poniedziałek, 6 maja 2013

[4/22] Shelter



Witajcie! :) Wybaczcie, że tyle musieliście czekać na nową część, ale ostatnio prawie nie ma mnie w domu. W każdym razie dotarłam, dowiedziałam się przy okazji, że znalazłam się wśród opowiadań, które pojawią się w antologii yaoi, no i... Staram się nie myśleć o tym, jak bardzo mam przesrane na uczelni, więc koniec na ten temat xD.
Jakoś tak mi dziwnie zaglądać na bloga ze świadomością, że jest Was tu coraz mniej, ale co poradzić. Cieszę się, że choć część z Was jest tu ze mną i mam dla kogo publikować :).
W każdym razie dziś już nie marudzę, smacznego moi Kochani i czekam na Wasze opinie ;).

Wasza Czokoladka ;).
P.S. Facebook



Część 3.

            Im dłużej tam siedzieliśmy, tym więcej piliśmy, a im więcej wypiliśmy, tym luźniej się nam rozmawiało. Był o tyle sprytny, że łatwo ignorował wszelkie moje zaczepki słowne. Nie dawał się sprowokować i właściwie ani razu już nie zdarzyło mu się mnie zdenerwować, chociaż bardzo się pilnował, żeby nie powiedzieć mi o swojej przeszłości nic z tego, co najbardziej chciałbym wiedzieć. Niemniej zrobiło się późno, a ja byłem dość pijany, żeby zdecydować, że na pewno nie wrócę do swojego apartamentu autem. Kiedy podniosłem się z fotela, zrozumiałem, że nawet dotarcie do taksówki mogłoby przysporzyć mi pewnych problemów. Zamlaskałem nieco zamglony, jednak z uśmiechem na twarzy. Zastanawiałem się, co zrobiłem z telefonem komórkowym, zanim przypomniałem sobie o tym, że jest tu gdzieś stacjonarny.
            - Właściwie możesz tu przecież zostać, jesteś u siebie – stwierdził czarnowłosy, który leżał sobie wygodnie na kanapie. Obróciłem się do niego, myśląc nad tym, co powiedział. Z jakiegoś powodu szukałem wymówki, żeby jednak stąd wyjść, ale jakoś ciężko było mi się skupić. – Na dobrą sprawę… - zaczął znów, starając się mówić powoli i wyraźnie. – Gdybyś tu częściej bywał, mógłbym ci gotować, czy sprzątać… - powiedział z zastanowieniem. Zmrużyłem oczy, ale nic nie odpowiedziałem, uznając, że będzie lepiej, jeśli przemyślę to na trzeźwo, choć na chwilę obecną taka opcja była dość obiecująca.
            - Póki co… dziś zostanę – oznajmiłem, przecierając twarz dłońmi.
            Kultura wymaga tego, żeby po całym dniu wziąć prysznic i dopiero wtedy położyć się spać, szczególnie po alkoholu, który nie przypomina w zapachu nic przyjemnego. Rzecz w tym, że uznałem, iż nie ma mowy, żebym w ogóle wlazł w tym stanie pod prysznic. Poczłapałem więc bez zastanowienia prosto do sypialni. Nie wiem tylko, czy bardziej zdziwiłbym się tym, co zobaczyłem na trzeźwo, czy może w tej chwili był to szczyt szoku, przez który aż się zachwiałem.
            Bill naprawdę uważał, że będę chciał go przelecieć. Świadczyły o tym przedmioty, które musiał znaleźć w szafkach, a które leżały teraz na łóżku. Żel, kajdanki, świeża pościel i nawet świeczki, czekające tylko na zapalenie. Ktoś najwyraźniej bardzo chciał mi się przypodobać i faktycznie, podobało mi się to. Tylko, że aktualnie byłem zalany i to był główny powód, dla którego mnie to kręciło. Oblizałem się i podszedłem do łóżka, zrzucając po drodze koszulę. Rozpiąłem spodnie i ściągnąłem je niedbale, po czym będąc już w samych skarpetkach i bokserkach, wziąłem do rąk kajdanki. Cóż, jak byłem młodszy zdarzało mi się sprowadzać dziewczyny, które lubiły się dobrze zabawić.
