czwartek, 27 czerwca 2013

[12/22] Shelter

Witam ^^! Kiedy człowiek jest zmotywowany jakoś przyjemniej wchodzi się na tego bloga, żeby coś dodać, serio, serio! Kilka osób zdecydowało się odpowiedzieć na moje pytanie, a Justyna to już postanowiła napisać streszczenie całego opowiadania <3. Jeśli chcecie poznać schemat 80% komedii romantycznych (mówię o filmach) i książek/opowiadań z wątkami romantycznymi, zapraszam do przeczytania jej komentarza - bo taka jest prawda ^^. A wracając do Shelter'a - przygotuję dla tych kilku osób niespodziankę ;> (już mam na nią pomysł, a teraz mając Wasze komentarze, muszę go tylko zrealizować, muahahaha ;3). Chyba mam dziś dobry nastrój :). W każdym razie teraz pora, żebyście sami przekonali się, co też wymodzi Bill. Ja tymczasem muszę zabrać się za pisanie kolejnego odcinka, bo obijałam się nieco ostatnio o.O - mam chyba 1,5 strony do dwunastki. Ups.
Smacznego moi Drodzy! ^^

Wasza Czokoladka ;).



Część 11.

            Chociaż zgodziłem się na propozycję czarnowłosego, z początku wyglądało na to, że nie zmieniło się nic, prócz tego, że na jego twarzy przez cały czas widniał delikatny uśmiech, na który wręcz nie mogłem się napatrzeć. Błądziłem za nim wzrokiem, gdy tylko ruszył się ze swojego miejsca i zastanawiałem, co on planuje, nie mając pojęcia, czy się tego boję, czy po prostu nie mogę już doczekać. Wystarczyła zresztą chwila mojej nieuwagi, żeby znalazł się za moimi plecami. Zorientowałem się dopiero, gdy poczułem jego dłonie na swoich barkach.
            - Jesteś spięty – zawyrokował, gdy obróciłem głowę w jego kierunku.
            - Dziwisz się? Krążysz wokół mnie jak sęp – mruknąłem pod nosem, jednak w odpowiedzi usłyszałem tylko jego śmiech. Doprawdy, nie rozumiałem, co niby było w tym śmiesznego.
            - Po prostu się cieszę.
            - Ja nie widzę różnicy.
            - Wolałbyś, żebym od razu się na ciebie rzucił i próbował zaciągnąć do łóżka? – zapytał rozbawiony, kciukami rozmasowując mi delikatnie kark. Uczucie rozluźnienia rozproszyło mnie na chwilę, więc nie od razu dotarły do mnie jego słowa. Po chwili jednak skrzywiłem się nieco, choć na samą myśl robiło mi się cieplej.
            - Nie kpij sobie ze mnie – rzuciłem krótko, nie zamierzając się z niczym przed nim zdradzać.
            - Nie kpię – odparł, a jego magiczne dłonie nagle przestały mnie dotykać. Zaraz potem jednak Bill siedział już obok mnie na kanapie. – To był tylko niewinny żart. Ta mina była na serio? – zapytał zaraz potem, co nieco zbiło mnie z tropu.
            - Jaka mina?
            - Skrzywiłeś się – wypomniał mi. – Nie pamiętam, żebyś się krzywił, gdy się całowaliśmy – dodał zaraz potem niezadowolony. Zaraz potem westchnął cicho. Nie rozumiałem, o co tej znajdzie w ogóle chodziło. Niemniej dziwnie się czułem za każdym razem, gdy wspominał o tamtym wydarzeniu. Cała ta sytuacja zaczynała mnie powoli denerwować. Nie spodziewałem się, że Bill może zachowywać się, jak niezdecydowana kobieta, a wniosek z tego mógł być taki, że on naprawdę coś kombinuje.
            - Czy to takie ważne? – rzuciłem w końcu cicho, na co on skinął twierdząco głową. Zanim jednak znów zdążyłem zapytać, jego twarz znalazła się tuż przed moją, co skutecznie mnie uciszyło. Znajda bezczelnie sobie ze mną pogrywał. I na moje nieszczęście był już drugą osobą, która wiedziała, w jaki sposób najlepiej to robić.
            - To dla mnie ważne wiedzieć, czy dobrze się przy mnie czujesz – oznajmił, chwilę później nachylając się w żółwim tempie do moich ust. Gdy tylko nasze wargi się zetknęły, moje ciało zalała fala ulgi, jakbym przez cały ten czas czekał tyko, aż to zrobi. Tak, to naprawdę było przerażające. Dlaczego miałoby mi tak na tym zależeć? – Więc? – zapytał, odsuwając się ode mnie niemal od razu. To było tylko muśnięcie, po którym wszystko przewróciło mi się w żołądku.
            - Dobrze – wychrypiałem, nie mając pojęcia, co nagle stało się z moim głosem. – Ale przesuń się trochę… - „…bo nie ręczę za siebie”, dodałem w myśli. Chyba pierwszy raz w życiu kontrolowanie swoich poczynań było dla mnie tak trudne i niemożliwie mnie to wkurzało. Cokolwiek więc czarnowłosy kombinował, stanowczo warunki były utrudnione. On tylko spojrzał na mnie zaskoczony i grzecznie usunął się na bok, choć po chwili na jego ustach znów rozkwitł uśmiech, jakby co najmniej czytał mi w myślach. – O co teraz chodzi?
            - Jesteś bardzo uparty, Tom – wytknął mi. – Ale nie martw się, poradzę sobie z tym – stwierdził zadowolony, po czym podniósł się z kanapy. – Może gorącej czekolady?

