poniedziałek, 17 czerwca 2013

[11/22] Shelter

Witajcie ;). Jest nowy szablon (ciii, wiem, że muszę go jeszcze poprawić) jest i nowa notka! ^^ Myślę, że powinniście być zadowoleni ;). Ale mam dla Was tym razem ZADANIE!~ ale to na końcu notki ;). Póki co życzę Wam dużo słoneczka, uśmiechu i miłego czytania ;).

Wasza Czokoladka ;).



Część 10.

            - Bardzo się spieszysz? – dotarło do mnie, gdy właśnie zbierałem się do pracy. Obejrzałem się za siebie na znajdę i spojrzałem na niego z głupią miną. Hę? – Chciałbym wybrać się do centrum – wyjaśnił mi od razu.
            Zaskoczył mnie nieco, bo nigdy dotąd nie wspominał, żeby wybierał się gdzieś poza osiedle. Szczególnie, że na miejscu było mnóstwo wszelkiego rodzaju sklepów i nie trzeba było robić takich wycieczek. Mimo to zerknąłem na zegarek i westchnąłem cicho.
            - Jeśli się pospieszysz, mogę cię tam zawieźć – odparłem i jedynie siłą woli, która była dość słaba pod tym względem, powstrzymałem się przed wypytaniem go o cel tej wyprawy. Czyżby szukał pracy?
            - Ok, już – rzucił krótko, zabierając się za zakładanie butów.
            Kiedy obaj byliśmy już gotowi zeszliśmy na dół na parking, skąd ruszyliśmy samochodem w kierunku centrum. Raz po raz zerkałem w stronę Billa z nadzieją, że postanowi jednak podzielić się ze mną jakimiś informacjami, ale on tylko patrzył w okno, kompletnie mnie ignorując i byłem niemal pewien, że robi to naumyślnie. Na domiar złego, wyglądał na podenerwowanego i coraz bardziej zaczynało mnie to martwić. A jeśli poznał kogoś, choćby przez Internet i umówił się? Może to jakiś stary znajomy? Ktokolwiek? Im bliżej znajdowaliśmy się miejsca docelowego, tym większą miałem ochotę zawrócić do mieszkania i zamknąć Billa w środku. Niby nie dałem mu ostatnio popalić, a przynajmniej on tego nie pamięta, więc niby dlaczego miałby chcieć odejść?
            - Masz jakieś konkretne plany? – zapytałem spokojnie, patrząc przed siebie na drogę.
            - Tak, mam – odparł z pewnym zawahaniem. – Ale nie martw się, zdążę wrócić, żeby coś ugotować – dodał szybko, jakby chciał oderwać moją uwagę od tego, dokąd się wybiera. Przyszło mi nawet do głowy, że to mogła być sprawka Andreasa i ani trochę mnie to nie bawiło.
            - W porządku – mruknąłem, zatrzymując się na parkingu przy drodze. Znajda nawet nie patrzył w moją stronę. Ja natomiast po chwili zastanowienia wyciągnąłem z kieszeni portfel. Nigdy nie przepadałem za kartami płatniczymi, więc zawsze miałem przy sobie jakąś gotówkę. Wyciągnąłem więc wszystkie banknoty i zamachałem nimi Billowi przed oczyma. – To dla ciebie za te ubrania – oznajmiłem.
            - Ale… tyle? – wydukał zdziwiony, a ja zerknąłem, żeby ocenić, jaką mniej więcej daję mu kwotę.
            - Cóż, przynajmniej drugie tyle wypłacę ci przy okazji, ale to powinno ci już wystarczyć na zakupy, co?
            - Nie! Znaczy, wcale tak dużo nie chcę. Te ciuchy nie są warte nawet połowy tych pieniędzy…
            - Jeszcze nie, ale za jakiś czas, gdy weźmiesz się za to na poważnie, będę miał unikalne projekty, które będą warte o wiele więcej niż ja ci teraz proponuję – odpowiedziałem całkiem spontanicznie, nie chcąc wysłuchiwać jego protestów. Bill jednak wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się tak nieśmiało i niewinnie, że serce prawie stanęło mi w miejscu, a na jego policzki wpłynęły cudowne rumieńce. Ten człowiek sprawiał, że coś dziwnego działo się z moją głową. – Więc bierz te pieniądze i nie marudź – rzuciłem jeszcze nieco ostrzejszym tonem. Wreszcie sięgnął niepewnie po plik, który mu podawałem.
            - Tom, ale… naprawdę tak uważasz? – zapytał cicho, patrząc jednak na pieniądze, nie na mnie, jakby się wstydził, że je przyjmuje. – Sądzisz, że naprawdę mogłoby mi się udać? Że zasługuję na takie szczęście?
            - Co za pytanie? – mruknąłem, wzruszając ramionami. – Gdybym tak nie uważał, nie powiedziałbym tego. A teraz rusz się, muszę jechać do pracy. Tylko… wróć na obiad, proszę, bo przyjadę.
