Hallo! :) Oto i notka, która miała się w sumie pojawić już w poniedziałek. Coś bym powiedziała, ale na chwilę obecną w głowie mam kompletną pustkę. I boli mnie prawa kostka, którą chyba skręciłam wczoraj po pijaku. Uhu, chyba jeszcze w życiu się tak nie narąbałam, wiecie? Wyszedł z tego syf, ale szczerze mówiąc, to był świetny dzień. Ale to tyle z mojego marudzenia ;). Ręce mi się trzęsą (trzeźwieję) i ledwie siedzę, więc spadam do łóżka.
Muszę od razu przeprosić, że nie powiadomię Was na gadu, ale jakby nie dam rady. Właściwie chyba podejmę decyzję, żeby przestać rozsyłać tam wiadomości. Rozsyłam je zbyt dużej ilości osób i zajmuje to stanowczo za dużo czasu. Będę więc jedynie wrzucać informację z datą i numerem odcinka na opis. To i FACEBOOK to bardzo wygodna dla mnie forma informowania, więc mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko. Jeśli będziecie tam zaglądać, na pewno będę mogła przekazać więcej informacji odnośnie opowiadania, tego kiedy następna część, ewentualnych pomysłów. Jeśli macie do mnie jakieś pytania, prośby, cokolwiek albo po prostu macie chęć pogadać, to zapraszam tam, na gadu, a także na Odpowie.
I to chyba na tyle mojego marudzenia dziś.
Bawcie się dobrze i dajcie koniecznie znać, jak podobał się Wam ten odcinek :).
Wasza Czokoladka ;).
Część 5.
Na szczęście zapowiadał się wolny
weekend, więc zamierzałem trochę odpocząć od tego całego zamieszania z moim
bratem i ojcem. Poza tym obiecałem sobie wyciągnąć znajdę na zakupy. Moje szafy
były pełne i akurat nie czułem specjalnej potrzeby kupienia sobie czegoś nowego,
za to miałem ochotę wydać trochę pieniędzy na uszczęśliwienie tej skromnej
buźki. Rzecz jasna nie było to wcale łatwe. Najpierw musiałem przekonać go,
żeby wybrał się ze mną do centrum, a tam niemal siłą wciągałem go do sklepów.
Bronił się przed tym jak mógł, ale w trzech z nich jego oczy wręcz krzyczały:
chcę! W każdym z nich namówiłem go, żeby przymierzył kilka z tych rzeczy,
prosząc elegancko ubrane kobiety, które nas obsługiwały, o nie podawanie cen
czarnowłosemu. Byłem przekonany, że w innym wypadku nie pozwoliłby mi na
zapłacenie tego rachunku. Nawet nie wiedziałem, że w tak prosty sposób można
poprawić sobie nastrój, ale gdy wychodziliśmy stamtąd z torbami, nawet nie
próbowałem kryć uśmiechu, a spięcie rodzinne dawno już poszło w niepamięć. Bill
zresztą nie dał mi ponieść żadnej swojej rzeczy i maszerował przed siebie z
rumieńcami na policzkach i błyskiem w oku. Skapitulowałem dopiero podczas
namawiania go do zjedzenia obiadu na mieście, więc zaraz po zakupach wróciliśmy
do mieszkania.
- Tom… Boże, pewnie wydałeś na mnie
całą fortunę… - wydusił z siebie wreszcie, gdzieś w trakcie przymierzania tych
kilku kupionych ciuchów. – A ja… ja przecież nawet stąd nie wychodzę. Chyba, że
do sklepu spożywczego. To jak wyrzucanie pieniędzy w błoto – lamentował, nie
mogąc jednak napatrzeć się na swoje lustrzane odbicie.
Ja natomiast siedziałem wygodnie w
fotelu i przyglądałem się z zadowoleniem zamieszaniu, jakie robił, a zdarzyło
mu się to pierwszy raz, odkąd go znalazłem. Powtarzał tylko w kółko, że nie
wypłaci mi się do końca życia, a ja śmiałem się z tego pod nosem. Nigdy dotąd
nie wydawałem pieniędzy z taką przyjemnością, chyba, że na własne zachcianki.
Ale miałem jakieś dziwne poczucie, że tym razem było warto. Bill był do tego
stopnia podekscytowany, że w rezultacie musiałem zamówić dla nas pizzę, bo nie
mógł trafić do kuchni. Niemal się na niego obraziłem, gdy po zjedzeniu jednego
kawałka oznajmił, że się najadł i ma teraz coś do zrobienia. Niewiele
brakowało, żebym nazwał go niewdzięcznikiem. Podczas, gdy on zamknął się w
sypialni, ja przerzucałem bezmyślnie kanały w telewizorze, nie mając na nic
konkretnego ochoty.
