Witajcie, moi Drodzy! :) Kupkę czasu mnie tu nie było, ale musiałam się jakoś zabrać za to pisanie i oto udało się! Wspaniała Undzia zajrzała tu i tam, i dzięki jej pomyślności publikuję dla Was nową część :). Myślę, że się postarałam, no i jest tego prawie 10 stron Worda ^^. Tymczasem w głowie pełno pomysłów na ciąg dalszy! Więc przewiduję dość szybko kolejną część :).
A teraz życzę Wam smacznego i mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoją opinią :).
Że tak powiem, szydło wyszło z worka.
Wasza Czokoladka ;).
Część 15.
Potrzebowałem kilku dni, żeby
odespać tę nockę w pracy i nieco odżyć, aby wreszcie moje życie przestało
toczyć się wokół kawy, co przy Billu było naprawdę nie lada wyczynem. Odkąd
znałem całą prawdę o nim, jakoś łatwiej nam się
rozmawiało. Czarnowłosy opowiadał mi, co robił tego dnia, gdy był u swojej
matki i niesamowicie promieniał, gdy rzeczywiście wyglądało na to, że czuje się
lepiej. Poza tym pomimo zmęczenia, po pracy częściej wychodziliśmy z mieszkania,
a weekendy zaczęliśmy spędzać poza miastem, czym najbardziej oburzony był
oczywiście Andreas. Od czasu mojej zaległościowej katastrofy w firmie
przestałem go tak oszczędzać i miał teraz sporo roboty, za którą – o dziwo –
zabierał się bez marudzenia. Po ukończeniu wszystkiego najwyraźniej nie miał
już siły ani ochoty, żeby dalej męczyć moją znajdę.
W środku tego tygodnia wypadał
dodatkowy dzień wolnego, jednak ja musiałem wieczór wcześniej wybrać się z
ojcem do innego miasta na rozmowę z szefem jednej z firm, z którymi
współpracowaliśmy. Niechętnie zostawiałem czarnowłosego samego na noc i cały
kolejny dzień, ale twierdził, że nie mam się czym przejmować, bo on sobie
doskonale sam poradzi. Pocałował mnie tylko krótko na pożegnanie i wygonił do
wyjścia. Nie miałem pojęcia, kiedy moje życie tak naprawdę zaczęło kręcić się
wokół niego, ale nawet jeśli doskonale to do mnie wtedy docierało, na mojej
twarzy nie było ani śladu rozdrażnienia. Jedynie lekki uśmieszek na moich
ustach, które zaraz po tym, jak wsiadłem do samochodu zaczynały tęsknić. Kto by
pomyślał, że wszystko może tak bardzo się zmienić?
Negocjacje musiałem tak naprawdę
prowadzić sam, bo ojciec przez całe spotkanie raczył jedynie od czasu do czasu
pokiwać głową, a jego drugi asystent najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia,
co się wokół niego dzieje. W każdym razie ja byłem wykończony i ani myślałem w
drodze powrotnej odpowiadać na pytania dotyczącego mojego dobrego nastroju i
zmiany. To nie była jego sprawa i nie było takiej możliwości, żebym odpowiedział
mu szczerze, a już nawet nie chciało mi się wymyślać kłamstw.
Było po dwudziestej trzeciej, gdy
zaparkowałem samochód niedaleko budynku i udałem się do odpowiedniej klatki.
Jakby na złość kilka pięter przed miejscem docelowym, czyli moim mieszkaniem, winda
stanęła w miejscu i najwyraźniej ani myślała się ruszyć. Nie pozostało mi więc
nic innego, jak wwlec się na górę schodami, a z rana złożyć zażalenie do
dozorcy. Pomimo to miałem dość dobry nastrój. Byłem przekonany, że czarnowłosy
na pewno nie śpi i czeka na mnie w salonie przed telewizorem. To naprawdę
przyjemne uczucie – mieć do kogo wracać.
Mój dobry nastrój jednak szybko
uleciał, gdy piętro nad sobą usłyszałem głos mojego brata. Od razu zatrzymałem
się w miejscu, zamierzając ocenić, co tam się dzieje, zanim zrzucę go z tych
schodów.
– Dobra, dobra! Dzięki za drinka,
ale już na mnie pora – oznajmił właśnie Bill.
– Czekaj. Przez cały czas unikałeś
odpowiedzi na moje pytanie – oburzył się Andreas, na co ja skrzywiłem się nieco
i najciszej jak potrafiłem wspiąłem się na półpiętro, żeby móc ich widzieć.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć…
– Po prostu pozwól mi się do siebie
zbliżyć – zasugerował Andy, przysuwając się do niego niebezpiecznie i już
miałem się rzucić, żeby zrobić mu dziurę w czaszce i wyrzucić resztki jego
mózgu do kibla, gdy znajda stanowczo go odepchnął. – Znowu nic z tego?
– Zgadza się.
– Nawet małego całusa?
– Daj spokój, proszę cię.
– Nie rozumiem, co ci szkodzi –
mruknął z niezadowoleniem mój brat, cofając się o krok. I jego szczęście.
– Andy, chodzi o to… naprawdę cię
lubię. Świetnie się z tobą dogaduję, lubię się z tobą bawić, ale… Jeśli
rzeczywiście spotykasz się ze mną tylko dlatego, że oczekujesz czegoś z mojej
strony, to przykro mi, ale nic z tego.
Przez kilka chwil na klatce brzmiała
kompletna cisza. Bill wpatrywał się w przeciwległą do mnie ścianę, a mój brat
gapił się na niego, jakby ten właśnie dał mu w mordę. Właściwie pewnie sam bym
się tak czuł na jego miejscu, ale jakoś nie było mi go żal. To była odpowiednia
chwila, żeby wreszcie przestał nas dręczyć.
– Nie jestem godzien, co? Czy może
Tom ci zabronił? – zapytał poirytowany, a ja zacisnąłem dłonie w pięści, robiąc
już krok do przodu.
– Nie, przestań tak mówić.
Zwyczajnie z mojej strony nie ma niczego, czego mógłbyś ode mnie oczekiwać. –
Andreas prychnął cicho i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Więc nie wyłudzę od ciebie nawet
buziaka?
– Nie.
– A w ogóle jest ktoś, kto by
podołał? – zapytał w końcu, a Bill znowu tyko spuścił głowę. Andy po chwili
chwycił lekko jego brodę i uniósł jego twarzy, by czarnowłosy na niego
spojrzał. – Hm?
