poniedziałek, 22 kwietnia 2013

[3/22] Shelter


Witajcie ;). Notka miała być szybko, wiem, ale ostatnio czas po prostu ucieka mi przez palce. Niewiele mogę na to poradzić. W każdym razie mam jeszcze trochę czasu przed wyjściem na uczelnię, więc pozwoliłam sobie wykorzystać go właśnie w taki sposób, żeby zrobić Wam małą niespodziankę ;). Jesteście ciekawi, kim jest znajda i co ciekawego zmaluje w najbliższym czasie? ^^ W takim razie zapraszam do czytania ;3! I oczywiście czekam na Wasze opinie, to dla mnie bardzo ważne!
Może macie jakieś pomysły odnośnie Znajdy? ;>

Wasza Czokoladka ;).
FACEBOOK


Część 2.

            Ciężko było przyznać się do tego nawet przed samym sobą, ale chciałem już jak najprędzej skończyć swoją robotę. Jak na złość czas w biurze dłużył mi się niemożliwie. Do tego stopnia, że miałem chęć zarzucić komuś spowalnianie zegarków. Dlatego też, gdy mogłem już opuścić firmę, czułem się zwyczajnie zmęczony tym czekaniem. Niemniej zebrałem się szybko, planując skoczyć najpierw do apartamentu, żeby się przebrać przed wizytą u znajdy. Starałem się nawet nad tym nie zastanawiać, bo było mi głupio z tą myślą. Dumny ja i nie wiadomo kto w jednym mieszkaniu, przy jednym stole i ta nierozumna radość z mojej strony… Stanowczo musiałem coś z tym zrobić. Ale później. Na razie wybierałem się na kolację, a jak człowiek jest najedzony, to lepiej mu się myśli.
            W apartamencie garnitur i krawat poszły w cholerę, ale nie byłem pewien, czy wolę ubrać się bardziej oficjalnie czy może przypomnieć sobie, jak za młodzieńczych czasów ganiałem w szerokich spodniach. Decyzja była nieco trudna, ale wreszcie zdecydowałem się na zwykłe dżinsy i czarną koszulę. Na to zarzuciłem marynarkę i mogłem już zabierać się do Billa. Dawno już czerwone światła stające mi na drodze nie działały mi tak na nerwy, ale gdy wreszcie dotarłem pod drzwi, musiałem się opanować, żeby nie szczerzyć się jak głupi do sera. A że przyszedłem właściwie do siebie, nawet nie zapukałem, tylko nacisnąłem na klamkę.
            Drzwi natychmiastowo mi uległy, więc od razu wszedłem do środka, pozbywając się płaszcza i szalu. Gdy zajrzałem w głąb mieszkania, Bill stał akurat przed stolikiem, zapinając koszulę. Przyjrzałem mu się uważnie, nim jeszcze podniósł na mnie wzrok, zastanawiając się, skąd wziął te  ubrania. Poszedł po nie do domu?
            Do czarnej, dopasowanej koszuli miał na sobie spodnie z ciemnego dżinsu, a jego włosy spięte były w schludną kitkę. Przynajmniej jeszcze przez chwilę, zanim jednym ruchem ręki pozwolił im rozsypać się wokół głowy. Odchrząknąłem cicho. Dopiero na mój widok na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, a na policzkach rumieńce.
            - Dobrze wyglądasz jak na kogoś, kto jeszcze wczoraj o tej porze zamarzał na ławce w parku – stwierdziłem, lustrując go raz jeszcze.
            - Dzięki – odparł nieco speszony, po czym odchrząknął nieco. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moim kierunku. – Wczoraj byłem trochę… chyba rozumiesz – stwierdził, gdy ją uścisnąłem. – Nazywam się Bill Trumper.
            - Tom Kaulitz – również się przedstawiłem.
            - Mam nadzieję, że nie będziesz zły, że wziąłem twoje ubrania – powiedział, wskazując na siebie, na co ja zrobiłem tylko głupią minę. Nie miałem ubrań w takim rozmiarze. Zanim jednak zdążyłem się odezwać, Bill kontynuował. – Wybrałem rzeczy, które były trochę podniszczone i udało mi się dogadać z twoją sąsiadką – przyznał, uśmiechając się lekko.
            Ja za to nie miałem pojęcia, o czym on mówi. Wprawdzie nie znałem tu nikogo, ale nie spodziewałem się, sądząc po cenach tych mieszkań, żeby naprzeciwko mieszkała jakaś krawcowa. Niemniej kiedy rozejrzałem się po salonie, dostrzegłem w kącie maszynę do szycia i raz jeszcze przyjrzałem się swojej znajdzie. Ubrania wyglądały jak nowe. Zauważyłem jednak coś jeszcze. Konkretnie plastry na jego dwóch palcach u prawej dłoni.
            - Znaczy…? – odezwałem się, sądząc, że mi to wyjaśni.
