Witajcie :). Wpadłam odwiedzić Was z małą niespodzianką. Nie wiem, co mnie rypło w tył głowy. Serio. W tej chwili nawet nie potrafię ocenić sama, co ja im zrobiłam. W każdym razie oto bonusowa jednopartówka specjalnie dla Was.
Tak, tak, zabiorę się niedługo za pisanie kolejnego odcinka Sheltera, nie martwcie się. Ja się martwię, że nie skończę do jutra opowiadania i nie będę mogła wziąć udziału w konkursie. Ugh.
~ Carrion Vampire - Dobrze, że martwi Cię ojciec Toma. Powinien! Mnie też martwi ;>
~ Sinnlos - Nie biorę udziału w blogowych konkursach/wianuszkach, ale dzięki ;).
~ KiroBilla i Anonimki :) - Nie opisuję już seksu. Kilka razy zrobiłam to w starych opowiadaniach, ale jeśli w fabule nie przewiduję niczego związanego mocno ze sceną seksu, nie opisuję jej i nie będę tego robić. Przepraszam, jeśli zawiodłam Wasze oczekiwania, ale nie chcę z tego robić opowiadań pornograficznych. Zmysłowość i namiętność, w porządku, same sceny seksu dla mnie nie mają sensu. Każdy wie, jak się wkłada i wyciąga ;). Dlatego definitywnie, coś takiego będzie się pojawiało w moich opowiadaniach tylko wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba. I buziaczek dla Was, żebyście się na mnie nie złościły ;*
~ Justyna - mnie też kręci scenka z fartuszkiem :D!
To tak odnośnie poprzedniego odcinka Sheltera. A teraz zapraszam do czytania i gorąco liczę na Wasze opinie. I OSTRZEGAM. To nie jest łatwe opowiadanie. Radzę czytać powoli, na spokojnie i w skupieniu. A potem proszę napisać, jak bardzo mnie nie lubicie i jak bardzo jestem okrutna.
Smacznego!
Wasza Czokoladka ;).
FACEBOOK
-
Dlaczego zgasiłeś światło? – zapytałem szeptem, wciskając się nieco bardziej w
kąt pokoju. Siedziałem w samej koszulce. Nie mojej. Była za duża. A poza tym
wilgotna albo zimna. Nie potrafiłem tego rozróżnić, bo i tak trząsłem się jak
galareta. Nikt mi nie odpowiedział, choć jeszcze przed chwilą, mógłbym
przysiąc, ktoś stał przy oknie. Wydawało mi się nawet, że znam tę osobę, ale
było mi tak okropnie zimno…
Po chwili, która w tym kompletnie
zaczernionym pomieszczeniu trwała całą wieczność, dotarło do mnie, że nie tylko
nie potrafię skojarzyć, kogo przed chwilą widziałem. Nie wiedziałem, gdzie
jestem, co tu robię ani jak długo siedzę w tych egipskich ciemnościach. Chwila…
Czy przed chwilą nie paliło się
światło? Tak. Za drzwiami. W drzwiach są szybki i jeszcze kilka… Kiedy to było?
Ile minęło czasu, odkąd przestało tu docierać światło?
Jest tak potwornie zimno. Czyja to
koszulka?
- Halo, jest tu ktoś?!
- Spokojnie – dotarł do mnie czyjś
stłumiony głos. Dochodził zza drzwi. Znałem ten głos. Bardzo dobrze. Ale nie
potrafiłem połączyć go z żadną konkretną postacią.
- Zamarzam. Zapal światło. Proszę –
wydukałem, szczękając przy tym zębami. Usłyszałem jakby szczęk zamka i drzwi
się otworzyły. Z daleka przyglądałem się ciemnej postaci, która w nich stanęła.
Trochę to potrwało, nim zdecydował się kliknąć włącznik znajdujący się na
korytarzu. W jednej chwili mogłem zobaczyć wszystko wokół. Uśmiechnąłem się
lekko do swojego brata, a potem rozejrzałem po reszcie pomieszczenia. To nie
był mój pokój. Podłoga była lodowata, nie było biurka, komputera, tylko łóżko,
stół i krzesło. Podniosłem się i z przerażeniem spojrzałem na sznury, którymi
spętane były moje nadgarstki. – Co to wszystko ma znaczyć?
- Pamiętasz mnie, Bill? – zapytał
niepewnie Tom, wchodząc w głąb pokoju.
- O co ci chodzi? I dlaczego marznę
tu związany?! – oburzyłem się, podnosząc powoli. Bolały mnie wszystkie kości.
- Wybacz. Nie denerwuj się. Już cię
rozwiązuję – powiedział, podchodząc do mnie, żeby pozbyć się sznurów. Ja tylko
przyglądałem mu się nic nie rozumiejąc. – Jak się czujesz? – zapytał,
rozmasowując moje nadgarstki. Sznur leżał na stole, a on pociągnął mnie na
łóżko, gdzie ściągnął ze mnie koszulkę i włożył świeżą, którą przyniósł ze
sobą.
