niedziela, 23 marca 2014

Między kratami a rzeczywistością [XXIX-XXXV]

Witam  ;). Zgodnie z wcześniejszą informacją, wrzucam Wam ciąg dalszy. Jeszcze trochę brakuje do nowych części, ale nie martwcie się, nie będzie się to ciągnęło w nieskończoność :D.
Smacznego! :D


Wasza Czokoladka ;).








XXIX.

            Kolejnego dnia Tom wyciągnął mnie spod prysznicu, nic sobie nie robiąc z tego, że jestem nagi, a strażnicy dziwnie na nas patrzą. Zaciągnął mnie do wciąż jeszcze pustej szatni i przygwoździł swoim własnym ciałem do lodowatych szafek, ale nie wydałem z siebie ani jednego dźwięku sprzeciwu, bo zaraz potem wpił się łakomie w moje wargi. Dosłownie przez moment łzy stanęły mi w oczach, ale zaraz potem zarzuciłem mu ręce na szyję i oderwałem się od zimnych szafek, żeby się w niego wtulić. Gdy wreszcie się ode mnie odsunął, obaj nieco szybciej oddychaliśmy i byliśmy diabelnie podekscytowani. Nie byłem w stanie tego ukryć, szczególnie, że byłem całkiem nagi.
            - Bill, jesteś tak okropnie głupi, że nie wiem nawet, co ci teraz powiedzieć - stwierdził, ani na chwilę na spuszczając wzroku z moich warg. Uśmiechnąłem się więc zadowolony. Nie do końca tego się spodziewałem. Właściwie to było więcej niż odważyłem się marzyć. I w przeciwieństwie do niego doskonale wiedziałem, co chcę mu powiedzieć.
            - Powiedziałem mu, że kocham ciebie - oznajmiłem poważnie, co dopiero sprawiło, że jego wzrok utkwił na moich oczach. Chyba nie mógł pojąć, co do niego mówię, więc powtórzyłem. - Kocham cię, Tom i nie zamierzam pocieszać się nikim innym.
            - Oszalałeś... - wydusił z siebie zaskoczony, po czym odsunął się ode mnie jeszcze bardziej. Mina nieco mi zrzedła, ale uspokoiłem się nieco, widząc rumieńce na jego twarzy. - Lepiej się ubierz. Pogadamy po obiedzie - zawyrokował, po czym odszedł do swojej szafki.
            Nie protestowałem. Ubrałem się, żeby nie świecić przed innymi tym i owym, i wręcz nie mogłem się doczekać czasu po obiedzie. Oliver twierdził, że coś jest ze mną nie tak, bo choć siedziałem z nim ani na moment nie oderwałem wzroku od Kaulitza. Właściwie pożerałem go wzrokiem i czy komuś się to podobało, czy nie, naprawdę nie mogłem się doczekać, aż znów poczuję jego bliskość. Przynajmniej miałem nadzieję, że teraz już nie będzie mi jej odmawiał.
            - Obaj jesteście stuknięci, poważnie - stwierdził wreszcie mój współlokator, po czym uśmiechnąłem się do niego promiennie.
            - Może i masz rację. Ale ostatnio przestało mi to przeszkadzać.


XXX.

