Witajcie! Wybaczcie, ale króliczek był nieco zarobiony i nieco się spóźnił, ale jest! Dziś w lany poniedziałek, więc będziemy nieco lać wodę, ale dziś składam Wam nieco spóźnione życzenia Smacznego Alleluja, Radosnego Zajączka i Puchatego Kurczaczka :D. Tymczasem... ostatni, jak już wiecie, odcinek Lokatora na gapę ^^. Nie jestem zbyt trzeźwa (cieszę się, że udało mi się to dokończyć, ale nie mam sił już tego sprawdzać xD), ale jestem tu, piję Wasze zdrowie i czekam ze zniecierpliwieniem na Wasze opinię odnośnie całej serii ;)! Mam nadzieję, że każdy zostawi chociaż kilka słów, moi Drodzy ;).
Pozdrawiam gorąco tej zimowej wiosny -
Wasza Czokoladka ;).
Pozdrawiam gorąco tej zimowej wiosny -
Wasza Czokoladka ;).
Można by pomyśleć, że los postanowił
sobie z nas zakpić. Tak właśnie mniej więcej mi się wydawało, gdy jeszcze tego
samego dnia, ale popołudniu, siedziałem na stosie poduszek, owinięty dwoma
kocami, gdzieś pomiędzy udami obejmującego mnie ciasno Toma. Oglądaliśmy razem
telewizję, chociaż czułem się bardziej jakby ktoś wsadził mnie w kaftan
bezpieczeństwa. A wszystko dlatego, że do dredziarza nie docierało, że kilka
kichnięć nie oznacza jeszcze śmierci związanej z zapaleniem płuc. Cholera.
Po tym, jak poznałem tego chłopaka,
nigdy nie pomyślałbym, że jest tak nadopiekuńczym draniem, ale to skutecznie
tłumaczyło mi w jaki sposób mój bezmyślny były chłopak przetrwał tyle czasu bez
mamusi. Uhm, to chyba było niemiłe.
W każdym razie za sprawą tego
jednego wypadu zmieniło się wszystko. Miałem poczucie, że pech na chwilę dał mi
spokój i… no i tak jakby miałem teraz Toma. Właściwie nawet nie tak jakby,
tylko TAK! Rzecz jasna mój łobuz niedobry nie chciał specjalnie obnosić się
przed ludźmi z naszym ZWIĄZKIEM (czyż to nie brzmi cudownie?!), ale nie dało
się ukryć, że on istniał i całkiem dobrze się miewał. Prawie tak dobrze jak ja,
rozpieszczany przy każdej najdrobniejszej okazji przez Toma. Tak, chwilami
naprawdę obawiałem się, że przytyję od tych ciągłych słodkości, które przynosił
mi przy każdym spotkaniu, ale na szczęście moja przemiana materii doskonale
wiedziała, jak poradzić sobie z tymi kaloriami, szczególnie, że całkiem
sprawnie szło nam spalanie ich.
Rzecz jasna irytowałem się, gdy
gdzieś tam przy okazji zdarzyło mu się obejrzeć za jakąś dziewczyną albo gdy
wychodził ze swoimi kolegami na imprezę BEZE MNIE. To było przykre, ale nie
miałem innego wyjścia jak mu zaufać. No, dobra. Z początku w ogóle mu nie
ufałem i wysłałem kilka razy Katti na misję zwiadowczą, żeby dowiedziała się,
na czym stoję. Odpuściłem dopiero po jakimś czasie, gdy okazywało się, że
jedyne, co mogłoby mi się nie spodobać to stan skupienia, w jakim dredziarz
opuszczał klub.
Życie jakoś tak stało się
piękniejsze. Tom był mi wierny, znalazłem nawet pracę i coraz częściej zdarzało
się, że mój ojciec przekazywał mi pozdrowienia przez matkę, namawiając mnie na
odwiedziny w domu. Jak tu było się nie
cieszyć? No, nie wiem, ale nie zawsze się cieszyłem.
Minęły już trochę ponad dwa
miesiące.
- Bill? Żyjesz tam? – usłyszałem zza
drzwi. Zmulałem akurat japę nad jakimiś papierami, które kompletnie mnie nie
interesowały.
- Żyję, wejdź! – odpowiedziałem
swojej współlokatorce, która zaraz potem znalazła się obok mnie, stawiając na
moim biurku litrową butelkę czerwonego wina. Spojrzałem na nią dziwnie. – A to
z jakiej okazji?
- Bez okazji. Tom mi cię chyba dziś
nie zabierze, co? – zapytała, a ja pokręciłem przecząco głową. – Co ci jest?
- Tom dziś umówił się na coś z
Andym, w sumie nic takiego – wymruczałem, po czym znów utkwiłem wzrok w tych
beznadziejnych rubrykach, które musiałem uzupełnić.
- Chyba nie wymyśliłeś sobie znowu,
że cię zdradza? – rzuciła rozbawiona, wciskając mi się na kolana. Posłałem jej
tylko znaczące spojrzenie, które mówiło mniej więcej „daj mi, babo, spokój” i
oparłem się bezsilnie o oparcie obrotowego fotela. Tak, tak, kolejnym plusem
było to, że dość ładnie urządziłem sobie swój pokoik. - To może powiesz mi, o co chodzi?
