Witajcie ;)! Przez kilka dni mnie nie było, różne dziwne rzeczy się działy, a teraz zamiast pisać prace (mam trzy do zrobienia na 15 ;P), stwierdziłam, że wrzucę dla Was nową część :D. Później nie będę miała czasu, a nie chcę dłużej trzymać Was w niepewności :). Mam nadzieję, że docenicie moje starania ^^. W każdym razie myślę, że zaczyna robić się ciekawie :). Tymczasem nie marudzę i biorę się za moją robotę, a Wy sobie spokojnie czytajcie ;).
Czekam na Wasze opinie! :)
Wasza Czokoladka ;).
Część 6.
Od tamtego wieczoru chciałem jakoś
wrócić do porządku dziennego: wspólnych posiłków, rozmów i tym podobnych rzeczy,
ale Bill najwyraźniej nie miał na to ochoty. Robił wszystko, co do niego
należało i czego sobie życzyłem, mimo to wydawał się jakby obrażony. Byłem
przez to bardziej rozdrażniony, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie dziwiłem się
więc, że w firmie ludzie schodzili mi z drogi i nawet mój głupi brat nie
próbował ze mną pogrywać.
W połowie kolejnego tygodnia po
powrocie do mieszkania, zastałem czarnowłosego rozwieszającego na wieszakach
uszyte przez siebie ubrania. Przez moment widziałem na jego twarzy uśmiech, ale
gdy tylko na mnie spojrzał, znów spoważniał i naprawdę wszystkiego mi się
odechciewało. Przychodzenia tu również.
- Ukończyłem dziesięć pełnych
strojów – poinformował mnie, kiwając na te wszystkie rzeczy. Każdy komplet był
inny i kiedy na nie patrzyłem, trudno było mi uwierzyć, że to wszystko powstało
w domowych warunkach. – Proponuję, żebyś je przejrzał, przymierzył i wybrał, co
zechcesz.
- Wezmę wszystkie – stwierdziłem od
razu, co chyba nie specjalnie mu się spodobało.
- Tom, wybacz, ale nie napracowałem
się tyle po to, żebyś mi za nie zapłacił i wrzucił te rzeczy na dno szafki. Nie
oddam ani jednej części z tych ubrań, dopóki ich nie przymierzysz. Jeśli nie…
pozbędę się ich – oznajmił poważnie, stojąc przede mną z rękoma za plecami. A
mnie coś gotowało się w żołądku. Nienawidziłem, gdy ktoś mówił do mnie
rozkazującym tonem. Byłem w stanie go znieść tylko w przypadku ojca, a to i tak
zwykle kończyło się kłótnią.
- Kpisz sobie, prawda? Zamówiłem je,
więc i zrobię z nimi, co ze chcę. A na chwilę obecną nie mam najmniejszej
ochoty się przebierać. Jestem głodny – dodałem na koniec dosadnie, wpatrując
się w niego jak w tarczę na strzelnicy. Ludzie, którzy mają ze mną do czynienia
powinni wiedzieć, że tak się ze mną nie pogrywa. Wyminąłem go więc i usiadłem
przy stole.
- Świetnie. W takim razie obiad
czeka w kuchni – powiedział krótko, po czym zaczął ściągać niedbale wszystkie
uszyte przez siebie ubrania z wieszaków i wrzucać je do czarnego worka na
śmieci. Myślałem, że mnie coś zaraz rozniesie. Cholerny znajda musiał odstawiać
mi szopki po tym, jak od tygodnia osobiście doprowadza mnie do szału!
Poderwałem się na nogi, nie
pamiętając, kiedy ostatni raz tak puściły mi nerwy. Podszedłem do niego i
szarpnąłem go mocno za ramię w swoją stronę. Miałem już zacząć się na niego
wydzierać, gdy ujrzałem łzy w jego oczach i zdałem sobie sprawę, że jego dłoń
jest pokaleczona. Drugiej nawet nie widziałem. Serce jednak stanęło mi w
miejscu, a nerwy w jednej chwili puściły. Czy on naprawdę oszalał? Przez tyle
czasu pracował jak głupi, robiąc sobie krzywdę i nie dosypiając, żeby teraz po
prostu zniszczyć to, co stworzył? I dlaczego? Dlatego, że nie chciałem tego
przymierzyć? Kretyn! Po prostu kretyn!