- Kiepsko. Mocno zmarzłem – odparłem
w końcu, wciąż patrząc jak się mną zajmuje. – Gdzie jesteśmy, Tom?
- W domku nad jeziorem. Wszystko
jest w porządku. Jesteś głodny? Odgrzeję ci kolację – oznajmił, jakby nigdy
nic, a ja spojrzałem przez ciemne okno. Musiało być już późno.
- Jestem głodny. Zapomniałem… -
urwałem nagle, zdając sobie sprawę, że nie wiem, co chciałem powiedzieć.
Zaśmiałem się ze zgubionego wątku i przetarłem zmęczone oczy. Bliźniak patrzył
na mnie niepewnie. – Dzwoniła mama? Obiecałem dać jej znać, jeśli nie wrócimy
na noc.
- Rozmawiałem z nią – odpowiedział
krótko, kończąc mnie ubierać. Miałem teraz na sobie jakąś inną koszulkę i
spodenki. Tylko dlaczego nie ubierałem się sam? – Chodź – rzucił, a moje myśli
się rozwiały. Wstałem i nie wypuszczając z uścisku jego dłoni, pomaszerowałem za
nim do salonu. Pomieszczenie oświetlała tylko mała lampka i wiszący na ścianie
duży telewizor.
Tom zostawił mnie tam na chwilę
samego, po czym dotarł do mnie dźwięk włączonej mikrofalówki. Chwilę później
stały przede mną dwa wielkie talerze i dzbanek gorącej herbaty. Mój bliźniak
skubał obok herbatnika. Nie rozmawialiśmy, gdy jadłem. Właściwie miałem w
głowie okropną pustkę, jakbym zapomniał o czymś ważnym, ale to za nic nie
chciało powrócić do moich wspomnień.
- Lepiej ci? – zapytał, gdy zjadłem
niemal wszystko, co mi przyniósł. Pokiwałem twierdząco głową i przysunąłem się
do niego, wtulając w jego ciepły bok.
- Jesteś trochę nie w humorze, co? –
odezwałem się wreszcie, ale na jego ustach od razu pojawił się uśmiech, więc
wpakowałem mu się okrakiem na kolana. – Jak dobrze, że nikogo prócz nas tu nie
ma – wymruczałem zadowolony, wpijając się zaraz potem łakomie w jego wargi.
Miałem wrażenie, że obaj za tym tęskniliśmy, bo Tom na każde muśnięcie moich
warg odpowiadał tak łapczywymi pocałunkami, że nim się zorientowałem, leżałem
już pod nim na tej kanapie. Zaśmiałem się pod nosem, gdy pospiesznie zdjął ze
mnie koszulkę. W ciągu kilku chwil rozpętała się między nami szaleńcza namiętność. Mój bliźniak zawsze był
tak wspaniały, zawsze wiedział, czego mi trzeba. Nie protestowałem, gdy
rozebrał nas do naga. Z moich warg wydobywały się jedynie pomruki i jęki, kiedy
zaczął pieścić mnie poniżej pasa. Jego dłonie przesuwały się sprawnie po moim
ciele, dążąc do konkretnego celu i nie mogłem się już doczekać, aż tam dotrą.
Jęknąłem głucho, gdy wsunął we mnie palce, żeby upewnić się, że nie sprawi mi
bólu. Cudownie było wreszcie nie musieć się hamować. Wierciłem się pod nim
niecierpliwie, czułem drżenie jego ciała, gdy powoli we mnie wchodził.
Chwyciłem jego twarz w dłonie i chciałem go pocałować, ale…
- Ty płaczesz…? – zdziwiłem się,
całkiem drętwiejąc, on jednak nie przestał się we mnie poruszać. Z jednej
strony każde jego pchnięcie wyduszało ze mnie jęk, a z drugiej nie mogłem
oprzeć się wrażeniu, że dzieje się coś złego. Bliźniak nawet na mnie nie
patrzył. – Tom?
- Nie! Nie, Bill, nie przejmuj się.
- Przecież widzę – warknąłem,
zatrzymując go. – Tom, co się dzieje? – zapytałem i w jednej chwili, gdy
spojrzałem mu w oczy, zrobiło mi się zimno. – Gdzie jesteśmy? T-tom? Co ty
robisz? – zapytałem przez moment sparaliżowany sytuacją, w jakiej nas zastałem.
Byliśmy całkiem nadzy. Obaj.
Bliźniak leżał na mnie i czułem, jakby… O, Boże, nie… Nie!
Przerażony odepchnąłem go od siebie
tak, że spadł z kanapy. Ledwie się pozbierał, w pośpiechu zakładając bokserki
na swoje posiniaczone ciało. Nim zdążyłem się zorientować, po moich policzkach
płynęły łzy.
