środa, 24 lipca 2013

[15/22] Shelter

Witajcie! Na razie nowa notka, potem będzie edit, to pomarudzę :D.
\EDIT\
Miało być wczoraj, ale wczoraj byłam taaakaaa leniwa. To i tak cud, że udało mi się wrzucić ten odcinek, bo oczywiście Czokuś leniuch spał do południa, był umówiony i nie zdążył wczoraj nic zrobić.
Cóż, patrząc na ten odcinek - dobry poranek nie zawsze musi oznaczać dobry dzień, jak widać na załączonym obrazku. Spamowałam o tym, że Bill wreszcie coś o sobie powie - i oto jest! Ale powiem Wam w tajemnicy, że to jeszcze nie wszystko ;3
Nie lubię wstawać przed ósmą. Bardzo nie lubię. Więc odpuszczę sobie już to bezsensowne marudzenie i MOŻE za coś się wezmę. I pamiętajcie - nie znacie dnia ani godziny, gdy Czokuś wpadnie na diaboliczny plan pozostawienia po wszystkim tylko prochów ;3.
Yoł!

Wasza Czokoladka ;).




Cześć 14.

            Tego dnia siedząc za biurkiem przy tonach umów, papierków i jeszcze setce zaległych prac, zdałem sobie sprawę, że zostałem pozbawiony resztek silnej woli i rozsądku. Chciałem udowodnić znajdzie, że ja też potrafię być okrutny, ale on po prostu pozbył się wszystkich możliwych argumentów moją własną bronią. Gorzej. Moją własną koszulą, która była przyduża i wisiała na nim, sprawiając jednak, że wyglądał w niej jak najwspanialszy cud świata, uśmiechający się do mnie niewinnie, oblizujący słodkie palce i kompletnie ignorujący to, że na niego patrzę. I nie mogę przestać. Obezwładnił mnie doszczętnie i doprowadził do tego, że trafiłem do firmy dopiero po przerwie na lunch. Na dodatek tylko dlatego, że to ON MNIE WYGONIŁ, bo sam zamierzałem akurat odpocząć i położyć się spać. Boże, co ja robię ze swoim życiem? Dostał to, czego chciał i wrócił do swoich spraw. Tak, wiem, bo odwoziłem go do centrum i znowu nie chciał nic powiedzieć o miejscu, do którego się wybiera. Zwyczajnie zamknął mi usta pocałunkiem i zniknął, zanim zdążyłem się upewnić, czy nikt tego nie widział. Skurkowaniec.
            - Tom? W trzecim dziale brakuje dokumentacji od… - Andreas przerwał najwyraźniej w momencie, gdy zobaczył bajzel na moim biurku, a ja tylko zazgrzytałem zębami.
            - Puka się, do cholery – warknąłem, odkładając kolejną kartkę do teczki.
            - Co z tobą? – zapytał zaskoczony. Właściwie wcale mu się nie dziwiłem. U mnie nigdy nie było bałaganu. Wszystko miałem przygotowane dzień na przód. Mój brat nie miał też zwykle zbyt wiele roboty, bo wszystko dokładnie sprawdzałem przed wypuszczeniem dalej. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, ile przez ostatni miesiąc narobiłem sobie zaległości, a drugie tyle popełniłem błędów. – Ojciec wyklina na mnie jak najęty, bo nie nadążamy z robotą, a ty sobie robisz urlop. Rano byłeś jakiś weselszy – rzucił podejrzliwie, a ja musiałem się powstrzymać, żeby nie przyznać mu racji.
            - Zamknij się. Po prostu pomóż mi znaleźć to, czego potrzebujesz i zejdź mi z oczu – rzuciłem zimno, posyłając mu mordercze spojrzenie.
            - Uuu… Ktoś ci podpadł. Znam? Chyba nie Bill, co? – zapytał, a ja podniosłem się ze swojego fotela. – Dobra, już. Dokumenty… Może ci z tym trochę pomogę?
            - Nie trzeba – mruknąłem i zaczęliśmy szukać potrzebnych papierów.
            Andy zrozumiał moją niemą groźbę i nie ważył się więcej przyjść do mojego gabinetu. Zamiast tego przysyłał swoją asystentkę, której wlepiłem tego dnia naganę i dałem lekcję dobrego zachowania, jakie obowiązuje wśród współpracowników WYŻSZEGO i NIŻSZEGO szczebla. Przez chwilę nawet było mi jej szkoda, bo wyszła ode mnie ze łzami w oczach, ale dzięki temu już nikt nie odważył się mnie irytować. I bardzo dobrze, bo pół firmy zostałoby ukarane, a gdybym jeszcze wystawił komuś dyscyplinarne zwolnienie, ojciec chyba by mnie przechrzcił. Już kiedyś się to zdarzyło.