            - To znaczy… To bardzo miła kobieta. Chciałem pożyczyć tylko igłę i nitkę, bo u ciebie nie mogłem tego nigdzie znaleźć, a ona dała mi maszynę do szycia, więc pozwoliłem sobie trochę przerobić ubrania – stwierdził wreszcie. Tak, byłem mocno zdziwiony. Zarówno koszula, jak i dżinsy były idealnie skrojone oraz zszyte. Jakby tego było mało na mankietach, kołnierzu i przy guzikach koszula była ozdobiona wyszywanymi wzorami. Wszystko było zrobione czarną nitką, niemniej wyglądało naprawdę imponująco. Skoro zrobił to wszystko sam, wcale się nie dziwiłem, że ma pokaleczone palce.
            - Zajmowałeś się wcześniej szyciem? – zapytałem wreszcie, nie mogąc się nadziwić, jak w tak krótkim czasie zrobił to wszystko i jeszcze przygotował obiad.
            - Trochę studiowałem w tym kierunku – odparł, uśmiechając się lekko. – Może usiądź do stołu, a ja podam zaraz obiad.
            - Pomogę…
            - Nie – przerwał mi, jakby nie chciał, żebym zaglądał do kuchni. Przez chwilę się zawahałem, ale w końcu z głupią miną usiadłem na wskazanym mi miejscu.
            Czarnowłosy zaserwował najpierw jakąś delikatną zupę, a potem drugie danie. Sądziłem, że zrobi coś prostego – spaghetti albo lasagne, czy cokolwiek innego z czego przygotowaniem nie ma problemu, ale to były potrawy jakie jada się w restauracjach. Naprawdę miałem ochotę zapytać, co jeszcze potrafi, bo coraz bardziej mnie zaskakiwał. Podał do tego nawet pasujące wino z mojego barku. Zarówno sztućce i kieliszki również były uważnie dobrane. Coraz bardziej zaczynało męczyć mnie pytanie, kim on w ogóle jest?
            - Dobrze gotujesz – stwierdziłem, gdy już byliśmy po obiedzie. Dolał nam znów wina, więc chwyciłem swój kieliszek, przyglądając mu się uważnie. Najwyraźniej nie wiedział, gdzie podziać wzrok, kiedy na niego patrzyłem i musiałem przyznać, że podobało mi się to. Zajmował się mną, jakbym był dla niego prawdziwym gościem, a on tylko kimś z obsługi. Poza tym był wyraźnie zawstydzony, gdy nie spuszczałem z niego wzroku.
            Odchrząknął cicho, zanim mi odpowiedział.
            - Pracowałem kilka lat w restauracji… - uciął, jakby nagle zrezygnował z powiedzenia czegoś, co jeszcze miał na myśli. – Mam nadzieję, że smakowało. Chciałem ci podziękować, bo… Pomyślałem, że może… po prostu postaram się stanąć na nogi. W końcu nie będziesz mnie tu trzymał przez całe życie. Gdybyś mnie wczoraj stamtąd nie zabrał…
            - Pewnie byś tam już zamarzł.
            - Tak, to też, ale wtedy nie myślałbym o daniu sobie szansy – oznajmił pewnie, choć wciąż nie patrzył na mnie. Denerwowało mnie to, ale co miałem zrobić? Nakrzyczeć na niego, że należy patrzeć w oczy osobie, z którą się rozmawia? Choć na początek chciałbym się dowiedzieć, dlaczego znalazł się w tym parku.
            - W takim razie… no… cieszę się – wydukałem, ganiąc się za to, jak trudno mi się mówi takie rzeczy. – Nie musisz się spieszyć, to mieszkanie i tak stoi puste, a jak widziałeś lodówka jest pełna zapasów – stwierdziłem, na co on pokiwał głową
            Wyglądało to tak, jakby planował na tym zakończyć nasze spotkanie. Dosłownie jak w restauracji. Przygotował wszystko, a po zjedzeniu trzeba wyjść. Chyba mnie to rozdrażniło, bo w rzeczywistości, choć nie chciałem myśleć o tym bezpośrednio, spodziewałem się, że spędzę z nim trochę czasu i dowiem się tego czy owego o jego przeszłości. W końcu każdy jakąś ma, a ja chciałem wiedzieć, do kogo wyciągnąłem pomocną dłoń. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby kogoś skrzywdzić, w każdym razie bardziej przypominał dzieciaka wyrzuconego z domu.
            Po dłuższej chwili podniósł się ze swojego miejsca, spoglądając na mnie przelotnie.
            - Sprzątnę ze stołu – oznajmił i zaczął wszystko zbierać.
