Witajcie ;). Jest nowy szablon (ciii, wiem, że muszę go jeszcze poprawić) jest i nowa notka! ^^ Myślę, że powinniście być zadowoleni ;). Ale mam dla Was tym razem ZADANIE!~ ale to na końcu notki ;). Póki co życzę Wam dużo słoneczka, uśmiechu i miłego czytania ;).
Wasza Czokoladka ;).
Część 10.
- Bardzo się spieszysz? – dotarło do
mnie, gdy właśnie zbierałem się do pracy. Obejrzałem się za siebie na znajdę i spojrzałem
na niego z głupią miną. Hę? – Chciałbym wybrać się do centrum – wyjaśnił mi od
razu.
Zaskoczył mnie nieco, bo nigdy dotąd
nie wspominał, żeby wybierał się gdzieś poza osiedle. Szczególnie, że na
miejscu było mnóstwo wszelkiego rodzaju sklepów i nie trzeba było robić takich
wycieczek. Mimo to zerknąłem na zegarek i westchnąłem cicho.
- Jeśli się pospieszysz, mogę cię
tam zawieźć – odparłem i jedynie siłą woli, która była dość słaba pod tym
względem, powstrzymałem się przed wypytaniem go o cel tej wyprawy. Czyżby
szukał pracy?
- Ok, już – rzucił krótko,
zabierając się za zakładanie butów.
Kiedy obaj byliśmy już gotowi
zeszliśmy na dół na parking, skąd ruszyliśmy samochodem w kierunku centrum. Raz
po raz zerkałem w stronę Billa z nadzieją, że postanowi jednak podzielić się ze
mną jakimiś informacjami, ale on tylko patrzył w okno, kompletnie mnie
ignorując i byłem niemal pewien, że robi to naumyślnie. Na domiar złego,
wyglądał na podenerwowanego i coraz bardziej zaczynało mnie to martwić. A jeśli
poznał kogoś, choćby przez Internet i umówił się? Może to jakiś stary znajomy?
Ktokolwiek? Im bliżej znajdowaliśmy się miejsca docelowego, tym większą miałem
ochotę zawrócić do mieszkania i zamknąć Billa w środku. Niby nie dałem mu
ostatnio popalić, a przynajmniej on tego nie pamięta, więc niby dlaczego miałby
chcieć odejść?
- Masz jakieś konkretne plany? –
zapytałem spokojnie, patrząc przed siebie na drogę.
- Tak, mam – odparł z pewnym
zawahaniem. – Ale nie martw się, zdążę wrócić, żeby coś ugotować – dodał
szybko, jakby chciał oderwać moją uwagę od tego, dokąd się wybiera. Przyszło mi
nawet do głowy, że to mogła być sprawka Andreasa i ani trochę mnie to nie
bawiło.
- W porządku – mruknąłem,
zatrzymując się na parkingu przy drodze. Znajda nawet nie patrzył w moją
stronę. Ja natomiast po chwili zastanowienia wyciągnąłem z kieszeni portfel.
Nigdy nie przepadałem za kartami płatniczymi, więc zawsze miałem przy sobie
jakąś gotówkę. Wyciągnąłem więc wszystkie banknoty i zamachałem nimi Billowi
przed oczyma. – To dla ciebie za te ubrania – oznajmiłem.
- Ale… tyle? – wydukał zdziwiony, a
ja zerknąłem, żeby ocenić, jaką mniej więcej daję mu kwotę.
- Cóż, przynajmniej drugie tyle
wypłacę ci przy okazji, ale to powinno ci już wystarczyć na zakupy, co?
- Nie! Znaczy, wcale tak dużo nie
chcę. Te ciuchy nie są warte nawet połowy tych pieniędzy…
- Jeszcze nie, ale za jakiś czas,
gdy weźmiesz się za to na poważnie, będę miał unikalne projekty, które będą
warte o wiele więcej niż ja ci teraz proponuję – odpowiedziałem całkiem
spontanicznie, nie chcąc wysłuchiwać jego protestów. Bill jednak wyglądał na
zaskoczonego. Uśmiechnął się tak nieśmiało i niewinnie, że serce prawie stanęło
mi w miejscu, a na jego policzki wpłynęły cudowne rumieńce. Ten człowiek
sprawiał, że coś dziwnego działo się z moją głową. – Więc bierz te pieniądze i
nie marudź – rzuciłem jeszcze nieco ostrzejszym tonem. Wreszcie sięgnął
niepewnie po plik, który mu podawałem.