- Nie płacz, błagam, nie płacz… -
szeptał pospiesznie mój bliźniak, patrząc na mnie z trwogą wymalowaną na
twarzy.
Nie rozumiałem, dlaczego płaczę, a
już tym bardziej z jakiego powodu Tom ubierał się, jakby ktoś go gonił, nawet
już na mnie nie patrząc.
- Co ty robisz? – zapytałem,
ocierając łzy, choć kompletnie nic z tego nie rozumiałem. – Przecież po to tu
przyjechaliśmy, żeby mieć święty spokój. Tom, no!
- Przestań! – wrzasnął
nieruchomiejąc. Zdrętwiałem, nie mając zielonego pojęcia, o co mu chodzi.
Patrzyłem jedynie na niego szeroko otwartymi oczyma. – Przestań, do cholery,
słyszysz?! Nie mogę już tak dłużej!
Nie docierało to do mnie. Często tu
przyjeżdżaliśmy, żeby mieć spokój od wszystkiego i móc bez obaw spędzić trochę
czasu tylko we dwóch, nie obawiając się, że ktoś może nas przyłapać. A on mi
mówi, że już nie może? Nie chce mnie? Nie chce…
Więc dlaczego jednak… był we mnie?!
Przecież to było chore! Nigdy, przenigdy nie dotknąłbym go nawet w zbyt
bezpośredni sposób. Byliśmy braćmi! Braćmi! Co w tym było niezrozumiałego?!
Robiło mi się niedobrze, gdy tak na mnie patrzył, więc zacząłem rozglądać się
za swoimi ubraniami kompletnie spanikowany.
Skoro mnie nie chciał, to w
porządku. Miałem już dość. To nie ja namawiałem go na ten wyjazd. Nie musiał
ciągnąć mnie aż tutaj, żeby powiedzieć mi, że to już koniec. Wszystkie nasze
plany i marzenia legły w gruzach, bo jemu się odwidziało. Tylko po co
przekonywał mnie tyle czasu, że warto zaryzykować dla naszego szczęścia? Jak
mógł? Łzy znowu stanęły mi w oczach.
- Bill, uspokój się, błagam cię.
Kocham cię! Kocham cię bardziej niż cokolwiek. Tylko uspokój się…
- Nie rozumiem, Tom. Dlaczego nie
możesz…?
- Mogę. Słyszysz? Zawsze będziemy
razem. Nigdy więcej nie pozwolę im cię mi zabrać. Przysięgam. Nie denerwuj się
tylko.
- Jestem zmęczony… wybacz. Chodźmy
już spać, dobrze? – poprosiłem, nic już z tego nie rozumiejąc. Starałem się zignorować
swoją nabrzmiałą męskość. Bałem się. Ale był tu przy mnie, kochał mnie i nic
innego się nie liczyło. Musiał być. Musiał.
- Dobrze, chodźmy – odparł po chwili
już spokojniej. Objął mnie i pocałował czule. Już nawet nie chciałem rozumieć
jego wcześniejszego zachowania.
Widziałem światło. Jeszcze przed
chwilą. Byłem niemal pewien. Leżałem w łóżku, czując mdłości. Bolał mnie
żołądek, ale wciąż gapiłem się w okienko w drzwiach. Dlaczego musiało być tak
ciemno? Moje nadgarstki były nieruchome, związane. Co właściwie tam się działo?
Nie znałem tego pomieszczenia, ubrań, w których byłem, ale w tamtej chwili
najgorsze było to, że cały skostniałem już z zimna. Moje wargi były suche i
chciało mi się pić, jakbym od dawna nie miał ani kropli wody w ustach, ale
bałem się odezwać.
W okienku drzwi pojawiło się nieco
światła. Zmrużyłem oczy, zdając sobie sprawę, że ktoś za nimi stoi. Podniosłem
się w jednej chwili, przy czym sprężyny zaskrzypiały pode mną paskudnie. Ktoś
po drugiej stronie drzwi znieruchomiał, a potem w pomieszczeniu rozbłysło
światło. Musiałem przymknąć powieki, bo mnie oślepiło, gdy ta osoba weszła do
środka.
- Obudziłeś się wreszcie.
- Czego ode mnie chcesz?! –
warknąłem, wpatrując się w stojącego przede mną młodego mężczyznę, który
właśnie przestawał się uśmiechać.
- Tylko pomóc – odpowiedział po
chwili, ale widziałem, jak bardzo był spięty. Rozejrzałem się po pokoju, ale
nie wyglądało na to, żebym miał inne wyjście.
- W porządku – mruknąłem, wyciągając
do niego niechętnie spętane nadgarstki.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał,
rozwiązując mnie.
Westchnąłem tylko cicho. Pomyślałem,
że żołądek boli mnie z głodu. Uśmiechnąłem się lekko do swojego brata i
przytuliłem się do niego. Był taki ciepły. Każdy mój spięty mięsień doznawał
ulgi, gdy miałem go tak blisko. Jak dobrze, że zgodziłem się wreszcie
przełamać.