Po dłuższym czasie zdałem sobie
sprawę z tego, że raz po raz spoglądam w kierunku drzwi, za którymi siedziała
moja znajda. Zastanawiałem się, co robi i czy znów zdążył się przebrać, co
wywoływało na mojej twarzy poirytowany uśmieszek. Najgorsza z tego wszystkiego
była myśl, która nawiedziła mnie na wspomnienie jednej z kreacji, jakie Bill
przymierzał wcześniej podczas zakupów. Kompletnie nie mogłem pojąć, jak
ktokolwiek mógł chcieć skrzywdzić tego chłopaka. Z drugiej strony ani trochę
nie dziwiłem się mojemu bratu, który będąc na co dzień zainteresowanym
mężczyznami, od razu się na niego napalił. Gdyby nie, najwyraźniej wrodzona, skromność
czarnowłosego, jego szczupła sylwetka, postawa i odpowiednia stylizacja w
połączeniu stworzyłyby divę w pełnym tego słowa znaczeniu, której niejedna
kobieta mogłaby pozazdrościć uroku. Ani trochę nie podobały mi się te myśli i
byłem przekonany, że gdyby nie mój głupi brat, nigdy w życiu nie spojrzałbym w
ten sposób na swoją znajdę. A jednak patrzyłem i to coraz częściej.
Przysypiałem już na fotelu, gdy
rozbudził mnie zapach migdałowego płynu do kąpieli. Dopiero po chwili zdałem
sobie sprawę, że pochodzi on od ręki, która tarmosiła mnie za ramię. Bill kucał
przy moim fotelu z lekkim uśmiechem na twarzy i mocnymi wypiekami na
policzkach. Rozejrzałem się po pokoju, ale nie było tam nikogo, kto mógłby je
wywołać, więc zawahałem się przez chwilę. Chyba nie gadałem przez sen, co?
- Co jest? – zapytałem, podnosząc
się na fotelu i prostując kości.
- Przepraszam, że nie było mnie tak
długo – powiedział skromnie chłopak, po czym położył mi na nogach… coś. Nie wiedziałem, co to jest, bo było złożone w
kostkę, a w świetle, którego jedynym źródłem był telewizor, przypominało
skrawek materiału. Najwyraźniej do czarnowłosego też to dotarło, bo podniósł
się, żeby zapalić lampę. Wtedy dopiero zaczęło coś do mnie docierać.
Podniosłem więc leżący na moich
nogach materiał i rozłożyłem go, trzymając w rękach przed sobą. Zamrugałem
kilkukrotnie powiekami, zanim zrozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. A
wyglądało na to, że znajda siedział te wszystkie godziny w tamtym pokoju,
szyjąc dla mnie koszulę. Musiałem przyznać, że czegoś takiego nigdy w życiu na
sobie jeszcze nie miałem, więc jedynie patrzyłem wielkimi oczyma to na
materiał, to na chłopaka.
- To dla mnie? – zapytałem
zaskoczony.
- Nie podoba ci się? Znaczy… wybacz,
pierwszy raz projektowałem coś dla kogoś prócz siebie – wydukał niezręcznie.
Podszedł do mnie i chciał mi zabrać tę koszulę, ale szybko zabrałem ją z
zasięgu jego rąk. – Mogę ją poprawić. Może przy następnej próbie…
- A może dasz mi ją chociaż
przymierzyć? – przerwałem mu znacząco, przez co speszył się nieco. Chyba
zabrzmiało to trochę niemiło, ale przecież byłem zaspany, czego on ode mnie
oczekiwał? Nudziłem się, czekając na niego. Podniosłem się więc z fotela i
odkładając jego dzieło na bok, rozpiąłem koszulę, którą obecnie miałem na sobie
i rzuciłem ją niedbale na fotel. – Skąd miałeś wymiary? – zapytałem zaskoczony,
gdy wsuwałem się w czarny materiał, który wydawał się być idealnie wykrojony na
mnie. Kiedy zapiąłem już wszystkie guziki, zdawała się przylegać dobrze do
mojego ciała, ale wcale nie była obcisła i swobodnie mogłem się w niej
poruszać.