            W końcu udało mi się zrobić wszystko. Naprawdę wszystko. Jedynym posiłkiem do tej pory była mi kawa, a na widok wschodzącego za oknem słońca, dochodziłem do wniosku, że właściwie nie było sensu wracać do domu. Za cztery godziny na moim biurku miały znaleźć się kolejne dokumenty, a za pięć powinienem stawić się na spotkaniu biznesowym, o którym jeszcze nic nie wiedziałem. Wreszcie jednak podniosłem się, żeby zanieść ostatnie dokumenty i po drodze na korytarzu natknąłem się na swojego brata. Zamrugałem i otarłem ręką zaspane oczy, ale on wciąż tam był i gapił się, jakby to moja obecność była tu niespodzianką.
            - Czego tu? – mruknąłem, na co on tylko prychnął.
            - Jeszcze się pytasz?! Od kilku godzin wszyscy cię szukają! To znaczy ja i Bill. A ty sobie robisz hotel ze swojego gabinetu?
            - Bill? – mruknąłem, jakbym nie zrozumiał, choć bardziej zdziwiło mnie, że Andy miał czelność mówić mi o spotkaniu z nim w godzinach nocnych, jakby kompletnie nie obawiał się, że mogę go zabić. Nawet jeśli byłem zmęczony.
            - No, Bill! A kto inny mógłby tak bardzo przejąć się tym, że cię nie ma? Osobiście uważam, że to tylko twoja sprawa, ale uparł się – rzucił na koniec, przewracając oczyma. Tymczasem ja zakląłem głośno, zostawiłem teczkę na biurku asystentki, po czym wyminąłem brata. Fakt. Kazałem nikogo ze mną nie łączyć, a komórka rozładowała mi się pod wieczór. Byłem zbyt zajęty, żeby się nią zająć. – Czekaj! Gdzie idziesz? – zawołał za mną Andreas. – Bill czeka na dole w moim aucie.
            - Od kiedy ty prowadzisz? – rzuciłem, jakby w tym wszystkim właśnie to było najdziwniejsze. Naprawdę musiałem być mocno zmęczony.
            - Po prostu chodź za mną!
            Nim dotarliśmy do windy, rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie. Nie będzie mi szczyl odzywał się takim tonem. A już na pewno nie wtedy, gdy jestem zły, zmęczony i mam ochotę go skrzywdzić. Na dodatek przez całą drogę do jego auta, które szczerze widziałem chyba po raz pierwszy, nie robił nic prócz głupawego uśmiechania się. Niespecjalnie mi się to podobało. Niemal podbiegł do drzwi pasażera, gdy te zaczynały się otwierać i wyłonił się zza nich czarnowłosy.
            - Mówiłem, że go znajdę. Nie ma zbyt wielu miejsc, w których ten… mój brat mógłby ukrywać się w środku nocy – stwierdził rozbawiony, ale ja tylko zatrzymałem się kilka kroków za jego plecami z rozdrażnieniem, które musiało malować mi się na twarzy, bo Bill natychmiastowo się zarumienił.
            - Dzięki, Andy – odezwał się cicho, po czym podszedł do mnie na bezpieczną odległość. W chwili, gdy oblizałem spierzchnięte wargi, zdałem sobie sprawę, jak bardzo denerwuje mnie obecność brata. Gdyby go tam nie było, prócz nas dwóch parking byłby pusty. Chciałem skosztować ust znajdy, ale wyglądało na to, że muszę obejść się smakiem. – Hm… czemu… nie dałeś znać, że zostajesz w firmie? – zapytał mnie ostrożnie, najwyraźniej uważając na słowa. Szkoda tylko, że ze względu na Andreasa, nie na mnie.
            - Zapomniałem – uciąłem krótko. Owszem, mógłbym mu to wyjaśnić, ale po co? Taka była prawda. Byłem skupiony na skończeniu tego, jak najprędzej i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby informować go o tym, że nie wrócę zbyt prędko.
            - Widzisz? Mówiłem, że nie ma się czym martwić – wtrącił się Andy, otwierając z powrotem drzwi swojego samochodu. – Możemy już jechać?
            - Możemy – warknąłem, wyciągając z kieszeni marynarki kluczyki od swojego auta, mając nadzieję, że zrozumie moją delikatną sugestię. Nie zamierzałem o tej porze pozwolić mu zabrać mojej znajdy.
            - No, ale… Bill mi coś obiecał – oznajmił, przenosząc wzrok na czarnowłosego, który zrobił głupią minę.
            - Porozmawiamy innym razem, musimy odpocząć – wykręcił się, jak mi się wydawało, unikając jego wzroku. Nie wiedzieć dlaczego, nie spodobało mi się to.
