Witajcie ;). Przepraszam, że to tak długo trwało. Ale była sesja, a po sesji wszystko ze mnie spłynęło - łącznie z weną ;<. Ale udało mi się dokończyć ten odcinek - miał być wczoraj, ale Undzia mi przeszkadzała stateczkami i spadalcem <3. No i oto jest! Nie wiem, czy odcinek sprosta Waszym oczekiwaniom, ale ja muszę się wziąć już za wymyślanie następnego, bo będzie ze mną cienszko xD!
A teraz już nie marudzę ;). Miłego czytania moi drodzy, liczę na Wasze opinie i do następnego! ^^
Wasza Czokoladka ; ).
Dni mijały. Jak sądziłem, czarny
pewnie już dawno wyniósł się z tego motelu i coraz bardziej obawiałem się, że
pewnego poranka okaże się, że moja wątroba więcej tego nie zniesie. Przez
ostatni tydzień wlałem w siebie tyle alkoholu, że na samą myśl o nim robiło mi
się niedobrze. Andreas zdawał się za to nic sobie z tego nie robić i po raz
kolejny w środku dnia wyszedł… nie, źle to określiłem. Po raz kolejny w środku
dnia wytoczył się ze swojego pokoju i
przyczepił do mnie, gdy próbowałem zrobić sobie coś lekkostrawnego do jedzenia.
- Tom…
- Tak, tobie też zrobię – mruknąłem,
próbując skupić się na tym, co właśnie majstrowałem. Było to trudne, jako, że
platynowy chłopiec wtulał twarz w moje plecy, złapał mnie w pasie i ciągnął do
tyłu. Naprawdę próbowałem się stąd wyrwać, ale kumpel nie dawał mi na to szans.
Musiałem cały czas mieć go na oku, gdy tylko trzeźwiałem. Najdalej udało mi się
dotrzeć do pobliskiego sklepu, żeby w lodówce było cokolwiek do jedzenia. Obaj
coraz dotkliwiej odczuwaliśmy nieobecność Billa. Nie było komu robić zakupów,
gotować, że o sprzątaniu nie wspomnę… Mieszkanie było tak zasyfione, że
rozważałem zatrudnienie kogoś do ogarnięcia tego, bo sam nie miałem chęci nawet
na to patrzeć. Oh, biedny ja! Dlaczego wszystko musiało teraz spaść na moją
głowę?
- Nie o to mi chodzi… - wymruczał,
prostując się, jednak w żadnym wypadku nie zamierzał mnie puścić. Jasne, po co!
Najwyżej pokroję sobie palce. Co tam, prawda? Jeden, czy dwa palce mniej, będę
miał jeszcze osiem!
- Andy, przeszkadzasz! – burknąłem
wreszcie, próbując śliskimi łapami rozpleść jego uścisk. Co za upierdliwy,
pijany pajac!
- Jestem zdesperowany, czego się
spodziewałeś?! – wyrzucił z siebie, a ja zerknąłem tylko na niego przez ramię.
Że zapytam: o ch*j mu chodzi, hm? – Wiesz, jak to jest? Jesteś sobie z kimś
przez długi czas, myślisz sobie: tak, to na pewno będzie on! Potem nie wiedzieć
dlaczego koleś zmusza cię do celibatu, a na koniec odchodzi! – wyrzucił z
siebie najwyraźniej wkurzony. Ja za to zrobiłem dziwną minę. Słowa „zdesperowany”
i „celibat” w tak krótkim odstępie czasowym wcale nie brzmiały dobrze. Cholera.
Odchrząknąłem więc cicho, odłożyłem nóż i odsunąłem wszystko w głąb blatu,
ponawiając próbę uwolnienia się. Problem w tym, że ścierka była za daleko, zlew
jeszcze dalej, a moje palce ześlizgiwały się po jego skórze.
Spokojnie, Tom. Trzeba spróbować
inaczej.
- Przecież ustaliliśmy już, że to
nie moja wina. Możesz mnie puścić? Jestem głodny – oznajmiłem, stojąc w miejscu
z nadzieją, że Andreas sobie odpuści. Ale nie, po co! Znów mocniej się do mnie
przycisnął. – Andy…
- Zrób to ze mną, hm? – wymruczał mi
w plecy, na co ja otworzyłem tylko szerzej oczy. O, nie, nie, nie. Nie ma mowy!
