piątek, 21 grudnia 2012

[8/15] Lokator na gapę


Witajcie moi Drodzy ;). Postanowiłam wpaść już z kolejnym odcinkiem ^^. Cieszę się, że poprzednie przypadły Wam do gustu i mam nadzieję, że z tym, będzie podobnie. Tak jak wspominałam przy poprzedniej notce, jest w pewnym momencie pisany bardziej "na poważnie". Ot taka chwilowa zmiana, mam nadzieję, że trochę to urozmaici tekst ;3. A i ten, tym razem czytacie na własną odpowiedzialność xD. W każdym razie czekam na Wasze opinie ;*.
Napisałam świątecznego one-shota ;>, więc mam nadzieję złapać Undzię na betę ^^. Ukaże się w przeciągu najbliższych dwóch dni ;). Smacznego Karpia, moi drodzy! ;D
P.S. Jak minął Wam Koniec Świata? :D

Wasza Czokoladka ;).





Po tym, co miało miejsce w kuchni, naprawdę nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić, a co dopiero, jak zachowywać się wobec Toma, więc zwyczajnie dawałem nogę, gdy tylko pojawiał się w pobliżu. W żadnym wypadku nie czułem się z tym dobrze, jakkolwiek jego dotyk był niemiłosiernie przyjemny i podniecający. Nie mogłem sobie wybaczyć myśli o tym, jak wtedy cholernie chciałem go mieć, pomimo że jestem w związku z Andreasem. Przecież go kocham, prawda?… Nie mogłem potem patrzeć w twarz ani jemu, ani sobie, gdy budziłem się rano nie dość, że z poranną erekcją, to jeszcze podniecony po śnie z dredziarzem w roli głównej. Poza tym byłem przekonany, że chciał tylko się ze mną zabawić. W końcu czego innego może chcieć heteryk od homosia? Wydawało mi się to oczywiste, ale nie zmieniało faktu, że na samo wspomnienie robiło mi się ciasno i twardo w bokserkach.
Tym bardziej nie chciałem nawet słuchać platynowego, gdy próbował przekonać mnie, żebym sobie odpuścił albo chociaż wyjaśnił mu, co takiego się stało. Problem w tym, że zbyt dobrze pamiętałem tamtą chwilę, w której obiecałem trzymać język za zębami w zamian za to, by Tom więcej się do mnie nie zbliżał, jakkolwiek było to sprzeczne z moimi pragnieniami. Bo niby jak, do cholery, mógłbym nie pragnąć tego gorącego ciała? Dredziarz naprawdę był cudowny i tylko jeszcze bardziej go przez to nie cierpiałem. Odsuwałem się przez niego od swojego chłopaka, a on okazywał się być zwykłym draniem.
Zauważyłem, że Andreas najwyraźniej wreszcie postanowił odpuścić, od kiedy któregoś dnia wróciłem i bez słowa poszedł ze mną prosto do naszego pokoju, żeby nie przebywać z Tomem. Gotowaliśmy razem, a gdy dredziarz pojawiał się w kuchni, przeganiał go stamtąd i właściwie dopiero po jakimś czasie zwróciłem uwagę, że on sam praktycznie z nim nie rozmawia. Przynajmniej nie wtedy, gdy ja byłem w domu. Na dodatek pilnował, abym nie zostawał z nim sam na sam choćby na chwilę, a już na pewno nie wtedy, gdy jego nie było. Raz nawet zamknął mnie w pokoju, wiedząc, że nie będzie go cały dzień, a Tom wróci koło pory obiadowej. Przegiął wtedy i wkurzony dzwoniłem do niego, żeby mi powiedział, co zrobił z kluczem i otworzył. Jak na złość można było to zrobić tylko od zewnątrz, a mi strasznie chciało się do ubikacji. Nic dziwnego, że zacząłem dobijać się do drzwi, gdy tylko usłyszałem, że ktoś wrócił do domu. W tamtej chwili najmniej obchodziło mnie, że to Tom, obawiałem się, że coś mi zaraz pęknie.


