Witam. Znów po dłuższym okresie nieobecności, ale co mogę poradzić? Właściwie jestem trochę zła, bo notkę miałam praktycznie skończoną, tylko nie miałam kiedy jej ogarnąć. Z góry przepraszam za ewentualnie błędy... Co mogę powiedzieć? Lokator powoli toczy się do przodu, mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mogła częściej wstawiać notki. Nie chcę przechwalać, ale wena jakby do mnie wróciła. Mam za to X rozpoczętych opowiadań, ostatnio znów jedno zaczęłam... i to będzie najbliższy myślę, ukończony projekt. Trzymajcie kciuki, żebym wszystko dokończyła, to może po przestoju będzie teraz więcej opowiadań ;).
Tymczasem życzę Wam miłego czytania, o ile ktoś tu jeszcze zagląda.
Wasza Czekoladka ;).
6.
Rzecz
w tym, że Tom naprawdę wnerwił mnie akcją z tą dziewczyną i wcale nie miałem
ochoty z nim siedzieć. Gdyby nie zaciągnął mnie siłą do saloniku, pewnie bym
już spał. I pierwsze dwa piwa naprawdę wypiłem ze złości na niego. Chciał pić?
Proszę bardzo! Sądziłem, że ululam się kilkoma browarkami i zasnę mu tam na
kanapie, ale jakoś… mój humor uległ zmianie. Dość gwałtownej, co okazało się po
trzech piwach i dwóch drinkach. Miałem po prostu chęć się powygłupiać, więc
podczas gdy on mnie upominał, że znów gadam o Andreasie, wręcz musiałem mu się
jakoś odgryźć. Nie spodziewałem się, że rzuci się na mnie z tą poduszką. Tylko,
że chwilę później o mało nie umarłem. Wcale nie chodziło o to, że był ciężki.
No, piórkiem to może on nie jest, ale to był bardzo… gorący ciężar. I tak
bardzo chciałem, żeby tam był i żeby nie było go jednocześnie, że sam już nie
wiedziałem, co ja w ogóle gadam. Przecież nawet jeśli było z niego ciacho, ja
miałem Andreasa, prawda? Mimo, że moje ciało wręcz błagało mnie, żebym choćby
go dotknął, to musiałem mu kazać spadać. Musiałem, no! Takich rzeczy się nie
robi, nie ja, nie jemu i… Przyjaźnili się. Próbowałem powtarzać sobie, że to
przecież kumpel mojego chłopaka, ale nie pomagało mi to uspokoić juniora.
Modliłem się tylko, żeby Tom niczego nie zauważył. I jeśli na to właśnie
czekaliście, to powiem wam. Nie, nie chciało mi się siku ani nie czułem nagłej
potrzeby prysznicu. Chyba, że dla ochłonięcia.
Co
nie zmienia faktu, że na chwilę o tym zapomniałem, gdy wydało się, że jego auto
było już sprawne, a mimo to zostaliśmy nad jeziorem! Oszust jeden patentowany…
W
każdym razie miałem chęć wejść pod ten prysznic jeszcze w ubraniu. Buc
niemalowany nie miał prawa. Powtarzam: nie miał prawa się tak na mnie wykładać!
Przecież był tak blisko, tak gorąco, tak oh… Mocno musiałem powtarzać sobie, że
nie chcę go, choć chciałem. I stojąc pod strugami wody miałem chęć rozbić po
kolei wszystkie kafelki. Chłodne strumienie spływały mi po rozgrzanych plecach,
gdy opierałem się ręką o ściankę, schylając głowę. Przymknąłem oczy, żeby się
uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe. Boże, przecież nawet jemu
powiedziałem, że gdyby był Andreasem… Ale nie był nim. Cholera! Pożarłbym go,
przysięgam! Dostałem takiej chcicy, że gdy tylko opadały moje powieki, znów widziałem
go i czułem tak blisko. I niemal chciało mi się płakać. NIE WOLNO MI.