Coś ci się poprzestawiało pod sufitem, koleś! Sio! Ale to już, uciekaj mi stąd!
- Zapomniałeś, że jestem hetero? Nie
powinieneś więcej pić.
- Ale na Niego miałeś ochotę!
- To był wyjątek, nie ma mowy.
Zadzwoń do jakiegoś swojego kumpla, idź na imprezę, na pewno znajdzie się ktoś
chętny – zasugerowałem mu całkiem sensownie. Uh, pomyśleć, że potrafię używać
głowy w sytuacjach podbramkowych.
- Kiedy ja wolę ciebie! Dawaj, Tom.
Potraktuj to jako zabawę.
Jasne! Zabawimy się w „zrób mi
dobrze” albo lepiej „włóż mi go do dupy”! Matko, ten alkohol naprawdę krzywdzi
jego szare komórki! Muszę coś z tym zrobić, koniecznie. Chyba oszalał, jeśli
brał pod uwagę, że się na to zgodzę.
- Powiem to ostatni raz: NIE MA
MOWY. Puść mnie, ale to już!
- No, Tom…
- NIE! Jestem twoim przyjacielem, a
nie seks-zabawką! – oburzyłem się teraz już nie na żarty. A co! Niech wie, że
chociaż mu współczuję, mam swoje zdanie i kropka! Nie dam się wydymać! I jego
jakoś też nie miałem chęci. Cholera, sam od jakiegoś czasu z nikim tego nie
robiłem i jakoś mi tak mi biło na głowę, no! Wreszcie zrezygnowany odsunął się
ode mnie i spojrzał głodnym wzrokiem na żarcie, które przygotowywałem.
- Ale dostanę coś do jedzenia? Od
wczoraj nie miałem nic w ustach…
- Dostaniesz – rzuciłem
rozdrażniony, choć tak naprawdę dopiero się uspokajałem. Co bym zrobił, gdyby
nie odpuścił? Jeszcze by mi coś zrobił, no. Albo ja jemu, jeszcze gorzej. –
Tylko nie pij więcej, rozumiesz? – pouczyłem go, ale on tylko wzruszył
ramionami.
- I tak w domu już nic praktycznie
nie ma… - stwierdził zawiedziony. – Ale masz rację, wybiorę się gdzieś
wieczorem – dodał zaraz potem, wychodząc z kuchni z miną zbitego psa. Świetnie,
obraź się jeszcze. Tego mi tylko brakuje. Co ja poradzę, że nie mogę? A już tym
bardziej, że Andreas wcale nie próbuje przestać myśleć o swoim byłym? Ja też
wciąż o nim myślę, no, ale…
Miałem dziwne poczucie, że
powinienem iść na tę imprezę i go przypilnować. Ale z drugiej strony – Boże! –
wreszcie wolny wieczór! A to znaczyło, że wreszcie powinienem skorzystać z
numeru, który jako ostatni został dodany do mojej listy kontaktów.
Czekałem. Czekałem i czekałem.
Czekałem, czekałem i czekałem. I nic! Jaki ja byłem zły, że mając w rękach jego
telefon nie puściłem sobie od razu sygnału, żeby również mieć jego numer.
Pierwsze dwa dni siedziałem w tym pokoju, nawet nie wyściubiając z niego nosa.
Leżałem w łóżku, gapiłem się w sufit i zagłębiałem się w myślach nad tym, jaki
był ze mnie beznadziejny partner, przy czym sto razy miałem w rękach telefon,
zamierzając zadzwonić do niego i przeprosić. Po trzech dniach zapłaciłem za dwa
kolejne, a po ich minięciu doszedłem do wniosku, że skoro już się stamtąd
wyniosłem, to pora jeszcze wziąć się za siebie, ot co. Tak więc przez Internet
znalazłem sobie jakiś pokój do wynajęcia za całkiem przystępną cenę, poszedłem
go obejrzeć, po czym wprowadziłem się tam ze swoimi manatkami.
