czwartek, 27 marca 2014

Między kratami a rzeczywistością [XXXVI-XXXIX]

Witajcie :).
A więc jestem tu już z kolejną częścią. Od razu mówię, że ostatni z fragmentów jest nowy, więc nie znają go jeszcze nawet osoby, które wcześniej czytały opowiadanie na facebook'u. Moja wena znów zaczyna sobie stroić ze mnie żarty, ale nie daję się tak łatwo i ciąg dalszy tego, jak i Let it fly powoli, ale sukcesywnie posuwa się do przodu ;).
Ostatnio już kilkukrotnie chciałam zacząć pisać coś nowego, ale widocznie kiepsko mi to idzie. Jakoś nie potrafię. Chyba za bardzo przejmuję się tym, co miało być moją książką. Wiecie, im więcej czasu mija, tym bardziej wydaje mi się, że beznadziejnie spieprzyłam tę historię. Moja pewność siebie, gdzieś uleciała o.O
W każdym razie, ni truję Wam więcej i zapraszam na nowy odcinek :).

Wasza Czokoladka ;).






XXXVI.
Mając trochę spokoju, rozłożyłem się wygodnie na swoim łóżku i otworzyłem wreszcie kopertę. Na samym początku do rąk wpadła mi kartka z krótkim listem od Lucasa.

"Bill,
na dobrą sprawę coś zaczyna tu śmierdzieć, gdy tylko pada pytanie na temat Toma i jego wyroku. Wybacz, że tak długo to trwało, ale musiałem zakręcić się bliżej pewnych osób, żeby czegokolwiek się dowiedzieć, ale dla Ciebie wszystko, szczególnie, jeśli tak zależy Ci na tym człowieku. Nie dowiedziałem się niczego konkretnego - takie mam przynajmniej wrażenie, może Tobie to wszystko wyjaśni coś więcej, skoro znasz go osobiście i... dość dobrze. W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. Powodzenia w rozwiązywaniu zagadki.
Twój Lucas"

Uśmiechnąłem się lekko na te słowa, wciąż jednak z niepewnością zaglądając do informacji, które mi przesłał. Nie było tego tak wiele, jak się spodziewałem, ale narzekać nie zamierzałem, mając świadomość, że mój przyjaciel najpewniej bardzo się starał, aby dostarczyć mi tego jak najwięcej. Teraz, gdy moją głowę zaprzątał głównie Tom, cieszyłem się, że udało mi się wyrwać z tego szczenięcego uczucia do Lucasa i wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Najwyraźniej było mi pisane trafić do tego więzienia i spotkać w nim Kaulitza.
Pierwszym, co przeczytałem na jego temat było, że już od dziecka uwielbiał sztuki walki i uczęszczał na zajęcia, na których ich się uczył. Zazwyczaj był najlepszy w drużynie, do której aktualnie należał, ale rzadko kiedy dawał namówić się na uczestnictwo w turniejach, powtarzając, że nie po to zaczął się tym interesować. Był dobrym uczniem i studentem, miał młodszego brata, z którym zawsze miał dobry kontakt. Przynajmniej do momentu ich poważnej kłótni, w trakcie której chłopak zginął. Wyrok sądowy mówił, że Tom Kaulitz został uznany winnym zabójstwa swojego brata, jako że jedyne dowody, a więc odciski palców na narzędziu zbrodni, czyli nożu, od którego zginęła ofiara, należały właśnie do niego. Dodatkowo, gdy wezwano policję oskarżony płakał przy martwym ciele swojego brata, będąc cały umazany krwią. Nikt nie wiedział nic o ich kłótni, jedynie tyle, że owa się zdarzyła. Nie było więc i świadków zbrodni. Tylko słowa Toma Kaulitza, który z chłodnym opanowaniem przyznał się do winy, po czym opowiedział ze szczegółami o tym, jak kłócił się z bratem o jakieś głupstwo, będąc pod wpływem alkoholu, po czym chwycił za nóż, doszło do szamotaniny, podczas której został zraniony, ale potem poderżnął mu nim gardło.