- O to, że Andreas wciąż nic nie wie
– oznajmiłem wreszcie wprost. – Próbowałem o tym rozmawiać z Tomem, ale on się
zawsze wymiguje. Ile jeszcze będziemy się ukrywać, do cholery, i go oszukiwać?
Po prostu źle się z tym czuję.
No, tak. Męczyło mnie to strasznie.
Dredziarz uważał, że im później się dowie, tym lepiej dla niego, ale ja, że
będzie jeszcze gorzej. Byłem zdania, że im prędzej się wścieknie, tym prędzej
mu przejdzie i znów będą mogli się przyjaźnić, no i według mnie miał prawo
wiedzieć. Nawet jeśli zostanę okrzyknięty zdrajcą roku.
Zdziwiłem się nieco, gdy dziewczyna
westchnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową. Co ja znów takiego
powiedziałem? Przecież miałem rację, prawda?
- Więc idź i mu powiedz – rzuciła
wreszcie, przez co spojrzałem na nią dziwnie. – Nie patrz się tak! Tom pewnie
będzie przeciągał to w nieskończoność. Teraz masz dobrą okazję, a wino… cóż,
może poczekać – stwierdziła, podnosząc się z lekkim uśmiechem z moich kolan. Ja
jednak wciąż patrzyłem na nią jak na kosmitkę.
- To czyste szaleństwo, wiesz? –
zasugerowałem jej delikatnie.
- Zdecyduj się, Bill. Albo chcesz
powiedzieć mu prawdę, albo sam boisz się tego zrobić, więc siedzisz na tyłku i
upijasz się ze mną winem. To jak?
Rzecz jasna byłem bardziej skłonny
zabrać się z butelkę wina, którą przyniosła, ale gdy tylko wyciągnąłem z szuflady
korkociąg, jedynie cudem udało mi się uniknąć ciosu szkłem prosto w moją biedną
główkę. Innymi słowy, Katti jak zwykle wzięła sprawę w swoje ręce. Osobiście
wyciągnęła mi z szafy rzeczy, które miałem włożyć na wizytę u swoich byłego i
obecnego chłopaka, wrzuciła mnie razem z nimi do łazienki, a potem dopilnowała,
żeby taksówkarz wiedział, dokąd mnie zwieźć. Nawet nie miałem szans, żeby po
drodze zmienić adres, bo przekupiła go dodatkową kwotą, żeby upewnił się, czy
wszedłem do odpowiedniej klatki.
Dobra, w sumie i tak mógłbym się
wywinąć. Musiałaby osobiście ze mną pojechać, a tego nie zrobiła. Ja za to
jakieś dwadzieścia minut później sterczałem jak ten kretyn pod drzwiami, za
którymi znajdowało się mieszkanie znane mi na pamięć. Nie, żebym miał odwagę
zapukać się i przekonać, czy aby na pewno są w środku. Właśnie zaczynałem
wymyślać sobie wymówkę odnośnie tego, że nie zastałem ich w mieszkaniu, gdy
dało się słyszeć głos wyklinającego na coś Andreasa. Najwyraźniej oglądali
właśnie mecz i… Może nie powinienem im przeszkadzać? W tamtej chwili każda
wymówka byłaby dobra. Mimo to wciąż nie ruszałem się z miejsca. Pewnie trwałoby
to jeszcze przez dłuższy czas, gdyby na korytarz nie wyszedł sąsiad,
przerażając mnie tym strasznie i doprowadzając do rumieńców. Przywitałem się z
nim grzecznie i zaraz po tym, jak zniknął w windzie, wziąłem głęboki oddech i
zapukałem. W końcu sam chciałem, żeby Andy wiedział, prawda? Niemniej bicie
mojego serca odbijało się echem na całej klatce schodowej.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem
się, że tak prędko przywyknę do takiej sytuacji, jaką niewątpliwie był związek
z chłopakiem. Póki co jednak nie miałem zbytnio odwagi, żeby podzielić się tą
nowiną z większą ilością osób. Miałem za to nadzieję, że czarnowłosy okaże się
dla mnie cierpliwy i pozwoli mi poszukać jakiegoś sensownego wytłumaczenia, od
kiedy to jestem gejem. Tak, wiem, że takowe nie istnieje, ale zawsze można
pomarzyć, prawda? Dotychczas Bill zbytnio nie narzekał i udawało mi się
przekonać go, że należy jeszcze trochę poczekać. Tymczasem mogłem się dowoli
pławić w świadomości, że nikt inny nie położy na nim swoich łap, no i uwielbiałem
patrzeć, jak błyszczą mu się oczy na widok łakoci. I nie tylko. To, że niemal
świeciły na mój widok było wyjątkowo budujące i tym bardziej korzystałem z
każdej wolnej chwili, żeby móc go trochę porozpieszczać.