– Myślę, że tak.
– Kto? – rzucił krótko, ale wtedy na
chwilę trwającą całą wieczność znów zabrzmiała cisza. Mój brat niemal
wybałuszył oczy, gdy coś do niego dotarło i aż odsunął się od znajdy, który
spojrzał na niego przestraszony. – Nie żartuj! To niemożliwe!
– Przykro mi, Andy – powiedział
cicho czarnowłosy, uśmiechając się przy tym niezręcznie. – Kocham twojego
brata. Do szaleństwa.
– Naprawdę musisz być wariatem,
skoro z nim w ogóle wytrzymujesz. A już tym bardziej, że w ogóle się do tego
przyznajesz. Tom nigdy z tobą nie będzie – warknął, przez co zacisnąłem jedynie
mocniej zęby. Zamierzałem dać mu nieźle popalić kolejnego dnia w robocie i
przysięgałem sobie właśnie, że wyłapie ode mnie za byle głupotę. – A nawet
jeśli, to tylko przez chwilę się tobą zabawi i zostawi, a wiesz dlaczego? Jest
najstarszym synem, przejmuje firmę i to do niego należy spłodzenie i wychowanie
dzieciaka, który będzie następny w kolejce. W najlepszym wypadku zostaniesz
jego dziwką, której nigdy nie pozwoli się wymknąć, na wypadek, gdybyś…
– Zamknij się wreszcie! – warknąłem
wściekle, nie mogąc dłużej tego słuchać, a już szczególnie patrzeć na
przerażoną twarz czarnowłosego. Był blisko płaczu, a to sprawiało, że tym razem
naprawdę chciałem zabić swojego brata. – Kto dał ci prawo pieprzyć takie
głupoty?! – ryknąłem, wchodząc na piętro. Rzuciłem swoją torbę pod ścianę i
podszedłem do niego, łapiąc go od razu za szmaty. Andy przez chwilę nie miał pojęcia,
co się dzieje, gdy nim potrząsnąłem.
– Chcesz powiedzieć, że wiesz? –
wydusił z siebie wreszcie, próbując się uwolnić. Rzecz jasna bez żadnego
skutku.
– Nie twoja zasrana sprawa,
kretynie. I nie waż się więcej do niego zbliżać, bo jeśli jeszcze raz dowiem
się, że doprowadziłeś go do łez, osobiście cię zabiję i zakopię, rozumiesz to?!
– wrzasnąłem, ignorując echo, które poszło po klatce schodowej.
– Wciąż to powtarzasz, a jakoś
nadal miewam się dobrze – wyszczerzył się bezczelnie, a ja w tej samej chwili rozmachnąłem
się i zamierzałem strzelić mu w ten durny łeb, gdy poczułem, że ktoś łapie mnie
za rękę. Szarpnąłem się, ale czarnowłosy nie chciał puścić.
– Nie bij go!
– Puść – syknąłem, ale on pokręcił
tylko przecząco głową, nawet na mnie nie patrząc. Nie wiedziałem, czy grał w
tej chwili przed Andreasem, czy naprawdę nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. –
Świetnie, więc wolisz dalej wysłuchiwać tych bzdur? Może od razu się do niego
wyprowadzisz?
– Nie, po prostu go już puść. Pewnie
jesteś zmęczony po całym dniu. Odgrzeję ci kolację, będziesz mógł się odświeżyć
i położyć spać. Rano musisz wstać… – mówił cicho Bill. Przez moment żaden z nas
się nie ruszył, aż wreszcie czarnowłosy, jakby pewny, że go posłucham, odsunął
się i ruszył w głąb mieszkania. Ja spojrzałem tylko raz jeszcze wściekle na
brata.
– Ostatni raz – warknąłem i
rzeczywiście go puściłem, odwracając się do niego plecami, żeby podnieść swoją
torbę.
– Nie spodziewałem się, że aż tak
owiniesz go sobie wokół palca – usłyszałem zaraz potem głos tak przepełniony
pogardą, że aż ścisnęło mi żołądek. – Używasz sobie przynajmniej? Myślę, że tak
czy siak zdajesz sobie sprawę, że mówiłem prawdę. Jakkolwiek wygląda to z
twojej strony, nie będziesz mógł go przy sobie zatrzymać. Jeśli ojciec się
dowie…
– Piśnij choć słówko, to…
– Wiesz, że ci nie wolno. To ja mogę
dać mu…
– Zamilcz – rzuciłem chłodno. – On
cię nie chce, a ja nie pozwolę go skrzywdzić. Daję mu schronienie, to wszystko.
Zaraz potem wszedłem za znajdą do
mieszkania. Żaden z nas nawet się nie odezwał. Patrzyłem tylko, jak Bill idzie
do kuchni i faktycznie odgrzewa mi jedzenie. Nie miałem jednak pojęcia, jak mam
cokolwiek przełknąć z tak zaciśniętym żołądkiem. Cały mój dobry nastrój poszedł
w cholerę i byłem na siebie zły, że w ogóle pozwoliłem im rozmawiać, zamiast od
razu przerwać tę farsę po tym, jak czarnowłosy oznajmił mu, że nic między nimi
nie będzie. Teraz pozostawało mi czekać, aż znajda zapyta mnie, ile z tego, co
powiedział Andreas jest prawdą. On jednak przyniósł mi talerz, sztućce i
szklankę z sokiem, po czym usiadł obok i nawet na mnie nie patrzył. Czekałem,
ale nie odezwał się, więc wreszcie spróbowałem coś zjeść. Szło mi opornie, ale
chyba tylko ze względu na smak dałem radę trochę tego w siebie wcisnąć. W końcu
jednak odłożyłem sztućce i utkwiłem wzrok w profilu jego twarzy. Złapałem go za
rękę, gdy próbował zabrać talerz, z którego znikła zaledwie mniejsza część
porcji.
– Poczekaj. Nie chcesz… porozmawiać?
– zapytałem, patrząc na niego niepewnie.
– O czym?
– O tym, co powiedział mój brat –
odparłem, ale on prychnął jedynie, wyrwał swoją rękę i zabrał talerz ze stołu.
– Bill.
– Nie ma o czym mówić. Od dawna
wiem, że oficjalnie nie mogę mieć nic wspólnego z twoim życiem osobistym.