Tak właśnie. Koniec zabawy w
mieszkanie z Andreasem i Tomem. W podchody, kotka i myszkę, a przy okazji
zastanawiania się, czy koleś, który uprawiał ze mną seks w kuchni mojego byłego
chłopaka aby przypadkiem nie ma w sobie jednak czegoś z geja. Bandyta jeden,
oszust patentowany! Najpierw mydli mi oczy, doprowadza mnie do szczytu
rozkoszy, wyłudza ode mnie numer telefonu, żeby na koniec okazało się, że to
wszystko na nic! Byłem zły, zawiedziony i rozczarowany, kiedy siedziałem w
jednym z dwóch pomieszczeń z dziewczyną, która również wynajmowała tam pokój i
skarżyłem się jej na swoje życie. Fakt, śmiała się ze mnie, ale rozmawialiśmy
prócz tego całkiem poważnie. Stwierdziła zresztą, że to nadawałoby się na
niezłą telenowelę, gdyby ludzie chcieli oglądać filmy o homoseksualistach. No i
na szczęście nie miała nic do gejów. Polubiłem ją. Właśnie mówiłem jej o tym,
jak wyleciałem z domu rodzinnego, gdy rozdzwonił się mój telefon. Udawałem, że
nieznany moim kontaktom numer nie robi na mnie żadnego wrażenia, ale serce
tłukło mi się jak głupie, gdy odbierałem.
- Tak, słucham?
- No, cześć, Bill – usłyszałem JEGO
głos i nogi prawie się pode mną ugięły. Musiałem usiąść z powrotem koło swojej
współlokatorki na jej łóżku. Zadzwonił! Jednak zadzwonił!
- No, cześć. Coś się stało? –
zapytałem od razu. W końcu dałem mu numer w sprawie Andreasa, tak, tak, trzeba
pamiętać!
- Można tak powiedzieć. Andreas
średnio sobie radzi – oznajmił, na co ja przygryzłem nerwowo wargę. Cholera,
moje wyrzuty sumienia mnie zeżrą, naprawdę mnie zeżrą. Połkną mnie w całości i
nawet nie wyplują kosteczek! - Mógłbym opowiedzieć ci coś więcej, ale… no,
wiesz, mam w tym miesiącu potężny rachunek telefoniczny do zapłacenia, a
kupiłem telewizor jak wiesz…
Naprawdę mógłby postarać się o lepsze
kłamstwo. Był w tym BE-ZNA-DZIEJ-NY!
- Za półtora godziny w centrum? –
przerwałem mu wreszcie, żeby przestał wymyślać głupie bajeczki. Ale zadzwonił!
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odpowiedziałem i
spojrzałem z niedowierzaniem na siedzącą obok mnie dziewczynę, która właśnie
się ze mnie nabijała. Pogroziła mi palcem, jakbym planował coś złego. Co jest
takiego okropnego w tym, że chcę dowiedzieć się czegoś na temat tego, jak
trzyma się mój były chłopak? Hm, chyba to, że zamierzam dowiedzieć się tego od
jego przyjaciela, z którym go zdradziłem. O, matko. Zobaczymy się, naprawdę się
zobaczymy! – No, co?
- Dopiero mówiłeś, że nie zamierzasz
się z nim spotkać nawet, jeśli będzie cię prosił – stwierdziła wymownie.
- Naprawdę coś takiego powiedziałem?
– rzuciłem z głupim uśmiechem. – Musiało mi się coś pomylić…
- Jesteś niesłowny, Bill!
- Jestem tylko facetem! I mam tylko
godzinę, żeby przygotować się do wyjścia! – dodałem zaraz potem i tyle mnie
widziała. Za mną ciągnął się jeszcze tylko jej śmiech. Naprawdę cieszyłem się,
że z nią tu zamieszkałem. Dobrze jest mieć kogoś, z kim możesz pogadać o
wszystkim, szczególnie, gdy ten ktoś nie próbuje tego wykorzystać, żeby ci…
coś… gdzieś… wsadzić.
Nie mogłem się nadziwić, jakich
sztuczek Bill nauczył mojego przyjaciela, jeśli chodzi o doprowadzanie się do
stanu używalności w ekspresowym czasie. Bardzo uważałem, żeby przypadkiem nie
podsłuchał, że rozmawiałem z czarnowłosym, bo byłem pewien, że zdołałby rzucić
się na mnie ze sznurkiem od bielizny, zanim zdążyłbym udać idiotę, że nie wiem,
o co chodzi. W każdym razie obaj biegaliśmy po mieszkaniu, próbując się ogarnąć
i za każdym razem, gdy się mijaliśmy, Andreas wyglądał coraz bardziej, jakby
nic się nie wydarzyło i nie było widać po nim tygodniowej libacji. Tymczasem ja
wciąż miałem wielkie wory pod oczyma. Skrzywiłem się, zatrzymując przed
lustrem.