Pomimo to rozluźniłem nieco uścisk
na jego ramieniu, pozwalając mu odwrócić od siebie twarz. Nie, nie. Nie
chciałem go poniżać. Nie chciałem na niego krzyczeć i pokazywać, że jestem tu
najważniejszy. Przecież wcale nie chciałem! Tylko w żaden sposób mi to nie
wychodziło, gdy nie słuchał, co się do niego mówi, nie chciał na mnie patrzeć
ani ze mną rozmawiać. Może jeszcze powinienem przyprowadzić mu Andreasa, żeby
poprawił mu humor?! Przeklęta znajda!
- Zostaw je. Później przymierzę co
do jednego – obiecałem o wiele łagodniejszym tonem, niż chciałem sobie na to
pozwolić. Tymczasem wciąż trzymałem jego rękę, najwyraźniej obawiając się, że
zaraz mi się wyrwie i ucieknie. – Obiecuję, przecież mówiłem ci, że chcę
wypełnić swoją szafę twoimi ubraniami. W porządku?
- Nie jest w porządku – mruknął w
końcu, a ja bardzo starałem się zignorować fakt, że mówił przez łzy. –
Powinienem odejść, prawda? Już dawno powinienem odejść – stwierdził, na co ja
całkiem zdrętwiałem. Serio, tylko tego mi teraz brakowało. Nie zamierzałem mu
na to pozwolić.
- Powiedziałem ci, że możesz zostać
tu tyle, ile tylko zechcesz.
- Więc chcę odejść – powiedział,
odwracając się w końcu w moją stronę. Staliśmy w odległości może pół metra od
siebie i po raz kolejny poczułem, że serce staje mi w miejscu. – Pozwalasz mi
zostać, ale czy pozwolisz mi odejść, jakby nigdy nic?
- Nie rozumiem, o co ci teraz chodzi
– odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Mówiłem ci od początku, że gdy tylko
znajdziesz pracę i jakiś kąt do zamieszkania, proszę bardzo. Dotychczas możesz
zostać tu.
- Możesz, czy musisz?
- O co ci chodzi?! – uniosłem się
znowu, wypuszczając jego rękę. Przysięgam, że doprowadzał mnie w tej chwili do
stanu najwyższego okur… No, właśnie! – Czy ja ci zabraniam stąd wyjść?! Proszę
bardzo, spakuj się, bierz, co sobie zechcesz i wynoś się!
- Więc jeśli nie chcesz, żebym naprawdę
to zrobił, przestań traktować mnie jak swoją własność! – wywrzeszczał tak, że
nie zdziwiłbym się, gdyby słyszała go cała okolica. Zaraz potem pobiegł do
łazienki i zamknął się w niej od środka, zostawiając mnie z totalnym mętlikiem
w głowie. Co właściwie się stało?
Przez kilka długich chwil kompletnie
nic do mnie nie docierało, prócz tego, że na dobrą sprawę Bill naumyślnie
sprowokował tę awanturę. Doskonale wiedział, co powiedzieć i musiał przewidzieć
każde moje słowo. Tylko kiedy on zdołał tak dobrze mnie poznać? I skąd, do
cholery, wiedział, że nie chcę, by odchodził? Dawałem mu wszystko, czego mógł
zapragnąć. Spędzałem z nim czas, żeby nie siedział sam, wyciągałem go z
mieszkania, gdy tylko mogłem. Starałem się być dla niego inny niż dla
wszystkich, chciałem raz w życiu być dla kogoś dobry, a on mnie po prostu
zrugał. Nie miałem pojęcia, co z sobą zrobić. Opadłem więc bezsilnie na fotel,
załamując ręce i nic mnie nie obchodził obiad ani ubrania, które dla mnie
zaprojektował i uszył. Chciałem stamtąd po prostu nawiać, ale z drugiej strony
obawiałem się, że jeśli to zrobię, mogę rzeczywiście już nigdy go tam nie
zastać.
Minęła przynajmniej godzina, przez
którą z łazienki nie docierał do mnie praktycznie żaden dźwięk. Przypominałem
sobie, jak przyprowadziłem go tu pierwszy raz i zastanawiałem się, co od
tamtego czasu się zmieniło. Bill zaufał mi na swój sposób, a ja zaufałem jemu i
odsunąłem się od wszystkich, którzy mogliby to zniszczyć. Teraz natomiast
siedziałem, nie mając pojęcia, co stanie się z naszą znajomością za chwilę. Z
drugiej strony, co takiego w niej było, że tak obawiałem się jej stracić?
