piątek, 18 października 2013

[22/22] Shelter

Witam, moi Drodzy :).
Potrzymałam Was trochę w niepewności, ale chyba najwyższa pora, żebyście dowiedzieli się, jak zakończyła się ta historia. Od razu przyjemniej było zaglądać na bloga, gdy zawsze mogłam przeczytać kilka słów od kolejnej osoby. W każdym razie mam nadzieję, że po tym odcinku KAŻDY z Was napisze kilka słów opinii o całym opowiadaniu, bo wydaje mi się, że dotąd nie wszyscy odważyli się odezwać. Ja nie gryzę, wręcz przeciwnie jestem całkiem miła i przytulaśna, więc liczę na Was :).
A co dalej? Jeszcze nie wiem. Najprędzej możecie dowiedzieć się tego tutaj: FACEBOOK

Smacznego :)
Wasza Czokoladka ;).

P.S. Zapomniałabym! Oto na dziś jeszcze piosenka, która zainspirowała mnie poniekąd do napisania tego opowiadania: SHELTER




Epilog

            - Cholera jasna, gdzie jest ta marynarka?!
            - W łazience na szafce.
            - Kluczyki?
            - Masz w torbie.
            - A teczka?
            - Też.
            - Świetnie – syknąłem pod nosem, irytując się swoją nieporadnością.
            Poprzedniego wieczoru świętowałem z kilkoma znajomymi z firmy podpisanie bardzo korzystnego na firmy kontraktu. Zresztą nie tylko z nimi. W każdym razie obudziłem się skacowany i spóźniony, nie mając pojęcia kiedy i jak trafiłem do swojego łóżka.
            - Tom! A laptop? – usłyszałem wołanie, zamykając już za sobą drzwi. Zakląłem znów szpetnie, gdy ostry ból głowy usiłował zwalić mnie z nóg. Cofnąłem się, żeby odebrać zapomniany sprzęt i zarzuciłem sobie drugą torbę na ramię. – Nie powinieneś teraz prowadzić samochodu.
            - Spieszę się.
            - Weź taksówkę.
            - Nie mam czasu.
            - Czeka już przed wejściem – usłyszałem w odpowiedzi i na moment poczułem, że kompletnie się rozluźniam. Do drugiej ręki przyjąłem reklamówkę z małą butelką wody i pudełeczkiem tabletek na ból głowy. Uśmiechnąłem się lekko i przygarnąłem do siebie chłopaka, spoglądając jeszcze na zegarek na nadgarstku. Nawet tak przykre poranki potrafiły przynieść mi ulgę.
            - Dziękuję – szepnąłem cicho i musnąłem lekko wargami jego szyję.
            - Nie ma sprawy, leć już. Ja też zaraz wychodzę – odpowiedział mi pogodnie, po czym wysunął się z mojego uścisku, wracając do apartamentu z lekkim uśmiechem dezaprobaty na twarzy.
            Koń by się uśmiał, ale wciąż nie mogłem się nadziwić, że taki anioł chodzi po tym świecie.

*

            Obudziłem się z wielką gulą w gardle. Minął prawie miesiąc. Nie dało się przejść przez miasto, nie natykając się na podobiznę znajdy, promującego swoją własną dużą kolekcję. Na dworze było już chłodno i szaro, ale mimo to wstawałem każdego ranka do pracy, starając się przywołać uśmiech na twarz. Obecnie firma Gordona przekształciła się w spółkę braci Kaulitz i odkąd Andreas przestał się obijać, razem zrobiliśmy z niej dużą korporację, pochłaniając po drodze dziesiątki pomniejszych interesów, żeby pomóc im się rozwinąć i przy okazji na tym zarobić. Najbardziej jednak przerażała mnie dzisiejsza data, która znajdowała się na zaproszeniu z Francji.
            - Dzień dobry, panie Kaulitz – usłyszałem od kilkunastu osób niemal na raz, gdy tylko wyszedłem z widny na swoim piętrze. Uśmiechnąłem się więc lekko i skinąłem im wszystkim głową, zamyślony poruszając się w stronę swojego gabinetu. W środku czekał na mnie Andreas.
            - No, cześć. Gotów na dziś wieczór? – zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego spod byka i przegoniłem ze swojego fotela. – Co ty? Wstałeś lewą nogą?
            - Potrzebuję kawy – odparłem tylko, patrząc zaraz potem z rozbawieniem, jak Andy prosi moją asystentkę o dwie kawy do gabinetu głównego szefa. Upierał się przy tym, chociaż miał do tej firmy takie same prawa, jak ja.
            - Więc jak? Nie cieszysz się?
            Odchrząknąłem tylko cicho, włączając komputer i wykładając dokumenty z teczek.
            - Cieszę się, że mu się udało. Chętnie zobaczę osobiście jego sukces. Mam nadzieję, że znajdę coś dla siebie w tej kolekcji – stwierdziłem szczerze, nie mając jednak ochoty zagłębiać się w tę sprawę. Próbowałem wyjaśnić Andreasowi, że czarnowłosy nie powinien być zbyt częstym tematem naszych rozmów, ale to do niego nie docierało. Niemniej po tylu latach udało mi się wreszcie do tego przyzwyczaić.
            - Bill jest okropnie podekscytowany. Nawijał mi o dzisiejszych planach przez godzinę jakoś od szóstej rano, jednocześnie biegając i dopinając wszystko na ostatni guzik, chociaż pokaz jest dopiero wieczorem. Mamy miejsca dla VIP’ów, w sumie super.
            - To świetnie, ale mógłbyś zabrać się za pracę? Za pół godziny mamy spotkanie.
            - Jestem już przygotowany – odparł, wzruszając ramionami. Nie mogłem się nadziwić, jakim cudem ten roztrzepaniec tak szybko ogarnia wszystkie szczegóły naszych interesów i dlaczego nigdy wcześniej nie zajmował się takimi sprawami. Miał lepsze gadane ode mnie, a wspólny biznes okazał się dla nas najlepszą drogą do porozumienia. Nie wydawał mi się już upierdliwy i bezużyteczny. A przynajmniej już nie tak bardzo.
            - Ale ja nie – odparłem, jakby nigdy nic, posyłając mu znaczące spojrzenie.
            - Jesteś taki nudny – mruknął, przewracając oczyma, po czym ruszył do fotela naprzeciwko mnie, zabierając moją poranną gazetę, po czym rozsiadł się i otworzył ją na jakimś dużym artykule.
            - Zamierzasz tu siedzieć?
            - Zaraz przyniosą mi kawę, po co mam dokładać pracy tej biednej dziewczynie? I tak ma z tobą przekichane – stwierdził, wzruszając ramionami. Ja westchnąłem tylko i zabrałem się za swoje sprawy.

