niedziela, 16 marca 2014

Między kratami a rzeczywistością [XIX-XXIV]

Witajcie. Bez zbędnego marudzenia, życzę Wam smacznego.

Wasza Czokoladka ;).


XIX.
Od tamtego pokerowego wieczoru w celi Toma, sporo się zmieniło. Faktycznie, człowiekowi brakowało wolności, ale jeśli było się czym zająć, odsiadka nie wydawała mi się już taka zła. Przynajmniej dopóki wśród więźniów było spokojnie. Vipe tłumaczył mi, że to dzięki przeniesieniu tych kilku osób, które kierowały pozostałymi grupami i to tylko kwestia czasu, aż wybiorą sobie nowych przywódców albo zaczną walczyć między sobą. Nie podobało mi się to, ale tak naprawdę nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Żyłem z dnia na dzień, trzymając się dość blisko tej czwórki, czasami jeszcze rozmawiając z Mikelem, na którego byłem nieco obrażony, odkąd dowiedziałem się, że za każdym razem sprzedawał mnie Kaulitzowi.
Przyszedł jednak wreszcie dzień, gdy skończyła się moja pełna swoboda i przyprowadzili do mojej celi nowego więźnia. Wyglądał młodo, nie wiedziałem, czy ma tyle lat co ja, czy może trochę mniej, ale zachowywał się trochę dziwnie i przez dłuższy czas nie mogłem się przełamać, żeby się do niego odezwać. Dopiero drugiego dnia, gdy okazało się, że jednak jesteśmy w jednej grupie pod prysznicem, podczas ubierania się złapałem go za nadgarstek i nie czekając na pojawienie się Toma, pociągnąłem go za sobą na stołówkę. Byłem wystarczająco wyczulony, żeby zauważyć czających się kilku nieprzyjemnych typów. Ludzie, z którymi zwykle jadłem posiłki dziwnie na mnie patrzyli, gdy usiałem tym razem do stolika obok nich razem z tym chłopakiem. Doskonale przecież wiedziałem, że początki są najgorsze.
Nasz "lider" nawet nie spojrzał w moim kierunku, przechodząc później koło mojej celi, ale postanowiłem na razie tego nie ruszać. Zostałem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim współlokatorze, który zajął dolne łóżko naprzeciwko. Na imię miał Oliver, kiedy strach nieco znikł z jego twarzy, miał naprawdę miły uśmiech. Opowiedział mi o tym, kim był i jak się tu znalazł, przy czym pod koniec ledwie krył łzy, które przez chwilę błyszczały mu w oczach. Do obiadu starałem się nieco go pocieszyć i postanowiłem, że poproszę Toma o pomoc. Co wcale nie okazało się takie proste, jak mi się wydawało...
Po posiłku czekałem w drzwiach celi, czekając, aż będzie ją mijał, po czym zatrzymałem go i poprosiłem, żeby wysłuchał, co mam do powiedzenia. Przedstawiłem mu swojego współlokatora i wspominałem o sytuacji z rana, chcąc, żeby jakoś zapewnił mu spokój.
- I mam to zrobić, bo ty mnie o to prosisz, tak? - rzucił w końcu z kwaśną miną. - Chwalił ci się za co tu trafił? Włamanie z kradzieżą, okaleczenie i zmasakrowanie twarzy dziewczyny, która stanęła mu na drodze. Naprawdę uważasz, że zasłużył? - zapytał złośliwie, na co ja na chwilę straciłem język w gębie. Spojrzałem nieco zdenerwowany na Olivera, który odwrócił od nas twarz i zagryzał mocno wargę. Opowiadał mi o tej sprawie i w tej chwili, gdy usłyszałem to znów od Toma, nie bardzo wiedziałem, jak mu to wyjaśnić. - Skoro dotąd sobie radził, niech...
- Nie zrobiłem tego! - wykrzyczał wreszcie mój nowy znajomy. - Może jestem złodziejem, ale nie skrzywdziłbym nikogo! Ona... ja ją taką znalazłem, zadzwoniłem po karetkę, a potem mnie złapali i powiedzieli, że to ja - wydusił z siebie ze złością. - Nie potrzebuję twojej łaski.
- Wspaniale, więc idę - warknął krótko Kaulitz, ale ja złapałem go szybko za ramię.
- Tom, zaczekaj. Ja mu wierzę, słyszysz? Nie wszystkie wyroki są sprawiedliwe, dobrze o tym wiesz - powiedziałem poważnie. - Proszę.
- Powiedz mi w takim razie w czym on jest lepszy od wszystkich innych, którzy tu trafiali? - zapytał, a ja otworzyłem jedynie szerzej oczy ze zdziwienia. - Zainteresowałeś się choć przez chwilę tym, czy ich wyrok jest sprawiedliwy? Czy sobie radzą? Czy wytrzymują to, jak są traktowani? - zadawał kolejne pytania, a ja czułem jedynie, jak robi mi się głupio. Coś gorzkiego rozlało się w moim żołądku. - To jest więzienie, nie szukaj tu sprawiedliwości.
- Świetnie. - Prychnąłem, puszczając jego rękę. - W porządku, rozumiem, że im nie miał kto pomóc, ale to nie oznacza, że nie możemy pomóc kolejnym osobom. Zamierzasz to olać, bo tamtym nikt nie pomógł? To idiotyczne - uznałem pewnie, zakładając ręce na piersi.
Przez dłuższą chwilę mój wybawca patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, ale dzielnie wytrzymałem to spojrzenie. Obaj mieliśmy rację, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę i on też musiał. Nie był głupi. Uparty i humorzasty, ale nie głupi.
- Nie zamierzam przyjmować kolejnego pupilka do grupy. Całe więzienie dzieli się na zwolenników różnych grup, którzy wzajemnie sobie pomagają. Jest nas najwięcej, ale trzeba uważać na pozostałości tamtych grup. Nie mają przywódcy, nie odważą się zaatakować, jeśli otwarcie opowie się po naszej stronie. To wszystko - oznajmił poważnie, po czym odwrócił się i wyszedł.