W tamtym momencie kompletnie mnie zemdliło. Odłożyłem list i podniosłem się ze swojej pryczy, szukając czegoś do picia, ponieważ zaschło mi w gardle i było jednocześnie tak okrutnie gorąco, że nie mogłem tego znieść. Miałem tę scenę przed oczyma. Wściekły Kaulitz i ja w jednym pomieszczeniu, błysk stali i lepkość krwi. To nie mogła być prawda. Nie byłem w stanie uwierzyć, że Tom mógłby zrobić coś takiego. Poza tym piłem z nim i mógłbym przysiąc, że nie przypominam sobie, by robił się agresywny pod wpływem procentów. A jednak wyrok mówił, że to jego wina...
W mojej głowie pojawiła się kolejna iskierka nadziei, więc ignorując zdziwione spojrzenie Olivera, odstawiłem butelkę i wróciłem do czytania.
Winny poprosił o najwyższy wyrok kary i taki właśnie dostał. Ale to nie był koniec informacji, jakie zebrał dla mnie przyjaciel. Dostało mi się zdjęcie brata Kaulitza, po którego zobaczeniu zalał mnie zimny pot. Nie spodziewałem się, że patrząc na cudze zdjęcie, będę przekonany, że to ja sam. Były tam informacje o tym chłopaku, o tym, że dużo chorował i pomimo prób uczęszczania do szkoły, wciąż wracał do nauczania indywidualnego. Uzuskiwał wysokie wyniki na testach i wykazywał duże zaangażowania nauką, pomimo tego, że miał wieczny areszt domowy ze względu na swoje słabe zdrowie. Od czasu do czasu wybierał się na wycieczki z bratem.
Kolejne informacje tylko mieszały mi w głowie, nie potrafiłem się w nich odnaleźć. W końcu jednak w oczy rzuciły mi się wydruki z czyjegoś konta e-mailowego. Zajęło mi chwilę zrozumienie, że musiały należeć do nieżyjącego chłopaka. Pisał do dziewczyny, która wciąż dawała mu kosza i próbowała go spławiać. Dziewczyny swojego starszego brata. Między nimi pojawiła się notka od Lucasa:
"W tym miejscu zaczyna robić się ciekawie. Te wiadomości były w aktach sprawy, ale mój znajomy był tak miły, żeby raz jeszcze sprawdzić to konto mailowe i dobrze zrobił."
Kolejna wiadomość zdawała się mówić wszystko:
"Nienawidzę go. Nienawidzę GO przez Ciebie! Więc miej odwagę wziąć za to odpowiedzialność! On i tak nie bierze Cię na poważnie, Saro. Jeśli się nie zdecydujesz w porę, nie będzie już ani mnie, ani jego."
Wpatrywałem się w tę treść z niedowierzaniem, czując, jak moje serce zwalnia kroku. Ktoś ukrył fakty przed sądem, ktoś pozbył się w porę tej wiadomości, nim ujrzała światło dzienne. Nie wiedziałem właściwie, co myśleć, prócz tego, że brat Toma musiał chyba oszaleć z samotności albo desperacji, skoro robił takie rzeczy i... Zrobiło mi się głupio. Sam byłem przecież tym, który zabił dla czyjegoś dobra. Ale Kaulitz... byłem pewien, że ten ostatni mail był odpowiedzią na to, co wydarzyło się tamtego dnia. A właściwie kluczem do poznania całej prawdy. Zbierałem właśnie wszystkie nabyte informacje do kupy, żeby zrozumieć te wszystkie wydarzenia i wyciągnąć jakieś wnioski. Musiałem znaleźć sposób, żeby podejść Toma, a nowe informacje miały być przynętą. Rozważałem właśnie taktykę oraz co powiedzieć, gdy dojrzałem jeszcze dopisek na dole kartki bardzo drobnym pismem, który już totalnie wprawił mnie w zdumienie:
"P.S. O tym, że dyrektorem ośrodka jest wujek tego Kaulitza, to oczywiście już wiesz...? Tak pomyślałem, że mógł Ci jeszcze nie powiedzieć... "
Nom. Nie powiedział. Nikt mi tego wcześniej nie powiedział, przez co palnąłem się kopertą w czoło, ukryłem wszystkie kartki w jej wnętrzu i wcisnąłem pod prześcieradło, aby list pozostał bezpieczny.
Nie zabiłeś go, prawda Tom? A przynajmniej to nie mogło być tak, że tego chciałeś. Broniłeś się? - W głowie miałem setki podobnych pytań i wręcz nie mogłem się doczekać, żeby zadać je wszystkie Tomowi.


XXXVII.