- Wszystkie twoje koszule są w tym
samym rozmiarze, przyjrzałem się trochę temu, jak na tobie wyglądają i co
trzeba w nich zmienić… Mam nadzieję, że nie jest ciasna? – zapytał, podchodząc
do mnie stojącego przed lustrem. Teraz to ja nie mogłem przestać się w nie
wpatrywać. Ciężko było uwierzyć, że coś takiego mogło wyjść z rąk amatora,
który do dyspozycji miał prostą maszynę krawiecką. Byłem przekonany, że Andreas
od razu wypytywałby mnie o adres sklepu, w którym ją dostałem i zapłaciłby
każde pieniądze za takie cudo.
- Jest niewiarygodnie doskonała –
odparłem, samemu nie mogąc wyjść z podziwu.
Wtedy jednak w lustrze dostrzegłem
jeszcze szeroki uśmiech na twarzy czarnowłosego, który podszedł, żeby przyjrzeć
się swojemu dziełu. Wpatrywałem się w niego, gdy sprawdzał na moich ramionach i
pod nimi, czy aby nic mnie nie uwiera, czy wszystko dobrze leży. Na koniec
wsunął dłoń od dołu pod koszulę, tylko przypadkiem przesuwając po moim boku
wierzchem dłoni, gdy i tam o czymś się upewniał. Wstrzymałem wtedy powietrze,
nie mając pojęcia, jak się zachować. Nie miałem przecież do niego żadnych
uprzedzeń, byłem tego pewien. Dlaczego więc cały zdrętwiałem, gdy dotknął mojej
skóry?
- Czyli jednak mi się udało – stwierdził
wreszcie zadowolony, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. Na
szczęście nie zauważył mojego dziwnego zachowania. I dobrze. Jakoś nie miałem
ochoty się tłumaczyć. – Cieszę się. Mam nadzieję, że będzie ci dobrze służyła –
dodał na koniec, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
W tamten weekend zacząłem odnosić
wrażenie, że Bill powoli się przede mną otwiera. Coraz częściej rozmawialiśmy i
nie kończyło się na moim monologu, a jego przytakiwaniu czy uśmiechach, które
niewiele znaczyły. Nie zdecydowałem się jednak powiedzieć mu o mojej rozmowie z
ojcem i bratem. W końcu znajda miał być tam tylko dla mnie, no i dla swojego własnego
dobra oczywiście. Nie chciałem prowokować go do odejścia, skoro wciąż chciał tu
być. Nie mogłem w żaden sposób przekonać go, żeby wykorzystywał pieniądze,
które mu zostawiam na coś prócz produktów spożywczych, jednak w poniedziałek
rano, nim wyszedłem do pracy, wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Oznajmiłem mu, że planuję zmienić
zawartość mojej garderoby i chciałbym, żeby to on się tym zajął. Dałem mu
pieniądze, za które miał kupić materiały i powiedziałem, że całkowicie zdaję
się na jego gust. Później rzecz jasna wybiorę z tych ubrań najbardziej mi
odpowiadające i je od niego odkupię. Oczywiście nie chciał się zgodzić na tę
ostatnią część, skoro i tak daje mu fundusze, ale uparłem się, że musi dostać
swoją należność za robociznę i jego własny krój, który przecież musi najpierw
zaprojektować. Nie zamierzałem ustąpić, więc wreszcie czarnowłosy wzruszył
tylko ramionami i pomaszerował do kuchni, podczas gdy ja wychodziłem do pracy.
Tak, stanowczo lubiłem stawiać na swoim, a to, że tym razem musiałem się trochę
natrudzić, było dla mnie w tamtej chwili dodatkową rozrywką.
Od momentu wejścia do firmy
kompletnie ignorowałem swojego brata, który usiłował ze mną porozmawiać. Chyba
był śmieszny, jeśli uważał, że spojrzę na niego jeszcze kiedykolwiek inaczej,
niż jak na robaka, po tym jak poleciał i wyśpiewał wszystko ojcu. Zamiast tego
uśmiechałem się z zadowoleniem, gdy kolejna osoba twierdziła, że dobrze mi w
tej czarnej koszuli i pytała, skąd te zmiany. Andreas był wściekły, że olewam
go nawet przy jego podwładnych, co tylko jeszcze bardziej mnie bawiło.
Przynajmniej do chwili, gdy złapał za materiał koszuli, a ja spanikowałem, że mi
ją podrze. Pierwszy raz od piątku stanęliśmy twarzą w twarz, a ja od razu
utkwiłem w nim wściekłe spojrzenie. Cholerna pluskwa!
- Skoro masz jakiś problem, biegnij
do tatusia – powiedziałem mu głośno, żeby wszyscy dokładnie mnie słyszeli.