            - Wybacz… - usłyszałem czyjeś mruknięcie i spojrzałem na czarnowłosego, który nie wiadomo kiedy wszedł do sypialni i właśnie całkowicie zawstydzony zabierał wszystkie te rzeczy. – Nie wiem, co sobie myślałem.
            - Myślałeś, że cię przelecę – odpowiedziałem mu wprost. Zbytnia szczerość po alkoholu nie zawsze była dla mnie zaletą, dlatego zwykle starałem się z nią walczyć. Ale tym razem czułem się wyjątkowo swobodnie, przyglądając się poczynaniom chłopaka.
            - No, tak… - mruknął cicho. – To ja… położę się w salonie. Dobranoc – powiedział jeszcze, ale zdążyłem złapać go za nadgarstek, nim się oddalił. Zmrużyłem na niego oczy, żeby skupić się na tym, co chcę powiedzieć.
            - Jesteś moim gościem… więc nie będziesz spał na kanapie.
            - Ale…
            - Cicho! Będziesz spał tutaj – oznajmiłem, wskazując drugą połowę łóżka.
            Przez chwilę miał minę, jakby nie podobał mu się ten pomysł, ale w rezultacie pokiwał tylko twierdząco głową. Miałem oczywiście jeszcze na myśli, że łóżko jest właściwie trzyosobowe, więc każdy będzie miał dużo miejsca, ale dużo to mi się nie chciało wtedy gadać, więc sobie odpuściłem. Do niego najwyraźniej i tak samo to dotarło. Nie wypił tyle, co ja. Wyszedł na chwilę, najwyraźniej pod prysznic i niedługo potem leżał już pod drugą kołdrą po przeciwnej stronie łóżka.
            Co w żaden sposób nie przeszkodziło w tym, żebym rano obudziłem się, czując czyjeś drobne ciało wtulone w moje. Chwilę to potrwało, nim otworzyłem oczy i załapałem, że ta burza czarnych włosów nie należy do żadnej panienki, ale do mojej znajdy.
            W jednej chwili zrobiło mi się gorąco, ale zamiast go od siebie odepchnąć, czy wyjść z tego łóżka, po prostu znieruchomiałem, żeby go nie obudzić i nie przestraszyć. W końcu wypiliśmy trochę poprzedniego wieczoru i nie chciałem ryzykować, że zarzuci mi, że jednak się do niego dobierałem. Chociaż normalnie nic by mnie nie interesowało, co myśli. Poza tym wyglądał tak spokojnie i niewinnie, że nie miałem serca go wtedy wyrywać ze snu. Jak ktoś mógł wyrzucić go z domu, a jeszcze ktoś inny tak potraktować? Rozumiałem, że może się podobać, ale żeby zmuszać go do takich rzeczy? Westchnąłem cicho. Na zewnątrz było już jasno, a to oznaczało, że zaspałem do biura. Na moim stanowisku jednak nikt nie zwracał uwagi na coś takiego. Nikt prócz Andreasa, rzecz jasna, bo on uwielbiał mnie pilnować i działać mi tym niesamowicie na nerwy. W każdym razie, nie zamierzałem się ruszać, dopóki Bill sam się nie obudzi. Uśmiechnąłem się mimowolnie, przyglądając się jego śpiącej twarzy i bardzo ostrożnie odgarnąłem włosy z jego twarzy. Był uśmiechnięty i tak ufnie we mnie wtulony, że nie mogłem się na to napatrzeć. Co lepsze, a na co praktycznie nie zwróciłem wtedy uwagi, jak mi się wydaje dlatego, że nie zdążyłem jeszcze wytrzeźwieć, w ogóle nie przeszkadzało mi, że czarnowłosy jest tak blisko mnie. W jakiś sposób po prostu cieszyłem się, że nic mu przy mnie nie grozi.