Krzyczałem wewnątrz z całych sił, ale nie dałem rady w ten sposób zakazać sobie
sięgnąć dłonią do krocza, gdy zamiast się uspokajać moja męskość pulsowała
nieznośnie na samą myśl o jego dotyku. Potem musiałem zmienić taktykę na:
przecież nic złego nie zrobiłem. A o tym, że fantazjuję o przyjacielu swojego
chłopaka, nikt nie musiał wiedzieć. A poza tym to mam wymówkę, jestem pijany,
więc wara ode mnie!
Stałem
pod prysznicem jeszcze dłuższą chwilę po tym, jak dowody mojej zbrodni spłynęły
kanałami. Byłem zamroczony, zły i chyba nieco trzeźwiejszy. Niemniej w uszach
dudnił mi tylko własny puls i woda uderzająca o brodzik. Kiedy wreszcie
wyłączyłem wodę i wyszedłem z kabiny, pisnąłem cienko niczym rasowa panienka i automatycznie
zasłoniłem swoje intymne miejsce, wpatrując się wielkimi oczyma w nagie
pośladki stojącego przede mną chłopaka, który bezczelnie lał sobie do kibla!
Jakim cudem mogłem przegapić moment, gdy tu wszedł?!
-
Co ty robisz?!
-
Sikam – mruknął, jakbym, kurna, nie wiedział!
-
Nie mogłeś poczekać?! Albo zapukać?! – oburzyłem się, starając oszukać samego
siebie, że wcale nie patrzę na jego tyłek. – I dlaczego jesteś goły?!
-
Oblałem się – rzucił, odwracając się do mnie chwiejnie, a ja prawie zemdlałem.
Stał przede mną jak go Pan stworzył, ja zresztą przed nim też. Tylko, że ja
zasłoniłem, co trzeba, a on najwyraźniej chciał się pochwalić.
-
Wychodzę – mruknąłem, szukając na oślep ręcznika za swoimi plecami. Tylko jak
na złość wszystkie znajdowały się koło Toma.
-
Co się wstydzisz? Mamy to samo – stwierdził, jakby na co dzień oglądał nagich
facetów. Cholera, sam bym tak chciał! Ale to było już przegięcie! Dopiero
doszedłem, cholera jasna, czy on chce mnie zabić?! – Trzymaj – powiedział zaraz
potem, podając mi jeden z ręczników. Wyrwałem mu go tylko z ręki i wybiegłem z
pomieszczenia. Po drodze o mało nie wyrżnąłem się o próg, ale klamka drzwi
przybyła do mnie z pomocą. Zaraz potem byłem już więc w pokoju sypialnym.
Stały tam dwa
duże łóżka, więc od razu schowałem się pod kołdrę, zdając sobie przy tym
sprawę, że wszystkie moje ubrania leżą gdzieś na podłodze w łazience. W każdym
razie nie zamierzałem tam wracać. Wydawało mi się, że mam słabszą głowę od
Toma, ale teraz nie byłem pewien, czy to wina alkoholu, czy on tak po prostu
ma. Tak czy siak, miał się czym chwalić. Ekchem. Od razu zresztą przypomniało
mi się, że Andreas najprawdopodobniej doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Gdy
tylko stres po spotkaniu z męskością swojego współlokatora nieco zmalał, ta
myśl zaczęła mnie męczyć. Nie mogłem pojąć, dlaczego nie powiedział mi nic o
tym, że jest biseksualny! To właśnie w tej chwili było dla mnie oczywiste. I,
owszem, zamierzałem to z nim przedyskutować. A co jeśli zdradzał mnie z
dziewczynami, uważając, że to się nie liczy? Oczywiście, że liczyłoby się!