            Gdy zrobiło się już późno, po prostu rozebrałem się do samych bokserek i wszedłem pod kołdrę, zanim jeszcze Bill zdążył wrócić spod prysznica. Miałem nadzieję zasnąć i zignorować jego kombinacje, ale nic z tego nie wyszło, gdy po kilku minutach próby zaśnięcia zaczynały mnie już męczyć. Kiedy wchodził do pokoju, leżałem na swojej części łóżka z szeroko otwartymi oczyma, wpatrując się w jego ciało wychylające się zza nie związanego szlafroka. Och, uszył sobie nawet szlafrok?
            - Myślałem, że będziesz już spał – stwierdził zdziwiony, wycierając jednocześnie włosy. Jakoś nie miałem chęci mu odpowiadać, bo POWINIENEM już spać, więc patrzyłem tylko jak chwilę później rozwiesza wilgotny ręcznik z włosów na oparciu krzesła w kącie pokoju. I byłem ciekaw, czy ten kawałek materiału pachnie teraz tak, jak on, jednocześnie zadając sobie pytanie: czy ja naprawdę o tym pomyślałem, czy może po zgodzeniu się na tę szopkę, ściągnąłem na siebie jakąś klątwę?
            Znajda jednak nie zwrócił na to uwagi. Do bokserek wciągnął na siebie jeszcze jakąś koszulkę i wpakował się pod kołdrę. Moją kołdrę. Spojrzałem na niego znacząco, ale on tylko uśmiechnął się, robiąc kocie oczy. To stanowczo nie było na moje nerwy.
            - Zamierzasz tu spać?
            - Zamierzam się do ciebie przytulić. Mogę? – zapytał i nim zdążyłem odpowiedzieć, jego dłoń prześlizgiwała się już po moim nagim brzuchu. Mimowolnie wstrzymałem powietrze, nim ułożył się na poduszce za moimi plecami i przestał się wiercić, przylegając za to do mnie całym ciałem. Jego dotyk parzył. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób miałem niby teraz zasnąć. Czy Bill w ogóle zdawał sobie sprawę, po jak kruchym lodzie się posuwa? Nawet jeśli wciąż starał się zrobić krok do przodu w „oswojeniu mnie”, dotąd nie udało się to nikomu. Naprawdę nikomu. – Wygodnie ci? – odezwał się znów cicho, ale tym razem nawet na niego nie spojrzałem. Czułem się… dziwnie, ale dobrze. Westchnąłem jedynie bezradnie i sięgnąłem ręką do lampki nocnej, drugą obejmując lekko rękę czarnowłosego. Właściwie nie miałem większego wyboru, jeśli nie chciałem go wygonić na drugą stronę łóżka.
            A nie chciałem.
            - Dobranoc – powiedziałem krótko, układając wygodnie głowę na poduszce.
            Wbrew temu, co mi się wydawało, wcale nie było tak trudno zasnąć u boku tej znajdy. Z początku byłem zbyt spięty tym, że pojawił się tak blisko, ale z czasem zdałem sobie sprawę, że jego dotyk mnie uspokaja. Czułem się trochę, jakbym miał pewność, że wszystko, czego potrzebuję do snu, znajduje się obok. Szybko jednak uznałem, że to senne majaki. Jakkolwiek tłumaczenie się przed sobą ze wszystkiego było uciążliwe, odpłynąłem i to z lekkim uśmiechem na twarzy.