            Właściwie mój upierdliwy brat nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Po prostu wyminąłem go i udałem się w odpowiednie miejsce parkingowe, upewniając się, że czarnowłosy idzie za mną. Pożegnał się tylko z Andreasem i chwilę później do mnie dołączył. Nie miałem ani siły, ani cierpliwości, co dopiero mówić o chęci na bycie miłym i uprzejmym. Gdy tylko obaj zajęliśmy swoje miejsca w samochodzie, odpaliłem silnik i ruszyłem z parkingu z piskiem opon. Bill od razu przypomniał sobie o niezapiętych pasach bezpieczeństwa i złapał się kurczowo uchwytu przy drzwiach. Mimo tak późnej lub raczej wczesnej pory, ulice wciąż nie były puste, więc i tak wreszcie musiałem zwolnić. Uznałem przy okazji, że mam bliżej do swojego apartamentu, niż do mieszkania, a myślałem już niemal wyłącznie o miękkim łóżku.
            - Możesz mi coś wyjaśnić? – odezwał się w międzyczasie znajda. Nawet nie drgnąłem, ale najwyraźniej nie spodziewał się tego. – Dlaczego to ty zachowujesz się, jakbyś był zły, podczas kiedy to ja czekałem na ciebie cały dzień i całą noc, nie zmrużyłem oka, bo ty ZAPOMNIAŁEŚ? – rzucił na koniec wymownie. Niemal uśmiechnąłem się, słysząc irytację w jego głosie. Mimo to westchnąłem z niezadowoleniem, zanim coś powiedziałem.
            - Przepraszam, byłem zajęty – mruknąłem, zerkając na niego przez krótką chwilę, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć zaskoczenie na jego twarzy. Uśmiechnąłem się na moment, a potem znów przybrałem swoją wściekłą minę. – Niemniej obiecałeś coś mojemu bratu, a on nigdy nie zgadza się na coś takiego bez korzyści. Tym samym nie podoba mi się to.
            - Chciał poważnie porozmawiać – rzucił czarnowłosy, krzywiąc się nieco. Odwróciłem od niego spojrzenie, bo musiałem wjechać do garażu. Ziewnąłem przeciągle, ale wreszcie zatrzymałem się, pocierając zmęczoną twarz. – W każdym razie powiedziałem, że najpierw muszę znaleźć ciebie, no i… - Wzruszył na koniec ramionami, a ja po raz kolejny ziewnąłem. – Gdzie jesteśmy? Mieliśmy jechać do domu – stwierdził niepewnie, gdy jako pierwszy wysiadłem bez słowa z auta, a on do mnie dołączył.
            - Apartament był bliżej – stwierdziłem krótko, rozcierając sobie kark. Byłem niemożliwie obolały.
            - Ale mówiłeś… - urwał wpół zdania, jakby nie był pewien, czy jestem pewien swojej decyzji. Byłem może zmęczony, ale nie głupi. Przynajmniej tak mi się wydawało.
            - Bill, wiem, co robię. Chodź – powiedziałem, wyciągając do niego dłoń. Spojrzał na nią zaskoczony, a potem z lekkim uśmiechem podał mi swoją. Wsiedliśmy razem do pustej windy i wjechaliśmy na ósme piętro, gdzie znajdował się mój apartament. Otworzyłem drzwi i zamknąłem je za naszymi plecami, po czym jednym guzikiem zasłoniłem wszystkie okna i na koniec zapaliłem światło. Po chwili usłyszałem tylko głośne westchnienie czarnowłosego.
            - Wiesz… dotąd sądziłem, że tamto mieszkanie jest bogate, ale… - urwał, rozglądając się.
            - Nie czujesz się tu dobrze? – zapytałem, rzucając na bok swoją torbę i marynarkę.
            - Trochę nieswojo – przyznał, wchodząc nieśmiało do salonu.
            - Przywykniesz – stwierdziłem, od razu rozpinając koszulę w drodze do łazienki. – Idę wziąć szybki prysznic, a potem kładę się spać. Ty też powinieneś – rzuciłem jeszcze i miałem właśnie zamknąć za sobą drzwi, gdy znajda stanął w nich, skutecznie mi to uniemożliwiając.
            - Jadłeś coś? – zapytał, mrużąc groźnie oczy. W odpowiedzi mój żołądek wykonał ze dwa przewroty na samą myśl o ciepłym posiłku. – Tak właśnie myślałem. Weź kąpiel – powiedział, zaglądając na wszelki wypadek do łazienki, żeby upewnić się, że jest tam wanna. Była. Wielka wanna, którą naprawdę uwielbiałem i spędzałem w niej czasem długie godziny, włączając sobie funkcję hydromasażu. Tylko, że oprócz tego w mojej łazience znajdował się spory prysznic, dwie duże umywalki z lustrami zajmującymi niemal całą ścianę, no i telewizor. Duży telewizor. Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że Billowi może się to spodobać. Wiele rzeczy w tym apartamencie mogłoby mu się spodobać. Na przykład kuchnia lub moja sypialnia, która do pięt nie dorastała tamtemu średniemu pomieszczeniu w mieszkaniu. – Ja zrobię coś do jedzenia i przyniosę ci, dobrze?