Już podczas prysznicu zdążyłem odczuć, jak bardzo Tom był na mnie zły. Próbowałem się do niego odzywać, ale ignorował mnie, więc szybko pojąłem, że nie ma na co czekać. Żeby nie tracić czasu, nawet gdy przy śniadaniu Tom usiadł tak, żebym nie mógł do niego dołączyć, zgarnąłem swoją tackę z żarciem, po czym wepchnąłem się pomiędzy dwóch dużych facetów, którzy spojrzeli na mnie morderczo, ale przynajmniej udało mi się wylądować na przeciwko Kaulitza.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać - oznajmiłem w końcu, ignorując wszystkich patrzących na nas mężczyzn.
- Tutaj?
- Dobrze wiesz, że nie. Po śniadaniu, ustal to ze strażnikiem i pójdziemy na siłownię. Co ty na to? - zaproponowałem, skupiając się w międzyczasie na grzebaniu w talerzu. Byłem tak zdenerwowany, że nie mogłem nic przełknąć.
- Nie ma takiej możliwości.
- Myślisz, że twój wujek...
- Bill! - przerwał mi niespodziewanie siedzący tuż obok Toma jego współlokator. Ten jednak zerwał się na proste nogi i złapał go za kark, gdy ten próbował się wyrwać.
- Ty cholerny...!
- Przestań! - wylazłem od stołu, podczas, gdy kumple pomogli wyrwać się Sam'owi i odciągnęli go od wściekłego Kaulitza, który jednak poszedł zaraz za nimi, krzycząc obraźliwe rzeczy w kierunku swojego dotychczasowego przyjaciela. Zbliżali się ku nim również strażnicy.
- Kto ci pozwolił rozpowiadać takie rzeczy?!
- To nie ja!
- Tylko was trzech wiedziało! - wykrzyknął najwyraźniej z zamiarem wywołania bójki, ale w ostatniej chwili udało mi się do nich dobiec i chwycić go za rękę.
Nie miałem pojęcia, jak udało mi się to zrobić. Wiele razy mało brakowało, ale Tom nigdy nie dał mi się pokonać, a tym razem założyłem mu dźwignię na rękę, automatycznie pchnąłem stopą pod jego kolanem i ten klęczał już, sapiąc wściekle i wyrywając się. Utrzymywałem go jednak resztkami sił.
- Przestań, Tom! Żaden z nich mi tego nie powiedział! - oznajmiłem wreszcie, mając nadzieję, że opanuje się, zanim strażnicy uznają, że to najwyższa pora, żeby się z nami rozprawić. - Wszystko ci powiem, ale uspokój się!
- Jeśli za chwilę ci się wyrwę i cię dopadnę...
- To nic mi nie zrobisz - przerwałem mu, po czym wypuściłem jego rękę i odskoczyłem o krok, spoglądając badawczo na czterech okrążających nas strażników.
- Potrzebujecie naszej pomocy? - zapytał złośliwie jeden z nich.
- Wszystko w porządku - odparłem, starając się jednym okiem dopilnować, aby Kaulitz mi nie uciekł.
- Kto ci powiedział?! Kto jeszcze wie? - wściekał się, nie reagując na uspokajające uwagi strażników, którzy złapali go z obu stron za ramiona i ciągnęli już w stronę wyjścia, mówiąc coś o karze za naruszanie porządku.
- Ej! Czekajcie! Tu nic się nie stało! Naprawdę! Puścicie go - poprosiłem, patrząc niepewnie na jednego z mężczyzn, który się zawahał.
- Nie - wtrącił się Tom, który wyrwał się oburzonym strażnikom, którzy ustalali coś między sobą. - Pójdziemy do izolatki obaj i skoro tak bardzo chciałeś porozmawiać, powiesz mi dokładnie kto i kiedy ci o TYM powiedział - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Jeśli wsadzimy was do izolatki, to do jutra wieczora...
- W porządku - przerwałem im podenerwowany. Odpowiadało mi to, jednak Kaulitz chyba nie do końca to rozumiał. Tym razem jednak nie będzie mógł mi uciec, gdy zacznę nieodpowiadający mu temat. Poza tym to na pewien czas automatycznie odsuwało moją możliwość ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie z kary.
Zachowanie Toma nie było zbyt przyjemne. To przez niego zostałem wepchnięty do izolatki, która była przerażająco mała, jak na dwie osoby. Gdy tylko zatrzasnęły się za nami drzwi, poczułem pchnięcie i uderzyłem plecami o lodowatą ścianę. Palce u dłoni mojego dotychczasowego wybawcy wbijały się właśnie nieprzyjemnie w moje ramiona.