Miałem nadzieję, że tego nie robił… To było całkowicie nie fair! Zezłoszczony
zawinąłem się kołdrą w kokon i miałem cichą nadzieję, że zasnę, nim znów zobaczę
Toma. Spaliłbym się ze wstydu. Choć uważam, że to on powinien, no, ale…
- Bill? Chyba nie
jesteś zły, co? – usłyszałem, co wyrwało mnie z toku myśli. Wolałem nie
sprawdzać, jak teraz wygląda. Zacisnąłem więc mocno oczy. – Śpisz? Widzę, że
nie – stwierdził, przysiadając się na łóżko. Zaraz potem leżał już obok mnie.
No, cholera, no! Przecież są DWA! Niech spada na to drugie! Ale już!
-
Właśnie, że śpię – mruknąłem, wciąż twardo zaciskając powieki.
-
Zapomniałeś bokserek – oznajmił zaraz potem. Tak, tym mnie przekonał. Ale sam
nie wiem, co było gorsze. Wizja tego, jak trzyma je w zębach, czy ich widok,
jak kręci nimi na palcu. Na szczęście żadna z opcji się nie sprawdziła.
-
Oddawaj! – pisnąłem, wyrywając mu je. Zaraz potem zanurkowałem pod kokon i… tak
się zaplątałem, że nie wiedziałem już co jest kołdrą, co ręcznikiem, a co moją
bielizną. Natomiast, żeby się rozwinąć, musiałbym przeturlać się na Toma. –
Przesuń się. Masz drugie łóżko – burknąłem w końcu.
-
Nie marudź, nie chcę jeszcze spać – odparł, zakładając ręce pod głowę.
W
odpowiedzi prychnąłem tylko głośno. Może i on nie chciał, ale ja miałem taki
zamiar. I uznałem, że trudno – jeśli trzeba, będę spał właśnie tak, jak leżę.
Nagi zawinięty w kołdrę, ot co. Przetoczyłem się na drugi bok, plecami do niego
i skuliłem z postanowieniem, że w nocy lub rano, jak tylko się obudzę, ubiorę
gacie i zniknę, jak najdalej od niego. Zamierzałem też zrobić sobie w pamięci
notatkę na przyszłość: nie wyjeżdżać nigdzie sam na sam z Tomem oraz w żadnym
wypadku nie pić z nim alkoholu. Wolałem nie wiedzieć, jak to skończyłoby się
następnym razem. Aha. I jeszcze: ani słowa Andreasowi.
Na
dobrą sprawę sam nie miałem pojęcia, co mi wtedy odbiło. Gdy wreszcie
podniosłem się z tej przeklętej podłogi i postanowiłem zrobić sobie jeszcze jednego
drinka, pół soku wylądowała na moich spodniach, więc musiałem się ich pozbyć.
Cholera jasna. Ale drinka i tak wypiłem. I tak, tak – doskonale wiedziałem, że
w łazience znajduje się Bill. Ale kto nie zamyka drzwi, ten sam sobie szkodzi!
A przynajmniej on zachowywał się tak, jakbym mu krzywdę zrobił.
Swoją
drogą nie raz i nie dwa zdarzyło mi się widzieć Andreasa nagiego, czy choćby w
samej bieliźnie, ale w jakiś sposób ciężko było mi patrzeć tak samo na Billa.
Był… inny od blondyna. Delikatniejszy, drobniejszy… Przynajmniej takie
odnosiłem wrażenie, gdy stał przede mną nagi, zasłaniając swoje krocze. Przez
to tej części ciała nie mogłem porównać, ale stwierdziłem, że jakoś z tym
przeżyję. Nie wiem czemu oblizałem się, gdy mignęły mi przed oczyma jego nagie
pośladki. Stwierdziłem za to, że nie powinienem był pić tego drinka po
podniesieniu się i podszedłem do umywalki, żeby przepłukać twarz. Naprawdę źle
ze mną.
