środa, 5 czerwca 2013

[9/22] Shelter

Hallo! :) Minęło kilka dni, ja zdążyłam się pochorować i właśnie powoli dochodzę do siebie, ale przynajmniej mam czas, żeby wrzucić dla Was nowy odcinek ;). Domyślam się, że obawiacie się go czytać, ale to tylko ja i moje zamiłowania do męczenia bohaterów ^^. Ale spokojnie, bez pośpiechu ruszamy do przodu ze wszystkim... ;>
W ogóle powstał na blogu SPIS OPOWIADAŃ, który znajduje się tuż nad linkami na dole bloga :). Wrzuciłam tam wszystkie opowiadania z tego i onetowego bloga, rozdział po rozdziale. Oczywiście spis będzie na bieżąco uzupełniany :).
Ach. Wiecie? Zmieniłabym szablon, bo już nie mogę na ten patrzeć. Ale nie mam pomysłu, co by teraz zrobić z wyglądem tego bloga. Może jakieś sugestie? Ciekawe zdjęcia?
Tymczasem zapraszam Was do czytania i liczę na Wasze opinie :).
Tak, wiem, że nie lubicie Anadreasa - ale irytujące postacie się takie zabawne :D.
Dziękuję za to, że jesteście :).

Wasza Czokoladka ;).


Część 8.

