środa, 14 listopada 2012

[5/15] Lokator na gapę


 Witajcie po dłuuugiej przerwie! Wiem, że jestem bardzo zła i niedobra, ale nic nie jestem w stanie na to poradzić. Pomysłów mam tyle, że trafia mnie szlag, bo nie jestem w stanie pisać. Próbowałam, próbowałam, próbowałam i... dupa. Dopiero dziś jak przysiadłam (zamiast wybrać się na uczelnię), udało mi się napisać ten odcinek. Niby nie krótki, ale długi też nie. Nie potrafię Wam też powiedzieć, kiedy pojawi się następny - możliwe, że skoro go wypociłam, moja wena wróci, ale jest jeszcze jeden problem. Brak czasu i to, że jeśli będę miała dalej takie nieobecności na uczelni to mnie z niej wyleją na ostatnim roku. Świetnie po prostu. Nic tylko rzucić się z mostu Tolerancji, psia kość. Ale to może dość mojego narzekania... Po prostu mam nadzieję, że wciąż tu będziecie i może dacie radę trzymać za mnie kciuki? Bo czuję, że tracę grunt pod nogami...
P.S. Nie dawałam notki do betowania, sama trochę przejrzałam, ale mogą być jakieś błędy.

Wasza Czokoladka.


5.

           Ciężko powiedzieć, co mnie podkusiło, żeby go przytulać, znaczy obejmować… no, nieważne! Powinienem na niego nawrzeszczeć i kazać mu wiosłować do brzegu, a nie jeszcze się o niego martwić. Naprawdę nie wiem, co Andreas widzi w tym chłopaku. Z drugiej strony z jego opowieści wcale nie wynikało, żeby był aż tak ciamajdowaty. Kiedy dopłynęliśmy do samej plaży, jeszcze się trząsł. Ciekawiło mnie, co w takim razie sprawiało, że robiła się z niego taka mamałyga. Ja? Uniosłem lewą brew z głupią miną, ale gdy tylko na mnie spojrzał, odwróciłem twarz, niby to mocując wiosło przy materacu. Uhm. Tak, już byś chciał – pomyślałem sobie. Pff. Zresztą jest gejem, kto go wie? Może akurat mu się podobam?
            - Następnym razem będę na siebie bardziej uważał – odezwał się, a ja spojrzałem na niego uważnie. Następnym razem? Ha! A kto powiedział, że takowy się zdarzy? Po tym wypadzie Andreas wystarczająco będzie miał za swoje. W końcu byłem specjalistą w ucieraniu mu nosa, chociaż dotąd nie próbowałem takich sposobów.
            - Oby, bo następnym razem będą wyławiali cię z dna – odpowiedziałem, patrząc na niego karcąco. Oh, co ja też?! Żadnego następnego razu nie będzie! Mimo to westchnąłem tylko i kiwnąłem na niego, żeby poszedł za mną w stronę domku. Machnąłem po drodze jeszcze do znajomego, do którego należał materac i pomaszerowałem przed siebie, starając się nie oglądać na tego chłopaczka.