- Tom, ale… naprawdę tak uważasz? –
zapytał cicho, patrząc jednak na pieniądze, nie na mnie, jakby się wstydził, że
je przyjmuje. – Sądzisz, że naprawdę mogłoby mi się udać? Że zasługuję na takie
szczęście?
- Co za pytanie? – mruknąłem,
wzruszając ramionami. – Gdybym tak nie uważał, nie powiedziałbym tego. A teraz
rusz się, muszę jechać do pracy. Tylko… wróć na obiad, proszę, bo przyjadę.
- Dziękuję, Tom – powiedział, tym
razem już patrząc mi prosto w oczy. Jego własne lśniły wręcz radością, co
przyprawiło mnie o ciarki na plecach. Nie bardzo rozumiałem, ale to było
naprawdę bardzo miłe uczucie.
- To nie problem, uciekaj – uciąłem
krótko.
Nie powiedział już nic więcej.
Nachylił się szybko w moim kierunku i nim zdołałem zareagować, musnął wargami
mój policzek. Zaraz potem schował pieniądze i nagle w samochodzie zostałem
tylko ja, odcisk jego warg na mojej skórze i to poczucie lekkości, które o mało
nie unosiło mnie ponad fotel kierowcy. Tylko dokąd on poszedł?
W pracy przez cały dzień
zastanawiałem się nad odpowiedzią na to pytanie. Wiedziałem już na pewno, że
nie umówił się z moim bratem, bo ten siedział w swoim biurze i doprowadzał mnie
do białej gorączki za każdym razem, gdy na siebie wpadaliśmy, opowiadając mi
jakieś szczegóły z ich ostatniego spotkania. Myślałem, że po prostu złapię go
za szmaty i rąbnę nim o asfalt, gdy po skończonej pracy wepchnął się przede
mnie przy wyjściu z firmy.
- Wiesz może, czy Bill jest w domu?
Chcę go znów gdzieś zabrać dziś wieczór – oznajmił, nie dając mi przejść.
- Tak się składa, że nie mam
pojęcia. Rano umawiał się z kimś gdzieś w centrum – odpowiedziałem z wyuczonym
spokojem. Mojego bratu zrzedła mina, a mnie na ten widok wręcz poprawił się
humor. Świetnie. – A teraz zejdź mi z drogi, zanim cię skrzywdzę – dodałem,
wymijając go tym razem już bez żadnego problemu.
Sam chciałem jak najprędzej wrócić
do mieszkania i przekonać się, czy znajda tam jest.
Drzwi uległy natychmiastowo.
Czarnowłosy najwyraźniej zostawił je otwarte, spodziewając się mojego
przybycia. Jak zazwyczaj w powietrzu unosił się zapach obiadu, a sam Bill
przyszedł się ze mną przywitać. Spojrzałem na niego dziwnie, widząc, że trzyma
palec wskazujący w ustach. Skaleczył się? Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na
jego roztrzepane włosy i niedbały ubiór. To było kompletnie do niego
niepodobne. Rozejrzałem się jeszcze po mieszkaniu, ale wszystko inne wydawało
się być w normie.
- Wszystko w porządku? – zapytałem,
odkładając na bok swoją torbę.
- Tak, czemu pytasz? – zdziwił się,
ale ja tylko pokręciłem głową.
- Tak tylko. Jak wycieczka do
centrum? Załatwiłeś wszystko, co chciałeś? – ciągnąłem dalej, udając, że pytam
tylko z grzeczności. Właściwie nie miałem nadziei, że znajda da się na to
złapać i powie o tych kilka słów za dużo, które chciałbym usłyszeć, ale
próbować zawsze było warto. Zwróciłem więc na niego wzrok, gdy już usiadłem w
fotelu.
- Tak, załatwiłem. Jeśli to nie
problem jutro też chciałbym się z tobą zabrać.
- Aha… - wydusiłem z siebie nie
bardzo wiedząc, co o tym myślę. Dopiero po chwili zdecydowałem, że stanowczo mi
się to nie podoba. To, że nie mam pojęcia, co on tam robi. – A chciałbyś mi
może powiedzieć, po co się tam wybierasz? – zapytałem wreszcie ostrożnie.