Wracając do mieszkania zastanawiałem się, czy kogoś tam zastanę. Mówiąc wprost chciałem zobaczyć czarnowłosego i w końcu przyznałem się do tego przed samym sobą. Odkąd Andreas poznał prawdę, nie miałem okazji zamienić z nim choćby słowa, a minęło kupę czasu. Właściwie stwierdziłem, że mogłem mu nie mówić. W końcu Bill, jako ciamajda, po tym jak przypadkiem go zastraszyłem, nie pisnąłby ani słówka, prawda? Ale nie, bo zachciało mi się być fair wobec przyjaciela, psia mać. Ciekawe tylko, czy on postąpiłby tak samo? Szczególnie, że teraz nawet on niewiele ze mną rozmawiał i zwykle posłał mi tylko podejrzliwe i niezadowolone spojrzenia. Zaczynałem się nawet zastanawiać, czy aby się stąd nie wynieść. Może gdybym nie widywał tego czarnego łebka, wreszcie przestałbym o nim myśleć. Ale rzecz jasna, nie zdarzało mi się robić czegokolwiek wbrew sobie, a miałem cholerną ochotę go oglądać. Najchętniej nagiego, mogłoby być nawet pod prysznicem, a co mi tam, ech…
I tak to właśnie jest: chciałem tylko zabawić się z Katy, a skończyło się na tym, że teraz to ja wychodzę na ofiarę losu.
Ale gdy wszedłem do mieszkania, od razu dało się słyszeć, że ktoś jednak jest w środku. I ten ktoś musiał być mocno zdenerwowany, bo bardzo niedelikatnie traktował drzwi do pokoju Andreasa. Zatrzymałem się przez chwilę niedaleko nich.
- No, kurczę, jest tam ktoś?! –bez wątpienia to Bill wrzeszczał zza zamkniętych drzwi. Hm… odezwać się, czy olać go tak, jak on to bez przerwy robi…? – Halo! Tom? To ty, prawda? Tom?
- No, ja.
- W salonie na komodzie stoi pudełeczko, wyciągnij z niego klucz i otwórz mi. Szybko!
Rozkaz? Hahaha. No, chyba nie. Wzruszyłem ramionami i poszedłem do kuchni. Skoro ktoś go tam zamknął, najwyraźniej Andro, to niech sobie tam teraz siedzi, co mnie to obchodzi? Pff. Pewnie jeszcze dostałbym za to burę.
- Tom, wiem, że jesteś w mieszkaniu, pomóż mi! – wrzeszczał dalej więzień.
- Nie mogę! – również wykrzyczałem. – Andreas mnie powiesi za jaja na żyrandolu, jeśli choćby do ciebie podejdę.
- C-co…? – wydukał, jakby właśnie mocno się zdziwił. A to ci psikus! Widocznie platynowy chłopiec nic mu nie powiedział. W sumie to nawet lepiej. Chyba. – Nieważne, otwórz mi!
- Nie mogę.
- Tom, do cholery, muszę wyjść do kibla!
Teraz to już wrzeszczał tak, że chyba cały blok go słyszał. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że to trochę zmienia postać rzeczy. W końcu wstrzymywanie rzeczy, które powinny wylądować w WC jest niezdrowe, prawda? I nie ma nic wspólnego z tym, że mogę wreszcie mieć wymówkę, żeby z nim pogadać. Chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak ani o czym. Poszedłem więc po ten klucz i otworzyłem mu drzwi. Zanim jednak zdążyłem się odezwać, wyminął mnie w biegu i wpadł do łazienki. Pozostało mi więc tylko poczekać, aż z niej wyjdzie.