Tego wieczoru jednak wypadło na
kolej Andreasa, żeby zająć mój czas. Przynajmniej miałem pewność, że nie będąc
z czarnym, nie będę miał za plecami szpiegów. Nie, żebym kiedykolwiek mu to
wypomniał, ale Kattie naprawdę rzucała się w oczy. Jeśli nie mnie, to zawsze
któremuś z moich kumpli, którzy ostrzegali mnie, że na horyzoncie pojawiła się
moja była. Cóż, czasami bywało to przydatne. Niemniej ostatnio byłem bardzo
grzeczny na imprezach, co i tak trudno było wytłumaczyć moim znajomym. Póki co
poprzestałem na przygotowaniu sobie gruntu na to trudne wyznanie, oznajmiając
im, że kogoś mam, ale na razie nie chcę zapeszyć. Rzecz jasna to tylko
dodatkowo działało na ich ciekawość…
W każdym razie, kiedy już
wytłumaczyłem Andreasowi, za kim jesteśmy i dlaczego, całkiem przyjemnie
oglądało się z nim ten mecz. Już jakiś czas temu odżył i na chwilę obecną
wrócił do komentowania wyglądu piłkarzy, tworzenia listy najzgrabniejszych
pośladków i najbardziej kształtnych łydek. Dlatego właśnie wolałem oglądać to z
nim niż z Billem, bo on ewentualnie uśmiechałby się pod nosem i wkurzał mnie. W
końcu to ja tu jestem od podobania mu się i nikt inny!
Wracając do meczu, akurat skończyła
się pierwsza połowa i platynowy chłopiec ruszył w stronę kuchni, żeby przynieść
nam jeszcze po piwie, gdy dało się słyszeć pukanie do drzwi. Pojęcia zielonego
nie miałem, kto mógłby się tam przywlec o tej porze, więc odwróciłem się tylko
w stronę drzwi, czekając aż mój przyjaciel zajmie się zbyciem gościa. Niemniej
zaraz potem znieruchomieliśmy wszyscy trzej: ja, on i nasz gość również. Byłem
pewien, że widzę, jak Andreas zaciska mocniej dłoń na klamce i zanim jeszcze
Bill, który przylazł tam nie wiadomo, po jaką cholerę, zdążył w ogóle otworzyć
usta, oznajmił:
- Tom, do ciebie.
Zaraz potem oddalił się od drzwi w
kierunku kuchni. Na dnie żołądka miałem wtedy dosłownie głaz, a język nagle
zamienił mi się w supeł. Musiałem najpierw przełknąć wiadro wody i rozplątać to
cholerstwo, żeby się odezwać. Zanim jednak to zrobiłem, Andy wyszedł z kuchni z
TRZEMA butelkami piwa.
- Do mnie? – wydusiłem z siebie
wreszcie, patrząc dziwnie na platynowego. – Czemu do mnie? Znaczy wiesz… no…
- Dajcie spokój – mruknął kpiarsko
chłopak, siadając niedbale na kanapie. – Wiem o was przynajmniej od miesiąca –
oznajmił, jakby nigdy nic. Zaraz potem dało się słyszeć syknięcie i pyknięcie,
świadczące o otworzeniu butelki. Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi ze
zdumienia oczyma, zastanawiając się nad tym, czy aby nie kłamie. Niby skąd miał
wiedzieć? A poza tym to, po co ten ciołek tu przylazł?!
- Naprawdę? – odezwał się wreszcie
czarnowłosy, zbliżając się niepewnie do kanapy, na której siedzieliśmy. To
dobre pytanie było, ale nie mieliśmy póki co żadnej pewności, że usłyszymy
prawdziwą odpowiedź. Ale miałem lepsze. Dlaczego Andreas jest taki spokojny? –
No, bo ja właśnie… pomyślałem, że skoro tu siedzicie razem, to może sobie
wyjaśnimy wszystko i…
- Co chcesz mi wyjaśnić? – warknął w
jego stronę, zerkając nieprzyjemnie przez ramię na czarnego. Nawet mnie
przeszły dreszcze, więc skrzywiłem się tylko, widząc, jak Bill spuszcza głowę.
– Miałem wystarczająco czasu, żeby dojść do tego, że nie specjalnie zrobiliście
ze mnie jelenia i pogodziłem się z tym. Póki co jeszcze nie jestem z tego
powodu szczęśliwy, ale nie chce mi się o tym gadać, zgoda?
- Ah… no… skoro… no, dobrze –
wydukał nieporadnie czarny. Choć jakby nie patrzeć, to ja nie odważyłem się
powiedzieć ani słowa. – W takim razie ja już…
- Przyniosłem ci piwo – przerwał mu
znów Andy. Teraz to ja spojrzałem na niego krzywo. Może trochę podejrzliwie…
Ale czy ktoś może mieć do mnie pretensje, że wcale nie podoba mi się fakt, iż
były mojego obecnego, zatrzymuje go, bo „przyniósł mu piwo”?!
No, dobra. Może trochę przesadziłem.
Ale czułem się nieco zmieszany. Bill czaił się przez dłuższą chwilę, nim usiadł
wreszcie na fotelu. Daleko zarówno od Andreasa, jak i ode mnie. Cóż, z dwojga
złego już lepsze to. Tylko dlaczego patrzył na niego cielęcymi oczyma, to nie
miałem pojęcia. Otworzyłem piwo sobie i jemu, po czym podsunąłem mu jedną
butelkę, czując na sobie spojrzenie przyjaciela. Cholera, czułem się nieswojo.
Dopiero po kilku minutach gapienia się na siebie w ciszy i udawania, że
interesuje nas, co w studiu mówią o pierwszej połowie meczu, odchrząknąłem
wreszcie cicho.
- Właściwie… skąd się dowiedziałeś?