- To nieco… osobista sprawa –
odpowiedział mi po dość długiej chwili milczenia, na co ja uniosłem tylko jedną
brew, czym wywołałem jego niezadowolone westchnienie. – Nie, Tom, nie powiem
ci. Przepraszam.
- No, tak… - mruknąłem, krzywiąc się
wymownie. Tym razem już naprawdę nie miałem ochoty się denerwować. – Umawiasz
się z kimś? – wypaliłem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
- Co? Nie! Skąd ci to przyszło do
głowy?! – oburzył się, na co ja wzruszyłem tylko ramionami. Trochę mi ulżyło.
Ale tylko trochę.
- Obiad? – zasugerowałem,
zamierzając uciąć ten niewygodny temat.
Skąd mi to przyszło do głowy? Nie
miałem zielonego pojęcia. Dlaczego mnie to interesuje? Rzecz jasna dlatego, że
się martwię! W końcu wiedziałem już, że pakowanie się w kłopoty przychodzi mu
bez większych trudności. Przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczyłem…
Od tamtego dnia, praktycznie
codziennie przez kolejny tydzień woziłem Billa rano do centrum. Potem wracałem
z pracy, jadłem obiad… zwykle z nim, ale zdarzyło się też kilka razy, że ubiegł
mnie Andreas. Chodziłem strasznie wkurzony po mieszkaniu, za każdym razem
czekając na niego, aż wróci, ale po ich pierwszym spotkaniu pojawiał się w
mieszkaniu o wiele wcześniej, niż wtedy. Coraz bardziej czułem się zepchnięty gdzieś
na drugi plan. Byłem już nie tyle rozdrażniony, co niemal przybity. I zmęczony,
bo właściwie kręciłem się w kółko i sam nie wiedziałem, czego chcę. Z jednej
strony rozumiałem, że nie mogę wciąż kontrolować znajdy, ale nie byłem w stanie
pozwolić mu odejść do kogoś innego. Andy niby był bezpieczną opcją, ale na samą
myśl, że faktycznie miałby położyć swoje łapska na Billu…
Kiedy następnym razem dowiedziałem
się, że moja znajda wychodzi gdzieś z moim bratem, po prostu pojechałem
wściekły do swojego apartamentu. Dopiero, gdy stanąłem w jego drzwiach, zdałem
sobie sprawę, jak dawno mnie tam nie było. W porównaniu do tamtego mieszkania,
wydawał się naprawdę wielki i zaczynało mnie zastanawiać, po co mi tak duża
przestrzeń, skoro nie mam jej z kim dzielić? Od kiedy poznałem Billa, nawet nie
próbowałem sobie nikogo znaleźć i nie zapowiadało się, żeby w najbliższym
czasie to się zmieniło. Problem polegał na tym, że zaczynałem się czuć, jakbym
żył w celibacie. I znów zadałem sobie pytanie, po co poświęcam tyle czasu
znajdzie, zamiast zająć się własnym życiem?
Sprawdzałem właśnie raporty w firmie,
które przed kilkunastoma minutami pojawiły się na moim biurku, gdy rozdzwonił
się mój prywatny telefon. Zerknąłem zdziwiony na wyświetlacz, a gdy rozpoznałem
na nim numer ze swojego mieszkania, podniosłem się, żeby zamknąć drzwi do
swojego gabinetu. Nie zwykłem w pracy odbierać prywatnych telefonów, ale
widząc, kto dzwoni, nie mogłem się powstrzymać, bez względu na samotne
popołudnie i noc, które miałem za sobą.
- Tom Kaulitz, słucham – odezwałem
się chłodno. Rozmawiałem z nim tym tonem za każdym razem, gdy byłem zły. To był
już czwarty raz w przeciągu tygodnia.
- To ja, Bill. Przeszkadzam?
- Owszem, jestem zajęty – mruknąłem,
opierając się o fotel. – Więc?
- Chciałem zapytać… Byłeś wczoraj w
mieszkaniu? Znaczy… Nie ruszyłeś obiadu i nie było cię, jak wróciłem… Mam
nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? – zapytał, na co ja zrobiłem
niezadowoloną minę, czego nie mógł zobaczyć, ale tym razem nie robiłem tego dla
popisu. Znów gdzieś był z moim bratem i na dodatek późno wrócił. A ja nie
zamierzałem mu tłumaczyć, że od razu pojechałem do siebie.