Chyba nie trzeba opisywać ulgi i chęci mordu na Andreasie, jakiej doznałem, prawda? W każdym razie poczułem się znacznie lżejszy, no i mogłem się wreszcie na spokojnie ogarnąć. Zawahałem się dopiero, gdy miałem opuścić łazienkę. Fakty były takie, że miałem na sobie tylko szlafrok po prysznicu – znowu! – a w mieszkaniu prócz mnie był tylko Tom. Skłamałbym, twierdząc, że nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki, ale był taki problem, że w ogóle nie powinno być o tym mowy. To byłoby bardzo nie w porządku. Szczególnie po tym, jak dredziarz stwierdził, że Andro zrobi mu krzywdę, jeśli się do mnie zbliży. To brzmiało trochę tak, jakby mój chłopak wiedział o tamtym incydencie i zastanawiałem się, jak ja w ogóle spojrzę mu teraz w oczy. Jedyna pociecha to, że najwyraźniej zwalił całą winę na swojego kumpla, bo mnie na ten przykład nie oberwało się wcale, hie, hie. Wreszcie powiedziałem sobie, że Tomowi na pewno już nie będzie chciało się mnie molestować, a w razie czego po prostu od razu ucieknę do pokoju. Tak, to stanowczo dobry pomysł jest.
Opuściłem więc łazienkę i zobaczyłem go siedzącego na podłodze przy samych drzwiach. Na dodatek podnosił się, gdy tylko je otworzyłem. Na ten widok coś przewróciło mi się w żołądku. Nie, nie, nie! Nawet o tym nie myśl – powtarzałem sobie. W końcu nie wolno mu mnie tknąć, prawda? Nie i już! Tylko, że bardzo niewiele brakowało, żebym ja stracił panowanie nad swoim ciałem, bo miałem ochotę się na niego rzucić. Wyglądał naprawdę nieźle. Możliwe, że jak zwykle, ale w tamtej chwili i tak wolałbym pozbawić go tego, w czym tak dobrze wyglądał… Ekchem. Właśnie.
- Możemy porozmawiać? – odezwał się wreszcie, na co ja skrzywiłem się znacząco. Tak, jasne. Pogadać. Dobre sobie, Tom, naprawdę. Postarałeś się!
- Nie ma mowy – mruknąłem, starając się go wyminąć, ale on zaszedł mi drogę. Kurczę, nie dobrze. Bardzo nie dobrze! Ale zawsze mogę jeszcze wrócić się do łazienki.
…a nie, nie mogę. Właśnie ją zamknął i trzyma dłoń na drzwiach. No, to… jestem w dupie.
- Proszę?
- Wydawało mi się, że ostatnim razem wszystko sobie wyjaśniliśmy. Ja Andreasowi nic nie powiedziałem, więc albo zrobiłeś to ty, albo sam się domyślił – oznajmiłem niecierpliwie, cofając się o krok. Oblizał się bezczelnie, ale nie przesunął w moim kierunku. Heh, a to ci niespodzianka… Nie, żebym chciał, żeby to zrobił.
            - Nie o to chodzi – odparł z głupią miną. – Wygląda na to, że powinienem cię przeprosić, poniosło mnie. Wiesz alkohol i te sprawy – oznajmił. Ja tylko uniosłem wyżej lewą brew. Dobra, przeprosił, hm. Ale gdzie jest haczyk?
            - To… mogę już sobie iść? – zapytałem ostrożnie, zagryzając nerwowo wargę. Szybko jednak przestałem, bo zaczął się na to gapić. Tak, niech mi jeszcze potem powie, że go prowokuję! Otuliłem się jeszcze dokładniej szlafrokiem.
            - Nie skomentujesz tego w ogóle? – zapytał najwyraźniej zawiedziony. A co miałem mu powiedzieć? Szkoda, że posłuchałeś i nie zaciągnąłeś mnie do łóżka…? Przecież bym poszedł. Byłem tego niepokojąco pewien.
            - Nie, raczej nie mam ci nic do powiedzenia.
            - To może obiad? - Ha. Ha. Ha. Tak, jasne. A po powrocie Andreasa na stryczek. – Po prostu myślę, że trzeba podratować atmosferę w mieszkaniu, zanim któryś z nas stwierdzi, że powinien się wyprowadzić.
            Hę? Wyprowadzić? Patrzyłem na niego jak na kosmitę. Byłem pewien, że Andreas nigdzie się stąd nie ruszy, więc i ja nie zamierzałem. Więc czyżby Tom? O, nie, nie, nie! Ani mi się waż! I bynajmniej nie martwiłem się tym, że trzeba będzie więcej płacić za czynsz…
            - Skoro tak twierdzisz… - wydusiłem z siebie wreszcie, po czym odchrząknąłem znacząco. Nie wiem tylko, czy dla odmiany zamierzał udawać debila, ale wciąż stał tam jak ten kołek i gapił się na mnie, jak pies w kość. Nie, Tom, nie jestem twoją kością, nie będziesz mnie gryzł. – Mogę najpierw pójść się ubrać?
            - Jasne! – rzucił zmieszany, odsuwając się, żeby mógł przejść. – To poczekam w kuchni.