            Rzeczywistość jednak okazała się trudniejsza niż po prostu usnąć i obudzić się z facetem u boku. Przez sen czułem każdy najdrobniejszy ruch tego człowieka. Nie miałem pojęcia, czy to tylko mi się śniło, ale oddychałem ciężko, gdy jego dłoń przesuwała się po moim torsie i brzuchu. Czy on naprawdę chciał, żebym tam oszalał?
            Odpowiedź nie nadeszła, ale za to nad ranem poczułem, jak jego paznokcie przejeżdżają niespiesznie po moim podbrzuszu, doprowadzając mnie wręcz do dreszczy. Zagryzłem wargę, zanim jeszcze zdążyłem się na dobre obudzić i zamglonym wzrokiem spojrzałem na czarnowłosego, który uśmiechał się do mnie wymownie.
            - Nie powstrzymuj się dłużej. Proszę – wyszeptał, sprawiając, że o mało nie zakrztusiłem się powietrzem, zauważając, że nie ma na sobie koszulki, w której zasypiał. – Dotknij mnie… - szepnął, a ja niemal bezwładnie wyciągnąłem przed siebie dłoń, żeby chwycić lekko jego policzek i przyciągnąć do siebie. Nie powiedział nic więcej, ale byłem pewien, że jest gotów na wszystko, co mógłbym zrobić i…
            Właśnie. Tu się zaczynały schody.
            - Tom? Tom, już rano, hej – dotarło do mojego nieprzytomnego umysłu. Jednak dopiero po tym, jak skrzydła pewnego motyla musnęły moje wargi, zdołałem podnieść powieki i spojrzeć nieprzytomnie na wiszącego nade mną czarnowłosego.
            Sen. Psia mać, cholerny sen! Nawet jeśli co rano budziłem się z porannym wzwodem, to w tej chwili pod kołdrą ukrywało się coś nieprzyjemnie pulsującego, upominając się o uwagę. Nie mogłem wręcz uwierzyć, że głupi majak doprowadził mnie do takiego stanu. Serce wciąż biło mi nieco szybciej niż bym chciał, a Bill był zwyczajnie za blisko. Nie mogłem sobie w tamtej chwili przypomnieć, czy kiedyś czułem się bardziej zażenowany i potrafiłem myśleć tylko o tym, że gdyby zauważył, byłoby jeszcze gorzej.
            - Odsuń się – warknąłem chłodno, starając się nad sobą panować. Pachniał tak delikatnie, że nawet oddychało mi się ciężko. Patrząc na mnie niepewnie, znajda zrobił, co mówiłem, zagryzając nerwowo wargę. Nie mogłem na niego patrzeć. Przysięgam, że rzuciłbym się na niego, a wszystko przez durny sen! Przez to, że zachciało mu się do mnie tulić! Gdyby tylko nie wstał, a obudziłbym się, czując każdą część jego ciała przy sobie…
            Pokręciłem lekko głową, chcąc odepchnąć od siebie te myśli. Kto by pomyślał, że odrobina swobody pozwoli takim myślom wedrzeć się do mojej głowy? Czułem się wyjątkowo niestabilnie i w żadnym wypadku mi się to nie podobało.
            - Zrobiłem ci śniadanie – odezwał się cicho czarnowłosy. Siedział teraz po drugiej stronie łóżka, trzymając przed sobą tacę z jedzeniem. Omlet, sałatka i kubek pachnącej kawy. Tak, to stanowczo było coś, co mogłoby postawić mnie tego dnia na nogi, gdybym nie czuł się, jak ostatni frajer.
            Nie powinienem był się na to zgadzać. Nie dochodziłoby wtedy to takich sytuacji. Myśl, że mógłbym się nie powstrzymać, zrobić mu coś złego, coś czego by nie chciał… Przecież tylko chciałem się nim zaopiekować.
            Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłońmi, żeby jakoś wziąć się w garść. To był naprawdę trudny poranek. Zjedliśmy razem śniadanie, nie odzywając się do siebie ani słowem. Byłem dosłownie wściekły, dopóki co nieco, nie postanowiło wreszcie zwiędnąć. Nie mogłem patrzeć na znajdę, który najwyraźniej był rozczarowany tym, jak się wobec niego zachowywałem, ale nic nie mogłem na to poradzić. Przed wyjściem do pracy, zapytał mnie jak zwykle, czy podwiozę go do centrum, ale naprawdę nie miałem już na to siły, więc po prostu dałem mu pieniądze, żeby pojechał taksówką. Wcale jednak nie zapowiadało się na to, żeby miał ochotę tak po prostu wypuścić mnie z mieszkania. Posłałem mu tylko zniecierpliwione spojrzenie, gdy złapał mnie za ramię.
            - Dlaczego jesteś zły? – zapytał wprost, a z jego oczu znikła wcześniejsza bezradność. Jego wzrok przypominał raczej złość, a to było już o wiele lepiej znane mi uczucie.
            - A kto twierdzi, że jestem?
            - Przestań, Tom. Od rana na mnie warczysz, a wczoraj…
            - Zgodziłem się, żeby coś się między nami zmieniło, nie powiedziałem, że ja się zmienię – przerwałem mu wymownie. Niszczenie ludzkich wyobrażeń było banalne. Nauczyłem się tego jeszcze jako maluch, kiedy to rodzice zostawiali mnie z opiekunkami, wiecznie sprawiałem problemy. Ale mina znajdy mówiła mi, że tym razem nie będę w stanie być tak bezwzględny.
            - Ale wczoraj…
            - Daj spokój, Bill – znów nie dałem mu dokończyć. Domknąłem uchylone drzwi i starając się nie zachowywać zbyt gwałtownie, obróciłem w jego stronę. Wypuścił wtedy z uścisku moja rękę i westchnął zrezygnowany.
            - Więc zgodziłeś się tylko po to, żeby dać mi do zrozumienia, że nie mam szans – bardziej stwierdził niż zapytał, nie patrząc mi nawet w twarz. Jego wzrok utkwił gdzieś na wysokości mojego torsu. Złapałem go więc za brodę i uniosłem nieco, żeby spojrzał mi w oczy. Miałem wrażenie, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiłem.
            - Dam ci dobrą radę. Nie powinieneś zawsze brać sobie do serca mojego zachowania. Jestem bardzo nerwowy i nie przywykłem do pewnych rzeczy – oznajmiłem, samemu doskonale słysząc jak drży mi głos. To naprawdę był potworny ranek, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby chociaż nie skosztować nieco jego słodkich warg. – Do później – rzuciłem tylko, gdy się od niego oderwałem.
            Znajda był tak zszokowany, że nie powiedział już ani słowa, nim wyszedłem. Zresztą sam nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem, bo zdarzyło się to naprawdę pierwszy raz. Tak samo, jak pierwszy raz w życiu miałem erotyczny sen o innym mężczyźnie. Czy to było możliwe, żebym przeoczył coś tak istotnego w swoim życiu, jak pokręcone preferencje seksualne? Czego jeszcze dowiem się o sobie przez tego człowieka?