            Specjalnie zerwałem się wcześniej z pracy. Konkretniej to chciałem koniecznie wyjść z firmy przed Andreasem, żeby mieć wszystko pod kontrolą tak, jak to sobie zaplanowałem. Starałem się nie myśleć o tym, że Bill mógłby faktycznie go polubić. Polubić go bardziej niż mnie i może nawet podjąć decyzję o wyprowadzeniu się z mojego sekretnego mieszkania. W każdym razie z moich starań nic nie wychodziło. Dawny nawyk z dzieciństwa, gdy z nerwów gryzłem wewnętrzną część warg, właśnie mi o sobie przypominał, gdy siedziałem w wypożyczonym aucie niedaleko od wejścia do klatki. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy, wyobrażając sobie, jak Andy szczerzy się do niego bezczelnie i próbuje go objąć. Och i pomyśleć, że zamierzałem być na tyle bezczelny, żeby ich śledzić. To przecież czysty masochizm!
            Nie zamierzałem zatrudniać do tego ludzi postronnych tak, jak zrobił to mój brat. Wolałem mieć wszystko pod własną kontrolą, żeby w razie czego rzucić się na tego cwaniaka i sprać go na kwaśne jabłko. Nikt inny nie mógł tego za mnie zrobić. Siedziałem więc bezpiecznie w tym obcym aucie i czekałem na rozwój wydarzeń. Zdziwiłem się nieco, gdy rozdzwonił się mój telefon i dotarło do mnie, że ktoś dzwoni do mnie z mieszkania. Czyżby Andreas mnie zauważył i chce, żebym dał im spokój? Jeśli tak to z pewnością mu odmówię. Nie pójdę na taki układ. Muszę być pewien, że w żaden sposób nie przymusi do niczego czarnowłosego, nie zrobi mu przykrości i nie będzie naciskał.
            - Tom Kaulitz, słucham? – odezwałem się poważnie, nie zamierzając dać się zbić z tropu.
            - Cześć, to ja, Bill – usłyszałem po chwili i w jednej chwili zaschło mi w ustach. Miałem cholerną ochotę dotknąć warg, ale zamiast tego przełknąłem jedynie gęsty śluz, który przed kilkoma sekundami był zapewne śliną.
            - Cześć. Coś się stało? – zapytałem od razu, oczekując, że zaraz oznajmi mi, że przywlekł się mój brat i nie może go w żaden sposób spławić. Już niemal uśmiechałem się na myśl, że wjadę windą na górę i oznajmię Andreasowi, że nic z tego i powinien się już stąd ewakuować. Tylko, że wtedy musiałbym pozwolić czarnowłosemu samemu zdecydować, z kim chciałby się spotkać poza mieszkaniem.
            - Wybacz, że zawracam ci głowę, ale… Przyszedł twój brat. Obiecałem go nie wpuszczać, więc…
            - Stoi pod drzwiami? – przerwałem mu, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. Tak, tak, dobrze ci, cwaniaczku!
            - No, tak. Chodzi o to, że chce, żebym z nim gdzieś wyszedł i twierdzi, że ty się na to zgodziłeś…
            Zabiję drania. Zabiję go. Kurwa, zamorduję! Po samym głosie czarnowłosego słychać było, że jest średnio zadowolony z tych słów, ale nie dziwiłem mu się. Sam powiedziałem mu, że nie jest moją własnością i może robić, co tylko zechce. A zeszłego popołudnia odepchnąłem go i wściekłem się. Musiałem się skupić, żeby jakoś logicznie mu odpowiedzieć.
            - Pytał, czy może wybrać się ze mną do mieszkania, więc odmówiłem, bo się tam nie wybieram, ale sam może robić, co chce. Ty też, Bill – odpowiedziałem wreszcie spokojnie, wpatrując się ze ściśniętym żołądkiem w drzwi. Prawie tak było. Prawie.
            - Znaczy… nie masz nic przeciwko, żebym z nim wyszedł? – upewniał się. Owszem, miałem coś przeciwko. Wszystko. Ale to był tylko drobny szczegół, a sam Andreas wybranym przeze mnie mniejszym złem.
            Przez chwilę do głowy przyszła mi niedorzeczna myśl: jakby to było, gdyby Bill rzeczywiście bardzo polubił Andreasa i on jego. Gdyby byli razem, a czarnowłosy stałby się częścią rodziny. Czy czułbym się dobrze ze świadomością, że jest bezpieczny i tak blisko? Nie. Nawet jeśli dotąd Andy chętnie dzielił się wszystkim i wszystkimi, kwestia czarnowłosego była czymś, co trzeba było traktować indywidualnie. Kilkoma lodowatymi łzami sprowokował mnie, żebym zabrał go do domu, a potem swoją postawą, swoją osobą przekonał, że wcale nie chcę wypuszczać go z rąk. Był kimś, kogo chciało się mieć tylko dla siebie. Co więc właśnie robiłem? Nie miałem zielonego pojęcia.
            Chyba… chyba chciałem, żeby był szczęśliwy. Byłem przekonany, że to mu się należy.
            - Tom, jesteś tam? – upomniał się, a ja westchnąłem cicho, wyrwany z zamyślenia.
            - Jestem i tak, nie ma nic przeciwko. Jeśli tylko chcesz… bawcie się dobrze – oznajmiłem, choć te słowa przechodziły z bólem przez moje usta.
            - Ok – odpowiedział mi wreszcie, aż się skrzywiłem. – W takim razie może… Zrobiłem obiad. Zostawię go na blacie, wystarczy podgrzać. W porządku? Wyczyściłem dokładnie całe mieszkanie i… Jesteś pewien, że nie powinienem zostać? – zapytał jeszcze na koniec, na co odchrząknąłem nerwowo.
            Jak to się dzieje, że wściekałem się na niego dzień wcześniej, a on wypełnia wszystkie moje bezsensowne życzenia i wciąż nie jest pewien, czy to wystarczy? Jakim cudem może być dla mnie tak dobry po tym, jak powiedział, że nie chce takiego traktowania? Jakiś cichy głosik w mojej głowie podpowiadał, że może po prostu wolałby spędzić ten czas ze mną, ale szybko powtórzyłem sobie w myślach, że to bzdura. Poza tym ja w żadnym wypadku nie mogłem dać mu wielu rzeczy, którymi Andreas na pewno z chęcią się z nim podzieli.
            - Nie ma takiej potrzeby – odparłem w końcu krótko. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym więcej miałem wątpliwości. A on powinien wreszcie ruszyć tyłek i wyjść z tego mieszkania!
            - Skoro tak mówisz, to… pójdę z nim. Chyba nie jest groźny, co? – zapytał, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Pierwszy raz od jakiegoś czasu. I kompletnie tego nie rozumiałem.
            - Nie masz się czego obawiać – rzuciłem tylko i rozłączyłem się bez pożegnania. Nie zamierzałem dodawać, że sam tego dopilnuję. Wolałem, żeby nie myślał, że go kontroluję, bo przecież nie o to chodziło. Chciałem tylko przypilnować swojego swawolnego braciszka.