– zapytałem wreszcie, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Może i pójdę do piekła,
ale musiałem wiedzieć. W końcu starałem się nie wydać przed nikim. Wydawało mi
się, że szło mi całkiem nieźle…
Andreas jednak westchnął tylko
zniecierpliwiony.
- Ciężko było przeoczyć, że chodzisz
po mieszkaniu nieprzytomny. Poza tym ostatnio w klubie zaczęły chodzić plotki,
że się z kimś związałeś – stwierdził, patrząc się jednak w butelkę piwa,
zamiast na któregokolwiek z nas. – Biorąc pod uwagę, że o niczym mi nie
powiedziałeś, naprawdę nie było trudno się domyślić, kim jest „Mr. B” z twoich
kontaktów. Naprawdę, nic banalniejszego nie mogłeś wymyślić? – zapytał z przekąsem,
na co zrobiłem głupią minę.
Okazałem się nieco kiepskim
krętaczem.
- I nie byłeś zły? – odezwał się
znów ostrożnie Bill. Zerknąłem na niego uważnie.
Tak, Billy, ślicznie dziś wyglądasz,
ale miało cię tu nie być! Chyba wolałem nie wiedzieć, że on wie. Życie w
niewiedzy było dotąd całkiem przyjemne. A teraz nie miałem nawet wymówki, żeby
wciąż powstrzymywać się z powiedzeniem innym prawdy.
- Zły? Byłem wściekły. Ale Tom miał
szczęście, że akurat gdzieś wybył jeszcze tego samego dnia, gdy się domyśliłem.
Andreas na mój widok zrobił taką
minę, że miałem ochotę zawrócić i zacząć uciekać, szczególnie, że dredziarzowi
jakoś nie chciało się spieszyć mi z ratunkiem. Zresztą mogłem się tylko
domyślić, jaki będzie naburmuszony, gdy już stamtąd wyjdziemy. Właściwie nie
miałem pojęcia, dlaczego zakładałem, że Tom wyjdzie ze mną. Chyba spodziewałem
się, że platynowy chłopiec zwyczajnie wyrzuci nas za drzwi.
A tu taka niespodzianka.
Najwidoczniej środki ostrożności Kaulitza były kiepskie, ale tak jak sądziłem –
to nawet lepiej. Andy przynajmniej miał czas, żeby wszystko sobie przemyśleć i
przestać się na nas wściekać. A przynajmniej nie robić tego już tak bardzo.
Mimowolnie uśmiechałem się pod nosem. No, ludzie! W końcu spędziłem z nim
trochę czasu prawda? Może to właśnie był powód, dla którego Tom zabijał mnie
wzrokiem, ale jakoś mnie to bawiło.
W każdym razie oglądaliśmy sobie tak
mecz przy piwie. Potem drugim, trzecim… Na dobrą sprawę, nie wiem, ile wypiłem,
ale była to wystarczająca ilość, żebyśmy zapomnieli o napięciu, jakie między
nami istniało. W końcowym efekcie wyglądało to tak, że ja i Andreas
pokładaliśmy się ze śmiechu, niemal przy tym płacząc, natomiast dredziarz
siedział naburmuszony obok nas i z założonymi rękoma wpatrywał się w telewizor.
W przeciwieństwie do nas, wcale dobrze się nie bawił i najwidoczniej nie
podobało mu się to, że akurat my świetnie się dogadujemy. Rzecz jasna byłem tym
faktem okropnie oburzony, co właśnie oznajmiałem swojemu byłemu, gdy poczułem
jak kanapa zmienia… Nie, wróć! To ja zmieniłem położenie na kanapie i gdzieś
tam śmignęła mi twarz platynowego chłopca, ale w następnej chwili zostałem już
pociągnięty stamtąd przez Toma, który następnie zarzucił mnie sobie na ramię
jak worek ziemniaków. Miał szczęście wielkie, że się ogarnąłem, inaczej
ozdobiłbym drogę za nami zawartością mojego żołądka, jak Jaś i Małgosia
okruszkami. Obawiam się jednak, że nie znalazłoby się tam żadne ptactwo,
którego chciałoby to po mnie posprzątać.
- Tom! Puść! – oburzałem się po
drodze, ale on tylko potrząsnął mną niezadowolony. Pomachałem więc jeszcze
tylko na pożegnanie do Andreasa i pozwoliłem wrzucić się do sypialni dredziarza.
Trafiłem prosto do łóżka, uśmiechając się bezczelnie pod nosem, co chyba nie
podobało się mojemu chłopakowi. – Czemu taki jesteś? – zapytałem zaraz potem z
niezadowoleniem.
- Nie drażnij się ze mną – wymruczał
zły, siadając przy biurku. Podniosłem się na łokciach, co poskutkowało lekkim
zawrotem głowy.
- Jeszcze wcześnie, to było niemiłe
z twojej strony. Powinieneś się cieszyć, że Andy nam odpuścił, a nie wynosić
mnie na jego oczach do łóżka – stwierdziłem, opadając znów na poduszki.
Przeciągnąłem się i oblizałem lekko wargi. Było mi tak jakoś lekko i
bezmyślnie, że najchętniej wlałbym w siebie jeszcze jakieś jedno piwko.
