sobota, 17 sierpnia 2013

[16/22] Shelter

Witajcie, moi Drodzy! :) Kupkę czasu mnie tu nie było, ale musiałam się jakoś zabrać za to pisanie i oto udało się! Wspaniała Undzia zajrzała tu i tam, i dzięki jej pomyślności publikuję dla Was nową część :). Myślę, że się postarałam, no i jest tego prawie 10 stron Worda ^^. Tymczasem w głowie pełno pomysłów na ciąg dalszy! Więc przewiduję dość szybko kolejną część :).
A teraz życzę Wam smacznego i mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoją opinią :).
Że tak powiem, szydło wyszło z worka.

Wasza Czokoladka ;).




Część 15.

            Potrzebowałem kilku dni, żeby odespać tę nockę w pracy i nieco odżyć, aby wreszcie moje życie przestało toczyć się wokół kawy, co przy Billu było naprawdę nie lada wyczynem. Odkąd znałem całą prawdę o nim, jakoś łatwiej nam się rozmawiało. Czarnowłosy opowiadał mi, co robił tego dnia, gdy był u swojej matki i niesamowicie promieniał, gdy rzeczywiście wyglądało na to, że czuje się lepiej. Poza tym pomimo zmęczenia, po pracy częściej wychodziliśmy z mieszkania, a weekendy zaczęliśmy spędzać poza miastem, czym najbardziej oburzony był oczywiście Andreas. Od czasu mojej zaległościowej katastrofy w firmie przestałem go tak oszczędzać i miał teraz sporo roboty, za którą – o dziwo – zabierał się bez marudzenia. Po ukończeniu wszystkiego najwyraźniej nie miał już siły ani ochoty, żeby dalej męczyć moją znajdę.
            W środku tego tygodnia wypadał dodatkowy dzień wolnego, jednak ja musiałem wieczór wcześniej wybrać się z ojcem do innego miasta na rozmowę z szefem jednej z firm, z którymi współpracowaliśmy. Niechętnie zostawiałem czarnowłosego samego na noc i cały kolejny dzień, ale twierdził, że nie mam się czym przejmować, bo on sobie doskonale sam poradzi. Pocałował mnie tylko krótko na pożegnanie i wygonił do wyjścia. Nie miałem pojęcia, kiedy moje życie tak naprawdę zaczęło kręcić się wokół niego, ale nawet jeśli doskonale to do mnie wtedy docierało, na mojej twarzy nie było ani śladu rozdrażnienia. Jedynie lekki uśmieszek na moich ustach, które zaraz po tym, jak wsiadłem do samochodu zaczynały tęsknić. Kto by pomyślał, że wszystko może tak bardzo się zmienić?

