Witajcie po dłuuugiej przerwie! Wiem, że jestem bardzo zła i niedobra, ale nic nie jestem w stanie na to poradzić. Pomysłów mam tyle, że trafia mnie szlag, bo nie jestem w stanie pisać. Próbowałam, próbowałam, próbowałam i... dupa. Dopiero dziś jak przysiadłam (zamiast wybrać się na uczelnię), udało mi się napisać ten odcinek. Niby nie krótki, ale długi też nie. Nie potrafię Wam też powiedzieć, kiedy pojawi się następny - możliwe, że skoro go wypociłam, moja wena wróci, ale jest jeszcze jeden problem. Brak czasu i to, że jeśli będę miała dalej takie nieobecności na uczelni to mnie z niej wyleją na ostatnim roku. Świetnie po prostu. Nic tylko rzucić się z mostu Tolerancji, psia kość. Ale to może dość mojego narzekania... Po prostu mam nadzieję, że wciąż tu będziecie i może dacie radę trzymać za mnie kciuki? Bo czuję, że tracę grunt pod nogami...
P.S. Nie dawałam notki do betowania, sama trochę przejrzałam, ale mogą być jakieś błędy.
Wasza Czokoladka.
5.
Ciężko powiedzieć, co mnie
podkusiło, żeby go przytulać, znaczy obejmować… no, nieważne! Powinienem na
niego nawrzeszczeć i kazać mu wiosłować do brzegu, a nie jeszcze się o niego
martwić. Naprawdę nie wiem, co Andreas widzi w tym chłopaku. Z drugiej strony z
jego opowieści wcale nie wynikało, żeby był aż tak ciamajdowaty. Kiedy
dopłynęliśmy do samej plaży, jeszcze się trząsł. Ciekawiło mnie, co w takim
razie sprawiało, że robiła się z niego taka mamałyga. Ja? Uniosłem lewą brew z
głupią miną, ale gdy tylko na mnie spojrzał, odwróciłem twarz, niby to mocując
wiosło przy materacu. Uhm. Tak, już byś chciał – pomyślałem sobie. Pff. Zresztą
jest gejem, kto go wie? Może akurat mu się podobam?
- Następnym razem będę na siebie
bardziej uważał – odezwał się, a ja spojrzałem na niego uważnie. Następnym
razem? Ha! A kto powiedział, że takowy się zdarzy? Po tym wypadzie Andreas
wystarczająco będzie miał za swoje. W końcu byłem specjalistą w ucieraniu mu
nosa, chociaż dotąd nie próbowałem takich sposobów.
- Oby, bo następnym razem będą
wyławiali cię z dna – odpowiedziałem, patrząc na niego karcąco. Oh, co ja też?!
Żadnego następnego razu nie będzie! Mimo to westchnąłem tylko i kiwnąłem na
niego, żeby poszedł za mną w stronę domku. Machnąłem po drodze jeszcze do
znajomego, do którego należał materac i pomaszerowałem przed siebie, starając
się nie oglądać na tego chłopaczka.
Inaczej spędzało się czas z Tomem,
gdy byliśmy w mieszkaniu, a inaczej tam w domku nad jeziorem. Właściwie
zazdrościłem Adnreasowi takiego przyjaciela. Przynajmniej teraz mogłem
skorzystać z okazji i pożyczyć go sobie czasem do towarzystwa. Chociaż blondyn
trochę niezbyt był zadowolony z tego, żeśmy się polubili… A przynajmniej ja go
polubiłem, bo zrozumieć Toma czasami było naprawdę trudno i kompletnie nie
potrafiłem rozgryźć, co też siedzi mu w tym łbie. Nie miałem pojęcia, czy jest
w porządku, czy właśnie czymś go zdenerwowałem. Szczególnie, że zdarzało mu się
traktować mnie, jak idiotę. A przecież nim nie jestem, prawda? No, więc
właśnie…
Było już dość późno, gdy
stwierdziliśmy wspólnie, że najwyższa pora zbierać się do domu. Wcześniej ja
ogłaszałem to już kilkukrotnie, ale jemu nie chciało się nigdzie ruszać. Więc
kiedy wreszcie raczył mi łaskawie przytaknąć, zabraliśmy nasze rzeczy i
udaliśmy się do auta. Jakie było zdziwienie Toma, gdy okazało się, że samochód
nie chce odpalić. Spojrzał na mnie z siedzenia kierowcy i skrzywił się
podejrzanie.
