wtorek, 30 lipca 2013

[1/1] W domku nad jeziorem

Witajcie :). Wpadłam odwiedzić Was z małą niespodzianką. Nie wiem, co mnie rypło w tył głowy. Serio. W tej chwili nawet nie potrafię ocenić sama, co ja im zrobiłam. W każdym razie oto bonusowa jednopartówka specjalnie dla Was.
Tak, tak, zabiorę się niedługo za pisanie kolejnego odcinka Sheltera, nie martwcie się. Ja się martwię, że nie skończę do jutra opowiadania i nie będę mogła wziąć udziału w konkursie. Ugh.
~ Carrion Vampire - Dobrze, że martwi Cię ojciec Toma. Powinien! Mnie też martwi ;>
~ Sinnlos - Nie biorę udziału w blogowych konkursach/wianuszkach, ale dzięki ;).
~ KiroBilla i Anonimki :) - Nie opisuję już seksu. Kilka razy zrobiłam to w starych opowiadaniach, ale jeśli w fabule nie przewiduję niczego związanego mocno ze sceną seksu, nie opisuję jej i nie będę tego robić. Przepraszam, jeśli zawiodłam Wasze oczekiwania, ale nie chcę z tego robić opowiadań pornograficznych. Zmysłowość i namiętność, w porządku, same sceny seksu dla mnie nie mają sensu. Każdy wie, jak się wkłada i wyciąga ;). Dlatego definitywnie, coś takiego będzie się pojawiało w moich opowiadaniach tylko wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba. I buziaczek dla Was, żebyście się na mnie nie złościły ;*
~ Justyna - mnie też kręci scenka z fartuszkiem :D!
To tak odnośnie poprzedniego odcinka Sheltera. A teraz zapraszam do czytania i gorąco liczę na Wasze opinie. I OSTRZEGAM. To nie jest łatwe opowiadanie. Radzę czytać powoli, na spokojnie i w skupieniu. A potem proszę napisać, jak bardzo mnie nie lubicie i jak bardzo jestem okrutna.

Smacznego!

