czwartek, 3 stycznia 2013

[1/1] Przegrany


Witajcie ;). Nie udało mi się pojawić jeszcze przed Sylwestrem, ale kolejne notka Lokatora jest prawie ukończona. Dziś mam po prostu... fatalny dzień. I chora jestem w sumie. W każdym razie to krótkie coś poniżej wypłynęło ze mnie, ale nie wiem, czy czuję się dzięki temu lepiej. Mam za to nadzieję, że udało mi się zawrzeć w tym wszystko, co planowałam. Ach, no i bez bety, więc w razie błędów, wybaczcie, proszę <3. Ciężko skupić się na poprawności przez łzy.
Tak więc miłego czytania.
I oby ten rok był lepszy od poprzedniego.

Wasza Czokoladka ;).



                Widziałem, jak biegł wzdłuż budynku, tuż pode mną. Deszcz przecinał chłodne powietrze i bezlitośnie uderzał swoimi ostrzami w twarze ludzi, których potrącał. Chłopak wpadał w kałuże, które obmywały jego oblepione błotem buty, potykał się. Prawie upadł, ale w ostatniej chwili ktoś chwycił go za ramiona. Nie musiałem tam być, żeby rozumieć, co potem mówili: „Przepraszam”, „Nic się nie stało. To naprawdę ty?”, „Tak, ale…”, „Poczekaj…”. I potem stał tam przez kolejne kilka minut uśmiechając się tylko, potakując i niezręcznie oglądając się wokół. Nie wiedział, że przez cały czas patrzę. Patrzyłem zawsze, nawet gdy najmniej się tego spodziewał. Widziałem, jak świetnie się bawi, a mimo to setki razy przyglądałem się zmieszaniu malującemu się na jego twarzy. Obserwowałem go z boku, bo był bardzo zajęty, a ja nie chciałem sprawiać mu kłopotu.
                Kiedy tylko udało mu się pokonać chodnik i wbiegł do klatki, westchnąłem cicho, przymykając na chwilę oczy. Przecież setki razy powtarzałem mu, że to nic. Dlaczego nie rozumie? Dlaczego nie potrafi zrozumieć, że jest mi łatwiej, kiedy nie muszę patrzeć mu w oczy?
                Puk, puk, puk. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem go z bliska. Był cały przemoczony, a jego buty i spodnie zabłocone. Wciąż trzymał w ręku chustkę otrzymaną przed chwilą na ulicy od nieznajomego przechodnia, który jednak jego znał całkiem dobrze. Zagryzłem lekko wargę i spuściłem wzrok. Nie zamierzałem go wpuścić, a on był zbyt grzeczny, żeby się wprosić. Wbijał we mnie swoje niepewne spojrzenie, coraz mocniej zaciskając dłoń na chusteczce.
                - Nie przyszedłeś – odezwał się w końcu cicho.
                - Przyszedłem – odparłem spokojnie. – Ale byłeś zajęty, więc po godzinie wyszedłem.
                Jego oczy zrobiły się jeszcze większe niż przed chwilą, a policzki delikatnie zalały się rumieńcem. On również na moment odwrócił wzrok, zagryzając wargę. Wyglądał na złego. Jakby naprawdę nikt nie powiedział mu, że przyszedłem i czekałem tyle czasu. Powinien się przyzwyczaić, ja przywykłem.  Uniosłem lewy nadgarstek i spojrzałem na zegarek. Była siedemnasta dwadzieścia siedem. Na planie zdjęciowym zwykle przesiadywał minimum do osiemnastej, a to znaczyło, że zerwał się wcześniej. Jutro pewnie będzie musiał za to przyjść wcześniej lub zostać dłużej. Świat modelingu miał swoje twarde zasady, które w żadnym wypadku nie uwzględniały kazirodczej miłości ich najlepszego modela.
                - Przepraszam, to moja wina – wydusił z siebie cicho, próbując się do mnie lekko uśmiechnąć. – Mogę wejść?