            - Nie wydaje wam się, że Tom ostatnio jest jakiś taki… pogodniejszy?
            - I mniej wredny.
            - Tak, też to zauważyłam.
            - Ha, a ja wiem dlaczego!
            Podczas, gdy pracownicy dyskutowali sobie o mnie podczas przerwy, jakby nie zdawali sobie sprawy, że ich słyszę, Andreas wszedł tam z dumnie podniesioną głową i zaraz potem zaczął im opowiadać o mojej znajdzie. Albo raczej o Billy, która nigdy nie istniała. W każdym razie było w tym coś z prawdy, że zrobiłem się jakiś łagodniejszy. Ludzie, którzy mi podlegali w firmie nie mieli już ze mną tak przechlapane, jak zazwyczaj. Tylko, że obawiałem się przyznać, że to faktycznie czarnowłosy jest tego powodem.
            Obiecałem mu wpadać kilka razy w tygodniu, a jednak każdego dnia z niecierpliwością zerkałem na zegarek, gdy zbliżała się godzina, o której bez problemów mogłem opuścić stanowisko, bo nikogo już nie trzeba było pilnować, a cała robota została dobrze wykonana. Nawet ojciec zapomniał, że chciał swatać mnie z tamtą dziewczyną i pochwalił mnie za moją pracę. Właśnie szedłem z tą informacją do Billa, u którego i tak przesiadywałem codziennie, a czasem nawet zostawałem na noc. Nie wiedziałem, czy naprawdę lubi moje towarzystwo, czy po prostu to kwestia wdzięczności za dach nad głową i zapewnienie różnych wygód, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać, żeby tam znowu nie pójść. Wprawdzie czarnowłosy nie skapnął się tamtego ranka, że spał wtulony w moje ciało, bo przekręcił się przez sen i odwrócił ode mnie, ale mimowolnie od tamtego czasu patrzyłem na niego inaczej. To nie była już po prostu znajda. Każdego dnia przychodziłem zobaczyć, co nowego uszył, zjeść jakiś jego pyszny obiad, a potem samemu wyspowiadać się ze wszystkiego, co robiłem tego dnia. Zawsze uważnie mnie słuchał.
            Mijały prawie trzy tygodnie. Bill wyglądał już jak człowiek: nie miał worów pod oczyma, jego zszarzała wcześniej skóra była teraz gładka i delikatna. Czasami zdarzało się, że dotykałem jego dłoni i nie mogłem skupić się na niczym innym. Przestałem być dokuczliwy i okazało się, że naprawdę dobrze się dogadujemy. Każdego dnia dziwiłem się zarówno sobie, jak i jego cierpliwości. Starałem się nie pamiętać o tym, że miał on znaleźć sobie pracę i stanąć na własne nogi, więc w żadnym wypadku nie wypominałem mu tego, że szyje zamiast składać podania do różnych miejsc. Byłem niemal pewien, że przyjęliby go bez problemu do wielu różnych restauracji w mieście, szczególnie gdyby dostał jeszcze bilecik z moim nazwiskiem, ale tylko raz zastanawiałem się, czy aby mu tego nie zaproponować. Tak naprawdę w ogóle nie chciałem, żeby to mu się wreszcie udało. Pierwszy raz miałem kogoś na tyle blisko, że nie musiałem rozmawiać o wszystkim z bratem.
            Swoją drogą Andreasowi nie bardzo się to podobało. W przeciwieństwie do mnie miał sporą gromadkę znajomych i kilku przyjaciół. Z drugiej strony zawsze powtarzał, że skoro ja uwielbiam być tak odpychający dla ludzi, powinienem dopuścić do siebie chociaż jego, który zna mnie od dziecka. Normalnie powiedziałbym „dobra, niech ci będzie”, ale ostatnimi czasy wyrzucałem z siebie najczęściej „nic z tego, jestem zajęty/umówiony”. Mój brat uśmiechał się wtedy tylko bezczelnie i życzył mi miłej zabawy. Przynajmniej do pewnego momentu. Potem zaczął wypytywać, czy dalej spotykam się z Billy, o której mu opowiadałem, więc dla świętego spokoju przytakiwałem, ignorując jego roszczenia do poznania dziewczyny, która po takim czasie wciąż chętnie się ze mną umawia. Jeszcze usilniej starałem się ignorować przeczucie, że to się kiedyś źle skończy.
            Tego dnia, niespodziewanie przed samym wyjściem, dostałem od ojca dodatkowe zadanie. Miałem zająć się jednym z klientów, o których normalnie powinien dbać mój brat. Jakimś dziwnym trafem wybył on jednak wcześniej z firmy i nie mogli go nigdzie złapać, a ja oczywiście byłem pod ręką. W pierwszej chwili wkurzyłem się, bo przecież jest wielu innych pracowników, choćby nawet asystent Andreasa, który powinien załatwiać za niego takie sprawy, ale zadanie wyszło prosto z gabinetu ojca i nie miałem jak się wykręcić. Opóźniło to mnie prawie o półtora godziny i byłem na tyle rozdrażniony tym faktem, że planowałem udać się prosto do swojego apartamentu, tym samym pierwszy raz zostawić Billa na cały dzień samego. Ledwo jednak zajechałem do siebie, rozdzwonił się mój telefon stacjonarny. Nie bardzo chciało mi się z kimkolwiek rozmawiać, ale dzwonek denerwował mnie niemiłosiernie, więc w końcu odebrałem.
            - Słucham? – warknąłem ostro do słuchawki, dając tym samym do zrozumienia rozmówcy, że nie mam chęci na pogawędki. – Halo?
            - Tom… będziesz dzisiaj? Ktoś tu do ciebie przyszedł… - stwierdził najwyraźniej zmieszany Bill, nie miałem wątpliwości. Ja za to zrobiłem głupią minę. Osoby, które znały to miejsce, nie miały raczej powodów, żeby mnie tam szukać. Nie miałem pojęcia, kim więc może być ta osoba.
            - Przedstawiał się?
            - Yhym – odparł i po jego głosie słyszałem już, że coś jest nie w porządku. Niecierpliwie, niemniej czekałem, aż wreszcie powie mi kto to taki. – Przedstawił się, jako twój brat, Andreas.