            Czekałem tam jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut, żeby w rezultacie skrzywić się na widok czarnowłosego. Nie, żebym miał pretensje, ale włożył na siebie rzeczy, które kupiliśmy wspólnie w centrum handlowym. I wyglądał niemożliwie idealnie. Jego włosy były ułożone, wyglądał świeżo i luźno z rękoma wciśniętymi w kieszenie obcisłych spodni. Uśmiechał się szeroko, słuchając tego, co mówił do niego Andreas. Patrzyłem na to, zaciskając znów ręce na kierownicy i powtarzałem sobie, że o to właśnie chodziło – żeby się uśmiechał, rozluźnił i trochę zabawił. Z daleka ode mnie, moich oczekiwań i wszystkiego, co mogłem mu zaoferować. W końcu wsiedli w taksówkę i ruszyli na miasto, a ja tuż za nimi.
            Ubrany w jakąś szarą koszulkę i dżinsy kręciłem się za taksówką, a potem wokół lokalu, do którego się wybrali, obserwując ich możliwie spokojnie przez okna. Czytałem, a przynajmniej próbowałem czytać książkę, którą zabrałem ze sobą dla zabicia nudy, ale nie rozumiałem połowy zdań, które się w niej znajdowały. Mało tego, nawet nie próbowałem ich zrozumieć. Widziałem Billa tylko z daleka, jak wcinał właśnie jakiś słodki deser, śmiejąc się przy tym otwarcie i mógłbym przysiąc, że jego policzki zalane są rumieńcami.
            Razem z moim bratem czarnowłosy odwiedził kawiarnię, park (choć nie ten, w którym się spotkaliśmy), kino i restaurację, w której siedzieli tyle czasu, że nawet mnie zaczęło burczeć w brzuchu. Im dłużej ich śledziłem, tym bardziej byłem wściekły i powtarzałem sobie, że to w porządku – przynajmniej nie  musiałem przejmować się dłużej dziwnymi sytuacjami w mieszkaniu. Widząc jednak, jak Andy łapie go za rękę, nachylając się nad stołem, żeby powiedzieć cicho zapewne kolejny ze swoich idiotycznych komplementów, po prostu się wściekłem. Książkę, którą „czytałem”, wrzuciłem z impetem do auta i wsiadłem za kierownicę. Nie mogłem dłużej na to patrzeć, a mój brat najwyraźniej zamierzał dotrzymać danego słowa i zachowywać się odpowiednio wobec mojej znajdy. Niech by go szlag.
            Odstawiłem samochód do wypożyczalni, własnym natomiast pojechałem… do mieszkania. Owszem, miałem się tam nie pojawiać albo robić to rzadko i tylko wtedy, gdy czarnowłosy jest na miejscu, ale nie mogłem się powstrzymać. Przebrałem się i odgrzałem sobie obiad, który przygotował, a potem siedziałem, wpatrując się w ścianę, gdy obok buczał telewizor. Czekanie na Billa było kolejną formą czystego masochizmu, jaki sobie tego dnia zafundowałem, bo doskonale wiedziałem, że wróci uśmiechnięty, zadowolony i zmęczony udanym dniem, podczas gdy mnie będzie skręcało. W końcu to wszystko było moją zasługą, ale to nie ja się z nim dobrze bawiłem.
            Gdy jednak usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi kluczem, zerwałem się do nich jak poparzony, wpatrując się wyczekująco i pochmurnie, aż znajda wejdzie do środa. Miałem tylko nadzieję, że nie zaprosi Andreasa do środka, bo nie byłem przekonany, czy powstrzymałbym się przed wyrzuceniem go stąd na zbity pysk, gdybym tylko dojrzał jego triumfujący uśmieszek. Tymczasem drzwi uchyliły się lekko i przez zaledwie kilkucentymetrową szparkę, widziałem stojącego pod nimi czarnowłosego i część osoby mojego brata. Mówili coś do siebie cicho, ale albo nie słyszałem, albo nie chciałem słyszeć, bo nic do mnie nie docierało. Przynajmniej do momentu, gdy Andy nachylił się w stronę Billa, próbując go pocałować, a mnie zrobiło się niedobrze. Wstrzymałem powietrze, nawet nie drgnąłem, żeby w żaden sposób nie zdradzić swojej obecności, a jednak wyraźnie widziałem, że został odepchnięty.
            - Hola, nie tak szybko… - odezwał się z lekkim uśmiechem Bill, patrząc z rozbawieniem na mojego brata.
            - Nie całujesz się nie pierwszej randce? – zapytał z zawodem, na co czarny roześmiał się i przytaknął. – A jednak nie masz nic przeciw temu, że nazwałem nasze spotkanie randką?
