeć, naprawdę. Gdy tylko Andreas się odsunął, spuściłem wzrok w dół. Nie, nie ma mowy. Nie pokażę im twarzy. Nigdy w życiu! I nie może zobaczyć mojej erekcji, bo będę musiał się zabić. Ta jego ironia i prześmiewczy ton, grrr. Psia mać!
            - Wybacz, stary – rzucił platynowy, po czym czknęło mu się ohydnie. Naprawdę byłem z kimś takim? Nie do wiary… jeszcze bezczelnie puścił mi oczko! Całe szczęście, że nic nie wyciągnął mi z tych spodni… - Podałbym ci rękę, ale sam rozumiesz…
            KRETYN!
            KRETYN!!!
            KRETYN, KRETYN, KRETYN…!
            - Wychodzę – warknąłem głośno, czując, że gówniana wilgoć spływa mi do oczu. To było NAPRAWDĘ UPOKARZAJĄCE. O, nie. Nie dam się tak traktować! Co za spedalony pedał! Idiota! Debil! Frajer! Świetnie porycz się jeszcze, pokrako, i zrób z siebie jeszcze większe pośmiewisko, co się będziesz!
            …ale jak on w ogóle mógł?
            - Stary, chyba przegiąłeś… - usłyszałem, zanim jeszcze zdążyłem znaleźć swoje buty. Bo nic, kurczę, nie widziałem przez cholerne łzy! Dotarły do mnie jeszcze jakieś dziwne dźwięki. Między innymi taki, który oznaczał dokładnie tyle, że Andreas właśnie upadł. Niech go szlag! Szmaciarz jeden. Nigdy więcej. Nigdy, kurczę! Wyszedłem szybko na korytarz, ale winda była gdzieś daleko stąd, a ja nie zamierzałem zostać tam ani chwili dłużej! Ani chwili! Ruszyłem więc od razu na schody. Ciul z tym… najwyżej sturlam się z nich w rozpaczy…
            Miękka kupa ze mnie…
*
            W pierwszej chwili, gdy ich tak zobaczyłem, nie byłem pewien, czy najpierw powinienem zjebać Andreasa za to, że dobierają się do siebie w salonie, czy zacząć się śmiać. Potem dopiero zdałem sobie sprawę, jak bardzo nie w porządku zachowywał się mój przyjaciel. Zrobiło mi się okropnie żal tego chłopaczka, gdy tak uciekał z mieszkania. Kurna, mam jednak miękkie serce.
            Platynowy upadł zalany w trupa i uznałem, że będzie lepiej, jeśli zostanie w poziomie, bo pion i tak mu nie służył, a ja sam… cóż. Pobiegłem za czarnowłosym. Był tak zapłakany, że miałem ochotę go przytulić i pogłaskać po główce. Biedactwo. Myślicie sobie: „co on gada? Jeszcze jakiś czas temu sam pomyślałbym, że to chore, ale po latach przyjaźni z gejem, nie było dla mnie nic dziwnego w przytulaniu rozhisteryzowanych homoseksualistów. Taki ze mnie bohater!
            - Bill! Ej, Bill, czekaj – zawołałem, zatrzymując go dwa piętra niżej. Wył prawie, jak syrena, nie dało się przeoczyć, że pobiegł schodami. Odepchnął mnie, wciąż wpatrując się w podłogę. Oh, aż tak mu głupio? Hahaha, właściwie to się nie dziwiłem. Ale spokój, Tom, bądź dobrym człowiekiem! Nawet jeśli to tylko zagubiony chłopiec.
            - Zostaw!
            - No, uspokój się, przecież się nie śmieję…
            …chyba, że słyszysz mój wewnętrzny rechot.
            - Chcę stąd wyjść…
            - Daj spokój, coś ci się może stać. Udajmy, że nic nie widziałem, ok? Położę go spać, a ty się ogarniesz. Jutro spuszczę mu łomot za takie zachowanie – oznajmiłem. Chłopak podniósł na mnie nagle przestraszone oczy, aż przypadkiem się uśmiechnąłem na ich widok. Naprawdę jestem taki straszny? Uwaga: Tom pogromca uciśnionych! Nie, no bez przesady. – Chodź do góry. On nawet nie będzie tego rano pamiętał, wierz mi, znam go dobrze.