W każdym razie dredziarzowi nie
podobało się to, co mówiłem. Patrzył na mnie coraz bardziej morderczym
wzrokiem, a ja jak na złość w ogólnie nie potrafiłem zareagować na to w
odpowiedni sposób. Jego zachowanie wydawało mi się całkiem zabawne, więc
jedynie chichrałem się pod nosem. Uspokoiłem się nieco dopiero, gdy usiadł na
łóżku i zawisnął nad moją twarzą.
- Chyba coś ci się pomyliło –
oznajmił poważnie, wpatrując się w moją twarz, jakbym był brudny. O co mu
chodzi? Wredota jedna. Przetarłem więc oczy i policzki. Pomyliło, pomyliło… Co
niby mi się miało pomylić? – Masz nie zbliżać się do Andreasa, zrozumiano? –
zapytał, na co ja zrobiłem głupią minę i pokręciłem przecząco głową. – Bill!
- Co?! – mruknąłem, kompletnie nie
rozumiejąc, co też chodzi mu po głowie. – Aż tak ci przeszkadza, że też mogę
się z nim kumplować?
- Aż tak mi przeszkadza to, że on ma
na ciebie ochotę, a ja nie będę się dzielił! – oznajmił mi poważnie, a ja…
parsknąłem śmiechem. Dobra, może to nie było zbyt miłe z mojej strony, ale nie
mogłem się powstrzymać. Serio? Serio uważał, że Andy dobierałby się do mnie na
jego oczach? Bez przesady!
Chociaż w sumie to on pchnął mnie na
kanapę i… hm. Przełknąłem nerwowo ślinę, przypominając sobie tę scenkę. Coś
kręciło mnie w żołądku i nie wiedziałem, czy to zażenowanie, że przeoczyłem tę
sytuację, czy może coś innego. W sumie już nie raz takową widziałem, ale trzeba
przyznać, że w innych okolicznościach. Zwykle nie było Toma, który ratowałby
mnie z opresji, bo i to nie była opresja
i… odchrząknąłem cicho.
- O, trzeźwiejesz? – rzucił z
przekąsem dredziarz, po czym podniósł się z łóżka.
- No, ej… przecież nic się nie stało,
tak? – odezwałem się cicho.
- Nic, oczywiście, że nic! Ale sam
będziesz się tłumaczył Katti. Nie będziesz tu mieszkał, w żadnym wypadku się na
to nie zgadzam! – oznajmił wściekle, na co ja zrobiłem tylko duże oczy. Jakie
„mieszkał tu”? Toć ja już miałem swoje
miejsce, tak? Em… czyżbym nie pamiętał całego wieczoru? Odchrząknąłem
niezręcznie, ale nie podniosłem się, bo kręciło mi się w głowie. Niemniej
czułem, że tę kwestię trzeba będzie jakoś wyjaśnić…
- Tom, ale ja… - urwałem nagle i tym
razem poderwałem się z łóżka, zasłaniając sobie usta.
- Co ty?! – oburzył się, ale nic
mnie to już nie obchodziło.
- Będę rzygał… - udało mi się
jeszcze tylko wydusić, a dredziarz w tej samej chwili wystrzelił z pokoju, jak
z procy.
Spokojnie, bez stresu. Wrócił z miską
na czas!
Postanowiłem
sobie, że ostatni raz znoszę tych dwóch pedałów razem i to pijanych. Szlag mnie
trafiał. Andy w towarzystwie czarnowłosego i alkoholu w jakiś sposób całkiem
zapomniał, że coś było między nimi nie tak, jak również o tym, że od teraz
powinien trzymać ręce przy sobie. Dostawałem nerwicy, widząc jak trzyma jego
dłoń, coś mu tłumacząc. Na dodatek byli tak zajęci rozmową, chociaż nie wiem,
czy powinienem tak nazywać ich przekrzykiwanie się, że kompletnie nie zwracali
na mnie uwagi.
- Wiesz, Bill, na dobrą sprawę
mógłbyś tu do nas wrócić. Znajdziemy dla ciebie jakieś miejsce w naszym
mieszkanku, Tom na pewno się nie obrazi. Ja też nie mam nic przeciwko.
- Mówisz poważnie? – czarny pewnie
by podskoczył, gdyby ilość procentów we krwi nie zwiększyła grawitacji w
pokoju. – Matko, tak mi tęskno za tym miejscem! Widzę zresztą, że średnio tu
sobie radzicie. Na pewno przydałby się ktoś, kto by to ogarnął…
- Bill… - próbowałem mu przerwać,
ale rzecz jasna mnie nie słuchał. – Chyba zapomniałeś, że pracujesz i nie masz
czasu…
- Ale będę musiał najpierw
porozmawiać z Katti – oznajmił, wygrzebując telefon ze swojej torby, wysypując
z niej przy okazji całą zawartość. Szczerze mówiąc zrobiłem dziwną minę na
widok prezerwatyw walających się po podłodze. Po cholerę mu one…? – Katti?