- Kto? - zapytał znowu, na co ja westchnąłem cicho, wyrywając mu się z sykiem.
- Lucas. Mój przyjaciel. Odpowiada? - wydusiłem z siebie. - Bardziej mnie zastanawia, dlaczego ukrywałeś to wszystko przede mną - mruknąłem, patrząc na niego wymownie.
- To nie twoja sprawa. A mój wuj jedynie korzysta na tym, że dzięki mnie w placówce panuje spokój. Więc żeby dalej tak było, musisz ją opuścić - oznajmił mi, puszczając mnie w końcu. - Skąd on wie takie rzeczy? Kazałeś mu się dowiedzieć?
- Tom, ochłoń trochę... Nie wiedziałem, że to taka tajemnica, wybacz - skłamałem z miną niewiniątka, nieśmiało uwieszając ręce na jego karku. Wiedziałem, że w każdej chwili może mnie odepchnąć, więc nie zdziwiłem się, gdy wreszcie to zrobił, ale ja również złapałem go za ręce i pociągnąłem na siebie w stronę pryczy.
- Przestań mi grzebać w życiu! - warknął, znów chcąc mnie odepchnąć, ale uczepiłem się jego koszulki.
- Więc otwórz się wreszcie przede mną - poprosiłem z miną męczennika. - Uwierz wreszcie, że cię kocham. Nie chcę robić ci kłopotów, tylko być z tobą. Dajmy temu spokój, dobrze? I tak jesteśmy tu na siebie skazani do jutra wieczora. Wiedziałeś o tym, gdy nas zamykali.
Miał zbolałą minę, ale tym razem nie odsunął się ode mnie, gdy wyciągnąłem po niego ręce. Chwyciłem jego koszulę i rozpiąłem ją niespiesznie, w głowie wciąż mając myśli dotyczące wydarzeń z tamtego wieczoru. Nie potrafiłem zacząć tematu, odkładałem to na "potem". Liczyłem chyba na to, że uda mi się naprowadzić Toma na tę rozmowę, jakoś przygotować go do tego, a przede wszystkim ukoić jego nerwy. Czuł się zagrożony, widziałem to. A on widział, że zbliżam się do jego tajemnicy wielkimi krokami. Mimo to poddał się wreszcie mojemu dotykowi i opadł na mnie na pryczy, wpijając się łakomie w moje usta. To było dosłownie jak oaza po długiej podróży bez kropli wody. Nic nie było w stanie zastąpić mi jego dotyku. Więc kiedy zatracaliśmy się w sobie, dając sobie nawzajem choć chwilę zapomnienia, zniknęło więzienie, nasza przeszłość i wszystkie możliwe przyszłości. Było tylko tu i teraz, rozkosz, ciepło, bezpieczeństwo.
Dopiero potem zacząłem się znów zastanawiać, jak zapytać o Sarę i o ten wieczór...


XXXVIII.
Przysnęło nam się trochę. Kiedy wreszcie się ocknąłem, spaliśmy przyciśnięci do siebie na tej pryczy. Gorący oddech Toma otulał co chwilę mój kark i było mi tak cudownie, że nie mogłoby być lepiej, nawet gdyby pod nami znajdowało się wielkie królewskie łoże. Ktoś właśnie przyniósł nam obiad, więc szturchnąłem nieco swojego towarzysza, żeby również się obudził i zjadł ze mną. Jego zamglony wzrok po przebudzeniu mówił, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje ani co tu robi. Mało tego - w jego oczach na moment pojawił się szok i nim zniknął, a Kaulitz odnalazł się w sytuacji, ja zdążyłem się skrzywić. Wydawało mi się, że doskonale wiem, kogo przed chwilą zdawał się we mnie zobaczyć. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony, choć był to pewien sposób, żeby zacząć z nim rozmowę.
- Przynieśli żarcie - powiedziałem jednak, nie mając jeszcze odwagi, by poruszyć temat.
- Dobrze. Nie dojadłem śniadania, jestem głodny... - odparł, zaraz potem zbierając swoje rzeczy.
Ubraliśmy się obaj i zjedliśmy w milczeniu swoje porcje. Miałem wrażenie, że on doskonale wie, dlaczego tu jesteśmy. Czułem się trochę, jakby wszystko zostało przez niego ukartowane - ta bójka w jadalni, ukaranie nas we dwóch. Nie rozumiałem tylko, dlaczego miałby to robić. W końcu jednak doczekałem się tego, że Tom przytaknął moim domysłom.