            Nie chciał iść… Wystraszony jak mała syrenka… czy sarenka? Boże… to naprawdę taka fajtłapa? Skąd Andreas go wytrzasnął…? Nawet jeśli jest wyjątkowo słodki to i tak… Ah… A jeśli platynowy już wcześniej odwalał takie akcje? Coś jakby mnie zmroziło. Oj, czułem, że porozmawiam sobie z tym gagatkiem! Przynajmniej dzieci z tego nie będzie… Ale to i tak grzech krzywdzić takiego… Spojrzałem na niego. Zapłakany, rozmazany, twarz całkiem czerwona… ugh, jeszcze brakuje, żeby z nosa zaczęły wychodzić mu bąbelki smarków. Fuuuj. No, dobra! Ale nawet takich ofiar jak on nie powinno się krzywdzić.
            - Naprawdę będzie w porządku, chodź.
            - Nie pójdę…
            - To nie – mruknąłem. Nie będę się z nim pieprzył (w przenośni i dosłownie). Złapałem go w pół i zarzuciłem sobie na ramię.
            - Nie! Puść!
            - Cicho tam – parsknąłem i ruszyłem schodami na górę. Żeby tylko nie zasmarkał mi dredów…
*
            - Utopię się! – wykrzyknąłem, zrywając się ze snu. Zaraz potem przypomniał mi się alkohol. I kac. I zaczęło mi tak łupać w głowie, że o ja pierniczę. I wcale nikt nie trzymał mojej głowy zanurzonej w wiadrze. To wiadro wody zostało wylane na mój łeb, o czym świadczyła miska w rękach Toma… em… no, mniej więcej. – Odbiło ci?! – syknąłem na widok sadystycznego uśmiechu kumpla. Łazienka. Skąd się tu wziąłem? O, Tom jednak wrócił. – Aj, głowa…
            - Obiecałem spuścić ci lanie – oznajmił, ale ja spojrzałem tylko na niego nieprzytomnie. Moja koncentracja i umiejętność przetwarzania jakichkolwiek informacji w tamtej chwili była naprawdę mocno upośledzona. Uhm, chyba rzeczywiście za dużo wypiłem. – Ale uznałem, że wystarczy ci, jak posprzątasz kuchnię, którą zarzygałeś.
            - Aj… - mruknąłem niemrawo. Nie, nie miałem sił zareagować jakkolwiek inaczej ani na oblanie mnie wodą, ani na nic innego. Cholernik jeden. Tylko dlaczego się nade mną znęca? – Gdzie Bill? – przypomniałem sobie o nim, chwytając się za obolałe skronie. – Poznaliście się?
            Hu… hu… hu… huczy mi, kurde…
            - W pokoju, ale nie budziłbym go na twoim miejscu. Idę do sklepu – oznajmił mi, wrzucając beztrosko plastikowe wiadro, a raczej miskę, do wanny. To dopiero był huk! Jakby pieprzony granat rozłupał mi czaszkę na tysiące kawałków. Umieeeram! Nie… nie rób tak, to ja już wolę zostać skopany…
            Musiałem odczekać chwilę po tym, jak wyszedł, żeby dojść do siebie. Wczoraj jakoś nie miałem serca powiedzieć Billowi, że idę do klubu z chłopakami. Nie lubił tego i ich też nie, a nie mogłem odmówić! Ale za to byłem grzeczny! Tańczyłem głównie sam lub z całą grupą i z nikim się nie przelizałem. Przynajmniej nie do momentu, w którym urwał mi się film… Potem to ja nie wiem, jak trafiłem do domu. O, ja biedny…
            W mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał i chyba mógłbym całować za to ludzi po piętach. Bill spał na kanapie w salonie, ale poszedłem najpierw do kuchni po coś na kaca. Cholerka, musiałem nieźle tam szaleć, skoro cała podłoga była ubarwiona mozaiką z mojego żołądka, heh. Powstrzymałem nieprzyjemny przewrót żołądka i zabrałem się najpierw za rozpuszczenie musującej tabletki w szklance wody. Miałem nadzieję, że nie wydałem wszystkich pieniędzy po pijaku…
            Po kilku minutach byłem gotów postawić pomnik człowiekowi, który wynalazł to ścierwo na chorobę dnia poprzedniego. Ból powoli ustępował, a żołądek nie reagował odruchem wymiotnym na widok czegokolwiek, co jest lub było jedzeniem (ewentualnie zagrychą do wódki). Udało mi się sprzątnąć podłogę i zjeść suchą kromkę chleba (oczywiście nie było żadnej wędliny ani sera…) zanim wrócił mój kumpel psychol. Chciał mnie zabić, przejąć mieszkanie i… nie, no. Faceta by mi raczej nie odbił. Umknąłem mu więc z oczu, gdy wszedł do kuchni, sprawdzając jej stan. Posłał mi jeszcze tylko wymowne spojrzenie. Phi!
