Witajcie moi Drodzy ;). Postanowiłam wpaść już z kolejnym odcinkiem ^^. Cieszę się, że poprzednie przypadły Wam do gustu i mam nadzieję, że z tym, będzie podobnie. Tak jak wspominałam przy poprzedniej notce, jest w pewnym momencie pisany bardziej "na poważnie". Ot taka chwilowa zmiana, mam nadzieję, że trochę to urozmaici tekst ;3. A i ten, tym razem czytacie na własną odpowiedzialność xD. W każdym razie czekam na Wasze opinie ;*.
Napisałam świątecznego one-shota ;>, więc mam nadzieję złapać Undzię na betę ^^. Ukaże się w przeciągu najbliższych dwóch dni ;). Smacznego Karpia, moi drodzy! ;D
P.S. Jak minął Wam Koniec Świata? :D
Wasza Czokoladka ;).
Po tym, co miało miejsce w kuchni, naprawdę
nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić, a co dopiero, jak zachowywać się wobec
Toma, więc zwyczajnie dawałem nogę, gdy tylko pojawiał się w pobliżu. W żadnym
wypadku nie czułem się z tym dobrze, jakkolwiek jego dotyk był niemiłosiernie
przyjemny i podniecający. Nie mogłem sobie wybaczyć myśli o tym, jak wtedy
cholernie chciałem go mieć, pomimo że jestem w związku z Andreasem. Przecież go
kocham, prawda?… Nie mogłem potem patrzeć w twarz ani jemu, ani sobie, gdy
budziłem się rano nie dość, że z poranną erekcją, to jeszcze podniecony po śnie
z dredziarzem w roli głównej. Poza tym byłem przekonany, że chciał tylko się ze
mną zabawić. W końcu czego innego może chcieć heteryk od homosia? Wydawało mi
się to oczywiste, ale nie zmieniało faktu, że na samo wspomnienie robiło mi się
ciasno i twardo w bokserkach.
Tym bardziej nie chciałem nawet słuchać
platynowego, gdy próbował przekonać mnie, żebym sobie odpuścił albo chociaż
wyjaśnił mu, co takiego się stało. Problem w tym, że zbyt dobrze pamiętałem
tamtą chwilę, w której obiecałem trzymać język za zębami w zamian za to, by Tom
więcej się do mnie nie zbliżał, jakkolwiek było to sprzeczne z moimi
pragnieniami. Bo niby jak, do cholery, mógłbym nie pragnąć tego gorącego ciała?
Dredziarz naprawdę był cudowny i tylko jeszcze bardziej go przez to nie
cierpiałem. Odsuwałem się przez niego od swojego chłopaka, a on okazywał się
być zwykłym draniem.
Zauważyłem, że Andreas najwyraźniej wreszcie
postanowił odpuścić, od kiedy któregoś dnia wróciłem i bez słowa poszedł ze mną
prosto do naszego pokoju, żeby nie przebywać z Tomem. Gotowaliśmy razem, a gdy
dredziarz pojawiał się w kuchni, przeganiał go stamtąd i właściwie dopiero po
jakimś czasie zwróciłem uwagę, że on sam praktycznie z nim nie rozmawia.
Przynajmniej nie wtedy, gdy ja byłem w domu. Na dodatek pilnował, abym nie
zostawał z nim sam na sam choćby na chwilę, a już na pewno nie wtedy, gdy jego
nie było. Raz nawet zamknął mnie w pokoju, wiedząc, że nie będzie go cały
dzień, a Tom wróci koło pory obiadowej. Przegiął wtedy i wkurzony dzwoniłem do
niego, żeby mi powiedział, co zrobił z kluczem i otworzył. Jak na złość można
było to zrobić tylko od zewnątrz, a mi strasznie chciało się do ubikacji. Nic
dziwnego, że zacząłem dobijać się do drzwi, gdy tylko usłyszałem, że ktoś
wrócił do domu. W tamtej chwili najmniej obchodziło mnie, że to Tom, obawiałem
się, że coś mi zaraz pęknie.