- Coś do jedzenia i gorącej kąpieli.
Wykąpiesz się ze mną, Tom? Nie chcę zostawać sam.
- Nigdy cię nie zostawię, Bill.
Nigdy – wyszeptał, odsuwając mnie od siebie, po czym pocałował mnie lekko. W
moim brzuchu natychmiast eksplodowały fajerwerki. Mógłbym umrzeć w jego
ramionach.
Zjedliśmy razem odgrzewany obiad, a
potem Tom przygotował dla nas kąpiel. Wanna nie była zbyt wielka, ale wygodnie
się w niej ułożyliśmy. Leżałem oparty o tors bliźniaka, siedząc mu między
nogami. Jego dłonie obejmowały mnie w pasie, a wargi co chwila muskały szyję i
ramiona.
- Mówiłeś mamie…?
- Tak, rozmawiałem z nią – przerwał
mi cicho.
- To dobrze. Kocham cię, wiesz? –
powiedziałem, nie mogąc przestać się uśmiechać. W odpowiedzi poczułem, jak jego
język przesuwa się po moim karku. Przeszły mnie dreszcze.
Obudziłem się zlany potem w ciemnym
pokoju. Ktoś stał pod oknem i wyraźnie mi się przyglądał. Oblizałem
spierzchnięte wargi i poruszyłem rękoma. Bolały mnie nadgarstki. Drżałem z
zimna.
- Głodny?
- Kim ty…? Tom?
- Tak, to ja – odparł, siadając
zaraz potem obok mnie. Pomógł mi się podnieść i dotknął dłonią mojego policzka.
- Co robisz? – zdziwiłem się. –
Gdzie jesteśmy?
- Nic. Chodź, zjesz coś… - rzucił,
podnosząc się powoli.
- Mógłbym jeszcze odpocząć? Źle się
czuję – stwierdziłem już spokojniej, opadając z powrotem na poduszki.
Widziałem, jak zatrzymał się na
chwilę, a potem westchnął cicho i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Miał dziwny głos. Dlaczego tak kręciło mi się w głowie?
Szarpałem się. Nie. To nie ja się
szarpałem. Leżący pode mną mężczyzna próbował odciągnąć od siebie moje dłonie,
które zaciskałem mocno na jego szyi. Zrobiło mi się zimno. Po jego policzkach
toczyły się łzy. Co ja w ogóle robiłem? Oderwałem od niego gwałtownie ręce i
cofnąłem się, upadając kawałek dalej. Dlaczego próbowałem go… zabić?
- Boże, Tom! Nic ci nie jest?
Przepraszam! – wyrzuciłem z siebie przerażony, podchodząc do niego na kolanach.
– Co tu się stało? Proszę, powiedz mi…
On jednak wpatrywał się tylko tępo w
moją twarz, a z jego oczu wciąż wylewały się świeże łzy. Co takiego miało tu
miejsce? Nie pamiętałem. Mój brat milczał, leżąc z czerwonymi śladami moich
dłoni na szyi.
- Dlaczego nic nie pamiętam? Tom.
Tommy, proszę. Co się dzieje? – pytałem, ale on odwrócił tylko ode mnie wzrok.
- Jesteś głodny? – odpowiedział
pytaniem, kompletnie ignorując wcześniejsze wydarzenia. Tylko mówienie
przychodziło mu teraz z trudem. Podniósł się i powoli ruszył do kuchni,
podpierając się o meble i ściany. Nie zastanawiając się długo, poszedłem za
nim, żeby mu pomóc. Byłem nieco zdezorientowany, ale on również zdziwił się
tym, co zrobiłem.
- Zjesz ze mną? – zapytałem, gdy
byliśmy już w kuchni. Nie chciałem mu tego mówić, bo pewnie by się rozzłościł,
ale zauważyłem, że poważnie wychudł. Tylko kiedy? Pamiętałem przecież jak
jeszcze niedawno kochaliśmy się, a ja jak zwykle zachwycałem się jego ciałem.
- Jeśli chcesz – odparł, wyciągając
drugi talerz dla siebie. Uśmiechnąłem się lekko, pomagając mu przy nakładaniu
obiadu. Było może trochę za wcześnie, o czym świadczyło ostre słońce za oknami
i zegarek wskazujący jedenastą trzydzieści, ale nie przeszkadzało nam to. Obaj
byliśmy już głodni.
Dopiero po posprzątaniu wszystkiego
poszliśmy do salonu, żeby coś obejrzeć. Mieć wymówkę do milczenia. Nie bardzo
rozumiałem, co się stało. Tom stanowczo nie zachowywał się normalnie. Nie
zagadywał, nie zaczepiał, nie próbował mnie wciąż obejmować i całować. Był
jakiś rozbity i nieobecny. Próbowałem to jakoś zignorować lub pomóc mu się
przełamać, ale nic nie działało. Jego twarz była już nie tyle blada, co po
prostu szara, a podkrążone oczy niewidzące. Reagował na wszystko, co mówiłem
czy robiłem, ale bez choćby krzty zapału. Poniekąd zaczynało mnie to przerażać.
