Witajcie :). Wylazłam dziś z łóżka chwilę przed dziewiątą i pomyślałam: a popiszę sobie coś. I powstało takie coś lekkiego, myślę, że przyjemnego i że smacznie będzie się Wam to czytać :). Tęsknicie już za Shelter'em? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kiedy zacznę pisać coś nowego. Mam za dużo planów na głowie, w najbliższym czasie prawdopodobnie się przeprowadzam, więc też będzie zamieszanie. Ale nie zapominajcie o mnie! Czokuś zawsze wraca i nigdy z pustymi rękami, chyba już o tym wiecie :D.
W każdym razie miłego czytania i liczę na Was :).
Wasza Czokoladka ;).
Tutaj będziesz na bieżąco: KLIK
Tutaj też możesz się czegoś dowiedzieć: KLIK
W każdym razie miłego czytania i liczę na Was :).
Wasza Czokoladka ;).
Tutaj będziesz na bieżąco: KLIK
Tutaj też możesz się czegoś dowiedzieć: KLIK
Tu jeszcze możecie mnie znaleźć: KLIK
A to dla Was: KLIK
P.S. Nie betowane! Przejrzałam tylko jednym okiem przed wrzuceniem na bloga ^^.
Tom twierdzi, że matka
natura nie dała nam po równo genów od obojga rodziców. Oczywiście mi miałoby
się trafić więcej tych od mamy, a jemu od ojca. Strasznie mnie tym wkurza,
szczególnie gdy powtarza to przy reszcie zespołu, która to nie ma zielonego pojęcia
o pewnych spawach i nie do końca rozumie, co to oznacza, za to ja wiecznie się
rumienię i schodzę im z oczu.
Zanim całkiem się rozbudziłem,
gdzieś w półśnie myślałem sobie o zamówieniu jakiegoś śniadania do pokoju.
Nakłamałem ostatnio Jostowi, że budzę się w środku nocy przez koszmary i w
żadnym wypadku nie będę spał sam. Bliźniak nie miał nic przeciwko. Właściwie to
widziałem, jak uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy nasz manager przydzielił nam
wspólny pokój w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Zasypialiśmy więc w jednym
łóżku, jednak po otworzeniu oczu zdałem sobie sprawę, że leżę tam całkiem sam,
pomieszczenie jest puste, a światło w łazience zgaszone. Nie było nie tylko
Toma, ale również części jego rzeczy, które powinny walać się po kątach. Dopiero,
gdy wstałem, wydając przy tym z siebie cichy syk pod wpływem bólu głowy,
znalazłem na stoliku kartkę z wiadomością:
Poszliśmy na próbę nieco wcześniej.
Ostatni raz grzałeś tak w nocy tuż przed grypą. Uważaj
na siebie.
Tom
Westchnąłem tylko cicho i potarłem
lekko ramię, rozglądając się wokół. Nie miewałem zbyt często bólów głowy zaraz
po podniesieniu się z łóżka, chyba, że był to kac, ale dzień wcześniej nic nie
piłem. Wygrzebałem więc tabletki przeciwbólowe z torby i połknąłem je,
popijając resztką coli, która stała na podłodze. Nic mi się nie chciało, ale z
tego wszystkiego wolałem już być na próbie, niż siedzieć tu sam.
W końcu zabrałem się za siebie.
Rzeczywiście byłem zgrzany po nocy, więc wziąłem porządny prysznic, ubrałem się
i ogarnąłem jako tako przed lustrem z nadzieją, że nie będę straszył ludzi.
Przy okazji robienia porządków z moimi rzeczami, przyuważyłem, że Tom musiał
jeść śniadanie w pokoju i wyjść dość niedawno, bo na jego szafce leżał talerz i
filiżanka, wciąż jeszcze ciepła. Mógł mnie przecież obudzić i zapytać, czy
czuję się na siłach, żeby zabrać się z nimi. Przynajmniej zjedlibyśmy razem.
Mimo to pokręciłem jedynie głową, postanowiłem to olać i zejść do restauracji
na dole.
Mój brat w jednym miał wtedy rację –
nie czułem się najlepiej. Jednak siedzenie samotnie w hotelu wcale nie było
lepsze od ciągłego kichania na próbie. Skoro nie bolało mnie gardło równie
dobrze mogłem przecież śpiewać, ale rzecz jasna lepiej było postanowić za mnie.