Wracając do mieszkania zastanawiałem się,
czy kogoś tam zastanę. Mówiąc wprost chciałem zobaczyć czarnowłosego i w końcu
przyznałem się do tego przed samym sobą. Odkąd Andreas poznał prawdę, nie
miałem okazji zamienić z nim choćby słowa, a minęło kupę czasu. Właściwie
stwierdziłem, że mogłem mu nie mówić. W końcu Bill, jako ciamajda, po tym jak
przypadkiem go zastraszyłem, nie pisnąłby ani słówka, prawda? Ale nie, bo
zachciało mi się być fair wobec przyjaciela, psia mać. Ciekawe tylko, czy on
postąpiłby tak samo? Szczególnie, że teraz nawet on niewiele ze mną rozmawiał i
zwykle posłał mi tylko podejrzliwe i niezadowolone spojrzenia. Zaczynałem się
nawet zastanawiać, czy aby się stąd nie wynieść. Może gdybym nie widywał tego
czarnego łebka, wreszcie przestałbym o nim myśleć. Ale rzecz jasna, nie
zdarzało mi się robić czegokolwiek wbrew sobie, a miałem cholerną ochotę go
oglądać. Najchętniej nagiego, mogłoby być nawet pod prysznicem, a co mi tam,
ech…
I tak to właśnie jest: chciałem tylko
zabawić się z Katy, a skończyło się na tym, że teraz to ja wychodzę na ofiarę
losu.
Ale gdy wszedłem do mieszkania, od razu dało
się słyszeć, że ktoś jednak jest w środku. I ten ktoś musiał być mocno
zdenerwowany, bo bardzo niedelikatnie traktował drzwi do pokoju Andreasa.
Zatrzymałem się przez chwilę niedaleko nich.
- No, kurczę, jest tam ktoś?! –bez wątpienia
to Bill wrzeszczał zza zamkniętych drzwi. Hm… odezwać się, czy olać go tak, jak
on to bez przerwy robi…? – Halo! Tom? To ty, prawda? Tom?
- No, ja.
- W salonie na komodzie stoi pudełeczko,
wyciągnij z niego klucz i otwórz mi. Szybko!
Rozkaz? Hahaha. No, chyba nie. Wzruszyłem
ramionami i poszedłem do kuchni. Skoro ktoś go tam zamknął, najwyraźniej Andro,
to niech sobie tam teraz siedzi, co mnie to obchodzi? Pff. Pewnie jeszcze
dostałbym za to burę.
- Tom, wiem, że jesteś w mieszkaniu, pomóż
mi! – wrzeszczał dalej więzień.
- Nie mogę! – również wykrzyczałem. –
Andreas mnie powiesi za jaja na żyrandolu, jeśli choćby do ciebie podejdę.
- C-co…? – wydukał, jakby właśnie mocno się
zdziwił. A to ci psikus! Widocznie platynowy chłopiec nic mu nie powiedział. W
sumie to nawet lepiej. Chyba. – Nieważne, otwórz mi!
- Nie mogę.
- Tom, do cholery, muszę wyjść do kibla!
Teraz to już wrzeszczał tak, że chyba cały
blok go słyszał. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że to trochę zmienia
postać rzeczy. W końcu wstrzymywanie rzeczy, które powinny wylądować w WC jest
niezdrowe, prawda? I nie ma nic wspólnego z tym, że mogę wreszcie mieć wymówkę,
żeby z nim pogadać. Chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak ani o czym. Poszedłem
więc po ten klucz i otworzyłem mu drzwi. Zanim jednak zdążyłem się odezwać,
wyminął mnie w biegu i wpadł do łazienki. Pozostało mi więc tylko poczekać, aż
z niej wyjdzie.