Sam
znalazłem w jednej z szaf jakieś swoje krótkie spodenki i już ubrany
poczłapałem do sypialni, gdzie leżał już czarnowłosy. Właściwie wyglądał teraz
trochę bardziej jak larwa, niż seksowne ciałko, które widziałem chwilę
wcześniej… Cholera. Znaczy… No, ma niezły tyłek jak na faceta, no! Muszę to
przyznać. I już. Ale to wszystko. Po prostu oddałem mu jego bokserki i
położyłem się obok. Tak przyjemnie szumiało mi w głowie, że nie chciało mi się
nic robić, ale kłaść spać tym bardziej. Bill był innego zdania, a ja nie bardzo
miałem pomysł, jak przekonać go, żeby jednak się ruszył. Po dłuższej chwili
obróciłem się na bok i wpatrywałem w profil tego kokonu. Nie wiedzieć czemu
zacząłem się śmiać, gdy o nim znów tak pomyślałem. On jednak ściągnął jedynie
na chwilę brwi i leżał tak dalej.
-
Bill – odezwałem się, chcąc, żeby otworzył oczy. Oczywiście udawał, że śpi i
mnie nie słyszy. Nie wiedział tylko, że prędzej niż do dania mu spokoju,
prowokuje mnie to do wyjścia na chwilę do łazienki, skąd mógłbym przynieść
wiadro wody. Najlepiej zimnej. – Bill.
-
Daj mi spać – mruknął krótko i jeszcze bardziej się skokonił, obracając się do
mnie plecami. A może powinienem powiedzieć „tyłkiem”? W każdym razie jedno i
drugie było zasłonięte kołdrą. Znudzony podniosłem się nieco i zobaczyłem, końcówkę
kokonu czarnowłosego. W stanie skupienia, w jakim się znajdowałem, wręcz nie
mogłem uwierzyć, że go przede mną nie schował. Haha! Nie będzie takiego spania!
Kiedy
zszedłem z łóżka, czarny wydał z siebie dźwięk – coś jakby zadowolenie, że
wreszcie sobie idę, ja jednak tylko wyszczerzyłem się szeroko. I tak tego nie
widział przez zamknięte oczy. Obszedłem łóżko i już po chwili chwytałem
ostrożnie koniec kołdry wystający z Billokokona.
-
Bill?
-
Czego?
-
Pobudka! – rzuciłem i pociągnąłem z całych sił. Było słychać tylko krótki
krzyk, a przed moimi nieco zamglonymi oczyma pewien kokon zrobił dwa obroty,
sturlał się z łóżka i poleciał ze zgrabnością słoniowego motyla prosto na
panele, robiąc przy tym tyle huku, że aż zabolały mnie uszy. Znów przez chwilę
śmignęły mi jego nagie pośladki. Śmiałem się zresztą jak głupi – chyba czasami
naprawdę dostaję głupawki w takim stanie – i wlazłem na czworaka na łóżko, żeby
wychylić się z drugiej strony, gdzie leżał Bill. Zamarłem jednak stwierdzając,
że w ogóle się nie rusza i nawet nie rozbawił mnie fakt, że jego bielizna
wisiała na jego kroczu niczym chorągiewka na maszcie. Po prostu leżał jak… jak
trup. – Bill? – odezwałem się niepewnie, czując, że przez kręgosłup przebiega
mi dreszcz przerażenia. Cholera. Chyba go nie zabiłem, co?… Zabiłem? Boże,
naprawdę go zabiłem! – Bill! Bill, przepraszam, obudź się! – bełkotałem,
trzęsąc nim. – Bill!
-
Zabije cię… - rozległ się wreszcie cichy szept. W sumie ledwo go zrozumiałem,
ale zauważyłem, że jego klatka piersiowa się porusza. Przyglądałem się jej
chwilę z ulgą i oblizałem się mimowolnie.
-
Żyjesz? – zapytałem również szeptem, nie spuszczając z niego wzroku. Zanim
jednak zdążyłem cokolwiek jeszcze zrobić/powiedzieć/usłyszeć, jego dłoń
wystrzeliła do góry zaciśnięta w pięść i trafiła prosto w moją twarz. Zawyłem
jak zarzynane prosię i cofnąłem się na łóżko. Cholera! Skąd to chucherko ma
tyle siły?! – Za co…? Aha…
Ta.