            - Dziękuję, Tom – powiedział, tym razem już patrząc mi prosto w oczy. Jego własne lśniły wręcz radością, co przyprawiło mnie o ciarki na plecach. Nie bardzo rozumiałem, ale to było naprawdę bardzo miłe uczucie.
            - To nie problem, uciekaj – uciąłem krótko.
            Nie powiedział już nic więcej. Nachylił się szybko w moim kierunku i nim zdołałem zareagować, musnął wargami mój policzek. Zaraz potem schował pieniądze i nagle w samochodzie zostałem tylko ja, odcisk jego warg na mojej skórze i to poczucie lekkości, które o mało nie unosiło mnie ponad fotel kierowcy. Tylko dokąd on poszedł?
            W pracy przez cały dzień zastanawiałem się nad odpowiedzią na to pytanie. Wiedziałem już na pewno, że nie umówił się z moim bratem, bo ten siedział w swoim biurze i doprowadzał mnie do białej gorączki za każdym razem, gdy na siebie wpadaliśmy, opowiadając mi jakieś szczegóły z ich ostatniego spotkania. Myślałem, że po prostu złapię go za szmaty i rąbnę nim o asfalt, gdy po skończonej pracy wepchnął się przede mnie przy wyjściu z firmy.
            - Wiesz może, czy Bill jest w domu? Chcę go znów gdzieś zabrać dziś wieczór – oznajmił, nie dając mi przejść.
            - Tak się składa, że nie mam pojęcia. Rano umawiał się z kimś gdzieś w centrum – odpowiedziałem z wyuczonym spokojem. Mojego bratu zrzedła mina, a mnie na ten widok wręcz poprawił się humor. Świetnie. – A teraz zejdź mi z drogi, zanim cię skrzywdzę – dodałem, wymijając go tym razem już bez żadnego problemu.
            Sam chciałem jak najprędzej wrócić do mieszkania i przekonać się, czy znajda tam jest.
            Drzwi uległy natychmiastowo. Czarnowłosy najwyraźniej zostawił je otwarte, spodziewając się mojego przybycia. Jak zazwyczaj w powietrzu unosił się zapach obiadu, a sam Bill przyszedł się ze mną przywitać. Spojrzałem na niego dziwnie, widząc, że trzyma palec wskazujący w ustach. Skaleczył się? Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na jego roztrzepane włosy i niedbały ubiór. To było kompletnie do niego niepodobne. Rozejrzałem się jeszcze po mieszkaniu, ale wszystko inne wydawało się być w normie.
            - Wszystko w porządku? – zapytałem, odkładając na bok swoją torbę.
            - Tak, czemu pytasz? – zdziwił się, ale ja tylko pokręciłem głową.
            - Tak tylko. Jak wycieczka do centrum? Załatwiłeś wszystko, co chciałeś? – ciągnąłem dalej, udając, że pytam tylko z grzeczności. Właściwie nie miałem nadziei, że znajda da się na to złapać i powie o tych kilka słów za dużo, które chciałbym usłyszeć, ale próbować zawsze było warto. Zwróciłem więc na niego wzrok, gdy już usiadłem w fotelu.
            - Tak, załatwiłem. Jeśli to nie problem jutro też chciałbym się z tobą zabrać.
            - Aha… - wydusiłem z siebie nie bardzo wiedząc, co o tym myślę. Dopiero po chwili zdecydowałem, że stanowczo mi się to nie podoba. To, że nie mam pojęcia, co on tam robi. – A chciałbyś mi może powiedzieć, po co się tam wybierasz? – zapytałem wreszcie ostrożnie.
            - To nieco… osobista sprawa – odpowiedział mi po dość długiej chwili milczenia, na co ja uniosłem tylko jedną brew, czym wywołałem jego niezadowolone westchnienie. – Nie, Tom, nie powiem ci. Przepraszam.
            - No, tak… - mruknąłem, krzywiąc się wymownie. Tym razem już naprawdę nie miałem ochoty się denerwować. – Umawiasz się z kimś? – wypaliłem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
            - Co? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?! – oburzył się, na co ja wzruszyłem tylko ramionami. Trochę mi ulżyło. Ale tylko trochę.
            - Obiad? – zasugerowałem, zamierzając uciąć ten niewygodny temat.
            Skąd mi to przyszło do głowy? Nie miałem zielonego pojęcia. Dlaczego mnie to interesuje? Rzecz jasna dlatego, że się martwię! W końcu wiedziałem już, że pakowanie się w kłopoty przychodzi mu bez większych trudności. Przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczyłem…