            Przez chwilę naprawdę myślałem, że nie dam rady. Kiedy drzwi od łazienki się otwierały, czułem, że serce mam już w przełyku. Raczej nie byłem dobry w takich rozmowach, nigdy. Miałem ochotę po prostu zapaść się pod ziemię, tym bardziej, że Bill najwyraźniej nie zamierzał mi wybaczać mojego przewinienia. Ale za to byłem sprytny i złapałem go na wyprowadzkę. W momencie, gdy zrobił duże oczy na moje wspomnienie o tym, w mojej klatce piersiowej coś niespokojnie się poruszyło. Najpewniej to żołądek, bo faktycznie byłem głodny, niemniej było to dziwne uczucie.
             W każdym razie, wyjątkowo nie zamierzałem nic knuć. Miałem już po prostu dość tego, że wszyscy tu ode mnie uciekają, jakbym był jakiś trędowaty albo cholera wie, co jeszcze. W końcu nie byłem seryjnym mordercą. Czarny wciąż żył, a dopadłem się do niego tylko raz… no, dwa razy, ale ten drugi się nie liczy, bo tylko go trochę dotykałem. Uh. Nie powinienem w ogóle o tym teraz myśleć, bo czułem, że może się to źle skończyć.
            Bill wpadł do kuchni dość szybko. Naprawdę się zdziwiłem, że nie zajęło mu to, jak zwykle pół godziny. Włosy spięte miał w kitkę, a tak poza tym pierwszą rzeczą na jaką zwróciłem uwagę, było to, że na narzucie, którą miał na sobie odznaczała się wyraźnie jego pupa. Zupełnie, jakby nic nie miał pod spodem, chociaż doskonale widziałem nogawki obcisłych spodni. Boże drogi, czy on to robi specjalnie? Przełknąłem nerwowo ślinę i odwróciłem się do lodówki, żeby zdecydować, co będziemy robić na obiad. Czarny po chwili stał już przy mnie i zaglądał mi przez ramię. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, co będziemy gotować i podzieliliśmy się obowiązkami. Równie dobrze mogłem zająć miejsce obok niego, ale jakoś nie chciałem jeszcze dodatkowo podnosić sobie ciśnienia, więc zająłem szafkę naprzeciwko i stałem do niego tyłem, słysząc jedynie każdy jego ruch. To nie było śmieszne, to była cholerna tortura, żebym choć raz nie odwrócił się za siebie, doskonale zdając sobie sprawę z odznaczających się na jego ubraniach pośladków, które wręcz się prosiły, żeby za nie złapać.
            W końcu nie wytrzymałem. Odwróciłem się plecami do swojej roboty i złapałem rękoma za blat szafki, żeby zająć czymś ręce, jednocześnie przyglądając się uważnie jego tyłowi. Czy naprawdę do mojego mieszkania musiał trafić akurat jedyny facet, który tak mnie pociąga? Czy Andro, do cholery, nie mógł sobie znaleźć kogoś innego?!
            - Bill, mogę o coś zapytać? – odezwałem się wreszcie. Nie mogłem tak dłużej po prostu stać i patrzeć.