            - Jestem wykończony…
            - Proszę? – rzucił, przyciskając się do mnie, a mi skończyły się właśnie argumenty. Najpierw poszedłem przez niego zbyt późno do pracy, a teraz jeszcze nie zamierza pozwolić mi się położyć. – Zaraz po kąpieli pójdziemy spać, a teraz po prostu się odpręż – stwierdził, po czym musnął delikatnie moje wargi i uciekł w poszukiwaniu kuchni.
            Przez chwilę nawet patrzyłem, jak krząta się po salonie, ale szybko znalazł odpowiednie pomieszczenie. Normalny ja miałby gdzieś jego prośbę i rypnąłby się do łóżka najchętniej bez odwiedzania łazienki, ale nowy ja nie mógł oprzeć się wannie pełnej ciepłej wody, przyjemnie pachnącym olejkom i smacznemu posiłkowi, który znajda miał mi zaraz dostarczyć. No i tym razem to ja miałem leżeć nagi, a on żałować, że muszę zaraz zmykać przespać się do rana. Taki był plan.
            Po niespełna dwudziestu minutach w wannie, właściwie już spałem. Szybko jednak dotarł do mnie dźwięk otwierania i zamykania drzwi od łazienki. Leniwie podniosłem powieki i spojrzałem w tamtą stronę, o mało nie dławiąc się powietrzem. I bynajmniej nie była to sprawka pięknego zapachu, który unosił się z talerza. Bill właśnie stawiał przy mnie posiłek oraz szklankę z sokiem pomarańczowym, będąc w fartuszku. Samym fartuszku.
            - Wybacz, że tak długo. Musiałem zorientować się, gdzie co jest. Ta kuchnia jest chyba lepiej wyposażona, niż ta, w której pracowałem – stwierdził wesoło, siadając nagimi pośladkami na szerokim oparciu wanny. I jak ja niby miałem mieć cierpliwość do tego chłopaka?!
            - I dlatego jesteś goły?
            - Właściwie oblałem się sosem… - rzucił z głupią miną, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec. Przez chwilę pomyślałem, że może mówić prawdę, ale w jaki sposób ubrudził również bieliznę? – W każdym razie, smacznego. Ja dotrzymam ci towarzystwa – dodał, podsuwając mi sztućce.
            W końcu, nie mówiąc już nic, zabrałem się za jedzenie. Po całym dniu na śniadaniu i kawie, miałem wrażenie, że to najsmaczniejsza potrawa na świecie, a nie coś przygotowanego na prędce. Całość szybko zniknęła z talerza, nawet pomimo rozpraszającego mnie czarnowłosego, który niedługo po tym, jak zacząłem jeść, rozwiązał fartuszek i przez chwilę siedział przede mną całkiem nagim, a na koniec wsunął się do wody naprzeciwko mnie. Z jednej strony nie miałem nic przeciwko wspólnym kąpielom, ale i tak już ledwie nad sobą panowałem. Na dodatek głównie dlatego, że byłem po prostu kompletnie wypruty z sił. Patrzyłem tylko, co robi, gdy po zjedzeniu odkładał mój talerz w bezpieczne miejsce. Spojrzał na mnie zadowolonym wzrokiem, jakby tylko na to czekał cały dzień i noc, po czym wylał sobie na rękę trochę żelu do kąpieli i przysunął się bliżej. Jego delikatne dłonie sunęły niespiesznie po skórze mojego torsu i brzucha, zostawiając na nim śliską, błyszczącą warstwę. Odchyliłem lekko głowę do tyłu, napawając się jego dotykiem. Kiedy już mnie opłukał, minęła chwila zanim zorientowałem się, że z wanny zaczyna ubywać wody. Rzuciłem mu pytające spojrzenie, ale on tylko uśmiechnął się i po chwili zatrzymał spływ. Na jego dłoni znów pojawiła się niewielka ilość żelu, ale tym razem nawet nie patrzyłem, co on zamierza z tym zrobić. Wystarczająco ponosiła mnie wyobraźnia, na dodatek wcale się nie pomyliłem.
            Jęknąłem nieco głośniej niżby należało, gdy nagle poczułem, że rosnę w jego rękach. Wyglądało na to, że Bill nigdy nie zamierzał dać za wygraną. A ja najwyraźniej nie potrafiłem mieć przy nim silnej woli. W tamtej chwili już niemal wyobrażałem sobie, jak się w niego wślizguję… Przynajmniej do chwili, gdy fala wody wywołana przez jego dłoń nie spłukała ze mnie całego żelu. Zdążyłem tylko pytająco na niego spojrzeć, zanim nachylił się i polizał mnie tam czubkiem języka…
            Serio, nie spodziewałem się, że z nas dwóch to Bill będzie tym wiecznie nienasyconym.