            Od tamtego dnia, praktycznie codziennie przez kolejny tydzień woziłem Billa rano do centrum. Potem wracałem z pracy, jadłem obiad… zwykle z nim, ale zdarzyło się też kilka razy, że ubiegł mnie Andreas. Chodziłem strasznie wkurzony po mieszkaniu, za każdym razem czekając na niego, aż wróci, ale po ich pierwszym spotkaniu pojawiał się w mieszkaniu o wiele wcześniej, niż wtedy. Coraz bardziej czułem się zepchnięty gdzieś na drugi plan. Byłem już nie tyle rozdrażniony, co niemal przybity. I zmęczony, bo właściwie kręciłem się w kółko i sam nie wiedziałem, czego chcę. Z jednej strony rozumiałem, że nie mogę wciąż kontrolować znajdy, ale nie byłem w stanie pozwolić mu odejść do kogoś innego. Andy niby był bezpieczną opcją, ale na samą myśl, że faktycznie miałby położyć swoje łapska na Billu…
            Kiedy następnym razem dowiedziałem się, że moja znajda wychodzi gdzieś z moim bratem, po prostu pojechałem wściekły do swojego apartamentu. Dopiero, gdy stanąłem w jego drzwiach, zdałem sobie sprawę, jak dawno mnie tam nie było. W porównaniu do tamtego mieszkania, wydawał się naprawdę wielki i zaczynało mnie zastanawiać, po co mi tak duża przestrzeń, skoro nie mam jej z kim dzielić? Od kiedy poznałem Billa, nawet nie próbowałem sobie nikogo znaleźć i nie zapowiadało się, żeby w najbliższym czasie to się zmieniło. Problem polegał na tym, że zaczynałem się czuć, jakbym żył w celibacie. I znów zadałem sobie pytanie, po co poświęcam tyle czasu znajdzie, zamiast zająć się własnym życiem?