Wiesz, jest taka sprawa… Nie, a czemu?… Późno, wiem, wybacz. Po prostu myślę,
że powinienem jak najwcześniej ci powiedzieć, że chcę się wynieść… Tak, bo
wracam do chłopaków, tak wyszło… Jasne, wyjaśnię ci, jak wrócę… Nie, nie dziś,
ale nie martw się, będę miał gdzie spać… Ehe…
Nie mam pojęcia, jak moja była
zareagowała na jego słowa, ale miałem nadzieję, że zorientowała się, że
czarnowłosy jest zalany. Andreas zaraz potem ucieszony przytulił się do niego,
a ja trzasnąłem pustą butelką o blat stołu, co dopiero zwróciło na mnie ich
uwagę. Nie trwało to jednak zbyt długo. Nie mogli się oprzeć, żeby streścić
sobie ostatnie, prawie trzy miesiące, odkąd to Bill się wyniósł. Miarka się
przebrała, gdy wygłupiając, się platynowy chłopiec pchnął moją ciamajdę na
łóżko i byłem niemal pewny, że zaraz się na niego rzuci – nawet jeśli nie miał
takiego zamiaru, moja wyobraźnia wiedziała lepiej. Zabrałem go wtedy do swojego
pokoju, nie odzywając się ani słowem do swojego kumpla.
Cholerne pedały, nigdy nie mają dość
doprowadzania mnie do szewskiej pasji!
Jakkolwiek bardzo starałem się
uspokoić, Bill nie dawał mi na to szans, irytując mnie swoim zachowaniem, a
konkretniej tym, że jest pijany i kompletnie nic do niego nie dociera. Gdybym
to ja tak robił na każdej imprezie, już dawno Katti złożyłaby na mnie doniesienie.
Zostałbym osądzony i skazany na wieczne potępienie. A jemu miało to niby ujść
płazem? Nic z tego, moi drodzy! Koniec z łakociami! Od dziś zaczyna się
szlaban!
W każdym razie niedługo po tym, jak
pozbył się zawartości żołądka, usnął na moim łóżku, kompletnie nie zdatny do
niczego. Nie pozostało mi więc nic innego, jak ogarnąć go jakoś do snu i samemu
się położyć, żeby następnego dnia dokonać zemsty. Ściągałem z niego ubrania jak
z wielkiej kukiełki i chociaż chuchro z niego straszne, namęczyłem się przy tym
porządnie. Andreas wpadł mi do pokoju akurat w momencie, gdy Bill był
pozbawiany skarpetek. W pierwszej chwili wyglądał jakby chciał coś powiedzieć,
ale zaraz potem jego wzrok spoczął na ciele MOJEGO chłopaka, którego musiałem w
związku z tym szybko przykryć. Rzecz jasna, żeby nie zmarzł.
- Czego tu? – odezwałem się do
trzymających się drzwi zwłok. Wyglądał, jakby sam przed chwilą kochał się z
kibelkiem, ale w przeciwieństwie do czarnego trzymał się jeszcze jakoś na
nogach. Cóż, był bardziej wprawiony, trzeba mu to przyznać.
- Kłamałem – odpowiedział mi cicho,
wpatrując się wciąż tempo w trupa leżącego na moim łóżku. Nie bardzo
rozumiałem, o co chodzi, więc mruknąłem coś tylko niewyraźnie. – Znaczy…
Dopiero kiedy przyszedł i… byłeś tak zmieszany, że dopiero wtedy poskładałem
fakty. No, że ty i on… - wydukał, nawet się nie ruszając. – Tylko chciałem,
żeby został. Tęsknię za nim i za cholerę nie mogę uwierzyć, że mi to
zrobiliście – rzucił na końcu. Wyjątkowo w tamtej chwili cieszyłem się, że wpatruje
się w czarnego, a nie we mnie. Chyba bym umarł. Matko, dlaczego ten pajac
musiał przyjść mi to teraz powiedzieć?!
- Andy, to nie było naumyślnie, to…
- próbowałem coś powiedzieć, ale on westchnął tylko. Wszedł do pokoju i usiadł
na skraju łóżka obok Billa. Co miałem mu, do cholery, powiedzieć? –
Przepraszam, stary. Sam nie byłem na coś takiego przygotowany, a Bill…
- Daj spokój – mruknął cicho, a mnie
przeszły dreszcze, gdy widziałem, jak gładzi lekko jego odkrytą dłoń. – Akurat
on nawet muchy by nie skrzywdził. Dociera to do mnie, tak po prostu wyszło –
stwierdził, chwiejąc się nieco, co usilnie starałem się ignorować. – Jak wam
się układa? – zapytał po chwili, a mnie coś przewróciło się w żołądku. Naprawdę
miałem z nim o tym rozmawiać?
- Hm, dobrze.
- Zapewne go rozpieszczasz, co?
Wyglądał dziś na tak szczęśliwego, że nie mogłem się napatrzeć. Też chciałem
rozpieszczać go przez całe życie, szło mi to średnio, no, ale…
- Andy…
- Oj, no, co? – mruknął oburzony,
zabierając ręce od czarnowłosego. – Domyślam się, że chciałbyś ukryć go przed
całym światem, ale to nie takie łatwe. Poza tym ukrywasz przed wszystkimi, że
jest coś między wami. Myślisz, że on dobrze się z tym czuje? – zarzucił mi, na
co skrzywiłem się tylko.
- Jakoś nie narzeka.