                - Hm, nie. Raczej nie – odpowiedziałem, posyłając mu najlepiej wyćwiczony przez ostatni rok uśmiech. Sztuczny. Tak sztuczny, że bolało mnie wszystko wewnątrz, gdy tylko go używałem. Był niesamowicie ciężki, gorzki i potwierdzał jedynie to, jak bardzo czułem się niepotrzebny, bo nikt dotąd go nie przejrzał. Twarz czarnowłosego przedstawiała jednak kompletne niezrozumienie, wręcz przerażenie. Jego wzrok biegał wokół, jakby bał się spojrzeć mi w oczy.
                - Nie? Ale… Wybacz, naprawdę nie wiedziałem, ja… byłem zajęty – wydukał wreszcie. – Popracuję nad tym. Koniecznie muszę opieprzyć kilka osób i…
                - Nie powinieneś jeszcze pracować? – przerwałem mu, nie chcąc tego dłużej słuchać. Wciąż powtarzał, że musi z tym coś zrobić. Obiecywał, że będzie miał dla mnie więcej czasu i nic prócz nas tak naprawdę się nie liczy. Obiecywał od roku, gdy tylko pierwszy raz wysłałem go na casting. Wrócił wtedy późno w nocy, a całe jego ubranie pachniało obcymi perfumami. Był trochę podpity, ale wyglądał na szczęśliwego. A ja nigdy nie potrafiłem odebrać mu tego szczęścia.
                - Nie, puścili mnie dziś wcześniej. Sam się zdziwiłem – stwierdził, spoglądając na mnie teraz już nieco swobodniej. – Byłem zły, że nie przyszedłeś, ale wtedy menager zaproponował, żeby skończyć wcześniej. Rozumiesz? Wysłał mnie tu do ciebie. Biegłem jak głupi, zresztą widać – zaśmiał się niezręcznie na koniec, wskazując na swój ubrudzony strój.
                Uśmiechnąłem się lekko, a jednak coś mocno ukuło mnie w klatce piersiowej. Prezent pożegnalny? Czyżby jednak ten człowiek potrafił współczuć? Może miało mnie to przekonać, że naprawdę chce tylko szczęścia mojego brata, a nie zarobić na nim jak największą kasę? Pokręciłem z niedowierzaniem głową i nachyliłem się w stronę bliźniaka, żeby lekko musnąć wargami jego czoło. Zarumienił się jeszcze bardziej i rozejrzał nerwowo wokół. No, tak. Przecież ktoś mógłby nas zobaczyć, a wtedy jego kariera ległaby w gruzach. Rozumiałem to od samego początku.
                Byłem przeszkodą. Powodem, dla którego uciekał z planu i nie dotrzymywał terminów. To przeze mnie nie mógł się skupić na pracy i często był smutny, gdy mimowolnie byłem zły, że znów wypadł mu wywiad w terminie naszego spotkania. Tak naprawdę stałem mu na drodze do rozwoju, osiągnięcia wszystkiego tego, na co tak ciężko pracował i czego tak bardzo pragnął. Długo nie potrafiłem powiedzieć sobie: STOP. Może za długo?
                - W takim razie możemy się gdzieś wybrać – zaproponowałem.
                W końcu walizki wypełnione całym moim dobytkiem i kilkoma pamiątkami, których mimo wszystko nie potrafiłem tu zostawić, mogły poczekać. Zarówno one jak i zawartość dużej koperty: niemożliwa jak dla mnie suma pieniędzy oraz bilet powrotny do Niemiec. Tam, gdzie było moje miejsce, którego jeszcze nie znałem, ale musiałem je odnaleźć, żeby jemu żyło się tu lepiej. Bez stresu, że znowu zawiedzie.
                - Oh? Ale dokąd? – zapytał zdziwiony. Zwykle siedzieliśmy razem w moim mieszkaniu, żeby nie rzucać się w oczy. Ale po tym wszystkim, czego nasłuchałem się od jego managera… Po tym, jak wcisnął mi w dłoń tę kopertę, patrząc na mnie jak na robaka podgryzającego korzenie próbującej rozkwitnąć pięknymi barwami roślinie… Chyba miałem prawo wyjść z nim na miasto, jak brat z bratem?