Chyba nie trzeba opisywać ulgi i chęci mordu
na Andreasie, jakiej doznałem, prawda? W każdym razie poczułem się znacznie
lżejszy, no i mogłem się wreszcie na spokojnie ogarnąć. Zawahałem się dopiero,
gdy miałem opuścić łazienkę. Fakty były takie, że miałem na sobie tylko
szlafrok po prysznicu – znowu! – a w mieszkaniu prócz mnie był tylko Tom.
Skłamałbym, twierdząc, że nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki, ale był taki
problem, że w ogóle nie powinno być o tym mowy. To byłoby bardzo nie w
porządku. Szczególnie po tym, jak dredziarz stwierdził, że Andro zrobi mu
krzywdę, jeśli się do mnie zbliży. To brzmiało trochę tak, jakby mój chłopak
wiedział o tamtym incydencie i zastanawiałem się, jak ja w ogóle spojrzę mu
teraz w oczy. Jedyna pociecha to, że najwyraźniej zwalił całą winę na swojego
kumpla, bo mnie na ten przykład nie oberwało się wcale, hie, hie. Wreszcie
powiedziałem sobie, że Tomowi na pewno już nie będzie chciało się mnie
molestować, a w razie czego po prostu od razu ucieknę do pokoju. Tak, to
stanowczo dobry pomysł jest.
Opuściłem więc łazienkę i zobaczyłem go
siedzącego na podłodze przy samych drzwiach. Na dodatek podnosił się, gdy tylko
je otworzyłem. Na ten widok coś przewróciło mi się w żołądku. Nie, nie, nie!
Nawet o tym nie myśl – powtarzałem sobie. W końcu nie wolno mu mnie tknąć,
prawda? Nie i już! Tylko, że bardzo niewiele brakowało, żebym ja stracił
panowanie nad swoim ciałem, bo miałem ochotę się na niego rzucić. Wyglądał
naprawdę nieźle. Możliwe, że jak zwykle, ale w tamtej chwili i tak wolałbym
pozbawić go tego, w czym tak dobrze wyglądał… Ekchem. Właśnie.
- Możemy porozmawiać? – odezwał się
wreszcie, na co ja skrzywiłem się znacząco. Tak, jasne. Pogadać. Dobre sobie,
Tom, naprawdę. Postarałeś się!
- Nie ma mowy – mruknąłem, starając się go
wyminąć, ale on zaszedł mi drogę. Kurczę, nie dobrze. Bardzo nie dobrze! Ale zawsze
mogę jeszcze wrócić się do łazienki.
…a nie, nie mogę. Właśnie ją zamknął i
trzyma dłoń na drzwiach. No, to… jestem w dupie.
- Proszę?
- Wydawało mi się, że ostatnim razem
wszystko sobie wyjaśniliśmy. Ja Andreasowi nic nie powiedziałem, więc albo
zrobiłeś to ty, albo sam się domyślił – oznajmiłem niecierpliwie, cofając się o
krok. Oblizał się bezczelnie, ale nie przesunął w moim kierunku. Heh, a to ci
niespodzianka… Nie, żebym chciał, żeby to zrobił.
- Nie o to chodzi – odparł z głupią
miną. – Wygląda na to, że powinienem cię przeprosić, poniosło mnie. Wiesz
alkohol i te sprawy – oznajmił. Ja tylko uniosłem wyżej lewą brew. Dobra,
przeprosił, hm. Ale gdzie jest haczyk?
- To… mogę już sobie iść? –
zapytałem ostrożnie, zagryzając nerwowo wargę. Szybko jednak przestałem, bo
zaczął się na to gapić. Tak, niech mi jeszcze potem powie, że go prowokuję!
Otuliłem się jeszcze dokładniej szlafrokiem.
- Nie skomentujesz tego w ogóle? –
zapytał najwyraźniej zawiedziony. A co miałem mu powiedzieć? Szkoda, że
posłuchałeś i nie zaciągnąłeś mnie do łóżka…? Przecież bym poszedł. Byłem tego
niepokojąco pewien.
