piątek, 25 października 2013

[1/1] Genetycznie nierówni

Witajcie :). Wylazłam dziś z łóżka chwilę przed dziewiątą i pomyślałam: a popiszę sobie coś. I powstało takie coś lekkiego, myślę, że przyjemnego i że smacznie będzie się Wam to czytać :). Tęsknicie już za Shelter'em? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kiedy zacznę pisać coś nowego. Mam za dużo planów na głowie, w najbliższym czasie prawdopodobnie się przeprowadzam, więc też będzie zamieszanie. Ale nie zapominajcie o mnie! Czokuś zawsze wraca i nigdy z pustymi rękami, chyba już o tym wiecie :D.
W każdym razie miłego czytania i liczę na Was :).

Wasza Czokoladka ;).

Tutaj będziesz na bieżąco: KLIK
Tutaj też możesz się czegoś dowiedzieć: KLIK
Tu jeszcze możecie mnie znaleźć: KLIK
A to dla Was: KLIK

P.S. Nie betowane! Przejrzałam tylko jednym okiem przed wrzuceniem na bloga ^^.




           Tom twierdzi, że matka natura nie dała nam po równo genów od obojga rodziców. Oczywiście mi miałoby się trafić więcej tych od mamy, a jemu od ojca. Strasznie mnie tym wkurza, szczególnie gdy powtarza to przy reszcie zespołu, która to nie ma zielonego pojęcia o pewnych spawach i nie do końca rozumie, co to oznacza, za to ja wiecznie się rumienię i schodzę im z oczu.

            Zanim całkiem się rozbudziłem, gdzieś w półśnie myślałem sobie o zamówieniu jakiegoś śniadania do pokoju. Nakłamałem ostatnio Jostowi, że budzę się w środku nocy przez koszmary i w żadnym wypadku nie będę spał sam. Bliźniak nie miał nic przeciwko. Właściwie to widziałem, jak uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy nasz manager przydzielił nam wspólny pokój w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Zasypialiśmy więc w jednym łóżku, jednak po otworzeniu oczu zdałem sobie sprawę, że leżę tam całkiem sam, pomieszczenie jest puste, a światło w łazience zgaszone. Nie było nie tylko Toma, ale również części jego rzeczy, które powinny walać się po kątach. Dopiero, gdy wstałem, wydając przy tym z siebie cichy syk pod wpływem bólu głowy, znalazłem na stoliku kartkę z wiadomością:

Poszliśmy na próbę nieco wcześniej.
Ostatni raz grzałeś tak w nocy tuż przed grypą. Uważaj na siebie.
Tom

            Westchnąłem tylko cicho i potarłem lekko ramię, rozglądając się wokół. Nie miewałem zbyt często bólów głowy zaraz po podniesieniu się z łóżka, chyba, że był to kac, ale dzień wcześniej nic nie piłem. Wygrzebałem więc tabletki przeciwbólowe z torby i połknąłem je, popijając resztką coli, która stała na podłodze. Nic mi się nie chciało, ale z tego wszystkiego wolałem już być na próbie, niż siedzieć tu sam.
            W końcu zabrałem się za siebie. Rzeczywiście byłem zgrzany po nocy, więc wziąłem porządny prysznic, ubrałem się i ogarnąłem jako tako przed lustrem z nadzieją, że nie będę straszył ludzi. Przy okazji robienia porządków z moimi rzeczami, przyuważyłem, że Tom musiał jeść śniadanie w pokoju i wyjść dość niedawno, bo na jego szafce leżał talerz i filiżanka, wciąż jeszcze ciepła. Mógł mnie przecież obudzić i zapytać, czy czuję się na siłach, żeby zabrać się z nimi. Przynajmniej zjedlibyśmy razem. Mimo to pokręciłem jedynie głową, postanowiłem to olać i zejść do restauracji na dole.