Zastanawiałem się, czy aby nie zachorował, ale nie dostrzegałem żadnych
poważniejszych objawów, a z niego nie dało się nic wydusić.
- Czy zrobiłem coś nie tak? Bo
jakby… Co się dzieje? – zapytałem wreszcie. – Martwię się o ciebie – dodałem,
gdy jego jedyną odpowiedzią okazało się zaciśnięcie warg.
- Nie, Bill. Jest w porządku. Cieszę
się… że tu jesteś. Jesteś ze mną, prawda?
- Nie rozumiem. Przecież siedzę przy
tobie.
- A jeśli zaraz zapomnisz? Zmienisz
się, w któregoś z nich?
- O czym ty mówisz…? – wydusiłem z
siebie, nie wiedząc, jak zareagować na te brednie.
- Jesteście straszni… - ledwie
wyszeptał. – Płaczecie i krzyczycie, kusicie i uciekacie, nie pamiętacie mnie,
próbujecie się zabić, próbujecie… zabić mnie – wydukał na koniec, przyglądając
się swoim dłoniom, jakby nie był pewien, ile są w stanie zrobić, a potem objął
nimi swoją szyję.
- Ja… nie… - nie mogłem się wysłowić
i cofnąłem się jakoś instynktownie, wpatrując w niego z niedowierzaniem. Mój
brat zachowywał się, jakby całkiem oszalał i do tego próbował się udusić.
Przeze mnie? Przecież nie tak dawno to ja o mało go… - Tom, ja nie chciałem!
Wybacz, proszę. Nie rób nic głupiego!
- Kochasz mnie, braciszku? – zapytał
cicho, układając kolejno obie dłonie na moich kolanach. Nie wiedziałem tylko,
czy powinienem odetchnąć, że nic sobie nie zrobił, czy jeszcze bardziej mieć
się na baczności. Kto wie, co mogło wpaść mu do głowy?
- Bardzo, Tom. Tommy… - szeptałem
przestraszony, próbując go jakoś uspokoić. Sięgnąłem dłońmi do jego policzków,
mając nadzieję, że dzięki temu trochę ochłonie. – Już dobrze. Powinieneś
odpocząć. Spałeś tej nocy?
- Nie – odparł krótko, a jego oczy
otworzyły się nienaturalnie szeroko, zaglądając wprost w moje tęczówki.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Czułem, że wcale nie chcę zadawać tego pytania, ale
pomimo to słowa same wypłynęły z moich ust.
- Dlaczego nie spałeś?
Uśmiechnął się, a ja miałem ochotę
zabrać nogi za pas. To nie był jego uśmiech. Był obcy. Przerażający.
- Byłem z tobą na tarasie.
- Co?
- Nie dziw się. Jest lato. Było
ciepło, a ty chciałeś się przewietrzyć. Było ci gorąco, więc ściągnąłeś
koszulkę. Byłeś zdziwiony, gdy zapytałem, czy mnie kochasz. I krzyczałeś.
Uderzyłeś mnie w twarz, a potem zacząłeś się śmiać…
- O czym ty mówisz? Przestań…
- Rozebrałeś nas obu i pieprzyliśmy
się na leżaku. Do bardzo późna. Trzy razy jeszcze płakałeś. Potem…- urwał na
moment, a w jego oczach zdawała się powstać pustka. Tak, jakby znajdował się
teraz w tamtym wspomnieniu, a nie siedział tuż obok mnie. Bałem się, że zaraz
tam wpadnę. Dlaczego tak na mnie patrzył? – Próbowałem zanieść cię do łóżka…
ale się obudziłeś… Nie. Obudził się jeden z Nich. Uderzał i kopał. Chwycił
obiema dłońmi mocno za szyję i… Chciałeś mnie udusić.
- Ja? Tom, co ty bredzisz?! Boże,
jak tu zimno! Dlaczego jesteśmy tylko w gaciach? – zdziwiłem się,
zastanawiając, co też mój brat musiał brać, że wymyśla takie rzeczy. – Zły sen?
– zapytałem, a on przymknął oczy i przez długą chwilę nie powiedział ani słowa.
- Tak, Bill. To niekończący się koszmar
– wyszeptał, a po jego policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. W końcu
zaczął szlochać.
- Tom? Co się dzieje…?
Wystraszył mnie. Co mu się stało?