            Właściwie ledwie pamiętam, jak dotarłem do łóżka. Chyba w życiu jeszcze nie byłem tak pozbawiony sił i bezbronny. Byłbym gotów oskarżyć znajdę o to, że zrobił to naumyślnie, ale nie miałem na to energii. Kiedy czarnowłosy doczłapał się do mojej sypialni tuż po tym, jak sam porządnie się umył, miał minę, jakby żałował, że zabrał się do zabawy już w łazience i nie będzie miał okazji wypróbować mojego wielkiego łóżka. No, a przynajmniej nie do takich celów. W żadnym wypadku nie mogło być mowy o wcześniejszym wstaniu lub spóźnieniu się do pracy, choć nie byłem pewien, co zrobię, gdy rano po raz kolejny coś odciągnie mnie od mojego zdrowego rozsądku.
            Okazało się jednak, że Bill tego ranka był wyjątkowo wspaniałomyślny. Obudził mnie zapachem omletów na słodko i pysznej czarnej kawy. Sam był już w pełni ubrany i jakby tego brakowało, przyniósł ze sobą teczkę z dokumentacją, którą miałem przejrzeć przed spotkaniem w firmie. Widząc to, zrobiłem tylko głupią minę. W pierwszej chwili oburzyłem się, że grzebał w mojej prywatnej torbie, ale zaraz potem zacząłem się zastanawiać, skąd wiedział, że będę tego potrzebował?
            - Co to jest? – zapytałem, machając mu przed nosem teczką.
            - Pół godziny temu próbowałem cię obudzić i wtedy zacząłeś coś mówić o dokumentach, jakimś spotkaniu, a potem powiedziałeś, że masz wszystko w torbie, no i… Pomyślałem, że możesz sobie to na spokojnie przejrzeć przy śniadaniu – stwierdził nieco speszony, po czym usiadł na skraju łóżka, tuż obok mnie. – Jesteś zły? Nikt nie lubi, gdy mu się grzebie w rzeczach, no, ale…
            - Nie tłumacz się – przerwałem mu wreszcie. Oczy wciąż mi się zamykały ze zmęczenia, a miałem jeszcze trochę ponad godzinę na trafienie do firmy. – Dzięki – rzuciłem w końcu, nawet na niego nie patrząc.
            - Tom, a… - zaczął, ale przerwał na chwilę, widząc moje znaczące spojrzenie, które podniosłem znad talerza. – Znaczy… wybieram się dziś znów do centrum – oznajmił, przygryzając najwyraźniej nerwowo wargę. Wpatrywałem się w niego przez chwilę bez słowa, ignorując chłodną złość, która od razu się we mnie pojawiła. – Wiem, że stąd to niedaleko…
            - Więc o co chodzi? – mruknąłem, nie rozumiejąc, po co mi to powiedział. Chciał mnie zirytować z rana, żebym szybciej się rozbudził? Kiepski pomysł. Dopiero po chwili coś do mnie dotarło. – No, dobra. Masz jakieś konkretne plany? – zapytałem jak zwykle, mając cichą nadzieję, że o to właśnie mu chodziło.
            - Tak, ja… wybieram się do kliniki, w której leży moja matka – wydusił z siebie wreszcie i dopiero wtedy moje oczy otworzyły się szeroko, kompletnie zapominając o niewyspaniu.
            - Twoja… matka? – powtórzyłem po nim, na co on pokiwał tylko głową, pozwalając by kilka kosmyków włosów zasłoniło mu twarz. – Co jej jest?
            - Cóż… - rzucił, uśmiechając się nieco niezręcznie pod nosem. – Powiedzmy, że to skutki jej wcześniejszego życia: alkohol, narkotyki, seks z kim popadnie… Miałem do niej ogromny żal za te wszystkie lata, ale… może to śmieszne mówić, że teraz się zmieniła, bo na dobrą sprawę wiem, że nie miała innego wyjścia. Mimo wszystko to moja jedyna rodzina – stwierdził, podnosząc na mnie niepewnie wzrok. – Przepraszam, że wcześniej ci o tym nie powiedziałem…
            Wpatrywałem się w niego, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Bynajmniej nie interesowało mnie już zaglądanie do teczki. Bill zaczął mi mówić o sobie i mój zdrowy rozsądek wyparował. Poza tym po jego słowach sam poczułem jakiś nieprzyjemny ucisk w żołądku. W końcu wziąłem się za swoje śniadanie, zastanawiając się nad jego słowami.
            - Mogę wam jakoś pomóc? – zapytałem wreszcie, odkładając widelec na bok, ale on pokręcił przecząco głową. Czasami zapominałem, że nie wszystko da się załatwić pieniędzmi.
            - Wystarczy, że i tak pomogłeś mi. Nie odwdzięczę ci się za to do końca życia – stwierdził, uśmiechając się teraz już bardziej pogodnie. Tylko ja wtedy poczułem się nieco, jakby cała ta szopka, a szczególnie ostatnie dni były tak naprawdę jego sposobem na podziękowanie. Wcale mi się to nie spodobało. Spojrzałem na niego wymownie, gdy splótł ze sobą palce naszych dłoni. Farsa czy nie farsa, to i tak nie miało większego znaczenia. Ojciec wykastrowałby mnie, gdyby dowiedział się, że kręcę z chłopakiem, a nie mogłem przez całe życie go spławiać. Chciał wnuka, który mógłby przejąć w przyszłości firmę. – Dałeś mi nadzieję – odezwał się po chwili znowu czarnowłosy, wyrywając mnie z tych niekoniecznie przyjemnych myśli. – Ja… musiałem zrezygnować ze studiów po tym, jak przyłapali mnie z wykładowcą – przyznał się i dopiero wtedy zauważyłem rumieńce na jego policzkach.