            Mój brat w jednym miał wtedy rację – nie czułem się najlepiej. Jednak siedzenie samotnie w hotelu wcale nie było lepsze od ciągłego kichania na próbie. Skoro nie bolało mnie gardło równie dobrze mogłem przecież śpiewać, ale rzecz jasna lepiej było postanowić za mnie. Poirytowany przez dłuższy czas po prostu przerzucałem kanały w telewizji, a gdy i to mi się znudziło, wyciągnąłem swój komputer i zacząłem grzebać w sieci. Nawet nie próbowałem dzwonić do któregokolwiek z nich – podczas próby wszyscy musieli wyłączać telefony – sam wymyśliłem tę zasadę przez wieczne smsowanie Toma.
            Czas mi się dłużył. Kręciłem się po pokoju, od czasu do czasu rzucając się na łóżko i próbowałem skupić na czymś myśli, żeby definitywnie nie stwierdzić, że po prostu cholernie się nudzę, a to wszystko jest winą mojego bliźniaka. Zamierzałem go za to opieprzyć, ale zanim jeszcze zdążył wrócić, przymknąłem na chwilę oczy, przypominając sobie, jak to było, gdy jeszcze skradaliśmy się do siebie, nie bardzo wiedząc, czego tak naprawdę od siebie oczekujemy.

            Wszystko działo się podczas naszej pierwszej  dużej trasy koncertowej. Strasznie denerwowałem się na brata za każdym razem, gdy widziałem go flirtującego z jakąś panienką, a on nie wiedzieć czemu, obserwował mnie w każdej wolnej chwili podczas mojego kręcenia się czy to po pokoju, czy w czasie prób dźwiękowych. Dochodziło do tego, że zaczynaliśmy kłócić się o głupoty, nie wspominając o bójkach, w które się wdawaliśmy. Pomimo moich starań ich wynik był zwykle przesądzony i nawet jeśli nie spuszczał mi lania – tłumaczył się, że nie chce dostać opieprzu od Josta, gdy będę posiniaczony – czułem się po prostu upokorzony, a to było chyba nawet gorsze. Trwało to jednak tylko do pewnego momentu. Manager nie dopilnował nas na jednym z after’ów, na którym wszyscy czterej zwyczajnie się upiliśmy. Byłem w wystarczająco ciekawym stanie, żeby po zrzuceniu z siebie większości ciuchów zwyczajnie wsunąć się pod kołdrę Toma i przytulić się do niego, jakby był wielkim pluszakiem.
            - Bill? – odezwał się wtedy, przez co musiałem mocno odchylić głowę do tyłu, żeby na niego spojrzeć. Był taki ciepły i przyjemny w dotyku, że ani myślałem się odsuwać – nie wspominając o zastanowieniu się nad tym, co wyrabiam i że wcale nie mamy już po kilka lat.
            - Hm? – mruknąłem, przyglądając się przez chwilę jego twarzy. Zrobiłem głupią minę na widok jego uśmiechu, gdy nie chciał wyjaśnić mi, o co mu chodzi. – Pogadamy jutro, co? – wymamrotałem wreszcie, nie mając ochoty na dłuższe dyskusje. Pod wpływem alkoholu jestem bardzo niecierpliwy.
            - Sorry, że ostatnio byłem wredny – stwierdził, doprowadzając do tego, że na moim czole pojawiły się zmarszczki, gdy zmuszałem się do myślenia. Przepraszający Tom, dobre sobie.
            - Yhym – bąknąłem w końcu w odpowiedzi, zamierzając wrócić do wygodniejszej pozycji, jednak on przekręcił się na bok, zsuwając się nieco z poduszki, żeby leżeć na tej samej wysokości, co ja.
            - To chyba dlatego, że ty ostatnio cały czas mnie ignorujesz – powiedział, wpatrując się we mnie, podczas gdy ja próbowałem znaleźć powód, dla którego nie daje mi spać. Ale gdzieś w dole brzucha zaczynało robić mi się ciepło pod wpływem jego spojrzenia, więc zmieszałem się nieco.
            - Możliwe, sorry – mruknąłem, rozważając ewakuację na drugie łóżko. Zanim jednak zdążyłem podjąć decyzję, poczułem rękę oplatającą mnie w pasie, która przyciągnęła mnie do niego blisko. Znów doskonale czułem jego ciepło, ale tym razem było to o wiele bardziej krępujące. Nagle poczułem się nieco trzeźwiejszy. – Ej – rzuciłem cicho, chcąc się od niego odsunąć, ale skończyło się na tym, że położyłem obie dłonie na jego torsie, nie mając wystarczająco dużo siły ani chęci, przy czym zdałem sobie sprawę, jak szybko bije jego serce. Wyraźnie czymś się denerwował, ale zanim zdążyło to do mnie dotrzeć, poczułem jego wargi. Na nosie, policzku, potem niepewnie na wardze. W głowie wybuchało mi tysiąc pytań, a on wsunął język do moich ust, prowokując mnie do pocałunku, na który odpowiedziałem bez chwili zawahania, choć moje serce również chciało wyskoczyć mi z klatki.
            Byliśmy pijani. Całowaliśmy się, a potem poszliśmy na całość, mając zaledwie nieco ponad piętnaście lat. Potem minęło jeszcze kilka miesięcy wzajemnych oskarżeń, kłótni i łez, zanim zaakceptowaliśmy powód, dla którego to się wydarzyło. I od tamtego czasu było dobrze. Naprawdę dobrze, chociaż wciąż kryjemy się z tym po kątach.