            - Tom, ocknij się wreszcie, do cholery!
            Podczas spotkania z jednym z partnerów biznesowych, ojciec wyciągnął mnie na korytarz i opieprzył z góry na dół. Nie mogłem. Naprawdę nie byłem w stanie się skupić. Na dodatek najmłodszy z ludzi, których zabrał ze sobą nasz gość miał długawe, czarne włosy, brązowe oczy i bardzo delikatną sylwetkę. Wydawało mi się, że to jakiś koszmar, bo przez niego ani na chwilę nie potrafiłem zapomnieć o Billu. Tym którego znalazłem na wpół żywego w parku pełnym bezdomnych. Tym samym, który mieszkał u mnie od kilku miesięcy, którego chciał dostać w swoje łapska mój brat, którego obecność krytykował mój ojciec, a który chciał mnie. Właśnie mnie – najtrudniejszego człowieka pod słońcem. Nie mogłem zapomnieć, jak mnie całował, jak jego drobne ciałko wtulało się we mnie przez sen, jak tuż przed tym, gdy mnie obudził…
            - Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale tak być nie może! Rozumiesz?! Niedługo przejmujesz całą firmę! Nie możesz być nieprzytomny na tak ważnych spotkaniach! Poza tym jesteś kompletnie nieprzygotowany! Co ty robiłeś całą noc?!
            Miałem ochotę odpowiedzieć mu prawdę: próbowałem zasnąć, mając u boku na wpół nagie ciało faceta, który robi mi sieczkę z mózgu. Właściwie ojciec był jedyną osobą, do której jeszcze dawniej chodziłem po radę. Ale teraz musiałem trzymać język za zębami, zanim osobiście dopilnuje, żeby Bill wyleciał ode mnie na bruk.
            - Przepraszam. Chyba źle się czuję – odparłem wreszcie z głupią miną. Mój rodziciel stanął jednak jak wryty i zamilknął, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. O co znowu mu chodziło?
            - To wszystko? – zapytał jakby zdziwiony. Z początku nie rozumiałem, czego się spodziewał, ale dość sprawnie to do mnie dotarło. Wrzeszczał na mnie, a ja nawet się nie zdenerwowałem. Bez słowa protestu przyznałem się do winy. To stanowczo nie było do mnie podobne. Tak samo jak to,  że zapominam o spotkaniach biznesowych, a w mojej głowie tłuką się jedynie myśli o tym, co wydarzy się dalej.
            - Daj mi dziesięć minut na zorientowanie się w dokumentacji. To przecież nie pierwsze interesy z tymi ludźmi, wiem, co robić – oznajmiłem tym razem o wiele przekorniej. Bardziej w moim stylu.
            Ojciec przeprosił ich, twierdząc, że mam pilną rozmowę telefoniczną i zaproponował gościom coś słodkiego do kawy. Fakty były takie, że od dłuższego czasu to ja prowadziłem rozmowy z partnerami i klientami naszej firmy. Większość naszych dawnych kontrahentów już dawno postanowiła oddać swoje interesy w ręce kogoś młodszego, ze świeżym spojrzeniem na sprawę, a jemu coraz trudniej było się w tym odnaleźć. Nie miałem wątpliwości, że gdyby nie to, mógłby zajmować swoje stanowisko jeszcze przez kilka lat. Niemniej chwila, w której miałem go zastąpić, zbliżała się wielkimi krokami.
            Musiałem wręcz zmusić się do skupienia na tym spotkaniu. Na szczęście w krótkim czasie doszedłem do porozumienia z naszymi gośćmi, wyciągając z tego spore korzyści dla naszej firmy. Wiedziałem jednak, że ojciec jest zbyt dumny, by mi pogratulować. Zerknął jedynie na mnie i wrócił do swojego gabinetu. Wcale mi się nie spieszyło, żeby go zająć. Gdybym tylko mógł, zostałbym tam, gdzie jestem – jak zwykle poszedłbym na łatwiznę, ale ten czas powoli się kończył. I rzecz jasna w tym najtrudniejszym okresie musiałem mieć jeszcze inne problemy na głowie.
            Wróciłem do siebie tak samo odległy, jak jeszcze rano. Zbliżała się przerwa obiadowa, ale nawet nie chciało mi się jeść. Wpatrywałem się tępo w monitor i nie było mowy o żadnej pracy. Jakkolwiek mnie to irytowało, nie byłem w stanie się przestawić, a potrafiłem jedynie odbierać zadowolenie ze wspomnienia jego dotyku. I pewnie pławiłbym się w swojej głupocie jeszcze przez jakiś czas, gdyby ktoś nie postanowił mnie odwiedzić.
            - I jak? Wrócił do ciebie, czy znalazł sobie lepszego właściciela? – zapytał z przekąsem Andreas, choć po jego twarzy widziałem, że pyta poważnie. Skrzywiłem się, gdy dotarło do mnie, że on rzeczywiście myśli poważnie o mojej znajdzie, ale ani myślałem w niczym go uświadamiać. Miałem mu właśnie coś odpowiedzieć, gdy kolejna osoba zapukała do drzwi.
            - Proszę – rzuciłem zniecierpliwiony. Zaraz potem do środka weszła moja asystentka. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że jej policzki były mniej więcej w kolorze szkarłatu i wpatrywała się w niewielką paczkę, którą trzymała w rękach. – Lissa? – odezwałem się upominająco, ona jednak podeszła do biurka i postawiła na nim zawiniątko. Niemal natychmiast dotarł do mnie zapach z jego wnętrza i choć jeszcze przed chwilą uważałem, że nie jestem głodny, mój żołądek niemal zajęczał z zadowolenia na myśl o przekąszeniu czegoś. – Co to jest? – zapytałem mimo wszystko.