Chciałem się wkurzyć, ale uhm, w porę przypomniało mi się, za co dostałem.
Niemniej myślałem, że wybił mi zęba, a przy tym wydłubał oko i nie pytajcie
mnie, jak to zrobił, ale bolało! No i byłem zły, więc chciałem się zemścić. Tylko
kiedy przechyliłem się znów z łóżka na podłogę, czarnowłosy najwyraźniej
próbował się podnieść i coś mu nie wychodziło. Otworzył oczy i spojrzał na mnie
morderczym wzrokiem.
-
Boli – poskarżył się.
-
Mnie też – mruknąłem. – Pewnie będę miał limo. I co powiem? Bill mnie pobił? A
tak w ogóle to taki koleś, jest chłopakiem mojego kumpla i ogólnie to ciamajda
z niego, ale jakoś tak… - urwałem wreszcie, widząc, że poziom okurwienia mojego
towarzysza rośnie wprost proporcjonalnie z ilością słów, które wypowiadam. No,
co? Dopóki się na mnie nie wnerwił, naprawdę zachowywał się jak ostatnia ciapa.
Odchrząknąłem niezręcznie, pocierając bolące miejsce. – Pomóc ci wstać?
-
Przydałoby się.
Zszedłem
więc wreszcie z tego łóżka i próbowałem na kilka sposób podnieść swoją ofiarę.
Najpierw ciągnąłem go za ręce, ale na mnie nawrzeszczał, więc za nogi nie było
sensu zaczynać. Później kilkakrotnie usiłowałem podnieść go na rękach, ale
musiałem przyznać, że nie było to takie łatwe jak mi się wydawało. Nawet jeśli
ten chudzielec ważył połowę tego, co ja, to i tak wypiłem za dużo, żeby tak się
z nim bawić. Zakląłem wreszcie i podniosłem go do siadu, wkładając mu ręce pod
plecy. Zaraz potem Bill szybko ubrał bieliznę – wtedy, gdy oficjalnie nie
patrzyłem, ale byłem na tyle bezczelny, że zerknąłem na to, co ukrywało się
wcześniej pod chorągiewką – a potem razem jakoś podnieśliśmy się z podłogi. W
tle przygrywały nam bolesne jęki czarnowłosego.
-
Zabiję cię – oznajmił, gdy sadzałem go na łóżku. – A jak Andreas się dowie, to
jeszcze zbezcześci twoje zwłoki – dodał, krzywiąc się z bólu. Cóż, porządnie
przyrżnął w te panele. Cud, że on lub one się nie połamały. Podrapałem się z
głupią miną po karku, a po chwili pobiegłem do salonu po butelkę z alkoholem. Gdy
już wróciłem odkręciłem ją i wyciągnąłem rękę w kierunku Billa. – Pogrzało cię?
-
Wiesz, znieczulenie zawsze jest znieczuleniem – stwierdziłem, szczerząc się
głupio, bo sam po drodze wziąłem łyka czystej. Wyglądał trochę, jakby
zastanawiał się w jakim stanie my w ogóle wrócimy do mieszkania, a potem
stwierdził, że woli nie wiedzieć, bo w końcu się napił. Ale fakt faktem,
krzywił się jeszcze gorzej niż wcześniej z bólu.
-
Popity to już nie przyniosłeś, prawda?
-
Zapomniałem.
Nie
mam stuprocentowej pewności, ale wydaje mi się, że ta noc nie mogła trwać zbyt
długo. Nie pamiętam nawet, jak skończyliśmy pić wódkę, a musieliśmy to zrobić,
bo kiedy się obudziłem, pusta butelka była pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem.
Zmrużyłem tylko oczy i jęknąłem cicho z bólu głowy. Świat wirował, ale może
wszystko byłoby w porządku, gdybym chwilę później nie usłyszał czyjegoś głosu
za swoimi plecami.