                „Tak będzie dla niego lepiej. Po prostu pozwól mu spełnić marzenia i dotrzeć na szczyt. Każdy pragnie być szczęśliwym, jak długo zamierzasz mu tego bronić?”

                - Gdziekolwiek. Opowiesz mi, jak poszła sesja, co planujesz w najbliższym czasie, zjemy coś. I dzisiaj ja stawiam.
                - Ale…
                - Bez dyskusji – rzuciłem, dając mu pstryczka w nos. Czarnowłosy przewrócił tylko oczyma, ale skinął głową na znak zgodny.  Sięgnąłem więc po portfel i płaszcz z korytarza, nie pozwalając zajrzeć mu do środka i wyszliśmy.
Jak brat z bratem. Ramię w ramię. Serce w sercu. Jego nieświadomość i mój bolesny uśmiech. Nie sądziłem, że tak trudno będzie powstrzymać mi łzy, gdy z radością mówił o tym, co robił i co go czeka. W jego oczach płonęła pasja, która właśnie trawiła moją duszę. Przegrałem, ale przecież od początku nawet nie próbowałem z tym wygrać. Nie miałbym żadnych szans.
                Późnym wieczorem siedzieliśmy razem w barze. On rzadko pił, więc jego śmiech nosił się już po całym lokalu, prowokując tylko gapiów. Od kiedy otworzyłem przed nim drzwi mojego mieszkania, nie dotknąłem go ani razu. Ani przez moment nie poczułem miękkości jego skóry, nie pozwoliłem sobie też, by jego zapach mieszał mi w głowie, ale alkohol tylko to wszystko mi utrudniał. Od kiedy pojawiła się szansa na jego karierę, wiedziałem, że nie mogę zrobić nic, o ile nie znajdujemy się sami w zamkniętym pomieszczeniu. Najlepiej z zasłoniętymi oknami i przy zgaszonym świetle. Poza tym on zawsze strasznie się wstydził swojej nagości. To ja powtarzałem mu, że jest piękny i na planie zdjęciowym nie każą mu ściągać koszulki po to, żeby się z niego śmiać. Chcieli tylko uwiecznić jego wyjątkowość i pokazać ją innym. Całemu światu. I nie miałem prawa powiedzieć, że należy tylko do mnie. Już od dawna tak nie było. Starałem się po prostu nie myśleć, gdy wracaliśmy do domu. Jego domu, bo nie mogliśmy mieszkać razem.
                - Dlaczego nie pójdziemy do ciebie? Nie chcę być sam… - mruczał niezadowolony.
                - Mam inne plany – odparłem, jakby nigdy nic, a on poderwał na mnie zdziwiony wzrok.
                - Jak to… inne plany? Na noc?
                - Nie tragizuj, musisz się wyspać przed jutrem – stwierdziłem, ignorując jego zaskoczenie. On jednak złapał mnie za płaszcz i zatrzymał się, zmuszając do tego również mnie. Spojrzałem na niego zniecierpliwiony.
                - Czy ty…? Czy umówiłeś się z kimś innym na noc?
                Westchnąłem ciężko, spuszczając głowę z niedowierzaniem. Jak mógł coś takiego wymyślić?
                - Nie. Mam po prostu dużo pracy i muszę ją skończyć do rana. A nie polega ona na przebieraniu się, malowaniu i staniu przed obiektywem – wyrzuciłem z siebie, dopiero po wszystkim zdając sobie sprawę, że właśnie zraniłem go swoimi słowami. Tak rzadko widywałem go radosnego. Tak bardzo chciałem, żeby był taki zawsze, a tylko przyczyniałem się do jego przygnębienia. – Przepraszam, poniosło mnie… - wyszeptałem, widząc zawód w jego oczach. W końcu to ja przysięgałem zawsze go wspierać, prawda? Nie wolno mi było mówić takich rzeczy. Nie wolno było mi pokazać, jak bardzo nienawidzę wszystkiego, co on tak uwielbia, za czym goni odkąd pamiętam. Uśmiechnąłem się, ledwie blado, ale i tak zabolało, jakby ktoś wbił mi jakiś tępy przedmiot w pierś. – Pójdę już, wracaj bezpiecznie – powiedziałem jeszcze i mimo wszystkich zakazów, nawet nie rozglądając się wokół, dotknąłem dłonią jego twarzy na środku chodnika. Zdziwił się. Rozczarowanie zniknęło z jego oczu, a policzki zapłonęły mu rumieńcem. Zawsze tak było, gdy się zbliżałem. Bez względu na to, ile czasu mijało, wciąż był taki płochy. Odetchnąłem wtedy resztką naszego wspólnego powietrza, żeby od teraz oddychać wyłącznie tlenem. Odwróciłem się na pięcie i odszedłem bez choćby śladu zawahania.
                W mieszkaniu czekały na mnie wszystkie pamiątki, które zamierzałem tam zostawić, spakowane walizki i bilet lotniczy do Berlina z datą dnia kolejnego. Odlot o szóstej rano.
                Miałem jeszcze kilka długich godzin, żeby wmówić sobie, że ból pustki, ból po przegranej kiedyś minie.