– Nie zamierzam robić sobie z ciebie
niewolnika…
– Oczywiście, że nie. Po prostu mnie
zostawisz – stwierdził, jakby nigdy nic, znikając zaraz potem w kuchni, a ja
zacisnąłem tylko dłonie w pięści.
Co właściwie chciałem mu powiedzieć?
Andy miał rację. Nie będę mógł tego zbyt długo ciągnąć. Ojciec wreszcie się
zorientuje, że z nikim się nie spotkam i zacznie mnie męczyć, aż wreszcie będę
musiał zacząć kłamać i prawda wyjdzie na jaw. A wtedy osobiście dopilnuje, żeby
Bill na dobre zniknął z mojego życia. Tylko, co ja mogłem zrobić, żeby do tego
nie dopuścić? Nic. Ewentualnie odsunąć się od niego, póki to wszystko było
jeszcze tak świeże…
– Jesteś zły, że spotkałem się z
Andreasem? – dotarło do moich uszu, w jednej chwili wyrywając mnie z zamyślenia.
Spojrzałem na czarnowłosego, nic nie rozumiejąc z jego słów.
– Zły? – powtórzyłem, starając się
to ogarnąć, ale za nic nie rozumiałem, dlaczego zadaje takie pytanie po tym, co
dopiero miało miejsce. – Nie, nie jestem, ale…
– Więc zrozum, że ja też staram się
nie mieć do ciebie żalu – powiedział, siadając obok mnie przy stole. –
Wiedziałem, w co się pakuję, więc nie będę teraz zgrywał pokrzywdzonego.
Jedyne, o co cię proszę… to żebyś dał nam tak dużo czasu, jak to tylko możliwe
– stwierdził, kładąc swoją dłoń na mojej.
– Czasu?
– Jesteśmy jeszcze dość młodzi,
prawda? Chyba nie musisz się jeszcze hajtać? – zapytał, uśmiechając się lekko,
a ja patrzyłem w jego oczy, starając się nie dostrzegać smutku, który się w
nich krył. Cholera, to już nie mógł zakochać się w Andreasie? Może dostałby w
końcu od życia to, na co zasługuje. Poza tym, kto tu mówi o miłości?! Nigdy
wcześniej nawet w moich snach nie wyznał mi tego, więc dlaczego powiedział o
tym mojemu bratu? – Tom? Mógłbyś to dla mnie
zrobić? – zapytał, a ja zagryzłem mocno wargę, zdając sobie nagle sprawę, że
duszę w sobie… łzy. Odwróciłem więc od niego gwałtownie wzrok i przetarłem
dłonią zmęczoną twarz. Nie byłem w stanie mu tego wtedy powiedzieć, ale nie
potrafiłem znieść myśli, że będzie przeze mnie cierpiał. Im dłużej to będzie
trwało, tym trudniej będzie nam w przyszłości to skończyć. Przecież doskonale o
tym wiedziałem.
– Póki co idę się umyć – mruknąłem i
podniosłem się od stołu, ruszając w kierunku łazienki. Co innego miałem zrobić?
Złożyć obietnicę, która potem niszczyłaby nas obu? Chociaż prawda była taka, że
i tak nie wyobrażałem sobie, żeby czarnowłosy mógł zniknąć z mojego życia.
Ledwo wszedłem pod prysznic i
zdążyłem włączyć wodę, jak szklane drzwiczki za moimi plecami się otworzyły, z
czego zdałem sobie sprawę, gdy chłodne powietrze owiało moją mokrą już skórę.
Odwróciłem się więc, a pierwszą rzeczą jaką zobaczyłem były dwa brązowe
punkciki, które zdawały się lekko do mnie uśmiechać. Do głowy przyszło mi
pytanie: czy on nigdy nie odpuszcza?
– Co tu robisz?
– Pomyślałem, że pomogę ci umyć
plecy – odparł, muskając delikatnie moje usta pod strumieniem wody.
Kto przy zdrowych zmysłach chciałby
odsuwać sobie całą radość, jaką ma z życia?
Minęły dwa kolejne dni, zanim
wróciliśmy do porządku dziennego. Zdawało się, że między nami nic się nie
zmieniło od czasu tamtej rozmowy, jednak mój brat omijał mnie szerokim łukiem i
nie dotąd nie odezwał się do mnie ani słowem. Niemniej chodziłem jak na
szpilkach za każdym razem, gdy widziałem, że wchodzi do gabinetu ojca. Wahałem
się, czy byłby w stanie aż tak bardzo mnie pogrążyć, ale miałem cichą nadzieję,
że jednak nic takiego nie zrobi. Z tego wszystkiego w firmie starałem się być
jeszcze bardziej wydajny i przydatny. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie załatwiłem
tak dużej ilości spraw ponad normę, nie wspominając o nadgodzinach, które
wynikały z tego, że pojawiałem się w swoim biurze przynajmniej na godzinę przed
czasem. Mijał już drugi tydzień od tamtego feralnego spotkania, gdy w moich
drzwiach pojawił się Andreas. Po ostatnim czasie jego wizyta była dla mnie
zaskoczeniem i sam nie wiedziałem, co myśleć, patrząc na jego poważną minę.
Zamknął za sobą drzwi i zatrzymał się przed moim biurkiem z założonymi rękoma.
– Przestań – rzucił w końcu,
wpatrując się we mnie uparcie, ale mimo woli nie rozumiałem, o co mu chodziło.
Pomyślałem przez chwilę, że może mówić o Billu i dosłownie poczułem, jak
agresja zaczęła napinać wszystkie moje mięśnie. – Musisz zacząć zachowywać się
normalnie, zanim ojciec zacznie węszyć.
– Co takiego? – mruknąłem, marszcząc
brwi.
– Zapierdalasz jak durny. Robisz dwa
razy tyle, co zwykle, z nikim nie gadasz, jeśli nie musisz i załatwiasz
wszystko sam. Ojciec uważa, że coś się stało, wypytywał mnie o to już trzy razy
i nie mam pewności, czy w ogóle mi wierzy – oznajmił. – Więc przestań, do
cholery, zanim to spierdolisz.
Musiałem zacisnąć mocno zęby, żeby
zignorować sposób, w jaki brat się do mnie odzywał. Niemniej byłem zdziwiony
jego słowami. Nie dość, że mnie nie wydał, to jeszcze próbował mnie kryć? To
było dziwne. Za to sposób ojca irytujący, nawet jeśli faktycznie pracowałem,
jak szalony, żeby tylko nie skupiać się na swoich obawach.