-
Bill, milcz – rozniosło się tylko. Tak, ja też słyszałem, jak pościel huczy, a
za oknem rośnie trawa, ale przynajmniej się nie odzywałem!
Ale
to nie był największy szok tego poranka. Otóż leżałem pod kołdrą, a za moimi
plecami… Właściwie powinienem powiedzieć NA MOICH PLECACH był Tom. Przyciskał
się do mnie ciasno, głowę przytulając do mojego karku, jakby była najlepszym
lekiem na kaca, a tak poza tym to czułem na swoim tyłku cholerną poranną
erekcję tego skończonego kretyna! Oczywiście pomijając fakt, że było mi gorąco
na samą myśl, bo ciężko było ukryć, jak przyjemny był jego dotyk, byłem wielce
oburzony tym, gdzie też ona się znajduje w takim stanie. Poderwałem się jak
głupi i wtedy o mało nie dostałem kolejnego zawału, ponieważ jego erekcja była,
kurna, NAGA!
-
Fuck! – rzuciłem, od razu sprawdzając, czy przypadkiem ja też nie jestem
rozebrany. Wprawie bokserki wisiały na moim Śpioszku, ale przynajmniej nie było
go widać.
-
Musisz drzeć ryja?… - usłyszałem głos stłumiony przez poduszkę.
-
Wypieniczaj z tego łóżka, ty chory zboczeńcu!
-
Ale to moje łóżko i zamknij się.
-
Świetnie, więc ja wychodzę – warknąłem wściekle i obróciłem się na pięcie,
chcąc wybiec z tego pokoju, czerwony jak dorodny buraczek, za to z ohydnym
posmakiem, po alkoholu. Gdzieś po drodze minąłem czyjeś wczorajsze żarcie,
niestety na wpół przetrawione. Jako, że nie było po mojej stronie łóżka, miałem
nadzieję, że to nie ja haftowałem. Nie wiedziałem tylko, co bolało mnie
bardziej - duma (nie mylić z dupa, ona akurat miała się dobrze), głowa, czy
może plecy. Przez chwilę szukałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego mnie tak rwą,
nim przypomniałem sobie, jak pewien geniusz – w odwrotnym tego słowa znaczeniu
– zwalił mnie z łóżka. – Zajebiście… - jęknąłem cicho, opuszczając kaczymi
krokami pomieszczenie. Naprawdę brakowało mi w tym wszystkim już tylko tego,
żeby faktycznie mnie przeleciał tej nocy.
Bill
później wspominał coś, że mnie budził, ale jeśli mam być szczery, nie
pamiętałem nawet, żeby coś takiego miało miejsce. Sam podniosłem się z łóżka
grubo po dwunastej, z kacem większym niż wieża Eiffla i gołym Wackiem, nie
mając zielonego pojęcia, co tu się stało. No i wciąż kręciło mi się w głowie,
więc tym razem sen nie pomógł mi za bardzo wytrzeźwieć. Trochę spanikowałem,
ale na dobrą sprawę postanowiłem najpierw się czegoś napić, a potem zrobić małe
rozeznanie.
Wodę
znalazłem dopiero w łazience, więc cieszyłem się, że nikt nie patrzy, jak
prawie połykam kran. Zrobiłem, co miałem zrobić, a potem wyruszyłem na
poszukiwanie swoich rzeczy. Zanim je znalazłem, Bill zdążył oznajmić mi, że
wiszą na fotelu w salonie. Tam też je znalazłem, ubrałem się i pomaszerowałem
do kuchni, w poszukiwaniu czegoś na kaca. O ile dobrze pamiętałem, powinno tam
coś być…
Czarny
skrzywił się jakoś wymownie na mój widok, ale nie odezwał się. Na dobrą sprawę
słychać było tylko ćwierkanie ptaków za oknem i prawie niesłyszalne dźwięki,
świadczące, że nieopodal znajduje się jezioro i sklepy. Zacząłem przeszukiwać
szafki, ale nic tam nie znalazłem. Kiedy odwróciłem się do swojego towarzysza,
ten tylko podsunął mi butelkę wody.