Wreszcie westchnąłem tylko cicho, zerknąłem raz jeszcze przepraszająco na Olivera i pobiegłem za nim, chociaż strażnik na zewnątrz rzucił mi znaczące spojrzenie. Najwidoczniej Kaulitz wybierał się gdzieś z pozostałymi osobami ze swojej celi. Ci jednak widząc mnie, minęli nas i poszli dalej. Tom rzucił mi tylko rozdrażnione spojrzenie.
- Jesteś upierdliwy, Bill - oznajmił mi. - To, że masz uprzywilejowaną pozycję, jeszcze nie znaczy, że masz to wykorzystywać. Nie możesz zbawić całego świata - stwierdził wymownie, na co ja westchnąłem tylko znowu.
- Rozumiem to, ale i tak dziękuję.
- Nic nie zrobiłem. Powiedziałem tylko, jak to wygląda, to jego sprawa, co teraz zrobi.
- Z pewnością to, co mu podpowiedziałeś - odpowiedziałem, uśmiechając się do niego. Normalnie byłbym teraz zły, ale nauczyłem się, że najlepszym sposobem na tego człowieka jest pokazywanie mu, że wszystko jest w porządku. Zaraz potem i na jego twarzy pojawiło się rozbawienie, którego nie mógł przede mną ukryć.
- Wyjdź ze mną na chwilę na spacerniak - poprosił w końcu, na co ja skrzywiłem się nieco. Był ostatnimi czasy zamknięty z powodu jakichś remontów, więc nieco się zdziwiłem. No i miałem jeszcze jeden problem.
- Jest... chłodno.
- To weź kurtkę - odparł prosto, jednak ja znów zrobiłem głupią minę. - Nie masz? Powinieneś kogoś poprosić, żeby ci przysłał.
- To nie takie proste - mruknąłem. - Nie mieszkałem z rodzicami, więc pewnie wciąż jeszcze o niczym nie wiedzą, no i... Nie mam kogo o to poprosić - rzuciłem w końcu cicho.
- A ten twój... przyjaciel? - zapytał, po czym ja tylko spuściłem wzrok. - Rozumiem. Coś wymyślimy - stwierdził spokojnie, po czym cofnął się do celi i podał mi jakąś swoją bluzę. Uśmiechnąłem się w podziękowaniu i powoli ruszyliśmy w stronę wyjścia na spacerniak. W końcu był wolny czas.
Tom po drodze zamienił kilka słów ze strażnikiem, któremu najwyraźniej nie spodobało się to, co usłyszał, ale w końcu skinął lekko głową i poszedł za nami, żeby otworzyć nam drzwi. Szedłem krok za Kaulitzem przez większą część spacerniaka, aż ten zatrzymał się i oparł o oparcie jednej z ławek. Zrobiłem więc to samo i przez kilka długich chwil cieszyłem się w ciszy świeżym, chłodnym powietrzem.
- Wiesz, Bill... - odezwał się wreszcie, nawet na mnie nie patrząc. - Czasem myślę, że jesteś za dobry i przez to jeszcze bardziej nie pasujesz do tego miejsca. I wciąż nie potrafię uwierzyć, że zabiłeś tamtego kolesia.
- Wykrwawił się i zmarł w szpitalu. Należało mu się - odparłem od razu bez cienia zastanowienia.
- Bardzo tęsknisz za tym chłopakiem, który cię olał? - zapytał po chwili wprost, a ja tylko zacisnąłem mocniej zęby. Nie chciałem rozmawiać o Lucasie. Na każde wspomnienie o nim coś zdawało się miażdżyć moją klatkę piersiową. - To drażniące, że nie spróbował choćby docenić tego, co zrobiłeś. Powinien chociaż przyjść, żeby cię opieprzyć, że zrobiłeś coś tak głupiego. To będzie ciągnęło się za tobą do końca życia. Nie mogę myśleć o nim inaczej, niż o dupku.
- Przestań, Tom - poprosiłem. - Ty też nie chcesz słyszeć o swoim bracie, więc nie przypominaj mi o tym. Ja tak samo nie potrafię sobie wyobrazić, żebyś kogoś zabił, a co dopiero osobę, o której mówiłeś, że ją kochasz. Jeśli nie chcesz mi tego wyjaśnić, skończ również temat... mojego przyjaciela - powiedziałem wprost. Po cichu liczyłem na to, że może postanowi się wygadać, ale on jedynie westchnął zrezygnowany.
- Po prostu mnie to wkurza - mruknął wreszcie, odpychając się od ławki i po chwili stał już naprzeciwko mnie, przyglądając się nerwowo mojej twarzy. Było to nieco peszące, ale nie protestowałem.
- Trudno. Postanowiłem nie wracać do tej sprawy - wyznałem cicho, czując, że przechodzą mnie dreszcze. Znów stał tak blisko mnie, że mogłem do woli przyglądać się jego oczom. Było w nich coś, co potwierdzało słowa Vipe'a o tym, że mam przed sobą łagodnego człowieka, nawet jeśli sprzeczało się to z całą resztą faktów o nim, które znałem. - Ani teraz, ani po wyjściu stąd. Może to zabrzmi głupio, ale mimo wszystko... cieszę się, że tu trafiłem - stwierdziłem znacząco, czując, że po raz kolejny pieką mnie policzki. Tom spoważniał nieco po tych moich słowach i miałem wrażenie, że minimalnie się do mnie przysunął. Jego dłonie sięgnęły do moich włosów, żeby założyć je za uszy, a on sam pokręcił z dezaprobatą głową. Poczułem jak jego palce przesuwają się przez chwilę po moim policzku, aż odsunął się ode mnie, chcąc chyba wrócić do środka. Jego delikatność i czułe gesty nieco mnie przerażały, a jednak nie chciałem, żeby teraz odchodził. - Poczekaj.
- Nie powinieneś mówić takich rzeczy. Nie komuś, kto tu zostanie, gdy ty wyjdziesz na wolność - odpowiedział mi wreszcie spokojnie, cofając się znów blisko mnie. Na moment wstrzymałem powietrze, mając wrażenie, że wszystkie światła tego świata odbijają się w jego oczach. Uśmiechał się lekko. Nim zdążyłem zebrać się na odpowiedź, objął dłońmi moje policzki i musnął moje wargi. Serce waliło mi jak głupie i byłem nieco niepewny, ale pozwoliłem mu na to i przymknąłem oczy. Pocałował mnie, tym razem naprawdę. Nasze usta zatańczyły, a kiedy rozchylały się na chwilę, czułem jego język zahaczający o mój własny. W głowie miałem chaos, a może były to fajerwerki. Matko, naprawdę stałem się jego pupilkiem.