            Mam życiowy niefart, to trzeba przyznać otwarcie. Rzecz jasna, chciałem jak najprędzej zająć się gotowaniem tego obiadu, żeby Andreas przypadkiem nie zastał nas potem razem w kuchni. Nie byłem pewien, czy wiedział, co tam się działo jakiś czas temu, ale mnie ona kojarzyła się z tym jednoznacznie. Szczególnie, gdy w środku był jeszcze dredziarz. Porwałem więc z szafy pierwsze ubrania jakie wpadły mi do ręki i sam o mało nie palnąłem się w łeb, gdy zobaczyłem spodnie jakie mam w ręku. Wszystkie luźne były w praniu. Nie miałem innego wyjścia, a jedynie nadzieję, że narzuta sięgająca mi nieco za kolana zasłoni nieco moje opięte spodniami pośladki. Ja nikogo nie chciałem prowokować, przysięgam! Ale za dobrze zdawałem sobie sprawę, jak to wygląda, więc podskoczyłem aż przestraszony, gdy Tom się do mnie odezwał. Odwróciłem do niego od razu przodem z wielkimi oczyma, zastanawiając się, o co może mu chodzić.
            - Jasne… A o co? – zapytałem ostrożnie. Za nóż leżący za moimi plecami złapałem odruchowo. Nie to, że chciałem go zadźgać, gdyby się do mnie zbliżył. Przerwałem dopiero krojenie i… Oh, sam nie wiem. Tom po prostu za długo milczał i nie wiedziałem, na co powinienem się przygotować.
            - Powiedz mi… jak to było z tobą?
            - Słucham? – mruknąłem zaraz, gdy tylko zadał pytanie.
            - No, kiedy kapnąłeś się, że jesteś… wiesz, gejem.
            - Ach… to. – Odchrząknąłem nieco, chociaż mój wzrok i tak mówił: A co cię to niby obchodzi? – To było dawno temu. Po prostu dziewczyny nigdy nie kręciły mnie w ten sposób. Było nawet w porządku, póki nie dowiedział się ojciec i nie wyrzucił mnie z domu. Tak trafiłem tutaj – wyjaśniłem mu krótko i zwięźle. Skrzywił się, więc najwyraźniej chciał usłyszeć coś więcej. Matko, ale jak ja miałem z nim rozmawiać w tym stanie? Przecież byłem w stanie skupić się jedynie na czarnej bokserce opinającej jego tors. Odwróciłem na chwilę od niego wzrok i zastanowiłem się. – Kiedy to do mnie dotarło byłem trochę… właściwie to nie było wielkie zaskoczenie. Po prostu się z tym pogodziłem. Obawiałem się trochę, że przez to… kiedyś mogę zostać sam, ale wbrew pozorom sporo jest facetów takich jak ja. Pierwsza niezręczność szybko minęła, gdy znalazłem sobie pierwszego chłopaka – stwierdziłem, wzruszając ramionami. Tyle powinno mu wystarczyć. Spojrzałem na niego badawczo, ale nie bardzo mogłem wyczytać cokolwiek z jego twarzy. – A dlaczego pytasz? – odezwałem się znów ostrożnie. Teraz to ja byłem ciekawy. Tom westchnął tylko i spuścił głowę. Jakoś średnio mi się to w tej chwili podobało.
            - Ostatniej nocy, gdy mnie nie było pojechałem ze znajomymi do klubu. Jedna dziewczyna, w sumie niezła sztuka, trochę podpita kręciła się koło mnie i było jak zwykle. Dobrze się bawiłem zarówno w klubie, jak i po wyjściu z niego – stwierdził, podnosząc na mnie wzrok, jakby chciał się upewnić, że zrozumiałem, o co mu chodzi. Tak, zrozumiałem, moja twarz przypominała właśnie dojrzałego pomidora, biorąc pod uwagę to, jak piekły mnie policzki. – Nie mam z tym żadnych problemów. A jednak… sorry, że to powiem, ale… ostatnio, jak cię wtedy dotykałem… - urwał, a mnie o mało nie wyrwał się cichy jęk przez sposób w jaki wypowiedział te słowa. Nie, nie, nie chciałem tego słuchać. To stanowczo było nie fair. – Nie mogłem się powstrzymać, wszystko we mnie płonęło i chciałem tego więcej i więcej. Gdybyś tylko wtedy nie kazał mi przestać, jeszcze krok i nie byłby w stanie się cofnąć…
            - T-tom… - mruknąłem, nie mogąc tego dłużej słuchać. Serce tłukło mi się jak głupie i niemal czułem na sobie jego dłonie jak ostatnim razem. Zacisnąłem wargi, żeby nie jęknąć.
            - Mam tak przez cały czas, ile razy na ciebie spojrzę. A to, że należysz do Andreasa…
            Patrzyliśmy teraz na siebie błyszczącymi oczyma. To było jak czyste szaleństwo. Czułem, że krew buzuje mi w żyłach. Nie mogłem uwierzyć, że tak podniecił mnie, mówiąc tylko, że mu się podobam, że pragnie mojego ciała. Ledwo nad sobą panowałem, żeby nie poruszyć wymownie biodrami, co zdradziłoby mnie, że coś nieprzyjemnie napiera na moje spodnie.
            - Nie mów o tym… - zaczęliśmy jednocześnie i jakaś fale dreszczy zalała moje ciało. O, mój Boże…
            - … nikomu – dokończyłem sam. Przez moment znów zajrzałem mu w oczy i chwyciłem od razu swoją wargę w zęby. Wszystko było już przesądzone, nie panowałem nad tym.
            - A… o czym? – zapytał, jakby nie był przekonany, czy mówimy o tym samym.
            - O niczym. Nic nie możesz powiedzieć – oznajmiłem, pozwalając by narzuta zsunęła się z moich ramion i upadła mi pod nogi.
            Matko, nawet jeśli miał mnie przelecieć i nigdy więcej nie pokazać się na oczy, niech już to zrobi – błagałem w myślach. Nie musiałem długo czekać. Tom natychmiast ruszył w moim kierunku i przywarł do mnie ciasno całym ciałem, przyciskając mnie do siebie dłońmi, które błądziły po moich plecach. Wpił się w moje wargi bez chwili zawahania, a ja jęknąłem wreszcie otwarcie. Całe napięcie, które zbierało się we mnie od dłuższego czasu, zwyczajnie wybuchło. Bez opamiętania odwzajemniałem gwałtowny pocałunek dredziarza, od razu starając się pozbawić go koszulki. Chciałem poczuć pod palcami jego gorące, nagie ciało, całować je i lizać. Oszaleć na jego punkcie, o ile już tego nie zrobiłem. Gdy tylko oderwał się ode mnie, żeby pozbawić mnie koszulki, dopadłem się do jego szyi. Tom posadził mnie na blacie szafki, zwalając wszystko na podłogę obok, a ja objąłem go obiema nogami, dłońmi błądząc po jego torsie i brzuchu, pozwalając, by bezkarnie rozpiął mi spodnie i wsunął dłonie na moje pośladki. Sięgnąłem językiem do jego sutków i nie mogąc się powstrzymać, złapałem przez materiał spodni jego gorącą, twardą męskość. Czułem, jak drga mi niecierpliwie w dłoni. Czułem, że jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś takiego.