            Ani przez chwilę nie wątpiłem w wielki sukces, jaki odniósł znajda podczas pokazu. Andreas podekscytowany komentował wszystko, tłumacząc mi to, co na temat każdej kreacji mówił mu wcześniej czarnowłosy. Nie bardzo wiedziałem, jak to sobie wytłumaczyć, ale czułem się dumny i nie mogłem przestać się uśmiechać. Czułem żal, ale mimo to radość zakradała się do mojego serca, kiedy zobaczyłem go na wybiegu w jednej ze swoich kreacji, wesołego, szczęśliwego.
            Przyjęcie po pokazie ciągnęło się w nieskończoność. Stałem sam w pobliżu jednej z wystaw, na której widniały projekty czarnowłosego. Andy nie mógł się oprzeć i biegał wszędzie za nim, zagadując do ludzi, którzy przyszli tutaj dla znajdy. Obaj śmiali się niemal przez cały czas, a na policzkach Billa widniały wielkie rumieńce. Nieco się zmieszałem, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się niespodziewanie. Widziałem z daleka, że przeprasza osobę, z którą rozmawia i zostawia za sobą Andreasa, który po chwili zdał sobie sprawę, gdzie ten się kieruje i zawrócił, mówiąc coś do niego. Ja nawet nie ruszyłem się z miejsca, nie chciałem specjalnie rzucać się w oczy. To był jego wieczór.
            - Witaj, Tom – przywitał się ze mną z lekkim uśmiechem. – Znowu się widzimy.
            - Tak, jak mówiłem – odparłem spokojnie, przyglądając mu się uważnie. – Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej sławny i bogaty, kto by pomyślał?
            - I to wszystko twoja zasługa – podsunął zaraz potem, zgarniając od kelnera dwa kieliszki z białym winem. Podał mi jeden z nich i bez słów stuknęliśmy się szkłem, upijając po małym łyku. – Jak ci się podobała moja kolekcja?
            - Liczę na to, że będę pierwszy na liście klientów. Ostatnio nic nowego nie trafiło do mojej garderoby.
            Bill uśmiechnął się tylko lekko i rozejrzał z roztargnieniem po sali. Chyba obaj nie potrafiliśmy poradzić sobie z tym dystansem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie naszego ostatniego pożegnania. Jego rozpaczliwe wołanie prześladowało mnie przez cały ostatni miesiąc.
            - Już nieco późno. Nie chciałbyś się stąd urwać? – dotarło do mnie po chwili, aż zamrugałem oczyma ze zdziwienia.
            - Słucham? – mruknąłem, marszcząc przy tym czoło.
            - Było naprawdę świetnie, ale jestem zmęczony. Zjadłbym coś normalnego. Użyczyłbyś mi swojej kuchni? Poznałem we Francji kilka ciekawych przepisów – stwierdził pogodnie, choć doskonale widziałem, że jest podenerwowany. – Ten jeden raz.
            Nie potrafiłem mu odmówić.