Zadrżałem, gdy się ode mnie odsunął i zrobiło mi się strasznie zimno. On jednak ruszył już żywym krokiem w stronę drzwi, przy których czekał strażnik.
- T-tom! - zawołałem oburzony, ruszając za nim. Zatrzymał się na moment, a na jego twarzy widniał lekki uśmiech. - Tylko po to mnie tu przyprowadziłeś? Żeby sprawdzić, czy ci pozwolę?
- Warto było - odparł od razu, a jego usta rozciągnęły się jeszcze szerzej, wesoło. Moje policzki musiały być wtedy okropnie zarumienione. - Poza tym prosiłem strażnika tylko o chwilę, musimy wracać - dodał, gdy wyrównałem z nim krok.
Próbowałem pojąć to, co się przed chwilą wydarzyło, ale prócz poczucia błogości na wspomnienie dotyku jego warg, w mojej głowie była tylko pustka, która wierciła mi dziurę w brzuchu. Tom poszedł do kumpli, a ja zawróciłem do celi, gdzie czekał na mnie Oliver. Ale chociaż miałem ochotę cieszyć się jak głupi cap do samego siebie, zaczynało coś do mnie docierać.
Nieważne, jak wspaniałym człowiekiem jest w moich oczach Tom. Miał dożywocie, nie wolno mi było się w nim zakochać. Nie mogłem po raz drugi tak okrutnie skomplikować sobie życia.
I w ten sposób całą radość z tej krótkiej wspólnej chwili szlag trafił...


XX.
Po powrocie do celi tonąłem w swoich własnych myślach i byłem nieco nieprzytomny, więc chociaż Oliver próbował ze mną rozmawiać, nie potrafiłem sensownie odpowiedzieć na żadne jego pytanie. W końcu stwierdziłem, że jestem zmęczony i położyłem się spać. Podczas kolacji znowu jednak siedziałem z nim, zamiast z resztą grupy i Tomem, który spoglądał na mnie ze swojego miejsca. W tamtej chwili jednak nie bardzo potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Dlaczego tak naprawdę pozwoliłem mu się do mnie zbliżyć? Dlaczego nie zareagowałem wcześniej, choć sam nazwał się "tym, który tu zostanie"? Z drugiej strony, jak miałem przetrwać tu cały pozostały mi czas, unikając go? To było wręcz niewykonalne, chyba nie zniósłbym, gdyby przeze mnie na jego twarzy nie pojawiał się już ten delikatny uśmiech.
- Cholera... - mruknąłem cicho pod nosem, zapominając całkiem o siedzącym obok chłopaku. Jego wzrok jednak wypalał mi dziurę w głowie i wreszcie zwróciłem na niego uwagę, starając się przybrać jakiś neutralny wyraz twarzy.
- Coś się stało? - zapytał ostrożnie, a ja znów utkwiłem wzrok w swojej niemal nietkniętej kolacji.
- Nie, nie przejmuj się - odparłem krótko, starając się nie patrzeć dłużej w kierunku Kaulitza, jednak i tak było już na to o wiele za późno.
- Mam nadzieję, że nie pokłóciłeś się przeze mnie z tym swoim... szefem? - odezwał się znowu ostrożnie, na co ja w odpowiedzi pokręciłem tylko przecząco głową. - To dobrze, bo... Wiesz, wydaje mi się, że on patrzy na ciebie inaczej niż na wszystkich innych - stwierdził wreszcie, a mnie widelec wypadł z ręki. Kompletnie odechciało mi się jeść.
- Tylko ci się wydaje - mruknąłem nieco niemiło, chwytając za szklankę z herbatą. - On tylko... Nie wiem sam, to dziwny człowiek - powiedziałem wreszcie, wstając od stołu. Oliver spojrzał na mnie pytająco.
- Idziesz już...? - wydusił niepewnie, również wstając, choć jego wzrok przeniósł się tęsknie na niedokończony posiłek. Najwyraźniej obawiał się zostać tu sam.
- Nie, nie, jedz - rzuciłem, opadając z powrotem na krzesło. Zaczynała boleć mnie głowa, a ja nie wiedziałem nawet, czy ktokolwiek w tym więzieniu przejmował się czymś takim jak migrena, która z pewnością właśnie się do mnie zbliżała.
W drodze powrotnej do celi przez ból już ledwo parzyłem na oczy, więc po drodze zapytałem się grzecznie strażnika, czy jest możliwość dostania jakichś tabletek. Zamiast niego przybiegła do mnie jakaś pielęgniarka z proszkami, chwilę później donosząc mi również okład chłodzący. Po prostu zakopałem się pod kocem i chciałem zniknąć. Uciec. Wyjść z tego więzienia jak najprędzej.
Na drugi dzień przetrząsałem już swoje rzeczy w poszukiwaniu wizytówki, którą dostałem od adwokata. Nawet jeśli znów namawiałby mnie do kłamstw i musiałbym przechodzić kolejne procesy, naprawdę nie sądziłem, żebym mógł tu dłużej zostać. Kiedy jednak udało mi się do niego zadzwonić, okazało się, że jest już za późno na odwołanie i najlepszym dla mnie wyjściem będzie po prostu jeszcze trochę poczekać i złożyć wniosek o wcześniejsze zwolnienie z placówki za dobre sprawowanie, podkreślając, że był to pierwszy raz, gdy zostałem skazany.
- Jest aż tak źle? - zapytał w końcu, gdy ja przez dłuższą chwilę się nie odzywałem.
- Nie, właściwie... Miałem dużo szczęścia - ująłem to krótko. Nie zamierzałem mu się tłumaczyć ze wszystkich wydarzeń, jakie miały tu miejsce. - Czy mogę poprosić pana o uregulowanie jednej sprawy? Mieszkałem sam w akademiku i właściwie nie wiem nawet, co stało się z moimi rzeczami. Poza tym potrzebowałbym części z nich tutaj, a nie mam kogo o to prosić - wyjaśniłem mu grzecznie.