            - Panie Kaulitz, jakiś… chłopak… - dukała kobieta, a mi w jednej chwili przed oczyma stanęła znajoma czarnowłosa sylwetka w komplecie z tym zadowolonym z siebie uśmiechem. Naprawdę musiałem się powstrzymywać, żeby go nie naśladować. – Przy wejściu do budynku ochrona zatrzymała jakiegoś chłopaka, który twierdził, że przyniósł to dla pana, ale nie chciałam przeszkadzać, więc poszłam sama i… prosił, żeby panu przekazać, że powinien pan to zjeść póki jest ciepłe – powiedziała wreszcie, po czym odwróciła się na pięcie i uciekła.
            Przez kilka długich chwil w moim biurze panowała kompletna cisza. Obaj wpatrywaliśmy się w zamknięte drzwi i choć nie miałem pojęcia, co działo się w głowie mojego brata, zastanawiałem się, dlaczego Lissa była taka zawstydzona. Odpowiedź była oczywista: znajda. Ale jakoś wcale mnie to nie cieszyło. Przecież miał nie zbliżać się do mojego oficjalnego życia prywatnego i… och. Nie, wcale nie odpowiadał mi fakt, że podobał się zarówno mojemu bratu, jak nawet asystentce, a co za tym szło pewnie jeszcze wielu innym…
            W końcu jednak wypuściłem z łoskotem powietrze z płuc i oderwałem plecy od oparcia, żeby rozpakować zawiniątko. Andreas wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem i najwyraźniej byłem zadowolony z faktu, że wreszcie utarłem mu nosa. A właściwie to nie ja tylko sam znajda.
            - Żartujesz sobie? – warknął w moją stronę, podrywając się z krzesła, na którym wcześniej siedział. – Staram się jak mogę, a ty jesteś podłym egoistą i co?! Jeszcze przywozi ci domowe obiadki do pracy!
            Musiałem przyznać, że mój nastrój uległ diametralnej zmianie. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i gdyby nie fakt, że to właśnie mój upierdliwy brat, pewnie zaproponowałbym mu nawet podzielenie się posiłkiem. Tymczasem rozwinąłem sztućce z serwetki i zabrałem się za jedzenie. Nie zauważyłem z tego wszystkiego karteczki, która była przy talerzu. Dopadł ją jednak mój brat, który wyjątkowo paskudnie skrzywił się na jej widok i przeczytał głośno:
            - „Dziękuję za dobrą radę”. Poważnie? Nie rozumiem tego człowieka – stwierdził w końcu, siadając z powrotem przede mną. - Myślisz, że powinienem z nim poważnie porozmawiać? Może będę bardziej stanowczy, jak ty? – marudził do siebie, ale akurat to ostatnie już mi się nie spodobało. Uśmiech jakoś znikł z mojej twarzy i spojrzałem na niego groźnie.
            - Wiesz, że jeśli czegoś się dowiem albo usłyszę jedno złe słowo na temat twojego zachowania, zabiję cię, prawda? – zapytałem, odkładając na chwilę jedzenie. – Nie żartuję, Andy.
            - Jesteś dzisiaj jakiś dziwny – stwierdził, odkładając z niechęcią skierowany do mnie liścik na biurko. – Znasz go dłużej ode mnie, mógłbyś mi doradzić, co powinienem zrobić.
            Pchało mi się na usta „dać mu święty spokój”, ale nim zdążyłem to powiedzieć, znów ktoś zapukał i do środka wpadła asystentka Andreasa. W jednej chwili rzuciłem jej mordercze spojrzenie za to, że nie poczekała, aż pozwolę jej wejść, więc odwróciła ode mnie wzrok. Nie rozumiałem, jak on mógł współpracować z tak niewychowaną babą.
            - Andy, prezes wzywa cię do siebie – oznajmiła z głupią miną.
            - Jasne, dzięki. Zaraz do niego przyjdę – odparł, pozwalając jej odejść.
            - Asystentka mówi ci po imieniu? – mruknąłem zniesmaczony, na co on wzruszył ramionami. O dziwo nawet nie oburzyłem się tym, że kompletnie mnie zignorowała.
            - Chciałem się z nią umówić, więc na początek zaproponowałem, żebyśmy mówili do siebie na ty i… potem jakoś zmieniłem zdanie. Więc? Może mi też dasz jakąś złotą radę? – zapytał, wpatrując się we mnie z nadzieją.
            - Ojciec nie lubi czekać – rzuciłem krótko, wskazując mu drzwi.
            Zamierzałem wreszcie zjeść w spokoju przywieziony mi przez znajdę obiad i wrócić do swoich wcześniejszych rozmyślań. Olałem więc kompletnie dalsze marudzenie brata i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Najwyraźniej rano udało mi się jakoś wybrnąć z tej nerwowej sytuacji, jakkolwiek ciężko było uwierzyć mi, że sam pocałowałem znajdę.
            Może powinienem chociaż spróbować dać sobie spokój z tymi wszystkimi wątpliwościami. Może jeśli raz w życiu dam ponieść się czemuś innemu niż złość, nie stanie się nic złego? W końcu obiecałem Billowi, że dam mu szansę. W najgorszym wypadku po prostu będę musiał się wycofać.