- Co jest? – zapytałem ostrożnie.
Nie, żebym miał chociaż blade pojęcie o samochodach, szczególnie o tym, co
dzieje się pod maską, ale wypadało zainteresować się sytuacją.
- Wygląda na to, że Andreas się
wkurzy.
- Słucham? – mruknąłem nie bardzo
rozumiejąc. To zabrzmiało trochę jakbyśmy mieli nie wrócić do miasta, a jego to
ewidentnie bawiło. Dobra, ja rozumiem, że chciał dać nauczkę mojemu chłopakowi,
ale żeby takie akcje? Coraz mniej mi się to podobało. Znaczy te akcje, bo Tom
mimo wszystko był przystojniak pierwsza klasa!
- Rozrusznik mi znowu nie działa –
odparł, wzruszając ramionami.
- Znowu? – uniosłem głupawo jedną
brew. Cholera, skoro wiedział, że ma złom nie samochód, to po kiego kazał mi do
niego wsiadać?!
- Człowieku, czy ty musisz zadawać
tyle pytań? – mruknął, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Zaraz potem wysiadł z
auta. TAK, ŻEBYŚ WIEDZIAŁ! Muszę zadawać pytania, bo nie wiem, co knujesz!
Cholera. Andreas naprawdę będzie zły.
- No, ale… nie da się nic zrobić?
- Już za późno – odparł,
najwyraźniej mając daleko w poważaniu, że mój chłopak się wścieknie, a ja
zostanę eksmitowany na ulicę! Zresztą, żeby tylko… on mnie zabije! Zostawi mnie
wreszcie i co wtedy?! Jak w ogóle mogłem być taki niewdzięczny…?
Przerywając swój wewnętrzny lament
spojrzałem za swoim towarzyszem. Tia. Gdzie on się teraz wybiera?! Ja tu
umieram z rozpaczy!
- Tom! Tom, gdzie idziesz?! –
wołałem, próbując wydostać się z auta. Gdy wreszcie to zrobiłem, on uśmiechnął
się tylko do mnie. Rozbawiony. Psia kość. Tylko, że mnie jakoś ani trochę to
nie bawiło! Gdyby tylko było mnie stać na taksówkę do miasta…
- Idź do domku. Idę coś załatwić –
oznajmił, zaraz potem znikając w sklepiku na rogu.
Pomyślałem sobie, że może poszedł
jednak dowiedzieć się, czy jest w pobliżu jakiś mechanik, który może zrobić coś
z tym samochodem. Zrezygnowany wróciłem więc do niego i wygrzebałem klucze od
domku, po czym poczłapałem tam niechętnie. W końcu co innego miałem do roboty?
Jakąś herbatę chciałem sobie zrobić… Z drugiej strony nie byłem przekonany, czy
jestem w stanie cokolwiek przełknąć. Naprawdę miło spędziłem ten dzień, ale
zaczynałem właśnie wątpić, czy aby na pewno było warto. Andreas będzie dostawał
kurwicy, a niby jak miałbym go przeprosić, skoro się do niego nie odzywam, hę?
To dopiero dobre pytanie…
W domku wlazłem do kuchni i nalałem
wody do czajnika, starając się ją zagotować. Jak na złość okazało się, że to
wcale nie takie łatwe, jak mogłoby się wydawać, bo maszynka gazowa w żadnym
wypadku nie chciała ze mną współpracować. Wkurzałem się więc na to ścierwo, ale
i tak nie udało mi się nic z tym zrobić, bo mój łaskawy towarzysz zaginął w
akcji, cholerka. Siedziałem tam więc i czekałem na niego o suchym pysku… Może
przynajmniej zabrał się już za robienie auta. Koczowałem więc sobie przy stole,
na którym położyłem swój wyłączony telefon i zastanawiałem się, jak bardzo nie
chcę przeczytać wiadomości od swojego chłopaka, które dostałbym, gdybym tylko
go uruchomił.
Na szczęście nie zdążyłem podjąć
takiej decyzji. Ktoś wszedł do domku. Przekonany, że to Tom przyszedł oznajmić
mi, że jednak wracamy do miasta, wypadłem na niewielki przedpokój i już
chciałem się ucieszyć, gdy przed moimi oczyma pojawiła się półnaga baba! No, w
mordę jeżozwierza, no! Właśnie nachylała się po swoją malutką torebkę,
prezentując mi swoje tylne wdzięki. Tylko, co mnie, do cholery, obchodzi jakieś
kobiece dupsko?!