- A co ma robić? – warknął, po raz
pierwszy odrywając od niego wzrok, żeby spojrzeć na mnie. Oczy mu błyszczały, ale nie byłem
przekonany, czy to od alkoholu, czy przez łzy. Miałem nadzieję, że ta pierwsza
opcja jest właściwa. – Jeśli faktycznie się w tobie zakochał, to cieszy się, że
w ogóle z nim jesteś. Wiesz, jaki jest. Ja to coś innego, ale on sam nie zażąda
od ciebie, żebyś powiedział wszystkim prawdę. Zastanów się nad tym, bo jeśli go
zranisz, osobiście ususzę cię przez sen – oznajmił zaraz potem, podnosząc się z
łóżka. Ruszył do drzwi. – Idę użalać się nad sobą. A ty opiekuj się nim –
nakazał mi, po czym zniknął mi z oczu.
Nie odpowiedziałem mu, bo i nie
wiedziałem co. Zdawałem sobie dobrze sprawę, że ma rację, ale to wcale nie było
takie łatwe! On od zawsze był gejem, więc mógł sobie pogadać, a co ja miałem
powiedzieć? Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, co by się działo, gdybym
nagle oznajmił wszystkim, że związałem się z chłopakiem. Zjedliby mnie żywcem!
Z drugiej strony, nie było innego wyjścia. Nie zamierzałem odstąpić od Billa,
więc prędzej, czy później prawda i tak musiała wyjść na jaw. Uh, dlaczego on
nie może być kobietą?
Po tamtym wieczorze miałem chyba
największego kaca w życiu. I to nie tylko chorobę dnia wczorajszego, ale był to
najprawdziwszy kac moralny. Nie dość, że urwał mi się film, to jeszcze kiedy
zorientowałem się, co wyprawialiśmy z Andreasem na oczach dredziarza, miałem
ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież wcale nie chciałem źle, no. Mówiłem już,
że przechlapane jest być mną. Na szczęście Tommy uznał, że mój stan zarówno tuż
przed snem, jak i samopoczucie dnia kolejnego, były za to wystarczającą karą.
Mimo wszystko byłem naprawdę zadowolony, że znów mogłem dobrze dogadywać się z
platynowym chłopcem, pomimo wszystkiego, co razem przeszliśmy. Katti była mniej
litościwa.
Obraziła się na mnie totalnie, nawet
wtedy, gdy wyjaśniłem jej, że póki co nigdzie się nie wyprowadzam, po prostu
byłem pijany i dzwoniłem do niej bezmyślnie. Przekupiłem ją jednak butelką
dobrego, drogiego wina, na które polowała od dłuższego czasu.
Miałem potem jeszcze dziwną rozmowę
z Tomem. Ostatni raz był tak zmieszany i zażenowany, gdy wyznawał mi swoje
uczucia. Rzecz jasna było to w pewien sposób miłe. Przynajmniej do chwili, gdy
dowiedziałem się, o co chodzi. Przyznał mi, że nie ma już wymówki, żeby ukrywać
nas przed innymi, ale nie potrafi powiedzieć im tak po prostu prawdy. Prosił
mnie o czas na to, żeby sobie z tym jakoś poradzić. Nie powiem, żeby mnie to
ucieszyło, byliśmy razem od ponad dwóch miesięcy, a wciąż musieliśmy spotykać
się w tajemnicy i bawić się osobno. Obiecałem mu, że poczekam, bo – powiedzmy
sobie szczerze – co innego mogłem zrobić? Wściec się na niego i obrazić, że się
mnie wstydzi? Jak mówiłem ciężko jest być mną, więc nie mogłem. To i tak był
cud, że taki facet jak Tom zakochał się w geju i potrafił się z tym pogodzić.
Czekałem jedak wystarczająco długo, żeby nawet w końcu miec tego dość…
Byliśmy razem już pół roku. Katti
zaprzyjaźniła się z Andreasem i na powrót dogadywała się z Tomem, szczególnie,
że sama zalazła sobie kogoś ciekawego. Ja zacząłem z tego wszystkiego chodzić
na imprezy z Andreasem – Tom nie mógł mi tego wybić z głowy, bo sam chodził na
zabawy ze swoimi znajomymi, których ja nie znałem. Wściekał się, ale docierało
do niego na szczęście, że nie ma prawa się buntować. Obawiałem się nieco, że
jego ego zostanie nazbyt urażone, ale przetrwaliśmy to. Mogę chyba nawet powiedzieć,
że w pewien sposób sprowokowało go to do podjęcia decyzji.
Byłem zaskoczony, gdy któregoś
wieczoru dredziarz na powitanie oznajmił mi, że mnie kocha, podczas gdy dotąd
usłyszałem od niego te słowa tyle razy, że mógłbym policzyć to na palcach.
Potem wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy do klubu. Jego kumplom oczy wyszły z
orbit, gdy nas zobaczyli. Oczywiście zignorowali to, że przyszliśmy razem.
Nawet nie usłyszałem od nich żadnych obraźliwych uwag. Naśmiewałem się wraz z
nimi z jakichś bzdur, gdy Tom po prostu podszedł i podając mi drinka, objął
mnie ciasno w pasie i pocałował lekko w policzek. Właściwie, gdyby zrobić im
zdjęcie i wysłać na jakiś konkurs, byłem pewien pierwszego miejsca. Nie byli
zbyt wulgarni, co pozytywnie mnie zaskoczyło, ale ciężko było im przyjąć ten
fakt zgodnie z własnymi przekonaniami. Niemniej doczekałem się takiego dnia,
gdy mój drań przekazywał mi pozdrowienia od kumpli i zaproszenia na imprezy.