            Inaczej spędzało się czas z Tomem, gdy byliśmy w mieszkaniu, a inaczej tam w domku nad jeziorem. Właściwie zazdrościłem Adnreasowi takiego przyjaciela. Przynajmniej teraz mogłem skorzystać z okazji i pożyczyć go sobie czasem do towarzystwa. Chociaż blondyn trochę niezbyt był zadowolony z tego, żeśmy się polubili… A przynajmniej ja go polubiłem, bo zrozumieć Toma czasami było naprawdę trudno i kompletnie nie potrafiłem rozgryźć, co też siedzi mu w tym łbie. Nie miałem pojęcia, czy jest w porządku, czy właśnie czymś go zdenerwowałem. Szczególnie, że zdarzało mu się traktować mnie, jak idiotę. A przecież nim nie jestem, prawda? No, więc właśnie…
            Było już dość późno, gdy stwierdziliśmy wspólnie, że najwyższa pora zbierać się do domu. Wcześniej ja ogłaszałem to już kilkukrotnie, ale jemu nie chciało się nigdzie ruszać. Więc kiedy wreszcie raczył mi łaskawie przytaknąć, zabraliśmy nasze rzeczy i udaliśmy się do auta. Jakie było zdziwienie Toma, gdy okazało się, że samochód nie chce odpalić. Spojrzał na mnie z siedzenia kierowcy i skrzywił się podejrzanie.
            - Co jest? – zapytałem ostrożnie. Nie, żebym miał chociaż blade pojęcie o samochodach, szczególnie o tym, co dzieje się pod maską, ale wypadało zainteresować się sytuacją.
            - Wygląda na to, że Andreas się wkurzy.
            - Słucham? – mruknąłem nie bardzo rozumiejąc. To zabrzmiało trochę jakbyśmy mieli nie wrócić do miasta, a jego to ewidentnie bawiło. Dobra, ja rozumiem, że chciał dać nauczkę mojemu chłopakowi, ale żeby takie akcje? Coraz mniej mi się to podobało. Znaczy te akcje, bo Tom mimo wszystko był przystojniak pierwsza klasa!
            - Rozrusznik mi znowu nie działa – odparł, wzruszając ramionami.
            - Znowu? – uniosłem głupawo jedną brew. Cholera, skoro wiedział, że ma złom nie samochód, to po kiego kazał mi do niego wsiadać?!
            - Człowieku, czy ty musisz zadawać tyle pytań? – mruknął, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Zaraz potem wysiadł z auta. TAK, ŻEBYŚ WIEDZIAŁ! Muszę zadawać pytania, bo nie wiem, co knujesz! Cholera. Andreas naprawdę będzie zły.
            - No, ale… nie da się nic zrobić?
            - Już za późno – odparł, najwyraźniej mając daleko w poważaniu, że mój chłopak się wścieknie, a ja zostanę eksmitowany na ulicę! Zresztą, żeby tylko… on mnie zabije! Zostawi mnie wreszcie i co wtedy?! Jak w ogóle mogłem być taki niewdzięczny…?
            Przerywając swój wewnętrzny lament spojrzałem za swoim towarzyszem. Tia. Gdzie on się teraz wybiera?! Ja tu umieram z rozpaczy!
            - Tom! Tom, gdzie idziesz?! – wołałem, próbując wydostać się z auta. Gdy wreszcie to zrobiłem, on uśmiechnął się tylko do mnie. Rozbawiony. Psia kość. Tylko, że mnie jakoś ani trochę to nie bawiło! Gdyby tylko było mnie stać na taksówkę do miasta…          
            - Idź do domku. Idę coś załatwić – oznajmił, zaraz potem znikając w sklepiku na rogu.
            Pomyślałem sobie, że może poszedł jednak dowiedzieć się, czy jest w pobliżu jakiś mechanik, który może zrobić coś z tym samochodem. Zrezygnowany wróciłem więc do niego i wygrzebałem klucze od domku, po czym poczłapałem tam niechętnie. W końcu co innego miałem do roboty? Jakąś herbatę chciałem sobie zrobić… Z drugiej strony nie byłem przekonany, czy jestem w stanie cokolwiek przełknąć. Naprawdę miło spędziłem ten dzień, ale zaczynałem właśnie wątpić, czy aby na pewno było warto. Andreas będzie dostawał kurwicy, a niby jak miałbym go przeprosić, skoro się do niego nie odzywam, hę? To dopiero dobre pytanie…
            W domku wlazłem do kuchni i nalałem wody do czajnika, starając się ją zagotować. Jak na złość okazało się, że to wcale nie takie łatwe, jak mogłoby się wydawać, bo maszynka gazowa w żadnym wypadku nie chciała ze mną współpracować. Wkurzałem się więc na to ścierwo, ale i tak nie udało mi się nic z tym zrobić, bo mój łaskawy towarzysz zaginął w akcji, cholerka. Siedziałem tam więc i czekałem na niego o suchym pysku… Może przynajmniej zabrał się już za robienie auta. Koczowałem więc sobie przy stole, na którym położyłem swój wyłączony telefon i zastanawiałem się, jak bardzo nie chcę przeczytać wiadomości od swojego chłopaka, które dostałbym, gdybym tylko go uruchomił.