            Sprawdzałem właśnie raporty w firmie, które przed kilkunastoma minutami pojawiły się na moim biurku, gdy rozdzwonił się mój prywatny telefon. Zerknąłem zdziwiony na wyświetlacz, a gdy rozpoznałem na nim numer ze swojego mieszkania, podniosłem się, żeby zamknąć drzwi do swojego gabinetu. Nie zwykłem w pracy odbierać prywatnych telefonów, ale widząc, kto dzwoni, nie mogłem się powstrzymać, bez względu na samotne popołudnie i noc, które miałem za sobą.
            - Tom Kaulitz, słucham – odezwałem się chłodno. Rozmawiałem z nim tym tonem za każdym razem, gdy byłem zły. To był już czwarty raz w przeciągu tygodnia.
            - To ja, Bill. Przeszkadzam?
            - Owszem, jestem zajęty – mruknąłem, opierając się o fotel. – Więc?
            - Chciałem zapytać… Byłeś wczoraj w mieszkaniu? Znaczy… Nie ruszyłeś obiadu i nie było cię, jak wróciłem… Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? – zapytał, na co ja zrobiłem niezadowoloną minę, czego nie mógł zobaczyć, ale tym razem nie robiłem tego dla popisu. Znów gdzieś był z moim bratem i na dodatek późno wrócił. A ja nie zamierzałem mu tłumaczyć, że od razu pojechałem do siebie.
            - Wystarczająco, żeby zrezygnować i wrócić do apartamentu. Coś jeszcze?
            - Będziesz dziś?
            - Nie wiem. To wszystko? Muszę wracać do pracy – oznajmiłem beznamiętnie.
            - Nie, już nic…
            Zaraz potem pożegnaliśmy się i odłożyłem telefon na biurko, zastanawiając się, dlaczego ten człowiek w ogóle jeszcze się mną przejmuje? Im więcej mijało czasu, tym częściej myślałem, że powinienem po prostu dać sobie spokój. Spakować swoje rzeczy, oddać mu klucze, całe mieszkanie na własność – niech robi, co chce. Mnie i tak już nie miało szans do niczego się przydać. Jednak z drugiej strony nie potrafiłem tego zrobić. Nie chciałem, żeby znajda zniknął z mojego życia.
            Gdy po otworzeniu drzwi swojego gabinetu zobaczyłem Andreasa, który właśnie szedł do siebie z kawą, przyszło mi do głowy, że ostatnio nie widuję go w kuchni wraz z całym gronem pracowników. Wyjątkowo rzadko wchodził mi w drogę i zwykle były to niewinne dyskusje dotyczące głównie firmy. Zacząłem się zastanawiać, co też stało się temu irytującemu robalowi?
            Zabrałem ze swojego biurka teczkę z dokumentami, które miałem dać asystentce, aby mu je przekazała i poszedłem zrobić to osobiście. Rzuciłem mu papiery przed nos i usiadłem na krześle naprzeciw niego. Na jego twarzy od razu pojawił się ten uśmieszek, który za każdym razem miałem ochotę brutalnie mu zetrzeć, ale opanowałem się.
            - Wreszcie się stęskniłeś? – zapytał, na co ja prychnąłem, a potem rozejrzałem się po niewielkim pokoju, w którym się znajdowałem.
            - Mam przerwę i postanowiłem sprawdzić, co się stało, że przestałeś być wrzodem na dupie, ale widzę, że niewiele się zmieniło.