            Prawdopodobnie całkiem postradałem zmysły, skoro cieszyłem się, że trafiłem do więzienia i potrafiłem być w nim szczęśliwy pomimo wszystkich ograniczeń, jakie na mnie nałożono. Może miałem w sobie coś z masochisty, skoro byłem tak bardzo podekscytowany tym, że przez większość dnia jestem oddzielony od jedynego człowieka, którego naprawdę chciałem tam widywać i wreszcie spędzę z nim kilka krótkich, ale wyjątkowo intensywnych chwil. Nic nie mogłem jednak na to poradzić.             Powiem więcej - nie chciałem. Gdy wreszcie skończył się obiad, a zaczął nasz czas wolny, nie mogłem spokojnie usiedzieć w miejscu, wiedząc, że zaraz do mnie przyjdzie, a już na pewno w żaden sposób nie byłbym w stanie opisać tego, jak mocno zaczęło bić moje serce, gdy tylko pojawił się w drzwiach, a kiedy je minął, na jego twarzy rozkwitł (mój ulubiony) łobuzerski uśmiech.
            - Po twojej minie widzę, że wciąż nie żałujesz swojego głupiego postępku. Straciłeś ważną szansę, Bill - oznajmił mi, a jednak nie przestał się szczerzyć.
            - Gadasz, jakbyś nie zdawał sobie sprawy, że sam do tego doprowadziłeś. Mam ci przypomnieć, kto zaczął? - odpowiedziałem pewnie, wstając z łóżka, żeby podejść do niego bliżej.
            - Gdybym wiedział, że ten pajac jeszcze kiedykolwiek się pojawi...
            - Uważaj, obrażasz mojego przyjaciela - przerwałem mu z oburzeniem.
            - I co mi zrobisz? - Prychnął, zakładając ręce na piersi. Niemal w tej samej chwili drzwi za jego plecami zamknęły się, a ja otworzyłem swoją skrytkę, w której czekała butelka czerwonego wina.
            - Nie podzielę się tym. I mogę stać się dużo bardziej powściągliwy, niż zamierzałem - dodałem wymownie i choć starałem się utrzymać poważny ton, nie byłem w stanie ukryć tego, jak bardzo cieszę się z jego odwiedzin. Tom najwyraźniej również miał z tym problem.
            - Powściągliwy? Bill, uważasz, że po co tu przyszedłem? Zamierzam spuścić ci lanie, żebyś poszedł po rozum do głowy i...
            - Skończ pieprzyć, ok? - przerwałem mu wreszcie. - Nie mamy całego dnia.
            Nie miał większego wyboru, jak się ze mną zgodzić. Rzadko pochłaniałem alkohol w dużej ilości, ale pomiędzy pocałunkami i pieszczotami, wino samo zaczęło znikać w dość szybkim tempie. Gdzieś w międzyczasie okazało się, że Oliver dzięki wpływom Kaulitza po czasie wolnym wybrał się do jego współlokatorów, aby pograć w pokera, natomiast on sam miał zostać ze mną. Taka zamiana podobno kosztowała go sporo zachodu, ale wiedziałem już, jak bardzo uparty jest ten człowiek. Widziałem też, jak na mnie patrzył i słyszałem, jak cudownie bije jego serce, gdy nieco pijani i zmęczeni po wspólnej "zabawie", leżeliśmy na kocach ułożonych na podłodze. Było niewiele niewygodniej niż na tych cholernych łóżkach, ale przynajmniej nic nie skrzypiało, gdy się do siebie dobieraliśmy. Nie spodziewałem się, że przeżyję w więzieniu jeden z najlepszych dni i nocy w swoim życiu, ale przy nim naprawdę wszystko było możliwe. Uwielbiał mnie - usłyszałem to od niego wiele razy w ciągu naszego wspólnego czasu, a ja uwielbiałem jego. Kochałem go, ale tego akurat nie chciał słuchać...
            - Przestań w kółko powtarzać te brednie - upomniał mnie, gdy te ważne słowa same wypłynęły z moich ust. W tamtej chwili jednak było mi zbyt dobrze, żeby się z nim o to spierać. Uśmiechnąłem się po prostu i pokręciłem lekko głową, pozwalając by jego dłoń pogładziła czule mój policzek, przesunęła się po szyi, piersi i brzuchu... Gdy tylko rozchyliłem usta, zamknął mi je pocałunkiem. - Bez dyskusji, Bill, inaczej znów się na ciebie rzucę i jutro będziesz miał problem z siadaniem. Nie wspominając o naszych ćwiczeniach.
            - O, nie... - jęknąłem rozbawiony z rozleniwieniem. Wiedziałem, że i tak zaciągnie mnie w końcu na boisko, żeby sprawdzić, czy czegoś przypadkiem nie zapomniałem. Tym razem jednak liczyłem na porządną nagrodę, bo to, że unikał mnie przez tak długi czas, wcale nie oznaczało, że ja się obijałem. Usypiając w jego ramionach, raz jeszcze uśmiechnąłem się lekko. Naprawdę, mógłbym zostać tu już na zawsze.


XXXI.