Ciężko było mi pojąć, że to już się
stało. Większość jego znajomych mnie zaakceptowało, inni trzymali się na
dystans, ale nie robili większych problemów. Z rodzinkami postanowiliśmy
poczekać jeszcze trochę, ale w tamtej chwili, nie obchodziło mnie już tak
bardzo, co oni zrobią z tym faktem. Czemu by miało, skoro i tak byliśmy… szczęśliwi?
Wtedy właśnie pomyślałem sobie, że
nieważne jak ciężko jest być mną – z Nim u boku, poradzę sobie ze wszystkim i
bez względu na wszystko.
- Bill? – usłyszałem od drzwi, będąc
akurat w trakcie pakowania swoich rzeczy do walizek.
- Już? – zdziwiłem się, próbując
upchać jakiś ciuch do torby. Katti wynosiła się do swojego faceta, a ja
wprowadzałem się właśnie z Tomem do naszego nowego gniazdka. Miałem jednak
nadgodziny w robocie i nie zdążyłem jeszcze ogarnąć bagaży. – Tom, daj mi
jeszcze chwilę… - jęknąłem, upychając wszystko w torbie.
- Spokojnie – rzucił, odciągając
mnie od walizki. Przyciągnął moje plecy, do swojej klatki i poczułem jego wargi
na swojej szyi. Zaraz potem do mojego zmysłu węchu dotarł cudowny zapach. –
Mamy do jutra dużo czasu, wieczorem zamówię taksówkę. Ale! Do cukierni
przywieźli nowe ciasno, podobno jest genialne – oznajmił, podsuwając mi pod nos
spore zawiniątko. Na samą myśl się oblizałem. – Poza tym w sklepie zobaczyłem
wino, które ostatnio piliśmy. Było dobre, prawda? - stwierdził, podsuwając mi również
butelkę.
- Tom… - mruknąłem, odwracając się
do niego twarzą. Rzuciłem mu się na szyję i wpiłem od razu w jego wargi. To
przez niego, wiecznie zapominałem, że istnieje coś takiego jak stres. To był
naprawdę długi i przyjemny dzień, zanim znów musiałem zabrać się za pakowanie.
Ale… było świetnie i odtąd wcale nie było już tak źle być mną.
nie nie nie nie nieee! ;( dlaczego musiało się skończyć :( Odcinek jak zawsze świetny, zresztą Lokator pozostanie długo mojej pamięci i często bd do niego wracać:) Dziękuję Ci za to!:* Cudowna historia;3 Z niecierpliwością czekam na następną :)
OdpowiedzUsuńO-ojej,,, To już koniec...?
OdpowiedzUsuńNaprawdę trudno jest mi się z tym pogodzić, bo... cóż, naprawdę przywiązałam się do tego opowiadania. Tak, jak.... cóż, jak do większości twoich opowiadań.
Uwielbiam cię, po prostu uwielbiam.
Każde twoje opowiadanie jest oryginalne, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo potrafisz mnie podbudować w chwilach zwątpienia.
Wracam sobie wtedy do Doktorka albo do Billa-sieroty, kochanego Lokatora.
Szanuję cię tak bardzo , kocham to, jak piszesz.
Lokator zdecydowanie należy do jednego z moich ulubionych opowiadań i będę często do niego wracała~
Jeszcze raz powtórzę, że cię uwielbiam i... Wesołych Świąt c:
Ah, będzie mi tego brakować... Ale zakończenie cudowne! Tak... tak pozytywne ^ ^
OdpowiedzUsuńNaprawde będzie mi tego brakować, bo z utęsknieniem czekałam na kolejne przygody ciapowatego Billa. Ale jakże mogłoby być inaczej, przecież cudownie piszesz, za każdym zakończonym opowiadaniem sie tęskni :*
jej, nie mogę uwierzyć, że to już koniec lokatora. :-( cholernie podobało mi się całe opowiadanie, a najbardziej zakończenie, jesteś wielka. czekam na następny twincest.
OdpowiedzUsuńnice :) mysle ze po tej burzy co mieli, teraz powinno byc juz lepiej. nie, no serio bycie Billem to najbadziej skomplikowana rzecz na swiecie - ale od czego ma Toma hahahahha :)
OdpowiedzUsuńCzoko, jak ja nie lubię takich chwil, kiedy tak cudowne opowiadania dobiegają końca.Twoja historia wielokrotnie mnie rozśmieszała, wzruszała no i te sceny ;-) Naprawdę pokochałam twój świat tej szalonej trójki. Piszesz cudownie. Dzięki za te wspólne tygodnie czytania tu i na KIL-u. Teraz mi pozostaje czekać na twoje kolejne dzieło, bo masz ogromny talent do pisania. Powodzenia ;-)
OdpowiedzUsuńJej, nie mogę uwierzyć, że to już koniec Lokatora na gapę. Ich historia była niesamowita - zabawna, na początku nieco zagadkowa. Nawet w niektórych momentach pełna napięcia. Super. Masz talent :)
OdpowiedzUsuńTak więc dziękuję Ci za to opowiadanie i czekam na kolejne :)
http://ty-i-ja-to-my.blogspot.com/