            Wspomnienia przerwały mi znajome głosy dobiegające z korytarza. Podniosłem się  z łóżka, gotowy przywitać się z bratem jak należy, gdy zaraz za jego plecami pojawili się Gustav i Georg. Nie planowałem krzywić się na ich widok, ale jakoś tak wyszło. Nie spodziewałem się, że od razu tu przyjdą. Po prostu chciałem zostać sam z bliźniakiem. Mimo to westchnąłem tylko i pomasowałem się lekko po brzuchu, spoglądając na zegarek. Zbliżała się pora obiadowa, więc stwierdziłem, że mogę posiedzieć trochę w ich towarzystwie.
            - Cześć, jak próba? – zapytałem wymownie, gdy żadne z nich nawet nie odezwało się do mnie po wejściu. Byli zajęci jakimś tematem, a ja tylko się krzywiłem. Po chwili jednak zobaczyłem znaczący uśmiech Toma i również nieco się rozchmurzyłem. Bliźniak podszedł do mnie i położył mi rękę na czole.
            - Masz gorączkę – skwitował mnie krótko, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Brałeś jakieś leki?
            - Nie brałem. Dobrze się czuję – odpowiedziałem, odpychając jego dłoń z poirytowaną miną.
            - Yhym, zaraz zobaczymy – mruknął tylko, po czym wyciągnął z mojej torby apteczkę, w której, jak to kiedyś mówił, nosiłem cały zestaw małego ćpuna i podał mi z niej termometr, żeby po chwili pokazać mi wynik: trzydzieści siedem i trzy oraz skwitować to wyrokiem: – Aspirynę i do łóżka, ale to już.
            - A ty co? Moja matka? – warknąłem, mrużąc ze złością oczy. On jednak zignorował to, podał mi lek, wygrzebał jakąś wodę i po chwili siedział już z chłopakami.
            - Może tak zjemy jakiś obiad? – odezwałem się wreszcie do wszystkich, oczekując, że wreszcie ktoś zwróci na mnie większą uwagę, ale oni spojrzeli tylko na mnie z głupimi minami. – Więc?
            - Dopiero byliśmy na pizzy – odezwał się Gustav z głupią miną. – Ale jak chcesz, możemy ci coś zamówić – dodał zaraz potem, ale już nawet nie chciało mi się odpowiadać.
            Tom wstał i bez słowa wykonał telefon do restauracji na dole, zamawiając porcję rosołu oraz coś słodkiego. W każdym razie jeśli myślał, że udobrucha mnie deserem, to był w błędzie. Ległem się z powrotem na łóżko, przysłuchując się jedynie ich rozmowie. Mówili o zmianie czegoś w muzyce, Gustav nalegał na zmianę rytmu, ale Georg upierał się przy tym, który był. Podniosłem się wreszcie na łokciach i przyglądałem się przez chwilę ich sprzeczce.
            - W której piosence chcecie coś zmieniać? Wydawało mi się, że wszystko jest zgrane – odezwałem się wreszcie, ale oni jedynie spojrzeli na mnie przelotnie.
            - Wymyśliliśmy dziś nową – odpowiedział mi wreszcie Geo, na co otworzyłem tylko szerzej oczy ze zdziwienia. – Tak, nawet mamy prawie cały tekst, ale Gustav wymyślił sobie teraz zmiany. Bez sensu, będziemy musieli wszystko poprzestawiać, a przecież brzmi dobrze.
            - Ale mogłoby lepiej – odciął się nasz perkusista i rozmowa dalej potoczyła się znów beze mnie.
            Postanowiłem więc tym razem sam ich ignorować. Sięgnąłem sobie po telefon, włożyłem słuchawki w uszy i zająłem się jakimiś bzdetami, dopiero po dłuższym czasie zauważając, że Tom podnosi się do drzwi i otwiera kelnerowi. Czułem się trochę zmęczony, pomimo to uśmiechnąłem się lekko na widok obiadu. Bliźniak postawił mi jedzonko na stoliku i życzył smacznego, wracając do ożywionej konwersacji z resztą zespołu.
            Nie zgadzałem się z bratem, co do stanu mojego zdrowia. W końcu miałem zaledwie stan podgorączkowy, który najpewniej był wynikiem przemęczenia, szczególnie, że miałem apetyt i zjadłem wszystko ze smakiem. Mój nastrój jednak znów się pogorszył, gdy tylko ponownie spróbowałem wkręcić się w rozmowę chłopaków, za nic nie wiedząc, o co się sprzeczają. Trwało to może z dziesięć minut, zanim wreszcie puściły mi nerwy.