            Tamten wieczór zdawał się być przełomowym dla naszej znajomości. Wiedziałem, że Tom próbował przekonać dyrektora placówki do przeniesienia go do mojej celi, ale udało mu się namówić go jedynie na to, że od czasu do czas mogliśmy spędzić razem cały dzień i noc. Czułem się trochę, jak niegdyś, gdy chodziłem jeszcze do szkoły i nie miałem zbyt wielu okazji, by widywać się z Lucasem, który mieszkał obok, ale uczył się gdzieś indziej. Teraz jednak było we mnie dużo więcej tego pragnienia i skupiało się na innej osobie, czegoś innego również oczekiwałem. Stopniowo dopuszczaliśmy do siebie innych ludzi, choć wcale nie było to łatwe, skoro mieliśmy dla siebie tak mało czasu. Ci, z którymi trzymaliśmy się bliżej przywykli już do tego, że kiedy tylko mogliśmy, byliśmy nierozłączni, a Tom w pewnym momencie zaczął nawet prowadzić zajęcia z samoobrony dla części więźniów. Oczywiście musieli oni najpierw zdobyć na nie pisemne pozwolenie, ale to miejsce w końcu zaczęło przypominać cywilizowany świat.
            Czas uciekał jednak nieubłaganie. Wykreślałem kolejne dni z kalendarza, nie mogąc się nadziwić, jak dużo iksów już nazbierało się od mojego trafienia tutaj. Nie tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę.
            - To już prawie rok - mruknął siedzący za moimi plecami Tom. Czułem jego wargi błądzące gdzieś po moim karku. Pomyślałem wtedy, że od dawna nie byłem już u fryzjera.
            - Liczysz? - zapytałem nieco zaskoczony jego uwagą w tamtej chwili.
            - Nie całkiem, po prostu na kilka dni przed tym, jak cię przywieźli, wypadała rocznica śmierci mojego brata. Albo raczej... dnia, w którym...
            - Rozumiem - przerwałem mu, słysząc, ile bólu sprawia mu mówienie o tym. - Cóż, w takim razie nie będziemy raczej świętować rocznicy naszego pierwszego spotkania - dodałem, chcąc jakoś zmienić temat, jednak Tom najwyraźniej sam chciał się jeszcze trochę pomęczyć.
            - Staram się o przepustkę, żeby pójść na jego grób... - wyznał mi. - W poprzednich latach się nie udało, ale może... może teraz.
            Słysząc to, spojrzałem na niego przez ramię. Im częściej wspominał o swoim bracie, tym bardziej nie wiedziałem już, co o tym wszystkim myśleć. W samym jego głosie słychać było tak wiele żalu, smutku i tęsknoty, że kiedy przypominałem sobie jego słowa o tym, że go zabił, nie byłem w stanie tego ze sobą w żaden sposób pogodzić.
            - Tom... Jak to się stało? - zapytałem go ostrożnie i bardzo cicho, bojąc się trochę jego reakcji. - Czy to... było przypadkiem? Proszę, powiedz mi.
            Jego pierś opierała się o moje plecy, doskonale więc czułem, że właśnie wstrzymał oddech. Milczał przez niekończącą się chwilę, a potem pokręcił przecząco głową.
            - Nie, Bill. To było morderstwo z premedytacją. Ja... wiedziałem, że to się stanie. Właśnie... właśnie dlatego tak bardzo chcę wreszcie pójść i... za wszystko go przeprosić... - wydukał i, ku mojemu zdumieni, poczułem, że jego ciałem wstrząsa dreszcz. Byłem pewien, że za moment się rozpłacze, ale on po prostu drżał, jakby nagle zrobiło mu się okropnie zimno. Chciałem wywinąć się z jego objęć, żeby móc normalnie spojrzeć mu w twarz, przytulić go, jakoś pocieszyć, ale nie pozwolił mi na to. Jego dłonie objęły mnie jeszcze ciaśniej w pasie i oparł się czołem o moje ramie. Sam czułem ból, gdy był w takim stanie. - Bill, ja muszę do niego iść. Za wszelką cenę muszę tam wreszcie pójść - powiedział cicho. Ja przymknąłem tylko lekko oczy i westchnąłem.
            - Pójdziesz, Tom. Na pewno w końcu ci się uda - odpowiedziałem mu spokojnie.
            Szczęście w nieszczęściu, że mogliśmy tego dnia zostać razem. Pękłoby mi serce, gdyby musiał teraz odejść, choć zdawał się w tej chwili rozpadać na kawałki z żalu, poczucia winy. Chciałem, żeby wreszcie mi zaufał, żeby podzielił się ze mną swoim bólem. Chciałem móc mu jakoś pomóc, ulżyć. Musiał wiedzieć, że nie jest sam i już nigdy nie będzie, bez względu na to, co wydarzy się, gdy skończy się moja odsiadka. Musiał wreszcie uwierzyć, że naprawdę go kocham, że w pełni zasługuje na bycie kochanym.