Wasza Czokoladka ;).
FACEBOOK





            - Dlaczego zgasiłeś światło? – zapytałem szeptem, wciskając się nieco bardziej w kąt pokoju. Siedziałem w samej koszulce. Nie mojej. Była za duża. A poza tym wilgotna albo zimna. Nie potrafiłem tego rozróżnić, bo i tak trząsłem się jak galareta. Nikt mi nie odpowiedział, choć jeszcze przed chwilą, mógłbym przysiąc, ktoś stał przy oknie. Wydawało mi się nawet, że znam tę osobę, ale było mi tak okropnie zimno…
            Po chwili, która w tym kompletnie zaczernionym pomieszczeniu trwała całą wieczność, dotarło do mnie, że nie tylko nie potrafię skojarzyć, kogo przed chwilą widziałem. Nie wiedziałem, gdzie jestem, co tu robię ani jak długo siedzę w tych egipskich ciemnościach. Chwila…
            Czy przed chwilą nie paliło się światło? Tak. Za drzwiami. W drzwiach są szybki i jeszcze kilka… Kiedy to było? Ile minęło czasu, odkąd przestało tu docierać światło?
            Jest tak potwornie zimno. Czyja to koszulka?
            - Halo, jest tu ktoś?!
            - Spokojnie – dotarł do mnie czyjś stłumiony głos. Dochodził zza drzwi. Znałem ten głos. Bardzo dobrze. Ale nie potrafiłem połączyć go z żadną konkretną postacią.
            - Zamarzam. Zapal światło. Proszę – wydukałem, szczękając przy tym zębami. Usłyszałem jakby szczęk zamka i drzwi się otworzyły. Z daleka przyglądałem się ciemnej postaci, która w nich stanęła. Trochę to potrwało, nim zdecydował się kliknąć włącznik znajdujący się na korytarzu. W jednej chwili mogłem zobaczyć wszystko wokół. Uśmiechnąłem się lekko do swojego brata, a potem rozejrzałem po reszcie pomieszczenia. To nie był mój pokój. Podłoga była lodowata, nie było biurka, komputera, tylko łóżko, stół i krzesło. Podniosłem się i z przerażeniem spojrzałem na sznury, którymi spętane były moje nadgarstki. – Co to wszystko ma znaczyć?
            - Pamiętasz mnie, Bill? – zapytał niepewnie Tom, wchodząc w głąb pokoju.
            - O co ci chodzi? I dlaczego marznę tu związany?! – oburzyłem się, podnosząc powoli. Bolały mnie wszystkie kości.
            - Wybacz. Nie denerwuj się. Już cię rozwiązuję – powiedział, podchodząc do mnie, żeby pozbyć się sznurów. Ja tylko przyglądałem mu się nic nie rozumiejąc. – Jak się czujesz? – zapytał, rozmasowując moje nadgarstki. Sznur leżał na stole, a on pociągnął mnie na łóżko, gdzie ściągnął ze mnie koszulkę i włożył świeżą, którą przyniósł ze sobą.
            - Kiepsko. Mocno zmarzłem – odparłem w końcu, wciąż patrząc jak się mną zajmuje. – Gdzie jesteśmy, Tom?
            - W domku nad jeziorem. Wszystko jest w porządku. Jesteś głodny? Odgrzeję ci kolację – oznajmił, jakby nigdy nic, a ja spojrzałem przez ciemne okno. Musiało być już późno.
            - Jestem głodny. Zapomniałem… - urwałem nagle, zdając sobie sprawę, że nie wiem, co chciałem powiedzieć. Zaśmiałem się ze zgubionego wątku i przetarłem zmęczone oczy. Bliźniak patrzył na mnie niepewnie. – Dzwoniła mama? Obiecałem dać jej znać, jeśli nie wrócimy na noc.
            - Rozmawiałem z nią – odpowiedział krótko, kończąc mnie ubierać. Miałem teraz na sobie jakąś inną koszulkę i spodenki. Tylko dlaczego nie ubierałem się sam? – Chodź – rzucił, a moje myśli się rozwiały. Wstałem i nie wypuszczając z uścisku jego dłoni, pomaszerowałem za nim do salonu. Pomieszczenie oświetlała tylko mała lampka i wiszący na ścianie duży telewizor.
            Tom zostawił mnie tam na chwilę samego, po czym dotarł do mnie dźwięk włączonej mikrofalówki. Chwilę później stały przede mną dwa wielkie talerze i dzbanek gorącej herbaty. Mój bliźniak skubał obok herbatnika. Nie rozmawialiśmy, gdy jadłem. Właściwie miałem w głowie okropną pustkę, jakbym zapomniał o czymś ważnym, ale to za nic nie chciało powrócić do moich wspomnień.
            - Lepiej ci? – zapytał, gdy zjadłem niemal wszystko, co mi przyniósł. Pokiwałem twierdząco głową i przysunąłem się do niego, wtulając w jego ciepły bok.