            Ledwie usiedziałem za biurkiem przez czas do końca pracy. Byłem jakoś dziwnie nakręcony na powrót do mieszkania i przekonany, że tym razem już nic nie stanie mi na drodze. Po całym dniu miałem naprawdę dobry nastrój, mimo którego skumulowało się we mnie tyle emocji, że w końcu musiały wybuchnąć, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem już wrócić.
            Winda z parteru na ostatnie piętro ciągnęła się dosłownie całą wieczność. Drzwi do mieszkania były zamknięte i przez chwilę przyszło mi do głowy, że Bill przywiózł mi wcześniej obiad, bo wiedział, że nie zdąży wrócić na czas, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to tylko moja kolejna paranoja. Po uporaniu się z zamkiem zostałem zagłuszony przez muzykę lecącą z radia. Czarnowłosy akurat nakrywał do stołu, bujając się przy tym do rytmu. Widocznie dobrze się bawił i nie miał pojęcia, że ktoś go obserwuje. W pierwszej chwili nawet nie wiedziałem, że zagryzam wargi. Po minionym wieczorze i nocy, zwyczajnie nie mogłem oderwać wzroku od jego pośladków i to bez względu na to, jak bardzo wydawało mi się to prymitywne. Pomyślałem wtedy jednak, że Bill z mojego snu również dał mi pewną dobrą radę: Nie powstrzymuj się dłużej. Czy rzeczywisty znajda faktycznie tego chciał? Tylko jak, do diabła, niby miałbym się o tym przekonać, jeśli nie spróbuję?
            Zrzuciłem z siebie szybko płaszcz, a torbę zostawiłem na podłodze. Nim jeszcze czarnowłosy zdążył zwiać mi do kuchni, zaszedłem go od tyłu i złapałem za biodra, chowając twarz w zagłębienie jego szyi, gdzie delikatnie go pocałowałem. W końcu zbliżenie się do niego nie musiało wcale tak bardzo różnić się od tego, jak wygląda to między kobietą a mężczyzną, prawda? Z początku chciał się wyrywać, ale szybko zorientował się, kim jestem. Złapał mnie tylko za ręce, żeby móc obrócić się do mnie przodem. W jego oczach radość mieszała się z zaskoczeniem, gdy patrzył na mnie z niedowierzaniem, układając wciąż niepewnie dłonie na moim torsie.
            - Tom, to na pewno ty? – zapytał, przekrzykując muzykę. – Coś się stało?
            - Tak – odpowiedziałem po krótkim zastanowieniu, sięgając po pilot do wierzy, którą sprawnie uciszyłem. – Ktoś dostarczył mi obiad, po którym nabrałem ochotę na… coś więcej – stwierdziłem, wahając się już tylko przez moment.
            Miałem nadzieję, że nasz wspólny posiłek może jeszcze trochę poczekać. Wpiłem się w wargi znajdy, przypierając go do fotela, za którym staliśmy. Jego dłonie niespiesznie przesunęły się z mojego torsu na szyję, a ja czując, jak krótkie paznokcie przesuwają po moim karku, mruknąłem z zadowolenia wprost do jego ust. Było jeszcze cudowniej niż we śnie. Moje ciało płonęło i wcale mi to nie przeszkadzało. Kto by pomyślał, że wystarczyło się z tym z grubsza pogodzić, żeby to wszystko przestało być tak drażniące?