            Na szczęście nie zdążyłem podjąć takiej decyzji. Ktoś wszedł do domku. Przekonany, że to Tom przyszedł oznajmić mi, że jednak wracamy do miasta, wypadłem na niewielki przedpokój i już chciałem się ucieszyć, gdy przed moimi oczyma pojawiła się półnaga baba! No, w mordę jeżozwierza, no! Właśnie nachylała się po swoją malutką torebkę, prezentując mi swoje tylne wdzięki. Tylko, co mnie, do cholery, obchodzi jakieś kobiece dupsko?!
            - Tommy, nie jestem chyba za wcześnie, co? – zapytała, nawet nie patrząc w moim kierunku. Psia mać. Zabiję tego gnojka. ZABIJĘ! Na dodatek w tamtej chwili musiałem wyglądać, jak cudowna piwonia. Arr, niech no ja coś powiem temu durnemu Casanovie! Chcę wrócić do miasta. JUŻ!
            - Toma tu nie ma – wymruczałem, odwracając wzrok od jej nagich pleców, ginących w krótkich spodenkach, które opinały się jej na pośladkach. Fuj. Dziewczyna poderwała się i obróciła do mnie, zakładając ręce, co chyba miało na celu zasłonięcie części golizny. Pff. Latawica.
            - A… gdzie jest? – zapytała teraz już nieco spłoszona. – Kim ty jesteś? – dodała zaraz potem, mierząc mnie jeszcze bezczelnie wzrokiem. Tak, wiem, że jestem niezły, ale NIE DLA PSA KIEŁBASA, BABO! Uf, uspokój się, Bill. Zaraz wszystko się wyjaśni, jeszcze tylko chwila…
            - Nie cię to nie interesuje. A Tom to…
            - Co Tom? – Niespodziewanie w drzwiach stanął główny zainteresowany i… O, mateczko! nie wiem, dlaczego ten bezczelny palant umówił się z jakąś babką na noc, podczas, gdy ja miałem już spać gdzieś obok, przeklęty zboczeniec, ale gdybyście go wtedy widzieli… Miał na sobie tylko krótkie spodnie, a jego cudownie zbudowany tors nieco zabrudzony, zapewne od grzebania przy aucie, lśnił lekko od potu w świetle lampy nad naszymi głowami. Chyba… chyba otworzyłem usta. Trochę za szeroko. Cholera, pewnie wyglądałem na ryba i powinienem je zamknąć. Nawet nie słuchałem już, co mówią. Ocknąłem się dopiero, gdy zdałem sobie sprawę, że oboje na mnie patrzą. Ekchem. No, już. Opanuj się, bo zaraz się zaślinisz!
            - Bill, w porządku?
            - C-co? Nie! – warknąłem, odwracając wzrok. Nie mogłem dłużej patrzeć. No, nie mogłem, chociaż mógłbym do końca życia! – Chcę wrócić do miasta.
            - Dziś nie damy rady. Potrzebuję pomocy mechanika.
            - Ale Andreas…!
            - Już do niego dzwoniłem. Powiedziałem, że wrócimy dopiero jutro. - …ja chyba zaraz zemdleję. – Ale nie martw się, mamy co robić dziś wieczór – stwierdził, podnosząc w moim kierunku siatkę z alkoholem. O, wcześniej jej nie zauważyłem, ale kto przy zdrowych zmysłach patrzyłby na zakupy, mając przed nosem takie ciacho?! Ale chwila, chwila…
            - Powiedziałeś mu, gdzie jesteśmy? – zapytałem, obserwując z niezadowoleniem, jak szepcze coś na ucho tej latawicy. – Tom!
            - Spokojnie, nie powiedziałem – rzucił, odrywając się od niej na chwilę.
            - Ale przecież mógłby po nas przyjechać!
            - Daj spokój, zostaniemy, zabalujemy trochę – stwierdził, nawet na mnie nie patrząc. Dupek. Odrobinę szacunku może, co?! Nie ignoruj mnie tylko dlatego, że nie mam wielkich cycków!
            I wtedy zdałem sobie sprawę, że on to wszystko zaplanował. Zrobił to specjalnie, żeby skłócić mnie bardziej z Andreasem. I umówił się z jakąś pindzią! Tylko, co ze mną?! Prychnąłem teatralnie i wbiłem wściekły wzrok w tę babkę, która łasiła się do Toma jak jakaś kocica w rui. Założyłem ręce na piersi i chyba pierwszy raz w życiu spojrzałem z góry na tego cudownego przystojniaka, jakby był śmierdzącym robalem. Wściekły byłem, no! A on i tak hetero, do cholery.
            - Świetnie. Ale ona wychodzi – oznajmiłem, wskazując na nią oskarżycielsko palcem. – I niech nawet nie waży się wracać!
            Nie będzie mi się tu pałętać jakieś babsko. A co jak będę też chciał ściągnąć koszulkę? Będzie się na mnie gapić? A co to, kurna, plaża nudystów jakaś?! Jeśli ten bezczelny oszust chce sobie popatrzeć na coś cycatego, będzie musiał włączyć sobie TV, ot co!