- Wybierasz się gdzieś? – usłyszałem
z drzwi łazienki, gdzie zatrzymał się platynowy chłopiec. Łykał właśnie jakieś
tabletki. Przewidywałem, że właśnie wytrzeźwiał i męczył go niesamowity kac, z
którym ja walczyłem z samego rana. Westchnąłem ciężko. Tak, idę spotkać się z
twoim byłym, ale lepiej, żebyś tego nie wiedział.
- Potrzebuję łyknąć trochę
cywilizacji po tym chlaniu do upadłego. No i mam samochód do odebrania –
wymruczałem, zaraz potem odwracając twarz w jego stronę. – Co z tym zrobić,
żeby zeszło? – zapytałem, wskazując na torby podróżne pod moimi oczyma. Andy
zbliżył się i pomacał mnie po twarzy.
- Wyspać się – rzucił w końcu. – Za
długo je hodowałeś, żeby zeszło dzięki kosmetykom, ale nie martw się. Jeśli
powiesz dziewczynie, że pocieszałeś załamanego przyjaciela, to tylko zyskasz w
jej oczach – mruczał pod nosem, grzebiąc w swojej kosmetyczce. Wyciągnął z niej
jakiś krem i coś… co wyglądało jak szminka. Chciałem tylko pozbyć się worów, po
co mam malować usta?! – Użyj tego.
- Ale…
- To jest krem pod oczy – pomachał
mi niewielkim pudełeczkiem. – Wklepać i poczekać aż wsiąknie. A to – podniósł szminkę – jest korektor.
- Hę?
Mój przyjaciel przewrócił oczyma.
Ale czy to moja wina? Jestem facetem, nie wiem po co komu korektor do ust!
- Korektor. Coś takiego do
maskowania niedoskonałości. Jeśli lekko posmarujesz sobie tym pod oczyma i
rozetrzesz, to twoje worki nie będą przynajmniej sine. Więcej ci nie pomogę –
mruknął. Po jego głosie zresztą było słychać, że wszelkie rozbawienie z niego
wyparowało. Zastanawiałem się właśnie dlaczego, gdy zaraz potem dodał. – Bill
zna się lepiej a tych cudach, ale jak wiesz, nie ma go.
No, to teraz już rozumiałem.
Pozwoliłem kumplowi bez słowa opuścić łazienkę, a sam miałem ochotę stłuc
lustro czołem. CHOLERA. Coś tak czułem, że zjedzą mnie wyrzuty sumienia. Ba!
Pożrą mnie w całości! I nawet nie wyplują kosteczek. Nic jednak nie mogłem
poradzić. Chęć zobaczenia się z tą fajtłapą, cudotwórcą jeśli chodzi o kosmetyki,
a jednocześnie smakowitym kąskiem, była zbyt upierdliwa, żebym sobie odpuścił.
Poza tym już zadzwoniłem! Byłbym niesłowny, gdybym teraz nie stawił się w
umówionym miejscu. Przez chwilę bawiłem się maziajami, które podsunął mi
Andreas, a potem opuściłem łazienkę. Właściwie wyglądało na to, jakby nawet
trochę pomogło, ale mojego skacowanego samopoczucia ciężko było się pozbyć.
Poza tym musiałem się pospieszyć. Pod blokiem złapałem pierwszą lepszą taksówkę
i pojechałem do warsztatu, skąd odebrałem swój samochodzik – teraz już piękny i
sprawny, po czym udałem się w umówione miejsce.
Może jestem bezdusznym dupkiem, ale
na widok czarnowłosego w tamtej kawiarence, całkiem zapomniałem o rozpaczy
przyjaciela. Mój żołądek nawet nie pisnął mimo dużej ilości słodkiego kremu na
ciastku, które zamówił Bill. Zresztą nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Patrząc na jego idealną twarz naprawdę docierało do mnie, że ten człowiek z
kosmetykami potrafi robić cuda, ale nie to najbardziej sprawiało, że ciężko mi
się oddychało. Jak dotąd nie miałem okazji oglądać go wystrojonego na jakieś
wyjście z Andreasem, po prostu jakoś się nie złożyło. Natomiast miałem
wrażenie, że teraz oglądam go w pełnej krasie i chociaż siedzieliśmy naprzeciw
siebie, oddzieleni stolikiem, niemal widziałem te jego zgrabne pośladki, opięte
smakowicie cienkim materiałem. Siedzieliśmy więc przy stole jak na dwóch
kretynów przystało i żaden z nas nie mógł się zdecydować, żeby się odezwać.