Poirytowany przez dłuższy czas po prostu przerzucałem kanały w telewizji, a gdy
i to mi się znudziło, wyciągnąłem swój komputer i zacząłem grzebać w sieci.
Nawet nie próbowałem dzwonić do któregokolwiek z nich – podczas próby wszyscy
musieli wyłączać telefony – sam wymyśliłem tę zasadę przez wieczne smsowanie
Toma.
Czas mi się dłużył. Kręciłem się po
pokoju, od czasu do czasu rzucając się na łóżko i próbowałem skupić na czymś
myśli, żeby definitywnie nie stwierdzić, że po prostu cholernie się nudzę, a to
wszystko jest winą mojego bliźniaka. Zamierzałem go za to opieprzyć, ale zanim
jeszcze zdążył wrócić, przymknąłem na chwilę oczy, przypominając sobie, jak to
było, gdy jeszcze skradaliśmy się do siebie, nie bardzo wiedząc, czego tak
naprawdę od siebie oczekujemy.
Wszystko działo się podczas naszej
pierwszej dużej trasy koncertowej.
Strasznie denerwowałem się na brata za każdym razem, gdy widziałem go
flirtującego z jakąś panienką, a on nie wiedzieć czemu, obserwował mnie w
każdej wolnej chwili podczas mojego kręcenia się czy to po pokoju, czy w czasie
prób dźwiękowych. Dochodziło do tego, że zaczynaliśmy kłócić się o głupoty, nie
wspominając o bójkach, w które się wdawaliśmy. Pomimo moich starań ich wynik
był zwykle przesądzony i nawet jeśli nie spuszczał mi lania – tłumaczył się, że
nie chce dostać opieprzu od Josta, gdy będę posiniaczony – czułem się po prostu
upokorzony, a to było chyba nawet gorsze. Trwało to jednak tylko do pewnego
momentu. Manager nie dopilnował nas na jednym z after’ów, na którym wszyscy
czterej zwyczajnie się upiliśmy. Byłem w wystarczająco ciekawym stanie, żeby po
zrzuceniu z siebie większości ciuchów zwyczajnie wsunąć się pod kołdrę Toma i
przytulić się do niego, jakby był wielkim pluszakiem.
- Bill? – odezwał się wtedy, przez
co musiałem mocno odchylić głowę do tyłu, żeby na niego spojrzeć. Był taki
ciepły i przyjemny w dotyku, że ani myślałem się odsuwać – nie wspominając o
zastanowieniu się nad tym, co wyrabiam i że wcale nie mamy już po kilka lat.
- Hm? – mruknąłem, przyglądając się
przez chwilę jego twarzy. Zrobiłem głupią minę na widok jego uśmiechu, gdy nie
chciał wyjaśnić mi, o co mu chodzi. – Pogadamy jutro, co? – wymamrotałem
wreszcie, nie mając ochoty na dłuższe dyskusje. Pod wpływem alkoholu jestem
bardzo niecierpliwy.
- Sorry, że ostatnio byłem wredny –
stwierdził, doprowadzając do tego, że na moim czole pojawiły się zmarszczki,
gdy zmuszałem się do myślenia. Przepraszający Tom, dobre sobie.
- Yhym – bąknąłem w końcu w
odpowiedzi, zamierzając wrócić do wygodniejszej pozycji, jednak on przekręcił
się na bok, zsuwając się nieco z poduszki, żeby leżeć na tej samej wysokości,
co ja.
- To chyba dlatego, że ty ostatnio
cały czas mnie ignorujesz – powiedział, wpatrując się we mnie, podczas gdy ja
próbowałem znaleźć powód, dla którego nie daje mi spać. Ale gdzieś w dole
brzucha zaczynało robić mi się ciepło pod wpływem jego spojrzenia, więc
zmieszałem się nieco.
- Możliwe, sorry – mruknąłem,
rozważając ewakuację na drugie łóżko. Zanim jednak zdążyłem podjąć decyzję,
poczułem rękę oplatającą mnie w pasie, która przyciągnęła mnie do niego blisko.