XXXII.

            Tom nie przespał ani minuty tej nocy. Zdawałem sobie z tego sprawę, bo ja również nie mogłem zasnąć, co odrabiałem kolejnego dnia po śniadaniu. Nie był to jednak przyjemny sen. Miałem jakieś przeklęte koszmary, z których zapamiętałem tylko moment, gdy mój ukochany atakował mnie znienacka. Za każdym razem w inny sposób, ale zawsze było to równie bolesne. Oliver spoglądał na mnie zaniepokojony, ale posyłałem mu tylko sztuczne uśmiechy, powtarzając, że nie mogę porządnie się wyspać.
            Mijały dni. Minął dokładnie rok, odkąd tu trafiłem i choć Tom nie wspomniał o tym ani słowem, wiedziałem już, że znowu nie udało mu się dostać przepustki. Zdziwiłem się, gdy nie pojawił się w mojej celi, choć właśnie wypadał dzień, który znów mogliśmy spędzić cały razem. Po obiedzie, na którym się nie pojawił, poszedłem wreszcie na spacerniak, gdzie pierwszą osobą, na którą wpadłem był Sam. Tym razem jednak ani trochę nie zaskoczył mnie tym, że czekał na mnie tuż przy drzwiach.
            - Gdzie jest Tom? - zapytałem od razu, na co on kiwnął na mnie, żeby odsunąć się w jakieś ustronne miejsce. Gdy wreszcie takie znaleźliśmy, westchnął ciężko.
            - Kaulitz śpi - oznajmił mi krótko. - Od jakiegoś czasu prawie w ogóle nie spał po nocach, więc wreszcie padł ze zmęczenia. Jest z nim źle. Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał, na co ja spuściłem tylko wzrok. - Rozumiem. Nie jest z nim łatwo.
            - Martwię się o niego. Dziś... zresztą wiesz - wymruczałem zasępiony. - Próbowałem go pytać, ale nigdy nie powiedział mi nic konkretnego. Ale... Ja nie wierzę, że on mógł to zrobić tak po prostu. W ogóle nie wierzę, że mógł zabić swojego brata.
            - Nie skazaliby go na dożywocie za nic.
            - Wiem! - warknąłem niemal, ocierając twarz, jakbym w ten sposób mógł pozbyć się wszystkich trosk. - Ale nie wierzę w to. Nie uwierzę, dopóki nie poznam całej prawdy.
            - Pospiesz się, nie zostało ci już dużo czasu.
            - Co...?
            - Nie oszukujmy się, lada chwila wypuszczą cię za dobre sprawowanie. On się zamęczy, gdy zostanie tu sam. I ani ja, ani nikt inny mu nie pomoże. Wymyśl coś. Teraz to ty jesteś tym, który zna go najlepiej - oznajmił, po czym zostawił mnie samego.
            Miał rację. Tom odsłonił się przede mną niemal całkowicie. Niemal. Brakowało tylko jednej części całej tej układanki. Na dodatek tej najważniejszej. I naprawdę nie zamierzałem choćby próbować wyjść stąd wcześniej, za dobre sprawowanie, dopóki nie poznam prawdy o śmierci brata Toma i dopóki nie pomogę mu się z tym uporać. Nawet jeśli miałbym zostać tu na całe trzy lata. Przy nim naprawdę nie robiło mi to różnicy. Ten człowiek miał złote serce - byłem tego pewien, bo w jakiś sposób udało mi się mu je skraść. Gdyby tylko zechciał chwycić pomocną dłoń, którą do niego wyciągałem, zrobiłbym dla niego wszystko.
            Kaulitz, uwierz we mnie wreszcie, do cholery! Uwierz w to, co jest między nami. Uwierz, że to nie musi się kończyć. Nie jesteś skreślony. Nie możesz być.


XXXIII.