- Czego jeszcze dowiedziałeś się od swojego przyjaciela? - zapytał, a mnie zrobiło się gorąco.
- Więc od początku wiedziałeś, że chcę z tobą o tym porozmawiać?
- Izolatka to jedynie miejsce, gdzie możemy to zrobić bez świadków, a wiedziałem, że nie dasz temu spokoju... - stwierdził nieco zrezygnowany.
- Widziałem... zdjęcie twojego brata. Miałem wrażenie, że patrzę na własne... - wydusiłem z siebie wreszcie, na co on spuścił tylko wzrok i wyraźnie wziął głęboki oddech.
- I co? Czujesz się oszukany? Myślisz, że jestem chory? Psychiczny? - wyrzucał z siebie kolejne słowa, nie dając mi dojść do słowa. - Jeśli to chodzi ci po głowie, nigdy nie patrzyłem na niego tak, jak teraz... patrzę na ciebie - stwierdził, a jego wzrok utkwił w mojej twarzy, aż mimowolnie się zarumieniłem. Ta rozmowa miała być na moich warunkach, tymczasem Tom jak zwykle przejął pałeczkę dowodzenia i nic sobie z tego nie robił. - Już ci mówiłem, że w moich oczach byłeś nim tylko za pierwszym razem, gdy stanąłem w twojej obronie. Później okazałeś się całkiem inną osobą niż on. To dobrze, nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłem.
- Nie lubiłeś swojego brata? - wydusiłem z siebie wreszcie, gdy na chwilę umilkł. On westchnął jednak ciężko, dając mi do zrozumienia, że niechętnie rozmawia ze mną na ten temat.
- Był oczkiem w głowie dosłownie wszystkich... Mimo, że nie uczęszczał do szkoły, miał najlepsze oceny. Ale był chorowity, praktycznie nie mógł ruszać się z łóżka. Rodzice nie mieli zbyt wiele czasu, żeby się nim zajmować, ale ja czasem starałem się zabierać go w różne miejsca. Kochałem go mimo jego paskudnego charakteru. Wiesz... takim osobom odpuszcza się wszelkie głupie zachowania. Nieco odstawał od społeczeństwa, chyba wydawało mu się, że realny świat wcale nie różni się od tego, który znał z książek i filmów. Mylił się i wreszcie się o tym przekonał.
- Nie spodziewał się, że to on skończy jako czarny charakter w tej historii? Tom, sądzisz, że... on mógł być chory również na umyśle? - zapytałem ostrożnie, na co Kaulitz poderwał się niemal ze swojego miejsca i wbił we mnie zaskoczone, prawie oburzone spojrzenie. - Zdaje się, że wiem więcej, niż się spodziewałeś... - powiedziałem cicho, przysuwając się do niego, żeby złapać go za dłoń, gdy pobladł. - Dużo więcej.
- Skąd?
- W przeciwieństwie do mnie, Lucas ma wielu przyjaciół - odparłem z głupim uśmiechem. - Wiem o Sarze. Wiem o przebiegu rozprawy i o tym, że sam zażądałeś najwyższego wymiaru kary - powiedziałem, na co on spuścił jedynie wzrok na nasze złączone dłonie. Zacisnąłem więc mocniej palce na jego ręce, żeby mi się nie wyrwał, gdy wypowiem następne zdanie, a byłem niemal przekonany, że będzie chciał to zrobić. Bałem się, więc milczeliśmy długo, nim wreszcie wydusiłem to z siebie. - Wiem też, że twój brat był desperacko zakochany w twojej dziewczynie, wypisywał do niej różne rzeczy... A tamtego dnia napisał jej, że nie będzie miała żadnego z was, skoro nie potrafi dobrze wybrać, prawda? - rzuciłem na koniec, czując, jak mój towarzysz drży na całym ciele. Nawet na mnie nie spojrzał i nie miałem pojęcia, co w tej chwili powinienem zrobić. Co zrobię, jeśli wciąż będzie próbował wmówić mi, że to on zabił tego chłopaka? W końcu jednak z jego piersi wyrwał się cichy szloch i to ja nagle zadrżałem. - Tom...