Znów doskonale czułem jego ciepło, ale tym razem było to o wiele bardziej
krępujące. Nagle poczułem się nieco trzeźwiejszy. – Ej – rzuciłem cicho, chcąc
się od niego odsunąć, ale skończyło się na tym, że położyłem obie dłonie na
jego torsie, nie mając wystarczająco dużo siły ani chęci, przy czym zdałem
sobie sprawę, jak szybko bije jego serce. Wyraźnie czymś się denerwował, ale
zanim zdążyło to do mnie dotrzeć, poczułem jego wargi. Na nosie, policzku,
potem niepewnie na wardze. W głowie wybuchało mi tysiąc pytań, a on wsunął
język do moich ust, prowokując mnie do pocałunku, na który odpowiedziałem bez
chwili zawahania, choć moje serce również chciało wyskoczyć mi z klatki.
Byliśmy pijani. Całowaliśmy się, a
potem poszliśmy na całość, mając zaledwie nieco ponad piętnaście lat. Potem
minęło jeszcze kilka miesięcy wzajemnych oskarżeń, kłótni i łez, zanim
zaakceptowaliśmy powód, dla którego to się wydarzyło. I od tamtego czasu było
dobrze. Naprawdę dobrze, chociaż wciąż kryjemy się z tym po kątach.
Wspomnienia przerwały mi znajome
głosy dobiegające z korytarza. Podniosłem się
z łóżka, gotowy przywitać się z bratem jak należy, gdy zaraz za jego
plecami pojawili się Gustav i Georg. Nie planowałem krzywić się na ich widok,
ale jakoś tak wyszło. Nie spodziewałem się, że od razu tu przyjdą. Po prostu
chciałem zostać sam z bliźniakiem. Mimo to westchnąłem tylko i pomasowałem się
lekko po brzuchu, spoglądając na zegarek. Zbliżała się pora obiadowa, więc
stwierdziłem, że mogę posiedzieć trochę w ich towarzystwie.
- Cześć, jak próba? – zapytałem
wymownie, gdy żadne z nich nawet nie odezwało się do mnie po wejściu. Byli
zajęci jakimś tematem, a ja tylko się krzywiłem. Po chwili jednak zobaczyłem
znaczący uśmiech Toma i również nieco się rozchmurzyłem. Bliźniak podszedł do
mnie i położył mi rękę na czole.
- Masz gorączkę – skwitował mnie
krótko, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Brałeś jakieś leki?
- Nie brałem. Dobrze się czuję –
odpowiedziałem, odpychając jego dłoń z poirytowaną miną.
- Yhym, zaraz zobaczymy – mruknął
tylko, po czym wyciągnął z mojej torby apteczkę, w której, jak to kiedyś mówił,
nosiłem cały zestaw małego ćpuna i podał mi z niej termometr, żeby po chwili
pokazać mi wynik: trzydzieści siedem i trzy oraz skwitować to wyrokiem: –
Aspirynę i do łóżka, ale to już.
- A ty co? Moja matka? – warknąłem,
mrużąc ze złością oczy. On jednak zignorował to, podał mi lek, wygrzebał jakąś
wodę i po chwili siedział już z chłopakami.
- Może tak zjemy jakiś obiad? –
odezwałem się wreszcie do wszystkich, oczekując, że wreszcie ktoś zwróci na
mnie większą uwagę, ale oni spojrzeli tylko na mnie z głupimi minami. – Więc?
- Dopiero byliśmy na pizzy – odezwał
się Gustav z głupią miną. – Ale jak chcesz, możemy ci coś zamówić – dodał zaraz
potem, ale już nawet nie chciało mi się odpowiadać.
Tom wstał i bez słowa wykonał
telefon do restauracji na dole, zamawiając porcję rosołu oraz coś słodkiego. W
każdym razie jeśli myślał, że udobrucha mnie deserem, to był w błędzie. Ległem
się z powrotem na łóżko, przysłuchując się jedynie ich rozmowie. Mówili o
zmianie czegoś w muzyce, Gustav nalegał na zmianę rytmu, ale Georg upierał się
przy tym, który był. Podniosłem się wreszcie na łokciach i przyglądałem się
przez chwilę ich sprzeczce.
- W której piosence chcecie coś
zmieniać? Wydawało mi się, że wszystko jest zgrane – odezwałem się wreszcie,
ale oni jedynie spojrzeli na mnie przelotnie.