- Wystarczająco, żeby zrezygnować i
wrócić do apartamentu. Coś jeszcze?
- Będziesz dziś?
- Nie wiem. To wszystko? Muszę
wracać do pracy – oznajmiłem beznamiętnie.
- Nie, już nic…
Zaraz potem pożegnaliśmy się i
odłożyłem telefon na biurko, zastanawiając się, dlaczego ten człowiek w ogóle
jeszcze się mną przejmuje? Im więcej mijało czasu, tym częściej myślałem, że
powinienem po prostu dać sobie spokój. Spakować swoje rzeczy, oddać mu klucze,
całe mieszkanie na własność – niech robi, co chce. Mnie i tak już nie miało
szans do niczego się przydać. Jednak z drugiej strony nie potrafiłem tego
zrobić. Nie chciałem, żeby znajda zniknął z mojego życia.
Gdy po otworzeniu drzwi swojego
gabinetu zobaczyłem Andreasa, który właśnie szedł do siebie z kawą, przyszło mi
do głowy, że ostatnio nie widuję go w kuchni wraz z całym gronem pracowników.
Wyjątkowo rzadko wchodził mi w drogę i zwykle były to niewinne dyskusje
dotyczące głównie firmy. Zacząłem się zastanawiać, co też stało się temu
irytującemu robalowi?
Zabrałem ze swojego biurka teczkę z
dokumentami, które miałem dać asystentce, aby mu je przekazała i poszedłem
zrobić to osobiście. Rzuciłem mu papiery przed nos i usiadłem na krześle
naprzeciw niego. Na jego twarzy od razu pojawił się ten uśmieszek, który za
każdym razem miałem ochotę brutalnie mu zetrzeć, ale opanowałem się.
- Wreszcie się stęskniłeś? –
zapytał, na co ja prychnąłem, a potem rozejrzałem się po niewielkim pokoju, w
którym się znajdowałem.
- Mam przerwę i postanowiłem
sprawdzić, co się stało, że przestałeś być wrzodem na dupie, ale widzę, że
niewiele się zmieniło.
- To taka taktyka: spotykać się
tylko z jedną osobą i nie wchodzić za skórę bratu, który ma na nią bliżej
nieokreślony wpływ – odparł, zakładając ręce za głowę. Zmrużyłem jedynie
groźnie oczy, zastanawiając się nad jego słowami. Fakt, że nie miałem mu nic do
zarzucenia, był naprawdę frustrujący.
- Czyżby dobrze wam się układało? –
mruknąłem złośliwie.
- Czyżby Billy o niczym ci nie
mówił? – rzucił z udawanym zaskoczeniem, a mnie coś przewróciło się w żołądku.
To był fakt. Znajda praktycznie nie wspominał przy mnie o Andreasie i dotąd
uznawałem to za dobry pomysł. Szczególnie, że nie widziałem, żeby jakoś
wylewnie się ze sobą żegnali, ale w tamtej chwili zdałem sobie sprawę, że nie
mam pojęcia, co się między nimi dzieje. Ani nawet jak wyglądało ich ostatnie
pożegnanie. Poczułem nieprzyjemny ucisk na myśl, że Andy mógł wykorzystać fakt,
że nie było mnie w mieszkaniu.
- Mamy ciekawsze tematy – odgryzłem
się wreszcie, gdy zdołałem pozbierać myśli. – Więc? Jak ci idzie? – zapytałem,
starając się nie odkryć przed bratem chęci mordu, która kryła się za tymi
słowami.
Byłem szczerze zdziwiony, gdy
Andreas skrzywił się i przetarł twarz dłońmi. Co to niby miało znaczyć? Miałem
ochotę wstać i wytrząsnąć z niego wszystkie informacje, ale moje opanowanie
było jedynym gwarantem, że dowiem się czegokolwiek.
- Szczerze mówiąc, to opornie. Ale mam
wrażenie, że przy Billu poddać się, to jak znaleźć mapę do skarbu i zrezygnować
z podróży, żeby go dostać w swoje ręce – stwierdził poważnie, mnie jednak
średnio podobało się jego porównanie. Zignorowałem jego rozmarzone westchnienie
i czekałem, licząc na to, że będzie mówił dalej. – Można z nim pogadać, pobawić
się, na początku myślałem, że to w porządku nawet jeśli nie pozwolił mi na nic
po pierwszej randce. Ale ja wciąż go nawet nie pocałowałem! Cwaniak zawsze
znajdzie sposób, żeby się wywinąć.