            Negocjacje musiałem tak naprawdę prowadzić sam, bo ojciec przez całe spotkanie raczył jedynie od czasu do czasu pokiwać głową, a jego drugi asystent najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia, co się wokół niego dzieje. W każdym razie ja byłem wykończony i ani myślałem w drodze powrotnej odpowiadać na pytania dotyczącego mojego dobrego nastroju i zmiany. To nie była jego sprawa i nie było takiej możliwości, żebym odpowiedział mu szczerze, a już nawet nie chciało mi się wymyślać kłamstw.
            Było po dwudziestej trzeciej, gdy zaparkowałem samochód niedaleko budynku i udałem się do odpowiedniej klatki. Jakby na złość kilka pięter przed miejscem docelowym, czyli moim mieszkaniem, winda stanęła w miejscu i najwyraźniej ani myślała się ruszyć. Nie pozostało mi więc nic innego, jak wwlec się na górę schodami, a z rana złożyć zażalenie do dozorcy. Pomimo to miałem dość dobry nastrój. Byłem przekonany, że czarnowłosy na pewno nie śpi i czeka na mnie w salonie przed telewizorem. To naprawdę przyjemne uczucie – mieć do kogo wracać.
            Mój dobry nastrój jednak szybko uleciał, gdy piętro nad sobą usłyszałem głos mojego brata. Od razu zatrzymałem się w miejscu, zamierzając ocenić, co tam się dzieje, zanim zrzucę go z tych schodów.
            – Dobra, dobra! Dzięki za drinka, ale już na mnie pora – oznajmił właśnie Bill.
            – Czekaj. Przez cały czas unikałeś odpowiedzi na moje pytanie – oburzył się Andreas, na co ja skrzywiłem się nieco i najciszej jak potrafiłem wspiąłem się na półpiętro, żeby móc ich widzieć.
            – Nie wiem, co mam ci powiedzieć…
            – Po prostu pozwól mi się do siebie zbliżyć – zasugerował Andy, przysuwając się do niego niebezpiecznie i już miałem się rzucić, żeby zrobić mu dziurę w czaszce i wyrzucić resztki jego mózgu do kibla, gdy znajda stanowczo go odepchnął. – Znowu nic z tego?
            – Zgadza się.
            – Nawet małego całusa?
            – Daj spokój, proszę cię.
            – Nie rozumiem, co ci szkodzi – mruknął z niezadowoleniem mój brat, cofając się o krok. I jego szczęście.
            – Andy, chodzi o to… naprawdę cię lubię. Świetnie się z tobą dogaduję, lubię się z tobą bawić, ale… Jeśli rzeczywiście spotykasz się ze mną tylko dlatego, że oczekujesz czegoś z mojej strony, to przykro mi, ale nic z tego.
            Przez kilka chwil na klatce brzmiała kompletna cisza. Bill wpatrywał się w przeciwległą do mnie ścianę, a mój brat gapił się na niego, jakby ten właśnie dał mu w mordę. Właściwie pewnie sam bym się tak czuł na jego miejscu, ale jakoś nie było mi go żal. To była odpowiednia chwila, żeby wreszcie przestał nas dręczyć.
            – Nie jestem godzien, co? Czy może Tom ci zabronił? – zapytał poirytowany, a ja zacisnąłem dłonie w pięści, robiąc już krok do przodu.
            – Nie, przestań tak mówić. Zwyczajnie z mojej strony nie ma niczego, czego mógłbyś ode mnie oczekiwać. – Andreas prychnął cicho i pokręcił z niedowierzaniem głową.
            – Więc nie wyłudzę od ciebie nawet buziaka?
            – Nie.
            – A w ogóle jest ktoś, kto by podołał? – zapytał w końcu, a Bill znowu tyko spuścił głowę. Andy po chwili chwycił lekko jego brodę i uniósł jego twarzy, by czarnowłosy na niego spojrzał. – Hm?
            – Myślę, że tak.
            – Kto? – rzucił krótko, ale wtedy na chwilę trwającą całą wieczność znów zabrzmiała cisza. Mój brat niemal wybałuszył oczy, gdy coś do niego dotarło i aż odsunął się od znajdy, który spojrzał na niego przestraszony. – Nie żartuj! To niemożliwe!
            – Przykro mi, Andy – powiedział cicho czarnowłosy, uśmiechając się przy tym niezręcznie. – Kocham twojego brata. Do szaleństwa.
            – Naprawdę musisz być wariatem, skoro z nim w ogóle wytrzymujesz. A już tym bardziej, że w ogóle się do tego przyznajesz. Tom nigdy z tobą nie będzie – warknął, przez co zacisnąłem jedynie mocniej zęby. Zamierzałem dać mu nieźle popalić kolejnego dnia w robocie i przysięgałem sobie właśnie, że wyłapie ode mnie za byle głupotę. – A nawet jeśli, to tylko przez chwilę się tobą zabawi i zostawi, a wiesz dlaczego? Jest najstarszym synem, przejmuje firmę i to do niego należy spłodzenie i wychowanie dzieciaka, który będzie następny w kolejce. W najlepszym wypadku zostaniesz jego dziwką, której nigdy nie pozwoli się wymknąć, na wypadek, gdybyś…
            – Zamknij się wreszcie! – warknąłem wściekle, nie mogąc dłużej tego słuchać, a już szczególnie patrzeć na przerażoną twarz czarnowłosego. Był blisko płaczu, a to sprawiało, że tym razem naprawdę chciałem zabić swojego brata. – Kto dał ci prawo pieprzyć takie głupoty?! – ryknąłem, wchodząc na piętro. Rzuciłem swoją torbę pod ścianę i podszedłem do niego, łapiąc go od razu za szmaty. Andy przez chwilę nie miał pojęcia, co się dzieje, gdy nim potrząsnąłem.
            – Chcesz powiedzieć, że wiesz? – wydusił z siebie wreszcie, próbując się uwolnić. Rzecz jasna bez żadnego skutku.
            – Nie twoja zasrana sprawa, kretynie. I nie waż się więcej do niego zbliżać, bo jeśli jeszcze raz dowiem się, że doprowadziłeś go do łez, osobiście cię zabiję i zakopię, rozumiesz to?! – wrzasnąłem, ignorując echo, które poszło po klatce schodowej.
            – Wciąż to powtarzasz, a jakoś nadal miewam się dobrze – wyszczerzył się bezczelnie, a ja w tej samej chwili rozmachnąłem się i zamierzałem strzelić mu w ten durny łeb, gdy poczułem, że ktoś łapie mnie za rękę. Szarpnąłem się, ale czarnowłosy nie chciał puścić.
            – Nie bij go!
            – Puść – syknąłem, ale on pokręcił tylko przecząco głową, nawet na mnie nie patrząc. Nie wiedziałem, czy grał w tej chwili przed Andreasem, czy naprawdę nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. – Świetnie, więc wolisz dalej wysłuchiwać tych bzdur? Może od razu się do niego wyprowadzisz?
            – Nie, po prostu go już puść. Pewnie jesteś zmęczony po całym dniu. Odgrzeję ci kolację, będziesz mógł się odświeżyć i położyć spać. Rano musisz wstać… – mówił cicho Bill. Przez moment żaden z nas się nie ruszył, aż wreszcie czarnowłosy, jakby pewny, że go posłucham, odsunął się i ruszył w głąb mieszkania. Ja spojrzałem tylko raz jeszcze wściekle na brata.
            – Ostatni raz – warknąłem i rzeczywiście go puściłem, odwracając się do niego plecami, żeby podnieść swoją torbę.
            – Nie spodziewałem się, że aż tak owiniesz go sobie wokół palca – usłyszałem zaraz potem głos tak przepełniony pogardą, że aż ścisnęło mi żołądek. – Używasz sobie przynajmniej? Myślę, że tak czy siak zdajesz sobie sprawę, że mówiłem prawdę. Jakkolwiek wygląda to z twojej strony, nie będziesz mógł go przy sobie zatrzymać. Jeśli ojciec się dowie…
            – Piśnij choć słówko, to…
            – Wiesz, że ci nie wolno. To ja mogę dać mu…
            – Zamilcz – rzuciłem chłodno. – On cię nie chce, a ja nie pozwolę go skrzywdzić. Daję mu schronienie, to wszystko.
            Zaraz potem wszedłem za znajdą do mieszkania. Żaden z nas nawet się nie odezwał. Patrzyłem tylko, jak Bill idzie do kuchni i faktycznie odgrzewa mi jedzenie. Nie miałem jednak pojęcia, jak mam cokolwiek przełknąć z tak zaciśniętym żołądkiem. Cały mój dobry nastrój poszedł w cholerę i byłem na siebie zły, że w ogóle pozwoliłem im rozmawiać, zamiast od razu przerwać tę farsę po tym, jak czarnowłosy oznajmił mu, że nic między nimi nie będzie. Teraz pozostawało mi czekać, aż znajda zapyta mnie, ile z tego, co powiedział Andreas jest prawdą. On jednak przyniósł mi talerz, sztućce i szklankę z sokiem, po czym usiadł obok i nawet na mnie nie patrzył. Czekałem, ale nie odezwał się, więc wreszcie spróbowałem coś zjeść. Szło mi opornie, ale chyba tylko ze względu na smak dałem radę trochę tego w siebie wcisnąć. W końcu jednak odłożyłem sztućce i utkwiłem wzrok w profilu jego twarzy. Złapałem go za rękę, gdy próbował zabrać talerz, z którego znikła zaledwie mniejsza część porcji.
            – Poczekaj. Nie chcesz… porozmawiać? – zapytałem, patrząc na niego niepewnie.
            – O czym?
            – O tym, co powiedział mój brat – odparłem, ale on prychnął jedynie, wyrwał swoją rękę i zabrał talerz ze stołu. – Bill.
            – Nie ma o czym mówić. Od dawna wiem, że oficjalnie nie mogę mieć nic wspólnego z twoim życiem osobistym.
            – Nie zamierzam robić sobie z ciebie niewolnika…
            – Oczywiście, że nie. Po prostu mnie zostawisz – stwierdził, jakby nigdy nic, znikając zaraz potem w kuchni, a ja zacisnąłem tylko dłonie w pięści.
            Co właściwie chciałem mu powiedzieć? Andy miał rację. Nie będę mógł tego zbyt długo ciągnąć. Ojciec wreszcie się zorientuje, że z nikim się nie spotkam i zacznie mnie męczyć, aż wreszcie będę musiał zacząć kłamać i prawda wyjdzie na jaw. A wtedy osobiście dopilnuje, żeby Bill na dobre zniknął z mojego życia. Tylko, co ja mogłem zrobić, żeby do tego nie dopuścić? Nic. Ewentualnie odsunąć się od niego, póki to wszystko było jeszcze tak świeże…
            – Jesteś zły, że spotkałem się z Andreasem? – dotarło do moich uszu, w jednej chwili wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na czarnowłosego, nic nie rozumiejąc z jego słów.
            – Zły? – powtórzyłem, starając się to ogarnąć, ale za nic nie rozumiałem, dlaczego zadaje takie pytanie po tym, co dopiero miało miejsce. – Nie, nie jestem, ale…
            – Więc zrozum, że ja też staram się nie mieć do ciebie żalu – powiedział, siadając obok mnie przy stole. – Wiedziałem, w co się pakuję, więc nie będę teraz zgrywał pokrzywdzonego. Jedyne, o co cię proszę… to żebyś dał nam tak dużo czasu, jak to tylko możliwe – stwierdził, kładąc swoją dłoń na mojej.
            – Czasu?
            – Jesteśmy jeszcze dość młodzi, prawda? Chyba nie musisz się jeszcze hajtać? – zapytał, uśmiechając się lekko, a ja patrzyłem w jego oczy, starając się nie dostrzegać smutku, który się w nich krył. Cholera, to już nie mógł zakochać się w Andreasie? Może dostałby w końcu od życia to, na co zasługuje. Poza tym, kto tu mówi o miłości?! Nigdy wcześniej nawet w moich snach nie wyznał mi tego, więc dlaczego powiedział o tym mojemu bratu? – Tom? Mógłbyś to dla mnie zrobić? – zapytał, a ja zagryzłem mocno wargę, zdając sobie nagle sprawę, że duszę w sobie… łzy. Odwróciłem więc od niego gwałtownie wzrok i przetarłem dłonią zmęczoną twarz. Nie byłem w stanie mu tego wtedy powiedzieć, ale nie potrafiłem znieść myśli, że będzie przeze mnie cierpiał. Im dłużej to będzie trwało, tym trudniej będzie nam w przyszłości to skończyć. Przecież doskonale o tym wiedziałem.
            – Póki co idę się umyć – mruknąłem i podniosłem się od stołu, ruszając w kierunku łazienki. Co innego miałem zrobić? Złożyć obietnicę, która potem niszczyłaby nas obu? Chociaż prawda była taka, że i tak nie wyobrażałem sobie, żeby czarnowłosy mógł zniknąć z mojego życia.
            Ledwo wszedłem pod prysznic i zdążyłem włączyć wodę, jak szklane drzwiczki za moimi plecami się otworzyły, z czego zdałem sobie sprawę, gdy chłodne powietrze owiało moją mokrą już skórę. Odwróciłem się więc, a pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem były dwa brązowe punkciki, które zdawały się lekko do mnie uśmiechać. Do głowy przyszło mi pytanie: czy on nigdy nie odpuszcza?
            – Co tu robisz?
            – Pomyślałem, że pomogę ci umyć plecy – odparł, muskając delikatnie moje usta pod strumieniem wody.
            Kto przy zdrowych zmysłach chciałby odsuwać sobie całą radość, jaką ma z życia?