            - Z wykładowcą…? – zdziwiłem się, przez chwilę nie rozumiejąc, ale to przecież było oczywiste. Znajda był przecież gejem nie od wczoraj. Odchrząknąłem nieco i machnąłem ręką na znak, żeby to zignorował.
            - Ojca nigdy nie znałem. Nie pamiętam, żeby matka kiedyś pracowała. Nie chciała mi nigdy powiedzieć, od kogo dostaje pieniądze na nasze życie i na moje studia. Wiem tylko, że kiedy skreślono mnie z listy studentów, ten ktoś się o tym dowiedział, bo przelewy były niższe o czesne, które płaciłem. Na początku sądziłem, że namówię ją na odwyk. Zawsze czekałem, aż wytrzeźwieje, żeby z nią porozmawiać, ale wtedy była najczęściej na kacu, wściekła… i szła dalej pić – powiedział, opadając bezwładnie na łóżko. Nie patrzył w moją stronę. Wbił oczy w sufit i wydawało mi się, że walczy ze swoimi myślami. Ja tylko siedziałem i wpatrywałem się w niego, nie mogąc pozbierać myśli. Nie spodziewałem się, że Bill tak nagle zacznie mówić, ale w końcu kiedyś mi to obiecał. Miał sam wszystko mi opowiedzieć. – Potem było coraz gorzej. Była agresywna i zła na mnie, bo najwyraźniej ściągała z kogoś na moje studia więcej iż powinna. Nie potrafiłem podnieść na nią ręki czy choćby jakoś ją powstrzymać, więc… po prostu uciekłem. Udało mi się znaleźć pracę w restauracji. Z początku miałem robić na zmywaku, ale zaprzyjaźniłem się z synem właściciela, który był kucharzem. Powiedział kiedyś ojcu, że mam do tego smykałkę i dostałem awans – stwierdził, a przez jego twarz przebłysnął cień uśmiechu. – Ale potem znów popełniłem ten sam błąd, co na uczelni. Michael był dla mnie naprawdę wspaniały, wyrozumiały… Przede wszystkim miał dziewczynę – rzucił, po czym zaśmiał się i przymknął lekko oczy. – Wiedział o mnie wszystko, nie potępiał mnie, dlatego powiedziałem mu też, że… stał się dla mnie ważny. Nigdy się do niego nie zbliżyłem, przynajmniej nie tak, jak wtedy tego chciałem, ale przytulał mnie, gdy byłem przygnębiony i zawsze dostawałem buziaka w policzek na pocieszenie. Strasznie się przy tym krępował, ale przez to zawsze zapominałem o troskach. Możliwe, że do dziś odłożyłbym już wystarczająco pieniędzy na własne mieszkanie…
            - To nie pracowałeś tam kilka lat? – zapytałem, mrużąc oczy. Wiem, że to nie była najważniejsza kwestia, ale wydawało mi się, że kiedyś mówił mi coś takiego.
            - Od łepka dorabiałem w restauracjach – wyjaśnił mi spokojnie, w ogóle nie przejmując się tym, że mu przerwałem. Od razu więc zamilkłem i słuchałem dalej, choć wątek Michaela wcale nie był dla mnie zbyt przyjemny. To tak, jakby mój chłopak opowiadał mi o tym, jak bardzo kochał swojego byłego. Zresztą, kiedy przyszło mi to do głowy, zacisnąłem tylko mocniej zęby. Na dobrą sprawę sam nie wiedziałem, jak można by nazwać to, co było między nami. – W każdym razie właścicielowi restauracji nie bardzo podobała się nasza bliska przyjaźń, a potem do restauracji przyszli ludzie, z którymi studiowałem. Wywołali awanturę, twierdząc, że nie będą jedli czegoś, co przygotowała ciota, bo nie wiadomo, czego używałem zamiast przypraw – mówił, krzywiąc się. -  Oczywiście Michael przybiegł, żeby mi pomóc i uznali, że jesteśmy razem i… - urwał, zagryzając dolną wargę. Przez moment, gdy na niego patrzyłem, myślałem, że zaraz zobaczę spływającą po jego brodzie krew, ale nawet się nie ruszyłem. Nie mogłem po prostu uwierzyć, że ludzka głupota wciąż osiąga tak wysoki poziom. Nie miałem pojęcia, co zrobić, gdy po jego twarzy zaczęły płynąć łzy. – Pobili go na moich oczach. Nie mogłem nic zrobić, po prostu stałem jak sparaliżowany i patrzyłem, jak go tłuką. Dopiero po jakimś czasie właściciel przybiegł z policją… - powiedział, pociągając nosem. – Na szczęście Michaelowi nic poważniejszego się nie stało. Był poobijany i założyli mu w szpitalu kilka szwów… a ja wyleciałem na zbity pysk, bo ktoś powiedział, że sprowokowałem tych… ludzi. Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda, a jednak jego ojciec nie chciał mnie widzieć na oczy. Próbowałem potem dzwonić do Michaela, porozmawiać z nim, ale odebrał tylko raz. Jedynie po to, żeby mnie przeprosić, bo ojciec zmusił go, żeby zerwał ze mną wszelki kontakt. Całą sprawę opisała jakaś gazeta, ale później nie chcieli mnie przyjąć już w żadnej restauracji – urwał, podnosząc się do siadu. Przyglądałem mu się bez słowa, jak ocierał twarz i brał głęboki oddech, bojąc się, że mógłbym choć przez chwilę poczuć ten sam smutek, który widziałem w jego oczach. W końcu to on spojrzał na mnie i wiedziałem, że nigdy więcej nie chcę słyszeć całej tej historii. Nigdy więcej nie chciałem widzieć go tak smutnego. – Potem trafiłem na ogłoszenie, w którym jakiś facet