-
Dzięki – odezwałem się cicho, przyglądając mu uważnie. Nawet na mnie nie
patrzył i miałem wrażenie, że dziwnie się zachowuje, choć może rzeczywiście
wciąż byłem pijany. W każdym razie krzywił się przy każdym ruchu i w pewnym
momencie zauważyłem, że na jego odsłoniętych łopatkach – miał na sobie czarną
bokserkę – są spore sińce. Obejrzałem go dokładnie, ale nie stwierdziłem innych
obrażeń. Tylko cholera, wciąż nie miałem pojęcia, czy coś mu zrobiłem tej nocy,
czy nie. Odchrząknąłem cicho i usiadłem tuż obok niego. – Bill?
-
Wara. Ode. Mnie – wycedził przez zęby, odsuwając się znacząco w kąt.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
-
Chciałem tylko porozmawiać…
-
Nie rozmawiam z tobą, cholerny zboczeńcu. Myślisz sobie, że możesz…?! – zaczął
unosić głos, ale najwyraźniej jego też bolała głowa, bo umilkł, złapał się za
skronie i odwrócił twarz do ściany. Nazwał mnie zboczeńcem. Kurna, to by
wyjaśniało, dlaczego obudziłem się nagi
i… Boże, naprawdę go przeleciałem…? – Po prostu się do mnie nie zbliżaj –
powiedział znów chwilę później.
-
Dzwoniłeś do domu? – odezwałem się wreszcie znów niepewnie, ale on tylko
pokręcił głową. Uf, Andreas nie wiedział, może jeszcze jakoś da się to
odkręcić…? – A… Bill? Przepraszam – rzuciłem, zastanawiając się, czy to w ogóle
coś da. Jasne. Zapewne, jak jakiś oprych przeleci nastolatkę, też ją później
przeprasza. Nie, nie wiem, skąd mi się wzięło to porównanie, ale odnosiłem
wrażenie, że zrobiłem krzywdę tej ciamajdzie, więc…
-
Wal się.
No,
to po przeprosinach. Odsunąłem się od niego i położyłem głowę stole. Był
zajebiście zimny, a ja miałem zajebiście pusto w środku. Co zrobić? No, co, do
cholery?! A jeśli komuś powie? Póki co Andreas nic nie wiem, ale co, jeśli
będzie mnie szantażował…? Gdyby chciał zgłosić to na policję, chyba już by to
zrobił, no, ale… A może wcale go nie zmuszałem? Spojrzałem na niego pytająco,
ale udawał, że mnie nie widzi. Kurna. Tom, MYŚLŻE! To nie wyglądało dobrze.
Wyglądało bardzo źle.
I
tu powinna zapalić się cudowna, złota żarówka nad moją głową. To proste,
oczywiście, że tak! Bill jest gejem, więc bez względu na to, co i jak mu
zrobiłem, mogę teraz tylko przekonywać go, żeby nikt więcej się o tym nie
dowiedział. A że nie będzie chciał mnie słuchać, muszę… Po prostu muszę go
uwieść, no! Znów zerknąłem na jego twarz. Wyglądał jak ofiara losu. Znowu. Uh.
Ale co tam. Z dziewczynami sobie dotąd dobrze radziłem, więc z nim nie powinno
być problemu.
Dobra.
Oddychaj, Tom i bierz się do roboty. Wyprostowałem się więc i znowu do niego
przysunąłem tak, że siedział już pod samą ścianą i patrzył na mnie wzrokiem
pełnym irytacji połączonej z niepewnością. A ja miałem za zadanie przekonać go,
że nie zrobiłem mu kuku tylko dlatego, że aktualnie byłem pijany i miałem na to
ochotę.