            Minęły dwa kolejne dni, zanim wróciliśmy do porządku dziennego. Zdawało się, że między nami nic się nie zmieniło od czasu tamtej rozmowy, jednak mój brat omijał mnie szerokim łukiem i nie dotąd nie odezwał się do mnie ani słowem. Niemniej chodziłem jak na szpilkach za każdym razem, gdy widziałem, że wchodzi do gabinetu ojca. Wahałem się, czy byłby w stanie aż tak bardzo mnie pogrążyć, ale miałem cichą nadzieję, że jednak nic takiego nie zrobi. Z tego wszystkiego w firmie starałem się być jeszcze bardziej wydajny i przydatny. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie załatwiłem tak dużej ilości spraw ponad normę, nie wspominając o nadgodzinach, które wynikały z tego, że pojawiałem się w swoim biurze przynajmniej na godzinę przed czasem. Mijał już drugi tydzień od tamtego feralnego spotkania, gdy w moich drzwiach pojawił się Andreas. Po ostatnim czasie jego wizyta była dla mnie zaskoczeniem i sam nie wiedziałem, co myśleć, patrząc na jego poważną minę. Zamknął za sobą drzwi i zatrzymał się przed moim biurkiem z założonymi rękoma.
            – Przestań – rzucił w końcu, wpatrując się we mnie uparcie, ale mimo woli nie rozumiałem, o co mu chodziło. Pomyślałem przez chwilę, że może mówić o Billu i dosłownie poczułem, jak agresja zaczęła napinać wszystkie moje mięśnie. – Musisz zacząć zachowywać się normalnie, zanim ojciec zacznie węszyć.
            – Co takiego? – mruknąłem, marszcząc brwi.
            – Zapierdalasz jak durny. Robisz dwa razy tyle, co zwykle, z nikim nie gadasz, jeśli nie musisz i załatwiasz wszystko sam. Ojciec uważa, że coś się stało, wypytywał mnie o to już trzy razy i nie mam pewności, czy w ogóle mi wierzy – oznajmił. – Więc przestań, do cholery, zanim to spierdolisz.
            Musiałem zacisnąć mocno zęby, żeby zignorować sposób, w jaki brat się do mnie odzywał. Niemniej byłem zdziwiony jego słowami. Nie dość, że mnie nie wydał, to jeszcze próbował mnie kryć? To było dziwne. Za to sposób ojca irytujący, nawet jeśli faktycznie pracowałem, jak szalony, żeby tylko nie skupiać się na swoich obawach.
            – Co mu powiedziałeś? – zapytałem wreszcie chłodno, przyglądając mu się uważnie.
            – Że u ciebie jest bez zmian, po prostu masz dobrą passę do pracy i że chcesz go odciążyć, dlatego nie zawracasz mu głowy interesami, które możesz sam załatwić.
            – Niby ja ci to powiedziałem?
            – Nic mi nie powiedziałeś, przekazałem to jako moje własne wnioski. Choć raz mógłbyś docenić, że ratuję ci tyłek. A teraz zbieraj manatki, wracaj do mieszkania i upewnij się, że…
            – Sorry – mruknąłem, gdy rozdzwonił się mój telefon. Na ekranie świeciło imię znajdy, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie miał w zwyczaju wydzwaniać, gdy byłem w pracy. Zerknąłem raz jeszcze na Andreasa i odebrałem. – Tom Kaulitz, słucham.
            – Tom… – wystarczyło, żeby dotarło do mnie to jedno słowo, aby moje oczy otworzyły się szerzej z zaskoczenia. Płaczliwy ton głosu czarnowłosego był ostatnią rzeczą, której się spodziewałem.
            – Co się dzieje?
            – Mama…
            – Co?
            – Ona… Ona nie… – próbował mi coś powiedzieć, ale zamiast tego, wybuchnął szlochem, a połączenie zostało przerwane. Nie było czasu, żeby się zastanawiać. Zerwałem się na proste nogi, wrzuciłem kilka swoich rzeczy do torby i ruszyłem do wyjścia.
            – Sorry, Andy, muszę lecieć.
            – Coś się stało? – zapytał, zatrzymując mnie na chwilę. Przez kilka sekund patrzyłem mu prosto w oczy i skrzywiłem się, widząc, że żal, który w nich wcześniej był, zniknął na rzecz troski o Billa.
            – Nie wiem, ale na to wygląda – odparłem krótko.
            – Może mógłbym…? – urwał nagle i prychnął cicho pod nosem. – Nieważne. Zadzwoń, gdybyś potrzebował pomocy – rzucił tylko i zaraz potem zszedł mi z drogi.
            Gdy biegłem do samochodu, poczułem coś na pozór goryczy. Brat najprawdopodobniej znienawidził mnie za to, że okazałem się stać na jego drodze do znajdy. Kryjąc mnie przed ojcem, starał się chronić właśnie Billa, nie mnie. Prócz tej chudej cholery, która dopiero co zadzwoniła do mnie zapłakana, nikomu już nie zależało na tym, żebym to ja bym szczęśliwy. Musiałem przyznać, że to samo w sobie było już dość bolesne, żeby jeszcze zdawać sobie sprawę, że i jego za jakiś czas stracę. Czy ktoś mógłby się dziwić, że robię wszystko, żeby tylko o tym nie myśleć?
            To był jeden z moich najlepszych czasów na drodze firma-mieszkanie. Wpadłem do mieszkania przez uchylone drzwi, rzuciłem swoje rzeczy w kąt i od razu zacząłem rozglądać się po salonie, który wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Znajdy tam nie było, więc zajrzałem po drodze jeszcze do kuchni i łazienki, nim otworzyłem drzwi do sypialni, gdzie leżał skulony na łóżku, łkając w poduszkę. Serce niemal stanęło mi w miejscu.
            – Bill? – odezwałem się ostrożnie, podchodząc do łóżka. On tylko spojrzał na mnie przez chwilę, po czym znów wybuchnął głośnym szlochem, rzucając mi się na szyję. Objąłem go od razu, tuląc go mocno do siebie. Gładziłem powoli jego plecy, mając nadzieję, że zaraz się uspokoi, ale nic na to nie wskazywało. – Ciii… Co się stało?
            – Mama nie żyje… – wydusił z siebie tak cicho, że ledwie to zrozumiałem, jednak informacja ta wystarczyła, żeby zrobiło mi się słabo. Nie żyje? Ta sama kobieta, która terroryzowała go przez tyle lat, przez którą przeszedł przez piekło, którą od dłuższego czasu odwiedzał niemal dzień w dzień. Przez myśl przebłysło mi pytanie, gdzie ona ma sumienie, żeby po tym wszystkim znowu go zostawić? Nie znałem jej, a jednak miałem do niej żal, który przez chwilę przysłonił mój rozsądek. Minęła chwila, nim dotarło do mnie, że teraz raczej nie miała na to zbyt wielkiego wpływu. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie byłem w stanie powiedzieć ani jednego słowa, które mogłoby jakoś pomóc czarnowłosemu. Usiałem więc jedynie na skraju łóżka, wciągnąłem go sobie na kolana i całym sobą starałem się dać mu tyle ciepła, bliskości i bezpieczeństwa, ile tylko byłem w stanie.
            Minęła dobra godzina, nim Bill przestał płakać. Ani na chwilę jednak nie przestał mocno mnie ściskać. Przynajmniej do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że zasnął ze zmęczenia. To był pierwszy raz, gdy ktoś tak ufnie po prostu odpłynął pomimo łez, jednak nie specjalnie mnie to cieszyło. Może tylko to, że mogłem teraz przy nim być. Trochę zdrętwiałem przez cały ten czas, więc upewniając się, że go tym nie obudzę, położyłem go ostrożnie na łóżku i przykryłem kołdrą, samemu chcąc niego rozprostować kości. Sam chciałbym zobaczyć swoją minę, gdy po wyjściu z sypialni zobaczyłem w salonie mojego brata.
            – Co tu robisz? – warknąłem cicho, ale on wciąż tylko wpatrywał się w drzwi do sypialni.
            – Co z nim?
            – Śpi.
            – Widziałem… jak płakał. Co się stało? – zapytał, a na jego twarzy nie było cienia jego zwykłej wesołości.
            – Jego matka… najwyraźniej zmarła w klinice. Nie wiem nic więcej – odpowiedziałem mu, już nawet się nie dziwiąc, że nawet nie potrafiłem w tamtej chwili mieć pretensji do Andreasa. On jednak zrobił tylko wielkie oczy, jakbym właśnie opowiedział mu coś zaskakującego.
            – Nie wiedziałem… że ma tu gdzieś matkę – wyjaśnił po chwili, odwracając ode mnie twarz. – Szlag by to. Mogę coś zrobić?
            – Poradzisz sobie beze mnie w firmie? – zapytałem wprost. – Czuję, że… będę musiał tu z nim trochę zostać – dodałem po chwili, widząc, że brat bez dyskusji kiwa głową na znak, że rozumie. – Dzięki… – mruknąłem jeszcze tylko i ruszyłem w stronę kuchni.