            Od kilku minut docierały do mnie z kuchni coraz wspanialsze zapachy, a czas umilała mi muzyka z radia, które włączył Bill. Upijając po małym łyczku czerwonego wina, które dla nas przyniósł, mimowolnie wyobrażałem sobie, jak krząta się wesoło po kuchni, nucąc pod nosem i bujając biodrami. Moja znajda. Kiedy ostatni raz tak o nim myślałem? Kiedy ostatni raz miałem na to odwagę?
            - Tom? Rozłożysz talerze? – zawołał do mnie, wychylając po chwili głowę zza drzwi.
            - Jasne – rzuciłem, odstawiając kieliszek, po czym podniosłem się z kanapy. Wszedłem powoli do kuchni i patrzyłem przez chwilę, jak nachyla się nad garnkiem, próbując sosu. Uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem do odpowiedniej szafy. – Ładnie pachnie – mruknąłem niby od niechcenia.
            - Smakuje jeszcze lepiej, poczekaj tylko – odparł pogodnie, sięgając do szafki w poszukiwaniu jakiejś przyprawy. Dopiero po chwili zaczął mruczeć coś niezadowolony.
            - Czego szukasz?
            - Słodkiej papryki. Tylko nie mów, że nie masz! – jęknął, przesuwając kolejne saszetki.
            Zawahałem się dosłownie przez moment, zanim ruszyłem w jego kierunku. Zatrzymałem się dokładnie za jego plecami, starając się go nie dotknąć i sięgnąłem nad jego ramieniem po odpowiedni pojemnik, po czym przesunąłem rękę do jego twarzy.
            - Tutaj. Ostatnio też trochę gotowałem.
            - Naprawdę? Gdybym wiedział, poprosiłbym cię, żebyś to ty coś upichcił.
            - Może następnym razem – mruknąłem, cofając się o krok, gdy już zabrał ode mnie przyprawę. Trochę mnie zabolało, gdy nie zobaczyłem uśmiechu po tym, jak się do mnie obrócił. Jego oczy były smutne. Spuściłem tylko wzrok i odszedłem po sztućce, żeby zabrać je ze sobą.
            - Cóż, pewnie trochę minie zanim wypuszczę następną kolekcję – odpowiedział mi jakoś bez entuzjazmu.
            Normalnie po prostu bym odszedł. Wzruszył ramionami i czekał, aż poda do stołu. Ale byłem w trakcie odtwarzania swojego prawdziwego ja. Nowego. Nowy ja był wciąż nieco oschły, ale już nie tak niemiły. Częściej się uśmiechał i rozmawiał z ludźmi. Nowy Tom pragnął, zbierał się na odwagę i miał własne marzenia, które nie kończyły się na interesach.
            Nowy ja zatrzymał się, obejrzał za siebie i wziął głęboki oddech. Przygryzł dolną wargę, odstawił talerze na szafkę i podrapał się niezręcznie po karku.
            Zrób to. Wreszcie to zrób.
            - A nie myślałeś, żeby spróbować swoich sił i otworzyć własną filę w Berlinie? Myślę, że znalazłbym odpowiednią osobę, która pomogłaby ci to ogarnąć – zaproponowałem, nie mogąc jednak zdobyć się, żeby spojrzeć mu w twarz.
            - Przenieść się? – zdziwił się, a ja odchrząknąłem niezręcznie.
            - Czemu nie? Chyba, że tak pokochałeś Francję i ślimaki, że wolisz tam zostać – spróbowałem zażartować, co zwykle mi nie wychodziło w połączeniu z moim warkotliwym tonem, gdy jestem zdenerwowany, ale z jakiegoś powodu czarnowłosy zaczął się głośno śmiać.
            - Tom, jesteś niemożliwy! – uznał, opierając się jedną ręką o blat szafki. – Pierwszy raz słyszę coś takiego z twoich ust.
            - Chcesz się jeszcze trochę pośmiać? – zapytałem po chwili, starając się ignorować ukłucia w sercu.
            - No, pewnie. Dawaj.
            - Zostań dziś ze mną – poprosiłem, czując, że cały wewnątrz drżę.
            - Zostać…?
            - Tak. Długo się nie widzieliśmy. Moglibyśmy spędzić razem trochę czasu, porozmawiać. Mam jutro wolne – dodałem na koniec nieco zmieszany, chociaż myśl o dniu urlopu dopiero co przyszła mi do głowy.
            - Byłoby świetnie – odparł zaraz potem, uśmiechając się niepewnie. Zaraz jednak pociągnął kilka razy nosem i odwrócił się do garnków. – Cholera, sos!