Adwokat nie miał nic przeciwko. Poprosił mnie o adres i listę rzeczy, które ma mi przynieść, po czym obiecał zająć się tym w wolnej chwili. Widocznie miałem od jakiegoś czasu szczęście trafiać na dobrych ludzi. Może nawet zbyt dobrych.
Idąc po swój obiad, nie zauważyłem kroczącego za mną Toma, dopóki sprawnie nie skierował mnie do stołu, przy którym zawsze siedział. Chciałem się wyrwać i opieprzyć za to zachowanie, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żebym sam posłał Oliverowi tylko bezradny uśmiech. Szybko jednak przyuważyłem, że został zaczepiony przez jakiegoś innego dość młodego chłopaka i wspólnie usiedli przy innym stole. Miałem nadzieję, że znajdzie sobie tu jakichś znajomych.
- Nie bój się, nie ucieknie ci - odezwał się do mnie cicho Kaulitz, zwracając tym samym na siebie moją uwagę. Mimowolnie w jednej chwili moje policzki zalały się rumieńcem, a on uśmiechnął się zadowolony. Nachylał się nieco w moją stronę, co szczególnie z boku musiało dość znacząco wyglądać. Odchrząknąłem więc wreszcie i zająłem się swoim posiłkiem, nawet mu nie odpowiadając.
- Hej, hej - odezwał się ktoś po drugiej stronie stołu. - Ktoś tu się przekonał do swojego pupilka - stwierdził złośliwie, na co Tom posłał mu jak zwykle lodowate spojrzenie. Najwyraźniej nie chciał, żeby ktokolwiek się wtrącał i na dobrą sprawę byłem mu za to wdzięczny.
- To pora na żarcie, nie na robienie sobie kłopotów - oznajmił mu wreszcie, również zabierając się za obiad.
Koleś najwyraźniej się zmieszał, bo nie odezwał się więcej w naszym kierunku. Vipe zaczepiał mnie za to co chwilę i pytał o mojego współlokatora. Konkretnie o to, czy umie grać w pokera i kiedy wreszcie znów przyjdę z nimi pograć. Miałem właśnie powiedzieć, że mogę wpaść teraz po obiedzie, kiedy Tom wszedł mi w pół zdania.
- Dziś nie może, idzie ze mną - oznajmił, choć wcześniej nawet nie zapytał mnie o zdanie. - Chyba, że wieczorem po kolacji - dodał, widząc moje niezadowolone spojrzenie. I chociaż nie byłem dla niego zbyt miły, jego oczy zdawały się wesoło błyszczeć w moim kierunku. Powinienem był mu odmówić. Wiedziałem, że powinienem, ale nie potrafiłem.
- Gdzie chcesz iść?
- Chcę cię czegoś nauczyć. Później ci wszystko wyjaśnię.


XXI.
Tom nieco zaskoczył mnie swoim pomysłem. Oznajmił wszystkim, że zajmuje boisko i życzyłby sobie, aby nikt tam nie wchodził. Trochę niepewnie wychodziłem za nim z celi, ale jakaś część mnie uspokoiła się, gdy zobaczyłem go w czarnych dresowych spodniach i również czarnej bokserce, która bezczelnie opinała się na jego wyrzeźbionym ciele. Zamiast tego skupiłem się na śledzeniu za nim wzrokiem, chociaż ganiłem się za to w głębi duszy.
Okazało się, że chciał nauczyć mnie podstaw samoobrony, na co zareagowałem tak głupią miną, że zwyczajnie zaczął się ze mnie śmiać. Zaraz potem jednak posłał mi przepraszające spojrzenie i ponowił swoją propozycję.
- Dalej, Bill, nie wstydź się. Nikogo prócz mnie tu nie ma, a może akurat kiedyś ci się to przyda?
- Wolałbym, żeby nie...
- Nigdy nie wiesz - odparł krótko.
Tak naprawdę nie zamierzał przyjąć mojej odmowy. Kiedy zdałem sobie sprawę, że będzie mnie męczył, dopóki się nie zgodzę, wreszcie odpuściłem. Spojrzałem nieco niezadowolony na strażnika, który stał przy drzwiach i rzuciłem krótkie: niech ci będzie.
Widać było, że mój wybawca świetnie się bawi, choć ja byłem raczej zażenowany swoimi umiejętnościami, nawet jeśli starałem się wszystko robić tak, jak mi kazał. Na koniec znałem już kilka ciekawych ruchów, ale wciąż nie potrafiłem dobrze się obronić czy go obezwładnić.
Dopiero wtedy usłyszałem żart miesiąca.
- Pozostaje nam jedno wyjście, żeby podciągnąć twoje umiejętności - stwierdził poważnie, podając mi butelkę wody, którą wziął tu ze sobą. W przeciwieństwie do niego byłem okropnie zmachany. - Od jutra będziesz ze mną chodził na siłownię.
W tej chwili bardzo szczerze wybuchłem śmiechem, choć byłem naprawdę padnięty.
- Nie ma mowy!
- Jest, jest - odparł, szczerząc się wymownie. Zaraz potem pomógł mi się podnieść z podłogi, na której siedziałem i przyciągnął mnie blisko siebie. Byłem nieco podenerwowany, bo przez cały ten "trening" wciąż czułem gdzieś na sobie jego ręce. Znieruchomiałem więc, gdy poczułem jego gorący oddech na swoich ustach. - Za postępy dostaniesz ode mnie nagrodę - oznajmił cicho, uśmiechając się przy tym lekko.
- Nagrodę? - powtórzyłem, nie będąc pewnym, co ma na myśli. Zaraz potem na widok błysku w jego oku poczułem okropne dreszcze. - O-oszalałeś! - oburzyłem się, na co on znów zareagował śmiechem.
Nie spodziewałem się wcześniej, że ten dźwięk będzie tak przyjemny dla mojego ucha.