            - To taka taktyka: spotykać się tylko z jedną osobą i nie wchodzić za skórę bratu, który ma na nią bliżej nieokreślony wpływ – odparł, zakładając ręce za głowę. Zmrużyłem jedynie groźnie oczy, zastanawiając się nad jego słowami. Fakt, że nie miałem mu nic do zarzucenia, był naprawdę frustrujący.
            - Czyżby dobrze wam się układało? – mruknąłem złośliwie.
            - Czyżby Billy o niczym ci nie mówił? – rzucił z udawanym zaskoczeniem, a mnie coś przewróciło się w żołądku. To był fakt. Znajda praktycznie nie wspominał przy mnie o Andreasie i dotąd uznawałem to za dobry pomysł. Szczególnie, że nie widziałem, żeby jakoś wylewnie się ze sobą żegnali, ale w tamtej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia, co się między nimi dzieje. Ani nawet jak wyglądało ich ostatnie pożegnanie. Poczułem nieprzyjemny ucisk na myśl, że Andy mógł wykorzystać fakt, że nie było mnie w mieszkaniu.
            - Mamy ciekawsze tematy – odgryzłem się wreszcie, gdy zdołałem pozbierać myśli. – Więc? Jak ci idzie? – zapytałem, starając się nie odkryć przed bratem chęci mordu, która kryła się za tymi słowami.
            Byłem szczerze zdziwiony, gdy Andreas skrzywił się i przetarł twarz dłońmi. Co to niby miało znaczyć? Miałem ochotę wstać i wytrząsnąć z niego wszystkie informacje, ale moje opanowanie było jedynym gwarantem, że dowiem się czegokolwiek.
            - Szczerze mówiąc, to opornie. Ale mam wrażenie, że przy Billu poddać się, to jak znaleźć mapę do skarbu i zrezygnować z podróży, żeby go dostać w swoje ręce – stwierdził poważnie, mnie jednak średnio podobało się jego porównanie. Zignorowałem jego rozmarzone westchnienie i czekałem, licząc na to, że będzie mówił dalej. – Można z nim pogadać, pobawić się, na początku myślałem, że to w porządku nawet jeśli nie pozwolił mi na nic po pierwszej randce. Ale ja wciąż go nawet nie pocałowałem! Cwaniak zawsze znajdzie sposób, żeby się wywinąć.
            - Nie pomyślałeś może, że on po prostu cię nie chce? – rzuciłem w końcu, stanowczo zadowolony z postawy czarnowłosego, choć z tego, co próbuje zrobić mój brat już mniej.
            - Niemożliwe. Nie znajdzie lepszej partii ode mnie – oburzył się, na co ja tylko wzruszyłem ramionami.
            To było nieco zastanawiające. Andy biegał za nim jak głupi i wyglądało na to, że po pierwszym spotkaniu utkwił w miejscu. Ja natomiast nie byłem w stanie zapomnieć tego, jak Bill pocałował mnie tamtego dnia w łazience. Na samą myśl oblizałem wargi, w zamyśleniu ledwie zdając sobie z tego sprawę. „Chcę tu zostać dla ciebie” – zahuczało mi w głowie i poczułem kolejny przewrót w żołądku. Mimowolnie zdałem sobie sprawę z satysfakcji, która mnie opanowała i zniecierpliwienia. Nic nie rozumiałem. Do czego to wszystko prowadziło?
            - Ej, czekaj! Dokąd idziesz? Myślałem, że pogadamy – brat zerwał się zaraz za mną od biurka.
            - Przerwa mi się skończyła, muszę wracać do pracy – mruknąłem nieprzytomnie, opuszczając to pomieszczenie.