            Zanim zdążył wrócić po drugą część naczyń do wyniesienia, ja dopiłem swoje wino i dolałem sobie kolejną lampkę. Nie powiedział ani słowa na ten temat. Chodził tylko w tę i z powrotem, jakby rzeczywiście był kelnerem. Ja natomiast wodziłem za nim wzrokiem, jak głupi, aż wreszcie nie wytrzymałem i poszedłem za nim do kuchni, gdzie właśnie wkładał naczynia do zmywarki. Nie dało się przeoczyć jego wypiętych pośladków, naprawdę. Poza tym, gdy teraz tak na niego patrzyłem, doszedłem do wniosku, że niewiele okłamałem brata. Głównie dlatego, że Bill wydawał się być tak drobny i delikatny, że niejedna kobieta mogłaby mu tego pozazdrościć.
            - Więc skoro chcesz mi podziękować, że cię tu zatrzymałem, mogę prosić o coś w zamian, prawda? – zasugerowałem, opierając się tuż za nim o blat szafki. Gdy odwracał się do mnie przodem, chyba zauważył, gdzie dotąd był utkwiony mój wzrok, szczególnie, że na jego policzkach widniały rumieńce. Nie wyglądał jednak na zaskoczonego. Zauważyłem jednak w tej chwili jak nerwowo przełyka ślinę, spuszczając wzrok na podłogę. Zdziwiło mnie to trochę. Chciałem zapytać go w zamian o jego historię, nie sądziłem, że tak bardzo się tego wstydzi. To jednak było niczym w porównaniu do tego, co usłyszałem zaraz potem.
            - Chcesz… chcesz iść do sypialni, czy wolisz gdzieś indziej? – wydukał tak cicho, że ledwie zrozumiałem, co do mnie powiedział, biorąc pod uwagę, że nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
            - Że niby co…?! – wykrzyknąłem, mogąc zaraz potem spojrzeć w szeroko otwarte, przerażone oczy czarnowłosego.
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, uciekł, a ja stałem tam, wciąż jeszcze próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Czy on naprawdę proponował mi pójście do łóżka? Nie. On sądził, że ja będę tego od niego oczekiwał i to chyba najbardziej mnie zmroziło. Może i jestem uciążliwym człowiekiem, ale na pewno nie na tyle odrażającym, żeby komuś pomagać i wykorzystywać go w zamian! Nie mieściło mi się to w głowie, ale ani myślałem to tak zostawić. Zakląłem wściekle pod nosem i wreszcie ruszyłem za nim. Pakował właśnie swoje rzeczy, w których go przywiozłem, do jakiegoś szmacianego worka. Był tak spanikowany, że nie zauważył nawet, jak podchodzę i wpadł na mnie, gdy tylko się odwrócił. Chwyciłem go wtedy mocno za nadgarstek, a on po prostu zesztywniał, zaciskając mocno oczy.
            - Coś ty sobie myślał, do cholery? – warknąłem na niego i mogłem niemal zobaczyć, jak zaciska zęby. Bał się mnie. Dobre sobie.
            - Przepraszam… - wyszeptał ledwo słyszalnie.
            - Jakie przepraszam? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! – wrzasnąłem znów, widząc, jak jego dłonie zaciskają się jeszcze mocniej na worku. Czułem, jak drży i szczerze nie miałem pojęcia, co teraz zrobić. Była tylko jedna rzecz, która nasuwała mi się na myśl z związku z jego zachowaniem. – Poczekaj… - odezwałem się znów po chwili już spokojniej. – Czy… ktoś cię skrzywdził? – zapytałem wreszcie ostrożnie. Nie odpowiedział mi, ale grymas, który na chwilę pojawił się na jego twarzy, mówił więcej niż słowa. – A ty w związku z tym wolałeś zamarznąć na ławce, zamiast pójść na policję? I jeszcze mnie oskarżasz, że też miałbym to zrobić? Oszalałeś?!
            - To nie tak! – krzyknął, odsuwając się ode mnie. – Zabrał mnie tak, jak ty… kilka dni wcześniej – mówił, starając się powstrzymywać szloch. – Nakarmił, pozwolił u siebie zamieszkać, ale po pierwszej nocy… - urwał nagle dusząc w sobie szloch. A ja stałem jak debil, nie wiedząc, jak się zachować. Cholera. Jestem aspołeczny, dlaczego oczekuje się ode mnie współczucia, wsparcia czy czegokolwiek, co powinienem teraz okazać tej znajdzie? Wziąłem głęboki oddech, a potem odezwałem się, zanim on zdążył kontynuować opowieść o swoim poprzednim wybawcy. Zresztą idąc tokiem rozumowania, jaki mi się nasunął, wcale mi się nie spodobało, że wywnioskował, jakobym miał wykorzystywać go seksualnie w zamian za każdą spędzoną tu noc.
            - Chciałem tylko dowiedzieć się, dlaczego wylądowałeś w tym parku i kim byłeś wcześniej – oznajmiłem nieco szorstkim głosem, ale to jego wina, że mnie tak źle ocenił.