            Moje dłonie same zawędrowały pod koszulkę czarnowłosego, podsuwając ją coraz wyżej i wyżej, gdy prowadziłem nas do sypialni. Już nie mogłem dłużej czekać. To wszystko nie mogło dziać się tylko po to, żebym teraz dalej się powstrzymywał i chuchał na niego, jak na jajko, które może się zbić. Zresztą nie wyglądało na to, żeby Bill zamierzał protestować, gdy przycisnąłem go do ściany, żeby móc otworzyć na ślepo drzwi obok. Nie liczyło się nic prócz tego, że wreszcie się odblokowałem i byłem podekscytowany, jak jeszcze nigdy dotąd, gdy jego wargi odwzajemniały każdą pieszczotę. Gdzieś o tył głowy obiła mi się myśl, że znajda akceptował mnie takiego, jaki byłem – ze wszystkimi moimi uciążliwymi wadami – i chciał mnie takiego. Och, gdyby mnie nie chciał, nie pozwoliłby na to wszystko, prawda?
            Właśnie znów się nad tym zastanawiałem, gdy oderwałem się od niego, żeby wejść do sypialni i nagle zastygłem kompletnym bezruchu. Do moich uszu docierały jedynie nasze nierówne oddechy, ale oczy nie mogły przestać wpatrywać się w to, co się przed nimi znajdowało. Zamknąłem w końcu usta otwarte ze zdziwienia i zacząłem mrugać powiekami.
            Moja pierwsza myśl: Cholera. Czy ja zawsze muszę jakoś wtopić?
            - Inaczej to sobie planowałeś, prawda? – zapytałem cicho, rozglądając się po sypialni. Okna i wszystkie lampy obite były czerwonym materiałem, nadając rozświetlonemu w tym kolorze pomieszczeniu atmosfery intymności. Na stoliku i szafce nocnej stały świece, poszwy na kołdrę i poduszki były zrobione z czerwonej satyny. Na pościeli natomiast leżały ubrania, w które Bill najwyraźniej nie zdążył się przebrać, przez to, że tak bardzo spieszyło mi się, żeby tu wrócić. Zapewne było tam wiele innych szczegółów, które przeoczyłem, ale mimo wszystko i tak oblizałem tylko powoli wargi, zastanawiając się, czy będzie o to zły. Ja bym się wściekł, gdyby ktoś spaprał mi taka sprawę, a on przecież zdążył nawet przywieźć mi do firmy obiad! – Jak to miało być, Bill? – zapytałem, patrząc już teraz w jego twarz. Ani myślałem się od niego odsuwać, skoro mogliśmy być tak blisko siebie. – Powiedz mi.
            - Już nieważne… - wydusił z siebie cicho, a na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Nie mogłem zrozumieć, jak coś tak prostego, jak całowanie jego warg, mogło dotąd być dla mnie tak trudne. Moja koncentracja uciekała do nich dosłownie co chwilkę.
            - Powiedz – powtórzyłem, całując go zaraz potem lekko. – Miałem wrócić jak zwykle, zjeść obiad, napić się wina i zobaczyć cię takiego… - urwałem na chwilę. – Żałuję, że nie zobaczyłem cię w tym stroju, ale co potem? Co byś zrobił? – zapytałem poważnie, choć bez żadnego konkretnego celu. Chciałem wiedzieć, do czego by się posunął.
            - Nie mam pojęcia – odpowiedział wreszcie, uwieszając na powrót ręce na mojej szyi. Spojrzałem na niego pytająco, zdziwiony brakiem dystansu, zupełnie, jakbym zapomniał, co sam przed chwilą robiłem. – To nie tak, że wszystko zaplanowałem. Chciałem, żeby było miło, ale zamierzałem improwizować.
            - Zepsułem niespodziankę – mruknąłem zawiedziony, na co Bill się roześmiał. Naprawdę dobrze było słyszeć jego śmiech. I żadnej złości. Co się stało?