            - Jesteś trochę nie w humorze, co? – odezwałem się wreszcie, ale na jego ustach od razu pojawił się uśmiech, więc wpakowałem mu się okrakiem na kolana. – Jak dobrze, że nikogo prócz nas tu nie ma – wymruczałem zadowolony, wpijając się zaraz potem łakomie w jego wargi. Miałem wrażenie, że obaj za tym tęskniliśmy, bo Tom na każde muśnięcie moich warg odpowiadał tak łapczywymi pocałunkami, że nim się zorientowałem, leżałem już pod nim na tej kanapie. Zaśmiałem się pod nosem, gdy pospiesznie zdjął ze mnie koszulkę. W ciągu kilku chwil rozpętała się między nami  szaleńcza namiętność. Mój bliźniak zawsze był tak wspaniały, zawsze wiedział, czego mi trzeba. Nie protestowałem, gdy rozebrał nas do naga. Z moich warg wydobywały się jedynie pomruki i jęki, kiedy zaczął pieścić mnie poniżej pasa. Jego dłonie przesuwały się sprawnie po moim ciele, dążąc do konkretnego celu i nie mogłem się już doczekać, aż tam dotrą. Jęknąłem głucho, gdy wsunął we mnie palce, żeby upewnić się, że nie sprawi mi bólu. Cudownie było wreszcie nie musieć się hamować. Wierciłem się pod nim niecierpliwie, czułem drżenie jego ciała, gdy powoli we mnie wchodził. Chwyciłem jego twarz w dłonie i chciałem go pocałować, ale…
            - Ty płaczesz…? – zdziwiłem się, całkiem drętwiejąc, on jednak nie przestał się we mnie poruszać. Z jednej strony każde jego pchnięcie wyduszało ze mnie jęk, a z drugiej nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dzieje się coś złego. Bliźniak nawet na mnie nie patrzył. – Tom?
            - Nie! Nie, Bill, nie przejmuj się.
            - Przecież widzę – warknąłem, zatrzymując go. – Tom, co się dzieje? – zapytałem i w jednej chwili, gdy spojrzałem mu w oczy, zrobiło mi się zimno. – Gdzie jesteśmy? T-tom? Co ty robisz? – zapytałem przez moment sparaliżowany sytuacją, w jakiej nas zastałem.
            Byliśmy całkiem nadzy. Obaj. Bliźniak leżał na mnie i czułem, jakby… O, Boże, nie… Nie!
            Przerażony odepchnąłem go od siebie tak, że spadł z kanapy. Ledwie się pozbierał, w pośpiechu zakładając bokserki na swoje posiniaczone ciało. Nim zdążyłem się zorientować, po moich policzkach płynęły łzy.
            - Nie płacz, błagam, nie płacz… - szeptał pospiesznie mój bliźniak, patrząc na mnie z trwogą wymalowaną na twarzy.
            Nie rozumiałem, dlaczego płaczę, a już tym bardziej z jakiego powodu Tom ubierał się, jakby ktoś go gonił, nawet już na mnie nie patrząc.
            - Co ty robisz? – zapytałem, ocierając łzy, choć kompletnie nic z tego nie rozumiałem. – Przecież po to tu przyjechaliśmy, żeby mieć święty spokój. Tom, no!
            - Przestań! – wrzasnął nieruchomiejąc. Zdrętwiałem, nie mając zielonego pojęcia, o co mu chodzi. Patrzyłem jedynie na niego szeroko otwartymi oczyma. – Przestań, do cholery, słyszysz?! Nie mogę już tak dłużej!
            Nie docierało to do mnie. Często tu przyjeżdżaliśmy, żeby mieć spokój od wszystkiego i móc bez obaw spędzić trochę czasu tylko we dwóch, nie obawiając się, że ktoś może nas przyłapać. A on mi mówi, że już nie może? Nie chce mnie? Nie chce…
            Więc dlaczego jednak… był we mnie?! Przecież to było chore! Nigdy, przenigdy nie dotknąłbym go nawet w zbyt bezpośredni sposób. Byliśmy braćmi! Braćmi! Co w tym było niezrozumiałego?! Robiło mi się niedobrze, gdy tak na mnie patrzył, więc zacząłem rozglądać się za swoimi ubraniami kompletnie spanikowany.
            Skoro mnie nie chciał, to w porządku. Miałem już dość. To nie ja namawiałem go na ten wyjazd. Nie musiał ciągnąć mnie aż tutaj, żeby powiedzieć mi, że to już koniec. Wszystkie nasze plany i marzenia legły w gruzach, bo jemu się odwidziało. Tylko po co przekonywał mnie tyle czasu, że warto zaryzykować dla naszego szczęścia? Jak mógł? Łzy znowu stanęły mi w oczach.
            - Bill, uspokój się, błagam cię. Kocham cię! Kocham cię bardziej niż cokolwiek. Tylko uspokój się…
            - Nie rozumiem, Tom. Dlaczego nie możesz…?
            - Mogę. Słyszysz? Zawsze będziemy razem. Nigdy więcej nie pozwolę im cię mi zabrać. Przysięgam. Nie denerwuj się tylko.
            - Jestem zmęczony… wybacz. Chodźmy już spać, dobrze? – poprosiłem, nic już z tego nie rozumiejąc. Starałem się zignorować swoją nabrzmiałą męskość. Bałem się. Ale był tu przy mnie, kochał mnie i nic innego się nie liczyło. Musiał być. Musiał.
            - Dobrze, chodźmy – odparł po chwili już spokojniej. Objął mnie i pocałował czule. Już nawet nie chciałem rozumieć jego wcześniejszego zachowania.