            Chciałem zrozumieć. Minęło tak wiele czasu, ale nie potrafiłem sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Bill pojawił się w moim życiu, potem z niego zniknął i teraz nie pojmowałem tego, jak na niego patrzę, odkąd przestałem czuć na sobie presję ojca, z którym zresztą już od jakiegoś czasu nie utrzymywałem kontaktów. Szukałem odpowiedzi, żeby nigdy więcej nie żałować.
            - Mówiłeś poważnie o tej filii w Berlinie? – zapytał, gdy właśnie skończyliśmy jeść. Dolał nam wina i po chwili usiadł obok mnie na kanapie.
            - No, tak. Właściwie czekałem, aż sam powiesz, że wpadłeś na ten pomysł, ale jeśli się mylę i wolisz tam zostać… - urwałem na chwilę, wzruszając ramionami. – To była luźna propozycja.
            - Zainteresowałeś mnie tym pomysłem. Andreas na pewno też by się ucieszył. Wiesz, że na przyjęciu kilka osób pomyliło go z jednym z moich modeli? Oczywiście wymyślił sobie potem, że mógłby czasem poświęcić kilka chwil modelingowi – stwierdził z rozbawieniem.
            - Wiele osób uważa, że sam mógłbyś być zarówno projektantem, jak i modelem. Nadajesz się do tego, na pewno zdobyłbyś wtedy znacznie więcej uznania i sławy – uznałem spokojnie, przyglądając się jego twarzy, gdy zalewał się rumieńcem.
            - Przestań już – mruknął, przewracając oczyma i zaśmiał się krótko. Chyba obaj byliśmy już  nieco podpici.
            - Powinieneś wierzyć mi na słowo. Już kiedyś przepowiedziałem, że ci się uda – przypomniałem mu, po czym zapadła między nami cisza. Nie odwróciłem się, gdy nasze spojrzenia znów się spotkały, chociaż czułem dreszcze na całym ciele.
            - Zmieniłeś się – zauważył po chwili spokojnie. – To dziwne, ale onieśmielasz mnie teraz jeszcze bardziej niż wtedy, gdy mnie znalazłeś.
            - Onieśmielam…? – powtórzyłem, nie bardzo wiedząc, jak to rozumieć.
            - Mam wrażenie, że tak naprawdę nigdy cię nie znałem – wydusił z siebie, spuszczając wreszcie wzrok. – Może to lepiej? Będzie nam się lepiej współpracowało, jeśli mam wrócić do Berlina.
            - Tym zadaniem zamierzałem właściwie obarczyć Andreasa. On lepiej zna się na tych sprawach ode mnie. Nie wiem, czy ci się chwalił, jakie osiągnięcia dzięki niemu zdobywa nasza korporacja.
            - Andy…? – znajda patrzył na mnie z niedowierzaniem, aż zaśmiałem się krótko.
            - Wiedziałem, że to zdolna bestia. Trzeba było go tylko odpowiednio zmotywować do pracy – stwierdziłem. – Poza tym jeśli będziesz na miejscu, będziemy mieli okazję częściej się widywać i obiecuję odwdzięczyć się czymś smacznym.
            Bill patrzył na mnie, jakby chciał zapytać, kim jestem, ale nie powiedział ani słowa. Znałem ten wzrok doskonale. Ostatnimi czasy wiele osób tak na mnie patrzyło. W ich oczach nie błyszczał jednak żal po utraconej drugiej szansie, której nam nie dałem. Niespodziewanie czarnowłosy poderwał się z kanapy, odstawił kieliszek i ruszył w stronę wyjścia.
            - Wybacz, muszę się zbierać. Jutro mam ważne spotkanie z ekipą – oznajmił mi, pospiesznie ubierając buty. Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, poszedłem w jego ślady, zatrzymując się między nim a drzwiami frontowymi.
            - Powiedziałem coś nie tak? – zapytałem ostrożnie, patrząc jak nerwowo próbuje zawiązać drugą sznurówkę.
            - Nie, to nie tak. Przepraszam cię, Tom, naprawdę muszę iść.
            - Mówiłeś, że możesz zostać.
            - Nie sądziłem… - urwał gwałtownie. Chociaż dotąd mogłem patrzeć jedynie na profil jego twarzy, odwrócił się ode mnie całkiem i wyprostował się. – Nie sądziłem, że to będzie takie trudne. Być obok, a jednak daleko od przeszłości. Przepraszam, Tom. Nie potrafię, rzuciłem się z motyką na słońce.
            - Zostań – powiedziałem wreszcie, nie mogąc patrzeć, jak wciąga na siebie czarną skórzaną kurtkę i stara się ją zapiąć drżącymi dłońmi. – Mówię poważnie, zostań, jesteś cały roztrzęsiony.
            Zastygł w bezruchu.
            - Dlaczego chcesz, żebym został?
            - Mówiłem ci już…
            - Dlaczego zachowujesz się, jakbyś ostatnim razem nie powiedział mi, że to koniec?
            - Koniec tematu – mruknąłem krótko.
            - Co?
            - Powiedziałem wtedy, że nie mam czasu na zastanawianie się nad tym wszystkim i że to koniec tematu. Nie kłamałem. Miałem nawał spraw na głowie, w której panował mętlik. Chciałem odnaleźć siebie, zmieniłem się, a przynajmniej… staram się. Nie próbuję żyć na siłę. Nie chcę stać się Gordonem, od którego na koniec wszyscy się odwrócą. Chciałem… cię wtedy zatrzymać, ale mój świat znów skończyłby się na tobie. Musiałem… zacząć od nowa, ten miesiąc… był bardzo długi i trudny. Ale teraz proszę, żebyś został.
            Znajda nawet nie drgnął. Stał przede mną dumny niczym posąg i dopiero po kilku niekończących się sekundach jego ramiona opadły i dobiegł mnie jego szloch. Z mocno bijącym sercem zrobiłem trzy kroki do przodu i przywarłem ciasno do jego pleców, obejmując go ciasno. Ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi i musnąłem wargami jego skórę. Był taki ciepły, taki znajomy, jakbym nagle znalazł się w najpiękniejszym i najbezpieczniejszym miejscu na ziemi.
            - Proszę, wybacz mi te wszystkie razy, kiedy doprowadziłem cię do łez. Kiedyś postanowiłem sobie nie darować nikomu, kto to zrobi, a potem sam wyrządziłem ci tak wielką krzywdę…
            - Więc to tak – dotarło do mnie i ze zdumieniem stwierdziłem, że słyszę rozbawienie w jego głosie. Otarł twarz jedną ręką i pociągnął nosem. – Zawsze zastanawiałem się, co sobie myślisz. Nigdy nic nie zdradziłeś. Ale teraz… mówisz to, co myślisz. Wiedziałeś, że Gordon był na pokazie? – zapytał, a ja zdrętwiałem mimowolnie.
            - Rozmawiałeś z nim?
            - Tak. Wyprowadza się gdzieś z twoją mamą. Powiedział mi, że nigdy nie pogodzi się z tym, że moglibyśmy dopuścić do tak chorego związku, ale raz w życiu zrobi to, o co go proszono i będzie trzymał język za zębami.
            - To nic nie zmienia – oznajmiłem twardo, nie chcąc nawet słyszeć o tym człowieku. Był ostatnią osobą, która powinna prawić nam jakiekolwiek morały. – Zostań.
            - Zostanę.