            Kolejnego dnia trafiłem na Toma już w łazienkach. Był jeszcze mocno zaspany, ale uśmiechnął się lekko na mój widok, żeby niedługo potem podejść do mnie w szatni ze skruszoną miną. W końcu przez to, że musiał odespać, przepadł nasz wspólny dzień, ale nie byłem na niego zły. Ja po prostu się martwiłem. Tego popołudnia odpuściliśmy sobie ćwiczenia na siłowni i po prostu zaszyliśmy się w mojej celi. Wciąż szukałem sposobu, żeby nakłonić go do opowieści o tamtym wydarzeniu, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy to, że ostatni raz Kaulitz rozgadał się tak, gdy był pijany, ale co ja mogłem w tej sprawie poradzić? Musiałbym jego namówić, żeby ściągnął dla nas alkohol i jakimś cudem samemu się nie upić. Nawet wtedy wyciągnięcie z niego czegokolwiek pewnie nie byłoby łatwe.
            - ...więc powinieneś się tym zająć jak najprędzej - dotarło do mnie i nagle zdałem sobie sprawę, że zamyśliłem się i przestałem go słuchać. Najwyraźniej on też zdawał sobie z tego sprawę, bo jego mina mówiła sama za siebie. - Bill...
            - Przepraszam, o czym mówiłeś?
            - O tym, że powinieneś już składać papiery.
            - Jakie papiery? - zapytałem zdziwiony.
            - O skrócenie wyroku za dobre sprawowanie. Najwyższa pora. Najpóźniej za pół roku powinni cię wypuścić, ale zanim podejmą decyzję, to może chwilę potrwać, więc powinieneś zabrać się za to już teraz - stwierdził poważnie, na co ja się skrzywiłem.
            - Ale, Tom, ja... Ja nie chcę wychodzić wcześniej - wydusiłem z siebie, spodziewając się właściwie tego, jak zareaguje.
            - Ja nie pytam się ciebie o zdanie, Bill. Musisz to zrobić. To nie jest miejsce dla ciebie - oznajmił mi poważnie.
            - A dla ciebie niby jest? - mruknąłem, krzywiąc się. - Wybacz, ale nie ma sposobu, żebyś mnie do tego zmusił.
            - Nawet mnie nie denerwuj, dobrze? Powinieneś już wiedzieć, że ze mną się nie dyskutuje.
            - A ty, że ja i tak zawsze potrafię pozbyć się twoich postanowień. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Nie złożę tych papierów, dopóki... - zapędziłem się i nagle zdając sobie z tego sprawę, urwałem, szukając jakiejś innej wymówki. Tom jednak patrzył już na mnie podejrzliwie. - Dopóki... nie uznam, że nadszedł na to czas - rzuciłem w końcu, co widocznie mu się nie spodobało, choć tego nie skomentował.
            - Wrócimy jeszcze do tego tematu - powiedział cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            Doskonale wiedziałem, że podejrzewał już, iż coś kombinuję, ale nie miałem innego wyjścia, niż ciągnąć to dalej. Miałem jednak złe przeczucia, co do tej sprawy i czułem, że powinienem się pilnować, żeby Tom nie wywinął mi jakiegoś numeru, żeby ponaglić moją decyzję o chęci opuszczenia tej placówki. Czasami naprawdę trudno było mi pojąć, co też kołacze się po tej jego głowie.


XXXIV.