Chciałem się dowiedzieć, o co chodzi, ale bliźniak po prostu zemdlał w moich
ramionach, sprawiając, że serce podeszło mi do gardła. Niemal w tej samej
chwili usłyszałem samochód wjeżdżający na posesję. Bez zastanowienia ułożyłem
brata na kanapie i pobiegłem, licząc na to, że ktoś nam pomoże. Krew prawie
odpłynęła mi z twarzy, gdy zobaczyłem przed domem sześciu uzbrojonych
policjantów i grupkę trzech… lekarzy? Starając się to jednak ignorować,
zbiegłem do nich, ile sił w nogach. Musiałem to zrobić dla niego.
- STÓJ! – krzyknął jeden ze
służbistów, mierząc do mnie z broni.
- Pomóżcie! Proszę! Mój brat… on…
leży tam nieprzytomny! Nie wiem, co robić… ratujcie go, proszę!
- Czy któryś z was jest uzbrojony? –
zapytał facet, na co ja prychnąłem rozwścieczony.
- Nie! Jest nieprzytomny! Pomóżcie…
Ał! – krzyknąłem, gdy niespodziewanie coś ukuło mnie w rękę. Wyglądało jak…
strzałka? Nie wiem. Nie… Nic… Nic nie pamiętam…
Obudziłem się w szpitalu. Ubrali
mnie w jakąś kretyńską piżamkę i czułem się tam, jak w więzieniu, szczególnie,
że jakiś policjant stał przy wejściu. W pomieszczeniu były jeszcze trzy łóżka,
prócz mojego. Dwa zajęte. Zastanawiałem się, którego z tych dwóch ludzi mają na
muszce. Tom jak zwykle wpadł na głupi pomysł i zaciągnął mnie na dach domku,
żeby popatrzeć na zachód słońca na tle jeziora. Mówiłem mu, że się połamię, ale
mnie nie słuchał. Simone mnie zabije…
Czekałem, aż ten cwaniak przyjdzie,
żeby uświadomić go, że zamierzam zwalić całą winę na niego. Ale nie przyszedł.
Nikt nie przyszedł.
- Doktorze? – odezwałem się, gdy ten
rozmawiał z pacjentem łóżko dalej. – Mój brat, Tom Kaulitz, był tutaj?
- Tom? A czemu pytasz?
- Muszę z nim porozmawiać –
rzuciłem, nie rozumiejąc, dlaczego facet w to wnika.
- Zaraz ci powiem, tylko opowiedz mi
najpierw, co pamiętasz – poprosił, a ja niemal poczułem, jak się rumienię.
- No… byliśmy w domku nad jeziorem.
Weszliśmy na dach i… – Całowaliśmy się. – Patrzyliśmy na zachód słońca.
Pośliznąłem się. Tom mnie złapał, ale… obudziłem się tutaj. Czy jednak
spadliśmy? Tom też tu jest? Ale nic mu się nie stało, prawda?
- Nie, Bill. Tom czuje się całkiem
dobrze, ale musimy wam zrobić najpierw kilka badań, w porządku? Potem
pomyślimy, co można zrobić, żebyście mogli się zobaczyć. Połóż się teraz,
pewnie jesteś zmęczony.
Otworzyłem oczy, bo niemal
szczękałem zębami z zimna. Było ciemno. Okropnie ciemno. Ktoś stał za drzwiami,
było go widać przez szybkę. Byłem… Byłem spięty pasami.
- Halo! Jest tu ktoś?! Tom! Tom, to
ty?
- Nie, Bill. To ja, doktor Heimn.
Pamiętasz mnie?
Doktor? Gdzie ja jestem? A Tom?
Byliśmy… w domku nad jeziorem…
Z
raportu policyjnego wynika, że Tom Kaulitz porwał swojego chorego brata, Billa
Kaulitza, ze szpitala psychiatrycznego. Oprócz tego wykradł ze szpitalnego
magazynu kilka rodzajów lekarstw, głównie uspokajających. Następnie włamali się
do jednego z domków nad jeziorem, w pobliżu własnego, gdzie przetrzymywał
swojego brata w jednym z pokoi, krępując go sznurem. Odnaleziono ślady, które
mogą świadczyć o tym, że dochodziło między nimi do intymnych zbliżeń. Po
miesiącu czasu, gdy doszło do aresztowania, Tom Kaulitz był nieprzytomny. Obu
braci przewieziono do szpitala rejonowego, skąd zostali przeniesieni do
szpitala psychiatrycznego. Tam specjaliści mają za zadanie określić, czy porywacz
był poczytalny podczas porwania.
Leżał w gabinecie doktora Heimna.
Wszystko tam było urządzone w ciepłych, przyjemnych dla oka kolorach. W
pomieszczeniu panowała względna cisza, pachniało łagodnym kwiatowym
odświeżaczem powietrza. Lekarz miał na sobie spodnie od garnituru i błękitną
koszulę. Okulary trzymał w przedniej kieszonce i zawsze zakładał nogę na nogę.
- Jak się czujesz? Możemy dziś
porozmawiać?
- Średnio – odparł Tom, ściskając
nerwowo palce lewej dłoni. – O czym chce pan rozmawiać? – zapytał, zapatrzony w
jeden punkt, zagryzając wargę.