- Tommy, nie jestem chyba za wcześnie,
co? – zapytała, nawet nie patrząc w moim kierunku. Psia mać. Zabiję tego
gnojka. ZABIJĘ! Na dodatek w tamtej chwili musiałem wyglądać, jak cudowna
piwonia. Arr, niech no ja coś powiem temu durnemu Casanovie! Chcę wrócić do
miasta. JUŻ!
- Toma tu nie ma – wymruczałem,
odwracając wzrok od jej nagich pleców, ginących w krótkich spodenkach, które
opinały się jej na pośladkach. Fuj. Dziewczyna poderwała się i obróciła do
mnie, zakładając ręce, co chyba miało na celu zasłonięcie części golizny. Pff.
Latawica.
- A… gdzie jest? – zapytała teraz już
nieco spłoszona. – Kim ty jesteś? – dodała zaraz potem, mierząc mnie jeszcze
bezczelnie wzrokiem. Tak, wiem, że jestem niezły, ale NIE DLA PSA KIEŁBASA,
BABO! Uf, uspokój się, Bill. Zaraz wszystko się wyjaśni, jeszcze tylko chwila…
- Nie cię to nie interesuje. A Tom
to…
- Co Tom? – Niespodziewanie w
drzwiach stanął główny zainteresowany i… O, mateczko! nie wiem, dlaczego ten
bezczelny palant umówił się z jakąś babką na noc, podczas, gdy ja miałem już
spać gdzieś obok, przeklęty zboczeniec, ale gdybyście go wtedy widzieli… Miał
na sobie tylko krótkie spodnie, a jego cudownie zbudowany tors nieco
zabrudzony, zapewne od grzebania przy aucie, lśnił lekko od potu w świetle
lampy nad naszymi głowami. Chyba… chyba otworzyłem usta. Trochę za szeroko.
Cholera, pewnie wyglądałem na ryba i powinienem je zamknąć. Nawet nie słuchałem
już, co mówią. Ocknąłem się dopiero, gdy zdałem sobie sprawę, że oboje na mnie
patrzą. Ekchem. No, już. Opanuj się, bo zaraz się zaślinisz!
- Bill, w porządku?
- C-co? Nie! – warknąłem, odwracając
wzrok. Nie mogłem dłużej patrzeć. No, nie mogłem, chociaż mógłbym do końca
życia! – Chcę wrócić do miasta.
- Dziś nie damy rady. Potrzebuję
pomocy mechanika.
- Ale Andreas…!
- Już do niego dzwoniłem.
Powiedziałem, że wrócimy dopiero jutro. - …ja chyba zaraz zemdleję. – Ale nie
martw się, mamy co robić dziś wieczór – stwierdził, podnosząc w moim kierunku
siatkę z alkoholem. O, wcześniej jej nie zauważyłem, ale kto przy zdrowych
zmysłach patrzyłby na zakupy, mając przed nosem takie ciacho?! Ale chwila,
chwila…
- Powiedziałeś mu, gdzie jesteśmy? –
zapytałem, obserwując z niezadowoleniem, jak szepcze coś na ucho tej latawicy. –
Tom!
- Spokojnie, nie powiedziałem –
rzucił, odrywając się od niej na chwilę.
- Ale przecież mógłby po nas
przyjechać!
- Daj spokój, zostaniemy, zabalujemy
trochę – stwierdził, nawet na mnie nie patrząc. Dupek. Odrobinę szacunku może,
co?! Nie ignoruj mnie tylko dlatego, że nie mam wielkich cycków!
I wtedy zdałem sobie sprawę, że on
to wszystko zaplanował. Zrobił to specjalnie, żeby skłócić mnie bardziej z
Andreasem. I umówił się z jakąś pindzią! Tylko, co ze mną?! Prychnąłem
teatralnie i wbiłem wściekły wzrok w tę babkę, która łasiła się do Toma jak
jakaś kocica w rui. Założyłem ręce na piersi i chyba pierwszy raz w życiu
spojrzałem z góry na tego cudownego przystojniaka, jakby był śmierdzącym
robalem. Wściekły byłem, no! A on i tak hetero, do cholery.
- Świetnie. Ale ona wychodzi –
oznajmiłem, wskazując na nią oskarżycielsko palcem. – I niech nawet nie waży
się wracać!