            Pomyślałem, że lepiej będzie jeśli wypiję jakąś kawę. Zrobiłem więc dwie, o dziwo, nie zamierzając wyrzucać Andreasa z mieszkania. Zakręciłem się jeszcze wokół lodówki i przygotowałem coś do jedzenia zarówno dla siebie, jak i dla czarnowłosego, gdy wstanie. Zaraz potem zaniosłem dwa kubki i swój talerz do salonu. Patrząc na to z perspektywy czasu, to był pierwszy raz, kiedy tak spokojnie spędziliśmy czas w swoim towarzystwie, bez żadnych spięć czy nerwów. Raczej niewiele się do siebie odzywaliśmy, ale przynajmniej nie doszło do kolejnej kłótni.
            – Pójdę już – stwierdził w końcu Andy, podnosząc się ze swojego miejsca. – Myślę, że to nie jest odpowiedni moment na odwiedziny. Lepiej, żeby mnie tu nie było, gdy się obudzi.
            – Powiem mu, że byłeś – stwierdziłem, samemu do końca nie rozumiejąc, dlaczego to robię. W tamtej chwili obaj musieliśmy być zdziwieni. Wreszcie jednak odchrząknąłem nieco i odwróciłem od niego twarz. – Myślę… że będzie mu miło ze świadomością, że ktoś jeszcze o nim pamięta. No i po ostatniej sytuacji… – rzuciłem, nie kończąc. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że dla Billa mój brat rzeczywiście mógł być przyjacielem.
            – Racja. Pozdrów go ode mnie. I… przeproś.
            – Jasne – mruknąłem.
            – To lecę – rzucił na koniec i ruszył do wyjścia.
            Tamtego dnia nie poznawałem ani siebie, ani jego, ale za to doskonale rozumiałem, że to nie jest teraz najważniejsze. Dlatego też zabrałem do sypialni jedzenie i herbatę dla czarnowłosego. Wciąż spał, ale stwierdziłem, że będzie lepiej, jeśli teraz na trochę wstanie, żeby potem nie obudził się w środku nocy. Wyglądał tak niewinnie i smutno, leżąc wśród tej pomiętej pościeli. Postawiłem talerz i kubek na szafce, a sam usiadłem obok niego na łóżku, delikatnie gładząc jego policzek, póki nie otworzył oczu.
            – O… Tom? Zaspałem? – zapytał na wpół trzeźwo. Spokój jednak szybko zniknął z jego twarzy i dosłownie widziałem, jak wracają do niego wszystkie wspomnienia. – Tom…
            – Już dobrze – odezwałem się spokojnie, przyciągając go do siebie, po czym lekko go pocałowałem. Po tym jego wargi wygięły się w mały, smutny uśmiech, a ja miałem do siebie żal, że tak naprawdę nie mogę nic dla niego zrobić. – Powinieneś coś zjeść i nieco się odświeżyć. Poczujesz się lepiej.
            – Czekała na przeszczep… – wyszeptał. – W tym tygodniu znalazł się idealny dawca. Miała mieć operację…
             – Przykro mi, Bill – powiedziałem, bo nie byłem w stanie odnaleźć innych słów. – Nic już na to nie poradzimy. Proszę, zjedz coś – poprosiłem, podsuwając mu talerz.
            Spojrzał pustym wzrokiem na jego zawartość i westchnął, a potem zabrał go ode mnie. Przez dłuższą chwilę się wahał, ale wreszcie włożył do ust pierwszy kęs, choć miał minę, jakby chciał stąd uciec. Najgorsze było to, że bałem się, że rzeczywiście to zrobi.
            – Gotowałeś?
            – No… tak – odparłem speszony, ale obawiałem się zapytać, czy mu smakuje.
            – To chyba pierwszy raz.
            – Musiałem się czymś zająć, no i… Właśnie. Był tu Andreas. Przyjechał, bo był przy tym, jak do mnie zadzwoniłeś… W każdym razie kazał cię pozdrowić i przeprosić – powtórzyłem tak, jak prosił mnie brat. Czarnowłosy był wyraźnie zaskoczony. Podniósł na mnie swoje duże, brązowe oczy i znów smutno się uśmiechnął. Coś niemal zabolało mnie w środku, ale teraz to wydawało się bardziej oczywiste. Cieszył się, że Andy się od niego nie odsunął po tym, co mu wyznał.
            – Dziękuję – rzucił w końcu i westchnął cicho. – Naprawdę smaczne – dodał jeszcze po chwili, ocierając z policzka łzę, która toczyła się samotnie po jego bladej skórze.
            Nie mogłem na to patrzeć. Sam miałem ochotę z tego wszystkiego się rozpłakać, więc po prostu przysunąłem się do niego bardziej i objąłem lekko, żeby tylko czuć go przy sobie, ale nie przeszkadzać mu w jedzeniu. Grzecznie zjadł i wypił wszystko, co mu przyniosłem, po czym kazałem mu pójść wziąć prysznic, na co widocznie nie miał ochoty, ale w końcu i to zrobił. Wiedziałem, że się podłamał, ale nie mogłem pozwolić, żeby było jeszcze gorzej.
            Próbowałem jeszcze porozmawiać z nim na temat pogrzebu jego matki. Byłem gotów zająć się wszystkim i oczywiście zapłacić, ale czarnowłosy kręcił tylko przecząco głową. Jedyne, co udało mi się od niego wyciągnąć to to, że już ktoś inny zobowiązał się to zrobić. Nie dowiedziałem się już jednak, kto. Nigdy dotąd nie było mi tak ciężko patrzeć na czyjąś przygnębioną twarz i puste spojrzenie, które zdawało się nie dostrzegać niczego prócz bólu. Kiedy Bill opowiadał mi o swojej matce pierwszy raz, byłem pewien, że nie cierpi jej za to, co mu zrobiła i dopiero po jej śmierci zrozumiałem, w jakim byłem błędzie.
            Dopiero kolejnego dnia znajda wyczołgał się na dobre z łóżka. Jako że nie chciałem wszystkiego zrzucać na głowę Andreasa, część pracy wykonałem sam, siedząc w salonie z komputerem na kolanach i Billem wtulonym w mój bok. W tle leciał jakiś program telewizyjny, ale i tak widziałem, że chłopak patrzy bardziej na ścianę tuż obok. Ugrzązł w swoich myślach do tego stopnia, że nie zauważał nawet, gdy wpatrywałem się w niego bez przerwy przez kilkanaście minut. A kiedy wreszcie nie wytrzymałem i chwyciłem go lekko za brodę, żeby na mnie spojrzał, wyrwał się i spuścił wzrok na swoje kolana. Było to nieco bolesne, ale rozumiałem. Starałem się zrozumieć.
            – Zrobię obiad – oznajmił wreszcie, po czym odsunął się ode mnie i wstał z kanapy. Ja spojrzałem tylko za nim zmartwiony. Nie miałem pojęcia, co zrobić.
            – Nie musisz. Zamówimy coś.
            – Nie, muszę… coś robić. Cokolwiek – stwierdził, biorąc głęboki oddech, jakby obawiał się, że za chwilę znów się rozpłacze.
            – Może ci pomogę?
            – Nie. Chcę być sam – uciął krótko i pomaszerował do kuchni.
            Zdążyłem jedynie bezradnie westchnąć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Odstawiłem więc komputer na stół i poszedłem otworzyć. Raczej nikogo się nie spodziewałem, szczególnie o tej porze, gdy Andy z pewnością był w firmie. Po drugiej stronie stał jednak zupełnie obcy mi mężczyzna, który ubrany w czarny garnitur najwyraźniej zdziwił się na mój widok.
            – Czy pan Bill Trumper? – zapytał, na co ja uniosłem jedynie wyżej jedną brew.
            – Już wołam, proszę poczekać – mruknąłem, wycofując się do salonu. – Bill? – zawołałem krótko, jednak gdy nie było odzewu, wszedłem do kuchni. Wprawdzie na blacie szafki i stole rozłożone były różne rzeczy, które mogły świadczyć o tym, że zamierzał coś ugotować, ale on sam siedział przy ścianie i płakał. – Bill… – szepnąłem bezsilnie i kucnąłem przy nim, podnosząc go ostrożnie, żeby zaraz potem mocno go do siebie przytulić.
            – Prz… prze… przepraszam – wydukał, od razu wybuchając szlochem. – Nie dam rady. Nie zrobię nic…
            – Nieważne, nie musisz przepraszać – odparłem cicho, gładząc go przez chwilę po plecach. W końcu jednak odsunąłem go do siebie, żeby spojrzeć mu w twarz i otrzeć ją nieco. – Ktoś przyszedł do ciebie. Pójdziesz sprawdzić, kto to, czy mam go odesłać do diabła? – zapytałem, próbując się ostrożnie uśmiechnąć, ale on tylko zagryzł wargi.
            – Pójdę – stwierdził krótko, więc wypuściłem go z objęć i pozwoliłem iść przodem.