- Wymyśliliśmy dziś nową –
odpowiedział mi wreszcie Geo, na co otworzyłem tylko szerzej oczy ze
zdziwienia. – Tak, nawet mamy prawie cały tekst, ale Gustav wymyślił sobie
teraz zmiany. Bez sensu, będziemy musieli wszystko poprzestawiać, a przecież
brzmi dobrze.
- Ale mogłoby lepiej – odciął się
nasz perkusista i rozmowa dalej potoczyła się znów beze mnie.
Postanowiłem więc tym razem sam ich
ignorować. Sięgnąłem sobie po telefon, włożyłem słuchawki w uszy i zająłem się
jakimiś bzdetami, dopiero po dłuższym czasie zauważając, że Tom podnosi się do
drzwi i otwiera kelnerowi. Czułem się trochę zmęczony, pomimo to uśmiechnąłem
się lekko na widok obiadu. Bliźniak postawił mi jedzonko na stoliku i życzył
smacznego, wracając do ożywionej konwersacji z resztą zespołu.
Nie zgadzałem się z bratem, co do
stanu mojego zdrowia. W końcu miałem zaledwie stan podgorączkowy, który
najpewniej był wynikiem przemęczenia, szczególnie, że miałem apetyt i zjadłem
wszystko ze smakiem. Mój nastrój jednak znów się pogorszył, gdy tylko ponownie spróbowałem
wkręcić się w rozmowę chłopaków, za nic nie wiedząc, o co się sprzeczają.
Trwało to może z dziesięć minut, zanim wreszcie puściły mi nerwy.
- Ej, może idźcie się kłócić gdzieś
indziej, co? – warknąłem w ich kierunku, sprawiając, że w pokoju zapadła
idealna cisza. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, a już najwyżej uniesione
brwi miał mój brat. – Jestem chory tak? Więc wyjazd stąd – mruknąłem zaraz
potem i wróciłem znów na łóżko.
Chłopcy patrzyli na siebie
zdziwieni, ale żaden nic nie powiedział. Cała trójka zabrała się i wyszła,
zostawiając mnie znów samego z czego byłem prawie zadowolony. Właściwie
wolałem, żeby Tom ze mną został. A najlepiej, żeby wtajemniczyli mnie porządnie
w sprawę tej piosenki, zamiast tylko o niej przy mnie gadać. Nie minęło zresztą
zbyt wiele czasu, gdy znów usłyszałem ich głosy na korytarzu, a do mnie wpadł
bliźniak. Zamknął za sobą drzwi, podszedł do łóżka i pocałował mnie krótko w
usta, po czym skoczył do swoich rzeczy i wyciągnął portfel oraz bluzę. Ja
zdołałem tylko pytająco na niego spojrzeć.
- Lecimy na dół do baru. Nie wydaj
nas przed Jostem, proszę. I odpoczywaj – rzucił jeszcze i tyle go widziałem.
Świetnie. To był naprawdę cudowny
dzień. Od samego rana bolała mnie głowa, siedziałem sam w pokoju, bo nie
raczyli zabrać mnie na próbę, nie wspominając o pizzerii, czy choćby wspólnej
rozmowie, a teraz jeszcze poszli na piwo. Beze mnie. I nie, żeby ktokolwiek
zainteresował się, czy mam ochotę iść z nimi albo czy przypadkiem nie
potrzebuję towarzystwa. Bo kogo to wszystko obchodzi, prawda? Po co im ja,
skoro sami tak dobrze się bawią?
Wściekły, jak nie wiem co, rzuciłem
się z powrotem w poduszki, a potem zrzuciłem na podłogę tę, która za bardzo
pachniała mi Tomem. Mam go gdzieś. Niech tylko spróbuje potem do mnie przyjść.
Będzie chciał się przy mnie położyć i będzie się łasił, jak co wieczór, a ja
wtedy powiem, że ma spadać. W końcu jestem chory. Niech się goni. A najlepiej
niech idzie spać z Gustavem i Georgiem, oni na pewno będą lepszym towarzystwem.