            Minął już tydzień od pokazu, na którym Bill prezentował swoją kolekcję, ale nie wracał jeszcze do Francji. Z tego, co wiedziałem, zatrzymał się w apartamencie Toma i obaj spędzają tam każdą wolną chwilę. Był tego jeden plus – zajmowałem się stworzeniem specjalnej filii dla czarnowłosego i spędzałem z nim w związku z tym nawet po kilka godzin dziennie. Z początku był niesamowicie rozpromieniony, chociaż nie chciał nic mówić, ale potem jego entuzjazm nieco przygasł. Na chwilę obecną ślęczał przy mnie nad jakimś projektem, choć właśnie zrobiliśmy sobie przerwę na lunch. Przysunąłem się do niego nieco i położyłem otwartą dłoń na leżącej przed nim kartce.
            - Ej! – mruknął, posyłając mi oburzone spojrzenie. – Co robisz?
            - Porozmawiaj ze mną, bo widzę, że coś cię gryzie. Możecie się kryć, ile chcecie, ale i tak wiem, że znowu tworzycie swoje dziwne historie – stwierdziłem spostrzegawczo. – Więc? W czym tkwi problem?
            - W Tomie – rzucił po chwili w odpowiedzi i westchnął ciężko. – On… Nie chodzi o to, że się zmienił… albo o to też. Wiesz, jest teraz o wiele przystępniejszy w obyciu i chyba nie mogę się w tym odnaleźć. Ale wiesz… chodzi o to, że jestem tu od tygodnia, a on nie tknął mnie nawet małym paluszkiem – wyznał mi niespodziewanie czarnowłosy, aż się skrzywiłem.
            - Boże, nie! Nie chcę sobie tego wyobrażać! – wyrzuciłem z siebie, po chwili dostając szturchańca w bok.
            - Andy! To nie jest zabawne. Może jednak nie chce tego wszystkiego? Zastanawiam się, czy przypadkiem się do tego nie zmusza… - stwierdził, zaraz potem dostając ode mnie w czubek czupryny. – To bolało – syknął cicho, a ja spojrzałem na niego wymownie. Czasami sam zachowywał się, jak tamten irytująco drętwy Tom.
            - Nie bredź. W ogóle dlaczego mi mówisz takie rzeczy? Ja mogę ci go z chęcią zastąpić, ale potem będę potrzebował ochrony dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo mój braciszek będzie polował do upadłego. Daj mu trochę czasu – zasugerowałem, przewracając oczyma.
            - Sam chciałeś wiedzieć – wymruczał, zasłaniając twarz dłońmi, po czym wzruszył ramionami.
            - Sądziłem, że to coś innego. Wiesz, Tom ogólnie jest strasznie niemiłą… no, dobra, był bardzo niemiłą osobą. Mógł coś odwalić.
            - Nie. Jest ideałem siebie, aż mnie mdli – burknął czarnowłosy.
            - Przejdzie mu.
            - Skąd ta pewność?
            - Ludzie nigdy do końca się nie zmieniają.