Nie będzie mi się tu pałętać jakieś
babsko. A co jak będę też chciał ściągnąć koszulkę? Będzie się na mnie gapić? A
co to, kurna, plaża nudystów jakaś?! Jeśli ten bezczelny oszust chce sobie
popatrzeć na coś cycatego, będzie musiał włączyć sobie TV, ot co!
No, dobra. Mogę się przyznać, że z
tym autem to tak nie do końca byłem zaskoczony. Właściwie to skapnąłem się, że
nie odpala niedługo po tym, jak przyjechaliśmy. Próbowałem je przeparkować, ale,
ni hu-hu, nie chciało odpalić! Gdybym powiedział o tym wcześniej Billowi albo
zgodził się wcześniej zebrać w drogę powrotną, gotów był jeszcze gonić mnie po
mechanika czy inne cholerstwo, a przecież mogliśmy zostać na noc. Ja na ten
przykład w międzyczasie zadzwoniłem do pewnej znajomej, co by wpadła wieczorem
na jakieś piwko… może na noc. Jak się później okazało, Billowi była ona bardzo
nie w smak. Ja na ten przykład kompletnie tego nie rozumiałem. W końcu miała
wszystko, co kobieta mieć powinna. Takie rzeczy nawet Andreas mi zawsze
przyznawał! Najwidoczniej czarnowłosy był innym typem geja. No, cóż.
W każdym razie mechanik nie był nam
już potrzebny, bo sam zrobiłem to, co było trzeba i chciałem przejść do
rozrywkowej części wieczoru, gdy okazało się, że pan Ciamajda stoi mi na
drodze. Rzecz jasna próbowałem go jakoś przekonać, że będziemy się dobrze
bawić, ale stroił takie fochy, że Katy w końcu sama pożegnała się i wyszła urażona.
Pozostało mi patrzeć jeszcze przez chwilę tęsknie za jej jędrnymi pośladkami,
które poruszały się cudne opięte materiałem spodni.
- Idę spać – usłyszałem zaraz potem
obrażony głos czarnego.
- O, nie, nie, nie, mój drogi! –
rzuciłem, obracając się szybko w jego stronę, żeby złapać go, zanim zwieje mi
do łazienki, gdzie gotów się jeszcze przede mną zamknąć. – Właśnie pozbawiłeś
mnie towarzystwa, więc idziemy do salonu i będziemy pić alkohol do białego rana
– oznajmiłem mu, ciągnąc go za sobą. Niby się opierał, ale i tak wreszcie
usiadł na kanapie. Rzecz jasna wciąż obrażony. Miałem go akurat opierniczyć,
gdy zwróciłem uwagę, że jego policzki są w ciągu dalszym cudownie zarumienione.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. A to ciekawe. – Bill? – zwróciłem się do
niego, ale on tylko spojrzał na mnie kątem oka i zaraz znów gwałtownie się
odwrócił. Oh, wstydzisz się mnie? Musiałem się pilnować, żeby nie wyszczerzyć
się jak głupek. Zerknąłem na swoje odbicie w szybie jednej z szaf. Wyglądałem
raczej jak zwykle, może tylko trochę brudniejszy. – Będziesz tak siedział całą
noc? – rzuciłem wreszcie, niby niezadowolony, chociaż nie odrywałem ani na
moment wzroku od jego twarzy.
- Nie, pójdę zaraz spać.
- Nie pójdziesz.
Prychnął. Tak, tak, kotku, prychaj.
Ekchem, ja tego nie powiedziałem, zgoda? To tylko moje myśli.
- To położę się tutaj.
- Jak chcesz – mruknąłem jeszcze i
poszedłem po torbę z zakupionym alkoholem.
Tak z dwie godzinki później
stwierdzałem już, że Bill robi się naprawdę zabawny, gdy trochę popije. Miał w
ręku drugiego drinka po trzecim piwie i wciąż się z czegoś śmiał, opowiadając
dziwaczne historie, najczęściej z okresu mojej nieobecności w mieszkaniu. Tylko
jakoś irytował mnie tym, że wciąż gada o Andreasie. Z drugiej strony, jak tylko
próbowałem powiedzieć coś o jakiejś dziewczynie, rzucał we mnie poduszkami. Na
moje nieszczęście ten podpity chłoptaś miał ich sporo pod ręką, a raczej na
kanapie. W końcu sam złapałem jedną i ruszyłem z nią na atak w jego kierunku.