- Nie bój się, nic z TYCH rzeczy - uspokoił mnie po chwili, gdy już się ode mnie odsunął. - Na pewno ci się spodoba.
Nie dowiedziałem się w końcu, co ma być moją ewentualną nagrodą, ale nie to było najgorsze. Było mi okropnie gorąco z wysiłku i przez jego zachowanie, ale dopiero gdy opuściłem boisko, stanąłem jak wryty. Z naprzeciwka zbliżali się właśnie koledzy z celi Toma i od razu przypomniałem sobie, jak prosił by nam nie przeszkadzano. Pod wpływem złośliwiej miny Grega w jednej chwili zalałem się rumieńcem, a pozostała dwójka tylko wymownie się uśmiechnęła. Nawet nie chciałem myśleć, jak to wyglądało...
- Widzę, że czas sam na sam z Tomem dobrze na ciebie wpływa. Nabrałeś kolorów. Zresztą, co tu się dziwić? Od kiedy tu jestem, nie pamiętam, żeby z kimś... - Podczas, gdy ja stałem tam, niemal wrastając w podłogę, mój wybawca wreszcie palnął swojemu kumplowi w łeb.
- Ćwiczyliśmy podstawy samoobrony, błaźnie - warknął do niego.
- Ale już wolne? - odezwał się niespodziewanie Sam, łagodząc sytuację. - Mamy ochotę pograć.
Kaulitz odpowiedział im skinieniem, a potem pchnął mnie lekko do przodu, więc w końcu ruszyłem z miejsca. Nie dotarłem jednak do odpowiedniego korytarza, jak Tom pociągnął mnie w kierunku łazienek.
- Ej! Przecież teraz nie możemy...
- Cicho - syknął, zakrywając mi usta. Pociągnął mnie za zakręt i stanął na moment pod ścianą. Dopiero po chwili usłyszałem kroki i głos dwóch strażników. Sądzili, że poszliśmy już pewnie do cel i nie chciało im się tego sprawdzać. - Chciałeś śmierdzieć sobie do jutra? - rzucił niezbyt głośno, patrząc na mnie uważnie. - Weźmiemy szybki prysznic i wrócimy, nawet nie zauważą.
Nie byłem do tego przekonany w takim stopniu, jak on, ale skinąłem w końcu tylko głową na znak, że się zgadzam. Tylko przez jedną rzecz nie mogłem uspokoić swojego serca. Prysznic w towarzystwie Toma. Obawiałem się, że to zbyt wiele dla moich skołowanych nerwów.


XXII.
W przeciwieństwie do mnie, Tom nie był zbyt wstydliwy. Zapalił tylko jedno światło na końcu pomieszczenia, żeby nikt nie zwrócił na nas uwagi, po czym jakby nigdy nic zaczął się rozbierać. Zabrał jeden z ręczników i pomaszerował do jednej z przegród. A ja stałem tam jakbym naprawdę pierwszy raz w życiu widział na oczy męskie pośladki - bo na szczęście, nie obrócił się do mnie przodem. W końcu wziąłem głęboki oddech i poszedłem w jego ślady. Rozebrałem się, czając przy tym, czy nikt nie patrzy, wziąłem ręcznik, którym zasłoniłem co nieco i udałem się pod prysznic tuż obok niego, czując tylko przewroty w żołądku. Nie dało się ukryć, że denerwowałem się jego obecnością obok. Właściwie miałem nadzieję opłukać się szybko, zawinąć w ręcznik i dopaść z szafki czyste ubrania, ale nie przewidziałem jednej rzeczy.
Zarówno ja, jak i Tom powiesiliśmy swoje ręczniki na plastikowej, półprzeźroczystej przegrodzie, która nas od siebie oddzielała. Pech chciał, że kiedy on pierwszy ściągał swój, mój poleciał zaraz za nim na jego stronę. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy otworzyłem oczy i zauważyłem, że go tam nie ma. Z okrutnymi dreszczami w jednej chwili obróciłem się ku korytarzowi, który ciągnął się wzdłuż kabin pryszniców.
Kaulitz właśnie wychodził zza ścianki z ręcznikiem na biodrach, ten mój trzymając w ręce, podczas gdy ja starałem osłonić się nieco dłońmi i udawać, że wcale nie przypominam dorodnego pomidora. Najbardziej w tym wszystkim peszyło mnie to, że stał tam naprzeciw taki idealny i nawet się nie odzywał, gdy ja nie miałem odwagi podnieść na niego wzroku. Błagałem jedynie w duchu o opanowanie, gdyby coś miało mi napęcznieć, nie mógłbym tego teraz tak po prostu ukryć. W końcu odchrząknąłem znacząco.
- Mógłbyś...?
- Jasne - odparł szybko, od razu wiedząc, o co mi chodzi. Ulżyło mi nieco, gdy owinąłem się ręcznikiem, chociaż i tak miałem chęć zapaść się pod ziemię. - Coś nie tak...?
- Patrzysz na mnie.
- Wybacz...
- Wybaczę, ale wciąż na mnie patrzysz - powtórzyłem z naciskiem, jednak w odpowiedzi usłyszałem tylko jego cichy śmiech. - To naprawdę takie zabawne? - rzuciłem sprowokowany, żeby wreszcie spojrzeć na jego twarz. Jego policzki również były nieco zarumienione, ale przygryziona warga wywołała kolejny przewrót w moim żołądku. - Powinieneś przestać - mruknąłem, próbując go wyminąć, jednak jego ręka zablokowała mi przejście. Zadrżałem, gdy zrobił krok w moją stronę.
- Dlaczego? Ostatnio nie protestowałeś...
- Nie byłem wtedy nagi! - oburzyłem się, starając uniknąć jego wzroku.
- Czego się boisz? Przecież nic ci nie zrobię...
- Bo nie wiem, co ci siedzi w głowie, Tom! - wyrzuciłem z siebie wreszcie, choć to, co zamierzałem mu powiedzieć, nie do końca pokrywało się z prawdą. - Oznajmiłeś mi, że miałeś ukochanego brata, którego zabiłeś i że jestem do niego podobny, a teraz... Sam doskonale wiesz, co teraz robisz, więc co mam myśleć?!