            Trochę dziwnie wracało mi się do apartamentu przed Billem. Nigdy nie spodziewałem się, że role się odwrócą i to ja będę często spędzał popołudnie w domu, przygotowując dla nas późny obiad, nim czarnowłosy skończy załatwiać swoje sprawy i wreszcie przysiądzie zamyślony w salonie. Przywitałem się z nim, niosąc już obiad na stół. Znajda przeglądał właśnie czyjeś portfolio. Podszedłem więc do niego i przysiadłem z boku.
            - Mieliśmy nie przynosić roboty do domu. Ja się jakoś wyrabiam.
            - Miałem sprzeczkę z grupą modeli, muszę wybrać nowych, a mam tylko cztery dni. To będzie całkowita katastrofa – stwierdził zrzędliwie, opierając się po chwili bezsilnie o kanapę. – Ładnie pachnie – dodał zaraz potem już spokojniej i uśmiechnął się lekko. – Zazdroszczę ci. Od dwóch tygodni nie miałem okazji, żeby coś ugotować.
            - Przynajmniej mam okazję odwdzięczyć ci się za te wszystkie wieczory. Mam teraz trochę luzu w firmie – odparłem, sięgając po zdjęcia, które on przed chwilą odłożył. Oczywiście znajdowali się na nich sami przystojni, młodzi faceci. Dobrze zbudowani, ze słodkimi lub seksownymi uśmieszkami. Niemal wszyscy w samych szortach. Czasami irytował mnie fakt, że znajda obraca się w takim towarzystwie. Dziękowałem mu później w myśli, że nie zdecydował się na bycie modelem poza własnymi pokazami, bo nie zniósłbym świadomości tych wszystkich oczu, które patrzyłyby na niego pożądliwie. Odrzuciłem więc te zdjęcia i spojrzałem wymownie na chłopaka.
            Minęło już kilka miesięcy, a Bill uznał najwyraźniej, że stałem się aseksualny, bo nie potrafiłem posunąć się dalej niż kilka gorących pocałunków na dobranoc. Mógłbym przysiąc, że trafiał mnie jasny szlag, ale powstrzymywałem się za każdym razem, choć nie rozumiałem dlaczego. Od jakiegoś czasu czarnowłosy sam dawał mi jedynie lekkiego całusa i kładł się na drugim końcu naszego wielkiego łóżka.
            Bałem się go dotknąć. Bałem się, że oszaleję. Od tak dawna go pragnąłem, śniłem o nim po nocach, że kiedy czułem wzbierające we mnie pożądanie, zaczynałem się obawiać, że się rozpędzę i zrobię mu coś złego. Jakkolwiek było to irracjonalne, nie mogłem się przełamać.
            - Podobają ci się? – zapytałem, wskazując na kupkę fotografii.
            - Są nieźli, ale muszę jeszcze zobaczyć ich w akcji.
            - Nie masz czasem ochoty przygarnąć jednego z nich dla siebie? – zadałem kolejne pytanie, sprawiając, że oczy Billa otworzyły się szeroko.
            - Co ty wymyślasz?
            - Sam powiedziałeś, że są nieźli.
            - Mówiłem o nich, jak o modelach.
            - A ja jak o facetach.
            - Dobrze. Więc… nie. Nie mam ochoty na żadnego z nich – odpowiedział mi, przewracając oczyma. – Dziwnie się zachowujesz.
            - Może – rzuciłem, po czym wróciłem do stołu, ciągnąc go za sobą. – Zajmiesz się tym jutro, dobrze? Poświęć mi dziś trochę więcej czasu. W końcu mam trochę wolnego.
            Znajda nie protestował. Usiadł obok mnie przy stole i rozmawiając niespiesznie o nieistotnych sprawach, zjedliśmy wspólnie posiłek, do którego on przytargał jeszcze z barku wino. Opróżniliśmy je do końca, oglądając jeszcze jakiś film, po którym czarnowłosy zaczął już przysypiać.
            - Kąpiel?
            - Prysznic.
            - Przygotuję ci kąpiel – oznajmiłem uparcie, ignorując jego marudzenie. Nie oduczyłem się jeszcze tego, że zawsze próbuję postawić na swoim. Niemniej, gdy w wannie było już sporo ciepłej wody i drugie tyle piany, znajda przyszedł do łazienki.
            - Dzięki – rzucił krótko, po czym pocałował mnie w policzek. Miałem już wyjść, kiedy zaczął się rozbierać. Niby widziałem go każdego wieczoru, jak w samych bokserkach pakował się do łóżka, ale nigdy nie miałem dość tego widoku. Zauważył, że na niego patrzę, ale przez chwilę nie reagował. Dopiero po chwili, obrócił się do mnie przodem. – Chcesz…? Ach, nieważne – mruknął zaraz potem, ściągnął na moich oczach bieliznę i wszedł do wody.
             - Umyć ci plecy? – zapytałem, na co on skinął tylko głową.
            Przeklęte podchody.
            Przysiadłem tuż za nim na brzegu wanny i nalałem sobie na dłonie trochę żelu do kąpieli, gdy on zanurzał się w wodzie. Zaraz potem położyłem dłonie na jego skórze i niespiesznie rozcierałem pianę, bardziej właściwie go masując niż myjąc. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zamruczał z zadowoleniem.
            - Chcę tak częściej – stwierdził cicho, odchylając głowę z przymkniętymi powiekami. Nie mogąc się oprzeć wpiłem się w jego lekko rozchylone wargi, od razu pogłębiając ten niby niewinny pocałunek. Moje dłonie przesunęły się z jego pleców na brzuch, wciąż przemieszczając się okrężnymi ruchami. – T-tom… - oderwał się ode mnie, gdy czubki moich palców zawędrowały ku jego podbrzuszu. Aż żałowałem, że wlałem tyle płynu do kąpieli, bo właściwie nie widziałem go od pasa w dół. Poczułem jednak, jak łapie moje dłonie. – Słuchaj, jeśli nie chcesz…
            - Chcę – nie dałem mu dokończyć. Wyswobodziłem swoje ręce z jego uścisku, aż jedna z nich zawędrowała do jego krocza, które i tak nieco już urosło. Zaraz potem znowu go pocałowałem, nie dając mu dojść do słowa. Czułem, jak drży pod wpływem mojego dotyku, jego oddech był ciężki, a z gardła wydobywały się urywane westchnienia. Bez zastanowienia wszedłem wreszcie do wanny, zsuwając z siebie jedynie dresowe spodnie, w których chodziłem po domu. Koszulka przykleiła się do mnie całkiem, gdy tylko zanurzyłem się nieco w wodzie, chcąc zbliżyć się do ciała czarnowłosego. Całowałem jego szyję, ramiona i tors, nie przestając go pieścić, gdy moja druga dłoń zakradała się już do kolejnego wrażliwego punktu, między jego pośladkami. Bill jęknął niespodziewanie głośno i spojrzał na mnie zaskoczony, gdy zaraz potem znieruchomiałem. Odwrócił ode mnie czerwoną twarz i zacisnął zęby, sądząc najwyraźniej, że na tym zamierzałem zakończyć nasze zbliżenie. Był zły. To wyraźnie malowało się na jego twarzy.
            - Spójrz na mnie – poprosiłem cicho. Przez chwilę widocznie walczył ze swoją irytacją, ale wreszcie ściągnąłem na siebie jego wzrok. – Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać.
            - Omawialiśmy to setki razy. To była wina Gordona, nie chcę, żebyś mnie za to przepraszał – wymamrotał, unikając jednak zajrzenia mi w oczy. Oblizałem powoli wargi, zaciskając zaraz potem dłoń na jego pośladku. Znajda niemal podskoczył w tej wannie, posyłając mi lodowate spojrzenie, a ja doskonale wiedziałem, od kogo się go nauczył.
            - Nie mówię o tym. Mówię o seksie – oznajmiłem, sprawiając, że jeszcze bardziej się zarumienił. - Chciałem, żeby było wspaniale, ale zawsze jestem tak napalony, że wydaje mi się, że zaraz coś spieprzę.
            - Boże. O czym ty mi w ogóle mówisz? – zapytał, patrząc na mnie z bezsilnością, jakby rzeczywiście nie zrozumiał ani słowa. Czasami miałem wrażenie, że nie cieszył się już tak bardzo, gdy zawsze mówiłem, co myślę.
            - O tym, że cię kocham. O tym, że wreszcie jest to dla mnie tak oczywiste, że nie zastanawiam się nad tym, czy to dobrze, czy źle.
            - Powtórz to – zażądał niemal natychmiast, wpatrując się we mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Ja odchrząknąłem tylko nerwowo. Nie tak trudno było to z siebie wydusić pod wpływem chwili, ale teraz, nie miałem pojęcia, o czym on w ogóle myśli. – Proszę, powiedz mi to choć jeszcze raz! – niemal zapiszczał, aż roześmiałem się mimo woli.
            - Kocham cię. I nigdy nie pozwolę ci odejść, więc nawet nie waż się o czymś takim myśleć. A jeśli któryś z tych modeli tknie cię choćby małym paluszkiem, powyrywam mu nogi z…
            - Hej, wystarczy! – przerwał mi, teraz również śmiejąc się głośno. Po chwili jednak obaj się uspokoiliśmy i poczułem, jak jego dłonie obejmują moją twarz, a usta składają pocałunek na moich. Zaraz potem zaskoczył mnie, wysmykując mi się i uciekł z wanny, ciągnąc mnie całego przemoczonego za sobą. Przebiegł przez cały apartament, pozostawiając za sobą mokre ślady, po których odnalazłem go w sypialni. – Skoro już ustaliliśmy, że należę tylko do ciebie, może jakoś to uczcimy? – zapytał, zsuwając ze mnie mokre bokserki, które przykleiły się całkiem do mojego nabrzmiałego krocza. Jego bezpośredniość zawsze robiła mi papkę z mózgu. Pozbyłem się również mokrej koszulki i przewróciłem go na łóżko, od razu układając się na nim powoli tak, abym mógł dobrze czuć każdy fragment jego nagiego ciała.
            - Więc pozwól mi to robić, aż do rana – wyszeptałem mu do ucha, ocierając się o niego sugestywnie, gdy moja dłoń powędrowała już w wiadomym kierunku.
            I pomyśleć, że nagle żaden z nas nie przejmował się tym, iż z samego rana obaj powinniśmy stawić się w pracy.