– Co mu powiedziałeś? – zapytałem wreszcie
chłodno, przyglądając mu się uważnie.
– Że u ciebie jest bez zmian, po
prostu masz dobrą passę do pracy i że chcesz go odciążyć, dlatego nie zawracasz
mu głowy interesami, które możesz sam załatwić.
– Niby ja ci to powiedziałem?
– Nic mi nie powiedziałeś,
przekazałem to jako moje własne wnioski. Choć raz mógłbyś docenić, że ratuję ci
tyłek. A teraz zbieraj manatki, wracaj do mieszkania i upewnij się, że…
– Sorry – mruknąłem, gdy rozdzwonił
się mój telefon. Na ekranie świeciło imię znajdy, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
Nie miał w zwyczaju wydzwaniać, gdy byłem w pracy. Zerknąłem raz jeszcze na
Andreasa i odebrałem. – Tom Kaulitz, słucham.
– Tom… – wystarczyło, żeby dotarło
do mnie to jedno słowo, aby moje oczy otworzyły się szerzej z zaskoczenia.
Płaczliwy ton głosu czarnowłosego był ostatnią rzeczą, której się spodziewałem.
– Co się dzieje?
– Mama…
– Co?
– Ona… Ona nie… – próbował mi coś
powiedzieć, ale zamiast tego, wybuchnął szlochem, a połączenie zostało
przerwane. Nie było czasu, żeby się zastanawiać. Zerwałem się na proste nogi,
wrzuciłem kilka swoich rzeczy do torby i ruszyłem do wyjścia.
– Sorry, Andy, muszę lecieć.
– Coś się stało? – zapytał,
zatrzymując mnie na chwilę. Przez kilka sekund patrzyłem mu prosto w oczy i skrzywiłem
się, widząc, że żal, który w nich wcześniej był, zniknął
na rzecz troski o Billa.
– Nie wiem, ale na to wygląda –
odparłem krótko.
– Może mógłbym…? – urwał nagle i
prychnął cicho pod nosem. – Nieważne. Zadzwoń, gdybyś potrzebował pomocy – rzucił
tylko i zaraz potem zszedł mi z drogi.
Gdy biegłem do samochodu, poczułem
coś na pozór goryczy. Brat najprawdopodobniej znienawidził mnie za to, że
okazałem się stać na jego drodze do znajdy. Kryjąc mnie przed ojcem, starał się
chronić właśnie Billa, nie mnie. Prócz tej chudej cholery, która dopiero co
zadzwoniła do mnie zapłakana, nikomu już nie zależało na tym, żebym to ja bym
szczęśliwy. Musiałem przyznać, że to samo w sobie było już dość bolesne, żeby
jeszcze zdawać sobie sprawę, że i jego za jakiś czas stracę. Czy ktoś mógłby
się dziwić, że robię wszystko, żeby tylko o tym nie myśleć?
To był jeden z moich najlepszych
czasów na drodze firma-mieszkanie. Wpadłem do mieszkania przez uchylone drzwi,
rzuciłem swoje rzeczy w kąt i od razu zacząłem rozglądać się po salonie, który
wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Znajdy tam nie było, więc
zajrzałem po drodze jeszcze do kuchni i łazienki, nim otworzyłem drzwi do
sypialni, gdzie leżał skulony na łóżku, łkając w poduszkę. Serce niemal stanęło
mi w miejscu.
– Bill? – odezwałem się ostrożnie,
podchodząc do łóżka. On tylko spojrzał na mnie przez chwilę, po czym znów
wybuchnął głośnym szlochem, rzucając mi się na szyję. Objąłem go od razu, tuląc
go mocno do siebie. Gładziłem powoli jego plecy, mając nadzieję, że zaraz się
uspokoi, ale nic na to nie wskazywało. – Ciii… Co się stało?
– Mama nie żyje… – wydusił z siebie
tak cicho, że ledwie to zrozumiałem, jednak informacja ta wystarczyła, żeby
zrobiło mi się słabo. Nie żyje? Ta sama kobieta, która terroryzowała go przez
tyle lat, przez którą przeszedł przez piekło, którą od dłuższego czasu
odwiedzał niemal dzień w dzień. Przez myśl przebłysło mi pytanie, gdzie ona ma
sumienie, żeby po tym wszystkim znowu go zostawić? Nie znałem jej, a jednak
miałem do niej żal, który przez chwilę przysłonił mój rozsądek. Minęła chwila,
nim dotarło do mnie, że teraz raczej nie miała na to zbyt wielkiego wpływu. Nie
zmieniało to jednak faktu, że nie byłem w stanie powiedzieć ani jednego słowa,
które mogłoby jakoś pomóc czarnowłosemu. Usiałem więc jedynie na skraju łóżka,
wciągnąłem go sobie na kolana i całym sobą starałem się dać mu tyle ciepła,
bliskości i bezpieczeństwa, ile tylko byłem w stanie.
Minęła dobra godzina, nim Bill
przestał płakać. Ani na chwilę jednak nie przestał mocno mnie ściskać.
Przynajmniej do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że zasnął ze zmęczenia.
To był pierwszy raz, gdy ktoś tak ufnie po prostu odpłynął pomimo łez, jednak
nie specjalnie mnie to cieszyło. Może tylko to, że mogłem teraz przy nim być.
Trochę zdrętwiałem przez cały ten czas, więc upewniając się, że go tym nie
obudzę, położyłem go ostrożnie na łóżku i przykryłem kołdrą, samemu chcąc niego
rozprostować kości. Sam chciałbym zobaczyć swoją minę, gdy po wyjściu z
sypialni zobaczyłem w salonie mojego brata.
– Co tu robisz? – warknąłem cicho,
ale on wciąż tylko wpatrywał się w drzwi do sypialni.
– Co z nim?
– Śpi.
– Widziałem… jak płakał. Co się
stało? – zapytał, a na jego twarzy nie było cienia jego zwykłej wesołości.
– Jego matka… najwyraźniej zmarła w
klinice. Nie wiem nic więcej – odpowiedziałem mu, już nawet się nie dziwiąc, że
nawet nie potrafiłem w tamtej chwili mieć pretensji do
Andreasa. On jednak zrobił tylko wielkie oczy, jakbym właśnie opowiedział mu
coś zaskakującego.
– Nie wiedziałem… że ma tu gdzieś
matkę – wyjaśnił po chwili, odwracając ode mnie twarz. – Szlag by to. Mogę coś
zrobić?