            No, dobra. Mogę się przyznać, że z tym autem to tak nie do końca byłem zaskoczony. Właściwie to skapnąłem się, że nie odpala niedługo po tym, jak przyjechaliśmy. Próbowałem je przeparkować, ale, ni hu-hu, nie chciało odpalić! Gdybym powiedział o tym wcześniej Billowi albo zgodził się wcześniej zebrać w drogę powrotną, gotów był jeszcze gonić mnie po mechanika czy inne cholerstwo, a przecież mogliśmy zostać na noc. Ja na ten przykład w międzyczasie zadzwoniłem do pewnej znajomej, co by wpadła wieczorem na jakieś piwko… może na noc. Jak się później okazało, Billowi była ona bardzo nie w smak. Ja na ten przykład kompletnie tego nie rozumiałem. W końcu miała wszystko, co kobieta mieć powinna. Takie rzeczy nawet Andreas mi zawsze przyznawał! Najwidoczniej czarnowłosy był innym typem geja. No, cóż.
            W każdym razie mechanik nie był nam już potrzebny, bo sam zrobiłem to, co było trzeba i chciałem przejść do rozrywkowej części wieczoru, gdy okazało się, że pan Ciamajda stoi mi na drodze. Rzecz jasna próbowałem go jakoś przekonać, że będziemy się dobrze bawić, ale stroił takie fochy, że Katy w końcu sama pożegnała się i wyszła urażona. Pozostało mi patrzeć jeszcze przez chwilę tęsknie za jej jędrnymi pośladkami, które poruszały się cudne opięte materiałem spodni.
            - Idę spać – usłyszałem zaraz potem obrażony głos czarnego.
            - O, nie, nie, nie, mój drogi! – rzuciłem, obracając się szybko w jego stronę, żeby złapać go, zanim zwieje mi do łazienki, gdzie gotów się jeszcze przede mną zamknąć. – Właśnie pozbawiłeś mnie towarzystwa, więc idziemy do salonu i będziemy pić alkohol do białego rana – oznajmiłem mu, ciągnąc go za sobą. Niby się opierał, ale i tak wreszcie usiadł na kanapie. Rzecz jasna wciąż obrażony. Miałem go akurat opierniczyć, gdy zwróciłem uwagę, że jego policzki są w ciągu dalszym cudownie zarumienione. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. A to ciekawe. – Bill? – zwróciłem się do niego, ale on tylko spojrzał na mnie kątem oka i zaraz znów gwałtownie się odwrócił. Oh, wstydzisz się mnie? Musiałem się pilnować, żeby nie wyszczerzyć się jak głupek. Zerknąłem na swoje odbicie w szybie jednej z szaf. Wyglądałem raczej jak zwykle, może tylko trochę brudniejszy. – Będziesz tak siedział całą noc? – rzuciłem wreszcie, niby niezadowolony, chociaż nie odrywałem ani na moment wzroku od jego twarzy.
            - Nie, pójdę zaraz spać.
            - Nie pójdziesz.
            Prychnął. Tak, tak, kotku, prychaj. Ekchem, ja tego nie powiedziałem, zgoda? To tylko moje myśli.
            - To położę się tutaj.
            - Jak chcesz – mruknąłem jeszcze i poszedłem po torbę z zakupionym alkoholem.