            Nie mogłem się powstrzymać przed pojechaniem zaraz po pracy do mieszkania. Nie mogłem tego tak zostawić, bo myśli rozsadziłyby mi głowę. Nie byłem w stanie uniknąć domysłów, które miały spore szanse okazać się prawdą ani nie wiedziałem, co zrobię, gdy już dostanę twierdzącą odpowiedź, ale coś musiałem zrobić. Zastałem znajdę w salonie, siedzącego przed telewizorem z ponurą miną, która nieco rozjaśniła się na mój widok, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Podniósł się od razu z kanapy i ruszył w kierunku kuchni, nim jeszcze zdążyłem się odezwać.
            - Jesteś głodny? – zapytał głośno. Nie odpowiedziałem mu, tylko pozbyłem się ubrań wierzchnich i dołączyłem do niego. Po tym, co usłyszałem od Andreasa, byłem naprawdę ciekaw, co powiedziałby mi Bill. Rzecz jasna, gdybym tylko zapytał. Ale ja zamiast tego zatrzymałem się kilka kroków za nim i patrzyłem, jak krząta się po kuchni. Obiad widocznie niedawno się ugotował, a on uwijał się z zapałem. Zawsze, gdy wracał ze spotkania z moim bratem był taki pełen energii. Wcześniej mnie to drażniło, teraz zwyczajnie tego nie rozumiałem. – Co jest? – rzucił, stając do mnie przodem.
            - Chciałbym o coś zapytać – oznajmiłem wprost, patrząc mu prosto w twarz, z której natychmiast zniknął uśmiech.
            - Może po obiedzie, co? – odparł po chwili.
            Nie miałem pojęcia, jaką robi mu to różnice. Jeśli sądził, że zdążę o tym zapomnieć do tego czasu, to grubo się mylił. Odwlekanie nie dawało nic, prócz wzrostu mojej ciekawości. Skinąłem jednak twierdząco głową, zgadzając się na jego propozycję.
            Jedliśmy w ciszy. Bill nawet nie zerkał na mnie znad talerza, choć ja patrzyłem na niego w każdej możliwej sekundzie. To wszystko było kompletnie bezsensowne. Dokładnie jak to, że nie dawało mi to spokoju, choć nie powinno mnie obchodzić. Szczególnie, że oznajmiłem już czarnowłosemu, iż ma trzymać ręce przy sobie. Po obiedzie znajda powynosił naczynia, a ja czekałem cierpliwie, aż do mnie wróci. Jednak, gdy już to zrobił, miał tak nieszczęśliwą minę, że sam nie wiedziałem, jak zacząć.
            - Chodzi o Andreasa – odezwałem się wreszcie i w tej samej chwili ujrzałem szeroko otwarte oczy Billa i jego głupią minę.
            - Musimy o nim rozmawiać? – zapytał z niechęcią, nieco mnie tym zaskakując. – Zawsze, gdy jest o nim mowa, zaczynasz się na mnie denerwować. Jeśli znowu masz się wkurzyć o nic, to może sobie odpuśćmy? – zaproponował, na co ja otworzyłem szerzej oczy z zaskoczenia. Przepraszam, że co on mi niby sugerował?!
            Miałem się właśnie oburzyć, gdy przypomniałem sobie to irytujące uczucie, które pojawiało się, kiedy mówił o tym, że lubi mojego brata. No, dobrze. Może bywałem trochę uciążliwy. Niemiły. Chamski i apodyktyczny. Ale nie robiłem tego celowo, a już na pewno nie przy Billu. Westchnąłem ciężko i odchyliłem głowę do tyłu na oparcie, przymykając powieki. Zamierzałem zadać mu to pytanie, czy mu się to podobało, czy nie.
            - Czy mój brat interesuje cię jako… mężczyzna? – wyrzuciłem z siebie wreszcie, starając się jednak mówić wolno i spokojnie. – Bądź ze mną szczery, proszę – dodałem, prostując się, żeby na niego spojrzeć. Na jego policzki wkradały się właśnie rumieńce i nie patrzył w moją stronę. Coś mnie zabolało, ale starałem się to zignorować. Nie odpowiedział jeszcze, więc nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków. Zwykle bym to zrobił, ale przed chwilą wytknął mi, że wściekam się bez powodu. Nie wypadało, żeby mnie znowu poniosło. Niemniej cierpliwość nie należała do moich cnót, więc po dłuższej chwili odchrząknąłem znacząco.
            - Nie – rzucił w końcu krótko, a ja aż zamrugałem powiekami.
            - Słucham?
            - Och, Tom! Nigdy nie wiem, jakiej oczekujesz ode mnie odpowiedzi – mruknął. – Taka jest prawda. Lubię Andreasa. Jest bardzo miły, zabawny, dobrze spędza mi się z nim czas, ale nie chcę się do niego bardziej zbliżać.
            „Nie chcesz, żebym się do ciebie zbliżył?”
            - Skarżył się, że nie dałeś mu się nawet pocałować.
            - A spodziewałeś się, że to zrobię? – Prychnął. – To dla mnie coś osobistego. Ważnego.
            Przełknąłem nerwowo ślinę, nie mogąc powstrzymać języka, który przemknął po – jak mi się wydawało, zbyt suchych - wargach. Naprawdę chciałem, żeby powiedział mi to wprost?