*

            Gdy wróciłem z firmy o dziwo w apartamencie paliło się światło. Spodziewałem się, że nie zastanę go tego wieczoru wcześniej, ale z kuchni docierały do mnie takie zapachy, iż nie miałem wątpliwości, kto po niej grasuje. Bill zresztą szybko przyszedł się ze mną przywitać. Zarzucił mi ręce na szyję i pocałował czule, odsuwając się po chwili. Czasami naprawdę dostawałem nerwicy przez te jego prowokacje, których dopatrywałem się na każdym kroku. Nie wolno mu było chodzić po domu w swoich kreacjach, makijażu, czy ułożonych włosach, bo zbyt ciężko było mi się opanować, nawet jeśli byłem zmęczony. Rano za to miał zakaz noszenia moich koszul, które były na niego za duże i zawsze myślałem tylko o tym, żeby zerwać z niego ten materiał. Ale on i tak znajdował jakiś sposób, żebym zapomniał, że się spieszę czy jestem zmęczony.
            - Jak w pracy? Zdążyłeś? – zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi z pozoru niewinnymi oczyma, które błyszczały jednak diabelsko. Posłałem mu tylko wymowne spojrzenie i odłożyłem swoją torbę na kanapę.
            - Na ostatnią chwilę, ale na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Ostatnie aneksy zostały dodane do umowy, teraz tylko czekać na rezultaty – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
            - A jutro?
            - Jutro jest sobota – uświadomiłem go, opadając bezsilnie na kanapę.
            - Czyli masz wolne?
            - Owszem. Nie zamierzam przez cały dzień ruszyć choćby małym palcem u stopy – oznajmiłem, przymykając oczy. Niemal natychmiast poczułem jego obecność tuż obok. Gdy tylko podniosłem powieki, miałem przed sobą jego twarz.
            - To dobrze, bo przygotowałem przystawki, obiad, dwa rodzaje wina oraz deser – stwierdził zadowolony z siebie, gdy ja wyobrażałem sobie górę jedzenia, którą musiał przygotować. – Na koniec będzie jeszcze podwieczorek – dodał po chwili, wyciągając z kieszeni w fartuszku bitą śmietanę w puszce. Potrząsnął nią i zaraz potem trochę tej słodkości znalazło się na czubku jego palca, który włożył sobie do ust. Podał mi tę puszkę, odwrócił się i pomaszerował do kuchni, zostawiając mnie tak z rozchylonymi ustami…
            - Zaraz tam przyjdę, przysięgam! – powiedziałem głośno oburzony, po czym podniosłem się z kanapy, zostawiając na niej od razu marynarkę. – Pozwolę wszystkiemu się przypalać i marnować, a sam zjem CIEBIE! – rzuciłem wymownie, rozpinając pierwsze guziki koszuli. Zanim jednak dotarłem na miejsce, w drzwiach do kuchni pojawił się Bill z dużym widelcem w ręce.
            - Ani mi się waż! Najpierw obiad!
            - Wiesz, co sobie możesz z tym zrobić? – zapytałem, zabierając mu jego broń, po czym wyrzuciłem ją za siebie. Złapałem go wpół, przerzuciłem sobie przez ramię i po chwili posadziłem na blacie w kuchni, ignorując jego protesty, gdy właśnie rozpinałem mu spodnie.
            - Tom, przestań! – krzyczał, śmiejąc się i próbując odepchnąć moje ręce.
            - Dziś zaczniemy od podwieczorku.


KONIEC

20 komentarzy:

  1. ZAJEBISTE!
    Kocham Cię za to opowiadanie ! Jednak skonczylo sie dobrze i tak mrrru *.*
    Genialne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz zobaczyłam tą piosenkę ;D
      i wiesz co ci powiem?
      Hahha Birdy Taka inna wokalistka też ją zaśpiewała.
      Ta piosenka jest serio zaje ;*
      Masz linka do wersji Birdy - https://www.youtube.com/watch?v=QXwPUYU8rTI

      Ja wole jej piosenke, ale wiesz to tylko moje zdanie ;D

      Usuń
    2. Znam obie wersje ^^. Ja jednak stanowczo wolę tę powyżej.
      Właściwie to jeden z moich ulubionych kawałków przy pisaniu :).

      Usuń

  2. Och, Czokuś! Kochanie ty moje. Wierzyłam w Ciebie i się nie zawiodłam :D Mamy szczęśliwe zakończenie! Ach, mam ochotę skakać z radości <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zcxvsgdbcvsf, cudowne! Wiedziałam, że będzie happy end! Uwielbiam Cię, Czoko! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach.... Genialne zakończenie, tak bardzo zajebiste :D Nigdy nie komentowałam Twoich opowiadań i nie wiem dlaczego, może dlatego że zawsze mi brakowało słów ale epilog już musiałam po prostu musiałam. Cudowne zakończenie tego opowiadania można skakać z radości ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to opowiadanie skończyło się dobrze. Należało im się, należało się im obu, za to wszystko co musieli znieść. To cudowne, że po tak długim czasie, pełnym trudów i walki, odnaleźli siebie i potrafili, mimo wszystko ze sobą żyć. I chwała Ci za to, że tak cudownie pokazałaś ich emocje i ich miłość! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Już od pierwszego zdania ryczałam wiedząc , że to ostatni rozdział :c Nieeeeee.... Czokuś.. To jest najlepsze opowiadanie jakie do tej pory przeczytałam... I dziękuję Ci za ten Happy End :* Dziękuję Ci za te łzy wylane na klawiature i za to, że ludzie patrzyli na mnie jak na debilkę gdy ryłam się do telefonu :) Po prostu kocham Cię za to opowiadanie i liczę , że jeszcze nas jakimś zaskoczysz ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli mam być szczera byłam prawie pewna, że opowiadanie skończy się źle. Cieszę się, że tak się nie stało - to oczywiste. I... i co Ci mam jeszcze powiedzieć Czoko? Przecież mówiąc, że jesteś genialna i że kocham Twoje teksty staję się monotematyczna. Ale tak właśnie jest.
    Jak już kiedyś mówiłam Shelter to w jakiś sposób wyjątkowe opowiadanie. Dziękuję Ci za nie.