            Tak z dwie godzinki później stwierdzałem już, że Bill robi się naprawdę zabawny, gdy trochę popije. Miał w ręku drugiego drinka po trzecim piwie i wciąż się z czegoś śmiał, opowiadając dziwaczne historie, najczęściej z okresu mojej nieobecności w mieszkaniu. Tylko jakoś irytował mnie tym, że wciąż gada o Andreasie. Z drugiej strony, jak tylko próbowałem powiedzieć coś o jakiejś dziewczynie, rzucał we mnie poduszkami. Na moje nieszczęście ten podpity chłoptaś miał ich sporo pod ręką, a raczej na kanapie. W końcu sam złapałem jedną i ruszyłem z nią na atak w jego kierunku. No, co? Sam też już byłem pijany. Poszły mi ze dwa drinki więcej niż jemu i nieco szumiało mi w głowie. A Bill wydawał się jakiś taki… słodziachny, że nie chciało mi się zastanawiać nad tym, co robię. Miało się po prostu ochotę go przytulić i pogłaskać po główce. Oj, ty, ty, ty, ty! Dobra, dość. Może… trochę przesadzam. W każdym razie nie skończyło się to najszczęśliwiej. Mój atak znaczy, bo Bill aż jęknął, gdy się na niego zwaliłem. Cóż, raczej jestem dla niego trochę ciężki…
            - Złaź! – mruknął, próbując wyrwać mi swoje ręce. – Gdyby to był Andreas, to już…!
            - Nie jestem Andreasem – przerwałem mu, przewracając oczyma. Człowieku, nie możesz mówić o kimś innym?!
            - No, właśnie – rzucił, odwracając się ode mnie. Hę? Spojrzałem na niego trochę dziwnie, ale mnie ignorował, więc podniosłem się wreszcie. Myślał, że dam mu uciec, ale wyszczerzyłem się tylko, dając mu do zrozumienia, że nic z tego. Gorzej, że w połączeniu z tym, co dopiero powiedział, z jego miny można było odczytać, iż to niedobrze, że nim nie jestem. No, ale czy to moja wina?!
            - To twoja wina – stwierdziłem, wzruszając ramionami.
            - Że niby co?! To przez ciebie nie wróciliśmy do miasta!
            - Ale to ty kazałeś wyjść Katy. A tak moglibyśmy zabawić się we trójkę.
            - Odbiło ci?! – wrzasnął, aż mną trząchnęło. Uh, ten chuch alkoholowy… - Nie zapomniałeś przypadkiem, że jestem gejem?!
            - Nie wiem, w czym problem. Andreas nigdy nie miał nic przeciwko.
            - A… Andreas? – mruknął, jakby nie docierało do niego, co mówię. No, przecież, że Andreas! Jeśli wystarczająco dużo wypił, całkiem nieźle się bawił. Ale stwierdziłem, że nie powiem Billowi nic więcej, bo oczy prawie wychodziły mu z orbit.
            - Nieważne – rzuciłem wreszcie, przewracając oczyma. No i musiałem jakoś z niego zleźć, bo w końcu żadnej babki tu nie mieliśmy i trochę dziwnie to pewnie wyglądało. Czarny jednak wybrał odpowiedni moment, gdy moja równowaga była w kiepskim stanie i pociągnął mnie za ramię, więc zaraz potem poleciałem z powrotem na podłogę. Świetnie. Wyłożyłem się tam wygodnie i ani mi się śniło wstawać. To jego wina. Przynajmniej nie leżałem już na nim. Tylko obok. Ej, gdzie on…? – Tej, złaź ze mnie, co?! – oburzyłem się, gdy wpakował się na mnie okrakiem, patrząc na mnie groźnym wzrokiem. – Czego dusza pragnie?
            - Chcesz powiedzieć, że Andreas robił TO z dziewczynami? – zapytał widocznie rozczarowany. Oj. Chyba będę musiał wynieść się na kilka dni z mieszkania, zanim kumpel zrobi ze mnie tarczę do rzucania nożami. A skubany ma cela, przekonałem się o tym na własnej skórze. Na szczęście głównie śnieżkami…
            - Nie, ja wcale nie chcę tego powiedzieć, to samo tak wyszło – odpowiedziałem, choć już po chwili stwierdziłem, że zabrzmiało to idiotycznie i w żaden sposób nie zaprzeczyłem tym swoim wcześniejszym słowom. Bill jednak był najwyraźniej usatysfakcjonowany moją odpowiedzią, bo wstał ze mnie i… - Ej! Czekaj, to nie całkiem tak…
            - A jak? Przecież nie robił tego z tobą! – warknął, dopijając pół drinka na raz. Oj, koleś. Nie będzie mi się chciało ciebie zbierać spomiędzy rzygowin. Sam pewnie będę leżał jak stara, dziurawa dętka. Mógłby wyluzować… - Nie robił tego z tobą, bo wiem, że jest zawiedziony tym faktem, odkąd pierwszy raz mi o tobie opowiadał.
            - E… serio? – Zrobiłem jakąś głupią minę, ale co miałem zrobić? Raczej się przyjaźniliśmy, skąd miałem wiedzieć, że Andreas z chęcią zasmakowałby… no, sami wiecie czego? Tylko, że Bill nie dał mi się nadziwić, bo obrócił się na pięcie i ruszył do łazienki. – Czekaj!
            - Idę pod prysznic.
            - No, a ja?
            - Pij dalej i tak jesteś bezużytecznym hetero, który nie potrafi naprawić swojego auta!
            No, wiecie co? To ja go już wolę jako trzeźwą ciamajdę…
            - Przecież je napraw… - urwałem w pół słowa. Czarny jednak zdążył już wrócić się i stanąć w drzwiach saloniku. Kurna. To mam chyba drobny problem. Wyszczerzyłem się jakoś tak beznadziejnie, że zaczynałem zastanawiać się nad ewakuacją. - Znaczy… próbowałem naprawić.
            - Świetnie! – Prychnął wściekle, zakładając ręce na piersi. Chyba dotarło do niego, że pierwsza wersja jest prawdziwa. – Przynajmniej się do czegoś przydałeś. A teraz idź łaskawie trzeźwieć, bo chcę wrócić do domu!
            - No, Bill…
            - I powiem jutro Andreasowi, że to wszystko twoja sprawka!
            - No, weź.
            - Nie rozmawiam z tobą.
            - Ale napijesz się ze mną jeszcze?
            - A nie spałeś dawno na wycieraczce? – odpyskował, po czym zatrzasnęły się za nim drzwi łazienki.
            Cholerny niewdzięcznik. To ja poświęcam mu swój drogocenny czas, zabieram go nad jezioro, proponuję dobrą zabawę, rewanżując się przy tym Andreasowi za to, jak go potraktował, a on do mnie z pretensjami? I że niby bezużyteczny? Ja bezużyteczny?! Już ja mu coś powiem! Tak mu powiem, że mu w pięty pójdzie! A oczka będzie miał tak sine, że nie będzie musiał się malować, ot co! Złapałem się oparcia kanapy i próbowałem podciągnąć, ale jakoś tak mój tułów zrobił się dziwnie ciężki. Cholera. Trudno. Poczekam aż wróci.
            Nie, nie poczekam, chce mi się siku.
            - Bill? Bill!
            - Co?! – wrzasnął do mnie z łazienki.
            - Pomożesz mi wstać?
            - Nie!
            To nie. Sam wstanę. Jakoś. Zaraz. No. Może jeszcze drinka?