- Nie wiem, skąd to wiesz... ale to nieważne. Wszyscy prócz mnie mieli go za dziwaka. Wszyscy. Ja też powinienem, ale wciąż był moim młodszym braciszkiem pokrzywdzonym przez los... To ja odebrałem tego maila od niego. I to ja się go pozbyłem, a przynajmniej sądziłem, że to zrobiłem. Skoro dostałeś już wiadomości, których oczekiwałeś, możemy chyba zamknąć ten temat raz na zawsze - powiedział chłodno, aż zemdliło mnie przez to, jak bardzo starał się teraz być dla mnie odpychający. Nawet rozluźnił nieco uścisk na mojej dłoni, żebym mógł ją wyrwać, ale ja w żadnym razie nie zamierzałem tego zrobić.
- Nie przestanę drążyć tej sprawy, dopóki nie powiesz mi prawdy o tym, co wydarzyło się tego wieczoru. Byłeś ranny. Zaatakował cię, prawda?
- Co cię to w ogóle obchodzi?! - warknął na mnie niemiło i sam zabrał swoją dłoń. - To ja poderżnąłem mu gardło. Tą właśnie ręką - powiedział, wyciągając ją w moim kierunku. - Powinieneś się bać, Bill - oznajmił mi. - Ja nie zamierzam stąd wychodzić i jeśli będziesz się wtrącał, poderżnę kolejne tak samo piękne gardło, żeby nie było wątpliwości, że powinienem tu zostać - wyrzucił z siebie wściekle, po czym mijając mnie uderzył pięścią w drzwi, do których jednak nikt się nie pokwapił. Byliśmy na siebie skazani jeszcze przez długi czas. - Nie wpieprzaj się w tę sprawę, jeśli chcesz żyć.
- Chcę żyć z tobą - odpowiedziałem mu wreszcie cicho. - Chcę, żebyś wreszcie pozwolił mi się kochać. Sam wyciągnąłeś po mnie ręce, więc jesteś odpowiedzialny za to, co do ciebie czuję. Ba! Na pewno jesteś bardziej odpowiedzialny za mnie, niż za śmierć swojego brata! Nie wmówisz mi, że go zabiłeś! Był świrem, rozumiesz?! Oszalał widocznie od wiecznego siedzenia w swoim pokoju, ale w tym nie ma twojej winy!
- Skąd możesz to wiedzieć?! Jesteś tylko zaślepiony tymi swoimi bajkowymi uczuciami! TO JEST PRAWDZIWE ŻYCIE! Przykro mi, że muszę ściągać cię na ziemię, ale nie ma ono nic wspólnego z twoim wymyślonym światem!
- Moim wymyślonym światem?! - oburzyłem się z niedowierzaniem, co zaskoczyło nawet Kaulitza. - To ty od kilku lat wmawiasz sobie, że jesteś groźnym mordercą! Nie potrafisz pogodzić się z tym, że twój brat był chory! Wyobrażasz sobie, co by czuł, gdyby wiedział, co przez niego wyrabiasz?!
- NIC NIE ROZUMIESZ!
- WIĘC MI WYJAŚNIJ!
- ZAMKNĄĆ SIĘ TAM! - dotarło do nas niespodziewanie zza drzwi, gdy zaczęliśmy się na siebie wydzierać.
I w tej chwili, gdy Tom podniósł na mnie oczy, ujrzałem w nich łzy i dziurę pełną bólu, tak głęboką, że o mało nie dałem się jej wciągnąć. Miałem wrażenie, że on płonie z żalu o to, co się wydarzyło tamtego wieczoru.