            - Ej, może idźcie się kłócić gdzieś indziej, co? – warknąłem w ich kierunku, sprawiając, że w pokoju zapadła idealna cisza. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni, a już najwyżej uniesione brwi miał mój brat. – Jestem chory tak? Więc wyjazd stąd – mruknąłem zaraz potem i wróciłem znów na łóżko.
            Chłopcy patrzyli na siebie zdziwieni, ale żaden nic nie powiedział. Cała trójka zabrała się i wyszła, zostawiając mnie znów samego z czego byłem prawie zadowolony. Właściwie wolałem, żeby Tom ze mną został. A najlepiej, żeby wtajemniczyli mnie porządnie w sprawę tej piosenki, zamiast tylko o niej przy mnie gadać. Nie minęło zresztą zbyt wiele czasu, gdy znów usłyszałem ich głosy na korytarzu, a do mnie wpadł bliźniak. Zamknął za sobą drzwi, podszedł do łóżka i pocałował mnie krótko w usta, po czym skoczył do swoich rzeczy i wyciągnął portfel oraz bluzę. Ja zdołałem tylko pytająco na niego spojrzeć.
            - Lecimy na dół do baru. Nie wydaj nas przed Jostem, proszę. I odpoczywaj – rzucił jeszcze i tyle go widziałem.
            Świetnie. To był naprawdę cudowny dzień. Od samego rana bolała mnie głowa, siedziałem sam w pokoju, bo nie raczyli zabrać mnie na próbę, nie wspominając o pizzerii, czy choćby wspólnej rozmowie, a teraz jeszcze poszli na piwo. Beze mnie. I nie, żeby ktokolwiek zainteresował się, czy mam ochotę iść z nimi albo czy przypadkiem nie potrzebuję towarzystwa. Bo kogo to wszystko obchodzi, prawda? Po co im ja, skoro sami tak dobrze się bawią?
            Wściekły, jak nie wiem co, rzuciłem się z powrotem w poduszki, a potem zrzuciłem na podłogę tę, która za bardzo pachniała mi Tomem. Mam go gdzieś. Niech tylko spróbuje potem do mnie przyjść. Będzie chciał się przy mnie położyć i będzie się łasił, jak co wieczór, a ja wtedy powiem, że ma spadać. W końcu jestem chory. Niech się goni. A najlepiej niech idzie spać z Gustavem i Georgiem, oni na pewno będą lepszym towarzystwem. Mają większą warstwę tłuszczu, więc pewnie nie marzną wiecznie, jak ja, nie zajmują tak długo łazienki, a przy tym mają sto razy większe pojęcie o grze na gitarze. Niech sobie jeszcze pogadają o dziewczynach, a co. Czemu mieliby się krępować? Najlepiej niech od razu pójdą do klubu Go Go. Tak w ogóle to cholera ich wie, gdzie tak naprawdę poszli. I co Tom wyprawia, gdy wychodzą beze mnie. W końcu to nie pierwszy raz. A ja jestem tylko jego zwykłym, nudnym bratem, którego zna na pamięć i niczym nie mogę go już zaskoczyć. Tylko marudzę, bo w tym przecież jestem najlepszy.
            Naprawdę mocno się wkurzyłem. Rozpłakałem się, wytarłem cały makijaż w poduszkę i leżałem tak skulony, ani myśląc się ruszać, bo może akurat zdechnę sobie bez żadnych komplikacji, a jak wróci mój bliźniak, może choć trochę będzie mu przykro, że mnie tak zostawił na pastwę losu.
            Dawno nie było mi tak przykro. Właściwie to byłem zrozpaczony, że stałem się niepotrzebnym elementem wśród najlepszych kumpli i zapewne znudziłem się już bratu, który od dłuższego czasu nie miał możliwości pochwalenia się nową dziewczyną. Bo nie byłem dziewczyną, nie miałem wielkich zderzaków i… och!
            Przysypiałem od czasu do czasu, a tuż po przebudzeniu znów zaczynałem lamentować i beczeć. Jakaś nieprzyjemna gorycz rozpływała się po moim żołądku, aż zrobiło mi się niedobrze i sam nie wiedziałem, czy powinienem się cieszyć, czy żałować, że zdążyłem przetrawić już obiad.