            Czarnowłosy sam otarł jeszcze raz twarz i przy zlewie opłukał ją zimną wodą, po czym ruszył w stronę drzwi frontowych. Facet, który przyszedł wciąż tam stał, ja jednak widziałem go tylko z salonu, nie słysząc nic z tego, co mówił. Dojrzałem, że podał coś znajdzie, a chwilę później kiwnął mu lekko głową i odszedł. Bill zamknął mieszkanie i po chwili do mnie podszedł, wciskając mi w rękę małą czarną kopertę.
            – Termin pogrzebu – rzucił wprost. Byłem nieco zaskoczony, że podawał komuś ten adres, ale przecież tu mieszkał. No i nie była to najlepsza chwila na takie dyskusje. Nie czekając ani chwili, znów przytuliłem go do siebie mocno.
            Zdawałem sobie sprawę, że to trochę nie fair wobec znajdy, ale nie mogłem patrzeć, jak się męczy i zadręcza. Nie mógł spać w nocy, a potem koło południa zapadał ze zmęczenia w niespokojny sen, dlatego w końcu dodałem mu do soku czegoś na uspokojenie. Był później jeszcze bardziej nieobecny, ale przynajmniej wyglądał spokojniej i nie wybuchał co chwilę płaczem. To samo zrobiłem wieczorem, dzięki czemu przespał całą noc. Bardzo uważałem, żeby się nie zorientował, choć nie miałem pewności, czy zdenerwowałby się, gdybym powiedział mu prawdę.
            W dni pogrzebu, na który zamierzałem wybrać się razem z czarnowłosym, musiałem najpierw udać się do firmy, żeby wypisać zaległy wniosek o urlop, który nieco niespodziewanie sobie wziąłem. Wyjechaliśmy razem i po drodze odebraliśmy jeszcze wieniec pogrzebowy, zanim zostawiłem go na parkingu w samochodzie. Pocałowałem go przed tym jeszcze lekko i obiecałem, że wrócę za kilka minut, bo wydrukowanie i przekazanie wniosku sekretarce nie mogło przecież zająć mi więcej czasu. Oczywiście spotkałem po drodze Andreasa, który również miał się z nami zabrać, więc od razu odesłałem go na dół, a sam poszedłem do swojego biura. Dopiero, gdy z niego wychodziłem, wpadłem niespodziewanie na swojego ojca. Na jego widok poczułem wyjątkowo nieprzyjemny ucisk w żołądku. Głównie dlatego, że człowiek ten nie często zapuszczał się w te korytarze, a gdy już to robił, to nigdy nie zapowiadało nic dobrego.
            – Gdzieś się wybierasz? – zapytał, zaglądając w papiery, które położyłem na biurku mojej sekretarki, której aktualnie za nim nie było.
            – Wypadło mi coś ważnego.
            – Tak, wiem, ale zanim wyjdziesz, musimy porozmawiać – oznajmił poważnie, odkładając papier. Niemal przeszły mnie dreszcze, gdy usłyszałem ten ton: ja mówię, a ty wypełniasz polecenia.
            – Wybacz, ojcze, ale spieszę się.
            – Zdążysz na czas. To zajmie tylko chwilkę – oznajmił, po czym ruszył do swojego gabinetu, kompletnie mnie ignorując. Doskonale wiedział, że nie mogę w tej chwili mu odmówić. W innym wypadku mógłbym tego pożałować. Tym samym po chwili siedział już na swoim stałym miejscu, a ja stałem tuż przed nim. – Usiądź.
            – Naprawdę się spieszę – mruknąłem nieco zniecierpliwiony. W tej chwili Bill był ważniejszy, niż kazanie ojca, czegokolwiek miało dotyczyć.
            – Powiedziałem, żebyś usiadł, Tom. Nie każ mi się powtarzać. Kiedy skończę, będziesz mógł wyjść i pobiec do tego chłopaka. Rozumiesz? – oznajmił ostro i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo poważną rozmowę chciał ze mną przeprowadzić. Jednocześnie poczułem, jak mnie mdli. Dlaczego akurat teraz? Byłem pewien, czego zażąda ode mnie ojciec, a jeszcze bardziej dobiła mnie świadomość, że na chwilę obecną po prostu nie mógłbym spełnić jego oczekiwań. Jak mógłbym zostawić go w takiej chwili? Dopiero na koniec tknęło mnie pytanie: skąd się dowiedział…?
            – Przeklęty, Andy… – warknąłem pod nosem i ze wściekłą miną zająłem miejsce.
            – Nie, nie. Nie obawiaj się, twój brat nie pisnął ani słowa. Obaj jesteście kompletnymi idiotami, ale to za chwilę się skończy – stwierdził, na co ja tylko zacisnąłem zęby.
            – Nie zostawię go, tato. Nie mogę, rozumiesz? – wycedziłem chłodno.
            – Nie zamierzam cię do tego przekonywać. Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchał. To nie będzie długa historia – powiedział, przecierając twarz dłonią. Zaskoczyły mnie jego słowa, więc nawet się nie odezwałem. Czyżbyśmy się mylili, zarówno ja, jak i Andy? – Więc… jak pewnie dobrze wiesz, nie specjalnie układało mi się na początku z twoją matką. To nie było małżeństwo z miłości, wszystko przyszło z czasem. Dość często zdarzało mi się ją zdradzać, stąd też wziął się Andreas…
            – Po co mi to mówisz? – przerwałem mu zniecierpliwiony. – Naprawdę, twoje życie intymne jest tylko twoją sprawą.
            – Słuchaj – upomniał mnie. – Jednak matka Andreasa nie była jedyną, której zrobiłem dzieciaka. Widzisz… Była jeszcze inna kobieta, w której byłem zadurzony po uszy. Nie miała jednak pojęcia, kim jestem, dlatego nigdy nie uznałem jej dziecka. W końcu ile razy mogłem jeszcze poniżać twoją matkę, kolejnymi dziećmi z nieprawego łoża? – rzucił ironicznie, na co ja tylko się skrzywiłem. – Płaciłem jej nieoficjalnie alimenty. Problem polegał na tym, że ta piękna, dumna kobieta nie pogodziła się nigdy z tym, że od niej odszedłem i mówiąc wprost, stoczyła się na samo dno – oznajmił, a mnie mimowolnie przeszły dreszcze, gdy spojrzał mi prosto w oczy. W tamtej chwili pragnąłem przede wszystkim wyłączyć swój umysł, wykasować ze świadomości jego słowa i uciec. Nie chciałem poznać morału tej historii.
            – Już ci mówiłem. Nie obchodzą mnie twoje podboje.
            – Szkoda, bo myślę, że zainteresowałaby cię historia jej syna. Ma na imię Bill. Jest w twoim wieku i naprawdę wspaniały z niego chłopak, choć z tego, co wiem, wiele przeszedł…
            – Łżesz! – wrzasnąłem, podnosząc się z fotela. – Każdy kretyn z twoimi wpływami mógłby wymyślić taką historyjkę! Naprawdę nie wystarczyłoby ci, gdybyś kazał mi go rzucić? Wiesz, że i tak musiałbym w końcu to zrobić! Nie będziesz niszczył nam życia!
            Krzycząc, nie zauważyłem, że ktoś wszedł do gabinetu. Dopiero po chwili zorientowałem się, że stoi za mną zdezorientowany młody mężczyzna z wielkim wieńcem pogrzebowym. Najwyraźniej był przestraszony zamieszaniem, jakie zastał.
            – Och, dziękuję. Proszę to tu zostawić – powiedział mój ojciec, wskazując na jedną z szaf. Mężczyzna kiwnął tylko głową i po chwili już go nie było. – Oskarżaj mnie, o co chcesz, ale mówię prawdę. Miałem was na oku, od kiedy Andreas sypnął się, że kogoś do siebie sprowadziłeś. Wiem, jak wygląda moje dziecko. Wiem o nim więcej od ciebie. Bądź więc dobrym bratem i nie pozwól mu się o tym dowiedzieć. Załatwię mu posadę u mojego znajomego projektanta. Będzie mógł dokończyć tam studia i dzięki temu będzie daleko stąd. Jeśli dobrze pójdzie, nigdy więcej go nie zobaczysz, ale przynajmniej będzie tam szczęśliwy. Ludzie do niego lgną, poradzi sobie.
            – Kłamiesz – powtórzyłem znowu, jednak tak słabym głosem, że sam ledwie siebie zrozumiałem. To nie mogła być prawda. Nie mogła.
            – A teraz, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, chodźmy. Nie chcemy przecież spóźnić się na pogrzeb – stwierdził spokojnie, podnosząc się zza biurka.
            Chciałem umrzeć, gdy na jego twarzy pojawiło się przygnębienie w momencie, kiedy podnosił wieniec. Cała energia, którą widocznie zbierał, żeby mi o tym powiedzieć, uleciała z niego, jego ramiona opadły, a on wyszedł z gabinetu, nawet się na mnie nie oglądając. Skurwiel. Sukinsyn. Pieprzony szmaciarz. Jak mógł nam to zrobić? Jak mógł to zrobić Billowi, pozwalając, by przez całe życie nim pomiatano? Pozwalając, żebyśmy pomyśleli, że łączy nas uczucie inne niż braterstwo? Jak mógł pozwolić, żebym kiedykolwiek go tknął?!