- Nie rozumiesz, Bill. Nikt by nie zrozumiał, nawet gdyby w sądzie przedstawiono tę ostatnią wiadomość, której się pozbyłem - wydusił z siebie przez łzy. - Jemu nie chodziło o Sarę. On chciał mieć mnie - oznajmił, a mi w tej samej chwili zrobiło się słabo. - Byłem jedyną osobą, która według niego cokolwiek znaczyła na tym świecie i doskonale o tym wiedziałem, ale chciałem, żeby zrozumiał, że to głupie, żeby odpuścił, więc... przedstawiłem mu Sarę. Próbował mi udowodnić, że ona nie jest dla mnie odpowiednia, że odejdzie z kimkolwiek, ale nie mógł tego dokonać. Oznajmił mi więc, że ucieknie z domu i ją zabije. To była krótka rozmowa telefoniczna, po której do niego pobiegłem. Czekał... na mnie z nożem - urwał wreszcie, zasłaniając twarz dłońmi. - Kazał mi wybierać między życiem z nim a naszą wspólną śmiercią. Potem rzucił się na mnie. Byłem w szoku, nie zrobiłem nawet uniku, więc mnie zranił. Później upadliśmy na podłogę, szarpiąc się o ten nóż. Trzymałem go w już w ręce. Rozumiesz? - zapytał, wbijając we mnie wzrok tak przesiąknięty bólem, że nie potrafiłem go długo znieść. - Wyrwałem mu ten nóż i zamiast go odrzucić, zacząłem go uspokajać... Ale... On... Powiedział "nikt inny nie będzie cię miał" i... Kiedy znów rzucił się po ten nóż, byłem pewien, że wyceluje go we mnie... Ale on poderżnął sobie nim gardło, trzymając dłoń na mojej dłoni, w której miałem ten przeklęty nóż... Uważał, że będzie nam lepiej, jeśli razem odejdziemy z tego świata, ale... Nie potrafiłem go pokochać tak, jak tego pragnął, nie potrafiłem się dla niego zabić, Bill... Nie mogłem zrobić dla niego nic, prócz poniesienia kary za to, czego dokonał moją własną ręką.
- T-tom... - wydusiłem z siebie ledwie, nie mogąc znieść jego rozpaczy. - To wszystko nie było twoją winą... Był chory. Gdyby naprawdę rozumiał, co się dzieje... Gdyby naprawdę mógł cię kochać, nigdy nie doprowadziłby do takiej sytuacji.
- Co ty możesz wiedzieć?! - Prychnął przez łzy.
- Ja również kochałem przez wiele lat bez wzajemności - odparłem wreszcie, starając się być spokojnym i opanowanym. - Nie było dla mnie ważnym, że nie mogłem być tym, kim chciałem być dla Lucasa. Pragnąłem przede wszystkim, żeby był szczęśliwy i teraz pragnę tego dla ciebie. A ty nie jesteś tu szczęśliwy. W przeciwieństwie do ciebie, to ja jestem tu mordercą. To ja mógłbym trafić tu na całe życie, ale ty na to nie zasługujesz. Wcale nie musi być tak, jak oczekiwał tego twój brat. Tom... - urwałem wreszcie, zbliżając się do niego ostrożnie, żeby wtulić się w jego silne ciało. - Wierzę, że jest powód, dla którego się tu spotkaliśmy. Skoro przez całe życie miałem ciężko, żeby wreszcie poznać ciebie, było warto... więc nie pozwól tego zmarnować i...
- Nie chcę wychodzić - przerwał mi, sprawiając, że moje serce na moment stanęło w bólu. - Nie sądzę, żebym potrafił dłużej normalnie żyć tam, po drugiej stronie tych murów. I wcale nie chcę. Nie chcę też z nikim wiązać się na dłużej, więc... Wiem, że to może być trudne w tak małym pomieszczeniu, ale chciałbym mieć teraz trochę spokoju. Nikt nigdy nie będzie mnie miał... - rzucił na koniec, zostawiając dla mnie wolne łóżko. Sam natomiast usiadł na podłodze pod drzwiami. Problem polegał na tym, że nie byłem w stanie dosłyszeć bicia swojego serca, dopóki nie zbliżyłem się do niego tak, że spojrzał na mnie wymownie. Kucnąłem jedynie przed nim i korzystając z zaskoczenia pocałowałem go, a on mnie nie odepchnął. Wyglądał za to na mocno zagubionego.
- Jest jeszcze jedna rzecz, której nie pojąłeś. Nie możesz dotrzymać słowa, bo ja już cię mam. Doskonale o tym wiesz, dlatego twierdzisz, że powinienem odejść. Kochasz mnie nie mniej niż ja ciebie, tylko boisz się do tego przyznać, prawda? Ale nie bój się, nie zamierzam cię zawieść - oznajmiłem, obejmując go za szyję. Opadłem na kolana i przylgnąłem do niego, chcąc jak najprędzej poczuć jego bliskość, bo tak naprawdę sam byłem przerażony jego postawą oraz tym, jak bardzo skrzywdził go jego własny brat. Nawet jeśli wiedziałem, że był chory, gdybym mógł, to jego wsadziłbym do więzienia, a przynajmniej do psychiatryka. Wtuliłem się więc w Toma z nadzieją na ukojenie jego bliskością swoich własnych obaw. Płakał w moich ramionach jak małe dziecko... ale nie odepchnął mnie więcej.