- Nie, raczej nie mam ci nic do
powiedzenia.
- To może obiad? - Ha. Ha. Ha. Tak,
jasne. A po powrocie Andreasa na stryczek. – Po prostu myślę, że trzeba
podratować atmosferę w mieszkaniu, zanim któryś z nas stwierdzi, że powinien
się wyprowadzić.
Hę? Wyprowadzić? Patrzyłem na niego
jak na kosmitę. Byłem pewien, że Andreas nigdzie się stąd nie ruszy, więc i ja
nie zamierzałem. Więc czyżby Tom? O, nie, nie, nie! Ani mi się waż! I bynajmniej
nie martwiłem się tym, że trzeba będzie więcej płacić za czynsz…
- Skoro tak twierdzisz… - wydusiłem
z siebie wreszcie, po czym odchrząknąłem znacząco. Nie wiem tylko, czy dla
odmiany zamierzał udawać debila, ale wciąż stał tam jak ten kołek i gapił się
na mnie, jak pies w kość. Nie, Tom, nie jestem twoją kością, nie będziesz mnie
gryzł. – Mogę najpierw pójść się ubrać?
- Jasne! – rzucił zmieszany,
odsuwając się, żeby mógł przejść. – To poczekam w kuchni.
Przez chwilę naprawdę myślałem, że
nie dam rady. Kiedy drzwi od łazienki się otwierały, czułem, że serce mam już w
przełyku. Raczej nie byłem dobry w takich rozmowach, nigdy. Miałem ochotę po
prostu zapaść się pod ziemię, tym bardziej, że Bill najwyraźniej nie zamierzał
mi wybaczać mojego przewinienia. Ale za to byłem sprytny i złapałem go na
wyprowadzkę. W momencie, gdy zrobił duże oczy na moje wspomnienie o tym, w mojej
klatce piersiowej coś niespokojnie się poruszyło. Najpewniej to żołądek, bo
faktycznie byłem głodny, niemniej było to dziwne uczucie.
W każdym razie, wyjątkowo nie zamierzałem nic
knuć. Miałem już po prostu dość tego, że wszyscy tu ode mnie uciekają, jakbym
był jakiś trędowaty albo cholera wie, co jeszcze. W końcu nie byłem seryjnym
mordercą. Czarny wciąż żył, a dopadłem się do niego tylko raz… no, dwa razy,
ale ten drugi się nie liczy, bo tylko go trochę dotykałem. Uh. Nie powinienem w
ogóle o tym teraz myśleć, bo czułem, że może się to źle skończyć.
Bill wpadł do kuchni dość szybko.
Naprawdę się zdziwiłem, że nie zajęło mu to, jak zwykle pół godziny. Włosy
spięte miał w kitkę, a tak poza tym pierwszą rzeczą na jaką zwróciłem uwagę,
było to, że na narzucie, którą miał na sobie odznaczała się wyraźnie jego pupa.
Zupełnie, jakby nic nie miał pod spodem, chociaż doskonale widziałem nogawki
obcisłych spodni. Boże drogi, czy on to robi specjalnie? Przełknąłem nerwowo
ślinę i odwróciłem się do lodówki, żeby zdecydować, co będziemy robić na obiad.
Czarny po chwili stał już przy mnie i zaglądał mi przez ramię. Po krótkiej
dyskusji ustaliliśmy, co będziemy gotować i podzieliliśmy się obowiązkami.
Równie dobrze mogłem zająć miejsce obok niego, ale jakoś nie chciałem jeszcze
dodatkowo podnosić sobie ciśnienia, więc zająłem szafkę naprzeciwko i stałem do
niego tyłem, słysząc jedynie każdy jego ruch. To nie było śmieszne, to była
cholerna tortura, żebym choć raz nie odwrócił się za siebie, doskonale zdając
sobie sprawę z odznaczających się na jego ubraniach pośladków, które wręcz się
prosiły, żeby za nie złapać.