Przekręcenie zamka w drzwiach do
łazienki było niemal jak znak, że nadeszła pora, żeby to wszystko wyjaśnić.
Wahałem się przez moment, ale wreszcie wstałem i podszedłem do tego
pomieszczenia, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. W końcu jednak wszedłem do
środka, nawet nie pukając. Ulubiona koszula Billa, którą miał na sobie była
zniszczona. Widocznie nerwy musiały mocno go ponieść, ale nie zamierzałem tego
komentować. Na jego policzkach widziałem ślady po łzach i pierwszy raz
pomyślałem, że zachowałem się jak potwór i tego żałuję. Podszedłem do niego i
chowając dumę do kieszeni, kucnąłem tuż przed jego spuszczoną w dół głową.
- Nie zatrzymam cię, jeśli zechcesz
odejść – powiedziałem cicho, czekając aż zareaguje, ale nawet się nie poruszył.
Co miałem więc robić? Dotąd nie posuwałem się tak daleko w kontaktach
towarzyskich i nie miałem pojęcia, jak powinienem się zachowywać. – Mogę
znaleźć dla ciebie dobrą pracę, mogę znaleźć osobę, która w odpowiedni sposób
zajmie się twoim talentem… nie musisz ze mną zostawiać, jeśli nie chcesz. Nie
jesteś… moją własnością – wydukałem wreszcie, ale czarnowłosy wciąż się nie
odzywał. Znów znalazłem się w ciemnym zaułku i nie mogłem odnaleźć dalszej
drogi. On sam najwyraźniej nie zamierzał niczego mi ułatwiać, mimo że i tak
usłyszał ode mnie słowa, jakich nigdy nie spodziewałem się wypowiedzieć.
Pozostawało mi więc zadać jeszcze jedno pytanie. – Chcesz stąd odejść?
Dopiero wtedy podniósł na mnie
wzrok. Jego oczy wciąż były zapuchnięte od płaczu, ale patrzył na mnie
spokojnie z odległości kilkunastu centymetrów, jakby to była najzwyczajniejsza
sytuacja w jego życiu. Wydał mi się wtedy taki kruchy, że moja dłoń niemal
samoistnie uniosła się, żeby pogładzić lekko jego policzek. Nie wiedziałem,
dlaczego to znowu wywołało u niego łzy, ale przestraszyłem się, że zrobiłem coś
nie tak i złapałem jego twarz w obie ręce, żeby nie odwracał jej ode mnie. Nie
mogłem tylko za nic w świecie się wysłowić. W następnej chwili poczułem jednak
jego dłonie na swoich.
- Przygarnąłeś mnie z niczym, nie
powinienem niczego od ciebie oczekiwać. Czasami nie mogę na ciebie patrzeć, ale
nie chcę odchodzić – wydukał cicho, wpatrując mi się w twarz. – Tak naprawdę…
chcę, żebyś mnie przy sobie zatrzymał.
- Więc zostań – szepnąłem, ocierając
kciukiem spływająca mu po policzku łzę. – To miejsce będzie twoim domem, dopóki
będziesz tego chciał.
- A jeśli zacznę pracować? Jeśli nie
będę spełniał każdej twojej zachcianki, wciąż będziesz mnie tutaj chciał?
- Po co te wszystkie pytania? Tak,
chcę, żebyś tu został bez względu na te wszystkie bzdety – oznajmiłem wprost,
nieco już zniecierpliwiony. Nie mogłem się nadziwić temu, co się działo, gdy
się zaśmiał i zaczął ocierać mokre policzki.
- To dlatego, że chcę tu zostać dla
ciebie – powiedział zaraz potem, co nieco mnie zaskoczyło. Nim zdążyłem
zrozumieć jego słowa, zbliżył się do mnie niebezpiecznie. Zdołałem tylko złapać
go za ramiona i powstrzymać, zanim zrobił coś w moim mniemaniu nierozsądnego.
- Nie powinieneś robić niczego wbrew
sobie. Nie oczekuję tego od ciebie – nieco spanikowany zacząłem szybko mówić,
nie potrafiąc znaleźć innego wyjścia z sytuacji. Czarnowłosy jednak uśmiechnął
się tylko lekko.
- Nie chcesz, żebym się do ciebie
zbliżył?
- Co? – nie docierało do mnie nic z
tego, co mówił.