            Widziałem światło. Jeszcze przed chwilą. Byłem niemal pewien. Leżałem w łóżku, czując mdłości. Bolał mnie żołądek, ale wciąż gapiłem się w okienko w drzwiach. Dlaczego musiało być tak ciemno? Moje nadgarstki były nieruchome, związane. Co właściwie tam się działo? Nie znałem tego pomieszczenia, ubrań, w których byłem, ale w tamtej chwili najgorsze było to, że cały skostniałem już z zimna. Moje wargi były suche i chciało mi się pić, jakbym od dawna nie miał ani kropli wody w ustach, ale bałem się odezwać.
            W okienku drzwi pojawiło się nieco światła. Zmrużyłem oczy, zdając sobie sprawę, że ktoś za nimi stoi. Podniosłem się w jednej chwili, przy czym sprężyny zaskrzypiały pode mną paskudnie. Ktoś po drugiej stronie drzwi znieruchomiał, a potem w pomieszczeniu rozbłysło światło. Musiałem przymknąć powieki, bo mnie oślepiło, gdy ta osoba weszła do środka.
            - Obudziłeś się wreszcie.
            - Czego ode mnie chcesz?! – warknąłem, wpatrując się w stojącego przede mną młodego mężczyznę, który właśnie przestawał się uśmiechać.
            - Tylko pomóc – odpowiedział po chwili, ale widziałem, jak bardzo był spięty. Rozejrzałem się po pokoju, ale nie wyglądało na to, żebym miał inne wyjście.
            - W porządku – mruknąłem, wyciągając do niego niechętnie spętane nadgarstki.
            - Potrzebujesz czegoś? – zapytał, rozwiązując mnie.
            Westchnąłem tylko cicho. Pomyślałem, że żołądek boli mnie z głodu. Uśmiechnąłem się lekko do swojego brata i przytuliłem się do niego. Był taki ciepły. Każdy mój spięty mięsień doznawał ulgi, gdy miałem go tak blisko. Jak dobrze, że zgodziłem się wreszcie przełamać.
            - Coś do jedzenia i gorącej kąpieli. Wykąpiesz się ze mną, Tom? Nie chcę zostawać sam.
            - Nigdy cię nie zostawię, Bill. Nigdy – wyszeptał, odsuwając mnie od siebie, po czym pocałował mnie lekko. W moim brzuchu natychmiast eksplodowały fajerwerki. Mógłbym umrzeć w jego ramionach.
            Zjedliśmy razem odgrzewany obiad, a potem Tom przygotował dla nas kąpiel. Wanna nie była zbyt wielka, ale wygodnie się w niej ułożyliśmy. Leżałem oparty o tors bliźniaka, siedząc mu między nogami. Jego dłonie obejmowały mnie w pasie, a wargi co chwila muskały szyję i ramiona.
            - Mówiłeś mamie…?
            - Tak, rozmawiałem z nią – przerwał mi cicho.
            - To dobrze. Kocham cię, wiesz? – powiedziałem, nie mogąc przestać się uśmiechać. W odpowiedzi poczułem, jak jego język przesuwa się po moim karku. Przeszły mnie dreszcze.