9 komentarzy:

  1. Matko, ostatni odcinek był w sierpniu... aż se musiałam przypomnieć co było wcześniej ;p Odcinek cudowny, mam wielką nadzieję, że wena ci wróciła i będzie kontynuować lokatora! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, sikam <3
    Śmieję się jak głupia do monitora przy każdym rozdziale tego opowiadania :D To jest wspaniałe, no <33

    OdpowiedzUsuń
  3. supeer, szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku, jejku, jejku... Tak się cieszę, że jest nowy odcinek tego oto wspaniałego opowiadania <3
    Hahaha...to jest boskie *-*
    Mam nadzieję, że wena powróciła i będziesz kontynuowała lokatora na gapę.
    Pozdrawiam i życzę DUUUUUŻO WENY! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam !!! Warto było czekać ;) super odcinek :) jak zwykle się uśmiałam ;D z niecierpliwością czekam aż coś zacznie się dziać między Billem i Tomem ♥ mam nadzieje że niedługo pojawi się nowa notka ;D pozdrawiam i życzę duuużo weny !!!!
    LILU

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie... Czekam na newsa. - Wybacz, że tak krótko, ale jestem pół przytomna, zaziębiona i mam tone zadań..

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie nadrobiłem! : D
    Boże, to jest takie świetne, achhhchch! xD
    Sam w życiu nie napisałbym czegoś takiego. Chyba, że miałbym ciągle dobry humor, co w moim przypadku jest raczej niemożliwe. xD
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część, mam nadzieje, że szybko coś dodasz. ;3

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku, juz dawno przeczytałam te 5 odcinków a teraz codziennie wchodzę i sprawdzam czy dodałaś. to jest boskie, dodawaj szybciutko następny odcinek! :-*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^