            Wybiegłem z gabinetu prosto do łazienki. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak niedobrze. Nie wiedziałem, jak teraz mam zejść na dół i spojrzeć w te jego smutne, puste oczy, które widziały we mnie nadzieję. Nie miałem pojęcia, jak się zachować, gdy znowu będę go przytulał, a jego wargi znajdą się blisko moich. I jak, do cholery, wymazać z pamięci jego ciepło i namiętność, które sprawiały, że zapominałem o jakimkolwiek rozsądku? Wiedziałem, że koniec kiedyś się zacznie, ale to był już koniec wszystkiego.

12 komentarzy:

  1. Uuuu ale się porobiło... Ciekawe co Tom teraz postanowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zryłaś mi tym odcinkiem banie. W jednym odcinku wydarzyło się już tak wiele. Wiem, że Tom będzie musiał z pewnością jakoś to zakończyć, czy teraz zacznie się ten zły czas? A może będą na tyle silni by się nie ranić i przetrwają razem z tym faktem? Kolejną minutę staram się ogarnąć to wszystko.. Twoje pomysły są naprawdę wspaniałe chociaż często Cię za nie nienawidzę.. Proszę, nie spieprz im tego, nie znadzie która pokrywa swoją nadzieję w swoim ukochanym.. - Paula.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czoko... Ty okrutnico, noooo! :<