Było tuż po dwudziestej pierwszej, gdy drzwi pokoju otworzyły się ponownie i wszedł do środka mój bliźniak. Leżałem odwrócony do niego tyłem i nawet nie chciałem dawać znaku życia. Miałem nadzieję, że pomyśli, iż śpię i da mi spokój. Zresztą spodziewałem się, że po takim czasie, jaki przesiedział z chłopakami w barze, będzie już ładnie nabzdryngolony. Jak na złość jednak pociągnąłem nieco za głośno nosem, co przykuło jego uwagę. Po chwili brat wisiał już nade mną, wraz ze swoim piwnym oddechem.
            - Hej, nie śpisz? – zapytał, zaglądając mi w twarz, przy czym zrobił nieco zaskoczoną minę. Zaraz potem przewrócił mnie na plecy i przyjrzał mi się znowu z jakimś niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. Dotknął dłonią mojego czoła, ale szybko go odepchnąłem. – Bill… jesteś rozpalony.
- A ty śmierdzisz piwem – warknąłem w odpowiedzi, odwracając się od niego, ale po chwili znów leżałem na plecach. – Czego chcesz?
            - Płakałeś? – rzucił w końcu zdziwiony, pocierając dłonią mój policzek, gdzie najwyraźniej miałem zakiś zaciek po makijażu. – Aż tak źle się czujesz?
            - Nie, daj mi spokój.
            - Ej, Bill…
            - Idź sobie do chłopaków albo śpij w barze, nic mnie to nie obchodzi. Cześć – wyrzuciłem z siebie z prędkością światła i zacisnąłem mocno powieki, żeby tylko na niego nie patrzeć.
            Czułem, że wisiał nade mną jeszcze przez chwilę, po czym westchnął i zaraz potem usłyszałem, jak wchodzi do łazienki. Sądziłem, że poszedł po prostu szykować się do snu i zaraz położy się w drugim łóżku, ale niedługo potem miałem go znowu u siebie pod kołdrą. Położył się obok, objął mnie i przyciągnął do siebie bliżej, ale ani myślałem się tym przejąć. Przez moment właściwie próbowałem mu się nawet wyrwać, ale tylko znowu się rozbeczałem.
            - Cholera jasna, puść mnie! – oburzyłem się, ale on pokręcił tylko przecząco głową.
            - Spójrz na mnie i wyjaśnij mi, dlaczego jesteś zły i ryczysz – powiedział do mnie spokojnie, na co zareagowałem głośnym prychnięciem. Podniosłem się na łokciach i obróciłem do niego ze złością. Chciałem zacząć od tego, że jest pijany jak bela, ale zdałem sobie sprawę, że już nawet nie śmierdzi piwem i czuć od niego tylko płynem do płukania jamy ustnej, a on sam jest właściwie trzeźwy, więc przez chwilę zaciskałem tylko zęby ze złości.
            - Daj mi spokój.
            - Więc PMS? – zażartował sobie, szczerząc się przy tym, a ja ze złości wbiłem mu palec między żebra, aż zwinął się przez chwilę ze śmiechem.
            - Wal się. Skoro jestem ci potrzebny tylko nocami, to poszukaj sobie kogoś innego. Wyjazd z mojego łóżka! – warknąłem na niego, ale on pokręcił tylko z niedowierzaniem głową i sięgnął po termometr, który wcześniej zostawił na szafce nocnej. Podał mi go bez słowa, a ja prychając jedynie, zmierzyłem temperaturę.
            - Trzydzieści osiem i sześć – oznajmił, zabierając ode mnie urządzenie. – Albo już majaczysz przez gorączkę, albo to naprawdę PMS – stwierdził z lekkim uśmiechem, co teraz już naprawdę doprowadziło mnie do białej gorączki. Chwyciłem za poduszkę i rąbnąłem go nią z całej siły, niemal zwalając go z łóżka.
            Wreszcie sam z niego zlazł i przez dłuższą chwilę, gdy dusiłem w sobie kolejny wybuch płaczu, kręcił się po pokoju. Potem znów podsunął mi butelkę z wodą i jakieś dwie tabletki. Wziąłem je od niego ze złością i wypiłem do końca wodę, rzucając nią zaraz potem o stolik. Bliźniak nie ryzykował już kolejny raz zbliżenia się do mnie. Usiadł w swoim łóżku z komputerem, a ja przysypiałem, budziłem się i chlipałem cicho pod nosem na zmianę. Niech go szlag. Niech szlag trafi to wszystko!