            Obudziłem się zlany potem w ciemnym pokoju. Ktoś stał pod oknem i wyraźnie mi się przyglądał. Oblizałem spierzchnięte wargi i poruszyłem rękoma. Bolały mnie nadgarstki. Drżałem z zimna.
            - Głodny?
            - Kim ty…? Tom?
            - Tak, to ja – odparł, siadając zaraz potem obok mnie. Pomógł mi się podnieść i dotknął dłonią mojego policzka.
            - Co robisz? – zdziwiłem się. – Gdzie jesteśmy?
            - Nic. Chodź, zjesz coś… - rzucił, podnosząc się powoli.
            - Mógłbym jeszcze odpocząć? Źle się czuję – stwierdziłem już spokojniej, opadając z powrotem na poduszki.
            Widziałem, jak zatrzymał się na chwilę, a potem westchnął cicho i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Miał dziwny głos. Dlaczego tak kręciło mi się w głowie?

            Szarpałem się. Nie. To nie ja się szarpałem. Leżący pode mną mężczyzna próbował odciągnąć od siebie moje dłonie, które zaciskałem mocno na jego szyi. Zrobiło mi się zimno. Po jego policzkach toczyły się łzy. Co ja w ogóle robiłem? Oderwałem od niego gwałtownie ręce i cofnąłem się, upadając kawałek dalej. Dlaczego próbowałem go… zabić?
            - Boże, Tom! Nic ci nie jest? Przepraszam! – wyrzuciłem z siebie przerażony, podchodząc do niego na kolanach. – Co tu się stało? Proszę, powiedz mi…
            On jednak wpatrywał się tylko tępo w moją twarz, a z jego oczu wciąż wylewały się świeże łzy. Co takiego miało tu miejsce? Nie pamiętałem. Mój brat milczał, leżąc z czerwonymi śladami moich dłoni na szyi.
            - Dlaczego nic nie pamiętam? Tom. Tommy, proszę. Co się dzieje? – pytałem, ale on odwrócił tylko ode mnie wzrok.
            - Jesteś głodny? – odpowiedział pytaniem, kompletnie ignorując wcześniejsze wydarzenia. Tylko mówienie przychodziło mu teraz z trudem. Podniósł się i powoli ruszył do kuchni, podpierając się o meble i ściany. Nie zastanawiając się długo, poszedłem za nim, żeby mu pomóc. Byłem nieco zdezorientowany, ale on również zdziwił się tym, co zrobiłem.
            - Zjesz ze mną? – zapytałem, gdy byliśmy już w kuchni. Nie chciałem mu tego mówić, bo pewnie by się rozzłościł, ale zauważyłem, że poważnie wychudł. Tylko kiedy? Pamiętałem przecież jak jeszcze niedawno kochaliśmy się, a ja jak zwykle zachwycałem się jego ciałem.
            - Jeśli chcesz – odparł, wyciągając drugi talerz dla siebie. Uśmiechnąłem się lekko, pomagając mu przy nakładaniu obiadu. Było może trochę za wcześnie, o czym świadczyło ostre słońce za oknami i zegarek wskazujący jedenastą trzydzieści, ale nie przeszkadzało nam to. Obaj byliśmy już głodni.
            Dopiero po posprzątaniu wszystkiego poszliśmy do salonu, żeby coś obejrzeć. Mieć wymówkę do milczenia. Nie bardzo rozumiałem, co się stało. Tom stanowczo nie zachowywał się normalnie. Nie zagadywał, nie zaczepiał, nie próbował mnie wciąż obejmować i całować. Był jakiś rozbity i nieobecny. Próbowałem to jakoś zignorować lub pomóc mu się przełamać, ale nic nie działało. Jego twarz była już nie tyle blada, co po prostu szara, a podkrążone oczy niewidzące. Reagował na wszystko, co mówiłem czy robiłem, ale bez choćby krzty zapału. Poniekąd zaczynało mnie to przerażać. Zastanawiałem się, czy aby nie zachorował, ale nie dostrzegałem żadnych poważniejszych objawów, a z niego nie dało się nic wydusić.
            - Czy zrobiłem coś nie tak? Bo jakby… Co się dzieje? – zapytałem wreszcie. – Martwię się o ciebie – dodałem, gdy jego jedyną odpowiedzią okazało się zaciśnięcie warg.
            - Nie, Bill. Jest w porządku. Cieszę się… że tu jesteś. Jesteś ze mną, prawda?
            - Nie rozumiem. Przecież siedzę przy tobie.
            - A jeśli zaraz zapomnisz? Zmienisz się, w któregoś z nich?
            - O czym ty mówisz…? – wydusiłem z siebie, nie wiedząc, jak zareagować na te brednie.
            - Jesteście straszni… - ledwie wyszeptał. – Płaczecie i krzyczycie, kusicie i uciekacie, nie pamiętacie mnie, próbujecie się zabić, próbujecie… zabić mnie – wydukał na koniec, przyglądając się swoim dłoniom, jakby nie był pewien, ile są w stanie zrobić, a potem objął nimi swoją szyję.
            - Ja… nie… - nie mogłem się wysłowić i cofnąłem się jakoś instynktownie, wpatrując w niego z niedowierzaniem. Mój brat zachowywał się, jakby całkiem oszalał i do tego próbował się udusić. Przeze mnie? Przecież nie tak dawno to ja o mało go… - Tom, ja nie chciałem! Wybacz, proszę. Nie rób nic głupiego!
            - Kochasz mnie, braciszku? – zapytał cicho, układając kolejno obie dłonie na moich kolanach. Nie wiedziałem tylko, czy powinienem odetchnąć, że nic sobie nie zrobił, czy jeszcze bardziej mieć się na baczności. Kto wie, co mogło wpaść mu do głowy?
            - Bardzo, Tom. Tommy… - szeptałem przestraszony, próbując go jakoś uspokoić. Sięgnąłem dłońmi do jego policzków, mając nadzieję, że dzięki temu trochę ochłonie. – Już dobrze. Powinieneś odpocząć. Spałeś tej nocy?
            - Nie – odparł krótko, a jego oczy otworzyły się nienaturalnie szeroko, zaglądając wprost w moje tęczówki. Przełknąłem nerwowo ślinę. Czułem, że wcale nie chcę zadawać tego pytania, ale pomimo to słowa same wypłynęły z moich ust.
            - Dlaczego nie spałeś?
            Uśmiechnął się, a ja miałem ochotę zabrać nogi za pas. To nie był jego uśmiech. Był obcy. Przerażający.
            - Byłem z tobą na tarasie.
            - Co?
            - Nie dziw się. Jest lato. Było ciepło, a ty chciałeś się przewietrzyć. Było ci gorąco, więc ściągnąłeś koszulkę. Byłeś zdziwiony, gdy zapytałem, czy mnie kochasz. I krzyczałeś. Uderzyłeś mnie w twarz, a potem zacząłeś się śmiać…
            - O czym ty mówisz? Przestań…
            - Rozebrałeś nas obu i pieprzyliśmy się na leżaku. Do bardzo późna. Trzy razy jeszcze płakałeś. Potem…- urwał na moment, a w jego oczach zdawała się powstać pustka. Tak, jakby znajdował się teraz w tamtym wspomnieniu, a nie siedział tuż obok mnie. Bałem się, że zaraz tam wpadnę. Dlaczego tak na mnie patrzył? – Próbowałem zanieść cię do łóżka… ale się obudziłeś… Nie. Obudził się jeden z Nich. Uderzał i kopał. Chwycił obiema dłońmi mocno za szyję i… Chciałeś mnie udusić.
            - Ja? Tom, co ty bredzisz?! Boże, jak tu zimno! Dlaczego jesteśmy tylko w gaciach? – zdziwiłem się, zastanawiając, co też mój brat musiał brać, że wymyśla takie rzeczy. – Zły sen? – zapytałem, a on przymknął oczy i przez długą chwilę nie powiedział ani słowa.
            - Tak, Bill. To niekończący się koszmar – wyszeptał, a po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. W końcu zaczął szlochać.
            - Tom? Co się dzieje…?
            Wystraszył mnie. Co mu się stało? Chciałem się dowiedzieć, o co chodzi, ale bliźniak po prostu zemdlał w moich ramionach, sprawiając, że serce podeszło mi do gardła. Niemal w tej samej chwili usłyszałem samochód wjeżdżający na posesję. Bez zastanowienia ułożyłem brata na kanapie i pobiegłem, licząc na to, że ktoś nam pomoże. Krew prawie odpłynęła mi z twarzy, gdy zobaczyłem przed domem sześciu uzbrojonych policjantów i grupkę trzech… lekarzy? Starając się to jednak ignorować, zbiegłem do nich, ile sił w nogach. Musiałem to zrobić dla niego.
            - STÓJ! – krzyknął jeden ze służbistów, mierząc do mnie z broni.
            - Pomóżcie! Proszę! Mój brat… on… leży tam nieprzytomny! Nie wiem, co robić… ratujcie go, proszę!
            - Czy któryś z was jest uzbrojony? – zapytał facet, na co ja prychnąłem rozwścieczony.
            - Nie! Jest nieprzytomny! Pomóżcie… Ał! – krzyknąłem, gdy niespodziewanie coś ukuło mnie w rękę. Wyglądało jak… strzałka? Nie wiem. Nie… Nic… Nic nie pamiętam…