    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  4. ja ciebie doslownie NIENAWIDZE, Czeko!!!! Jak TY moglas mi to zrobi!?!?!?!?!?
    w jednej chwili cieszylam sie ze Bill tak "zgrabnie" dal Andiemu do zrozumienia ze Tom jest tym jedynym i to, ze mimo stosunki Billa i Toma nadal sa takie nieulozone, oni moga cos z tego stwozyc i byc szczesliwi...
    .....ale to....
    czemu do cholery musialas wrzucic ten "braciany" (cholera, istenieje w ogole takie slowo w j.polskim? haha) stosunki. shit, to ze Tom za jakiekolwiek krzywdy wzgledem Billa moglby zabic Andreasa, to swojego ojca
    (no i teraz Biilla) chyba z kilka razy wiecej.
    to jest po prostu niemozliwe ze po tym wszytskim co oni przeszli - jest jeszcze to!!!!!!
    sama sie zastanawiam co miedzy nimi teraz bedzie.....i jesli "Więc przewiduję dość szybko kolejną część" bedzie trwalo co dodawanie tyle to jej, to ja normalnie przylece i cie zamorduje hahahha
    damn u, juz sie nie moge doczekaj kolejnej czesci !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Poczułam się dziwnie, bo pierwsze, co przyszło mi do głowy, to... no to co, że jest Twoim bratem, haha. Oj Czoko...