            Dawno nie złamałem tylu przepisów drogowych. Byłem za to pełen chęci mordu. Wiedziałem, że prędzej, czy później ten kretyn coś odstawi, ale żeby przyjść tam pod moją nieobecność?! Byłem niemal pewien, że to on poprosił ojca, żebym zajął się jego sprawą. Nawet nie chciałem wiedzieć, od kiedy czarnowłosy próbował się do mnie dodzwonić. Całkiem zapomniałem zostawić mu swój numer komórkowy i teraz miałem za swoje. Cholerny Andreas, zawsze musiał wtykać nos w nieswoje sprawy!
            Wpadłem do mieszkania jak zwykle bez pukania, lecz tym razem byłem dosłownie wściekły. Widok śliniącego się do Billa mojego własnego brata też ani trochę mnie nie pocieszał. Siedzieli razem na kanapie. Znajda był całkiem czerwony na twarzy, a Andreas siedział bardzo blisko. Stykali się udami, a ten baran trzymał rękę na oparciu za plecami czarnowłosego, mówiąc coś do niego cicho ze znajomym mi doskonale uśmiechem. Miałem ochotę go zabić. Zacisnąłem dłonie w pięści i zatrzasnąłem mocno drzwi. Bill najwyraźniej tylko na to czekał, bo poderwał się z kanapy i niemal podbiegł do mnie się przywitać. Kiedy już stał przede mną, spojrzałem na niego z wyraźnym niezadowoleniem. Coś ściskało mi się w żołądku na myśl, że przez ostatnie, prawie dwie godziny, mój brat usiłował położyć na nim swoje łapska.
            - Przepraszam. Byłem pewien, że to ty, więc krzyknąłem, że otwarte, a potem… - wzruszył ramionami.
            - Nieważne – mruknąłem, na co on tylko spuścił wzrok.
            - Pójdę do kuchni… - odparł cicho i tyle go widziałem. Na szczęście, bo miałem do porozmawiania z naszym gościem, a poziom mojej irytacji wzrastał wprost proporcjonalnie do czasu, który mijał od chwili, gdy ich zobaczyłem.
            - Cześć Tom! – zawołał do mnie wesoło brat. Posłałem mu wściekłe spojrzenie, ale podszedłem tam do niego. – Chyba musisz mi coś wyjaśnić, kłamczuszku.
            - Chyba, to miałeś się nie wtrącać. A nie, czekaj. Tego akurat NA PEWNO miałeś nie robić! – uniosłem się wkurzony.
            - Daj spokój, to ty od miesiąca oszukujesz mnie, że spotykasz się z jakąś dziewczyną, a ja przychodzę i zastaję tu kolesia, którego ktoś najwyraźniej wyrzucił z domu, a ty go sobie przygarnąłeś jako kurę domową – skwitował to z rozbawieniem, ale ja tylko zmrużyłem wściekle na niego oczy. – Musisz mnie zacząć zapraszać na obiadki, wiesz? – stwierdził, próbując zajrzeć do kuchni, gdzie krzątał się  Bill. – Sam z chęcią bym go schrupał.
            - Andreas, do cholery! – wrzasnąłem i w tej samej chwili dało się słyszeć trzask w kuchni. Najwyraźniej czarnowłosy przestraszył się i coś upuścił. – Wyjdziesz stąd i nawet nie próbuj tu więcej przychodzić. Masz zakaz zbliżania się do tego mieszkania, do Billa i do mojego życia!
            - Wyluzuj, dobra? – mruknął, krzywiąc się przy tym. – Co ci przeszkadza? Przecież go nie zgwałcę – zaśmiał się, oblizując wargi i znów spojrzał w kierunku kuchni. Miałem ochotę przetrącić mu ten jego uśmiech. – Myślę, że gdybyś nie odbierał tak jeszcze z pół godziny…
            - Przysięgam, że jeśli powiesz jeszcze słowo albo przyleziesz tu ponownie, tatuś dowie się jakiego ma zboczonego synka i nie będzie zmiłuj – oznajmiłem poważnie, jednak mój brat zaczął się śmiać.
            - Żartujesz sobie? Myślisz, że tatuś ci uwierzy?
            - Oczywiście. Na pewno znajdę kogoś, kto z chęcią potwierdzi moje słowa.
            - A jak myślisz…? – zaczął, opierając się wygodnie. – Tatuś ucieszy się, jeśli mu opowiem o tym, że ściągnąłeś do swojego sekretnego mieszkania jakiegoś obcego chłopaka, utrzymujesz go i spędzasz z nim cały wolny czas? Noce…?
            - Oszalałeś, tak? Kto ci naopowiadał takich bzdur? – warknąłem.
            - Nikt. Kazałem cię śledzić – odparł wesoło. – Skoro sam nie chciałeś mi powiedzieć, musiałem poznać to twoje cudo. No i poznałem. Ale przyznaj, że sam nie jesteś zainteresowany, prawda? – powiedział, podnosząc się z kanapy. Ruszył powoli w stronę kuchni. – Obiecuję nie zrobić twojemu kumplowi nic złego – dodał, puszczając mi oczko. Chwilę później znikł w kuchni. – Bill, zrobiłbyś mi pitnej czekolady? – zapytał go głośno. – Im dłużej na ciebie patrzę, tym bardziej mam ochotę na coś słodkiego…

            Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek twierdziłem, że mam ochotę zabić tego gnojka, to i tak było nic wobec chęci mordu, którą pałałem do niego tamtego dnia. Najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić, bo miałem przykre przeczucie, że on naprawdę pobiegnie do naszego ojca, gdy tylko wyrzucę go za drzwi. Dlatego też siedziałem tam wściekły przez resztę dnia, łażąc krok w krok za nim i czarnowłosym, który miał minę, jakby chciał stąd jak najprędzej uciec. Jego policzki nieustannie płonęły przez wszelkiego rodzaju zagrywki Andreasa, który robił wszystko, żeby moja znajda zwróciła na niego uwagę. Bill jednak należał raczej do milczków, dlatego na każde jego pytanie rzucał mi proszące spojrzenie i ani myślał odzywać się do mojego braciszka. I dobrze mu tak! Chyba naprawdę byłem ostatnio zbyt łagodny, również dla niego, ale skończyło się!
            Niestety, pod koniec wieczoru, gdy miałem już nadzieję, że Andy sobie grzecznie odpuści, Bill najwyraźniej uznał go za niegroźnego i znacząco się rozluźnił. Zaczął się śmiać z tych wszystkich beznadziejnych tekstów, które miały go komplementować, a których ten bałwan najwyraźniej wyuczył się na pamięć. Doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, bo to oznaczało, że prędko nie pozbędę się tego intruza. Zdziwiłem się tym samym, gdy wybiła dwudziesta trzecia, a on podniósł się i grzecznie oznajmił, że musi się już zbierać. Spojrzałem na niego podejrzliwie. Machnął tylko do czarnowłosego na pożegnanie, a mi zasugerował, żebym odprowadził go do drzwi. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę w małym korytarzyku, przy drzwiach frontowych.
            - Co ty knujesz? – zapytałem od razu poirytowany.
            - Już myślałem, że to naprawdę tylko twoja kura domowa, ale teraz widzę, że jest o co zawalczyć – oznajmił z zadowoleniem.
            - Słucham…?
            - Czym się martwisz? Przecież nie interesują cię chłopcy, a ja będę dla niego naprawdę miły, dobry i szczodry, obiecuję! – powiedział, szczerząc się w najlepsze. – Nie kłopocz się, jest homo na sto procent. Daję sobie kilka dni. Najdalej za tydzień będzie mój. Ciekawe, jaki jest w łóż…
            Tych słów już nie dałem mu dokończyć. Andreas uderzył plecami o drzwi, gdy bez ostrzeżenia uderzyłem go pięścią w twarz. Nie zamierzałem dłużej znosić jego wpieprzania się w moje życie i to bez względu na to, co powie nasz ojciec na obecność tego chłopaka w moim mieszkaniu. Równie dobrze mogę powiedzieć, że go zatrudniłem i spędzam tu czas, żeby móc spokojnie pracować. Nie wiedziałem, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem, ale byłem przekonany, że to o wiele wiarygodniejsza wersja dla dziedzica rodziny, niż ta, którą mógłby zaproponować mój biseksualny brat. Ja w przeciwieństwie do niego miałem dowody na to, jakie z niego ziółko. Chciałem tylko zrobić dobry uczynek dla tego zagubionego dzieciaka, nikt nie mógł mieć mi tego za złe. A już na pewno nie zamierzałem pozwolić komukolwiek go skrzywdzić po tym, czego poniekąd się już dowiedziałem. Złapałem więc brata za bluzę i docisnąłem do tych drzwi, zbliżając się do niego na odległość kilku centymetrów.