Mają większą warstwę tłuszczu, więc pewnie nie marzną wiecznie, jak ja, nie
zajmują tak długo łazienki, a przy tym mają sto razy większe pojęcie o grze na
gitarze. Niech sobie jeszcze pogadają o dziewczynach, a co. Czemu mieliby się
krępować? Najlepiej niech od razu pójdą do klubu Go Go. Tak w ogóle to cholera
ich wie, gdzie tak naprawdę poszli. I co Tom wyprawia, gdy wychodzą beze mnie.
W końcu to nie pierwszy raz. A ja jestem tylko jego zwykłym, nudnym bratem,
którego zna na pamięć i niczym nie mogę go już zaskoczyć. Tylko marudzę, bo w
tym przecież jestem najlepszy.
Naprawdę mocno się wkurzyłem.
Rozpłakałem się, wytarłem cały makijaż w poduszkę i leżałem tak skulony, ani
myśląc się ruszać, bo może akurat zdechnę sobie bez żadnych komplikacji, a jak
wróci mój bliźniak, może choć trochę będzie mu przykro, że mnie tak zostawił na
pastwę losu.
Dawno nie było mi tak przykro.
Właściwie to byłem zrozpaczony, że stałem się niepotrzebnym elementem wśród
najlepszych kumpli i zapewne znudziłem się już bratu, który od dłuższego czasu
nie miał możliwości pochwalenia się nową dziewczyną. Bo nie byłem dziewczyną,
nie miałem wielkich zderzaków i… och!
Przysypiałem od czasu do czasu, a
tuż po przebudzeniu znów zaczynałem lamentować i beczeć. Jakaś nieprzyjemna
gorycz rozpływała się po moim żołądku, aż zrobiło mi się niedobrze i sam nie wiedziałem,
czy powinienem się cieszyć, czy żałować, że zdążyłem przetrawić już obiad.
Było tuż po dwudziestej pierwszej, gdy drzwi
pokoju otworzyły się ponownie i wszedł do środka mój bliźniak. Leżałem
odwrócony do niego tyłem i nawet nie chciałem dawać znaku życia. Miałem
nadzieję, że pomyśli, iż śpię i da mi spokój. Zresztą spodziewałem się, że po
takim czasie, jaki przesiedział z chłopakami w barze, będzie już ładnie
nabzdryngolony. Jak na złość jednak pociągnąłem nieco za głośno nosem, co
przykuło jego uwagę. Po chwili brat wisiał już nade mną, wraz ze swoim piwnym
oddechem.
- Hej, nie śpisz? – zapytał,
zaglądając mi w twarz, przy czym zrobił nieco zaskoczoną minę. Zaraz potem
przewrócił mnie na plecy i przyjrzał mi się znowu z jakimś niezadowoleniem wymalowanym
na twarzy. Dotknął dłonią mojego czoła, ale szybko go odepchnąłem. – Bill…
jesteś rozpalony.
- A ty śmierdzisz piwem – warknąłem w
odpowiedzi, odwracając się od niego, ale po chwili znów leżałem na plecach. –
Czego chcesz?
- Płakałeś? – rzucił w końcu
zdziwiony, pocierając dłonią mój policzek, gdzie najwyraźniej miałem zakiś
zaciek po makijażu. – Aż tak źle się czujesz?
- Nie, daj mi spokój.
- Ej, Bill…
- Idź sobie do chłopaków albo śpij w
barze, nic mnie to nie obchodzi. Cześć – wyrzuciłem z siebie z prędkością
światła i zacisnąłem mocno powieki, żeby tylko na niego nie patrzeć.
Czułem, że wisiał nade mną jeszcze
przez chwilę, po czym westchnął i zaraz potem usłyszałem, jak wchodzi do
łazienki. Sądziłem, że poszedł po prostu szykować się do snu i zaraz położy się
w drugim łóżku, ale niedługo potem miałem go znowu u siebie pod kołdrą. Położył
się obok, objął mnie i przyciągnął do siebie bliżej, ale ani myślałem się tym
przejąć. Przez moment właściwie próbowałem mu się nawet wyrwać, ale tylko znowu
się rozbeczałem.
- Cholera jasna, puść mnie! –
oburzyłem się, ale on pokręcił tylko przecząco głową.