- Nie pomyślałeś może, że on po
prostu cię nie chce? – rzuciłem w końcu, stanowczo zadowolony z postawy
czarnowłosego, choć z tego, co próbuje zrobić mój brat już mniej.
- Niemożliwe. Nie znajdzie lepszej
partii ode mnie – oburzył się, na co ja tylko wzruszyłem ramionami.
To było nieco zastanawiające. Andy
biegał za nim jak głupi i wyglądało na to, że po pierwszym spotkaniu utkwił w
miejscu. Ja natomiast nie byłem w stanie zapomnieć tego, jak Bill pocałował
mnie tamtego dnia w łazience. Na samą myśl oblizałem wargi, w zamyśleniu ledwie
zdając sobie z tego sprawę. „Chcę tu
zostać dla ciebie” – zahuczało mi w głowie i poczułem kolejny przewrót w
żołądku. Mimowolnie zdałem sobie sprawę z satysfakcji, która mnie opanowała i
zniecierpliwienia. Nic nie rozumiałem. Do czego to wszystko prowadziło?
- Ej, czekaj! Dokąd idziesz?
Myślałem, że pogadamy – brat zerwał się zaraz za mną od biurka.
- Przerwa mi się skończyła, muszę
wracać do pracy – mruknąłem nieprzytomnie, opuszczając to pomieszczenie.
Nie mogłem się powstrzymać przed
pojechaniem zaraz po pracy do mieszkania. Nie mogłem tego tak zostawić, bo
myśli rozsadziłyby mi głowę. Nie byłem w stanie uniknąć domysłów, które miały
spore szanse okazać się prawdą ani nie wiedziałem, co zrobię, gdy już dostanę
twierdzącą odpowiedź, ale coś musiałem zrobić. Zastałem znajdę w salonie,
siedzącego przed telewizorem z ponurą miną, która nieco rozjaśniła się na mój
widok, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Podniósł się od razu z kanapy i
ruszył w kierunku kuchni, nim jeszcze zdążyłem się odezwać.
- Jesteś głodny? – zapytał głośno.
Nie odpowiedziałem mu, tylko pozbyłem się ubrań wierzchnich i dołączyłem do
niego. Po tym, co usłyszałem od Andreasa, byłem naprawdę ciekaw, co
powiedziałby mi Bill. Rzecz jasna, gdybym tylko zapytał. Ale ja zamiast tego
zatrzymałem się kilka kroków za nim i patrzyłem, jak krząta się po kuchni.
Obiad widocznie niedawno się ugotował, a on uwijał się z zapałem. Zawsze, gdy
wracał ze spotkania z moim bratem był taki pełen energii. Wcześniej mnie to drażniło,
teraz zwyczajnie tego nie rozumiałem. – Co jest? – rzucił, stając do mnie
przodem.
- Chciałbym o coś zapytać –
oznajmiłem wprost, patrząc mu prosto w twarz, z której natychmiast zniknął
uśmiech.
- Może po obiedzie, co? – odparł po
chwili.
Nie miałem pojęcia, jaką robi mu to
różnice. Jeśli sądził, że zdążę o tym zapomnieć do tego czasu, to grubo się
mylił. Odwlekanie nie dawało nic, prócz wzrostu mojej ciekawości. Skinąłem
jednak twierdząco głową, zgadzając się na jego propozycję.
Jedliśmy w ciszy. Bill nawet nie
zerkał na mnie znad talerza, choć ja patrzyłem na niego w każdej możliwej
sekundzie. To wszystko było kompletnie bezsensowne. Dokładnie jak to, że nie
dawało mi to spokoju, choć nie powinno mnie obchodzić. Szczególnie, że
oznajmiłem już czarnowłosemu, iż ma trzymać ręce przy sobie. Po obiedzie znajda
powynosił naczynia, a ja czekałem cierpliwie, aż do mnie wróci. Jednak, gdy już
to zrobił, miał tak nieszczęśliwą minę, że sam nie wiedziałem, jak zacząć.
- Chodzi o Andreasa – odezwałem się
wreszcie i w tej samej chwili ujrzałem szeroko otwarte oczy Billa i jego głupią
minę.