    A co do samego epilogu to był tak niesamowicie prosty, uroczy, ta codzienność chłopaków, taka kochana, czuła i rozkoszna, że... jezu nie wiem to było po prostu coś cudownego.

    Dziękuję Czoko.
    Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanie było cudowne. Z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny odcinek, z resztą przy poprzednim opowiadaniu też nie mogłam się doczekać :). Szkoda, że już koniec ale cieszę się z happy end'u.
    Pozdrawiam, buziaki
    Twoja odwieczna fanka Klaudia;))

    OdpowiedzUsuń
  9. To opowiadanie było świetne. Za każdym razem kiedy kończyłam czytać Twoje opowiadania myślałam że nic lepszego nie da się wymyślić a Ty ciągle zaskakujesz. Ale najbardziej cieszy mnie happy end. Oby tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To opowiadanie jest wyjatkowe. Kazde Twoje opowiadanie w sumie takie jest, ale to... Panowalas nad moimi emocjami, jak na przyklad w epilogu. Oczy mi sie szklily, a zaraz sie smialam. Czesto doprowadzasz mnie do takiego stanu! Niemniej ogromnie, ogromnie sie ciesze z happy endu. I zapewniam, ze jeszcze nie raz powroce do tej historii, tak jak do innych. Uwielbiam Twoje opowiadania. ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Już wczoraj przeczytałem ostatnią część, ale dopiero dzisiaj mogę skomentować... Nie spodziewałem się, że będzie szczęśliwe zakończenie... Jednak za każdym razem mnie zaskakujesz. ;P Co nie oznacza, że się nie cieszę! Bo cieszę się cholernie, chociaż to już koniec. A gdy przeczytałem ostatnią linijkę tekstu, to po prostu nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, który cisnął się mi na usta. I właśnie w tej ostatniej części, było widać, jak Tom się zmienił. Jak zmieniła go miłość do Billa. Po prostu cudnie! ^^ Mam nadzieję, że niedługo wrócisz do nas z czymś równie dobrym, jak i nie lepszym. ;) Weny.

    Pozdrawiam,
    pan K.

    OdpowiedzUsuń
  12. To bylo NIESAMOWITE!!!!!
    ja wiedzialam ze oni beda razem ale nie z takim scenariuszem (heheh), choc przyznam ze wyszlo zajebiscie.
    ciesze sie z Tom w koncu doszedl do porozumienia z Andim, a przedewszystkim to, ze powiedzial otwarcie czarowlosemu ze go KOCHA!!!!
    boze, nawet nie masz pojecia jak ja sie nie moge doczekac momentu kiedy znowu cos nowego tu wsadzisz

    OdpowiedzUsuń
  13. To opowiadanie było genialne! Zresztą jak każde które napisałaś ;D Najbardziej podobała mi się końcówka była taka.. słodka;)
    Mam nadzieje że niedługo znów będziemy mogli poczytać Twoją kolejną historię. Nie mogę już się tego doczekać!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochalam to opowiadanie i Toma w nim...bedzie mi tego brakowalo :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie skończyłam czytać Twoje drugie opowiadanie. Kiedyś zostały mi one polecone, ale nigdy nie było czasu, aż.. się znalazł. Poprzednie na tym blogu bardzo mi się podobało, mówię o "Lokatorze na gapę", jednak jego fabuła była o wiele lżejsza, luźniejsza od "Sheltera", a Shelter..? Cóż, wspaniały. Mimo fabuły odrobinę w stylu telenoweli, ale czyż nie na tym polega oglądalność filmu i poczytność opowiadania? Nie każdy chce zamykać się w ciężkich dramatycznych i osiadających na psychice historiach, choć zauwazyłam po drodze, że i takie cięższe rzeczy pisujesz, jednak póki co pominęłam. Być może wrócę. jednak zachciało mi się poczytać jeszcze więcej czegoś właśnie w takim stylu. Trochę tam było literówek, które absolutnie nie przeszkadzały mi w czytaniu. Zarys Twoich postaci był obłędnie wspaniały. Moim zdaniem idealnie wpasowałaś w ich literackie postacie te specyficznie charaktery, nie było naiwności i naciągania, choć w tym realnym życiu takie historie niezwykle rzadko sie zdarzają, ale przecież nikt nie chce czytac o szarym, smutnym życiu, monotonii codzienności. Piszesz bardzo dobrze kobieto, pomyśl, czy nie zrobić z tego kiedyś uzytku, aby zarobić trochę grosza? Masz naprawdę głowe pełną pomysłów, gratuluję Ci, jesteś genialna, a ja sama niegdyś trochę pisząc wiem, jak bardzo dla autora wazna jest opinia czytelników, więc pozostawiam swoją. Pisz dziewczyno, masz naprawde talent i dziękuję za te pięknie chwile uniesień przy Twojej historii.

    Beata.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowne opowiadanie. Pisz jak najwięcej i nigdy nie przestawaj ;) pozdrawiam Karo

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^