            - Wtedy w łazience. Pocałowałeś mnie – stwierdziłem wreszcie, patrząc, jak znajda zagryza wargi. Miałem wrażenie, że powietrze zaklinowało mi się gdzieś w płucach. Kompletnie zapomniałem, jak się oddycha. – Bill?
            - O co ci chodzi? – zapytał w końcu zbolałym głosem. – Kazałeś mi trzymać dystans. Powiedziałeś, że nie mogę mieć nic wspólnego z twoim życiem prywatnym…
            - Oficjalnym – poprawiłem go, nim zastanowiłem się nad swoimi słowami. Między nami znów zapadła cisza, która tym razem była wyjątkowo niezręczna, ale nie to było najtrudniejsze do przyjęcia. Oczy Billa, które rozbłysły, jakbym właśnie przekazał mu cudowną wiadomość. Nie chciałem zdawać sobie sprawy z tego, co przed momentem zrobiłem.
            - A… co z nieoficjalnym? – zapytał ostrożnie i tak cicho, że ledwie zrozumiałem sens wypowiadanych przez niego słów.
            - Zostawmy ten temat – uciąłem krótko, podnosząc się nerwowo z fotela. – Muszę… Jestem zmęczony – mruknąłem i czmychnąłem szybko do łazienki.
            W mojej głowie panował chaos. Stojąc nago pod strugami ciepłej wody, próbowałem uporządkować swoje myśli i uczucia, a gdy to zawiodło, po prostu wypłukać je sobie z głowy. Mój rozsądek stał naprzeciw niechęci do odpychania od siebie czarnowłosego. Z jednej strony wiedziałem, że nie może być mowy o „zbliżeniu się”, a z drugiej na samą myśl zaczynało mi się robić gorąco. Nie rozumiałem tego stanu. Przerażał mnie.
            Po wyjściu z łazienki salon był pusty. Nie zamierzałem jeszcze kłaść się spać, więc ubrałem się szybko i poszedłem do kuchni, gdzie Bill zmywał akurat naczynia po obiedzie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie robił tego w zlewie, zamiast po prostu zapakować je do zmywarki. Gdy zorientował się, że za nim stoję, znieruchomiał na moment, a zaraz potem zakręcił wodę. Natomiast ja wpatrywałem się w jego plecy, po raz kolejny zastanawiając się, co takiego w nim jest, że się tu znalazł, mój brat usiłuje go usidlić, a ja… Cóż, miałem do niego słabość. Bardzo uciążliwą słabość. Po chwili zdecydował się obrócić do mnie twarzą.
            - Przygotować na później kolację?
            - Nic już dziś nie zjem – odparłem, wciąż nie odrywając od niego wzroku. Wpatrywałem się w jego ręce, które wycierał w ścierkę. Odłożył ją zaraz potem na bok i zrobił krok w moją stronę. Zdałem sobie wtedy sprawę, że spodziewałem się tego. Wiedziałem, że do mnie podejdzie, blisko. I nie protestowałem.
            - Powtórzysz Andreasowi to, co ci dziś powiedziałem? – zapytał, tym razem stojąc niecałe pół metra ode mnie.
            - Pewnie i tak mi nie uwierzy – odparłem cicho. Nie miałem pojęcia, dlaczego szepczę. Zaschło mi w gardle, więc odchrząknąłem nieco, przekonując się zaraz potem, że to nic nie pomaga.
            - Więc sam będę musiał mu to wyjaśnić. Jeśli spotyka się ze mną tylko dlatego, że na coś liczy, będę musiał go rozczarować – oznajmił ostrożnie, jakby nie będąc pewnym, czy może powiedzieć wszystko, na co ma ochotę. A najwyraźniej zbierało mu się na bycie szczerym, co mnie również by się przydało, ale nie potrafiłem. Po prostu tam stałem i patrzyłem na niego wyczekująco. Jakby jego słowa miały nagle wszystko zmienić. – Nie chcę jego, tylko ciebie, Tom. Tak bardzo chcę się do ciebie zbliżyć, że nawet jeśli jesteś dla mnie okropny, nie potrafię długo mieć ci tego za złe. Gdybyś tylko zgodził się spróbować…
            - Spróbować… - powtórzyłem powoli, próbując przeanalizować sytuację, w której się znajdowałem. Powinienem się odsunąć, a zamiast tego uniosłem dłoń do jego policzka. Jego skóra wydała mi się jednak tak delikatna, że niemal natychmiast zabrałem rękę. Czułem się niemal zniesmaczony tym, co wyprawiam. – Wciąż prawie nic o tobie nie wiem – mruknąłem, mimowolnie lustrując go od stóp do głów. Był piękny. Był tajemnicą. Był kimś, kogo chciało mieć się na własność, ale te myśli jednocześnie mnie podniecały i przerażały. Równie mocno chciałem się im poddać, co przed nimi uciec.
            - Ale znasz mnie. Nikt prócz nas nie musi wiedzieć. Daj mi chociaż szansę, żebym mógł przekonać cię, że warto – poprosił, na co ja pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową.
            - Oszalałeś. Nie zmienisz tego, kim jestem.
            - Może nie będę musiał nic zmieniać? – odparł, kładąc niepewnie otwartą dłoń na moim torsie w miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, obecnie bijące nieco szybciej, niż powinno.