            Znalazłem się w salonie, więc postanowiłem zapytać swojego chłopaka o wrażenia ze spotkania z Tomem, który zdążył przecież już przez telefon nazwać go słodziakiem. A to oznaczało, że naprawdę mam gust! Mój kochany Billy!
            - Bill, śpiochu, obudź się…
            - Nie robiłbym tego – stwierdził mój kumpel. I co się tak gapisz? Stał sobie bezczelnie w drzwiach kuchni i suszył zęby z kubkiem jakiegoś ustrojstwa w ręku. Pfi! Co on wie? Nie takie pobudki robiłem czarnowłosemu.
            - Bill… - wymruczałem, nachylając się, żeby go pocałować i…
            Nie wiem co i nie wiem jak, ale zaraz potem poleciałem do tyłu, chwytając się za nos. O kurna, jak boli! Aaa! Krew! Tylko nie krew, nie krew!
            - Za co…? – jęknąłem, patrząc na niego zbolałym wzrokiem.
            - Ja ci, kurczę, dam za co! – zapiszczał niemal Bill, machając głupio ręką. Był cały rozmazany. Ech, ile razy można mu powtarzać, żeby zmywał makijaż przed pójściem spać? Au… boli…
*
            Nawet jeśli wciąż czułem się jak miękka kupa, musiałem przyznać, że Tom zachował się całkiem w porządku. Gdyby pominąć incydent z wnoszeniem mnie do mieszkania, o którym wolałbym nie wspominać, bo na samą myśl jakoś mi dziwnie, położył mnie w salonie, zamknął drzwi i zostawił samego, żebym nie narobił sobie jeszcze więcej wstydu. A ten gnój stał mi na baczność! Jak wspominałem, naprawdę niełatwo jest być mną. Słyszałem jeszcze, jak Andro tłucze się w kuchni, gdy usiłowałem pozbyć się niechcianego wzwodu… i bynajmniej nie miałem ochoty ogarniać tego pijaka. Budząc się jednak rano, na widok jego zbliżającej się twarzy, moja dłoń samoczynnie zacisnęła się w pięść i poleciała w jego kierunku. Dupek! Cham! Jeszcze ma czelność się do mnie zbliżać?! Nie wybaczę mu tego za nic! Podniosłem się szybko, gdy Andreas upadł i spojrzałem przerażony w kierunku śmiejącego się Toma, który patrzył na mnie, jakby był bardzo zadowolony z tego, co zrobiłem. Jeszcze chwila, a zacząłby mi bić brawo.
            - Co wam odbija?! – wymruczał platynowy. Dopiero teraz zauważyłem krew sączącą się z jego nosa. Yyy… to ja zrobiłem? O, Boże… chyba nie umrze? No bo to, że mózg wycieka wtedy przez nos to bajka, prawda…? – Posprzątałem już w kuchni!
            - Chciałeś mnie zgwałcić! – warknąłem, podnosząc się z kanapy. Wcale nie czułem się komfortowo w samych bokserkach, wiedząc, że za mną stoi Tom. A pies drapał! Mam ładne pośladki, niech patrzy!
            - Co?!