szukał pomocy domowej, ale to było jak wpadnięcie z deszczu pod rynnę. Kiedy przyszedłem na rozmowę o pracę, doskonale wiedział, kim jestem. Mydlił mi oczy wysokim wynagrodzeniem, własnym pokojem z balkonem i wszelkimi udogodnieniami, a ja już na drugi dzień się do niego wprowadziłem. Wcześniej sypiałem gdzieś po klatkach, obłożony swoim bagażem, którego i tak nie było wiele. Nie chciałem wydawać pieniędzy, zbierałem je już tak długo. Ale już pierwszej nocy… zastał mnie w kuchni… - znów przestał na chwilę mówić i tym razem zrobiło mi się zimno, gdy zajrzał mi prosto w oczy. Przez myśl przebiegło mi, że ja też zaszedłem do w kuchni, kiedy sądził, że będę chciał go wykorzystywać. – Zastraszył mnie. Mówił, że jeśli nie będę się słuchał, to wynajmie ludzi, przy których on jest łagodny jak owieczka. Twierdził, że ma znajomości w policji, więc po prostu mam się zamknąć i… rozbierać się do naga…
            - Bill – nie wytrzymałem wreszcie i wyciągnąłem rękę, żeby go do siebie przyciągnąć, ale on odsunął się ode mnie. Zauważyłem, że zawstydziło go to, że nie dał mi się dotknąć, ale szybko odwrócił wzrok. – Nie musisz mi tego mówić, skoro to dla ciebie takie trudne – stwierdziłem, choć prawda była taka, że sam nie mogłem już tego słuchać. Odechciało mi się kompletnie jeść, ale on pokręcił przecząco głową.
            - Obiecałem ci, że wszystko opowiem – powiedział dość spokojnie, chociaż po wyrazie jego twarzy widać było, że powstrzymuje się przed szlochem. – Gwałcił mnie przez cztery noce pod rząd, a na całe dnie zamykał w pokoju na poddaszu, gdzie wprawdzie znajdował się niewielki balkon, ale nie dało się go otworzyć. Uciekłem od niego piątej nocy, gdy tylko zostawił mnie na chwilę samego tuż przed tym, jak chciał znowu… W holu wciąż były moje buty i płaszcz, nic więcej nie zdołałem zabrać. Chciałem tylko uciec jak najdalej. Myślałem, że umarłem, gdy kolejnego dnia obudziłem się gdzieś w zaspie przy ulicy. Nie miałem, co z sobą zrobić, więc po przegłodowaniu całego dnia poszedłem do noclegowni, ale inni bezdomni wykopali mnie stamtąd, sądząc, że sobie z nich kpię. W końcu trafiłem do parku i tam… znalazłeś mnie ty – skończył opowieść i westchnął głęboko. – Zabrałeś mnie stamtąd, gdy już było mi wszystko jedno, co się ze mną stanie. Po tym jak… wściekłeś się, gdy sądziłem, że chcesz mnie wykorzystać… z każdym kolejnym dniem zacząłem wierzyć, że jest jeszcze dla mnie nadzieja. Chociaż  na początku naprawdę się nieco się ciebie bałem – dodał na koniec, uśmiechając się przez łzy.
            Mnie za to coś porządnie ścisnęło w żołądku. Nigdy więcej. Obiecałem sobie, że osobiście zabiję osobę, która doprowadzi moją znajdę do płaczu.
            - Przepraszam, że przeze mnie musiałeś sobie to wszystko przypominać – odezwałem się nieco zachrypniętym głosem, ale nie ruszyłem się w jego stronę. Nie po tym, jak poprzednio się odsunął.
            - Chciałem, żebyś wiedział. Po wszystkim, co dla mnie zrobiłeś, należało ci się poznać prawdę. I teraz przynajmniej rozumiesz. Prawda…? – zapytał na koniec niepewnie, ale nie odpowiedziałem mu od razu.
            Czy rozumiałem? Nie. Nie rozumiałem, jak to jest wychowywać się z taką matką, nie rozumiałem, co to znaczy być obrażanym i pomiatanym. Nie rozumiałem, jak ktokolwiek mógł choćby pomyśleć o zrobieniu krzywdy komuś takiemu jak moja znajda. Ambitny, pilny, pracowity, taki… po prostu kochany. Zanim zdążyłem pozbierać myśli, czarnowłosy zdążył zblednąć i teraz patrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma. Dopiero po chwili sam doszedłem do siebie, domyślając się, że czeka, aż mu przytaknę. Nie mogłem uwierzyć, że po tym wszystkim bał się, że go teraz odepchnę. Owszem, nie byłem szczęśliwy, że wspominał mi o swoim partnerze wykładowcy, kumplu, w którym był zakochany czy jakimś dziadzie, który go krzywdził, ale to wciąż była moja znajda. Westchnąłem ciężko.
            - Nie, Bill. Kompletnie nie rozumiem ludzkiej głupoty – stwierdziłem w końcu, wyciągając do niego rękę. Przez chwilę się wahał, ale zaraz potem chwycił ją, więc odsunąłem tacę ze śniadaniem i dokumenty, po czym przyciągnąłem go do siebie. Po jego opowieści sam czułem się na tyle źle, że nie obchodziła mnie praca. Po prostu chciałem go przytulić, kołysać w swoich ramionach i powtarzać, że będzie dobrze i nigdy nie pozwolę nikomu go skrzywdzić. Jakkolwiek moje własne słowa i pragnienia w tamtej chwili wydawały mi się złudne, chciałem dać temu chłopakowi poczucie bezpieczeństwa i szczęście, na które z pewnością sobie zasłużył, przechodząc przez to wszystko i wciąż mając wiarę w ludzi. Nawet jeśli pierwszą osobą, która naprawdę wyciągnęła do niego pomocną rękę, był ktoś tak trudny jak ja.