– Poradzisz sobie beze mnie w
firmie? – zapytałem wprost. – Czuję, że… będę musiał tu z nim trochę zostać –
dodałem po chwili, widząc, że brat bez dyskusji kiwa głową na znak, że rozumie.
– Dzięki… – mruknąłem jeszcze tylko i ruszyłem w stronę kuchni.
Pomyślałem, że lepiej będzie jeśli
wypiję jakąś kawę. Zrobiłem więc dwie, o dziwo, nie zamierzając wyrzucać
Andreasa z mieszkania. Zakręciłem się jeszcze wokół lodówki i przygotowałem coś
do jedzenia zarówno dla siebie, jak i dla czarnowłosego, gdy wstanie. Zaraz
potem zaniosłem dwa kubki i swój talerz do salonu. Patrząc na to z perspektywy
czasu, to był pierwszy raz, kiedy tak spokojnie spędziliśmy czas w swoim
towarzystwie, bez żadnych spięć czy nerwów. Raczej niewiele się do siebie
odzywaliśmy, ale przynajmniej nie doszło do kolejnej kłótni.
– Pójdę już – stwierdził w końcu
Andy, podnosząc się ze swojego miejsca. – Myślę, że to nie jest odpowiedni
moment na odwiedziny. Lepiej, żeby mnie tu nie było, gdy się obudzi.
– Powiem mu, że byłeś –
stwierdziłem, samemu do końca nie rozumiejąc, dlaczego to robię. W tamtej
chwili obaj musieliśmy być zdziwieni. Wreszcie jednak odchrząknąłem nieco i
odwróciłem od niego twarz. – Myślę… że będzie mu miło ze świadomością, że ktoś
jeszcze o nim pamięta. No i po ostatniej sytuacji… – rzuciłem, nie kończąc.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że dla Billa mój brat rzeczywiście
mógł być przyjacielem.
– Racja. Pozdrów go ode mnie. I…
przeproś.
– Jasne – mruknąłem.
– To lecę – rzucił na koniec i
ruszył do wyjścia.
Tamtego dnia nie poznawałem ani
siebie, ani jego, ale za to doskonale rozumiałem, że to nie jest teraz
najważniejsze. Dlatego też zabrałem do sypialni jedzenie i herbatę dla
czarnowłosego. Wciąż spał, ale stwierdziłem, że będzie lepiej, jeśli teraz na
trochę wstanie, żeby potem nie obudził się w środku nocy. Wyglądał tak
niewinnie i smutno, leżąc wśród tej pomiętej pościeli. Postawiłem talerz i
kubek na szafce, a sam usiadłem obok niego na łóżku, delikatnie gładząc jego
policzek, póki nie otworzył oczu.
– O… Tom? Zaspałem? – zapytał na
wpół trzeźwo. Spokój jednak szybko zniknął z jego twarzy i dosłownie widziałem,
jak wracają do niego wszystkie wspomnienia. – Tom…
– Już dobrze – odezwałem się
spokojnie, przyciągając go do siebie, po czym lekko go pocałowałem. Po tym jego
wargi wygięły się w mały, smutny uśmiech, a ja miałem do siebie żal, że tak
naprawdę nie mogę nic dla niego zrobić. – Powinieneś coś zjeść i nieco się
odświeżyć. Poczujesz się lepiej.
– Czekała na przeszczep… – wyszeptał.
– W tym tygodniu znalazł się idealny dawca. Miała mieć operację…
– Przykro mi, Bill – powiedziałem, bo nie
byłem w stanie odnaleźć innych słów. – Nic już na to nie poradzimy. Proszę,
zjedz coś – poprosiłem, podsuwając mu talerz.
Spojrzał pustym wzrokiem na jego
zawartość i westchnął, a potem zabrał go ode mnie. Przez dłuższą chwilę się
wahał, ale wreszcie włożył do ust pierwszy kęs, choć miał minę, jakby chciał
stąd uciec. Najgorsze było to, że bałem się, że rzeczywiście to zrobi.
– Gotowałeś?
– No… tak – odparłem speszony, ale
obawiałem się zapytać, czy mu smakuje.
– To chyba pierwszy raz.
– Musiałem się czymś zająć, no i…
Właśnie. Był tu Andreas. Przyjechał, bo był przy tym, jak do mnie zadzwoniłeś…
W każdym razie kazał cię pozdrowić i przeprosić – powtórzyłem tak, jak prosił
mnie brat. Czarnowłosy był wyraźnie zaskoczony. Podniósł na mnie swoje duże,
brązowe oczy i znów smutno się uśmiechnął. Coś niemal zabolało mnie w środku,
ale teraz to wydawało się bardziej oczywiste. Cieszył się, że Andy się od niego
nie odsunął po tym, co mu wyznał.
– Dziękuję – rzucił w końcu i
westchnął cicho. – Naprawdę smaczne – dodał jeszcze po chwili, ocierając z
policzka łzę, która toczyła się samotnie po jego bladej skórze.
Nie mogłem na to patrzeć. Sam miałem
ochotę z tego wszystkiego się rozpłakać, więc po prostu przysunąłem się do
niego bardziej i objąłem lekko, żeby tylko czuć go przy sobie, ale nie przeszkadzać
mu w jedzeniu. Grzecznie zjadł i wypił wszystko, co mu przyniosłem, po czym
kazałem mu pójść wziąć prysznic, na co widocznie nie miał ochoty, ale w końcu i
to zrobił. Wiedziałem, że się podłamał, ale nie mogłem pozwolić, żeby było
jeszcze gorzej.
Próbowałem jeszcze porozmawiać z nim
na temat pogrzebu jego matki. Byłem gotów zająć się wszystkim i oczywiście
zapłacić, ale czarnowłosy kręcił tylko przecząco głową. Jedyne, co udało mi się
od niego wyciągnąć to to, że już ktoś inny zobowiązał się to zrobić. Nie
dowiedziałem się już jednak, kto. Nigdy dotąd nie było mi tak ciężko patrzeć na
czyjąś przygnębioną twarz i puste spojrzenie, które zdawało się nie dostrzegać
niczego prócz bólu. Kiedy Bill opowiadał mi o swojej matce pierwszy raz, byłem
pewien, że nie cierpi jej za to, co mu zrobiła i dopiero po jej śmierci
zrozumiałem, w jakim byłem błędzie.