            Wreszcie podniósł na mnie wzrok, gdy to powiedziałem. W jego oczach błyszczało coś między niedowierzaniem a ulgą, tylko co ja niby powinienem teraz z nim zrobić? Westchnąłem ciężko i rozejrzałem się po mieszkaniu. Przecież go stąd nie wyrzucę, do cholery. Szczególnie po tym, co usłyszałem. Wyrzuty sumienia pożarłyby mnie żywcem! Zabrałem mu ten worek i rzuciłem go na bok, żeby nie drażnił mnie tym, że zamierza stąd w ogóle wychodzić. Starając się uspokoić, usiadłem na fotelu i chwyciłem butelkę wina, które zostało z obiadu i pociągnąłem z niej kilka sporych łyków.
            - Uciekłeś od niego? – zapytałem wreszcie, ale z początku nie wyglądało na to, żeby zamierzał mi odpowiedzieć. W końcu jednak pokiwał twierdząco głową. – Ale nie od razu, zgadłem?
            - Po kilku dniach – odparł szeptem. – Ale spróbuj mnie zrozumieć… Przez ponad tydzień włóczyłem się na mrozie, potrzebowałem… odpocząć. Chciałem znaleźć sobie pracę…
            - I co? Teraz też miałeś taki plan, tylko mnie sam postanowiłeś to zaproponować, bo co? Bo jestem młodszy od tamtego? Zgadłem?
            - Jesteś w moim wieku – powiedział powoli, jakby to robiło jakąś różnicę. Prychnąłem niezadowolony.
            - To nie zmienia faktu, że chciałem ci pomóc, a ty zamierzałeś zrobić ze mnie jakiegoś sponsora!
            Spodziewałem się, że zacznie się tłumaczyć. Miałem zresztą zamiar opieprzyć go za każdą jedną wymówkę, która nie przypadłaby mi do gustu, a że jestem upierdliwy, pewnie żadnej z nich bym nie uznał. On jednak stał przede mną ze spuszczoną głową i milczał, pokornie przyjmując na siebie całą winę. Świetnie, nie dość, że mnie wkurzył to jeszcze nie zamierzał pozwolić mi się wykrzyczeć, żebym potem łaskawie pozwolił mu tu zostać tak długo, jak tylko będzie potrzebował. Ale nie, bo po co, prawda?
            - I co teraz zamierzasz? – zapytałem wreszcie zniecierpliwiony.
            - Przykro mi, że cię uraziłem – stwierdził cicho. W jego głosie znów brzmiała ta ohydna rezygnacja. Nie cierpiałem słuchać czegoś takiego, więc skrzywiłem się wyraźnie. Bill najwyraźniej odebrał to trochę inaczej. – No i… wyniosę się, tylko jeśli byś się zgodził… wolałbym jutro. Noce są bardzo zimne… - wydukał, znów odwracając ode mnie twarz.
            - Nie zgadzam się – odparłem lodowato, wpatrując się w niego uparcie. Znów wtedy poczułem na sobie jego wzrok. Przerażony, prawie błagający. Prychnąłem tylko na ten widok. – W żadnym wypadku się stąd nie wyniesiesz. Będziesz tu mieszkał, dopóki nie przekonasz mnie, że jesteś w stanie sam się utrzymać – oznajmiłem mu i chociaż bardzo się starałem powstrzymywać, uśmiechnąłem się nieco wymownie.
            - Mówisz poważnie? – zapytał niepewnie.
            - Tak, całkowicie. Jutro wybierzemy się na małe zakupy, żebyś miał w czym chodzić, no i…
            - A mógłbym… o coś poprosić? – przerwał mi, chociaż mówił tak cicho, że sam zdziwiłem się, że zamilkłem.
            - O co?
            - Ja… wolałbym po prostu trochę materiału albo nawet jakieś twoje stare ubrania. I tak nic więcej nie potrafię prócz szycia i gotowania, miałbym czym się zająć – zasugerował ostrożnie. Odniosłem wrażenie, że wcześniej też planował o to poprosić. W każdym razie w żaden sposób mi to nie przeszkadzało, choć miło byłoby wyjść z kimś kto jest wdzięczny. Rzadko mogłem spodziewać się innych pozytywnych uczuć w moim kierunku. W końcu jednak wzruszyłem ramionami. Skoro mu na tym zależało, nie widziałem powodu, żeby się sprzeciwiać.
            - W porządku, możesz wziąć rzeczy, które są w szafkach, a o reszcie pomyślimy przy okazji – stwierdziłem, usiłując znów napić się wina. Problem polegał na tym, że właśnie wylałem z butelki ostatnie krople. Spojrzałem wymownie na puste szkło i nie zdążyłem się nawet odezwać, jak Bill stał już przy barku, czekając aż sobie czegoś zażyczę. – Brandy – rzuciłem krótko. – Weź dwie szklaneczki. Napijesz się ze mną.