W końcu nie wytrzymałem. Odwróciłem
się plecami do swojej roboty i złapałem rękoma za blat szafki, żeby zająć czymś
ręce, jednocześnie przyglądając się uważnie jego tyłowi. Czy naprawdę do mojego
mieszkania musiał trafić akurat jedyny facet, który tak mnie pociąga? Czy
Andro, do cholery, nie mógł sobie znaleźć kogoś innego?!
- Bill, mogę o coś zapytać? –
odezwałem się wreszcie. Nie mogłem tak dłużej po prostu stać i patrzeć.
Mam życiowy niefart, to trzeba
przyznać otwarcie. Rzecz jasna, chciałem jak najprędzej zająć się gotowaniem
tego obiadu, żeby Andreas przypadkiem nie zastał nas potem razem w kuchni. Nie
byłem pewien, czy wiedział, co tam się działo jakiś czas temu, ale mnie ona kojarzyła
się z tym jednoznacznie. Szczególnie, gdy w środku był jeszcze dredziarz.
Porwałem więc z szafy pierwsze ubrania jakie wpadły mi do ręki i sam o mało nie
palnąłem się w łeb, gdy zobaczyłem spodnie jakie mam w ręku. Wszystkie luźne
były w praniu. Nie miałem innego wyjścia, a jedynie nadzieję, że narzuta
sięgająca mi nieco za kolana zasłoni nieco moje opięte spodniami pośladki. Ja
nikogo nie chciałem prowokować, przysięgam! Ale za dobrze zdawałem sobie
sprawę, jak to wygląda, więc podskoczyłem aż przestraszony, gdy Tom się do mnie
odezwał. Odwróciłem do niego od razu przodem z wielkimi oczyma, zastanawiając
się, o co może mu chodzić.
- Jasne… A o co? – zapytałem
ostrożnie. Za nóż leżący za moimi plecami złapałem odruchowo. Nie to, że
chciałem go zadźgać, gdyby się do mnie zbliżył. Przerwałem dopiero krojenie i…
Oh, sam nie wiem. Tom po prostu za długo milczał i nie wiedziałem, na co
powinienem się przygotować.
- Powiedz mi… jak to było z tobą?
- Słucham? – mruknąłem zaraz, gdy
tylko zadał pytanie.
- No, kiedy kapnąłeś się, że jesteś…
wiesz, gejem.
- Ach… to. – Odchrząknąłem nieco,
chociaż mój wzrok i tak mówił: A co cię to niby obchodzi? – To było dawno temu.
Po prostu dziewczyny nigdy nie kręciły mnie w ten sposób. Było nawet w
porządku, póki nie dowiedział się ojciec i nie wyrzucił mnie z domu. Tak
trafiłem tutaj – wyjaśniłem mu krótko i zwięźle. Skrzywił się, więc
najwyraźniej chciał usłyszeć coś więcej. Matko, ale jak ja miałem z nim
rozmawiać w tym stanie? Przecież byłem w stanie skupić się jedynie na czarnej
bokserce opinającej jego tors. Odwróciłem na chwilę od niego wzrok i
zastanowiłem się. – Kiedy to do mnie dotarło byłem trochę… właściwie to nie
było wielkie zaskoczenie. Po prostu się z tym pogodziłem. Obawiałem się trochę,
że przez to… kiedyś mogę zostać sam, ale wbrew pozorom sporo jest facetów
takich jak ja. Pierwsza niezręczność szybko minęła, gdy znalazłem sobie
pierwszego chłopaka – stwierdziłem, wzruszając ramionami. Tyle powinno mu
wystarczyć. Spojrzałem na niego badawczo, ale nie bardzo mogłem wyczytać
cokolwiek z jego twarzy. – A dlaczego pytasz? – odezwałem się znów ostrożnie.