            I choć nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, dałem za wygraną. Niech się dzieje, co chce, niech robi ze mną, co zechce. Byle szybko. Miałem już dość walki z nim i z sobą samym.

_____________________________________________
Więc skoro już wiecie, co wydarzyło się w tej części, chciałabym, żebyście napisali mi:
Co Waszym zdaniem Bill zrobi, żeby przekonać Toma, że warto? ;>

Liczę na dwa rodzaje odpowiedzi:
1) Najbliższe temu, co wydarzy się w dalszych częściach opowiadania.
2) Najciekawsze ^^.

Spiel mit mir, bitte <3
Wymyślę potem coś ciekawego ;>!

9 komentarzy:

  1. Nie da się przewidzieć, co zrobi Bill, bo za każdym razem, gdy jestem pewna jego zachowania, Ty zaskakujesz czymś kompletnie innym! Jesteś niesamowita.
    Moje podejrzenia co do tego, jak Bill przekona Toma, są takie: pocałuje go. Pocałuje go tak, że oczaruje go smakiem swoich ust i Tom mu ulegnie. wtedy Bill pozwoli mu się poznać. zamiast spędzać czas z Andreasem, cały będzie dla Toma.
    Jednak to musi mieć coś wspólnego z wyjazdem Billa do centrum - jednak wszystkie moje pomysły są dziwne i niezwiązane z Tomem. Nie wiem. Nie wiem i czekam. Niesamowity odcinek, dreszcze wszędzie.
    xkat.

    OdpowiedzUsuń
  2. woooow
    normalnie jestem w szoku. w sumie nie dziwie sie Tomowi tego, ze chce wiedziec co Bill sadzi o tym i o tamtym, ale do cholery jasenej czemu Tom jest taki niezdecydowany? nie wyobraza go sobie z Andreasem ani z zadna inna osoba, to czemu sam sie opiera skoro tak mu z nim dobrze. w sumie Bill oznajmil mu w prost co do niego oczekuje wiec moze warto by sprobowali. i tak spedzajaj wiecej czasu razem wiec moga zaryzykowac, albo raczej Tom heheh
    i oczywiscie czekam na kolejna czesc
    ps. nowy wyglad jest super

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie nie będę oryginalna ale myślę że Bill go pocałuje. :) Nowy wygląd strony jest świetny. Czekam na kolejny odcinek. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz Bill go pocałuje, a potem może pokaże mu swoje wdzięki? Zaciągnie do łóżka? No bo obiadkami i szyciem ciuchów już go kupił :D
    Nowy szablon cudny, tak jak i odcinek <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Twoje opowiadania, Czokuś. :3
    Na razie nie potrafię nic więcej powiedzieć. :D Gdzieś tam w następnym komentarzu wypowiem się nieco więcej na ten temat, bo aktualnie mój mózg jest zbyt wiele godzin na pełnych obrotach przy tak niewielkiej ilości snu i zaczyna odmawiać współpracy. ;)

    Może wyjdę na chama i hejtera, ale przyciemnij trochę czcionkę, bo daje po oczach. W poprzednim szablonie było tak harmonijnie i spokojnie. Nie, to, że ten mi się nie podoba, bo jest śliczny, świetny i jedyne co bym zmieniła to kontrastowość. Tak jak już wspomniałam, po prostu ten kontrast ciemnego tła i bardzo jasnej czcionki strasznie daje po oczach. :3

    To tyle. Pozdrawiam, Heroine. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Zaciągnie go do łóżka i będzie się starał jeszcze mocniej? xD Może Tom doceni jak to dobrze mieć uprane, posprzątane i ugotowane a na dodatek dostać jeszcze namiętnego buziaka po powrocie z pracy :P Z resztą, jeśli Tom chce znajdę dla siebie to nie ma innego wyjścia ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam i czekam na nową część...nie doczekam się widzę ;D umrę czekając! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. też nie mogę się doczekać, bo piszesz świetnie:)
    Pozdrawiam
    Patrycja
    PS. Kiedy kolejny odcinek?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm... zastanówmy się.
    1. Tom poddał się miłości - teraz przeżyją najlepszy seks, jaki do tej pory w swoim życiu mieli i będzie fajnie. Tom będzie chodził w skowronkach, Bill tak samo. Niestety wszystko musi pozostać w tajemnicy. Przez jakiś czas sielanka, uczucie się pogłębia, tralalala cud, miód, orzeszki.
    2. Teraz coś musi się skomplikować: ojciec Toma się dowie, czy coś takiego. Ich miłość legnie w gruzach, pewnie się rozstaną na jakiś czas. Nie będą mogli bez siebie żyć i:
    3. nastąpi jakiś zwrot akcji: coming out Toma itp. oraz:
    a. wrócą do siebie, będą żyli długo i szczęśliwie
    b. któryś umrzy i po ptokach :D

    Justyna

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^