Dopiero kolejnego dnia znajda
wyczołgał się na dobre z łóżka. Jako że nie chciałem wszystkiego zrzucać na
głowę Andreasa, część pracy wykonałem sam, siedząc w salonie z komputerem na
kolanach i Billem wtulonym w mój bok. W tle leciał jakiś program telewizyjny,
ale i tak widziałem, że chłopak patrzy bardziej na ścianę tuż obok. Ugrzązł w
swoich myślach do tego stopnia, że nie zauważał nawet, gdy wpatrywałem się w
niego bez przerwy przez kilkanaście minut. A kiedy wreszcie nie wytrzymałem i
chwyciłem go lekko za brodę, żeby na mnie spojrzał, wyrwał się i spuścił wzrok
na swoje kolana. Było to nieco bolesne, ale rozumiałem. Starałem się zrozumieć.
– Zrobię obiad – oznajmił wreszcie,
po czym odsunął się ode mnie i wstał z kanapy. Ja spojrzałem tylko za nim
zmartwiony. Nie miałem pojęcia, co zrobić.
– Nie musisz. Zamówimy coś.
– Nie, muszę… coś robić. Cokolwiek –
stwierdził, biorąc głęboki oddech, jakby obawiał się, że za chwilę znów się
rozpłacze.
– Może ci pomogę?
– Nie. Chcę być sam – uciął krótko i
pomaszerował do kuchni.
Zdążyłem jedynie bezradnie
westchnąć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Odstawiłem więc komputer na stół
i poszedłem otworzyć. Raczej nikogo się nie spodziewałem, szczególnie o tej
porze, gdy Andy z pewnością był w firmie. Po drugiej stronie stał jednak
zupełnie obcy mi mężczyzna, który ubrany w czarny garnitur najwyraźniej zdziwił
się na mój widok.
– Czy pan Bill Trumper? – zapytał, na
co ja uniosłem jedynie wyżej jedną brew.
– Już wołam, proszę poczekać –
mruknąłem, wycofując się do salonu. – Bill? – zawołałem krótko, jednak gdy nie
było odzewu, wszedłem do kuchni. Wprawdzie na blacie szafki i stole rozłożone
były różne rzeczy, które mogły świadczyć o tym, że zamierzał coś ugotować, ale
on sam siedział przy ścianie i płakał. – Bill… – szepnąłem bezsilnie i kucnąłem
przy nim, podnosząc go ostrożnie, żeby zaraz potem mocno go do siebie
przytulić.
– Prz… prze… przepraszam – wydukał,
od razu wybuchając szlochem. – Nie dam rady. Nie zrobię nic…
– Nieważne, nie musisz przepraszać –
odparłem cicho, gładząc go przez chwilę po plecach. W końcu jednak odsunąłem go
do siebie, żeby spojrzeć mu w twarz i otrzeć ją nieco. – Ktoś przyszedł do ciebie.
Pójdziesz sprawdzić, kto to, czy mam go odesłać do diabła? – zapytałem,
próbując się ostrożnie uśmiechnąć, ale on tylko zagryzł wargi.
– Pójdę – stwierdził krótko, więc
wypuściłem go z objęć i pozwoliłem iść przodem.
Czarnowłosy sam otarł jeszcze raz
twarz i przy zlewie opłukał ją zimną wodą, po czym ruszył w stronę drzwi
frontowych. Facet, który przyszedł wciąż tam stał, ja jednak widziałem go tylko
z salonu, nie słysząc nic z tego, co mówił. Dojrzałem, że podał coś znajdzie, a
chwilę później kiwnął mu lekko głową i odszedł. Bill zamknął mieszkanie i po
chwili do mnie podszedł, wciskając mi w rękę małą czarną kopertę.
– Termin pogrzebu – rzucił wprost.
Byłem nieco zaskoczony, że podawał komuś ten adres, ale przecież tu mieszkał.
No i nie była to najlepsza chwila na takie dyskusje. Nie czekając ani chwili,
znów przytuliłem go do siebie mocno.
Zdawałem sobie sprawę, że to trochę
nie fair wobec znajdy, ale nie mogłem patrzeć, jak się męczy i zadręcza. Nie
mógł spać w nocy, a potem koło południa zapadał ze zmęczenia w niespokojny sen,
dlatego w końcu dodałem mu do soku czegoś na uspokojenie. Był później jeszcze
bardziej nieobecny, ale przynajmniej wyglądał spokojniej i nie wybuchał co
chwilę płaczem. To samo zrobiłem wieczorem, dzięki czemu przespał całą noc.
Bardzo uważałem, żeby się nie zorientował, choć nie miałem pewności, czy
zdenerwowałby się, gdybym powiedział mu prawdę.
W dni pogrzebu, na który zamierzałem
wybrać się razem z czarnowłosym, musiałem najpierw udać się do firmy, żeby
wypisać zaległy wniosek o urlop, który nieco niespodziewanie sobie wziąłem.
Wyjechaliśmy razem i po drodze odebraliśmy jeszcze wieniec pogrzebowy, zanim
zostawiłem go na parkingu w samochodzie. Pocałowałem go przed tym jeszcze lekko
i obiecałem, że wrócę za kilka minut, bo wydrukowanie i przekazanie wniosku
sekretarce nie mogło przecież zająć mi więcej czasu. Oczywiście spotkałem po
drodze Andreasa, który również miał się z nami zabrać, więc od razu odesłałem
go na dół, a sam poszedłem do swojego biura. Dopiero, gdy z niego wychodziłem,
wpadłem niespodziewanie na swojego ojca. Na jego widok poczułem wyjątkowo
nieprzyjemny ucisk w żołądku. Głównie dlatego, że człowiek ten nie często
zapuszczał się w te korytarze, a gdy już to robił, to nigdy nie zapowiadało nic
dobrego.
– Gdzieś się wybierasz? – zapytał,
zaglądając w papiery, które położyłem na biurku mojej sekretarki, której
aktualnie za nim nie było.
– Wypadło mi coś ważnego.
– Tak, wiem, ale zanim wyjdziesz,
musimy porozmawiać – oznajmił poważnie, odkładając papier. Niemal przeszły mnie
dreszcze, gdy usłyszałem ten ton: ja mówię, a ty wypełniasz polecenia.
– Wybacz, ojcze, ale spieszę się.
– Zdążysz na czas. To zajmie tylko
chwilkę – oznajmił, po czym ruszył do swojego gabinetu, kompletnie mnie
ignorując. Doskonale wiedział, że nie mogę w tej chwili mu odmówić. W innym
wypadku mógłbym tego pożałować. Tym samym po chwili siedział już na swoim
stałym miejscu, a ja stałem tuż przed nim. – Usiądź.