Postanowiłem więc, że będę odważny i skoro udało mi się do niego zadzwonić już
za pierwszym razem – po dwudziestu minutach wpatrywania się w telefon – to
teraz ja zacznę rozmowę.
- Więc… widzę, że jakoś doszedłeś do
siebie po tym wszystkim – rzuciłem w końcu, starając się ukryć niezręczność.
Czułem się jak kretyn, tak to prawda. Cholera. Ale co miałem niby powiedzieć?
- Jakoś. W końcu to tylko wyrzuty
sumienia, gorzej z Andreasem. Co u niego? – zapytał, na co ja przełknąłem tylko
ślinę. To takie nie fair. Umówiłem się z nim, a muszę z nim gadać o platynowym
chłopcu, ale taka była przecież wymówka. Przecież nie powiem mu „niech to cię
teraz nie interesuje, zapytaj, co u mnie, bo tęskniłem”. Fuck, to nie brzmi
dobrze. Poza tym prędzej rozbiłbym sobie głowę o blat stołu, niż powiedział
głośno, że za nim tęskniłem.
- Właściwie kiepsko. Stanowczo nie
potrafi przyjąć tego do wiadomości na trzeźwo – odpowiedziałem po chwili. Nie
wiedziałem tylko, co tak bardzo zdziwiło czarnowłosego, że jego brew natychmiast
poleciała do góry.
- Więc to stąd masz te wory pod
oczyma. Trzeźwieje czasem? Wiem, że długo tak potrafi, ale… wiesz, nie
chciałbym… Wydaje mi się, że rozmowa z nim to nie najlepszy pomysł – stwierdził
rzeczowo, z czym się zgodziłem.
- Próbował mnie namówić, żebym
znalazł sposób, żebyś zmienił zdanie – przyznałem wreszcie, patrząc na niego
uważnie. Martwił się. No, jasne, że się martwił, ja też się martwiłem, ale… Uh,
chyba zrobiłem się niecierpliwy, ale co mogłem poradzić? Wyglądał tak, jak
wyglądał. Prowokował mnie. Chyba powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli
chciałby pójść do łazienki, to polezę za nim i nie ręczę za siebie, prawda?
Hah, a dopiero mówiłem, że celibat wcale źle na mnie nie wpływa.
- Mogę coś zrobić, żeby było lepiej?
– zapytał po chwili Bill, co oderwało mnie od tępego wpatrywania się w niego.
- Myślę, że na razie będzie lepiej,
jeśli będziesz trzymał się od tego na dystans. Ja będę miał go na oku. Musi
dojść do siebie.
- A jego studia?
- Nie wiem… - przyznałem z głupią miną.
No, tak. Całkiem skupiłem się na nastrojach Andreasa i zapomniałem, że on
studiuje. I nie chodził przez ostatni tydzień, bo był wiecznie pijany. Brawo,
Tom! Świetny z ciebie kumpel! – Postaram się, żeby wszystko nadrobił.
- A jak sobie radzicie? – zapytał
znów, a mnie zrobiło się gorąco na widok jego lekkiego uśmiechu. Matko,
dlaczego on musiał tak niesamowicie wyglądać?
- Cóż… - zacząłem nieprzytomnie.
Cholera, opanuj się. Opanuj się, człowieku! – Mamy trochę zaległości w
sprzątaniu i jest kiepsko z gotowaniem obiadów, ale lodówka na szczęście nie
jest pusta. Zająłem się tym – odpowiedziałem wreszcie, szczerząc się głupawo.
Naprawdę czułem się, jakbym był na randce z jakąś niesamowitą laską, a nie tym
mieszającym mi w głowie fajtłapą.