- Musimy o nim rozmawiać? – zapytał
z niechęcią, nieco mnie tym zaskakując. – Zawsze, gdy jest o nim mowa,
zaczynasz się na mnie denerwować. Jeśli znowu masz się wkurzyć o nic, to może
sobie odpuśćmy? – zaproponował, na co ja otworzyłem szerzej oczy z zaskoczenia.
Przepraszam, że co on mi niby sugerował?!
Miałem się właśnie oburzyć, gdy
przypomniałem sobie to irytujące uczucie, które pojawiało się, kiedy mówił o
tym, że lubi mojego brata. No, dobrze. Może bywałem trochę uciążliwy. Niemiły.
Chamski i apodyktyczny. Ale nie robiłem tego celowo, a już na pewno nie przy
Billu. Westchnąłem ciężko i odchyliłem głowę do tyłu na oparcie, przymykając
powieki. Zamierzałem zadać mu to pytanie, czy mu się to podobało, czy nie.
- Czy mój brat interesuje cię jako…
mężczyzna? – wyrzuciłem z siebie wreszcie, starając się jednak mówić wolno i
spokojnie. – Bądź ze mną szczery, proszę – dodałem, prostując się, żeby na
niego spojrzeć. Na jego policzki wkradały się właśnie rumieńce i nie patrzył w
moją stronę. Coś mnie zabolało, ale starałem się to zignorować. Nie
odpowiedział jeszcze, więc nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków. Zwykle
bym to zrobił, ale przed chwilą wytknął mi, że wściekam się bez powodu. Nie
wypadało, żeby mnie znowu poniosło. Niemniej cierpliwość nie należała do moich
cnót, więc po dłuższej chwili odchrząknąłem znacząco.
- Nie – rzucił w końcu krótko, a ja
aż zamrugałem powiekami.
- Słucham?
- Och, Tom! Nigdy nie wiem, jakiej
oczekujesz ode mnie odpowiedzi – mruknął. – Taka jest prawda. Lubię Andreasa.
Jest bardzo miły, zabawny, dobrze spędza mi się z nim czas, ale nie chcę się do
niego bardziej zbliżać.
„Nie
chcesz, żebym się do ciebie zbliżył?”
- Skarżył się, że nie dałeś mu się
nawet pocałować.
- A spodziewałeś się, że to zrobię?
– Prychnął. – To dla mnie coś osobistego. Ważnego.
Przełknąłem nerwowo ślinę, nie mogąc
powstrzymać języka, który przemknął po – jak mi się wydawało, zbyt suchych -
wargach. Naprawdę chciałem, żeby powiedział mi to wprost?
- Wtedy w łazience. Pocałowałeś mnie
– stwierdziłem wreszcie, patrząc, jak znajda zagryza wargi. Miałem wrażenie, że
powietrze zaklinowało mi się gdzieś w płucach. Kompletnie zapomniałem, jak się
oddycha. – Bill?
- O co ci chodzi? – zapytał w końcu
zbolałym głosem. – Kazałeś mi trzymać dystans. Powiedziałeś, że nie mogę mieć
nic wspólnego z twoim życiem prywatnym…
- Oficjalnym – poprawiłem go, nim
zastanowiłem się nad swoimi słowami. Między nami znów zapadła cisza, która tym
razem była wyjątkowo niezręczna, ale nie to było najtrudniejsze do przyjęcia.
Oczy Billa, które rozbłysły, jakbym właśnie przekazał mu cudowną wiadomość. Nie
chciałem zdawać sobie sprawy z tego, co przed momentem zrobiłem.
- A… co z nieoficjalnym? – zapytał
ostrożnie i tak cicho, że ledwie zrozumiałem sens wypowiadanych przez niego
słów.
- Zostawmy ten temat – uciąłem
krótko, podnosząc się nerwowo z fotela. – Muszę… Jestem zmęczony – mruknąłem i
czmychnąłem szybko do łazienki.
W mojej głowie panował chaos. Stojąc
nago pod strugami ciepłej wody, próbowałem uporządkować swoje myśli i uczucia,
a gdy to zawiodło, po prostu wypłukać je sobie z głowy. Mój rozsądek stał
naprzeciw niechęci do odpychania od siebie czarnowłosego. Z jednej strony
wiedziałem, że nie może być mowy o „zbliżeniu się”, a z drugiej na samą myśl
zaczynało mi się robić gorąco. Nie rozumiałem tego stanu. Przerażał mnie.