            Nigdy nie sądziłem, że się do tego posunę, ale gdy po raz kolejny odwiedził mnie Lucas, postanowiłem poprosić go o pomoc. Konkretnie, żeby spróbował dowiedzieć się jak najwięcej o Tomie i całym tym zajściu, jakie miało miejsce między nim a jego bratem. Nie miałem zbyt wiele wskazówek, które mogłyby mu pomóc, ale powiedziałem o wszystkim, co przyszło mi do głowy. Obiecał mi pogrzebać w tej sprawie i ruszył do wyjścia z lekkim uśmiechem, co upewniało mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem. Luc miał swoje znajomości i zawsze wiedział, do kogo się uśmiechnąć, więc mocno na niego liczyłem, jednak przez kolejne dni chodziłem, jak na szpilkach, starając się przy tym unikać poważnych rozmów z Tomem, co wcale nie było proste, biorąc pod uwagę, że naprawdę uparł się na to wcześniejsze złożenie papierów. Ignorowałem to, ale jak na Kaulitza przystało, jego cierpliwość prędko się skończyła.
            - Proszę, tutaj masz treść, wystarczy, że to przepiszesz i wyślesz. Mogę nawet wysłać to za ciebie, wtedy trafi bezpośrednio do kierownika ośrodka - oznajmił, rzucając mi na stolik zapisaną kartkę. Wziąłem ją do rąk i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
            - Naprawdę tak bardzo masz mnie już dość, że chcesz się mnie pozbyć? Czyżbym niszczył twój wizerunek?
            - Mój wizerunek nie jest twoim problemem, Bill! - oburzył się. - Więzienie to nie hotel, a ty nie powinieneś tu być! Wiesz to tak dobrze, jak i ja!
            - W takim razie, co ty tu robisz?! - warknąłem, zaskakując samego siebie tym zachowaniem. - Możesz powtarzać do końca życia "zabiłem brata", "zabiłem brata", ale ja wiem, że to nieprawda! - oznajmiłem wściekle, nagle milknąc, gdy zobaczyłem minę mojego wybawcy, aż serce stanęło mi na chwilę w miejscu. Nigdy dotąd nie widziałem takiego żalu i tęsknoty, jak w tamtej chwili i miałem nadzieję nie musieć oglądać tego po raz drugi. - Mam rację, prawda? - odezwałem się po chwili, jednak Tom odwracał już ode mnie twarz. Po korytarzu zaczęli kręcić się strażnicy, poganiając wszystkich do swoich celi. Chciałem pociągnąć go w swoją stronę, ale on podniósł się już do wyjścia. - Zaczekaj, powiedz to. Nie zrobiłeś tego, prawda?
            - Zrobiłem - rzucił chłodno i było to ostatnie słowo, jakie usłyszałem od niego przez kolejny tydzień.


XXXV.

            Ten tydzień trwał w nieskończoność. Tom unikał mnie jak ognia, najwyraźniej doskonale wiedząc, jak to skutecznie robić, ale ja za dobrze wiedziałem, co chodziło mu po głowie. Sądził, że jeśli się ode mnie odsunie, uznam, że nie mam po co tu siedzieć i wreszcie złożę te papiery, ale nic z tego. Nie ze mną takie gierki. Gdy mijaliśmy się czasem, posyłał mi jedynie lodowate spojrzenia, co nie było wprawdzie przyjemne, ale do zniesienia. Wiedziałem, że jeśli będę go ignorował równie mocno, co on mnie, w końcu szlag go trafi. Taki był właśnie Kaulitz. A przynajmniej taki był wobec mnie. Nie zdziwiłem się więc specjalnie, gdy wpadł już po czasie wolnym do mojej celi i to tuż za plecami strażnika, który przynosił korespondencję. W tym list do mnie. A że raczej nie było zbyt wiele osób, które próbowałyby się ze mną tak kontaktować, od razu spojrzał podejrzliwie na trzymaną przeze mnie kopertę. Ja za to uśmiechnąłem się jedynie pod nosem, właśnie tak kończyło się jego unikanie mnie. Za dobrze jednak znałem pismo, którym wypisany był mój adres, żeby nie domyślić się, co jest w środku. Lucas zdobył informacje, a ja miałem je w ręce.
            - Tęskniłeś? - odezwałem się wreszcie, chowając na jego oczach kopertę pod poduszką. Wiedziałem, że i tak jej nie tknie, ale najwyraźniej nie odpowiadało mu to, że coś przed nim ukrywam.         - Więc co cię sprowadza?
            - Przyszedłem zapytać, czy zdecydowałeś się już na złożenie papierów.
            - Nie. Mówiłem ci już, że póki co nie czuję takiej potrzeby - odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą.
            - Czy do ciebie naprawdę nic nie dociera? - zapytał nieco nieprzyjemnym tonem, na co skrzywiłem się znacząco, szczególnie, że na górnej pryczy naprzeciwko przez cały czas leżał mój współlokator. - Masz prosty wybór. Albo złożysz papiery i spędzimy to pozostałe pół roku razem, albo wszystko skończy się już teraz, więc prędzej czy później i tak będziesz miał dość...
            - A ty? - zapytałem, patrząc na niego uparcie. Zabolało mnie to jego ultimatum, ale nie potrafiłem do końca uwierzyć, że mógłby aż tak się ode mnie odsunąć. - Gdzie w tym wszystkim jest twoje miejsce? Dlaczego nigdy nie myślisz o sobie?
            - Na wolności myślałem nad nim widocznie aż za dużo - warknął. - Masz czas do...
            - Nie ma mowy! - przerwałem mu, co widocznie go zaskoczyło. - Nie, Tom, nie będziesz mi stawiał warunków. Nie będziesz wiecznie robił, co tylko żywnie ci się podoba. Ja się ciebie nie boję, zapomniałeś? - wyrzuciłem w końcu z siebie, choć moje serce tłukło się z nerwów jak szalone. - A teraz bądź tak miły i idź już. Czas wolny się skończył, zobaczymy się jutro, mam nadzieję, że porozmawiamy bez świadków - oznajmiłem na koniec, wyciągając dłoń do jego twarzy, jednak Kaulitz uchylił się i odsunął. Widziałem, że jest zły. Może nawet wściekły, ale nie zamierzałem mu ustąpić. Nie miałem pewności, ale w tamtej chwili wierzyłem jeszcze w to, że znajdę w liście od Lucasa informacje, które postawią sprawę zabójstwa brata Toma w lepszym świetle i dzięki temu poznam wreszcie odpowiedź na dręczące mnie od dawna pytanie. On póki co jednak wyszedł, drzwi za nim zostały zamknięte, a ja opadłem z ciężkim westchnieniem na swoje łóżko.
            - Coś czuję, że wcale nie masz z nim łatwo - odezwał się wreszcie mój współlokator, który dotąd grzecznie i bez słowa wylegiwał się u siebie.
            - Kiedy się uprze, to bardziej przypomina tragedię... Ale nie martw się. On ze mną też nie ma lekko - dodałem, uśmiechając się nieco. Wyciągnąłem spod poduszki kopertę. Była dość gruba, a mnie nieco drżały dłonie.
            - List? Coś ciekawego? - zapytał, widząc z jaką miną się jej przyglądam. W odpowiedzi przytaknąłem tylko ruchem głowy, a on najwyraźniej pojął, że nie planuję mu wyjaśniać, co konkretnego może znajdować się w środku. Trochę się bałem, że jednak nie mam racji, że wyidealizowałem sobie tego człowieka, ale... Ale tylko trochę. Cała reszta mnie była przekonana, że jest sposób, by znaleźć dowód na jego niewinność.