- Więc jednak masz mnie za potwora - zaśmiał się niezręcznie, a jego ręka opadła, robiąc mi przejście. Mimo to nie ruszyłem się. Ze złości całkiem zapomniałem, że jestem prawie nagi.
- Nie rób z siebie ofiary, w porządku? Gdybyś potrafił być ze mną szczery...
- A ty jesteś ze mną szczery? - przerwał mi z równie rozdrażnioną miną. - Wybacz, Bill, ale to czysta hipokryzja. Gdyby nie ja, nie doszłoby nawet do tego na spacerniaku, choć obaj mieliśmy na to ochotę. Nie zamierzam cię krzywdzić. Od kiedy tu trafiłem nauczyłem się obojętności, ale przełamałeś się przez tę ścianę. Z jakiegoś powodu chcę akurat twojej bliskości i ty sam, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale patrzysz na mnie czasem w taki sposób... - urwał wreszcie, robiąc krok do przodu. Dzieląca nas odległość znikła. - Mój brat... nie ma nic wspólnego z tym, co teraz czuję - oznajmił mi poważnie, a ja zakląłem tylko w duchu.
Ta wymówka była naprawdę dobra, ale nie spodziewałem się, że Tom postanowi mi to wyjaśnić. Właściwie sądziłem, że się zdenerwuje i zostawi mnie tam samego, ale tego typu zachowania musiały również należeć do jego maski liderka, którą teraz przy mnie ściągał. Tak naprawdę nie znałem tego człowieka, ale czy miałem prawo mu to w tej chwili wypominać, skoro w takiej postaci jeszcze bardziej chciałem, żeby wreszcie mnie dotknął, przytulił?
- Mam mętlik w głowie... - przyznałem cicho, spuszczając wzrok. Zaraz potem jednak poczułem jego palce unoszące moją brodę. Był tak blisko i już czułem, jak gorące jest jego ciało.
- Ja od jakiegoś czasu mam w głowie tylko ciebie. Jednak jeśli nie chcesz, żebym się zbliżał... Nie patrz na mnie, jakbyś tęsknił do tamtej chwili na spacerniaku - powiedział na koniec spokojnie. Nie odezwałem się już. Nawet nie poruszyłem żadnym palcem. Moje powieki zamrugały jakby same kilka razy, ale wciąż wpatrywałem się w jego oczy. Czy naprawdę tylko mnie było dane oglądać prawdziwego Toma? Czy naprawdę musiał ukrywać to, jaki jest naprawdę, żeby tu przetrwać z wysoko uniesionym czołem? - Wciąż nie przestajesz - upomniał mnie, na co ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
Widocznie to mu wystarczyło, bo jego wargi musnęły lekko moje czoło, a gdy tylko przymknąłem oczy, poczułem je na własnych ustach. Niespieszące się, czułe pocałunki, jednocześnie niosące w sobie nadmiar emocji i pragnień, które nieudolnie starał się ukryć. Po ostatnim złośliwym komentarzu Grega, którego zresztą nawet nie zdążył dokończyć, doskonale rozumiałem, skąd brały się te wszystkie uczucia. Dla faceta, który od trzech lat siedzi w więzieniu, a mimo to ani razu nie skorzystał ze swojej pozycji, pewnie sprawy muszą dawać się we znaki. Czułem jak zadrżał, gdy położyłem dłoń na jego torsie, a potem przyciągnął mnie do siebie ciasno. Moje ręce zawisły na jego szyi i czułem, jak ręcznik niebezpiecznie się ze mnie zsuwa, ale nie zareagowałem od razu. Dopiero, gdy Kaulitz odskoczył ode mnie, jak poparzony, złapałem go szybko i poprawiłem, starając się ukryć cień zażenowania. Słyszałem, jak ciężko oddychał i w końcu odwrócił się do mnie plecami.
- Tom? W porządku? - odezwałem się niepewnie, na co on spojrzał tylko na mnie zażenowany przez ramię.
- Tak, tylko... Zostaw mnie teraz samego. Za chwilę dołączę do ciebie w szatni - oznajmił cicho, wychodząc z mojej kabiny.
Cieszyłem się, że na mnie nie patrzył, bo ledwie powstrzymywałem się od śmiechu. Bez słowa ruszyłem do szatni i tam dopiero zakląłem siarczyście pod nosem. Aż za dobrze domyślałem się, dlaczego chciał zostać sam. Widocznie nie chciał niczego ponaglać i choć bardzo starał się być cicho, do moich uszu dotarł jakiś zagubiony jęk, który sprawił, że i mnie coś poruszyło się niespokojnie w bieliźnie. Musiałem jak najprędzej skupić się na jakiejś głupocie, żeby tylko nie wyobrażać sobie jego nagiego ciała w TAKIEJ sytuacji. To dopiero przyniosłoby kompletną klęskę.


XXIII.
Podczas, gdy ja skupiałem się na paskudnej farbie, która odłaziła od szafek, Tom wreszcie przyszedł do szatni, jednak nawet na mnie nie spojrzał. Był wyraźnie zażenowany, więc i ja nie próbowałem się odzywać. Przemknęliśmy niepostrzeżenie na odpowiedni korytarz i w porę dotarliśmy z powrotem do cel. Na tych kilka chwil, gdy zniknęliśmy wspólnie w łazienkach, całkiem zapomniałem o tym, gdzie się znajdujemy, więc kiedy dołączyłem do Olivera, miałem nieco głupią minę. Wydawało się, że mamy sporo wolnego czasu, a mimo to dopiero wtedy poczułem się naprawdę ograniczony. Wyjść z celi mogliśmy o określonej godzinie i na określony czas, nam akurat przypadał ten tuż po obiedzie. Teraz, gdy miałem współlokatora, powinienem się cieszyć, że będę miał towarzystwo, a jednak nie byłem w stanie odepchnąć od siebie myśli, że wolałbym dzielić celę z kimś innym. Czas do kolacji dłużył mi się okrutnie, nawet jeśli rozmawialiśmy, czy zajmowałem się czytaniem lub innymi rzeczami.