            Obudziłem się w szpitalu. Ubrali mnie w jakąś kretyńską piżamkę i czułem się tam, jak w więzieniu, szczególnie, że jakiś policjant stał przy wejściu. W pomieszczeniu były jeszcze trzy łóżka, prócz mojego. Dwa zajęte. Zastanawiałem się, którego z tych dwóch ludzi mają na muszce. Tom jak zwykle wpadł na głupi pomysł i zaciągnął mnie na dach domku, żeby popatrzeć na zachód słońca na tle jeziora. Mówiłem mu, że się połamię, ale mnie nie słuchał. Simone mnie zabije…
            Czekałem, aż ten cwaniak przyjdzie, żeby uświadomić go, że zamierzam zwalić całą winę na niego. Ale nie przyszedł. Nikt nie przyszedł.
            - Doktorze? – odezwałem się, gdy ten rozmawiał z pacjentem łóżko dalej. – Mój brat, Tom Kaulitz, był tutaj?
            - Tom? A czemu pytasz?
            - Muszę z nim porozmawiać – rzuciłem, nie rozumiejąc, dlaczego facet w to wnika.
            - Zaraz ci powiem, tylko opowiedz mi najpierw, co pamiętasz – poprosił, a ja niemal poczułem, jak się rumienię.
            - No… byliśmy w domku nad jeziorem. Weszliśmy na dach i… – Całowaliśmy się. – Patrzyliśmy na zachód słońca. Pośliznąłem się. Tom mnie złapał, ale… obudziłem się tutaj. Czy jednak spadliśmy? Tom też tu jest? Ale nic mu się nie stało, prawda?
            - Nie, Bill. Tom czuje się całkiem dobrze, ale musimy wam zrobić najpierw kilka badań, w porządku? Potem pomyślimy, co można zrobić, żebyście mogli się zobaczyć. Połóż się teraz, pewnie jesteś zmęczony.

            Otworzyłem oczy, bo niemal szczękałem zębami z zimna. Było ciemno. Okropnie ciemno. Ktoś stał za drzwiami, było go widać przez szybkę. Byłem… Byłem spięty pasami.
            - Halo! Jest tu ktoś?! Tom! Tom, to ty?
            - Nie, Bill. To ja, doktor Heimn. Pamiętasz mnie?
            Doktor? Gdzie ja jestem? A Tom? Byliśmy… w domku nad jeziorem…


            Z raportu policyjnego wynika, że Tom Kaulitz porwał swojego chorego brata, Billa Kaulitza, ze szpitala psychiatrycznego. Oprócz tego wykradł ze szpitalnego magazynu kilka rodzajów lekarstw, głównie uspokajających. Następnie włamali się do jednego z domków nad jeziorem, w pobliżu własnego, gdzie przetrzymywał swojego brata w jednym z pokoi, krępując go sznurem. Odnaleziono ślady, które mogą świadczyć o tym, że dochodziło między nimi do intymnych zbliżeń. Po miesiącu czasu, gdy doszło do aresztowania, Tom Kaulitz był nieprzytomny. Obu braci przewieziono do szpitala rejonowego, skąd zostali przeniesieni do szpitala psychiatrycznego. Tam specjaliści mają za zadanie określić, czy porywacz był poczytalny podczas porwania.