9 komentarzy:

  1. Ojej... Nie wiem czy to możliwe, ale zrobiło mi się jeszcze bardziej żal Billa. I już wyobrażam sobie ten jego wystraszony wzrok...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, teraz, po alkoholu, może bardziej się rozkręca? :D
    Ten wcześniejszy "wybawca" Billa to sukinsyn -_-

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż... zgodzę się z Marcysią. Strasznie żal mi się zrobiło znajdy i potrafiłam sobie wyobrazić całą tą sytuację jakby właśnie się działa w moim pokoju obok biurka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś boska, cudowna i to opowiadanie jest ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę rozbawiła mnie sytuacja, gdy Bill tak odebrał intencje Toma ;) Jednak zdziwiłabym się gdyby zrozumiał o co mu naprawdę chodzi, podczas gdy Tom zasugerował to w tak dziwny, dwuznaczny sposób...
    Bardzo mi się podoba, oby kolejna część była szybciej bo nie mogę się już doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. już nie mogę się doczekać, aż zajdzie coś między nimi :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. nareszcie :) haha
    w sumie po histori Billa szkoda mi go i jeszcze ten Toma "wybuch" po tym co Bill powiedzial ale chyba jakos moze mu to wybaczyc. no i to ze nie mogl sie doczekac momentu kiedy pojedzie do swojego apartamentu na obiad ktory Bill mu zrobil w ramach podziekowan.
    az nie moge sie doczekac kolejnej czesci i tego jak to wszystko miedzy nimi sie potoczy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam sobie to i czytam... I w sumie nadal jeszcze nie wiem co sobie myślę i czy coś w ogóle. Po prostu biorę i czytam. Jako odprężenie przed snem. Więc wrzucaj następną część bo nie będę miała co jutro w łóżku czytać XD
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. I'm not sure where you are getting your info, but good topic. I needs to spend some time learning much more or understanding more. Thanks for magnificent info I was looking for this information for my mission.

    Also visit my web-site payday loans

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^