Kolejnego dnia byłem świadkiem, jak jeden z więźniów opuszczał placówkę po odsiedzeniu swojego wyroku. Nie wszyscy tu się znali, a jednak każdy życzył mu powodzenia i zacząłem się wtedy zastanawiać, jak będzie wyglądało moje pożegnanie z tym miejscem. Byłem jednak przekonany, że wtedy okaże się o wiele trudniejsze niż byłoby już w tej chwili. Znałem opuszczającego nas mężczyznę ze względu na to, że każdego ranka udawaliśmy się w jednej grupie pod prysznic. Byłem zaskoczony, gdy na drugi dzień zastąpił go właśnie Tom. Nie zauważyłem go od razu, bo byłem okropnie zaspany, jednak o mało nie wywróciłem się na mokrych kafelkach, gdy ktoś przechodząc obok mojej kabiny bezczelnie klepnął mnie w tyłek. Od kiedy Kaulitz wziął mnie pod swoje skrzydła, takie rzeczy się nie zdarzały, więc spojrzałem zaskoczony w kierunku sprawcy, od razu natykając się na jego zadowolony uśmiech, który jednak zniknął zaraz za półprzeźroczystą ścianką.
- Wystraszyłeś mnie - oznajmiłem mu z oburzeniem, gdy obaj się ubieraliśmy, on jednak uśmiechał się tylko pod nosem.
- Załatwiłem przepustki na siłownię - rzucił, ignorując mój wcześniejszy protest. Nie byłem z tego specjalnie zadowolony, więc jedynie skrzywiłem się nieco. - Otwierają na powrót spacerniak, więc ludzie nie będą się teraz tak kręcić po wszystkich pomieszczeniach. Będziemy tam sami - kontynuował po chwili, jednak urwał, gdy tylko ktoś jeszcze wszedł do szatni.
Od tamtego czasu, Tom zajmował każdy mój wolny czas i spędzał go niemal wyłącznie ze mną, nawet jeśli wychodziliśmy z całą grupą na spacerniak. Chodziliśmy na siłownię dwa razy w tygodniu i raz na boisko, gdzie ćwiczyliśmy, a kiedy ja opadałem z sił on wołał ludzi do gry w koszykówkę. Czasami udawało nam się zostać samym w celi lub na świetlicy i chociaż zawsze w pobliżu był jakiś strażnik, Tom znajdował sposób, żeby jakoś się do mnie zbliżyć. Najczęściej oczywiście skradał się do mnie podczas pryszniców i chociaż okrutnie mnie to peszyło, nie broniłem mu tego. Prawdopodobnie cieszyłem się tymi chwilami tak samo jak i on. Przyszedł w końcu i taki czas, że sam kilkukrotnie zakradłem się do niego od tyłu, niemal przyprawiając go tym o zawał, a sobie fundując porządnego siniaka, gdy Kaulitz od razu próbował zaatakować ewentualnego wroga. Z każdym dniem byliśmy bliżej siebie i starałem się nie zastanawiać, co będzie potem. Czułem się przy nim naprawdę cudownie i wiecznie było mi go mało. W międzyczasie dostarczono do więzienia moje rzeczy wraz z informacją, gdzie ich pozostała część będzie przechowywana. Wszystko naprawdę dobrze się układało i nikt nawet nie próbował robić nam dziwnych wymówek z tego powodu. W końcu byłem jego pupilkiem.
Tego dnia podczas kolacji kumple namówili Toma, aby sprowadził do nich mnie i Olivera na pokera, przy czym udało mi się wybić im z głowy granie na pieniądze. Nasz lider jak zwykle leżał wtedy na swoim łóżku, a my byliśmy zajęci podbijaniem stawek, pasowaniem, wygrywaniem i przegrywaniem. Bardzo lubiłem takie wieczory, więc raczej nie protestowałem. Zaskoczenie czekało mnie jednak dopiero, gdy pogaszono wszystkie światła i mieliśmy wraz Oliverem wrócić do siebie. Kaulitz niespodziewanie zeskoczył właściwie z górnego łóżka, o mało nie wpadając na Vipe'a i złapał mnie szybko w pół, doprowadzając mnie do rumieńców. Raczej nie zachowywał się podobnie przy wszystkich.
- Ty zostajesz - oznajmił mi zadowolony z siebie, a ja spojrzałem na niego dziwnie. - Musiałem naprawdę się natrudzić, żeby dostać na to zgodę, więc nie próbuj protestować - dodał od razu, nim zdążyłem choćby pomyśleć o otworzeniu ust. Oliver spojrzał tylko na mnie z rozbawieniem, a pozostała trójka już otwarcie się śmiała. Mój współlokator został odprowadzony przez strażnika, ja natomiast stanąłem przodem do Toma, patrząc na niego, jak na stracha na wróble.
- I gdzie będę spał?
- W moim łóżku.
- Aha - mruknąłem tylko, robiąc nietęgą minę.
Z jednej strony naprawdę się ucieszyłem, ale z drugiej... jego współlokatorzy będą mi dogryzać do końca odsiadki i tak naprawdę nie byłem pewien, czy on czegoś nie knuję. Serio, zabiłbym go chyba, gdyby zaczął w nocy się do mnie dobierać na tym piętrowym łóżku. W końcu jednak uśmiechnąłem się tylko lekko z dezaprobatą i pokręciłem głową. Nie, no. Przecież nie był głupi, prawda? Miło jednak było zasypiać w ramionach osoby... z którą spędza się każdą wolną chwilę, którą się naprawdę lubi...
Przynajmniej tak wolałem to sobie nazywać.


XXIV.
Współlokatorzy Toma zdziwili się, gdy kilka minut po wyjściu Olivera oznajmił im, że kładziemy się już spać. Wszedłem na górę pierwszy i jako, że moje oczy przywykły już do ciemności, od razu dojrzałem, że czekają tam dwie poduszki - co oznaczało dokładnie tyle, że musiał on to sobie zaplanować już jakiś czas temu. W końcu westchnąłem tylko cicho i położyłem się przy ścianie, czekając aż dołączy do mnie właściciel łóżka.
- Nie sądzisz, że może nam być trochę ciasno? - stwierdziłem szeptem, gdy jego głowa leżała już na poduszce obok mnie.
- Poradzimy sobie - odparł, najpewniej kompletnie ignorując moją uwagę.