-
Mówiłem przecież…
-
Poczekaj – odezwałem się miękko. Ok, dobrze mi idzie. Zamknął się, ha! – Ja…
wczoraj, to było… To nie do końca tak jak myślisz – stwierdziłem cicho,
przyglądając się uparcie jego twarzy. Bill zdawał się nieco speszyć, bo na jego
policzkach od razu pojawiły się rumieńce. Cóż, coś musiało być jednak na
rzeczy.
-
Daj mi spokój. Kiedy wrócimy do domu?
-
A porozmawiasz ze mną?
-
Ja… n-nie – rzucił w końcu, odwracając się. I chociaż ręka trzęsła mi się jak
głupia z nerwów, to sięgnąłem po jego brodę, żeby zmusić go, by na mnie
spojrzał. Wdech, wydech. Spokojnie, jeszcze tylko zbliżyłem się kilka
centymetrów. – Tom? Co ty robisz?
-
Przepraszam cię.
-
W porządku, ale teraz…
I
jak to genialny ja, nie dałem mu oczywiście dokończyć. Tak się robi, prawda?
Składa się czuły pocałunek na wargach ukochanej osoby w najmniej oczekiwanym
momencie, aby przerwać jej wpół zdania, ale różnica jest taka, że zwykle nie
dostaje się za to w pysk. No, a ja dostałem.
-
Ogłupiałeś?! – wrzasnął. Najwyraźniej był już tak wnerwiony, że ignorował ból
głowy. – Powiedziałem nie zbliżaj się do mnie – zerwał się, przecisnął obok
mnie i tyle go widziałem. Heh. Chyba muszę trochę popracować nad swoim
uwodzeniem. Nawet jeśli, mijając zakręt dotykał dłonią ust. Ja myślałem już
tylko o tym, że jeśli do Andreasa dotrze cokolwiek z tego, co działo się w tym
domu, będę miał przesrane i zacznę szukać nowego mieszkania. Stanowczo.
Tymczasem
oblizałem odruchowo wargi, patrząc w miejsce, w którym zniknął Bill. Miał
miękkie usta. Całkiem… przyjemne.
Billokokon xd To zajefajnie brzmi. Oj..mam nadzieję, że Billy nic nie powie Andreasowi ;]
OdpowiedzUsuńJejejej <3
OdpowiedzUsuńMuras się cieszy *QQQ*
Bardzo <3
Dobra, ogarniam spazmy XDD"
Ten rozdział był cudowny <3
Billkokon, to takie cudowne stworzenie. I zgodzę się z Tomem- ma zajebisty tyłek XD
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Cieszę się, że wena wróciła i trzymam mocno kciuki <3
tylko zazwyczaj nie dostaje się za to w pysk...
OdpowiedzUsuńgratuluję pomysłu :D i czekam niecierpliwie na następny rozdział.
Tesknilam.
OdpowiedzUsuńBiedny Bill, biedne jego siniaki! Czemu nie mógł oddac pocałunku? Haha, Tom myślący ze go wziął i w sumie smieszy mnie, zeprzejmuje sie tym zeby andreas sie o tym nie dowiedział, a nie samym faktem ze to zrobił :D
Boże dziewczyno! Jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńTak się cieszę z nowego odcinka <3 Jejeje
Heh. Billkokon-świetne określenie.
Gratuluję wytrwałości.
Czekam na nn
Pozdrawiam ;3
Hahhaha, Larwa xD Boże, to opowiadanie jest genialne xD Biedny Tom, chciał przeprosić a tu w pysk xD
OdpowiedzUsuńBillokokon mnie rozwalił xD
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że niecny plan Toma uwiedzenia Billa przerodzi się w coś więcej :D Przynajmniej mam taką nadzieję xD
Boże... ten odcinek jest genialny! Tom niby jest hetero, a jednak czuję jaką-taką miętę do Billa. xD Nie mogę doczekać się kolejnej części.
OdpowiedzUsuńPisz szybko! Pozdrawiam. :D
kochamkochamkocham! <3
OdpowiedzUsuńoczywiście, że ktoś tu jest :D Czekam :D
OdpowiedzUsuń