            - Tak czy siak, było miło. Dziękuję – powiedział spokojnie, zakładając nieposłuszny kosmyk włosów za ucho.
            - Więc do zobaczenia? – zapytał znów Andy, na co odpowiedzią było tylko lekkie skinienie głową. – Dobrej nocy, Billy – rzucił jeszcze i zniknął mi z oczu.
            Patrzyłem jeszcze przez moment na profil mojej znajdy, który kręcił z dezaprobatą głową, ale zaraz potem otworzył szerzej drzwi i spojrzał w moją stronę. Jego oczy otworzyły się szeroko, wargi rozchyliły i wyglądał na kompletnie przerażonego. Wcale mu się nie dziwiłem, bo dłonie bolały mnie od zaciskania w pięści i chociaż starałem się przybrać beznamiętny wyraz twarzy, sam czułem, że z moich oczu płynie czysta wściekłość. Nie na niego, ale jednak byłem wściekły. Bill od razu spuścił głowę, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Nie chciał na mnie patrzeć i to jeszcze bardziej wytrącało mnie to z równowagi. Dlaczego? Przecież sam się na to wszystko zgodziłem…
            Musiałem wziąć głęboki oddech, który mógł zabrzmieć nieco jak westchnienie.
            - Dobrze się bawiłeś? – zapytałem niskim, zachrypniętym głosem. Zdałem sobie sprawę, że od rozmowy telefonicznej kilka godzin temu, nie odezwałem się ani słowem.
            - Tak. Andreas był bardzo miły – odpowiedział tak cicho, że ledwie rozumiałem, co mówi. – Czy… jesteś na mnie za coś zły? – odezwał się znów pod chwili, podnosząc na mnie niepewnie wzrok.
            - Powiedziałem ci już, możesz robić co chcesz, a mnie nic do tego – warknąłem, nim zdążyłem się powstrzymać, po czym odchrząknąłem niezręcznie. Nie tak to miało wyglądać i nie tak to sobie wyobrażałem. Starałem się więc przybrać najbardziej pozytywny wyraz twarzy na jaki tylko było mnie stać, po czym dodałem: - Cieszę się, że miło spędziłeś czas.
            Uśmiechnął się do nie niepewnie, a ze mnie zeszło całe powietrze. Naprawdę trudno było mi uwierzyć, że traciłem całą energię na przejmowanie się tym człowiekiem. Jeszcze przez chwilę pracowałem nad tym, żeby upchać swoją złość w jakiś ciemny kąt i zawróciłem do salonu, gdzie opadłem bezsilnie na fotel. Czarnowłosy wszedł tam zaraz za mną i usiadł nieopodal na kanapie, przyglądając mi się uważnie.
            - Nie spodziewałem się, że tu będziesz. Myślałem… wczoraj byłeś bardzo… rozdrażniony – wydukał, najwyraźniej szukając odpowiednich słów.
            W jednej chwili przypomniałem sobie, jak ostatnim razem mnie powitał i znów zrobiło mi się gorąco. To stanowczo nie był odpowiedni temat do rozmowy. Zerknąłem nerwowo na zegarek, stwierdzając, że jest już nieco późno i mimowolnie zacząłem się zastanawiać, gdzie ci dwaj jeszcze się wybrali, gdy zostawiłem ich samych. Bill zresztą strasznie mnie rozpraszał. Nie mogłem na niego patrzeć, bo co chwilę oblizywał wargi, a ja nie mogłem wtedy oderwać od nich wzroku. W końcu westchnąłem ciężko.
            - Chciałem się upewnić, że Andy nie robił problemów.
            - Może następnym razem wybierzesz się z nami? – zapytał, a ja spojrzałem na niego dziwnie. To musiał być żart.
            - Z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. To święta prawda i trzymam się tego, jak mogę – odparłem raczej chłodno. Miałbym patrzeć, jak ten pajac się przed nim popisuje? Nie ma mowy.
            - Właśnie… słyszałem, że jesteście przyrodnimi braćmi – stwierdził, na co ja skinąłem tylko głową. I tak wiedział już o mnie stanowczo więcej niż ja o nim, jakoś nie chciało mi się tłumaczyć z młodzieńczych wybryków naszego ojca. – Wiesz, odniosłem wrażenie, że mimo wszystkich kąśliwych uwag na twój temat, naprawdę jesteś dla niego ważny – powiedział nieco nieśmiało i  przysięgam, że gdybym nie był na etapie hamowania złości, pewnie wybuchnąłbym gromkim śmiechem.
            - Nie masz pojęcia, o czym mówisz, Bill – rzuciłem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            - Ale… dlaczego? – zapytał zmieszany. Patrzyłem na niego przez chwilę z pretensją. Cholera, nie wiem o nim nic, dlaczego mam odpowiadać na jego pytania?
            - Jestem tym starszym, tym, z którego matką ożenił się nasz ojciec. Tym, na którym skupia się cała uwaga i na którego głowę spadnie cała firma, największe korzyści. Ale też tym, który musi przestrzegać zasad, któremu przez cały czas patrzy się na ręce, żeby nie zrobił nic głupiego. A Andreas jest tym, który to wszystko mi utrudnia. Wystarczy, że się posprzeczamy albo nie zgodzę się na jego widzimisię i leci od razu wkopać mnie z czymś przed ojcem. Komplikuje mi życie i uwierz mi na słowo, że to jego ulubiona rozrywka – niemal warknąłem na koniec. Kiedy spojrzałem potem na znajdę, wręcz nie mogłem uwierzyć, że widzę uśmiech na jego twarzy. – Powiedziałem coś zabawnego?
            - Nie masz wrażenia, że… on po prostu jeszcze nie dojrzał do swojego wieku? – odpowiedział mi pytaniem, widocznie rozbawiony. – Biega na skargę do taty, dokucza bratu. I czasami mówi takie rzeczy, że ja na jego miejscu ukryłbym się pod stołem. Może po prostu powinniście porozmawiać? – zwrócił mi uwagę, na co ja prychnąłem tylko głośno.
            Z nim się nie da rozmawiać, bo nikogo i niczego nie traktuje poważnie, ale nie miałem ochoty teraz tłumaczyć tego czarnowłosemu. Szczególnie, że najwyraźniej towarzystwo mojego brata dotąd bardzo mu odpowiadało. Naprawdę wkurzało mnie to, że tak dobrze o nim mówił i próbował go usprawiedliwiać. Rozejrzałem się zniecierpliwiony po pokoju i sięgnąłem po pilota, żeby przełączyć kanał w telewizorze. Ile jeszcze będziemy o nim rozmawiać? Owszem, mógłbym mu powiedzieć, że przez niego ojciec sugerował mi, iż powinienem pozbyć się Billa ze swojego mieszkania, ale donikąd by to nie prowadziło.
            - Widzę, że musiał mocno zajść ci za skórę – odezwał się znowu, chociaż mu nie odpowiedziałem. To było dziwne jak na niego, więc odwróciłem wzrok od telewizora i spojrzałem na niego uważnie.
            - A ty z jakiegoś powodu mocno go bronisz… Czy ty piłeś? – wypaliłem na koniec, marszcząc brwi. W jednej chwili jego policzki zaczęły się rumienić. To by wyjaśniało, dlaczego jest taki skory do rozmowy. Odwrócił wzrok gdzieś na bok, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, co z sobą zrobić, a w mojej głowie powstawał już niecny plan. – Bill?
            - Byliśmy w barze i… trochę – wymruczał cicho.
            - W porządku, ja chyba też się napiję – rzuciłem krótko, podnosząc się z fotela w kierunku barku. Wyciągnąłem z niego butelkę whisky i spojrzałem na czarnowłosego, który jednak wciąż na mnie nie patrzył. – Napijesz się ze mną? – zapytałem spokojnie. Właściwie chciałem po prostu wyciągnąć dwie szklaneczki i mu polać, ale nie mogłem pozbyć się z pamięci momentu, gdy wykrzyczał, że traktuję go ja swoją własności. Masz ci los. Tylu ludzi w życiu próbowało na mnie krzyczeć, a akurat to utkwiło mi w pamięci. Zerknął na mnie niepewnie, potem na butelkę, którą trzymałem w ręku i pokiwał twierdząco głową.
            Chwilę później siedzieliśmy już przy stole, rozmawiając o czymś spokojnie i popijając. Nawet nie próbowałem kryć uśmiechu, widząc, że podpity już znajda, znacznie szybciej wlewa w siebie kolejne procenty i znacznie więcej gada. Tak, chciałem, żeby się upił. Bez przesady, rzecz jasna, ale chodziło mi o to, żeby się rozluźnił i zaczął mówić. Najlepiej o tym, czego najbardziej chciałem się dowiedzieć. Jedyną rzeczą, o której trzeba mi było pamiętać, to nie zadawanie bezpośrednich pytań. Musiałem jednak włożyć w to sporo trudu, żeby nakierować rozmowę na odpowiedni tor.
            - Nie patrz tak. Nigdy nie chciałem zostać biznesmenem – tłumaczyłem mu przy okazji jakiegoś tematu. – Po prostu na mnie wypadło, rodzice zmusili mnie do studiów. Ja chciałem być kierowcą formuły F1, a wyszło jak wyszło.