Nim zresztą zdążyłem się znów odezwać, przyciągnął mnie do siebie i od razu wpił się w moje wargi. Miałem ochotę zamruczeć cicho, ale powstrzymałem się ze względu na to, że nie byliśmy sami. Po prostu objąłem jego szyję i przylgnąłem ciasno do jego ciała, odwzajemniając pocałunek. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że mógłbym nie odrywać się od niego do końca życia. Tom jednak oderwał się ode mnie wreszcie i odsunął nieco, przez co spojrzałem na niego wymownie. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, a jego dłoń gładziła mój policzek. W końcu zacząłem robić się senny i tylko chęć kontynuowania pieszczot nie chciała dać mi zasnąć. Usłyszałem jednak wreszcie "dobranoc" i nie zamierzałem protestować. Odwróciłem się plecami do Kaulitza, żeby wygodniej się ułożyć, a on zaraz potem przytulił się do moich pleców. Raczej nie powinienem być zdziwiony, a mimo to prawie podskoczyłem, gdy poczułem przy pośladkach jego podniecenie. To wszystko naprawdę było na wariackich papierach.
- Chyba nie dziwisz mi się, że mam chęć na więcej? - wyszeptał mi do ucha tak, żebym tylko ja mógł to usłyszeć. Jego dłoń w międzyczasie wkradła się pod moją koszulkę i błądziła przez chwilę po torsie, nim zsunął ją na brzuch, a potem jeszcze niżej. Kiedy mnie dotknął, musiałem zacisnąć mocno zęby, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Problem był taki, że żaden z nas nie mógł nic zrobić ze swoim problemem, aż za dobrze wiedziałem, że gdybyśmy tylko zaczęli się nieco wiercić, łóżko zaczęłoby okropnie skrzypieć, a pozostała trójka posłałaby nas do diabłów.
- Tom...! - syknąłem ostrzegawczo, gdy on ani na chwilę nie przestał. Fakt, że go to podnieca, co doskonale czułem, tylko jeszcze bardziej mnie dobijał. - Przestań...
- Ciii... - uciszył mnie ani na chwilę nie przestając zabawiać się z moim przyjacielem. Milczenie w tamtej chwili było tak okrutnie trudne. Jego wargi muskały i skubały mój kark i szyję, a ja odchodziłem od zmysłów, ściskając w dłoniach koc. Nawet jeśli kazałem mu tego nie robić, nie byłem w stanie powstrzymać go własnoręcznie. W końcu zacisnąłem zęby na poduszce i jakoś udało mi się przetrwać bezdźwięcznie tę cudowną chwilę.
- Zabiję cię... - wyszeptałem, starając się nie dyszeć zbyt głośno, ale on tylko wyciągnął chusteczki higieniczne, żebyśmy mogli się wytrzeć. Wciąż jednak czułem go przy pośladkach, więc nie potrafiłem się uspokoić.
- Nie wychodź jutro na spacerniak - poprosił mnie cicho tuż przy uchu, aż przeszły mnie dreszcze. - Przyjdę do ciebie. Zabawimy się, co ty na to?
Serce niemal stanęło mi w miejscu.
- Ja... nie wiem...
- W porządku - odparł jakby nigdy nic, co nieco mnie zaskoczyło. Choć pewnie nie powinno, bo nigdy na mnie nie naciskał. Chyba, że chodziło o ćwiczenia. - Zdecydujesz się jutro, gdy już przyjdę. A teraz śpij już - dodał na koniec, muskając lekko mój policzek ustami.
- Ale ty wciąż...
- Powiedziałem: śpij - upomniał mnie tym razem tonem nieznoszącym sprzeciwu, więc w końcu westchnąłem tylko i ułożyłem się wygodnie.
Skoro chciał zasypiać z takim problemem, to jego sprawa, ot co! - pomyślałem oburzony, zamykając oczy. Naprawdę nie trzeba było mi niczego więcej, żeby zasnąć z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

6 komentarzy:

  1. jezu przez cały czas jak to czytałam to się uśmiechałam :-D Tom okazał się być taki dobry dla Billa, jejku no musi do czegoś dojść w następnym odcinku! Czekam z niecierpliwością, dodawaj szybko Czokuś, błagam :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh aż mi się cieplej zrobiło czytając to :) dawaj szybko następny rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłaś w takim momecie.! Teraz musisz naprawde szybko coś dodać bo zwariuję. Proszeee wrzuć next jak najszybciej. Najlepiej dziś. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju... Nie mogę przestać się uśmiechać :D Moje serce zaraz chyba wyskoczy i znajdzie się koło mnie z podekscytowana :D Czytam to drugi raz i po prostu jak za pierwszym razem nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Nie jestem tu też nowa, choć dopiero teraz postanowiłam coś skomentować. Twój blog i Twoje opowiadania ( nie zdążyłam przeczytać jeszcze wszystkich) są z jednych moich ulubionych :D Życzę weny i czekam na kolejne wspaniałe opowiadania. :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. to bylo AWESOME!!!!!!!!!!!!!
    ja chce WIECEJ !!!!!! DUZO WIECEJ !!!!!!!!!!!
    (nie badz zaskoczona jak w ktoryms momencie po prostu zaczne komentowac po angielsku z przyzwyczajenia heheh)
    Damn, Tom i Bill jakos strasznie sie do siebie zblizyli co mi sie bardzo podoba i nawet wszyscy w "ich grupie" to widza. cos mi sie zdaje ze z Tomem u boku Bill bedzie ok, nawet jesli ma lekkie wachania.
    cholera....i zeby to jeszcze mogloby byc dluzsze jak niegdys twoje inne notki ale lepsze to niz nic

    OdpowiedzUsuń
  6. o matko! Wczoraj nadrobiłam całe opowiadanie, jest super! Nie mogę się doczekać dalszej części, bo do tej pory strasznie mnie wciągnęła twoja historia...i rzeczywiście, zrobiło się ciekawie :P zwłaszcza ostatni odcinek, mrr... ciekawe, czy Bill się zgodzi na propozycję Toma, o jejku, musisz jak najszybciej dodać nową notkę :D

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^