- O domku nad jeziorem. O tobie i
twoim bracie. O jego chorobie… - zaczął ostrożnie, ale młody mężczyzna
zareagował gwałtownie, podnosząc się ze swojego miejsca. Wbił w niego wzrok,
jakby chciał zaprotestować, ale zaraz potem usiadł.
- To wszystko Ich wina. Nie chcieli
zostawić nas w spokoju. Obiecałem mu, że już nikt mi go nie odbierze, ale oni
robili z nim, co chcieli. Krzywdzili nas obu, a ja nie mogłem nic zrobić, bo
Bill też tam był. Bał się, gdy zostawiałem go związanego, żeby Oni nie zrobili
czegoś złego. Pojawiali się tak nagle, że… nie potrafiłem się zorientować.
- Rozumiem – odpowiedział lekarz,
przyglądając się uważnie pacjentowi, który wpatrywał się znów tylko w szybę
przed sobą. – Czy Bill zdawał sobie z „nich” sprawę?
- Bill…? – powtórzył półświadomie. –
On nie miał o niczym pojęcia. Wydawało mu się, że wyjechaliśmy do naszego
domku. Gdy wracał po tym, jak oni doprowadzali mnie do szału… Gdy znikał, kiedy
byliśmy tak blisko, a potem… - urwał, układając dłonie na swojej szyi. Na jego
lekko opalonej skórze wciąż widniały sine ślady dłoni jego bliźniaka i
wiedzieli o nich wszyscy, choć Tom bardzo uważał, żeby nie rzucały się w oczy.
Teraz był gotów sam dokończyć to, co zaczął jeden z Nich.
- Tom! Ocknij się! Słyszysz! – wołał
lekarz, potrząsając młodym mężczyzną, który zaciskał palce na własnej szyi.
- Oddajcie mi go! – wrzasnął na cały
głos, ogłuszając tym samym na chwilę doktora Heimna. – Oddajcie mi brata!
Do gabinetu wpadło dwóch rosłych
pielęgniarzy, którzy patrzyli niepewnie na mężczyznę, który trzymał
nieprzytomne ciało swojego pacjenta, osuwające się na podłogę.
- Co tak stoicie?! Pomóżcie mi! –
warknął. – Trzeba go ocucić. W takim tempie nigdy nie dowiemy się, co tam się wydarzyło.
- Przecież mówił pan, że z tym
drugim można normalnie porozmawiać.
- To bez sensu… - mruknął facet,
siadając za swoim biurkiem, gdy pielęgniarze zajęli się nieprzytomnym. – Nieważne,
ile razy bym mu powtarzał, nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie i dlaczego się
znajduje. I wciąż opowiada jakieś bzdety sprzed rozwoju choroby – stwierdził,
przecierając zmęczoną twarz. – To dwa najbardziej beznadziejne przypadki, z
jakimi się spotkałem.
- Czy to prawda, że wzajemnie wywołali
u siebie ten stan?
- Patrząc na to jak skomplikowane
były stosunki, które ich łączyły… to bardzo prawdopodobne.
- Więc dlaczego pan wciąż pozwala,
by spędzali razem czas? Nie powinni zostać od siebie odizolowani? – zdziwił się
pielęgniarz, ale starszy mężczyzna posłał mu tylko lodowate spojrzenie, jakby
chciał przypomnieć mu, kto tu jest specjalistą. Nie odpowiedział mu, ale nie
zależało mu specjalnie na tym, by wszyscy rozumieli jego postępowanie. On
wiedział, że bliskość to jedyne, co im pozostało. Nie mógłby odebrać im jedynej
siły, która trzymała ich przy życiu. Nadziei, która zapewniała, że niedługo
znów się zobaczą i razem będą popadać w coraz głębszą paranoję.
- Tom? - wyszeptałem cicho, wtulając się w ramiona
bliźniaka. – Boję się tego lekarza. Oni… byłem zapięty pasami. Nie mogłem się
ruszać… - dukałem, próbując sobie wyraźniej przypomnieć wydarzenia sprzed kilku
godzin.
- Nie przejmuj się, Bill. To taka
gra.
- Gra?
- Tak. Doktor Heimn wszystko mi
wyjaśnił. On zadaje pytania, ja odpowiadam. Daje mi zadania do wykonania, a gdy
już wszystko zrobię, mówi, że już na mnie czekasz. Potem jemy razem obiad…
- Zwariowałeś?! Musimy stąd uciec.
Te tabletki… Skąd wiesz, czym nas faszerują?
- Już ci wczoraj tłumaczyłem. Doktor
Heimn nawet pokazywał nam…
Patrzyłem na niego, nie rozumiejąc,
o czym mówi. Przecież jeszcze wczoraj byliśmy w domku nad jeziorem. Weszliśmy
na dach, spadliśmy z niego i trafiliśmy tutaj. To było podejrzane. Dlaczego
nikt z naszej rodziny się do nas nie odezwał? Dlaczego obudziłem się spięty
pasami?