            To była spontaniczna decyzja, gdy postanowiłem zapytać go o jego historię, a potem powiedzieć mu, jak się czuję. Normalnie nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Wydaje mi się, że nigdy w życiu nie rzuciłbym się jak wygłodniałe zwierzę na chłopaka swojego przyjaciela, ale kiedy ta przeklęta narzuta wylądowała na podłodze, poczułem się zaproszony. I nie byłem w stanie odmówić.
            Bill był taki rozpalony i niecierpliwy. Przyjmował pieszczoty i sam chciał poznać, posiąść jak najwięcej mojego ciała. Kiedy pozbawiłem go ubrań i przygotowywałem, z pewnością zrobił mi kilka malinek na torsie. Nie widziałem, byłem zbyt zapatrzony w jego szczupłe, delikatne ciało. Już wtedy jęczał cicho raz za razem i ponaglał mnie tak, że nie mogłem się opanować. Wziąłem go mocno, a nasze ciała ocierały się o siebie przy każdym kolejnym ruchu, gdy napierałem na niego ledwie panując nad własnymi mięśniami. Chciałem go po prostu pożreć. Całowałem go mocno i chaotycznie, czułem jego dreszcze na własnej skórze i oddawałem mu własne, gdy ledwie był w stanie wyjęczeć moje imię.
            Jeszcze żaden seks w moim życiu nie był tak intensywny i namiętny. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie robiłem tego, praktycznie nie panując nad swoimi ruchami. To on to robił. Jego gnające bicie serca, płytki oddech i palce zaciskające się na moich plecach i pośladkach. Żaden alkohol ani narkotyk nie był nigdy w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu uniesienia, że nie pamiętałem o niczym realnym i byłem po prostu szczęśliwym bytem. Mieliśmy nie mówić o tym nikomu, ale nie wiem, ile osób nas słyszało. To była chwila, dla której warto było umrzeć i odrodzić się na nowo.

            Najgorsze jednak, co po kilku chwilach na uspokojenie organizmu mogłem zobaczyć, to łzy w jego oczach. Chciałem coś powiedzieć, ale tylko spuściłem wzrok. Cholera jasna! Zawsze coś musiało być nie tak?! Nawet w takiej chwili?
            - Bill?
            - Muszę się ubrać – odparł szybko. Zsunął się z blatu, przykucnął i zaczął zbierać swoje rzeczy z podłogi. – Ty też to zrób.
            - Ej… znaczy poczekaj – mruknąłem, łapiąc go za ramię i podnosząc. Nie chciał spojrzeć mi w twarz. – I co? Powiesz, że to też moja wina?
            - Nie! Chciałem tego! – warknął, wyrywając mi się. – A teraz chcę się ubrać i skończyć obiad – wydukał cicho, wciąż na mnie nie patrząc. – Musimy zdążyć zanim… wróci Andreas.
            Puściłem go. No, w sumie racja. Obaj stwierdziliśmy, że nie można o tym nikomu mówić. Nie wiem tylko, dlaczego ubzdurałem sobie, że nikogo więcej nie ma, a Bill od teraz będzie mój. Tymczasem czarny pobiegł do łazienki, ogarnąć się i ubrać, a cały czas prysł. Znów będę mógł sobie tylko popatrzeć na niego z daleka. A jeśli to wyjdzie na jaw… wtedy to ja już na pewno będę martwy.