            Chciałem, żeby zapomniał o tym wszystkim. Chciałem móc dać mu nowe życie.

10 komentarzy:

  1. Ojej.... ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, totalnie mnie zatkalo.
    normalnie nie wiem co napisac oprocz tego,ze ciesze sie ze Bill powiedzial Tomowi o tym wszystkim i ze Tom nie tyle ze sie przejala, a nie mogl uwierzyc ze po tym wszystkim to on bedzie dla Bill kims waznym.
    ah, juz nie moge doczekac sie kolejnej czesci

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak szybko nowy rozdział :) Rozpieszczasz nas ;*

    To dobrze, że Bill się otworzył przed Tomem. To znaczy, że mu ufa.
    Denerwuje mnie Andreas, ale mam nadzieję, że Tom mu wyjaśni czyj jest Znajda :D

    Martwi mnie tylko jedno.
    Tom bardzo się przejmuje reakcją ojca na wieść, że spotyka się z chłopakiem. Mam nadzieję, że nie nadejdzie moment kiedy zostawi Billa z tego powodu. Chyba Czarnuszek by tego nie przeżył. I ja też nie.

    W każdym razie rozdział cudo, a ja życzę dużo weny!
    Buziaczki (:

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, Billa los nie oszczędzał. Podczas gdy Tom pławił się w luksusach i myślał głównie o sobie, Bill przeżywał katorgi. Dobrze, że Tom go znalazł. Teraz może o niego zadbać. A Andreas niech się wreszcie odczepi! Znajda jest Toma i koniec!
    Jestem ciekawa, co będzie dalej. Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie piszesz, tylko szkoda, że nie opisałaś dokładnie scen łóżkowych:) Ale i tak czekam na nexta:)Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się.. Szkoda ze nie ma opisanej chodź jednej scenki łóżkowej. I mam nadzieję ze kiedyś będzie taka ;)

      Odcinek super jak zawsze
      Pozdrawiam i weny życzę :*

      Usuń
  6. Jaki smutas... :(

    Dziewczyny wbrew pozorom nie chodzi tylko o seks, a napisać scenę łóżkową, to trudna rzecz.
    Ale ten tekst o fartuszku... omg, padłam. Podstępna znajda :D

    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  7. jeeej, wiele się wydarzyło i końcu dobrze, że znajda się wygadała :-) no, ale również uważam, że szkoda, że nie opisujesz seksu, mam nadzieję, że kiedyś to zrobisz dokładnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam cię do The Versatile Blogger

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow.. Ten odcinek był... Wow... Sorry, ale na końcówkę mi po prostu zabrakło słów. Masz dziewczyno talent, uwielbiam "Shelter" <3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^