- Mogłem źle zrozumieć to, jak na
mnie patrzysz, jak pomimo wszystko o mnie dbałeś… Ale jesteś pewien, że chcesz
mi odmówić? – zapytał, owiewając moje wargi gorącym powietrzem. Myślałem, że
oszalałem. Nigdy w życiu nie czułem takiego głodu, takiego pragnienia, jakie w
jednej chwili wypełniło całe moje ciało. Był tak blisko. Jego wargi znajdowały
się kilka marnych centymetrów od moich i kusiły, jak nic nigdy przedtem. A ja
się wahałem, nie rozumiejąc, dlaczego w ogóle rozważam taką sytuację. Nie
miałem pojęcia, czy jestem w stanie cokolwiek z siebie wydusić, więc w końcu
pokręciłem tylko lekko głową, przez dłuższą chwilę nie zdając sobie sprawy z
tego, że zagryzam wargę. – Więc… - mruknął cicho, nie kończąc zdania.
Nie rozumiałem, co się dzieje.
Trzymałem jego twarz w dłoniach, a jego wargi niepewnie zetknęły się z moimi.
Nie wiedziałem, co mi jest, gdy nagle zrobiło mi się gorąco, a przez kręgosłup
przebiegł nieznany mi dotąd dreszcz. Nim się spostrzegłem, całowałem jego usta
jak opętany, nie mogąc przestać. Wszystko, co się liczyło to żar, który właśnie
między nami odkryłem, a który zdawał się ciągnąć mnie wprost w wielkie
płomienie łaskoczące przyjemnie moje ciało. Po jakiejś chwili zdałem sobie
sprawę, że to dłonie czarnowłosego, które wtargnęły pod moją koszulę,
przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
Właśnie zatraciłem się w pocałunku z
mężczyzną. Znajdą, którego przyciągnąłem tu niemal siłą, na wpół zamarzniętego,
nie będąc pewnym, czy aby na pewno potrafi mówić. I nic z tego do mnie nie
docierało. Zresztą nic się też nie liczyło. Zamierzałem po prostu wziąć od
niego to, co chciał mi dać.
Dopiero kiedy wreszcie oderwałem się
od jego ust, zacząłem przytomnieć i uświadamiać sobie, co właściwie robię. Złapałem
jego ręce i odsunąłem od siebie, szukając jakiegoś logicznego wytłumaczenia
tego, co się stało. Jego wcześniejsze słowa od tamtej chwili brzmiały całkiem
inaczej i zaczynałem rozważać możliwość, że naprawdę oszalałem. Jeszcze pięć
minut przedtem całkiem inaczej rozumiałem to, że chce tu zostać ze względu na
mnie. Okej, ja też wolałem, żeby został, ale wcześniej nawet nie przyszłoby mi
do głowy, że mogłoby chodzić o coś więcej niż przyjaźń między nami. Zresztą
mimo tego, co się stało, wciąż nie brałem tego pod uwagę. W żadnym wypadku nie
mogło być takiej opcji! Nie byłem przecież taki jak on, czy mój upierdliwy
braciszek. Nawet jeśli pozostawałem trudnym człowiekiem, który jakoś nie może
trafić na odpowiednią kobietę, to nie oznaczało, że zaraz wezmę się za tę moją
znajdę! W końcu to facet. Nie i kropka.
Odchrząknąłem nieco zmieszany,
przyglądając mu się jeszcze przez chwilę. Na dobrą sprawę wzajemnie
wpatrywaliśmy się sobie w oczy i chyba obaj czekaliśmy, aż ten drugi jakoś
zareaguje, powie coś, zrobi cokolwiek. Podniosłem się więc wreszcie i
rozejrzałem nerwowo po łazience, usiłując wybić sobie z głowy myśl, że jego
wargi są tak przyjemnie miękkie i wręcz słodkie. Dobra, stało się, było fajnie,
ale w moim mniemaniu teraz przyszedł moment, żeby się ogarnąć i wyjaśnić jakoś
to zajście, jakkolwiek mocno tłukło się moje serce.
- Słuchaj, Bill...
- Wiem – przerwał mi. - Wiem, nie
musisz mi tłumaczyć, że nie jesteś gejem - przerwał mi z cichym westchnieniem.
Spojrzałem na niego zdziwiony i jakoś tak się stało, że w mojej głowie pojawiła
się kompletna próżnia. Nie mogłem znaleźć w niej ani jednego sensownego słowa.