– Naprawdę się spieszę – mruknąłem
nieco zniecierpliwiony. W tej chwili Bill był ważniejszy, niż kazanie ojca,
czegokolwiek miało dotyczyć.
– Powiedziałem, żebyś usiadł, Tom.
Nie każ mi się powtarzać. Kiedy skończę, będziesz mógł wyjść i pobiec do tego
chłopaka. Rozumiesz? – oznajmił ostro i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak
bardzo poważną rozmowę chciał ze mną przeprowadzić. Jednocześnie poczułem, jak
mnie mdli. Dlaczego akurat teraz? Byłem pewien, czego zażąda ode mnie ojciec, a
jeszcze bardziej dobiła mnie świadomość, że na chwilę obecną po prostu nie
mógłbym spełnić jego oczekiwań. Jak mógłbym zostawić go w takiej chwili?
Dopiero na koniec tknęło mnie pytanie: skąd się dowiedział…?
– Przeklęty, Andy… – warknąłem pod
nosem i ze wściekłą miną zająłem miejsce.
– Nie, nie. Nie obawiaj się, twój
brat nie pisnął ani słowa. Obaj jesteście kompletnymi idiotami, ale to za
chwilę się skończy – stwierdził, na co ja tylko zacisnąłem zęby.
– Nie zostawię go, tato. Nie mogę,
rozumiesz? – wycedziłem chłodno.
– Nie zamierzam cię do tego
przekonywać. Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchał. To nie będzie długa historia –
powiedział, przecierając twarz dłonią. Zaskoczyły mnie jego słowa, więc nawet
się nie odezwałem. Czyżbyśmy się mylili, zarówno ja, jak i Andy? – Więc… jak
pewnie dobrze wiesz, nie specjalnie układało mi się na początku z twoją matką.
To nie było małżeństwo z miłości, wszystko przyszło z czasem. Dość często
zdarzało mi się ją zdradzać, stąd też wziął się Andreas…
– Po co mi to mówisz? – przerwałem
mu zniecierpliwiony. – Naprawdę, twoje życie intymne jest tylko twoją sprawą.
– Słuchaj – upomniał mnie. – Jednak
matka Andreasa nie była jedyną, której zrobiłem dzieciaka. Widzisz… Była
jeszcze inna kobieta, w której byłem zadurzony po uszy. Nie miała jednak pojęcia,
kim jestem, dlatego nigdy nie uznałem jej dziecka. W końcu ile razy mogłem
jeszcze poniżać twoją matkę, kolejnymi dziećmi z nieprawego łoża? – rzucił
ironicznie, na co ja tylko się skrzywiłem. – Płaciłem jej nieoficjalnie
alimenty. Problem polegał na tym, że ta piękna, dumna kobieta nie pogodziła się
nigdy z tym, że od niej odszedłem i mówiąc wprost, stoczyła
się na samo dno – oznajmił, a mnie mimowolnie przeszły dreszcze, gdy spojrzał
mi prosto w oczy. W tamtej chwili pragnąłem przede wszystkim wyłączyć swój
umysł, wykasować ze świadomości jego słowa i uciec. Nie chciałem poznać morału
tej historii.
– Już ci mówiłem. Nie obchodzą mnie
twoje podboje.
– Szkoda, bo myślę, że
zainteresowałaby cię historia jej syna. Ma na imię Bill. Jest w twoim wieku i
naprawdę wspaniały z niego chłopak, choć z tego, co wiem, wiele przeszedł…
– Łżesz! – wrzasnąłem, podnosząc się
z fotela. – Każdy kretyn z twoimi wpływami mógłby wymyślić taką historyjkę!
Naprawdę nie wystarczyłoby ci, gdybyś kazał mi go rzucić? Wiesz, że i tak
musiałbym w końcu to zrobić! Nie będziesz niszczył nam życia!
Krzycząc, nie zauważyłem, że ktoś
wszedł do gabinetu. Dopiero po chwili zorientowałem się, że stoi za mną
zdezorientowany młody mężczyzna z wielkim wieńcem pogrzebowym. Najwyraźniej był
przestraszony zamieszaniem, jakie zastał.
– Och, dziękuję. Proszę to tu
zostawić – powiedział mój ojciec, wskazując na jedną z szaf. Mężczyzna kiwnął
tylko głową i po chwili już go nie było. – Oskarżaj mnie, o co chcesz, ale
mówię prawdę. Miałem was na oku, od kiedy Andreas sypnął się, że kogoś do
siebie sprowadziłeś. Wiem, jak wygląda moje dziecko. Wiem o nim więcej od
ciebie. Bądź więc dobrym bratem i nie pozwól mu się o tym dowiedzieć. Załatwię
mu posadę u mojego znajomego projektanta. Będzie mógł dokończyć tam studia i
dzięki temu będzie daleko stąd. Jeśli dobrze pójdzie, nigdy więcej go nie
zobaczysz, ale przynajmniej będzie tam szczęśliwy. Ludzie do niego lgną,
poradzi sobie.
– Kłamiesz – powtórzyłem znowu,
jednak tak słabym głosem, że sam ledwie siebie zrozumiałem. To nie mogła być
prawda. Nie mogła.
– A teraz, skoro już wszystko sobie
wyjaśniliśmy, chodźmy. Nie chcemy przecież spóźnić się na pogrzeb – stwierdził
spokojnie, podnosząc się zza biurka.
Chciałem umrzeć, gdy na jego twarzy pojawiło
się przygnębienie w momencie, kiedy podnosił wieniec. Cała energia, którą
widocznie zbierał, żeby mi o tym powiedzieć, uleciała z niego, jego ramiona
opadły, a on wyszedł z gabinetu, nawet się na mnie nie oglądając. Skurwiel.
Sukinsyn. Pieprzony szmaciarz. Jak mógł nam to zrobić? Jak mógł to zrobić
Billowi, pozwalając, by przez całe życie nim pomiatano? Pozwalając, żebyśmy
pomyśleli, że łączy nas uczucie inne niż braterstwo? Jak mógł pozwolić, żebym
kiedykolwiek go tknął?!