Teraz to ja byłem ciekawy. Tom westchnął tylko i spuścił głowę. Jakoś średnio
mi się to w tej chwili podobało.
- Ostatniej nocy, gdy mnie nie było
pojechałem ze znajomymi do klubu. Jedna dziewczyna, w sumie niezła sztuka,
trochę podpita kręciła się koło mnie i było jak zwykle. Dobrze się bawiłem
zarówno w klubie, jak i po wyjściu z niego – stwierdził, podnosząc na mnie
wzrok, jakby chciał się upewnić, że zrozumiałem, o co mu chodzi. Tak,
zrozumiałem, moja twarz przypominała właśnie dojrzałego pomidora, biorąc pod
uwagę to, jak piekły mnie policzki. – Nie mam z tym żadnych problemów. A
jednak… sorry, że to powiem, ale… ostatnio, jak cię wtedy dotykałem… - urwał, a
mnie o mało nie wyrwał się cichy jęk przez sposób w jaki wypowiedział te słowa.
Nie, nie, nie chciałem tego słuchać. To stanowczo było nie fair. – Nie mogłem
się powstrzymać, wszystko we mnie płonęło i chciałem tego więcej i więcej. Gdybyś
tylko wtedy nie kazał mi przestać, jeszcze krok i nie byłby w stanie się
cofnąć…
- T-tom… - mruknąłem, nie mogąc tego
dłużej słuchać. Serce tłukło mi się jak głupie i niemal czułem na sobie jego
dłonie jak ostatnim razem. Zacisnąłem wargi, żeby nie jęknąć.
- Mam tak przez cały czas, ile razy
na ciebie spojrzę. A to, że należysz do Andreasa…
Patrzyliśmy teraz na siebie
błyszczącymi oczyma. To było jak czyste szaleństwo. Czułem, że krew buzuje mi w
żyłach. Nie mogłem uwierzyć, że tak podniecił mnie, mówiąc tylko, że mu się
podobam, że pragnie mojego ciała. Ledwo nad sobą panowałem, żeby nie poruszyć
wymownie biodrami, co zdradziłoby mnie, że coś nieprzyjemnie napiera na moje
spodnie.
- Nie mów o tym… - zaczęliśmy
jednocześnie i jakaś fale dreszczy zalała moje ciało. O, mój Boże…
- … nikomu – dokończyłem sam. Przez
moment znów zajrzałem mu w oczy i chwyciłem od razu swoją wargę w zęby.
Wszystko było już przesądzone, nie panowałem nad tym.
- A… o czym? – zapytał, jakby nie
był przekonany, czy mówimy o tym samym.
- O niczym. Nic nie możesz
powiedzieć – oznajmiłem, pozwalając by narzuta zsunęła się z moich ramion i
upadła mi pod nogi.
Matko, nawet jeśli miał mnie
przelecieć i nigdy więcej nie pokazać się na oczy, niech już to zrobi –
błagałem w myślach. Nie musiałem długo czekać. Tom natychmiast ruszył w moim
kierunku i przywarł do mnie ciasno całym ciałem, przyciskając mnie do siebie
dłońmi, które błądziły po moich plecach. Wpił się w moje wargi bez chwili
zawahania, a ja jęknąłem wreszcie otwarcie. Całe napięcie, które zbierało się
we mnie od dłuższego czasu, zwyczajnie wybuchło. Bez opamiętania odwzajemniałem
gwałtowny pocałunek dredziarza, od razu starając się pozbawić go koszulki.
Chciałem poczuć pod palcami jego gorące, nagie ciało, całować je i lizać.