4 komentarze:

  1. No i się doczekałam! chwalmy pana... jak zwykle genialnie :) To jest chyba moje ulubione opowiadanie, serio :D teraz musisz szybciutko dodać następne odcinki, żebym mogła się dowiedzieć, co było w tym liście, o matko, nie wytrzymam :P i tak się cieszę, że nareszcie zaczyna się między chłopakami układać...no może po części, bo Tom tak się uparł na złożenie tych papierów, ale myślę, że i tak się co do tego pogodzą. Już ty coś wymyślisz :D Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki i życzę mnóstwa weny :*
    sekretna

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem ile razy dzisiaj sprawdzałam czy dodałaś w końcu nowy odcinek, ale w końcu jest! i od razu na wstępie chcę ci oznajmić, że zabije cie za to, że nie opisałaś dokładnie ich nocy, jejku czoko nie rób tego więcej, więcej szczegółów :-( no i cholera, przerwałaś w takim momencie! :-( poza tym mam ogromną nadzieję, że Tom okaże się niewinny i wszystko jakoś dobrze się potoczy. i gdyby te części były odrobinę dłuższe.. no, ale więcej nie marudze, kocham cie i twoje opowiadania i życzę dużo weny. czekam na następną część, czas strasznie się dłuży, kiedy czekam na nową notkę, dlatego nie każ długo czekać! kocham:-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak przerywać w takim momencie, oj Czokuś.. :D mimo wszystko, obstawiam, że Tom nie trafił tu bez powodu i jest winny. Tzn., mam kilka koncepcji, może któraś się sprawdzi. Te rozdziały to taki trochę przerywnik, ale takie są potrzebne. Tym bardziej, że Ty nawet z przerywników robisz coś arcyciekawego i uroczego. Wielkie buzi i czekam dalej :3

    / L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie moge doczekac sie nowych czesci. Weny zycze!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^