Po wyjściu z łazienki salon był
pusty. Nie zamierzałem jeszcze kłaść się spać, więc ubrałem się szybko i
poszedłem do kuchni, gdzie Bill zmywał akurat naczynia po obiedzie. Nie byłoby
w tym nic dziwnego, gdyby nie robił tego w zlewie, zamiast po prostu zapakować
je do zmywarki. Gdy zorientował się, że za nim stoję, znieruchomiał na moment,
a zaraz potem zakręcił wodę. Natomiast ja wpatrywałem się w jego plecy, po raz
kolejny zastanawiając się, co takiego w nim jest, że się tu znalazł, mój brat
usiłuje go usidlić, a ja… Cóż, miałem do niego słabość. Bardzo uciążliwą
słabość. Po chwili zdecydował się obrócić do mnie twarzą.
- Przygotować na później kolację?
- Nic już dziś nie zjem – odparłem,
wciąż nie odrywając od niego wzroku. Wpatrywałem się w jego ręce, które
wycierał w ścierkę. Odłożył ją zaraz potem na bok i zrobił krok w moją stronę.
Zdałem sobie wtedy sprawę, że spodziewałem się tego. Wiedziałem, że do mnie
podejdzie, blisko. I nie protestowałem.
- Powtórzysz Andreasowi to, co ci
dziś powiedziałem? – zapytał, tym razem stojąc niecałe pół metra ode mnie.
- Pewnie i tak mi nie uwierzy –
odparłem cicho. Nie miałem pojęcia, dlaczego szepczę. Zaschło mi w gardle, więc
odchrząknąłem nieco, przekonując się zaraz potem, że to nic nie pomaga.
- Więc sam będę musiał mu to
wyjaśnić. Jeśli spotyka się ze mną tylko dlatego, że na coś liczy, będę musiał
go rozczarować – oznajmił ostrożnie, jakby nie będąc pewnym, czy może
powiedzieć wszystko, na co ma ochotę. A najwyraźniej zbierało mu się na bycie
szczerym, co mnie również by się przydało, ale nie potrafiłem. Po prostu tam
stałem i patrzyłem na niego wyczekująco. Jakby jego słowa miały nagle wszystko
zmienić. – Nie chcę jego, tylko ciebie, Tom. Tak bardzo chcę się do ciebie
zbliżyć, że nawet jeśli jesteś dla mnie okropny, nie potrafię długo mieć ci
tego za złe. Gdybyś tylko zgodził się spróbować…
- Spróbować… - powtórzyłem powoli,
próbując przeanalizować sytuację, w której się znajdowałem. Powinienem się
odsunąć, a zamiast tego uniosłem dłoń do jego policzka. Jego skóra wydała mi
się jednak tak delikatna, że niemal natychmiast zabrałem rękę. Czułem się
niemal zniesmaczony tym, co wyprawiam. – Wciąż prawie nic o tobie nie wiem –
mruknąłem, mimowolnie lustrując go od stóp do głów. Był piękny. Był tajemnicą.
Był kimś, kogo chciało mieć się na własność, ale te myśli jednocześnie mnie
podniecały i przerażały. Równie mocno chciałem się im poddać, co przed nimi
uciec.
- Ale znasz mnie. Nikt prócz nas nie
musi wiedzieć. Daj mi chociaż szansę, żebym mógł przekonać cię, że warto –
poprosił, na co ja pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową.
- Oszalałeś. Nie zmienisz tego, kim
jestem.
- Może nie będę musiał nic zmieniać?
– odparł, kładąc niepewnie otwartą dłoń na moim torsie w miejscu, gdzie
znajdowało się moje serce, obecnie bijące nieco szybciej, niż powinno.
I choć nie potrafiłem sobie tego
wyobrazić, dałem za wygraną. Niech się dzieje, co chce, niech robi ze mną, co
zechce. Byle szybko. Miałem już dość walki z nim i z sobą samym.
_____________________________________________
Więc skoro już wiecie, co wydarzyło się w tej części, chciałabym, żebyście napisali mi:
Co Waszym zdaniem Bill zrobi, żeby przekonać Toma, że warto? ;>
Liczę na dwa rodzaje odpowiedzi:
1) Najbliższe temu, co wydarzy się w dalszych częściach opowiadania.
2) Najciekawsze ^^.