No, co? Sam też już byłem pijany. Poszły mi ze dwa drinki więcej niż jemu i
nieco szumiało mi w głowie. A Bill wydawał się jakiś taki… słodziachny, że nie
chciało mi się zastanawiać nad tym, co robię. Miało się po prostu ochotę go
przytulić i pogłaskać po główce. Oj, ty, ty, ty, ty! Dobra, dość. Może… trochę
przesadzam. W każdym razie nie skończyło się to najszczęśliwiej. Mój atak
znaczy, bo Bill aż jęknął, gdy się na niego zwaliłem. Cóż, raczej jestem dla
niego trochę ciężki…
- Złaź! – mruknął, próbując wyrwać
mi swoje ręce. – Gdyby to był Andreas, to już…!
- Nie jestem Andreasem – przerwałem mu,
przewracając oczyma. Człowieku, nie możesz mówić o kimś innym?!
- No, właśnie – rzucił, odwracając się
ode mnie. Hę? Spojrzałem na niego trochę dziwnie, ale mnie ignorował, więc
podniosłem się wreszcie. Myślał, że dam mu uciec, ale wyszczerzyłem się tylko,
dając mu do zrozumienia, że nic z tego. Gorzej, że w połączeniu z tym, co
dopiero powiedział, z jego miny można było odczytać, iż to niedobrze, że nim
nie jestem. No, ale czy to moja wina?!
- To twoja wina – stwierdziłem,
wzruszając ramionami.
- Że niby co?! To przez ciebie nie wróciliśmy
do miasta!
- Ale to ty kazałeś wyjść Katy. A
tak moglibyśmy zabawić się we trójkę.
- Odbiło ci?! – wrzasnął, aż mną
trząchnęło. Uh, ten chuch alkoholowy… - Nie zapomniałeś przypadkiem, że jestem
gejem?!
- Nie wiem, w czym problem. Andreas
nigdy nie miał nic przeciwko.
- A… Andreas? – mruknął, jakby nie
docierało do niego, co mówię. No, przecież, że Andreas! Jeśli wystarczająco
dużo wypił, całkiem nieźle się bawił. Ale stwierdziłem, że nie powiem Billowi
nic więcej, bo oczy prawie wychodziły mu z orbit.
- Nieważne – rzuciłem wreszcie,
przewracając oczyma. No i musiałem jakoś z niego zleźć, bo w końcu żadnej babki
tu nie mieliśmy i trochę dziwnie to pewnie wyglądało. Czarny jednak wybrał
odpowiedni moment, gdy moja równowaga była w kiepskim stanie i pociągnął mnie
za ramię, więc zaraz potem poleciałem z powrotem na podłogę. Świetnie.
Wyłożyłem się tam wygodnie i ani mi się śniło wstawać. To jego wina.
Przynajmniej nie leżałem już na nim. Tylko obok. Ej, gdzie on…? – Tej, złaź ze
mnie, co?! – oburzyłem się, gdy wpakował się na mnie okrakiem, patrząc na mnie
groźnym wzrokiem. – Czego dusza pragnie?
- Chcesz powiedzieć, że Andreas robił
TO z dziewczynami? – zapytał widocznie rozczarowany. Oj. Chyba będę musiał
wynieść się na kilka dni z mieszkania, zanim kumpel zrobi ze mnie tarczę do
rzucania nożami. A skubany ma cela, przekonałem się o tym na własnej skórze. Na
szczęście głównie śnieżkami…
- Nie, ja wcale nie chcę tego
powiedzieć, to samo tak wyszło – odpowiedziałem, choć już po chwili
stwierdziłem, że zabrzmiało to idiotycznie i w żaden sposób nie zaprzeczyłem
tym swoim wcześniejszym słowom. Bill jednak był najwyraźniej usatysfakcjonowany
moją odpowiedzią, bo wstał ze mnie i… - Ej! Czekaj, to nie całkiem tak…
- A jak? Przecież nie robił tego z
tobą! – warknął, dopijając pół drinka na raz. Oj, koleś. Nie będzie mi się chciało
ciebie zbierać spomiędzy rzygowin. Sam pewnie będę leżał jak stara, dziurawa
dętka. Mógłby wyluzować… - Nie robił tego z tobą, bo wiem, że jest zawiedziony
tym faktem, odkąd pierwszy raz mi o tobie opowiadał.