- Spójrz na mnie i wyjaśnij mi,
dlaczego jesteś zły i ryczysz – powiedział do mnie spokojnie, na co
zareagowałem głośnym prychnięciem. Podniosłem się na łokciach i obróciłem do
niego ze złością. Chciałem zacząć od tego, że jest pijany jak bela, ale zdałem
sobie sprawę, że już nawet nie śmierdzi piwem i czuć od niego tylko płynem do
płukania jamy ustnej, a on sam jest właściwie trzeźwy, więc przez chwilę
zaciskałem tylko zęby ze złości.
- Daj mi spokój.
- Więc PMS? – zażartował sobie,
szczerząc się przy tym, a ja ze złości wbiłem mu palec między żebra, aż zwinął
się przez chwilę ze śmiechem.
- Wal się. Skoro jestem ci potrzebny
tylko nocami, to poszukaj sobie kogoś innego. Wyjazd z mojego łóżka! –
warknąłem na niego, ale on pokręcił tylko z niedowierzaniem głową i sięgnął po
termometr, który wcześniej zostawił na szafce nocnej. Podał mi go bez słowa, a
ja prychając jedynie, zmierzyłem temperaturę.
- Trzydzieści osiem i sześć –
oznajmił, zabierając ode mnie urządzenie. – Albo już majaczysz przez gorączkę,
albo to naprawdę PMS – stwierdził z lekkim uśmiechem, co teraz już naprawdę
doprowadziło mnie do białej gorączki. Chwyciłem za poduszkę i rąbnąłem go nią z
całej siły, niemal zwalając go z łóżka.
Wreszcie sam z niego zlazł i przez
dłuższą chwilę, gdy dusiłem w sobie kolejny wybuch płaczu, kręcił się po
pokoju. Potem znów podsunął mi butelkę z wodą i jakieś dwie tabletki. Wziąłem
je od niego ze złością i wypiłem do końca wodę, rzucając nią zaraz potem o
stolik. Bliźniak nie ryzykował już kolejny raz zbliżenia się do mnie. Usiadł w
swoim łóżku z komputerem, a ja przysypiałem, budziłem się i chlipałem cicho pod
nosem na zmianę. Niech go szlag. Niech szlag trafi to wszystko!
Kiedy budziłem się kolejnego dnia, od
razu poczułem, że boli mnie głowa, choć jeszcze nie zdążyłem się nawet ruszyć.
Musiałem okropnie grzać całą noc, bo zarówno ja jak i moje ubrania były
przemoczone, a co za tym szło również pościel. No i do mojego nosa dobiegał
nieprzyjemny słony zapach, ale nie miałem siły się ruszyć. Dopiero, gdy materac
za moimi plecami się ugiął, zdałem sobie sprawę, że nie jestem sam w łóżku.
Odwróciłem się od razu wciąż pamiętając, jaki w nocy byłem rozżalony i chciałem
uniemożliwić Tomowi przytulenie się do mnie, ale kiedy przyłożyłem dłoń do jego
torsu, zauważyłem, że jego koszulka również jest wilgotna, choć nie cała.
Spojrzałem na niego zaskoczony, ale on uśmiechał się tylko lekko.
- Dzień dobry – odezwał się do mnie
spokojnie, jakby nigdy nic. Zdałem sobie sprawę, że musiał położyć się przy
mnie, gdy tylko odpłynąłem na dobre i przytulać mnie pomimo, że okropnie
grzałem, a jeszcze bardziej się pociłem. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się
głupio i to poczucie było silniejsze niż żal, jaki miałem do niego z
poprzedniego dnia. – Jak się dziś czujesz? Byłeś w nocy bardzo niespokojny.
- A ty wczoraj byłeś wredny.
- Wredny? Kiedy?
- Zostawiłeś mnie na cały dzień
samego – wymruczałem cicho, patrząc mu jednak prosto w oczy.
- Wiedziałem, że się rozchorujesz,
więc specjalnie nie wziąłem cię na próbę, przecież pisałem – odpowiedział jakby
nigdy nic. – Później sam nas wygoniłeś – dodał, na co przewróciłem oczyma i
odwróciłem się od niego.
- Chciałem, żebyś sam ze mną został…
- wymruczałem pod nosem, podsyłając mu lodowate spojrzenie, gdy znów przyłożył
dłoń do mojego czoła, a potem uśmiechnął się, ale tego nie skomentował.