            Kiedy budziłem się kolejnego dnia, od razu poczułem, że boli mnie głowa, choć jeszcze nie zdążyłem się nawet ruszyć. Musiałem okropnie grzać całą noc, bo zarówno ja jak i moje ubrania były przemoczone, a co za tym szło również pościel. No i do mojego nosa dobiegał nieprzyjemny słony zapach, ale nie miałem siły się ruszyć. Dopiero, gdy materac za moimi plecami się ugiął, zdałem sobie sprawę, że nie jestem sam w łóżku. Odwróciłem się od razu wciąż pamiętając, jaki w nocy byłem rozżalony i chciałem uniemożliwić Tomowi przytulenie się do mnie, ale kiedy przyłożyłem dłoń do jego torsu, zauważyłem, że jego koszulka również jest wilgotna, choć nie cała. Spojrzałem na niego zaskoczony, ale on uśmiechał się tylko lekko.
            - Dzień dobry – odezwał się do mnie spokojnie, jakby nigdy nic. Zdałem sobie sprawę, że musiał położyć się przy mnie, gdy tylko odpłynąłem na dobre i przytulać mnie pomimo, że okropnie grzałem, a jeszcze bardziej się pociłem. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się głupio i to poczucie było silniejsze niż żal, jaki miałem do niego z poprzedniego dnia. – Jak się dziś czujesz? Byłeś w nocy bardzo niespokojny.
            - A ty wczoraj byłeś wredny.
            - Wredny? Kiedy?
            - Zostawiłeś mnie na cały dzień samego – wymruczałem cicho, patrząc mu jednak prosto w oczy.
            - Wiedziałem, że się rozchorujesz, więc specjalnie nie wziąłem cię na próbę, przecież pisałem – odpowiedział jakby nigdy nic. – Później sam nas wygoniłeś – dodał, na co przewróciłem oczyma i odwróciłem się od niego.
            - Chciałem, żebyś sam ze mną został… - wymruczałem pod nosem, podsyłając mu lodowate spojrzenie, gdy znów przyłożył dłoń do mojego czoła, a potem uśmiechnął się, ale tego nie skomentował.
            - Zadzwonię do Josta, że potrzebujesz jeszcze dzień wolnego – oznajmił, chcąc się podnieść, ale złapałem go szybko za ramię i wciągnąłem z powrotem do łóżka.
            - Nie teraz – bąknąłem cicho, przysuwając się do niego, żeby się przytulić. Bliźniak doskonale pojął aluzję i objął mnie ciasno, dzielnie ignorując moją nieświeżość. Powoli wyzbywałem się resztek złości, czerpiąc przyjemność z jego bliskości i palców, które przesuwały się pomiędzy moimi włosami i po karku. – Zostań dziś ze mną w pokoju, dobrze? – poprosiłem spokojnie.
            - W porządku, ale Bill… - zawahał się, aż podniosłem na niego pytający wzrok – co jeśli dostaniesz miesiączki? Nie mamy podpasek – rzucił ledwie powstrzymując się od śmiechu. W tej samej chwili odepchnąłem go ze wszystkich sił z całą irytacją, która w jednej chwili mnie opanowała. Ledwie udało mu się zatrzymać ze śmiechem na skraju łóżka, gdy wbijałem w niego dodatkowo mordercze spojrzenie. Wyglądał jakby miał zaraz popłakać się ze śmiechu. – Dobrze, już! Dobrze! – zawołał, gdy dalej usiłowałem zwalić go na podłogę. – Tylko żartowałem! Chodź tu… - mruknął na koniec, chwytając mnie za nadgarstki. Przysunął się i wpił się ochoczo w moje wargi, niemal wymuszając na mnie pocałunek. Szarpałem się tylko przez kilka pierwszych chwil, zanim oderwał się ode mnie, wstał, ściągnął mnie z łóżka i pociągnął za sobą do łazienki.
            Wprawdzie do wieczora męczyła mnie jeszcze temperatura i czułem się raczej średnio, ale przynajmniej Tom nie odstępował mnie ani na krok. Bynajmniej ani trochę nie przejmował się tym, że mógłby się ode mnie zarazić.