Wybiegłem z gabinetu prosto do
łazienki. Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak niedobrze. Nie wiedziałem, jak
teraz mam zejść na dół i spojrzeć w te jego smutne, puste oczy, które widziały
we mnie nadzieję. Nie miałem pojęcia, jak się zachować, gdy znowu będę go
przytulał, a jego wargi znajdą się blisko moich. I jak, do cholery, wymazać z
pamięci jego ciepło i namiętność, które sprawiały, że zapominałem o
jakimkolwiek rozsądku? Wiedziałem, że koniec kiedyś się zacznie, ale to był już
koniec wszystkiego.
Uuuu ale się porobiło... Ciekawe co Tom teraz postanowi.
OdpowiedzUsuńZryłaś mi tym odcinkiem banie. W jednym odcinku wydarzyło się już tak wiele. Wiem, że Tom będzie musiał z pewnością jakoś to zakończyć, czy teraz zacznie się ten zły czas? A może będą na tyle silni by się nie ranić i przetrwają razem z tym faktem? Kolejną minutę staram się ogarnąć to wszystko.. Twoje pomysły są naprawdę wspaniałe chociaż często Cię za nie nienawidzę.. Proszę, nie spieprz im tego, nie znadzie która pokrywa swoją nadzieję w swoim ukochanym.. - Paula.
OdpowiedzUsuńCzoko... Ty okrutnico, noooo! :<
OdpowiedzUsuńJustyna
ja ciebie doslownie NIENAWIDZE, Czeko!!!! Jak TY moglas mi to zrobi!?!?!?!?!?
OdpowiedzUsuńw jednej chwili cieszylam sie ze Bill tak "zgrabnie" dal Andiemu do zrozumienia ze Tom jest tym jedynym i to, ze mimo stosunki Billa i Toma nadal sa takie nieulozone, oni moga cos z tego stwozyc i byc szczesliwi...
.....ale to....
czemu do cholery musialas wrzucic ten "braciany" (cholera, istenieje w ogole takie slowo w j.polskim? haha) stosunki. shit, to ze Tom za jakiekolwiek krzywdy wzgledem Billa moglby zabic Andreasa, to swojego ojca
(no i teraz Biilla) chyba z kilka razy wiecej.
to jest po prostu niemozliwe ze po tym wszytskim co oni przeszli - jest jeszcze to!!!!!!
sama sie zastanawiam co miedzy nimi teraz bedzie.....i jesli "Więc przewiduję dość szybko kolejną część" bedzie trwalo co dodawanie tyle to jej, to ja normalnie przylece i cie zamorduje hahahha
damn u, juz sie nie moge doczekaj kolejnej czesci !!!!!!
Poczułam się dziwnie, bo pierwsze, co przyszło mi do głowy, to... no to co, że jest Twoim bratem, haha. Oj Czoko...
OdpowiedzUsuńO nieeeeeee ... :( Tom nie może teraz zostawić Billa !!! To nie może się tak zakończyć , przecież oni się tak kochają :(
OdpowiedzUsuńcoś czuję, że ta historia dobrze się nie skończy..
OdpowiedzUsuńCzoko.. Nie rób mi tego.. ;c zakończ to szczęśliwie błagam... <3
OdpowiedzUsuńKiedy ostatnio mówiłaś, że słusznie martwi mnie ojciec Toma myślałam, że zabroni mu spotykać się z Billem, zagrozi wydziedziczeniem, wyrzuci z pracy... ale za nic w świecie nie spodziewałam się, że wywiniesz taki numer! No Czoko na litość Boską! Coś Ty zrobiła? -.-"
OdpowiedzUsuńJa mam ogromną... nie, GARGANTUICZNĄ nadzieję, że wszystko się tu jeszcze ułoży i chłopcy mimo wszystko będą ze sobą i będą szczęśliwi. No bo Billy... tyle przeszedł, tyle wycierpiał... Tom jest mu potrzebny, a i Tomowi przydałby się ktoś kto zawsze by na niego czekał i kto roztopiłby to lodowe serce. Błagam Cię Czoko... zrób tak, żebym nie płakała pod koniec tego opowiadania...
Buziaki.
Weny <3
NIESPODZIANKA! XD
OdpowiedzUsuń(gdybym napisala komentarz wczesniej, nie bylo by niespodzinki. Jest dopiero teraz, gdy ty juz pewnie stracilas nadzieje)
Biedny Bill... Tom zadbal o niego najlepiej, jak mogl w tych ciezkich chwilach. I mial na tyle rozumu i dobrego serca, by nie probowac pocieszac Billa czyms w stylu: "przeciez ona cie krzywdzila, nie dbala o ciebie, nie kochala".
Szkoda mi ojca Toma. Popelnil wiele bledow, ale w tym rozdziale pokazal sie zdecydowanie z tej lepszej strony. Musial kochac matke Billa, skoro jej smierc go przybila. A moze to tylko wyrzuty sumienia, ze to przez niego sie stoczyla?
Zastanawiam sie, czy przyzna sie Billowi na pogrzebie, ze jest jego ojcem. Przeciez i tak zalatwi mu prace u tego znajomego, wiec chyba sie wreszcie poznaja? I gdy ojciec bedzie rozmawial z Billem na cmentarzu, podejdzie do nich Andreas, ktory do tej pory rozmawial o czyms z Tomem na boku, i zapyta "Co ty tu robisz, ojcze?". I Bill mimo zalamania zacznie laczyc fakty. Przyjmie oferte pracy, zeby byc jak najdalej od Toma, zeby o nim zapomniec. Ktos go tam zrani, wykorzysta. I Bill znowu wyladuje na ulicy, pojedzie do apartamentu Toma, ale go tam nie zastanie. Bo Tom przeniesie sie do mieszkanka, bo tam spedzil wspaniale chwile z Billem. Bill pojedzie do mieszkania, zastanie tam Toma i poprosi o nocleg na kilka nocy, bo nie ma sie gdzie podziac.
A moze Bill domyslil sie w jakis sposob juz dawno, ze maja z Tomem tego samego ojca, ale sie tym nie przejmuje? Przeciez pakowal sie juz w trudne zwiazki: wykladowca, syn pracodawcy, gosc, ktory go zgarnal z ulicy i wykorzystal... Bill duzo przeszedl i moze stwierdzil, ze warto zaryzykowac dla tego poczucia bezpieczenstwa, ktore ma przy Tomie? Dlatego ze sie kochaja?
A sprobuj jutro nie podeslac albo nie opublikowac kolejnej czesci... ;>
UsuńO M,kurwa G
OdpowiedzUsuń