- Zadzwonię do Josta, że
potrzebujesz jeszcze dzień wolnego – oznajmił, chcąc się podnieść, ale złapałem
go szybko za ramię i wciągnąłem z powrotem do łóżka.
- Nie teraz – bąknąłem cicho,
przysuwając się do niego, żeby się przytulić. Bliźniak doskonale pojął aluzję i
objął mnie ciasno, dzielnie ignorując moją nieświeżość. Powoli wyzbywałem się
resztek złości, czerpiąc przyjemność z jego bliskości i palców, które
przesuwały się pomiędzy moimi włosami i po karku. – Zostań dziś ze mną w
pokoju, dobrze? – poprosiłem spokojnie.
- W porządku, ale Bill… - zawahał
się, aż podniosłem na niego pytający wzrok – co jeśli dostaniesz miesiączki?
Nie mamy podpasek – rzucił ledwie powstrzymując się od śmiechu. W tej samej
chwili odepchnąłem go ze wszystkich sił z całą irytacją, która w jednej chwili
mnie opanowała. Ledwie udało mu się zatrzymać ze śmiechem na skraju łóżka, gdy
wbijałem w niego dodatkowo mordercze spojrzenie. Wyglądał jakby miał zaraz
popłakać się ze śmiechu. – Dobrze, już! Dobrze! – zawołał, gdy dalej usiłowałem
zwalić go na podłogę. – Tylko żartowałem! Chodź tu… - mruknął na koniec,
chwytając mnie za nadgarstki. Przysunął się i wpił się ochoczo w moje wargi,
niemal wymuszając na mnie pocałunek. Szarpałem się tylko przez kilka pierwszych
chwil, zanim oderwał się ode mnie, wstał, ściągnął mnie z łóżka i pociągnął za
sobą do łazienki.
Wprawdzie do wieczora męczyła mnie
jeszcze temperatura i czułem się raczej średnio, ale przynajmniej Tom nie
odstępował mnie ani na krok. Bynajmniej ani trochę nie przejmował się tym, że
mógłby się ode mnie zarazić.
- No, witam – odezwał się do nas
wszystkich kolejnego dnia Jost, przyglądając nam się uważnie, gdy zbieraliśmy
się do studia. – Co tam się z wami działo? Georg mówił mi, że znów była jakaś
afera.
- A nic takiego – odezwał się od
razu widocznie rozbawiony Tom. – Taki tam tylko
PMS u Billa, ale sytuacja została już…
- Oh, zamknij japę, bo ci strzelę! –
przerwałem mu wściekle, czując, że znowu się rumienię.
Cholera by to wszystko wzięła! Może
czasami trochę przesadzam, ok? Ale to nie moja wina. Zresztą byłem chory. I tak
to właśnie wygląda…
- Wiesz, Tom, chyba miałeś rację z
tymi genami – rzuca na koniec Georg i wszyscy wybuchają śmiechem. Oczywiście wszyscy
prócz mnie, bo ja właśnie wychodzę z tego pomieszczenia, żeby powściekać się
gdzieś indziej. Przynajmniej nie będą na to patrzeć i dalej się nabijać, że
okres mi się spóźnia. Cholery jedne.
Lekkie i przyjemne :)
OdpowiedzUsuńTwórz dalej, bo jesteś niesamowita
buziaki :**
Bardzo przyjemne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńSzybko i miło się czytało :)
Podobało mi się, mam nadzieję, że to opowiadanie również będzie szczęśliwe. Lekki początek, miło będzie jeśli każdy odcinek będzie w takim stylu.
OdpowiedzUsuńDobre :DD
OdpowiedzUsuńJuż to lubię.
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. ;*
OdpowiedzUsuńCiekawy początek. Dość szybko się wciągnęłam, mam nadzieję, że wkrótce kolejna część :)) Czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńDlaczego te opowiadanie jest w jednoczęściówkach? Mam nadzieję, że to dopiero początek przygód braci Kaulitz ;)
OdpowiedzUsuńdobre, dobre :-D
OdpowiedzUsuńNiedawno wpadłam na twojego bloga (w skrócie: dzisiaj) i bardzo podoba mi się styl twojego pisania. Będę tytaj częściej zaglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ~