Witam, moi Drodzy :).
Potrzymałam Was trochę w niepewności, ale chyba najwyższa pora, żebyście dowiedzieli się, jak zakończyła się ta historia. Od razu przyjemniej było zaglądać na bloga, gdy zawsze mogłam przeczytać kilka słów od kolejnej osoby. W każdym razie mam nadzieję, że po tym odcinku KAŻDY z Was napisze kilka słów opinii o całym opowiadaniu, bo wydaje mi się, że dotąd nie wszyscy odważyli się odezwać. Ja nie gryzę, wręcz przeciwnie jestem całkiem miła i przytulaśna, więc liczę na Was :).
A co dalej? Jeszcze nie wiem. Najprędzej możecie dowiedzieć się tego tutaj: FACEBOOK
Smacznego :)
Wasza Czokoladka ;).
P.S. Zapomniałabym! Oto na dziś jeszcze piosenka, która zainspirowała mnie poniekąd do napisania tego opowiadania: SHELTER
P.S. Zapomniałabym! Oto na dziś jeszcze piosenka, która zainspirowała mnie poniekąd do napisania tego opowiadania: SHELTER
Epilog
-
Cholera jasna, gdzie jest ta marynarka?!
- W
łazience na szafce.
-
Kluczyki?
-
Masz w torbie.
- A
teczka?
-
Też.
-
Świetnie – syknąłem pod nosem, irytując się swoją nieporadnością.
Poprzedniego
wieczoru świętowałem z kilkoma znajomymi z firmy podpisanie bardzo korzystnego
na firmy kontraktu. Zresztą nie tylko z nimi. W każdym razie obudziłem się
skacowany i spóźniony, nie mając pojęcia kiedy i jak trafiłem do swojego łóżka.
-
Tom! A laptop? – usłyszałem wołanie, zamykając już za sobą drzwi. Zakląłem znów
szpetnie, gdy ostry ból głowy usiłował zwalić mnie z nóg. Cofnąłem się, żeby
odebrać zapomniany sprzęt i zarzuciłem sobie drugą torbę na ramię. – Nie
powinieneś teraz prowadzić samochodu.
-
Spieszę się.
- Weź
taksówkę.
- Nie
mam czasu.
-
Czeka już przed wejściem – usłyszałem w odpowiedzi i na moment poczułem, że
kompletnie się rozluźniam. Do drugiej ręki przyjąłem reklamówkę z małą butelką
wody i pudełeczkiem tabletek na ból głowy. Uśmiechnąłem się lekko i przygarnąłem
do siebie chłopaka, spoglądając jeszcze na zegarek na nadgarstku. Nawet tak
przykre poranki potrafiły przynieść mi ulgę.
-
Dziękuję – szepnąłem cicho i musnąłem lekko wargami jego szyję.
- Nie
ma sprawy, leć już. Ja też zaraz wychodzę – odpowiedział mi pogodnie, po czym
wysunął się z mojego uścisku, wracając do apartamentu z lekkim uśmiechem
dezaprobaty na twarzy.
Koń
by się uśmiał, ale wciąż nie mogłem się nadziwić, że taki anioł chodzi po tym
świecie.
*
Obudziłem się z wielką gulą w gardle.
Minął prawie miesiąc. Nie dało się przejść przez miasto, nie natykając się na
podobiznę znajdy, promującego swoją własną dużą kolekcję. Na dworze było już
chłodno i szaro, ale mimo to wstawałem każdego ranka do pracy, starając się
przywołać uśmiech na twarz. Obecnie firma Gordona przekształciła się w spółkę
braci Kaulitz i odkąd Andreas przestał się obijać, razem zrobiliśmy z niej dużą
korporację, pochłaniając po drodze dziesiątki pomniejszych interesów, żeby
pomóc im się rozwinąć i przy okazji na tym zarobić. Najbardziej jednak
przerażała mnie dzisiejsza data, która znajdowała się na zaproszeniu z Francji.
- Dzień dobry, panie Kaulitz –
usłyszałem od kilkunastu osób niemal na raz, gdy tylko wyszedłem z widny na
swoim piętrze. Uśmiechnąłem się więc lekko i skinąłem im wszystkim głową,
zamyślony poruszając się w stronę swojego gabinetu. W środku czekał na mnie
Andreas.
- No, cześć. Gotów na dziś wieczór?
– zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego spod byka i
przegoniłem ze swojego fotela. – Co ty? Wstałeś lewą nogą?
- Potrzebuję kawy – odparłem tylko,
patrząc zaraz potem z rozbawieniem, jak Andy prosi moją asystentkę o dwie kawy
do gabinetu głównego szefa. Upierał się przy tym, chociaż miał do tej firmy
takie same prawa, jak ja.
- Więc jak? Nie cieszysz się?
Odchrząknąłem tylko cicho, włączając
komputer i wykładając dokumenty z teczek.
- Cieszę się, że mu się udało.
Chętnie zobaczę osobiście jego sukces. Mam nadzieję, że znajdę coś dla siebie w
tej kolekcji – stwierdziłem szczerze, nie mając jednak ochoty zagłębiać się w
tę sprawę. Próbowałem wyjaśnić Andreasowi, że czarnowłosy nie powinien być zbyt
częstym tematem naszych rozmów, ale to do niego nie docierało. Niemniej po tylu
latach udało mi się wreszcie do tego przyzwyczaić.
- Bill jest okropnie podekscytowany.
Nawijał mi o dzisiejszych planach przez godzinę jakoś od szóstej rano,
jednocześnie biegając i dopinając wszystko na ostatni guzik, chociaż pokaz jest
dopiero wieczorem. Mamy miejsca dla VIP’ów, w sumie super.
- To świetnie, ale mógłbyś zabrać
się za pracę? Za pół godziny mamy spotkanie.