            - Wynoszę się stąd – oznajmiłem zduszonym głosem, rozglądając się za swoimi ubraniami. Spokojnie, Bill. Musisz wziąć prysznic i się spakować. Zjesz jeszcze śniadanie, bo kiszki ci marsza grają. Koniec! Nie było możliwości, żebym tam został. W żadnym wypadku.
            - Ale… ej! – Platynowy zebrał się jakoś z podłogi. Trzeba było bić mocniej! To nic, że nigdy przedtem nikogo tak nie załatwiłem, ale mogłem się bardziej postarać… Gnojek! Było mi okropnie żal i strasznie przykro. Przecież tak dobrze nam się układało! Chyba naprawdę liczyłem, o ja naiwny, że tak już zostanie. – Bill, zaczekaj! – Nie dotykaj mnie! Ah… to nie tu.
            - Nie dotykaj mnie! – Tak, jeszcze się poryczę. Super.
            - Nie, Bill. Czek… aj – mruknął. Szlag, jeszcze ubrudził mnie swoją krwią. Krew jest ohydna. Fuj. Z nosa, pewnie jeszcze z glutami. – Ja nie bardzo… znaczy… No, daj spokój, wiesz, że nie chciałem…
            - Oj, chciałeś i to jak! – rzucił obserwujący wszystko z boku Tom.
            - Przymknij się! – syknął do niego platynowy. – Przepraszam, dobrze? Pogadajmy. Przecież i tak nie masz dokąd iść.
            To jeszcze nie powód, żeby mnie tak traktować!
            - Łapy precz! – warknąłem, zakładając ręce na piersi, żeby jak najbardziej się zasłonić. Tak naprawdę chyba wcale nie chciałem stamtąd wyjść… Boże, jestem żałosnym mięczakiem bez domu, dlaczego mnie tak pokarałeś…? Przypominam ślimaka bez muszli! – Nie będę z tobą dłużej mieszkał.
            Padnij na kolana i błagaj o wybaczenie, bo chcę zostać!
            - Będę grzeczny, słowo! Ale zostań, Bill… Ja nawet nie pamiętam, film mi się urwał…
            - Właśnie – wtrącił mu się Tom. Zerknąłem na niego. Dlaczego musiał tam stać i obserwować?! Nie ma co robić? Zaraz mu pokażę, co jest do zrobienia w domu, jak taki z niego kozak! Cholerny przystojniak. Myśli, że jest dobrze zbudowany, to ma prawo się wywyższać?! – Dzwonił Mikael. Prosił przekazać, że zostawiłeś mu w aucie skarpetki.
            - TOM! – ryknął wściekle platynowy tak, że podskoczyłem. Zdradził mnie…? Słyszeliście to? On mnie ZDRADZIŁ!
            - Wyprowadzam się! Nie zostanę tu z tobą.
            - Bill, proszę! On kłamie!
            - Ej, serio, zostań – Buc nie dał mi nic powiedzieć. Nim się kapnąłem, złapał mnie za ramię. Jego szorstkie paluchy w niczym nie przypominały delikatnych dłoni Andreasa. Kurna! Znowu ryczę! Znowu! Buu… Chrzanić to wszystko! – Ja go ogarnę, będzie grzeczny.
            - Ale on mnie zdradził! – wyszlochałem. Zabrzmiało to prawie jak „oh, ale jestem żałosny, zabij mnie proszę!”. Miałem dość, już dość. To było, kurczę, jakieś pieprzone COMBO!
            - No, już – mruknął dredziarz. Właściwie wtedy, gdy objął mnie ramieniem, kapnąłem się, że się do niego przytuliłem. Ups. Em, tego nie było w planach! Ale w porządku. Mogłem wkurzyć tym Andreasa i zemścić się za to, co mi zrobił! Nawet jeśli Tom jest hetero, to jestem teraz w jego ramionach, a platynowy może mi tylko pozazdrościć, ha! Więc w sumie nie jestem chyba taki beznadziejny, nie? Hah… to nawet miłe.
*
            Tak naprawdę nikt nie dzwonił, ale wiedziałem z kim mój kumpel zwykle baluje. A że skarpetki ściągałem mu osobiście, bo razem z butami były całkiem przemoczone, czułem, że należy wykorzystać tę sytuację i jeszcze bardziej go pogrążyć. Niech ma za swoje! To fakt, że rzuciłbym go w cholerę na miejscu Billa, ale miałem poczucie, że koniecznie powinienem tak postąpić. Nie wiem, dlaczego wziąłem sobie za cel pocieszenie tego chłopaczka, ani skąd brała się ta satysfakcja, że Andreas przez długi czas nie tknie go nawet czubkiem palca, ale zadowolony uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy. Zresztą naprawdę zrobiło mi się jakoś cieplej, gdy czarnowłosy ufnie się we mnie wtulił.
            Naprawdę sądziliście, że jestem normalny? To impossible – przyjaźniąc się praktycznie od dziecka z Andreasem?
            - Spokojnie, Bill. Na razie zostaniesz tu ze mną – oznajmiłem bohatersko. Niech wie, kto tu jest wspaniałomyślny! – Idź się ogarnij i nie przejmuj tym głupcem.
            Chłopak stał zmieszany, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Wyglądał na nieco rozbitego, więc uśmiechnąłem się do niego lekko. Westchnął więc ciężko, przetarł twarz dłońmi i posłał platynowemu mordercze spojrzenie, po czym pomaszerował grzecznie do łazienki. I ja, i mój współlokator odprowadziliśmy go wzrokiem do samych drzwi. Na moją twarz wstąpił wyraz triumfu. Ave ja!
            - Ty paskudniku! – warknął na mnie kumpel, który dotąd stał jak wryty, nie rozumiejąc, co się dzieje.
            - No?
            - Przypominam ci, że to mój chłopak! Nie wpieprzaj się!
            - Nie zasługujesz na niego, Andro. Powiedzmy to sobie wprost.
            - Co ty wiesz?! – Prychnął, patrząc na mnie ostro. – Odwal się od nas! Co się z tobą stało w tych Stanach?! I tak nie jesteś gejem!
            - Ale on jest – odparłem rozbawiony, wcale nie zamierzając przejmować się pretensjami kumpla. Właściwie nie wiedziałem, co mną kieruje, ale chyba byłem na niego zły.
            Wzrok Andreasa mówił, że chce mojej śmierci, ale ja wciąż tylko się szczerzyłem. Takiej akcji tuż po powrocie się nie spodziewałem. Tak naprawdę nigdy dotąd nie próbowałem choćby interesować się jego chłopakami, a już na pewno mu ich nie odbijałem. Ale kto powiedział, że ja to właśnie robię? Ja po prostu jestem/zgrywam szlachetnym/ego kolegą/ę! Niepotrzebne skreślić.
            - Ani mi się waż go tknąć – warknął, zaraz potem idąc do siebie.
            Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał się obrazić… I tak pewnie wreszcie mu przejdzie. Na co mu taka fajtłapa jak Bill? Jeśli go zostawi, najwyraźniej nie byli sobie pisani, a przynajmniej będzie wesoło!

13 komentarzy:

  1. Hmm, hmm. To się porobiło, ale w sumie to dobrze, bo Bill wreszcie odczepił się od Andreasa. Świnia z niego pijana, no! Żeby Billa tak potraktować? Słodkiego, niewinnego Billa? Ale pojawił się Tom bohater i uratował nowego lokatora. :D Teraz, gdy Andro będzie próbował dobrać się do swojego (byłego?), to ten mu chyba ręce połamie. Kuj żelazo póki gorące, Tom. Zabieraj się za Billa! Aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Ach, no i ogromnie gratuluję nominacji. Zagłosowałam na ciebie i dziewczyny z KILa.