- Fajny łaszek, gdzie kupiłeś? –
zapytał z uśmiechem, który najpewniej maskował jego niezadowolenie. Prychnąłem
tylko i zwróciłem się z powrotem do szafki, przy której stałem w firmowej
kuchni, żeby wyciągnąć sobie kubek na kawę. – Mam dziś wolne popołudnie. Może
wpadłbym do was na obiadek, co ty na to? – odezwał się znowu, dostawiając obok
swoją filiżankę. Skrzywiłem się nieco na jej widok, ale nie planowałem mu tego
okazywać.
- Nie wpuszczę cię. A jeśli będziesz
dobijał się do drzwi, po prostu cię zabiję – odpowiedziałem spokojnym,
opanowanym tonem, po czym posłałem mu uśmiech. Nasypałem rozpuszczalnej kawy
tylko do własnego kubka, zalałem ją wrzątkiem i odszedłem, jakby nigdy nic do
swojego gabinetu. Ludzie z firmy patrzyli na nas z niedowierzaniem, ale miałem
to daleko w poważaniu. Zawsze byłem tym niedobrym bratem, więc dlaczego coś
miałoby się zmienić? A jeśli już, to dlaczego niby na lepsze? Andreas nie
pozwalał mi na to, żebym był dla niego miły. W przeciwieństwie do Billa, który
nigdy się o to nie prosił, ale kiedy na niego patrzyłem, ciężko było być
irytującym palantem.
A skoro już do niego wróciłem, to
zdałem sobie sprawę, co najlepszego narobiłem dopiero, gdy po dwóch dniach dotarło
do mnie, że czarnowłosy pracuje nieprzerwanie od rana do wieczora nad projektami,
w międzyczasie gotując i sprzątając. Próbowałem, ale nie byłem w stanie go
namówić, żeby zrobił sobie przerwę choćby na głupi film i tak szczerze mówiąc,
nie byłem pewien, czy w ogóle spał w nocy. Wciąż słyszałem od niego tylko
„przepraszam, ale jestem teraz zajęty”. Trzeciego dnia nawet obiad musiałem
jeść sam, bo on zamknął się ze swoim talerzem, kartkami i maszyną, żeby
tworzyć. I masz ci tu los. Chciałem przecież tylko, żeby przyjął ode mnie
pieniądze na własne wydatki, a nie pracował bez wytchnienia dniem i nocą. To
dopiero był uparty osioł!
Czwartego dnia, który wyglądał
niemal identycznie do trzech poprzednich, w końcu się zbuntowałem.
- Bill? Napiłbym się kawy –
oznajmiłem, siedząc z założonymi rękoma na swoim fotelu. Chłopak zatrzymał się
w pół drogi ucieczki do swojej roboty i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kawa po kolacji? Przecież nie
będziesz mógł spać – stwierdził, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Może
herbata? Albo czekolada? Ale nie kawa, bez przesady.
- W takim razie zrób dwie czekolady.
Dla siebie i dla mnie – postanowiłem, patrząc na niego wymownie. – Usiądziemy
i…
- Ale ja teraz…
- Bill, do cholery, czy ja ci dałem
termin ukończenia tych ubrań? Gdybym miał ochotę posiedzieć sam, wróciłbym do
siebie, a nie siedział tutaj! Więc bądź tak łaskaw i odpocznij sobie trochę –
zażądałem może nieco zbyt ostro. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, na jego twarzy
wymalowało się rozbawienie i zaraz potem faktycznie poszedł do kuchni. Zrobił
dla nas gorącej czekolady i wyłożył się wygodnie na kanapie, tuż obok mnie. W
końcu nie wytrzymałem. – To może teraz mi powiesz, co cię tak bawi?
- Po prostu… im dłużej cię znam, tym
bardziej mnie zaskakujesz. I wiesz, kompletnie nie mogę zrozumieć, dlaczego
twój brat nazwał cię wrednym egoistą – dodał na koniec, śmiejąc się cicho.
Jakoś nie widziałem w tym nic zabawnego.
- A zrobił to?
- Tak, zaraz po tym, jak go
przypadkiem wpuściłem – odparł, siadając prosto. – Zapytał: „Więc gdzie to
cudo, które wytrzymało tyle czasu z moim wrednym bratem egoistą?” – zacytował
mi, a na jego twarzy pojawił się dziwny… miły uśmiech. Nie było w nim nic
prześmiewczego, co w tej sytuacji nieco mnie zdziwiło. – Kompletnie nie
wiedziałem, o co mu chodzi. Myślałem, że pomylił mieszkania. Dalej nie
rozumiem, dlaczego cię tak nazwał.
- Bo jest tępym ch… - urwałem ten
komentarz, uznając, że w tej chwili jest jednak nieco nie na miejscu.