            Leżał w gabinecie doktora Heimna. Wszystko tam było urządzone w ciepłych, przyjemnych dla oka kolorach. W pomieszczeniu panowała względna cisza, pachniało łagodnym kwiatowym odświeżaczem powietrza. Lekarz miał na sobie spodnie od garnituru i błękitną koszulę. Okulary trzymał w przedniej kieszonce i zawsze zakładał nogę na nogę.
            - Jak się czujesz? Możemy dziś porozmawiać?
            - Średnio – odparł Tom, ściskając nerwowo palce lewej dłoni. – O czym chce pan rozmawiać? – zapytał, zapatrzony w jeden punkt, zagryzając wargę.
            - O domku nad jeziorem. O tobie i twoim bracie. O jego chorobie… - zaczął ostrożnie, ale młody mężczyzna zareagował gwałtownie, podnosząc się ze swojego miejsca. Wbił w niego wzrok, jakby chciał zaprotestować, ale zaraz potem usiadł.
            - To wszystko Ich wina. Nie chcieli zostawić nas w spokoju. Obiecałem mu, że już nikt mi go nie odbierze, ale oni robili z nim, co chcieli. Krzywdzili nas obu, a ja nie mogłem nic zrobić, bo Bill też tam był. Bał się, gdy zostawiałem go związanego, żeby Oni nie zrobili czegoś złego. Pojawiali się tak nagle, że… nie potrafiłem się zorientować.
            - Rozumiem – odpowiedział lekarz, przyglądając się uważnie pacjentowi, który wpatrywał się znów tylko w szybę przed sobą. – Czy Bill zdawał sobie z „nich” sprawę?
            - Bill…? – powtórzył półświadomie. – On nie miał o niczym pojęcia. Wydawało mu się, że wyjechaliśmy do naszego domku. Gdy wracał po tym, jak oni doprowadzali mnie do szału… Gdy znikał, kiedy byliśmy tak blisko, a potem… - urwał, układając dłonie na swojej szyi. Na jego lekko opalonej skórze wciąż widniały sine ślady dłoni jego bliźniaka i wiedzieli o nich wszyscy, choć Tom bardzo uważał, żeby nie rzucały się w oczy. Teraz był gotów sam dokończyć to, co zaczął jeden z Nich.
            - Tom! Ocknij się! Słyszysz! – wołał lekarz, potrząsając młodym mężczyzną, który zaciskał palce na własnej szyi.
            - Oddajcie mi go! – wrzasnął na cały głos, ogłuszając tym samym na chwilę doktora Heimna. – Oddajcie mi brata!
            Do gabinetu wpadło dwóch rosłych pielęgniarzy, którzy patrzyli niepewnie na mężczyznę, który trzymał nieprzytomne ciało swojego pacjenta, osuwające się na podłogę.
            - Co tak stoicie?! Pomóżcie mi! – warknął. – Trzeba go ocucić. W takim tempie nigdy nie dowiemy się, co tam się wydarzyło.
            - Przecież mówił pan, że z tym drugim można normalnie porozmawiać.
            - To bez sensu… - mruknął facet, siadając za swoim biurkiem, gdy pielęgniarze zajęli się nieprzytomnym. – Nieważne, ile razy bym mu powtarzał, nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie i dlaczego się znajduje. I wciąż opowiada jakieś bzdety sprzed rozwoju choroby – stwierdził, przecierając zmęczoną twarz. – To dwa najbardziej beznadziejne przypadki, z jakimi się spotkałem.
            - Czy to prawda, że wzajemnie wywołali u siebie ten stan?
            - Patrząc na to jak skomplikowane były stosunki, które ich łączyły… to bardzo prawdopodobne.
            - Więc dlaczego pan wciąż pozwala, by spędzali razem czas? Nie powinni zostać od siebie odizolowani? – zdziwił się pielęgniarz, ale starszy mężczyzna posłał mu tylko lodowate spojrzenie, jakby chciał przypomnieć mu, kto tu jest specjalistą. Nie odpowiedział mu, ale nie zależało mu specjalnie na tym, by wszyscy rozumieli jego postępowanie. On wiedział, że bliskość to jedyne, co im pozostało. Nie mógłby odebrać im jedynej siły, która trzymała ich przy życiu. Nadziei, która zapewniała, że niedługo znów się zobaczą i razem będą popadać w coraz głębszą paranoję.