    OdpowiedzUsuń
  6. O nieeeeeee ... :( Tom nie może teraz zostawić Billa !!! To nie może się tak zakończyć , przecież oni się tak kochają :(

    OdpowiedzUsuń
  7. coś czuję, że ta historia dobrze się nie skończy..

    OdpowiedzUsuń
  8. Czoko.. Nie rób mi tego.. ;c zakończ to szczęśliwie błagam... <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy ostatnio mówiłaś, że słusznie martwi mnie ojciec Toma myślałam, że zabroni mu spotykać się z Billem, zagrozi wydziedziczeniem, wyrzuci z pracy... ale za nic w świecie nie spodziewałam się, że wywiniesz taki numer! No Czoko na litość Boską! Coś Ty zrobiła? -.-"

    Ja mam ogromną... nie, GARGANTUICZNĄ nadzieję, że wszystko się tu jeszcze ułoży i chłopcy mimo wszystko będą ze sobą i będą szczęśliwi. No bo Billy... tyle przeszedł, tyle wycierpiał... Tom jest mu potrzebny, a i Tomowi przydałby się ktoś kto zawsze by na niego czekał i kto roztopiłby to lodowe serce. Błagam Cię Czoko... zrób tak, żebym nie płakała pod koniec tego opowiadania...

    Buziaki.
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. NIESPODZIANKA! XD
    (gdybym napisala komentarz wczesniej, nie bylo by niespodzinki. Jest dopiero teraz, gdy ty juz pewnie stracilas nadzieje)

    Biedny Bill... Tom zadbal o niego najlepiej, jak mogl w tych ciezkich chwilach. I mial na tyle rozumu i dobrego serca, by nie probowac pocieszac Billa czyms w stylu: "przeciez ona cie krzywdzila, nie dbala o ciebie, nie kochala".
    Szkoda mi ojca Toma. Popelnil wiele bledow, ale w tym rozdziale pokazal sie zdecydowanie z tej lepszej strony. Musial kochac matke Billa, skoro jej smierc go przybila. A moze to tylko wyrzuty sumienia, ze to przez niego sie stoczyla?
    Zastanawiam sie, czy przyzna sie Billowi na pogrzebie, ze jest jego ojcem. Przeciez i tak zalatwi mu prace u tego znajomego, wiec chyba sie wreszcie poznaja? I gdy ojciec bedzie rozmawial z Billem na cmentarzu, podejdzie do nich Andreas, ktory do tej pory rozmawial o czyms z Tomem na boku, i zapyta "Co ty tu robisz, ojcze?". I Bill mimo zalamania zacznie laczyc fakty. Przyjmie oferte pracy, zeby byc jak najdalej od Toma, zeby o nim zapomniec. Ktos go tam zrani, wykorzysta. I Bill znowu wyladuje na ulicy, pojedzie do apartamentu Toma, ale go tam nie zastanie. Bo Tom przeniesie sie do mieszkanka, bo tam spedzil wspaniale chwile z Billem. Bill pojedzie do mieszkania, zastanie tam Toma i poprosi o nocleg na kilka nocy, bo nie ma sie gdzie podziac.
    A moze Bill domyslil sie w jakis sposob juz dawno, ze maja z Tomem tego samego ojca, ale sie tym nie przejmuje? Przeciez pakowal sie juz w trudne zwiazki: wykladowca, syn pracodawcy, gosc, ktory go zgarnal z ulicy i wykorzystal... Bill duzo przeszedl i moze stwierdzil, ze warto zaryzykowac dla tego poczucia bezpieczenstwa, ktore ma przy Tomie? Dlatego ze sie kochaja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sprobuj jutro nie podeslac albo nie opublikowac kolejnej czesci... ;>

      Usuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^