- E… serio? – Zrobiłem jakąś głupią
minę, ale co miałem zrobić? Raczej się przyjaźniliśmy, skąd miałem wiedzieć, że
Andreas z chęcią zasmakowałby… no, sami wiecie czego? Tylko, że Bill nie dał mi
się nadziwić, bo obrócił się na pięcie i ruszył do łazienki. – Czekaj!
- Idę pod prysznic.
- No, a ja?
- Pij dalej i tak jesteś
bezużytecznym hetero, który nie potrafi naprawić swojego auta!
No, wiecie co? To ja go już wolę
jako trzeźwą ciamajdę…
- Przecież je napraw… - urwałem w
pół słowa. Czarny jednak zdążył już wrócić się i stanąć w drzwiach saloniku. Kurna.
To mam chyba drobny problem. Wyszczerzyłem się jakoś tak beznadziejnie, że
zaczynałem zastanawiać się nad ewakuacją. - Znaczy… próbowałem naprawić.
- Świetnie! – Prychnął wściekle,
zakładając ręce na piersi. Chyba dotarło do niego, że pierwsza wersja jest
prawdziwa. – Przynajmniej się do czegoś przydałeś. A teraz idź łaskawie
trzeźwieć, bo chcę wrócić do domu!
- No, Bill…
- I powiem jutro Andreasowi, że to
wszystko twoja sprawka!
- No, weź.
- Nie rozmawiam z tobą.
- Ale napijesz się ze mną jeszcze?
- A nie spałeś dawno na wycieraczce?
– odpyskował, po czym zatrzasnęły się za nim drzwi łazienki.
Cholerny niewdzięcznik. To ja
poświęcam mu swój drogocenny czas, zabieram go nad jezioro, proponuję dobrą
zabawę, rewanżując się przy tym Andreasowi za to, jak go potraktował, a on do
mnie z pretensjami? I że niby bezużyteczny? Ja bezużyteczny?! Już ja mu coś
powiem! Tak mu powiem, że mu w pięty pójdzie! A oczka będzie miał tak sine, że
nie będzie musiał się malować, ot co! Złapałem się oparcia kanapy i próbowałem
podciągnąć, ale jakoś tak mój tułów zrobił się dziwnie ciężki. Cholera. Trudno.
Poczekam aż wróci.
Nie, nie poczekam, chce mi się siku.
- Bill? Bill!
- Co?! – wrzasnął do mnie z
łazienki.
- Pomożesz mi wstać?
- Nie!
To nie. Sam wstanę. Jakoś. Zaraz.
No. Może jeszcze drinka?
Matko, ostatni odcinek był w sierpniu... aż se musiałam przypomnieć co było wcześniej ;p Odcinek cudowny, mam wielką nadzieję, że wena ci wróciła i będzie kontynuować lokatora! <3
OdpowiedzUsuńHahahaha, sikam <3
OdpowiedzUsuńŚmieję się jak głupia do monitora przy każdym rozdziale tego opowiadania :D To jest wspaniałe, no <33
supeer, szczęścia :)
OdpowiedzUsuńO jejku, jejku, jejku... Tak się cieszę, że jest nowy odcinek tego oto wspaniałego opowiadania <3
OdpowiedzUsuńHahaha...to jest boskie *-*
Mam nadzieję, że wena powróciła i będziesz kontynuowała lokatora na gapę.
Pozdrawiam i życzę DUUUUUŻO WENY! ;3
Uwielbiam !!! Warto było czekać ;) super odcinek :) jak zwykle się uśmiałam ;D z niecierpliwością czekam aż coś zacznie się dziać między Billem i Tomem ♥ mam nadzieje że niedługo pojawi się nowa notka ;D pozdrawiam i życzę duuużo weny !!!!
OdpowiedzUsuńLILU
Boskie... Czekam na newsa. - Wybacz, że tak krótko, ale jestem pół przytomna, zaziębiona i mam tone zadań..
OdpowiedzUsuńHaha, kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńWreszcie nadrobiłem! : D
OdpowiedzUsuńBoże, to jest takie świetne, achhhchch! xD
Sam w życiu nie napisałbym czegoś takiego. Chyba, że miałbym ciągle dobry humor, co w moim przypadku jest raczej niemożliwe. xD
Z niecierpliwością czekam na kolejną część, mam nadzieje, że szybko coś dodasz. ;3
Pozdrawiam.
jejku, juz dawno przeczytałam te 5 odcinków a teraz codziennie wchodzę i sprawdzam czy dodałaś. to jest boskie, dodawaj szybciutko następny odcinek! :-*
OdpowiedzUsuń