Oszaleć na jego punkcie, o ile już tego nie zrobiłem. Gdy tylko oderwał się ode
mnie, żeby pozbawić mnie koszulki, dopadłem się do jego szyi. Tom posadził mnie
na blacie szafki, zwalając wszystko na podłogę obok, a ja objąłem go obiema
nogami, dłońmi błądząc po jego torsie i brzuchu, pozwalając, by bezkarnie
rozpiął mi spodnie i wsunął dłonie na moje pośladki. Sięgnąłem językiem do jego
sutków i nie mogąc się powstrzymać, złapałem przez materiał spodni jego gorącą,
twardą męskość. Czułem, jak drga mi niecierpliwie w dłoni. Czułem, że jeszcze
nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś takiego.
To była spontaniczna decyzja, gdy
postanowiłem zapytać go o jego historię, a potem powiedzieć mu, jak się czuję.
Normalnie nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Wydaje mi się, że nigdy w życiu
nie rzuciłbym się jak wygłodniałe zwierzę na chłopaka swojego przyjaciela, ale
kiedy ta przeklęta narzuta wylądowała na podłodze, poczułem się zaproszony. I
nie byłem w stanie odmówić.
Bill był taki rozpalony i
niecierpliwy. Przyjmował pieszczoty i sam chciał poznać, posiąść jak najwięcej
mojego ciała. Kiedy pozbawiłem go ubrań i przygotowywałem, z pewnością zrobił
mi kilka malinek na torsie. Nie widziałem, byłem zbyt zapatrzony w jego
szczupłe, delikatne ciało. Już wtedy jęczał cicho raz za razem i ponaglał mnie
tak, że nie mogłem się opanować. Wziąłem go mocno, a nasze ciała ocierały się o
siebie przy każdym kolejnym ruchu, gdy napierałem na niego ledwie panując nad
własnymi mięśniami. Chciałem go po prostu pożreć. Całowałem go mocno i
chaotycznie, czułem jego dreszcze na własnej skórze i oddawałem mu własne, gdy
ledwie był w stanie wyjęczeć moje imię.
Jeszcze żaden seks w moim życiu nie
był tak intensywny i namiętny. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie robiłem tego,
praktycznie nie panując nad swoimi ruchami. To on to robił. Jego gnające bicie
serca, płytki oddech i palce zaciskające się na moich plecach i pośladkach. Żaden
alkohol ani narkotyk nie był nigdy w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu
uniesienia, że nie pamiętałem o niczym realnym i byłem po prostu szczęśliwym
bytem. Mieliśmy nie mówić o tym nikomu, ale nie wiem, ile osób nas słyszało. To
była chwila, dla której warto było umrzeć i odrodzić się na nowo.
Najgorsze jednak, co po kilku
chwilach na uspokojenie organizmu mogłem zobaczyć, to łzy w jego oczach.
Chciałem coś powiedzieć, ale tylko spuściłem wzrok. Cholera jasna! Zawsze coś
musiało być nie tak?! Nawet w takiej chwili?
- Bill?
- Muszę się ubrać – odparł szybko.
Zsunął się z blatu, przykucnął i zaczął zbierać swoje rzeczy z podłogi. – Ty
też to zrób.
- Ej… znaczy poczekaj – mruknąłem,
łapiąc go za ramię i podnosząc. Nie chciał spojrzeć mi w twarz. – I co? Powiesz,
że to też moja wina?
- Nie! Chciałem tego! – warknął,
wyrywając mi się. – A teraz chcę się ubrać i skończyć obiad – wydukał cicho,
wciąż na mnie nie patrząc. – Musimy zdążyć zanim… wróci Andreas.
Puściłem go. No, w sumie racja. Obaj
stwierdziliśmy, że nie można o tym nikomu mówić. Nie wiem tylko, dlaczego
ubzdurałem sobie, że nikogo więcej nie ma, a Bill od teraz będzie mój.
Tymczasem czarny pobiegł do łazienki, ogarnąć się i ubrać, a cały czas prysł.
Znów będę mógł sobie tylko popatrzeć na niego z daleka. A jeśli to wyjdzie na
jaw… wtedy to ja już na pewno będę martwy.