Spiel mit mir, bitte <3
Wymyślę potem coś ciekawego ;>!
Nie da się przewidzieć, co zrobi Bill, bo za każdym razem, gdy jestem pewna jego zachowania, Ty zaskakujesz czymś kompletnie innym! Jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuńMoje podejrzenia co do tego, jak Bill przekona Toma, są takie: pocałuje go. Pocałuje go tak, że oczaruje go smakiem swoich ust i Tom mu ulegnie. wtedy Bill pozwoli mu się poznać. zamiast spędzać czas z Andreasem, cały będzie dla Toma.
Jednak to musi mieć coś wspólnego z wyjazdem Billa do centrum - jednak wszystkie moje pomysły są dziwne i niezwiązane z Tomem. Nie wiem. Nie wiem i czekam. Niesamowity odcinek, dreszcze wszędzie.
xkat.
woooow
OdpowiedzUsuńnormalnie jestem w szoku. w sumie nie dziwie sie Tomowi tego, ze chce wiedziec co Bill sadzi o tym i o tamtym, ale do cholery jasenej czemu Tom jest taki niezdecydowany? nie wyobraza go sobie z Andreasem ani z zadna inna osoba, to czemu sam sie opiera skoro tak mu z nim dobrze. w sumie Bill oznajmil mu w prost co do niego oczekuje wiec moze warto by sprobowali. i tak spedzajaj wiecej czasu razem wiec moga zaryzykowac, albo raczej Tom heheh
i oczywiscie czekam na kolejna czesc
ps. nowy wyglad jest super
Pewnie nie będę oryginalna ale myślę że Bill go pocałuje. :) Nowy wygląd strony jest świetny. Czekam na kolejny odcinek. :-)
OdpowiedzUsuńTeraz Bill go pocałuje, a potem może pokaże mu swoje wdzięki? Zaciągnie do łóżka? No bo obiadkami i szyciem ciuchów już go kupił :D
OdpowiedzUsuńNowy szablon cudny, tak jak i odcinek <3
Kocham Twoje opowiadania, Czokuś. :3
OdpowiedzUsuńNa razie nie potrafię nic więcej powiedzieć. :D Gdzieś tam w następnym komentarzu wypowiem się nieco więcej na ten temat, bo aktualnie mój mózg jest zbyt wiele godzin na pełnych obrotach przy tak niewielkiej ilości snu i zaczyna odmawiać współpracy. ;)
Może wyjdę na chama i hejtera, ale przyciemnij trochę czcionkę, bo daje po oczach. W poprzednim szablonie było tak harmonijnie i spokojnie. Nie, to, że ten mi się nie podoba, bo jest śliczny, świetny i jedyne co bym zmieniła to kontrastowość. Tak jak już wspomniałam, po prostu ten kontrast ciemnego tła i bardzo jasnej czcionki strasznie daje po oczach. :3
To tyle. Pozdrawiam, Heroine. <3
Hmmm... Zaciągnie go do łóżka i będzie się starał jeszcze mocniej? xD Może Tom doceni jak to dobrze mieć uprane, posprzątane i ugotowane a na dodatek dostać jeszcze namiętnego buziaka po powrocie z pracy :P Z resztą, jeśli Tom chce znajdę dla siebie to nie ma innego wyjścia ;)
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam na nową część...nie doczekam się widzę ;D umrę czekając! ;*
OdpowiedzUsuńteż nie mogę się doczekać, bo piszesz świetnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Patrycja
PS. Kiedy kolejny odcinek?
Hmmm... zastanówmy się.
OdpowiedzUsuń1. Tom poddał się miłości - teraz przeżyją najlepszy seks, jaki do tej pory w swoim życiu mieli i będzie fajnie. Tom będzie chodził w skowronkach, Bill tak samo. Niestety wszystko musi pozostać w tajemnicy. Przez jakiś czas sielanka, uczucie się pogłębia, tralalala cud, miód, orzeszki.
2. Teraz coś musi się skomplikować: ojciec Toma się dowie, czy coś takiego. Ich miłość legnie w gruzach, pewnie się rozstaną na jakiś czas. Nie będą mogli bez siebie żyć i:
3. nastąpi jakiś zwrot akcji: coming out Toma itp. oraz:
a. wrócą do siebie, będą żyli długo i szczęśliwie
b. któryś umrzy i po ptokach :D
Justyna