13 komentarzy:

  1. No wreszcie! :D
    "Nie wiem tylko, dlaczego ubzdurałem sobie, że nikogo więcej nie ma, a Bill od teraz będzie mój. " to było słodkie <3 Tom chyba nie tylko pożąda Billa, ale też go pokochał :)
    Czekam na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. *.*
    Zajebisty odcinek *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, w końcu. Jesteś dla mnie mistrzem jeśli chodzi o opisywanie seksu między nimi, po prostu czytam i nie mogę się odezwać, a w żołądku szaleją motyle. Uwielbiam Cię, Czoko. Czekam na więcej, chcę wiedzieć, czy będą umieli utrzymać to w sekrecie...

    OdpowiedzUsuń
  4. cholera, to było takie podniecające :-o uwielbiam. :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrobiło mi się gorąco, a myślałam, ze twincest już tak na mnie nie zadziała.
    Cały czas czekałam aż oni w końcu się złamią i oleją swoje zasady, dając się ponieść chwili. No, i jak widać, wreszcie to nastąpiło. Nie powiem, że się nie cieszę, ale jakoś mi dziwnie. Może przez to, że już nie mam czego wyczekiwać? Nie wiem.
    Wiem, że trudno teraz Billowi. Sumienie go zeżre.
    Ciekawe, jak spojrzy Andreasowi w oczy?

    Pozdrawiam,
    Błękit.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czoko.. Jesteś.. Genialna. Nie wiem co mam napisać. Odcinek świetny. Chociaż obawiam się tego, co będzie potem. Bill raz tu, raz tu? Nie.. On nie umie kłamać. Nie będzie w stanie być z Andreasem, kiedy sumienie go powoli pożre. I jeszcze zabuja się pewnie w Tomie. I właśnie.. Co z dredziarzem? To tylko pożądanie czy jednak w tej grze będą też uczucia? No cóż, zobaczymy.
    Z niecierpliwością będę czekać na kolejną część.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. umieram.
    Nosz, policzki mam całe czerwone, usta cały czas otwarte z szoku.
    To było takie...intensywne. Nie chodzi mi wcale o lemona, a o cały ten...całą tą mieszankę emocji. Boż, ja umieram D:
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Tom kocha Billa. Ja to wiem c:

    Biedny Bill, biedny Tom i biedny Andreas D:
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uprzejmie informuję, że otagowałam cię u siebie c:


    http://frodowe-opowiesci.blogspot.com/2012/12/dwie-kolejne-nominacje-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku, to jest tak samo cudowne jak Therapy ;-) pisz szybciutko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, wow, wooow. Cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  11. jej, dawno mnie tu nie było, więc ostatnie 4rozdziały pochłonęłam jednym tchem, z wypiekami na twarzy i jest mi smutno, że skończyło się to takurat TUTAJ! teraz z niecierpliwością liczę na to, że dodasz jeszcze PRZUNAJMNIEJ jeden odcinek w tym roku! Błagam Czoko nie każ znów taak długo czekać! ;)
    a jeszcze taka mała prośba: mogłabyś zastosować ten trick z kursywą lub pogrubieniem, dla poszczególnych postaci? wtedy dużo lepiej się czyta, nie trzeba się zastanawiać na początku akapitu, czyja to jest prespektywa;) byłabym wdzięczna!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeeeeeest ;DDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  13. Zajebiste! <3
    I w końcu zaczęło się coś dziać...
    Czekałam na to od dawna, boskie, boskie, boskie!

    Och, tak bardzo chciałam komentować twoje opowiadania, ale przez jakieś błędy na bloggerze nie mogłam ;c

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^