Zaczęło robić się zimno. Tom
obejmował mnie ciasno, przyciskając co jakiś czas wargi do moich włosów, a ja czułem
narastającą panikę. Dlaczego to robił? I co robili tu ci wszyscy ludzie?
- Tom? Gdzie my jesteśmy? –
wyszeptałem konspiracyjnie, wywijając się z jego uścisku. – Mówiłem już, że nie
możesz się tak zachowywać. A szczególnie wśród ludzi. Jestem twoim bratem –
rzuciłem gorzko, patrząc na niego karcąco. Tom jednak spuścił tylko wzrok i
nawet nie drgnął. – Dlaczego tu jesteśmy? – zapytałem znowu, rozglądając się
wokół. Bliźniak spojrzał na mnie oczyma pełnymi łez i przymknął powieki,
pozwalając, by słone krople spłynęły po jego policzkach.
- Przyrzekłem. Przyrzekłem, że już
zawsze będę przy tobie. Bez względu na cenę – dodał cicho. Na jego twarzy
malował się mały niepoczytalny uśmiech.
to rzeczywiscie nie jest latwe opowiadanie i po czesci ja go wcale nie rozumiem, ale z tego wszystkiego zrozumialam tylko jedno. nie wazne co, blizniaki zawsze beda razem
OdpowiedzUsuńLubię opowiadania nad którymi trzeba się zastanowić.
OdpowiedzUsuńZgodnie z Twoją radą nie spieszyłam się, czytałam powoli i uważnie. Opowiadanie jest piękne pomimo beznadziejności sytuacji bliźniaków.
Ostatnie zdanie przeważyło szalę emocji i troszkę mi się popłakało, nie mniej jednak proszę o więcej takich perełek.
P.S
Skoro i Ciebie martwi ojciec Toma to ja od dziś żyję w strachu o chłopców. Mam złe przeczucia, a nie lubię ich mieć -.- Błagam Cię kobieto nie rób im zbytniej krzywdy bo umrę jak Boga kocham.
P.P.S
Seks nie musi być opisywany zbytnio dokładnie. Kto powiedział, że opisywanie stosunku słowo po słowie jest lepsze od delikatnego opisu namiętności? Ja osobiście preferuję drugą opcję, więc nic nie zmieniaj, pisz jak piszesz bo jesteś mistrzem < 3
Buziaki (:
O Boże. Przeczytałam i przez kilka minut wpatrywałam się tępo w ekran. To było... genialne. Jesteś niesamowita, uwielbiam Twoje opowiadania, Czoko. Czekam na więcej tego typu opowiadań!
OdpowiedzUsuńMasz rację, jesteś okrutna. To strasznie smutne opowiadanie. Ja zawsze wolę happy end . Co nie zmienia faktu że świetnie piszesz. Jesteś cudowna. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co mam powiedzieć. Po prostu piękne. Znów czuć moc Czoko.
OdpowiedzUsuńA co do tych scen seksu.. Robisz bardzo dobrze. To przecież nie pornografia. ;-)
Przeczytałam to opowiadanie wczoraj, jednak zdecydowałam się skomentować dziś, kiedy moje emocje trochę opadną.
OdpowiedzUsuńPierwsza rzecz - sam tytuł. Od razu wyczułam w nim coś złowrogiego, choć znam dziewczyny, którym te słowa kojarzą się raczej z całymi godzinami seksu w wyżej wymienionym domku, ale nie mnie. Na szczęście.
A poza tym to... Ten shot zwyczajnie mnie urzekł. Uwielbiam takie "psychiczne" teksty, nad którymi trzeba trochę pomyśleć. Skupiłam się na treści, tak jak kazałaś, i nie umknął mi nawet najdrobniejszy szczegół. Jestem już wprawiona w czytaniu tym podobnych opowiadań, bo takie mnie bardzo interesują i muszę przyznać, że to nie była trudny do ogarnięcia fabuła, wręcz przeciwnie - wszystko bardzo prosto składało się w całość.
Motyw psychiatryka i zakochanych (lub skrzywdzonych przez swoją miłość) jest tak objechany, mimo wszystko nie traci na swoim uroku. I to jest właśnie przykład tego, jak dobrze można wykorzystać tak schematyczny wątek.
Cieszę się, że napisałaś coś takiego. Trafiłaś w sam raz w moje gusta.
xx
Poerwsze co mi przyszło na myśl to 'Mechanik'. Przwebłyski świadomości, zapentlenie historii i niezrozumiały tok wydarzeń.
OdpowiedzUsuńMatko, płakałam czytając to opowiadanie. Jest trudne i nie wiem czy je odebrałam tak jak autorka miała w zamyśle. Jedyne co wciąż krąży po mojej głowie to: niesamowity jednopart.
OdpowiedzUsuńCzarnaOwca1313