            - Ciesz się. Ja musiałem rzucić studia, bo nie starczało na nie pieniędzy. Matka na pewno z początku się cieszyła – mówił cicho, wpatrując się w szklaneczkę z brunatną cieczą. – Przynajmniej dopóki… - urwał nagle, zaciskając mocniej dłoń na szkle. Przez chwilę w pokoju panowała cisza zakłócana jedynie dźwiękami dochodzącymi z telewizora. Wreszcie zaczął mówić i miałem nadzieję dowiedzieć się o nim czegoś więcej, ale nie wyglądało na to, żeby zamierzał kontynuować. W końcu nie wytrzymałem.
            - Hm? Dopóki co? – zapytałem zniecierpliwiony. Bill wtedy jednak wypił resztę zawartości szklanki i odstawił ją dość hałaśliwie na stół. Zrobiło mi się zimno, kiedy na mnie spojrzał.
            - Naprawdę?… – rzucił ze zbolałą miną i pokręcił z niedowierzaniem głową. Zakląłbym pod nosem, ale też już trochę wypiłem i nie chciałem, żeby się zorientował. Niemniej wyglądało na to, że jest już za późno.
            - Słucham?
            - Zrobiłeś to specjalnie, Tom. Naprawdę nie mogę uwierzyć, przecież… rozmawialiśmy już o tym! – oburzył się głośno, na co ja otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Czy on, przepraszam, znowu na mnie krzyczy? – Obiecałem ci, że kiedyś ci opowiem, prawda? Dlaczego nie możesz tego uszanować?!
            Z początku chciałem się tłumaczyć, że przecież nic nie zrobiłem, ale już chwilę potem miałem ochotę powiedzieć mu dosadnie, co sądzę na temat podnoszenia na mnie głosu i tych jego cholernych tajemnic. Oficjalnie nie powinienem teraz pozwolić sobie na nerwy, szczególnie po alkoholu, ale co miałem poradzić, że mnie wkurzał?! Zmuszałem go do mówienia? Nie. Więc nie miał cholernego prawa do wyżywania się na mnie! Gdy jednak poderwał się z kanapy i rozzłoszczony ruszył w stronę sypialni, złapałem go mocno za ramię.
            - Nie zachowuj się tak – warknąłem, starając się, żeby nerwy całkiem mi nie puściły. On jednak szarpnął się mocno i wyrwał z mojego uścisku.
            - Dlaczego? Może jednak powinienem uwierzyć w to, że jesteś egoistą – wysyczał przez zęby i już miałem sam zerwać się ze swojego miejsca, gdy znowu to zrobił. Ta pieprzona znajda miała jedną broń, przed którą w żaden sposób nie potrafiłem się bronić. Nieważne w jakim byłem stanie. Jego łzy.
            - Bo jestem! – krzyknąłem za nim, gdy był już przy wyjściu z salonu. Zatrzymał się i spojrzał na mnie niezrozumiale. Podniosłem się, wypiłem resztę alkoholu i odstawiłem szklankę obok tej jego, żeby zaraz potem do niego podejść. – Przykro mi, że tak trafiłeś, ale jestem egoistą. Oprócz tego jestem uparty, wredny i apodyktyczny, wiedzą to wszyscy, którzy mnie znają. Wyjdzie ci tylko na dobre, jeśli wreszcie zdasz sobie z tego sprawę. Dbam tylko o siebie i pozbywam się z drogi każdego, kto na niej stoi. Jeśli nie potrafisz się z tym pogodzić, powinieneś jak najprędzej znaleźć sobie pracę i się stąd wynieść! – oznajmiłem, wpatrując się chłodno w jego twarz.
            Nie, nie miałem pojęcia, dlaczego mu to powiedziałem. Przecież wcale nie chciałem, żeby odchodził, a jednak tak niesamowicie mnie denerwował. Z jednej strony docierało do mnie, że musiał mieć ciężko i nie chce do tego wracać, ale z drugiej praktycznie razem mieszkaliśmy i nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo bronił się przed powiedzeniem mi prawdy o sobie.
            Stał tak przede mną, aż w końcu uniósł wzrok do sufitu, jakby nie chciał, by kolejne krople łez pociekły mu po policzkach. Wydawało mi się, że chce mi coś jeszcze odpowiedzieć, ale w końcu minął mnie i wszedł do tej sypialni, nie zamykając za sobą drzwi. Pozostawało mi tylko sobie pogratulować. Doprowadziłem do kolejnej awantury, a tak naprawdę prawie nic z tego nie miałem. Może ewentualnie poczucie, że moja znajda miała przesrane w życiu od dziecka i w żaden sposób mnie to nie pocieszało. Była jeszcze moja duma, która za nic w świecie nie wypuściłaby z gardła słowa „przepraszam”. Nie, kiedy nie mógł mi udowodnić, że cokolwiek zrobiłem naumyślnie. Póki miałem szansę się z tego wyłgać, zamierzałem trzymać się swojej wersji wydarzeń.