Spędziliśmy w tej kawiarni dobre
trzy godziny, rozmawiając niby to do Andreasie, ale tak naprawdę… Dobra,
przyznam bez bicia, że byłem spięty bardziej niż kiedykolwiek na jakiejkolwiek
randce, choć nawet nie mogłem tego spotkania bezpośrednio nią nazwać. I chociaż
Andreasa znałem od tylu lat, całkiem inaczej wyobrażałem sobie zachowanie dwóch
zainteresowanych sobą facetów. W ciągu tego czasu spędzonego w kawiarni, gdzie
wszyscy na nas patrzyli przekonałem się, że Bill oprócz niesamowitego ciała i
obcisłych spodni, ma również hipnotyczny i zaraźliwy śmiech. Często zwilża
wargi, gdy mówi, wysuwając z ust sam czubek języka. Gdy się zawstydzi, próbuje
zakładać włosy za ucho, przy czym dowiedziałem się, że kiedyś były długie.
Chłonąłem informację o nim, jak gąbka i wciąż było mi mało, gdy opuszczaliśmy
kawiarnię. I okazało się, że wcale nie myślałem przez cały ten czas tylko o
tym, żeby wreszcie go przelecieć.
Tom, nie wiem, co się z tobą dzieje,
ale przeraża mnie to, jak bardzo chcesz poznać każdy szczegół dotyczący tego
chłopaka.
Wiem, że to nie była randka. A
przynajmniej nie powinna być ze względu na Andreasa, ale… Dlaczego ja wcześniej
nie wiedziałem, że ten drań potrafi być taki miły? I taki… Dobra, nie mam nawet
zielonego pojęcia, jak to nazwać. To nie jest Tom, którego dotąd znałem. On
tylko wciąż wygląda tak samo pociągająco, jak wcześniej, ale to nie on. I tak
sobie myślę… Czy to może nie lepiej? Wciąż tak samo przystojny, ale już nie tak
bardzo irytujący. Niech no mi ktoś powie, że zamieniłem siekierkę na kijek, no!
- Gdzie teraz mieszkasz? – zapytał,
gdy wychodziliśmy z centrum. W jego dłoni dzwoniły kluczki, co oznaczało, że
najwyraźniej odzyskał samochód. Miałem powyżej dziurek w nosie jeżdżenia
komunikacją miejską, więc wyjątkowo mnie to cieszyło. Widzicie? Nawet się do
czegoś teraz przydawał.
- Wynająłem sobie pokój na mieście –
odparłem zgodnie z prawdą. – Właśnie szukam sobie jakiejś pracy. W końcu nie
będę mieszkał tam w nieskończoność.
- Racja – odpowiedział mi krótko,
bawiąc się kluczykami. Gash, jedno tylko wciąż się nie zmieniło. Wciąż patrzył
na mnie tak, że robiło mi się gorąco. To było nie fair z jego strony. Powiedz
już, że mnie odwieziesz i będzie z głowy! – Dziękuję, że się ze mną spotkałeś.
Oj, tego to się już po nim zupełnie
nie spodziewałem. Matko, moje policzki. One płoną! Coś narobił bażancie?!
Spuściłem wzrok, ale nie udało mi się ukryć uśmiechu. Pięknie, Bill, wpadłeś,
jak śliwka w kompot!
- Właściwie myślałem, że już nie
zadzwonisz – wydusiłem z siebie, ale ku mojemu zdumieniu dredziarz ruszył już
niespiesznym krokiem w kierunku parkingu. Od razu ruszyłem więc za nim.
Spojrzał na mnie i… westchnął. O, matko i co teraz?
- Chciałem to zrobić wcześniej, ale
Andreas jest naprawdę trudny, sam pewnie dobrze wiesz. Dziś wyszedł gdzieś ze
znajomymi. Znając życie wróci nad ranem pijany jak bela i będę go zbierał z
podłogi.
- Puściłeś go samego? – zdziwiłem się,
patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma. Toć ten geniusz upije się na śmierć!
Tom skrzywił się znacząco.
- Jest z kumplami, ktoś go
przypilnuje. Przecież już chyba wszystkim się żalił, że odszedłeś. No… a ja
chciałem wreszcie wyjść – wytłumaczył się, ale tak na mnie przy tym spojrzał,
że poczułem się, jakby powiedział „chciałem wreszcie cię zobaczyć” i tylko
przełknąłem ślinę. Chyba poruszaliśmy się po kruchym lodzie. Jeśli będę mokry
to go zabiję, naprawdę.
Wsiedliśmy do samochodu, a ja
podałem mu adres, na który miał mnie zawieźć. Chwilę później zatrzymaliśmy się
pod odpowiednią klatką, ale żaden z nas nie kwapił się do pożegnania.