            - Nie zdążyłem się tylko przebrać – stwierdził rozbawiony, ciągnąc mnie za sobą w głąb sypialni. – Cała reszta może dojść do skutku – dodał już ciszej, zamykając drzwi za swoimi plecami.


____________________________
Jak długo jestem w stanie odwlekać TEN moment? Wobec wszystkich znaków na niebie i ziemi, bardzo długo xD. Dlatego bądźcie grzeczni, moje Robaczki ;). Inaczej może już być "po ptokach" xD. Zaraz zabieram się za pisanie i rozważam opisanie tej scenki, hm?;>

13 komentarzy:

  1. a teraz, kiedy zbieram szczękę z podłogi, mogę odpowiedzieć, że... nie. nie mam po prostu słów. znów przeczytałam dwa razy i znów nie mogę odetchnąć. nawet, jak odcinek jest długi, to czyta się go tak szybko! genialne. i wcale nie spieszy do TEGO momentu, cudownie opisujesz szczegóły i odwlekasz tę chwilę, w międzyczasie doprowadzając czytelników do histerii haha! czekam czekam czekam, jesteś cudowna i niezastąpiona.
    ps. szukam męża. powinien być jak Tom, zdecydowanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto... Jak możesz, w takim momencie kończyć? xD
    Uwielbiam to opowiadania.. Gdy tylko zobaczyłam na fb post, że nowa notka, rzuciłam się do czytania xD
    I warto było czekać na coś takiego.
    Cieszy mnie cholernie to że Tomuś się jednak zmienił i nie powstrzymuje się ^^
    Tak tak tak tak tak !!1 Opisz tą scenkę błagam cie na kolanach xD

    Ale dobra dobra.. xD

    Pozdrawiam i czekam! Bede tutaj codziennie zaglądać

    KiroBilla

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja cholernie mocno uwielbiam to opowiadanie... Jest idealne. Jestem tu nowa, ale czytalam wszystko od poczatku i wciagnelo mnie to niezmiernie. I oby tak dalej! jestem wierna fanka, aw. I jak moglas skonczyc w takim momencie? :< Jestes okrooooopna... tak bardzo bylam za tym, zeby cos sie miedzy nimi stalo! i zeby Andreas dostal po dupie, hahaha. nie lubie go. Ale w koncu doczekalam sie czegos wiecej miedzy nimi. <3 trzymam kciuki za wene!



    Doskonala.<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, dodawaj jak najszybciej tą scenę! Jestem spragniona tego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem po prostu zszokowana!!!!! Tom rzeczywiscie ma ciezki charakter ale jak widac Billowi to zupelnie nie [rzeszkadza bo oddaje sie Tomowi calkowicie. w sumie nawet juz myslalam ze Tom bedzie chcial to wszystko zakonczyc nim jeszcze na dobre sie zaczelo ale jak widac zalezy mu na czarnowlosym. w sumie nawet ta cala scenka z obiadem byla zabawna - jak i szokujaca dla samego Andreasa i Tom'a asystentki.,,,ciekawa jestem co bedzie jak Andreas sie dowie co jest miedzy tym dwoje i czy moze Bill zacznie czesciej robic Tomowi takie "niespodzianki".
    boze, jak ja nie moge sie doczekac kolejnej czesci. chyba nawet 200% razu mocniej niz czekalam na ta. i bardzo podoba mi sie zachowanie Toma po powrocie z pracy....moze juz nie bedzie sie tak chamowal jak wczesniej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, tak, tak, tak, tak! W kooooooooooooońcu! Czekałam na to całe 11 części, by w 12 w końcu Tom wziął się do roboty. Z niecierpliwością czekam na koleją część. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia świetna, mam tylko jedno "ale". Czytanie tego na Twoim blogu to koszmar dla moich oczu. Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, bo mam wadę wzroku i noszę okulary, ale tekst jest trochę niewyraźny na tym tle i zamiast skupiać się na treści, muszę się skupiać na czytaniu, a im dłużej czytam, tym bardziej bolą mnie oczy.
    Gdybyś była w stanie ujednolicić trochę tło i nie zmieniać przy tym szablonu(sam szablon jest fajny), to byłoby naprawdę super.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty chyba żartujesz! Ja już tu myślałam, że TO będzie, a Ty pytasz, czy opisywać tę scenkę?! Spróbuj nie opisać! Znajdę Cię! xD
    Podoba mi się to, że teraz Tom taki spragniony Billa i że myśli tylko o nim.
    Jak przestali się całować, myślałam, że do mieszkania wszedł Andreas i dlatego taka chwila grozy. Uff, że nie xD
    No i... czekam na TO! :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Cooo?! Och... Czoko sadystka... ><

    OdpowiedzUsuń
  10. Czoko, mam ochotę zrobić Ci nagłówek. To będzie coś ekstra! Jak tylko skończę robić go wraz z tłem strony, to Ci go podeślę na maila i dam znać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne :> Oby po zbliżeniu Tom nie żałował i nie odsunął się od Billa

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam jak kończysz rozdziały w takim momencie ....brakowało tylko, żeby Andy ich nakrył :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^