            To była kolejna noc, którą spędziłem na kanapie.

9 komentarzy:

  1. geniusz. dziś od początku przeczytałam jeszcze raz. niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  2. UPS... Tom -.-

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dobry pomysł z tym spisem :) niedawno nawet męczyłam się z szukaniem starszych opowiadać, a tu proszę:D co do szablonu... wprowadziłabym zieleń :D więcej ciepłych kolorów :D Odcinek świetny:) jestem trochę zaskoczona zachowaniem Toma.

    OdpowiedzUsuń
  4. tom, niedobry tom..

    OdpowiedzUsuń
  5. wow. jestesm w totalnym szoku :O
    to ze Tom ich sledzil moge jeszcze zrozumiec ale to jak naskoczyl na Billa i odwrotnie....oni sa poprostu jak pies z kotem.
    hmm...ciekawi mnie czy jak nastepnym razem Bill pojdzie na spotkanie z Andreasem to Tom znow bedzie ich sledzil - i czy w ogole jakis sposob on zamieza przeprosic Billa za swoje zachowanie.
    coz, czekam na kolejna czesc (i znow od poniedzialku bede zagladac po kilka razy dziennie czy cs sie pojawilo hahahahah)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tom! ;o Jak ty traktujesz swoją wrażliwą znajdkę? Ja bym na jego miejscu nie mogła zasnąć przez takie zachowanie, Billowi się teraz należą jakieś ładne przeprosiny xD
    Nie mogę się doczekać kolejnej części, kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nastepnym razem Bill przez lzy powinien na niego nakrzyczec, a Tom widzac to powinien go pocalowac...nie chce tyle czekac az akcja miedzy nimi sie rozwinie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Brawo, Tom... Teraz to na pewno Bill się wyniesie i pewnie będzie z Andreasem :(
    Dawaj kolejną część! ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszyscy uważają Toma za tego złego, ale ja to w sumie mu się naprawdę nie dziwię. Jak czytałam tą część to Bill mnie szczególnie irytował. Denerwujące jest to jego zachowania, chce wolności, ale chce żeby Tom go zatrzymał, skacze w koło niego jak głupi, pyta a czy na pewno może wyjść, a najbardziej mnie denerwuje właśnie to, że nie chce nic o sobie powiedzieć. Tom tyle dla niego zrobił wiadomo, że chciałby cokolwiek dowiedzieć się o nim o jego życiu, chciałby wiedzieć kogo trzyma u siebie. Też bym się na jego miejscu wkurzała no. Ale byłoby miło jakby się między nimi już coś więcej jeszcze wydarzyło :D
    Czekam z niecierpliwością na następną część! :)

    A poza tym komentuje chyba pierwszy raz, choć Twoje opowiadania czytam od dawna i je uwielbiam! Potrafisz tak świetnie stworzyć ich osobowości, przedstawić te sytuacje, że bardzo dobrze potrafię sobie to wszystko wyobrazić. I podziwiam, ze masz stale tak wiele pomysłów i życzę by było tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^