- Jestem już przygotowany – odparł,
wzruszając ramionami. Nie mogłem się nadziwić, jakim cudem ten roztrzepaniec
tak szybko ogarnia wszystkie szczegóły naszych interesów i dlaczego nigdy
wcześniej nie zajmował się takimi sprawami. Miał lepsze gadane ode mnie, a
wspólny biznes okazał się dla nas najlepszą drogą do porozumienia. Nie wydawał
mi się już upierdliwy i bezużyteczny. A przynajmniej już nie tak bardzo.
- Ale ja nie – odparłem, jakby nigdy
nic, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Jesteś taki nudny – mruknął,
przewracając oczyma, po czym ruszył do fotela naprzeciwko mnie, zabierając moją
poranną gazetę, po czym rozsiadł się i otworzył ją na jakimś dużym artykule.
- Zamierzasz tu siedzieć?
- Zaraz przyniosą mi kawę, po co mam
dokładać pracy tej biednej dziewczynie? I tak ma z tobą przekichane –
stwierdził, wzruszając ramionami. Ja westchnąłem tylko i zabrałem się za swoje
sprawy.
Ani przez chwilę nie wątpiłem w
wielki sukces, jaki odniósł znajda podczas pokazu. Andreas podekscytowany
komentował wszystko, tłumacząc mi to, co na temat każdej kreacji mówił mu
wcześniej czarnowłosy. Nie bardzo wiedziałem, jak to sobie wytłumaczyć, ale
czułem się dumny i nie mogłem przestać się uśmiechać. Czułem żal, ale mimo to
radość zakradała się do mojego serca, kiedy zobaczyłem go na wybiegu w jednej
ze swoich kreacji, wesołego, szczęśliwego.
Przyjęcie po pokazie ciągnęło się w
nieskończoność. Stałem sam w pobliżu jednej z wystaw, na której widniały
projekty czarnowłosego. Andy nie mógł się oprzeć i biegał wszędzie za nim,
zagadując do ludzi, którzy przyszli tutaj dla znajdy. Obaj śmiali się niemal
przez cały czas, a na policzkach Billa widniały wielkie rumieńce. Nieco się
zmieszałem, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się niespodziewanie. Widziałem z
daleka, że przeprasza osobę, z którą rozmawia i zostawia za sobą Andreasa,
który po chwili zdał sobie sprawę, gdzie ten się kieruje i zawrócił, mówiąc coś
do niego. Ja nawet nie ruszyłem się z miejsca, nie chciałem specjalnie rzucać
się w oczy. To był jego wieczór.
- Witaj, Tom – przywitał się ze mną
z lekkim uśmiechem. – Znowu się widzimy.
- Tak, jak mówiłem – odparłem
spokojnie, przyglądając mu się uważnie. – Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej
sławny i bogaty, kto by pomyślał?
- I to wszystko twoja zasługa –
podsunął zaraz potem, zgarniając od kelnera dwa kieliszki z białym winem. Podał
mi jeden z nich i bez słów stuknęliśmy się szkłem, upijając po małym łyku. –
Jak ci się podobała moja kolekcja?
- Liczę na to, że będę pierwszy na
liście klientów. Ostatnio nic nowego nie trafiło do mojej garderoby.
Bill uśmiechnął się tylko lekko i
rozejrzał z roztargnieniem po sali. Chyba obaj nie potrafiliśmy poradzić sobie
z tym dystansem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie
naszego ostatniego pożegnania. Jego rozpaczliwe wołanie prześladowało mnie
przez cały ostatni miesiąc.
- Już nieco późno. Nie chciałbyś się
stąd urwać? – dotarło do mnie po chwili, aż zamrugałem oczyma ze zdziwienia.
- Słucham? – mruknąłem, marszcząc
przy tym czoło.
- Było naprawdę świetnie, ale jestem
zmęczony. Zjadłbym coś normalnego. Użyczyłbyś mi swojej kuchni? Poznałem we
Francji kilka ciekawych przepisów – stwierdził pogodnie, choć doskonale
widziałem, że jest podenerwowany. – Ten jeden raz.
Nie potrafiłem mu odmówić.
Od kilku minut docierały do mnie z
kuchni coraz wspanialsze zapachy, a czas umilała mi muzyka z radia, które
włączył Bill. Upijając po małym łyczku czerwonego wina, które dla nas przyniósł,
mimowolnie wyobrażałem sobie, jak krząta się wesoło po kuchni, nucąc pod nosem
i bujając biodrami. Moja znajda. Kiedy ostatni raz tak o nim myślałem? Kiedy
ostatni raz miałem na to odwagę?
- Tom? Rozłożysz talerze? – zawołał
do mnie, wychylając po chwili głowę zza drzwi.
- Jasne – rzuciłem, odstawiając
kieliszek, po czym podniosłem się z kanapy. Wszedłem powoli do kuchni i
patrzyłem przez chwilę, jak nachyla się nad garnkiem, próbując sosu.
Uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem do odpowiedniej szafy. – Ładnie pachnie –
mruknąłem niby od niechcenia.
- Smakuje jeszcze lepiej, poczekaj
tylko – odparł pogodnie, sięgając do szafki w poszukiwaniu jakiejś przyprawy.
Dopiero po chwili zaczął mruczeć coś niezadowolony.
- Czego szukasz?
- Słodkiej papryki. Tylko nie mów,
że nie masz! – jęknął, przesuwając kolejne saszetki.
Zawahałem się dosłownie przez
moment, zanim ruszyłem w jego kierunku. Zatrzymałem się dokładnie za jego
plecami, starając się go nie dotknąć i sięgnąłem nad jego ramieniem po
odpowiedni pojemnik, po czym przesunąłem rękę do jego twarzy.
- Tutaj. Ostatnio też trochę
gotowałem.
- Naprawdę? Gdybym wiedział,
poprosiłbym cię, żebyś to ty coś upichcił.
- Może następnym razem – mruknąłem,
cofając się o krok, gdy już zabrał ode mnie przyprawę. Trochę mnie zabolało,
gdy nie zobaczyłem uśmiechu po tym, jak się do mnie obrócił. Jego oczy były
smutne. Spuściłem tylko wzrok i odszedłem po sztućce, żeby zabrać je ze sobą.
- Cóż, pewnie trochę minie zanim
wypuszczę następną kolekcję – odpowiedział mi jakoś bez entuzjazmu.
Normalnie po prostu bym odszedł.
Wzruszył ramionami i czekał, aż poda do stołu. Ale byłem w trakcie odtwarzania
swojego prawdziwego ja. Nowego. Nowy ja był wciąż nieco oschły, ale już nie tak
niemiły. Częściej się uśmiechał i rozmawiał z ludźmi. Nowy Tom pragnął, zbierał
się na odwagę i miał własne marzenia, które nie kończyły się na interesach.
Nowy ja zatrzymał się, obejrzał za
siebie i wziął głęboki oddech. Przygryzł dolną wargę, odstawił talerze na
szafkę i podrapał się niezręcznie po karku.
Zrób
to. Wreszcie to zrób.
- A nie myślałeś, żeby spróbować
swoich sił i otworzyć własną filę w Berlinie? Myślę, że znalazłbym odpowiednią
osobę, która pomogłaby ci to ogarnąć – zaproponowałem, nie mogąc jednak zdobyć
się, żeby spojrzeć mu w twarz.
- Przenieść się? – zdziwił się, a ja
odchrząknąłem niezręcznie.
- Czemu nie? Chyba, że tak
pokochałeś Francję i ślimaki, że wolisz tam zostać – spróbowałem zażartować, co
zwykle mi nie wychodziło w połączeniu z moim warkotliwym tonem, gdy jestem zdenerwowany,
ale z jakiegoś powodu czarnowłosy zaczął się głośno śmiać.
- Tom, jesteś niemożliwy! – uznał,
opierając się jedną ręką o blat szafki. – Pierwszy raz słyszę coś takiego z
twoich ust.
- Chcesz się jeszcze trochę pośmiać?
– zapytałem po chwili, starając się ignorować ukłucia w sercu.
- No, pewnie. Dawaj.
- Zostań dziś ze mną – poprosiłem,
czując, że cały wewnątrz drżę.
- Zostać…?
- Tak. Długo się nie widzieliśmy.
Moglibyśmy spędzić razem trochę czasu, porozmawiać. Mam jutro wolne – dodałem na
koniec nieco zmieszany, chociaż myśl o dniu urlopu dopiero co przyszła mi do
głowy.
- Byłoby świetnie – odparł zaraz
potem, uśmiechając się niepewnie. Zaraz jednak pociągnął kilka razy nosem i
odwrócił się do garnków. – Cholera, sos!
Chciałem zrozumieć. Minęło tak wiele
czasu, ale nie potrafiłem sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. Bill
pojawił się w moim życiu, potem z niego zniknął i teraz nie pojmowałem tego,
jak na niego patrzę, odkąd przestałem czuć na sobie presję ojca, z którym zresztą
już od jakiegoś czasu nie utrzymywałem kontaktów. Szukałem odpowiedzi, żeby
nigdy więcej nie żałować.
- Mówiłeś poważnie o tej filii w
Berlinie? – zapytał, gdy właśnie skończyliśmy jeść. Dolał nam wina i po chwili
usiadł obok mnie na kanapie.
- No, tak. Właściwie czekałem, aż
sam powiesz, że wpadłeś na ten pomysł, ale jeśli się mylę i wolisz tam zostać…
- urwałem na chwilę, wzruszając ramionami. – To była luźna propozycja.
- Zainteresowałeś mnie tym pomysłem.
Andreas na pewno też by się ucieszył. Wiesz, że na przyjęciu kilka osób
pomyliło go z jednym z moich modeli? Oczywiście wymyślił sobie potem, że mógłby
czasem poświęcić kilka chwil modelingowi – stwierdził z rozbawieniem.
- Wiele osób uważa, że sam mógłbyś
być zarówno projektantem, jak i modelem. Nadajesz się do tego, na pewno
zdobyłbyś wtedy znacznie więcej uznania i sławy – uznałem spokojnie,
przyglądając się jego twarzy, gdy zalewał się rumieńcem.
- Przestań już – mruknął,
przewracając oczyma i zaśmiał się krótko. Chyba obaj byliśmy już nieco podpici.
- Powinieneś wierzyć mi na słowo.
Już kiedyś przepowiedziałem, że ci się uda – przypomniałem mu, po czym zapadła
między nami cisza. Nie odwróciłem się, gdy nasze spojrzenia znów się spotkały,
chociaż czułem dreszcze na całym ciele.
- Zmieniłeś się – zauważył po chwili
spokojnie. – To dziwne, ale onieśmielasz mnie teraz jeszcze bardziej niż wtedy,
gdy mnie znalazłeś.
- Onieśmielam…? – powtórzyłem, nie
bardzo wiedząc, jak to rozumieć.
- Mam wrażenie, że tak naprawdę
nigdy cię nie znałem – wydusił z siebie, spuszczając wreszcie wzrok. – Może to
lepiej? Będzie nam się lepiej współpracowało, jeśli mam wrócić do Berlina.
- Tym zadaniem zamierzałem właściwie
obarczyć Andreasa. On lepiej zna się na tych sprawach ode mnie. Nie wiem, czy
ci się chwalił, jakie osiągnięcia dzięki niemu zdobywa nasza korporacja.
- Andy…? – znajda patrzył na mnie z
niedowierzaniem, aż zaśmiałem się krótko.
- Wiedziałem, że to zdolna bestia.
Trzeba było go tylko odpowiednio zmotywować do pracy – stwierdziłem. – Poza tym
jeśli będziesz na miejscu, będziemy mieli okazję częściej się widywać i
obiecuję odwdzięczyć się czymś smacznym.
Bill patrzył na mnie, jakby chciał
zapytać, kim jestem, ale nie powiedział ani słowa. Znałem ten wzrok doskonale.
Ostatnimi czasy wiele osób tak na mnie patrzyło. W ich oczach nie błyszczał
jednak żal po utraconej drugiej szansie, której nam nie dałem. Niespodziewanie
czarnowłosy poderwał się z kanapy, odstawił kieliszek i ruszył w stronę
wyjścia.
- Wybacz, muszę się zbierać. Jutro
mam ważne spotkanie z ekipą – oznajmił mi, pospiesznie ubierając buty. Nie
zastanawiając się nad tym zbyt długo, poszedłem w jego ślady, zatrzymując się
między nim a drzwiami frontowymi.
- Powiedziałem coś nie tak? –
zapytałem ostrożnie, patrząc jak nerwowo próbuje zawiązać drugą sznurówkę.
- Nie, to nie tak. Przepraszam cię,
Tom, naprawdę muszę iść.
- Mówiłeś, że możesz zostać.
- Nie sądziłem… - urwał gwałtownie.
Chociaż dotąd mogłem patrzeć jedynie na profil jego twarzy, odwrócił się ode
mnie całkiem i wyprostował się. – Nie sądziłem, że to będzie takie trudne. Być
obok, a jednak daleko od przeszłości. Przepraszam, Tom. Nie potrafię, rzuciłem
się z motyką na słońce.
- Zostań – powiedziałem wreszcie,
nie mogąc patrzeć, jak wciąga na siebie czarną skórzaną kurtkę i stara się ją
zapiąć drżącymi dłońmi. – Mówię poważnie, zostań, jesteś cały roztrzęsiony.
Zastygł w bezruchu.
- Dlaczego chcesz, żebym został?
- Mówiłem ci już…
- Dlaczego zachowujesz się, jakbyś
ostatnim razem nie powiedział mi, że to koniec?
- Koniec tematu – mruknąłem krótko.
- Co?
- Powiedziałem wtedy, że nie mam
czasu na zastanawianie się nad tym wszystkim i że to koniec tematu. Nie
kłamałem. Miałem nawał spraw na głowie, w której panował mętlik. Chciałem
odnaleźć siebie, zmieniłem się, a przynajmniej… staram się. Nie próbuję żyć na
siłę. Nie chcę stać się Gordonem, od którego na koniec wszyscy się odwrócą.
Chciałem… cię wtedy zatrzymać, ale mój świat znów skończyłby się na tobie.
Musiałem… zacząć od nowa, ten miesiąc… był bardzo długi i trudny. Ale teraz
proszę, żebyś został.
Znajda nawet nie drgnął. Stał przede
mną dumny niczym posąg i dopiero po kilku niekończących się sekundach jego
ramiona opadły i dobiegł mnie jego szloch. Z mocno bijącym sercem zrobiłem trzy
kroki do przodu i przywarłem ciasno do jego pleców, obejmując go ciasno.
Ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi i musnąłem wargami jego skórę. Był taki
ciepły, taki znajomy, jakbym nagle znalazł się w najpiękniejszym i
najbezpieczniejszym miejscu na ziemi.
- Proszę, wybacz mi te wszystkie
razy, kiedy doprowadziłem cię do łez. Kiedyś postanowiłem sobie nie darować
nikomu, kto to zrobi, a potem sam wyrządziłem ci tak wielką krzywdę…
- Więc to tak – dotarło do mnie i ze
zdumieniem stwierdziłem, że słyszę rozbawienie w jego głosie. Otarł twarz jedną
ręką i pociągnął nosem. – Zawsze zastanawiałem się, co sobie myślisz. Nigdy nic
nie zdradziłeś. Ale teraz… mówisz to, co myślisz. Wiedziałeś, że Gordon był na
pokazie? – zapytał, a ja zdrętwiałem mimowolnie.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak. Wyprowadza się gdzieś z twoją
mamą. Powiedział mi, że nigdy nie pogodzi się z tym, że moglibyśmy dopuścić do
tak chorego związku, ale raz w życiu zrobi to, o co go proszono i będzie
trzymał język za zębami.
- To nic nie zmienia – oznajmiłem
twardo, nie chcąc nawet słyszeć o tym człowieku. Był ostatnią osobą, która
powinna prawić nam jakiekolwiek morały. – Zostań.
- Zostanę.
Minął już tydzień od pokazu, na
którym Bill prezentował swoją kolekcję, ale nie wracał jeszcze do Francji. Z
tego, co wiedziałem, zatrzymał się w apartamencie Toma i obaj spędzają tam
każdą wolną chwilę. Był tego jeden plus – zajmowałem się stworzeniem specjalnej
filii dla czarnowłosego i spędzałem z nim w związku z tym nawet po kilka godzin
dziennie. Z początku był niesamowicie rozpromieniony, chociaż nie chciał nic
mówić, ale potem jego entuzjazm nieco przygasł. Na chwilę obecną ślęczał przy
mnie nad jakimś projektem, choć właśnie zrobiliśmy sobie przerwę na lunch.
Przysunąłem się do niego nieco i położyłem otwartą dłoń na leżącej przed nim
kartce.
- Ej! – mruknął, posyłając mi
oburzone spojrzenie. – Co robisz?
- Porozmawiaj ze mną, bo widzę, że
coś cię gryzie. Możecie się kryć, ile chcecie, ale i tak wiem, że znowu
tworzycie swoje dziwne historie – stwierdziłem spostrzegawczo. – Więc? W czym
tkwi problem?
- W Tomie – rzucił po chwili w
odpowiedzi i westchnął ciężko. – On… Nie chodzi o to, że się zmienił… albo o to
też. Wiesz, jest teraz o wiele przystępniejszy w obyciu i chyba nie mogę się w
tym odnaleźć. Ale wiesz… chodzi o to, że jestem tu od tygodnia, a on nie tknął
mnie nawet małym paluszkiem – wyznał mi niespodziewanie czarnowłosy, aż się
skrzywiłem.
- Boże, nie! Nie chcę sobie tego
wyobrażać! – wyrzuciłem z siebie, po chwili dostając szturchańca w bok.
- Andy! To nie jest zabawne. Może
jednak nie chce tego wszystkiego? Zastanawiam się, czy przypadkiem się do tego
nie zmusza… - stwierdził, zaraz potem dostając ode mnie w czubek czupryny. – To
bolało – syknął cicho, a ja spojrzałem na niego wymownie. Czasami sam
zachowywał się, jak tamten irytująco drętwy Tom.
- Nie bredź. W ogóle dlaczego mi
mówisz takie rzeczy? Ja mogę ci go z chęcią zastąpić, ale potem będę
potrzebował ochrony dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo mój braciszek będzie
polował do upadłego. Daj mu trochę czasu – zasugerowałem, przewracając oczyma.
- Sam chciałeś wiedzieć – wymruczał,
zasłaniając twarz dłońmi, po czym wzruszył ramionami.
- Sądziłem, że to coś innego. Wiesz,
Tom ogólnie jest strasznie niemiłą… no, dobra, był bardzo niemiłą osobą. Mógł
coś odwalić.
- Nie. Jest ideałem siebie, aż mnie
mdli – burknął czarnowłosy.
- Przejdzie mu.
- Skąd ta pewność?
- Ludzie nigdy do końca się nie
zmieniają.
Trochę dziwnie wracało mi się do
apartamentu przed Billem. Nigdy nie spodziewałem się, że role się odwrócą i to
ja będę często spędzał popołudnie w domu, przygotowując dla nas późny obiad,
nim czarnowłosy skończy załatwiać swoje sprawy i wreszcie przysiądzie zamyślony
w salonie. Przywitałem się z nim, niosąc już obiad na stół. Znajda przeglądał
właśnie czyjeś portfolio. Podszedłem więc do niego i przysiadłem z boku.
- Mieliśmy nie przynosić roboty do
domu. Ja się jakoś wyrabiam.
- Miałem sprzeczkę z grupą modeli,
muszę wybrać nowych, a mam tylko cztery dni. To będzie całkowita katastrofa –
stwierdził zrzędliwie, opierając się po chwili bezsilnie o kanapę. – Ładnie
pachnie – dodał zaraz potem już spokojniej i uśmiechnął się lekko. –
Zazdroszczę ci. Od dwóch tygodni nie miałem okazji, żeby coś ugotować.
- Przynajmniej mam okazję odwdzięczyć
ci się za te wszystkie wieczory. Mam teraz trochę luzu w firmie – odparłem,
sięgając po zdjęcia, które on przed chwilą odłożył. Oczywiście znajdowali się
na nich sami przystojni, młodzi faceci. Dobrze zbudowani, ze słodkimi lub
seksownymi uśmieszkami. Niemal wszyscy w samych szortach. Czasami irytował mnie
fakt, że znajda obraca się w takim towarzystwie. Dziękowałem mu później w
myśli, że nie zdecydował się na bycie modelem poza własnymi pokazami, bo nie
zniósłbym świadomości tych wszystkich oczu, które patrzyłyby na niego
pożądliwie. Odrzuciłem więc te zdjęcia i spojrzałem wymownie na chłopaka.
Minęło już kilka miesięcy, a Bill
uznał najwyraźniej, że stałem się aseksualny, bo nie potrafiłem posunąć się
dalej niż kilka gorących pocałunków na dobranoc. Mógłbym przysiąc, że trafiał
mnie jasny szlag, ale powstrzymywałem się za każdym razem, choć nie rozumiałem
dlaczego. Od jakiegoś czasu czarnowłosy sam dawał mi jedynie lekkiego całusa i
kładł się na drugim końcu naszego wielkiego łóżka.
Bałem się go dotknąć. Bałem się, że
oszaleję. Od tak dawna go pragnąłem, śniłem o nim po nocach, że kiedy czułem
wzbierające we mnie pożądanie, zaczynałem się obawiać, że się rozpędzę i zrobię
mu coś złego. Jakkolwiek było to irracjonalne, nie mogłem się przełamać.
- Podobają ci się? – zapytałem,
wskazując na kupkę fotografii.
- Są nieźli, ale muszę jeszcze
zobaczyć ich w akcji.
- Nie masz czasem ochoty przygarnąć
jednego z nich dla siebie? – zadałem kolejne pytanie, sprawiając, że oczy Billa
otworzyły się szeroko.
- Co ty wymyślasz?
- Sam powiedziałeś, że są nieźli.
- Mówiłem o nich, jak o modelach.
- A ja jak o facetach.
- Dobrze. Więc… nie. Nie mam ochoty
na żadnego z nich – odpowiedział mi, przewracając oczyma. – Dziwnie się
zachowujesz.
- Może – rzuciłem, po czym wróciłem
do stołu, ciągnąc go za sobą. – Zajmiesz się tym jutro, dobrze? Poświęć mi dziś
trochę więcej czasu. W końcu mam trochę wolnego.
Znajda nie protestował. Usiadł obok
mnie przy stole i rozmawiając niespiesznie o nieistotnych sprawach, zjedliśmy
wspólnie posiłek, do którego on przytargał jeszcze z barku wino. Opróżniliśmy
je do końca, oglądając jeszcze jakiś film, po którym czarnowłosy zaczął już
przysypiać.
- Kąpiel?
- Prysznic.
- Przygotuję ci kąpiel – oznajmiłem
uparcie, ignorując jego marudzenie. Nie oduczyłem się jeszcze tego, że zawsze
próbuję postawić na swoim. Niemniej, gdy w wannie było już sporo ciepłej wody i
drugie tyle piany, znajda przyszedł do łazienki.
- Dzięki – rzucił krótko, po czym
pocałował mnie w policzek. Miałem już wyjść, kiedy zaczął się rozbierać. Niby
widziałem go każdego wieczoru, jak w samych bokserkach pakował się do łóżka,
ale nigdy nie miałem dość tego widoku. Zauważył, że na niego patrzę, ale przez
chwilę nie reagował. Dopiero po chwili, obrócił się do mnie przodem. – Chcesz…?
Ach, nieważne – mruknął zaraz potem, ściągnął na moich oczach bieliznę i wszedł
do wody.
- Umyć ci plecy? – zapytałem, na co on skinął
tylko głową.
Przeklęte podchody.
Przysiadłem tuż za nim na brzegu
wanny i nalałem sobie na dłonie trochę żelu do kąpieli, gdy on zanurzał się w
wodzie. Zaraz potem położyłem dłonie na jego skórze i niespiesznie rozcierałem
pianę, bardziej właściwie go masując niż myjąc. Uśmiechnąłem się lekko, gdy
zamruczał z zadowoleniem.
- Chcę tak częściej – stwierdził
cicho, odchylając głowę z przymkniętymi powiekami. Nie mogąc się oprzeć wpiłem
się w jego lekko rozchylone wargi, od razu pogłębiając ten niby niewinny
pocałunek. Moje dłonie przesunęły się z jego pleców na brzuch, wciąż
przemieszczając się okrężnymi ruchami. – T-tom… - oderwał się ode mnie, gdy
czubki moich palców zawędrowały ku jego podbrzuszu. Aż żałowałem, że wlałem
tyle płynu do kąpieli, bo właściwie nie widziałem go od pasa w dół. Poczułem
jednak, jak łapie moje dłonie. – Słuchaj, jeśli nie chcesz…
- Chcę – nie dałem mu dokończyć.
Wyswobodziłem swoje ręce z jego uścisku, aż jedna z nich zawędrowała do jego
krocza, które i tak nieco już urosło. Zaraz potem znowu go pocałowałem, nie
dając mu dojść do słowa. Czułem, jak drży pod wpływem mojego dotyku, jego
oddech był ciężki, a z gardła wydobywały się urywane westchnienia. Bez
zastanowienia wszedłem wreszcie do wanny, zsuwając z siebie jedynie dresowe
spodnie, w których chodziłem po domu. Koszulka przykleiła się do mnie całkiem,
gdy tylko zanurzyłem się nieco w wodzie, chcąc zbliżyć się do ciała
czarnowłosego. Całowałem jego szyję, ramiona i tors, nie przestając go pieścić,
gdy moja druga dłoń zakradała się już do kolejnego wrażliwego punktu, między
jego pośladkami. Bill jęknął niespodziewanie głośno i spojrzał na mnie
zaskoczony, gdy zaraz potem znieruchomiałem. Odwrócił ode mnie czerwoną twarz i
zacisnął zęby, sądząc najwyraźniej, że na tym zamierzałem zakończyć nasze
zbliżenie. Był zły. To wyraźnie malowało się na jego twarzy.
- Spójrz na mnie – poprosiłem cicho.
Przez chwilę widocznie walczył ze swoją irytacją, ale wreszcie ściągnąłem na
siebie jego wzrok. – Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać.
- Omawialiśmy to setki razy. To była
wina Gordona, nie chcę, żebyś mnie za to przepraszał – wymamrotał, unikając
jednak zajrzenia mi w oczy. Oblizałem powoli wargi, zaciskając zaraz potem dłoń
na jego pośladku. Znajda niemal podskoczył w tej wannie, posyłając mi lodowate
spojrzenie, a ja doskonale wiedziałem, od kogo się go nauczył.
- Nie mówię o tym. Mówię o seksie –
oznajmiłem, sprawiając, że jeszcze bardziej się zarumienił. - Chciałem, żeby
było wspaniale, ale zawsze jestem tak napalony, że wydaje mi się, że zaraz coś
spieprzę.
- Boże. O czym ty mi w ogóle mówisz?
– zapytał, patrząc na mnie z bezsilnością, jakby rzeczywiście nie zrozumiał ani
słowa. Czasami miałem wrażenie, że nie cieszył się już tak bardzo, gdy zawsze
mówiłem, co myślę.
- O tym, że cię kocham. O tym, że
wreszcie jest to dla mnie tak oczywiste, że nie zastanawiam się nad tym, czy to
dobrze, czy źle.
- Powtórz to – zażądał niemal
natychmiast, wpatrując się we mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Ja
odchrząknąłem tylko nerwowo. Nie tak trudno było to z siebie wydusić pod
wpływem chwili, ale teraz, nie miałem pojęcia, o czym on w ogóle myśli. –
Proszę, powiedz mi to choć jeszcze raz! – niemal zapiszczał, aż roześmiałem się
mimo woli.
- Kocham cię. I nigdy nie pozwolę ci
odejść, więc nawet nie waż się o czymś takim myśleć. A jeśli któryś z tych
modeli tknie cię choćby małym paluszkiem, powyrywam mu nogi z…
- Hej, wystarczy! – przerwał mi,
teraz również śmiejąc się głośno. Po chwili jednak obaj się uspokoiliśmy i
poczułem, jak jego dłonie obejmują moją twarz, a usta składają pocałunek na
moich. Zaraz potem zaskoczył mnie, wysmykując mi się i uciekł z wanny, ciągnąc
mnie całego przemoczonego za sobą. Przebiegł przez cały apartament,
pozostawiając za sobą mokre ślady, po których odnalazłem go w sypialni. – Skoro
już ustaliliśmy, że należę tylko do ciebie, może jakoś to uczcimy? – zapytał,
zsuwając ze mnie mokre bokserki, które przykleiły się całkiem do mojego
nabrzmiałego krocza. Jego bezpośredniość zawsze robiła mi papkę z mózgu.
Pozbyłem się również mokrej koszulki i przewróciłem go na łóżko, od razu
układając się na nim powoli tak, abym mógł dobrze czuć każdy fragment jego
nagiego ciała.
- Więc pozwól mi to robić, aż do
rana – wyszeptałem mu do ucha, ocierając się o niego sugestywnie, gdy moja dłoń
powędrowała już w wiadomym kierunku.
I pomyśleć, że nagle żaden z nas nie
przejmował się tym, iż z samego rana obaj powinniśmy stawić się w pracy.
*
Gdy
wróciłem z firmy o dziwo w apartamencie paliło się światło. Spodziewałem się,
że nie zastanę go tego wieczoru wcześniej, ale z kuchni docierały do mnie takie
zapachy, iż nie miałem wątpliwości, kto po niej grasuje. Bill zresztą szybko
przyszedł się ze mną przywitać. Zarzucił mi ręce na szyję i pocałował czule,
odsuwając się po chwili. Czasami naprawdę dostawałem nerwicy przez te jego
prowokacje, których dopatrywałem się na każdym kroku. Nie wolno mu było chodzić
po domu w swoich kreacjach, makijażu, czy ułożonych włosach, bo zbyt ciężko
było mi się opanować, nawet jeśli byłem zmęczony. Rano za to miał zakaz
noszenia moich koszul, które były na niego za duże i zawsze myślałem tylko o
tym, żeby zerwać z niego ten materiał. Ale on i tak znajdował jakiś sposób,
żebym zapomniał, że się spieszę czy jestem zmęczony.
- Jak
w pracy? Zdążyłeś? – zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi dużymi z pozoru
niewinnymi oczyma, które błyszczały jednak diabelsko. Posłałem mu tylko wymowne
spojrzenie i odłożyłem swoją torbę na kanapę.
- Na
ostatnią chwilę, ale na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Ostatnie
aneksy zostały dodane do umowy, teraz tylko czekać na rezultaty –
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A
jutro?
-
Jutro jest sobota – uświadomiłem go, opadając bezsilnie na kanapę.
-
Czyli masz wolne?
-
Owszem. Nie zamierzam przez cały dzień ruszyć choćby małym palcem u stopy –
oznajmiłem, przymykając oczy. Niemal natychmiast poczułem jego obecność tuż
obok. Gdy tylko podniosłem powieki, miałem przed sobą jego twarz.
- To
dobrze, bo przygotowałem przystawki, obiad, dwa rodzaje wina oraz deser –
stwierdził zadowolony z siebie, gdy ja wyobrażałem sobie górę jedzenia, którą
musiał przygotować. – Na koniec będzie jeszcze podwieczorek – dodał po chwili,
wyciągając z kieszeni w fartuszku bitą śmietanę w puszce. Potrząsnął nią i
zaraz potem trochę tej słodkości znalazło się na czubku jego palca, który
włożył sobie do ust. Podał mi tę puszkę, odwrócił się i pomaszerował do kuchni,
zostawiając mnie tak z rozchylonymi ustami…
-
Zaraz tam przyjdę, przysięgam! – powiedziałem głośno oburzony, po czym
podniosłem się z kanapy, zostawiając na niej od razu marynarkę. – Pozwolę
wszystkiemu się przypalać i marnować, a sam zjem CIEBIE! – rzuciłem wymownie,
rozpinając pierwsze guziki koszuli. Zanim jednak dotarłem na miejsce, w
drzwiach do kuchni pojawił się Bill z dużym widelcem w ręce.
- Ani
mi się waż! Najpierw obiad!
-
Wiesz, co sobie możesz z tym zrobić? – zapytałem, zabierając mu jego broń, po
czym wyrzuciłem ją za siebie. Złapałem go wpół, przerzuciłem sobie przez ramię
i po chwili posadziłem na blacie w kuchni, ignorując jego protesty, gdy właśnie
rozpinałem mu spodnie.
-
Tom, przestań! – krzyczał, śmiejąc się i próbując odepchnąć moje ręce.
-
Dziś zaczniemy od podwieczorku.
KONIEC
ZAJEBISTE!
OdpowiedzUsuńKocham Cię za to opowiadanie ! Jednak skonczylo sie dobrze i tak mrrru *.*
Genialne <3
Dopiero teraz zobaczyłam tą piosenkę ;D
Usuńi wiesz co ci powiem?
Hahha Birdy Taka inna wokalistka też ją zaśpiewała.
Ta piosenka jest serio zaje ;*
Masz linka do wersji Birdy - https://www.youtube.com/watch?v=QXwPUYU8rTI
Ja wole jej piosenke, ale wiesz to tylko moje zdanie ;D
Znam obie wersje ^^. Ja jednak stanowczo wolę tę powyżej.
UsuńWłaściwie to jeden z moich ulubionych kawałków przy pisaniu :).
OdpowiedzUsuńOch, Czokuś! Kochanie ty moje. Wierzyłam w Ciebie i się nie zawiodłam :D Mamy szczęśliwe zakończenie! Ach, mam ochotę skakać z radości <3
Zcxvsgdbcvsf, cudowne! Wiedziałam, że będzie happy end! Uwielbiam Cię, Czoko! <3
OdpowiedzUsuńAch.... Genialne zakończenie, tak bardzo zajebiste :D Nigdy nie komentowałam Twoich opowiadań i nie wiem dlaczego, może dlatego że zawsze mi brakowało słów ale epilog już musiałam po prostu musiałam. Cudowne zakończenie tego opowiadania można skakać z radości ;D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że to opowiadanie skończyło się dobrze. Należało im się, należało się im obu, za to wszystko co musieli znieść. To cudowne, że po tak długim czasie, pełnym trudów i walki, odnaleźli siebie i potrafili, mimo wszystko ze sobą żyć. I chwała Ci za to, że tak cudownie pokazałaś ich emocje i ich miłość! <3
OdpowiedzUsuńJuż od pierwszego zdania ryczałam wiedząc , że to ostatni rozdział :c Nieeeeee.... Czokuś.. To jest najlepsze opowiadanie jakie do tej pory przeczytałam... I dziękuję Ci za ten Happy End :* Dziękuję Ci za te łzy wylane na klawiature i za to, że ludzie patrzyli na mnie jak na debilkę gdy ryłam się do telefonu :) Po prostu kocham Cię za to opowiadanie i liczę , że jeszcze nas jakimś zaskoczysz ♥
OdpowiedzUsuńPIĘKNEEE <3333333333333333
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera byłam prawie pewna, że opowiadanie skończy się źle. Cieszę się, że tak się nie stało - to oczywiste. I... i co Ci mam jeszcze powiedzieć Czoko? Przecież mówiąc, że jesteś genialna i że kocham Twoje teksty staję się monotematyczna. Ale tak właśnie jest.