13 komentarzy:

  1. Nie no.. Brak mi słów by opisać jakie to piękne.. ;c
    No ryczę po prostu <3 Wspaniałe jak każde Twoje opko.. <3

    To jest po prostu cudne, a Ty jesteś boska <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się jak małe dziecko :( To było takie smutne a zarazem takie piękne ! Powinnaś dopisać drugą część z happy endem w ramach rekompensaty hihi :) Z niecierpliwością czekam na mojego ukochanego lokatora na gapę ♥ Dużo weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny szot, naprawdę.
    Nie umiem wyrzucić z siebie czegoś bardziej konstruktywnego, aczkolwiek kiedyś, za jakiś czas wrócę do tego opowiadania, by ponownie je skomentować.
    Albo i nie, to się jeszcze zobaczy.
    Bo przecież w komentarzu powinno zawierać się swoje pierwsze myśli po przeczytaniu ff, prawda?
    W takim razie nie powinnam ponownie tego komentować.
    Zrobię to teraz, mimo, że raczej bez ładu i składu.


    To było naprawdę ładne. Podobało mi się, jak bardzo czuć było tu emocje. Mimo wszystko, nie wzruszyłam się jakoś mocno, bo, tak w sumie, to trudno jest mnie wzruszyć. No, chyba, że mam naprawdę ogromnego doła.
    Ale to było naprawdę wspaniałe. Uwielbiam sposób w jaki piszesz. Towarzyszyłam ci podczas "Stworzonych we dwoje", oraz kolejnej części SwD. Widziałam, jak bardzo się rozwinęłaś. Teraz to widzę i mam właśnie przed sobą dowód.
    Wspaniałe, pełne emocji opowiadanie, które podbiło moje serce swą głębią, mimo tak krótkiej treści.
    Dziękuję ci za to opowiadanie, było mi ono naprawdę potrzebne, szczególnie dzisiaj.
    Można stwierdzić, że przeżyłam jakby...katharsis? Tak, to dobre sformułowanie. Mimo, że łzy same w sobie nie poleciały- oczyściłam się.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tom naprawdę kochał Billa. Kochał go tak mocno, że postanowił od niego odejść. Najpierw sam pchnął go w świat sławy, bo chciał, żeby był szczęśliwy, ale nawet żałując tego, nie odebrał mu tej radości. Był nawet w stanie, okłamywać samego siebie, że będzie dobrze, tylko dla dobra, ukochanego bliźniaka. Miłość ta, jest pełna bólu, ale jednak jest piękna i prawdziwa... Szkoda tylko, że Czarny nie zauważył tego poświęcenia..
    Świetne, jak każde Twoje opowiadanie. Nie wiem, skąd bierzesz tyle pomysłów, ale to się ceni. ;)
    Czekam na coś nowego od Ciebie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne, ale piękne, jak wszystko, co piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czokuś, będę biła! Jak mogłaś napisać coś tak smutnego? ;(
    Ale ja i tak wiem, że Bill się połapał, że coś jest nie tak, i jakimś cudem złapał Toma na lotnisku i skutecznie wybił mu z głowy pomysł powrotu do Niemiec. Albo wrócił z nim, o!

    OdpowiedzUsuń
  7. jeeeeej, prawie się popłakałam :-( ja również chcę, żebyś napisała drugą część, i żeby skończyła się dobrze! :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Generalnie, ja w tym shocie widzę świetny materiał na dłuższe opowiadanie. Ja na przykład bardzo chciałabym wiedzieć, co się stało, kiedy Bill odkrył, że Tom wyjechał. Naprawdę bym chciała. Podoba mi się ten Tom, podoba mi się też kreacja Billa. Ty wiesz, że ja właśnie w takich opowiadaniach lubię Cię najbardziej. Cóż mogę napisać - kolejne opowiadanie zapisuję w swoich perełkach. Kocham Cię. Pomyśl nad dokończeniem tego. Udanego wieczoru! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. To było... niesamowite! Przepraszam, że tak krótko, ale brakuje mi słów by opisać jak bardzo mi się to podobało.


    pozdrawiam Neko

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Nominowałam Cię do 'Liebster Award'. Więcej informacji na moim blogu: http://agnes-scarlet-may.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html :)

    P.S. Ostatnio mam gigantyczne zaległości w komentowaniu, ale wiedz, że czytam i uwielbiam Twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  11. dlaczego? a ja myslalam ze oni jeszcze do siebie wroca :(

    OdpowiedzUsuń
  12. nadrobilam wszystkie zaleglosci i normalnie nie moge sie doczekac kiedy znow cos dodasz. jednoczesciowka czy reszta notek do lokatore....zgadzam sie na wszystko hehehe
    no i ciesze sie ze pomysly cie nie opuszczaja :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^