            - Tknij go małym paluszkiem, a przysięgam, że tego pożałujesz i już nigdy nie będziesz mógł wyrywać tych swoich naiwnych chłopców na tę śliczną buźkę. Czy to do ciebie dotarło? – wysyczałem, ale Andreas, który nieco doszedł już do siebie po moim uderzeniu, zaśmiał się tylko, próbując odepchnąć moją rękę.
            - Chyba zapomniałeś o czym rozmawialiśmy…
            - Nie, Andy, braciszku. To ty zapomniałeś z kim masz do czynienia. Jeśli koniecznie chcesz, żebym ci to udowodnił, niech zastanę cię tu jeszcze choć raz – oznajmiłem mu ostrzegawczo takim tonem, że w jego oczach przez chwilę mogłem dostrzec panikę. Oj, powinien się obawiać, jeśli raz jeszcze zajdzie mi za skórę.
            Zaraz potem wypuściłem go i nie czekając nawet aż wyjdzie, wróciłem wściekły do salonu. Nawet mojej znajdzie uśmiech zszedł z ust, gdy mnie zobaczył. Podniósł się ze swojego fotela jeszcze zanim ja usiadłem na swoim i zaraz po tym zniknął gdzieś w kuchni, podczas gdy dało się słyszeć zamykane drzwi frontowe. Sam nie wiedziałem, dlaczego zachowanie mojego brata tak bardzo wyprowadziło mnie z równowagi. Nie mogłem znieść widoku Billa śmiejącego się z jego słów. Śmiejącego się do niego i tylko posyłającego mi przepraszające spojrzenia. Przecież to ja zabrałem go z tego parku, prawda? Nakarmiłem, dałem ubranie i schronienie. Cholera, dałem mu więcej niż mógłby sobie wymarzyć i tak naprawdę nic od niego nie oczekiwałem. Dlaczego ktoś inny miałby wyciągać z tego jakiekolwiek korzyści? Czy chciałem zbyt wiele? Po prostu mieć tylko dla siebie takie miejsce, w którym bez zbędnych obaw mógłbym ukryć się przed całym światem. Andreas nie miał prawa wchodzić w to ze swoimi idiotycznymi flirtami.
            Z wiru myśli wyrwał mnie niepewny głos znajdy, wychylającej się z drzwi kuchennych. Spojrzałem na niego, wciąż zły, najwyraźniej nieco go tym strasząc. Szybko więc spuścił wzrok na podłogę.
            - Chciałbyś się czegoś napić? Wstawiłem wodę…
            - Nie, dzięki – starałem się brzmieć neutralnie, ale zabrzmiało to raczej chłodno. – Wolę napić się czegoś mocniejszego – dodałem zaraz potem, podnosząc się w stronę barku. Wyciągnąłem z niej butelkę i razem ze szklaneczką postawiłem na stoliku, choć wcale nie miałem ochoty się dzisiaj upijać.
            Bill podszedł zaraz potem do mnie i bez słowa nalał nieco trunku do szkła, po czym podał mi je, przyglądając mi się uważnie. Miałem nadzieję, że nie słyszał zbyt wiele z mojej wymiany zdań z bratem. Nie zamierzałem w ogóle go w to mieszać.
            - Przepraszam, że go w ogóle wpuściłem. Będę ostrożniejszy i zacznę zamykać drzwi – obiecał, stojąc przede mną wyprostowany jak struna. – Pójdę już szykować się do snu…
            - Planujesz coś na jutro? – zapytałem, teraz już o wiele spokojniej. Jego widok i ciepły ton głosu mnie uspokajał. Wiedziałem, że następnego dnia czeka mnie wojna, ale tego wieczoru chciałem jeszcze odpocząć.
            - Nie, dlaczego?
            - Zostań jeszcze ze mną. Nie lubię pić sam – oznajmiłem wprost. Chłopak zmieszał się nieco, ale przytaknął tylko cicho i usiadł nieopodal mnie, starając się uśmiechnąć. Rzeczywiście musiał być już zmęczony, ale naprawdę nie miałem ochoty siedzieć sam. Mój brat zabrał mi cenny czas, który spędzałem z czarnowłosym każdego dnia i chciałem to nadrobić. – Dziś był naprawdę parszywy dzień…