Odchrząknąłem nieco, nie przestając jednak wpatrywać się w swoją znajdę. On
jeden był dla mnie zawsze miły i nie robił mi scen. Ba! W jakiś sposób widział
mnie w całkiem innym świetle niż reszta świata. Nic z tego nie pojmowałem, ale
byłem mu za to wdzięczny. – Nigdy nie mógł przeboleć tego, że zawsze jest na
drugim miejscu, więc postanowił poświęcić życie na marnowanie mojego. Dlatego
zabroniłem mu tu przychodzić – oznajmiłem dobitnie. – Nawet nie wiesz, jakie to
upierdliwie stworzenie.
- Może i masz rację, dla mnie był po
prostu… zabawny. Już od dawna nikt nie próbował mnie podrywać w tak
niedorzeczny sposób – oznajmił, na co ja zrobiłem tylko głupią minę. Jego słowa
bynajmniej nie przypadły mi do gustu.
- Chcesz powiedzieć, że podobało ci
się jego zachowanie?
- Koniec końców, po prostu się z
niego śmiałem. Chyba nie masz mi tego za złe? – zapytał i wtedy dotarło do
mnie, że rzeczywiście moje znajda zaczęła ze mną inaczej rozmawiać. Zniknął spuszczony
wzrok, gdy do mnie mówił i niepewny ton głosu. Jego słowa nie były już tak
ostrożnie dobierane, jak wcześniej i sam nie wiedziałem, czy to dobrze, czy
źle. Chyba za bardzo przywykłem do tego, że zachowywał się jak mój służący,
który w każdej chwili mógł wylecieć na ulicę. Na koniec nawet mu nie
odpowiedziałem. Wzruszyłem tylko ramionami i sięgnąłem po kubek z czekoladą, po
czym odwróciłem się do telewizora. Zaraz potem usłyszałem, że podnosi się z
kanapy. - Wrócę do swoich…
- Nie – rzuciłem krótko, dając mu
jasno do zrozumienia, że chcę, żeby tu został. – Powiedziałem ci, że masz
odpocząć. Zaraz zacznie się ciekawy film.
- Ale Tom…
- Naprawdę zamierzasz ze mną
dyskutować? – warknąłem nieprzyjemnie, wbijając w niego niezadowolone
spojrzenie. Widziałem, jak jego oczy otworzyły się szerzej, jakby kompletnie
nie rozumiał, co się dzieje, ale zaraz potem usiadł bez słowa na swoim miejscu
i wziął w ręce własny gorący napój. Z jego twarzy zniknął uśmiech i czułem się
trochę, jakbym sam siebie uderzył w brzuch. Przecież wcale nie chciałem
traktować go jak innych, więc dlaczego to zrobiłem?
Uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńkocham.
OdpowiedzUsuńChcemy nastepny! :)))
OdpowiedzUsuńwszystko fajnie, a na koniec smutny bill :-o czekam na następny, opowiadanie świetne :-)
OdpowiedzUsuńŚwietne jak zawsze. ;)
OdpowiedzUsuńsuper.
OdpowiedzUsuńBill i Tom coraz lepiej sie dogaduja i dobrze :) nawet ten Toma pomysl z szyciem przez Bill dla niego ktore bedzie mogl od niego odkupic jest super. tylko czemu on tak ucieka w ta prace? chociaz dobrze ze Tom sie postawil i kazal mu z nim siedziec, jakby kolwiek to nie brzmialo haha hmm...z Andreasem tez ciekawie to wyglada lol
Bo go baaardzo lubisz :D
OdpowiedzUsuńTom chyba zrobił błąd, prosząc go o ciuchy, bo teraz Bill cały czas projektuje i szyje, zamiast siedzieć z nim. Dobrze, że Tom wreszcie go zatrzymał.
Super :)
Dawno nie komentowałam i bardzo Cię, Czoko, za to przepraszam, ale to opowiadanie wzbudza we mnie mnóstwo emocji.. Ostatnio miałam lekkie zaległości i trzy ostatnie notki przeczytałam od razu. Jestem zachwycona, po prostu zachwycona.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem, więc komentuje, chociaż nie mam pojęcia co napisać. Odcinek czytałem kilka dni temu i wszystkie moje myśli na temat jego treści, wyleciały mi z głowy. Pozostaje mi jedynie napisać, że tak jak pozostali - uwielbiam to opowiadanie i czekam niecierpliwie na dalszą część. Życzę dużo weny, na pewno się przyda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Illusion.
Czekam jeszcze tylko na to aż miedzy nimi zacznie się coś dziać! :)))
OdpowiedzUsuń