Zastanawiałem się właśnie nad następną wymówką dla naszego spotkania, gdy ten
drań się odezwał.
- Jesteś bardzo zajęty? Nie bardzo
chcę wracać do mieszkania.
Spojrzałem na niego nieco spięty.
Stanowczo nie byłem przekonany do tego pomysłu.
- Mam współlokatorkę, ale jeśli
obiecasz być grzeczny, możemy wpaść jeszcze do mnie – powiedziałem wreszcie,
przyglądając się, jak uśmiech rośnie na twarzy człowieka, przez którego posypał
się mój ostatni związek. Wziąłem głęboki oddech. Oh, tak, doskonale wiedziałem,
co odpowie.
- Będę grzeczny, jak aniołek –
oznajmił, po czym wysiedliśmy z auta.
Moja nowa koleżanka zrobiła wielkie
oczy na widok naszego gościa i – no, zgadnijcie – zarumieniła się jak dorodny
pomidorek! To było oczywiste, że jej się spodoba, ale, kurczę, wara od niego,
co? Nie po to tyle przechodziłem, żeby teraz jakaś – nawet bardzo miła babka –
sprzątnęła mi go sprzed nosa! Chyba musiałem się nieco zdenerwować, bo mój gość
tylko lekko odchrząknął. Spojrzałem na niego i – no, kurde, nie! – on też
całkiem się zarumienił! Nie, dlaczego ja? No, co wam takiego zrobiłem, no…?
- Cześć, Natti – rzucił w końcu do
niej, a ja wybałuszyłem tylko na niego oczy. Nie przypominałem sobie, żebym
mówił o niej przy nim po imieniu.
- Cześć… Tom – wydukała dziewczyna i
odwróciła wzrok. – To… ja będę u siebie, nie przeszkadzajcie sobie – dodała jeszcze
i tyle ją widziałem. Zero wytłumaczenia. Wbiłem w dredziarza wyczekujące
spojrzenie. Tak, tak, teraz będziesz się tłumaczył!
On jednak odchrząknął jedynie i
wskazał, że idzie do pokoju. No, mojego, bo innego wolnego już tu nie było.
Wszedł tam i jakby nigdy nic rozsiadł się na mojej kanapie, wciąż mając na
policzkach czerwone placki.
- Znacie się? – zapytałem wreszcie
wprost, na co on tylko pokiwał twierdząco głową.
- Właściwie spotykaliśmy się zanim
wyjechałem do Stanów i… przed wyjazdem rozstaliśmy się – powiedział, ale ja
tylko uniosłem wyżej jedną brew. – No, dobra… zostawiłem ją po prostu. Chyba
mnie już nie lubi – dodał zaraz potem z głupim uśmiechem. Ja za to miałem tylko
ochotę pacnąć się w czółko. Świetnie, Bill, twoje wybory zawsze mnie
zaskakiwały, bo za każdym razem prowadziły do większego bajzlu w moim życiu!
Opadłem bezsilnie na kanapę.
- Spoko… więc chcesz coś do picia?
- Coś zimnego. Sok, cola?
- Jasne – rzuciłem i kręcąc z
niedowierzaniem głową pomaszerowałem do kuchni.
Nie było tu luksusów, jak w
mieszkaniu Andreasa, ale też czułem się tu bardzo dobrze. Teraz już bardzo
niezręcznie, ale w końcu to nie moja wina, prawda? Nie zrobiłem tego nikomu na
złość, nie miałem pojęcia, że się znają. Ale teraz mogę śmiało rzucić się z
okna i zabić! Uciekłem z mieszkania swojego byłego, żeby zamieszkać z byłą
Kaulitza. Cudownie!