OdpowiedzUsuńJak już kiedyś mówiłam Shelter to w jakiś sposób wyjątkowe opowiadanie. Dziękuję Ci za nie.
A co do samego epilogu to był tak niesamowicie prosty, uroczy, ta codzienność chłopaków, taka kochana, czuła i rozkoszna, że... jezu nie wiem to było po prostu coś cudownego.
Dziękuję Czoko.
Naprawdę.
To opowiadanie było cudowne. Z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny odcinek, z resztą przy poprzednim opowiadaniu też nie mogłam się doczekać :). Szkoda, że już koniec ale cieszę się z happy end'u.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, buziaki
Twoja odwieczna fanka Klaudia;))
To opowiadanie było świetne. Za każdym razem kiedy kończyłam czytać Twoje opowiadania myślałam że nic lepszego nie da się wymyślić a Ty ciągle zaskakujesz. Ale najbardziej cieszy mnie happy end. Oby tak dalej. :)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest wyjatkowe. Kazde Twoje opowiadanie w sumie takie jest, ale to... Panowalas nad moimi emocjami, jak na przyklad w epilogu. Oczy mi sie szklily, a zaraz sie smialam. Czesto doprowadzasz mnie do takiego stanu! Niemniej ogromnie, ogromnie sie ciesze z happy endu. I zapewniam, ze jeszcze nie raz powroce do tej historii, tak jak do innych. Uwielbiam Twoje opowiadania. ;*
OdpowiedzUsuńJuż wczoraj przeczytałem ostatnią część, ale dopiero dzisiaj mogę skomentować... Nie spodziewałem się, że będzie szczęśliwe zakończenie... Jednak za każdym razem mnie zaskakujesz. ;P Co nie oznacza, że się nie cieszę! Bo cieszę się cholernie, chociaż to już koniec. A gdy przeczytałem ostatnią linijkę tekstu, to po prostu nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, który cisnął się mi na usta. I właśnie w tej ostatniej części, było widać, jak Tom się zmienił. Jak zmieniła go miłość do Billa. Po prostu cudnie! ^^ Mam nadzieję, że niedługo wrócisz do nas z czymś równie dobrym, jak i nie lepszym. ;) Weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
pan K.
To bylo NIESAMOWITE!!!!!
OdpowiedzUsuńja wiedzialam ze oni beda razem ale nie z takim scenariuszem (heheh), choc przyznam ze wyszlo zajebiscie.
ciesze sie z Tom w koncu doszedl do porozumienia z Andim, a przedewszystkim to, ze powiedzial otwarcie czarowlosemu ze go KOCHA!!!!
boze, nawet nie masz pojecia jak ja sie nie moge doczekac momentu kiedy znowu cos nowego tu wsadzisz
To opowiadanie było genialne! Zresztą jak każde które napisałaś ;D Najbardziej podobała mi się końcówka była taka.. słodka;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że niedługo znów będziemy mogli poczytać Twoją kolejną historię. Nie mogę już się tego doczekać!!
Kochalam to opowiadanie i Toma w nim...bedzie mi tego brakowalo :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać Twoje drugie opowiadanie. Kiedyś zostały mi one polecone, ale nigdy nie było czasu, aż.. się znalazł. Poprzednie na tym blogu bardzo mi się podobało, mówię o "Lokatorze na gapę", jednak jego fabuła była o wiele lżejsza, luźniejsza od "Sheltera", a Shelter..? Cóż, wspaniały. Mimo fabuły odrobinę w stylu telenoweli, ale czyż nie na tym polega oglądalność filmu i poczytność opowiadania? Nie każdy chce zamykać się w ciężkich dramatycznych i osiadających na psychice historiach, choć zauwazyłam po drodze, że i takie cięższe rzeczy pisujesz, jednak póki co pominęłam. Być może wrócę. jednak zachciało mi się poczytać jeszcze więcej czegoś właśnie w takim stylu. Trochę tam było literówek, które absolutnie nie przeszkadzały mi w czytaniu. Zarys Twoich postaci był obłędnie wspaniały. Moim zdaniem idealnie wpasowałaś w ich literackie postacie te specyficznie charaktery, nie było naiwności i naciągania, choć w tym realnym życiu takie historie niezwykle rzadko sie zdarzają, ale przecież nikt nie chce czytac o szarym, smutnym życiu, monotonii codzienności. Piszesz bardzo dobrze kobieto, pomyśl, czy nie zrobić z tego kiedyś uzytku, aby zarobić trochę grosza? Masz naprawdę głowe pełną pomysłów, gratuluję Ci, jesteś genialna, a ja sama niegdyś trochę pisząc wiem, jak bardzo dla autora wazna jest opinia czytelników, więc pozostawiam swoją. Pisz dziewczyno, masz naprawde talent i dziękuję za te pięknie chwile uniesień przy Twojej historii.
OdpowiedzUsuńBeata.
Cudowne opowiadanie. Pisz jak najwięcej i nigdy nie przestawaj ;) pozdrawiam Karo
OdpowiedzUsuńJa zacznę od śniadania ;D
OdpowiedzUsuń