No wreszcie! :D
OdpowiedzUsuń"Nie wiem tylko, dlaczego ubzdurałem sobie, że nikogo więcej nie ma, a Bill od teraz będzie mój. " to było słodkie <3 Tom chyba nie tylko pożąda Billa, ale też go pokochał :)
Czekam na kolejny odcinek :)
*.*
OdpowiedzUsuńZajebisty odcinek *.*
Ah, w końcu. Jesteś dla mnie mistrzem jeśli chodzi o opisywanie seksu między nimi, po prostu czytam i nie mogę się odezwać, a w żołądku szaleją motyle. Uwielbiam Cię, Czoko. Czekam na więcej, chcę wiedzieć, czy będą umieli utrzymać to w sekrecie...
OdpowiedzUsuńcholera, to było takie podniecające :-o uwielbiam. :-*
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się gorąco, a myślałam, ze twincest już tak na mnie nie zadziała.
OdpowiedzUsuńCały czas czekałam aż oni w końcu się złamią i oleją swoje zasady, dając się ponieść chwili. No, i jak widać, wreszcie to nastąpiło. Nie powiem, że się nie cieszę, ale jakoś mi dziwnie. Może przez to, że już nie mam czego wyczekiwać? Nie wiem.
Wiem, że trudno teraz Billowi. Sumienie go zeżre.
Ciekawe, jak spojrzy Andreasowi w oczy?
Pozdrawiam,
Błękit.
Czoko.. Jesteś.. Genialna. Nie wiem co mam napisać. Odcinek świetny. Chociaż obawiam się tego, co będzie potem. Bill raz tu, raz tu? Nie.. On nie umie kłamać. Nie będzie w stanie być z Andreasem, kiedy sumienie go powoli pożre. I jeszcze zabuja się pewnie w Tomie. I właśnie.. Co z dredziarzem? To tylko pożądanie czy jednak w tej grze będą też uczucia? No cóż, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością będę czekać na kolejną część.
Pozdrawiam.
umieram.
OdpowiedzUsuńNosz, policzki mam całe czerwone, usta cały czas otwarte z szoku.
To było takie...intensywne. Nie chodzi mi wcale o lemona, a o cały ten...całą tą mieszankę emocji. Boż, ja umieram D:
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Tom kocha Billa. Ja to wiem c:
Biedny Bill, biedny Tom i biedny Andreas D:
Pozdrawiam cieplutko <3
Uprzejmie informuję, że otagowałam cię u siebie c:
OdpowiedzUsuńhttp://frodowe-opowiesci.blogspot.com/2012/12/dwie-kolejne-nominacje-liebster-award.html
jejku, to jest tak samo cudowne jak Therapy ;-) pisz szybciutko.
OdpowiedzUsuńWow, wow, wooow. Cudowne!
OdpowiedzUsuńjej, dawno mnie tu nie było, więc ostatnie 4rozdziały pochłonęłam jednym tchem, z wypiekami na twarzy i jest mi smutno, że skończyło się to takurat TUTAJ! teraz z niecierpliwością liczę na to, że dodasz jeszcze PRZUNAJMNIEJ jeden odcinek w tym roku! Błagam Czoko nie każ znów taak długo czekać! ;)
OdpowiedzUsuńa jeszcze taka mała prośba: mogłabyś zastosować ten trick z kursywą lub pogrubieniem, dla poszczególnych postaci? wtedy dużo lepiej się czyta, nie trzeba się zastanawiać na początku akapitu, czyja to jest prespektywa;) byłabym wdzięczna!
Jeeeeeest ;DDDDDDDD
OdpowiedzUsuńZajebiste! <3
OdpowiedzUsuńI w końcu zaczęło się coś dziać...
Czekałam na to od dawna, boskie, boskie, boskie!
Och, tak bardzo chciałam komentować twoje opowiadania, ale przez jakieś błędy na bloggerze nie mogłam ;c