    Błękit

    OdpowiedzUsuń
  2. oo łoo <3 czekam na 4, mam nadzieję jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Z CAŁEGO SERCA GRATULUJĘ CI NOMINACJI, Czokuś, teraz tylko głosować i trzymać kciuki, byś wygrała ♥ ja tam chyba jestem przez pomyłkę, nigdy bym nie pomyślała, że się tam znajdę ._____. Ale nie o tym powinnam teraz pisać, tylko o tym przecudownymsuperświetnymzajefajnymekstranajlepszymhipersuperitede opowiadaniu :D Rozdział miażdży, po prostu gdyby moje krzesło miało oparcie (w tej chwili nie ma, mała awaria) z pewnością byłabym w nie na maksa wciśnięta, uwielbiam Toma, czyżby odkrywał swoją skłonność do płci przeciwnej, tj. Billa? Tak swoją drogą to Bill był, jest i zawsze będzie dla mnie odmienną płcią xD ja to dzielę na "Kobieta, Mężczyzna i Bill" xD I nie lubię Andreasa, od początku nie lubiłam, nie lubię go też w innych opowiadaniach i nie lubię jego imienia, ble. Dziwne jakieś. Bill jest przewspaniały, taki słodki i niewinny, cudooo! Mam słabość do słodkich bohaterów, ever. Czoko, jesteś wspaniała, wiesz? Musisz wygrać! Duużo weny życzę kochana :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle świetne *w* leję ze śmiechu... Jest prawie 4 nad ranem, a ja się duszę ze śmiechu, żeby nikogo nie obudzić hehe :D
    Gratuluję weny ;)
    Chcemy więcej *w*

    Tita

    OdpowiedzUsuń
  5. das ist osom ;D
    Tak, Suns ma chrapkę na języki obce xdd
    A odcinek, tak, jak napisałam, jest osom :)

    OdpowiedzUsuń
  6. haha. biedny Andreas xD... co? Tfu! Biedny słodziutki, niewinny Billuś <3!Odcinek świetny.Życzę i gratuluję weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. noo, Czoko! chyba warto było czegać tyyyyle czasu, żeby teraz taaak często Cię czetać! ;D
    pięknie, pięknie! oby tak dalej, pisz i publikuj jak najczęściej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, jaki wspaniałomyślny Tom. To wręcz do niego niepodobne. Hm, ogólnie przeczytałabym rozdział jeszcze wczoraj, ale byłam tak strasznie zmęczona po Krakonie, że nie dałabym rady skupić się na treści.
    Fajnie, że zostawiłam sobie go na dzisiaj. Ogólnie, Tom jest zazdrosny. Trololo. Take odnoszę wrażenie, bo po co miałby obrabiać dupę swojemu przyjacielowi? No błagam xD
    Tak, tak. Jestem ciekawa co zrobisz, żeby Tom przespał się z Billem i jak ich ze sobą spikniesz. Hm :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dobrze, że jesteś Czoko! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że wróciłaś. Tom chyba zaczyna mieć wątpliwości co do swojej heteroseksualności. Brawo Bill, tak trzymaj. A Andreasa wcale nie żałuję. Trzeba było nie pić.

    OdpowiedzUsuń
  10. O ja. No to nieźle namieszałaś. Taki się trójkącik zrobił, że ja nie mam pytań. Czuję, że będzie się działo i czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam to opowiadanie. Czekam na newsa;). Życzę weny;)..

    Pozdrawiam:D.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tom jest trochę skurwielem, a trochę bohaterskim misiem i mam wrażenie, że sam jeszcze nie do końca zdecydował, który z tych dwóch wzorców charakteru u niego przeważa.
    Bill za to jest pierdołą całkowicie i na wskroś i bardzo mi się to nie podoba. Ja rozumiem, że małe to to i ciapa, ale mógłby mieć chociaż konkretniejsze przebłyski. Bo póki co to od A do Z jest pierdołą i irytuje mnie to strasznie.
    Ale w sumie i tak cieszę się, że nareszcie się coś rusza na tym blogu.
    I rozumiem twoją radość z blogspota, sama też coś podobnego przeżyłam, kiedy się pożegnałam z onetem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oh, co mogę powiedzieć?
    Zajebiste opowiadanie i tyle! ^^
    Billy trochę jak dla mnie zbyt taki...ciotowaty tu jest, ale mimo wszystko opowiadanie bardzo mi się podoba.
    Czekam na kolejny news ;]

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^