            - Tom?  - wyszeptałem cicho, wtulając się w ramiona bliźniaka. – Boję się tego lekarza. Oni… byłem zapięty pasami. Nie mogłem się ruszać… - dukałem, próbując sobie wyraźniej przypomnieć wydarzenia sprzed kilku godzin.
            - Nie przejmuj się, Bill. To taka gra.
            - Gra?
            - Tak. Doktor Heimn wszystko mi wyjaśnił. On zadaje pytania, ja odpowiadam. Daje mi zadania do wykonania, a gdy już wszystko zrobię, mówi, że już na mnie czekasz. Potem jemy razem obiad…
            - Zwariowałeś?! Musimy stąd uciec. Te tabletki… Skąd wiesz, czym nas faszerują?
            - Już ci wczoraj tłumaczyłem. Doktor Heimn nawet pokazywał nam…
            Patrzyłem na niego, nie rozumiejąc, o czym mówi. Przecież jeszcze wczoraj byliśmy w domku nad jeziorem. Weszliśmy na dach, spadliśmy z niego i trafiliśmy tutaj. To było podejrzane. Dlaczego nikt z naszej rodziny się do nas nie odezwał? Dlaczego obudziłem się spięty pasami?
            Zaczęło robić się zimno. Tom obejmował mnie ciasno, przyciskając co jakiś czas wargi do moich włosów, a ja czułem narastającą panikę. Dlaczego to robił? I co robili tu ci wszyscy ludzie?
            - Tom? Gdzie my jesteśmy? – wyszeptałem konspiracyjnie, wywijając się z jego uścisku. – Mówiłem już, że nie możesz się tak zachowywać. A szczególnie wśród ludzi. Jestem twoim bratem – rzuciłem gorzko, patrząc na niego karcąco. Tom jednak spuścił tylko wzrok i nawet nie drgnął. – Dlaczego tu jesteśmy? – zapytałem znowu, rozglądając się wokół. Bliźniak spojrzał na mnie oczyma pełnymi łez i przymknął powieki, pozwalając, by słone krople spłynęły po jego policzkach.

            - Przyrzekłem. Przyrzekłem, że już zawsze będę przy tobie. Bez względu na cenę – dodał cicho. Na jego twarzy malował się mały niepoczytalny uśmiech.

8 komentarzy:

  1. to rzeczywiscie nie jest latwe opowiadanie i po czesci ja go wcale nie rozumiem, ale z tego wszystkiego zrozumialam tylko jedno. nie wazne co, blizniaki zawsze beda razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię opowiadania nad którymi trzeba się zastanowić.
    Zgodnie z Twoją radą nie spieszyłam się, czytałam powoli i uważnie. Opowiadanie jest piękne pomimo beznadziejności sytuacji bliźniaków.
    Ostatnie zdanie przeważyło szalę emocji i troszkę mi się popłakało, nie mniej jednak proszę o więcej takich perełek.

    P.S
    Skoro i Ciebie martwi ojciec Toma to ja od dziś żyję w strachu o chłopców. Mam złe przeczucia, a nie lubię ich mieć -.- Błagam Cię kobieto nie rób im zbytniej krzywdy bo umrę jak Boga kocham.

    P.P.S
    Seks nie musi być opisywany zbytnio dokładnie. Kto powiedział, że opisywanie stosunku słowo po słowie jest lepsze od delikatnego opisu namiętności? Ja osobiście preferuję drugą opcję, więc nic nie zmieniaj, pisz jak piszesz bo jesteś mistrzem < 3

    Buziaki (:

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże. Przeczytałam i przez kilka minut wpatrywałam się tępo w ekran. To było... genialne. Jesteś niesamowita, uwielbiam Twoje opowiadania, Czoko. Czekam na więcej tego typu opowiadań!

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, jesteś okrutna. To strasznie smutne opowiadanie. Ja zawsze wolę happy end . Co nie zmienia faktu że świetnie piszesz. Jesteś cudowna. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Po prostu piękne. Znów czuć moc Czoko.
    A co do tych scen seksu.. Robisz bardzo dobrze. To przecież nie pornografia. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam to opowiadanie wczoraj, jednak zdecydowałam się skomentować dziś, kiedy moje emocje trochę opadną.
    Pierwsza rzecz - sam tytuł. Od razu wyczułam w nim coś złowrogiego, choć znam dziewczyny, którym te słowa kojarzą się raczej z całymi godzinami seksu w wyżej wymienionym domku, ale nie mnie. Na szczęście.
    A poza tym to... Ten shot zwyczajnie mnie urzekł. Uwielbiam takie "psychiczne" teksty, nad którymi trzeba trochę pomyśleć. Skupiłam się na treści, tak jak kazałaś, i nie umknął mi nawet najdrobniejszy szczegół. Jestem już wprawiona w czytaniu tym podobnych opowiadań, bo takie mnie bardzo interesują i muszę przyznać, że to nie była trudny do ogarnięcia fabuła, wręcz przeciwnie - wszystko bardzo prosto składało się w całość.
    Motyw psychiatryka i zakochanych (lub skrzywdzonych przez swoją miłość) jest tak objechany, mimo wszystko nie traci na swoim uroku. I to jest właśnie przykład tego, jak dobrze można wykorzystać tak schematyczny wątek.
    Cieszę się, że napisałaś coś takiego. Trafiłaś w sam raz w moje gusta.
    xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Poerwsze co mi przyszło na myśl to 'Mechanik'. Przwebłyski świadomości, zapentlenie historii i niezrozumiały tok wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko, płakałam czytając to opowiadanie. Jest trudne i nie wiem czy je odebrałam tak jak autorka miała w zamyśle. Jedyne co wciąż krąży po mojej głowie to: niesamowity jednopart.

    CzarnaOwca1313

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^