            - No, witam – odezwał się do nas wszystkich kolejnego dnia Jost, przyglądając nam się uważnie, gdy zbieraliśmy się do studia. – Co tam się z wami działo? Georg mówił mi, że znów była jakaś afera.
            - A nic takiego – odezwał się od razu widocznie rozbawiony Tom. – Taki tam tylko  PMS u Billa, ale sytuacja została już…
            - Oh, zamknij japę, bo ci strzelę! – przerwałem mu wściekle, czując, że znowu się rumienię.
            Cholera by to wszystko wzięła! Może czasami trochę przesadzam, ok? Ale to nie moja wina. Zresztą byłem chory. I tak to właśnie wygląda…

            - Wiesz, Tom, chyba miałeś rację z tymi genami – rzuca na koniec Georg i wszyscy wybuchają śmiechem. Oczywiście wszyscy prócz mnie, bo ja właśnie wychodzę z tego pomieszczenia, żeby powściekać się gdzieś indziej. Przynajmniej nie będą na to patrzeć i dalej się nabijać, że okres mi się spóźnia. Cholery jedne.

10 komentarzy:

  1. Lekkie i przyjemne :)
    Twórz dalej, bo jesteś niesamowita
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemne opowiadanie :)
    Szybko i miło się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobało mi się, mam nadzieję, że to opowiadanie również będzie szczęśliwe. Lekki początek, miło będzie jeśli każdy odcinek będzie w takim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już to lubię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy początek. Dość szybko się wciągnęłam, mam nadzieję, że wkrótce kolejna część :)) Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego te opowiadanie jest w jednoczęściówkach? Mam nadzieję, że to dopiero początek przygód braci Kaulitz ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. dobre, dobre :-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedawno wpadłam na twojego bloga (w skrócie: dzisiaj) i bardzo podoba mi się styl twojego pisania. Będę tytaj częściej zaglądać.
    Pozdrawiam ~

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^