10 komentarzy:

  1. Nie mogłam się powstrzymać by nie przeczytać tej części kolejny raz. Nie wiem co masz w sobie, ale wielbię to co tworzysz bez słowa sprzeciwu. Mam nadzieję, że części będą pojawiały się w krótki odstępie czasowym i że akcja rozkręci się jeszcze bardziej. I oczywiście Tom nie pozwoli położyć łap na Billu. ;> Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na zawsze z tobą pozostanę <3
    Może nie zawsze jestem w stanie skomentować, ale staram się .3.

    OMNOMNOMNOMN, ZAZDROSNY TOMMY *O* na co czekasz? BIERZ GO OGIERZE >.> no dobra, wiem, że musisz najpierw sobie uświadomić, jak bardzo go kochasz i w ogóle, ale bierz go XD"
    Jejciu, wydaje się, że piszesz to z taką lekkością, tak łatwo się to czyta... Naprawdę, wszystko pokazujesz idealnie, niezbyt przesadzone, choć szczegółowe opisy dodają uroku całemu tekstowi. omnom, cudo na kółkach <3

    No, ja czekam sobie na kolejną notkę i teraz idę szamać jeszcze raz ten cudowny rozdział XD"

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, Tom jest zazdrosny :D
    A skoro Andreas kazał go śledzić, to znaczy, że jest gorszy niż myślałam -_- Coś czuję, że mimo ostrzeżenia brata, będzie stwarzał problemy...
    Czekam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zawsze bardzo mi się podobało :D możesz zgłosić boga do księgi FanFiction na stronie http://tokiohotel-news.pl/ :) jest ona tam dostępna i wiele osób z niej korzysta :) także mogłoby to pomóc :) a oto ona : http://issuu.com/thnews/docs/ksiegaffth?mode=window. Wystarczy napisać do administratorek :) wiele osób może się o tym dowiedzieć :) moje opowiadanie ma teraz więcej stałych gości :D także polecam.

    OdpowiedzUsuń
  5. jeeeeejć, niech ten tom juz zajmie się nim, tak jak trzeba *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. normalnie czekalam na ten post z niecierpliwieniem i nawet jaka szczesliwa jestem ze w koncu cos sie pojwilo :)
    wow, Bill musi rzeczywiscie miec cos w sobie skoro Tom tak sie zmienil, i gdzie wszyscy dookola to zauwazyli. ale Andreas. No nie dziwie sie dlaczego Tom tak na niego napadl. po jego gadce to bylo wrecz naturale hahaha

    OdpowiedzUsuń
  7. Super odcinek! Czekam niecierpliwie na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Zachowanie Toma staje się urocze - nic dodać, nic ująć. Nie mogę się doczekać kolejnej, a może dwóch kolejnych części... czuję, że w nich coś już się wydarzy pomiędzy nimi. Czekam niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie przejmuj się, kochana:) Ludzie przychodzą i odchodzą:) Najwyraźniej Ci co odeszli nie byli warci Twojej twórczości:) Buziaki, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I posiadasz wielki talent, jeśli go zmarnujesz to przyjadę do Ciebie i skopię Ci tyłeczek<3

      Usuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^