Troszeczkę się zdziwiłem na widok
swojej byłej w mieszkaniu Billa, ale cóż, tak to już bywa, prawda? Zresztą
sporo dziewczyn w tym mieście można było nazwać moimi byłymi. To wcale nie był
cud, że na nią trafiliśmy. My. To brzmiało przerażająco. Czekając na
czarnowłosego napisałem do Andreasa, żeby dowiedzieć się, co mój ulubiony
pijaczek porabia. Jak się okazało, był już wystarczająco pijany, żebym
odszyfrowywał jego wiadomość przez dłuższą chwilę, ale jako, że Bill się do
mnie przyłączył, przynajmniej było wesoło. Żył i miał się w miarę dobrze, a
przynajmniej to usiłował mi napisać. Gorzej, że ja siedziałem w odległości
kilku centymetrów od jego byłego i wszystko mnie wręcz piekło, żeby tylko się
do niego zbliżyć. Ale nie, bo po co, prawda? Po prostu pozwoliłem mu się
zmieszać i odsunąć na bezpieczną odległość. Pięknie, Tom, nagle okazuje się, że
nie masz zielonego pojęcia, jak zachowywać się wobec faceta, którym jesteś
zainteresowany. Co jeśli się wścieknie? Zacznie na mnie wrzeszczeć? I jeszcze
przybiegnie tu moja była? Wtedy już bym go więcej nie zobaczył, byłem pewien.
Cholera, jeden zły ruch… A pomyśleć, że mieszkaliśmy razem i miałem go w każdej
chwili pod ręką!
Nie zrobiłem nic. Przez cały wieczór
nie zrobiłem totalnie NIC, żeby się do niego zbliżyć. Uwaga, Tom Kaulitz obawiał
się, że zostanie odrzucony przez faceta. Nie ogarniałem tego wtedy i chyba nie
tylko ja, ale przynajmniej miło spędziliśmy czas. Udało nam się na siebie nie
wrzeszczeć i nie wytykać błędów. A pomyśleć, że już nawet uprawialiśmy seks.
Westchnąłem zrezygnowany, gdy zbierałem się już do wyjścia. Dostałem cynk od
jednego z pijanych znajomych platynowego chłopca, że ten „ma już dość, ale nie
chce wsiąść do taksówki”. Więc i tak musiałem po niego jechać, jakkolwiek
chętnie bym został. Jeszcze trochę. Może do jutra? Ta, jasne. Natti wyrzuciłaby
mnie stąd zanim bym się zorientował. I chyba obawiałem się, że jak sobie pójdę
ta małpa i tak nagada mu na mnie, i… i wtedy…
- Bill? – odezwałem się, póki miałem
jeszcze odwagę. Zaraz potem ucieknę. Obiecałem to sobie, czując jak łupie mi
serce. Cholera. – Umówisz się ze mną?
Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, więc dodam jedynie:
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ, CZOKO ! <3<3
no jak mogłaś przerwać w takim momencie?! :-( za to masz jak najszybciej dodawać następny odcinek! :-D
OdpowiedzUsuńO tak, tak! Umów się z nim, umów!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był, jak dla mnie, jednym z najlepszych. Jakoś tak bardzo przypadł mi do gustu ^^
NEXT proszę ♥
OdpowiedzUsuńLokator to moje ulubione opowiadanie zaraz po SWD.Odcinek strasznie mi się spodobał i już nie mogę doczekać się następnego.Zaskakujące jest to jaki słodziak się nagle z Toma zrobił :D Mam nadzieje ,ze nie będę musiała bardzo długo czekać na kolejną cześć.Pozdrawiam ,Strawberry.
OdpowiedzUsuńOsz cholercia. Genialny rozdział, no.. I dlaczego skończyłaś w takim momencie? Okrutna jesteś, wiesz? :c xD Teraz trzeba czekać, ale mam nadzieję, że dodasz nowy rozdział jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ^^
Hahaha, najpierw seks, a potem randki? Tomowi się coś poprzestawiało. Ale nie powiem, to urocze. Andy ma niezłego doła i nie wiem, czy mu się polepszy, jak się dowie o spotkaniu chłopaków. Z tą byłą Toma nieźle mnie zaskoczyłaś. Rozdział bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńAaaaaa, Niech się z nim umówi, Niech się z nim umówi!! ; D
OdpowiedzUsuńJezu, jak ja KOCHAM to opowiadanie :D :D :D
Tak! Umów się z nim! Nie miej wyrzutów sumienia, Andreas sobie poradzi xD
OdpowiedzUsuńObaj lgną do siebie i żaden nie ma odwagi tego pokazać. Ech, jak dzieci xD
Dawaj następny rozdział, bo nie wytrzymię! xD
hahaha nie moge jak oni się bawią w kotka i myszkę.... są tacy słodcy :*
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie ! Piszesz najlepsze twincesty, wciągają mnie :D Dzięki :*
OdpowiedzUsuń