Nie byłem pewien, czy był zawiedziony, czy może nie robiło to na nim większego
wrażenia. Właściwie poczułem się nieco nieswojo na myśl, że mogło go to nie
obchodzić. W końcu jeszcze przed chwilą wywnioskowałem, że mu na mnie jakoś
zależy. Powiedziałem więc sobie, że nie powinienem się tym przejmować. Skoro
rozumie, wszystko powinno być w porządku. Wzruszyłem więc ramionami i
spojrzałem w stronę lustra na swoje wciąż jeszcze lekko nabrzmiałe wargi.
Cholera jasna.
Siedziałbym tam pewnie jeszcze przez
dłuższy czas, gdyby nie to, że czarnowłosy podniósł się w końcu, spojrzał
krytycznie na swoją koszulę i wyszedł z łazienki, mrucząc pod nosem, że musi
się przebrać. Ja natomiast robiłem wszystko, żeby nie dopuścić do świadomości
bałaganu, jaki nagromadził się w tym mieszkaniu. Nie miałem ochoty na zadawanie
sobie pytań z serii, dlaczego to zrobiłem i dlaczego tak mi się to podobało,
ale one jak na złość dobijały się do mojej głowy. Podniosłem się wreszcie i
również opuściłem łazienkę, przyłapując znajdę w drodze do kuchni. Udał, że
mnie nie zauważył i zabrał się za odgrzewanie wcześniej przygotowanego posiłku.
Zakląłem pod nosem z niezadowoleniem. Nie rozumiałem już kompletnie nic z
obecnej sytuacji. Naprawdę mógł to wszystko zaplanować, żeby teraz móc
zwyczajnie ignorować moją obecność? Owszem, może byłem nieco zbyt podejrzliwy,
ale ten cwaniak znalazł mój słaby punkt, a nie dało się ukryć, że na chwilę
obecną był nim on sam.
Obiad wprawdzie był odgrzewany, ale
to naprawdę nie zdołało zniszczyć jego smaku. Bill zaserwował do niego moje
ulubione wino, którego nieco nadużyłem. Niedługo potem dostawałem szału na
myśl, że niejako obiecałem zmienić swoje zachowanie, aby został i nie mogłem
nijak nakłonić go, do napicia się ze mną. Nie wspominając o tym, że w końcu
zostawił mnie i poszedł spać.
Sam nie siedziałem też wtedy zbyt
długo. Wino się skończyło, w telewizji nie było nic ciekawego, a nie miałem
ochoty na nic innego. Może prócz towarzystwa czarnowłosego, którego nie mogłem
teraz od niego wyegzekwować. Gdy tylko podniosłem się z kanapy, poczułem, jak
alkohol miesza mi w głowie i zakląłem
cicho. Tak, wino, mój kolejny słaby punkt. To był chyba pierwszy raz, kiedy
czułem się naprawdę bezradny i już nie cierpiałem tego uczucia. Było strasznie
irytujące.
Spałem na kanapie. Nie mogłem zmusić
się, żeby położyć się teraz obok niego. Zakodowałem sobie przy okazji, że
potrzeba mi tu dodatkowego łóżka.
Łiii! Pocałowali się! Jupi! xD
OdpowiedzUsuńTylko teraz będą pewnie udawać, że nic się nie stało. Ech :(
Dawaj next :)
Nareszcie :) Juz nie moglam sie doczekac :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie to co zaszlo miedzy Billam i Tomem, chociaz to raczej jeszcze wiecej dalo Tomowi do myslenia albo mi sie wydaje hehe w sumie zastanawiam sie dlaczego BIll na poczaku tak omijal Toma? eh, nawet nie chce sobie wyobrazac co sie moze jeszcze miedzy nimi wydarzyc haahhaha
czekam na kolejna czesc :)
Tak długo na to czekałam i to było słodkie, a potem jakoś tak mi się smutno zrobiło jak się zaczęli ignorować.
OdpowiedzUsuństwierdzam, że za krótki odcinek ;< nie chce mi się czekać do następnej środy tym bardziej, że wszystko się idealnie rozkręca. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to...chcialabym juz teraz nastepny :(
OdpowiedzUsuńNie powinni tego w takim momemcie zostawiac...
OdpowiedzUsuńTom durny. Skoro tak mu sie podobal ten pocałunek, to powinien się jednak nad swoją orientacja zastanowic... :-)
OdpowiedzUsuńPodobalo mi sie, mialam motylki, chce więcej;-)