XXXIX.
Mieliśmy dużo czasu na ukojenie swoich nerwów, choć wciąż nie byłem pewien, czy udało mi się przekonać Toma do zmiany swojego postanowienia. Po wyjściu z izolatki okazało się, tak jak sądziłem, że to on nas do niej wpakował, więc nie mieliśmy z tego powodu żadnych problemów, a ja wciąż mogłem złożyć papiery o skrócenie wymiaru kary za dobre sprawowanie. Nim jednak postanowiłem porozmawiać z nim, aby przekonać go do nowej rozprawy, w której ujawniłby wszystkie dowody świadczące o tym, jak było naprawdę, poszedłem porozmawiać z Samem. Podczas czasu wolnego, który mieliśmy spędzić w siłowni, wymówiłem się przed Tomem niewyspaniem i znalazłem jego kumpla na spacerniaku, gdzie siedział wraz z grupą innych więźniów. Widząc jednak, że kieruję się w jego stronę, oddalił się od nich i we dwóch zajęliśmy jedną z ławek.
- Coś się stało?
- Chciałem ci podziękować - oznajmiłem od razu. - Nie było łatwo, ale udało mi się poznać prawdę o Tomie - wyznałem mu, nie mogąc powstrzymać się przed lekkim uśmiechem. Oczy mężczyzny otworzyły się nieco szerzej, ale i on wyglądał na zadowolonego.
- Cieszę się - odparł krótko, jak to on, wzdychając cicho i nie pytając o nic.
- Jest niewinny. Nikogo nie zabił - powiedziałem mimo to, uważając, że choć taka informacja mu się należy. - Mimo to czuł się odpowiedzialny, zresztą... Mam nadzieję namówić go na wyplątanie się z tego.
- Więc jeśli dobrze pójdzie za kilka miesięcy wyjdziecie stąd razem - podsumował pogodnie Sam. - Muszę przyznać, że będzie was tu brakowało. Nie jestem pewien, jak długo zdołamy utrzymać tu spokój bez Kaulitza, ale miejmy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
- Tak, ale spodziewam się, że nie tylko wam będzie trudno – stwierdziłem po chwili z westchnieniem.
Wcześniej starałem się o tym raczej nie myśleć, ale teraz w mojej głowie pojawiały się możliwe sytuacje i wyjścia z nich. Chyba nie zdzierżyłbym, gdyby ktoś próbował okrzyknąć nas parą zboczonych morderców, wolałem więc rozważyć konieczność wyprowadzenia się z tego miasta i znalezienia dla nas jakiegoś przyjemnego miejsca na tym świecie. Wyobrażałem już sobie nasze wspólne mieszkanie, długie dni i cudowne wieczory, bez wyznaczonych godzin na widzenia, przepustek i innych tego typu ograniczeń. Będę mógł pójść z Tomem na cmentarz i pomóc mu uporać się z przeszłością. Tak bardzo tego pragnąłem. Spokoju, pewności, obietnicy… Chciałem, żeby Tom obiecał mi nie obwiniać się więcej za śmierć brata, zamierzałem zrobić w tym kierunku, co tylko mogłem, żeby więcej nie zobaczyć tego bólu w jego oczach.
Byłem zaskoczony, gdy na spacerniak wyszedł również Kaulitz. Szybko wyłapał nas wzrokiem i podszedł, siadając na ławce obok mnie. Wyglądał na zmartwionego, ale nic nie mówił. Nim zdążyłem się zorientować, posadził mnie już na swoich kolanach i ukrył twarz w moich włosach.
- Mam nie najlepsze wieści – oznajmił po chwili, po czym wszyscy trzej na moment zdrętwieliśmy. – Przywiozą nam dziś czterech więźniów. Dyrektor sam  prosił mnie, żebym miał ich na oku.
- Nie brzmi to zbyt dobrze – mruknął cicho Sam, przy czym ja sam nie bardzo wiedziałem, jak na to zareagować. Przecież dotąd Tom ze wszystkim sobie doskonale radził. Co więc mogło być nie tak?
- Bill… będę cię prosił, żebyś nie ruszał się nigdzie sam – stwierdził w końcu siedzący za moimi plecami Kaulitz. – Ostatni raz, gdy dyrektor zwracał się do mnie z taką prośbą, było tu naprawdę gorąco, więc musisz mi to obiecać. Gdyby coś się działo masz od razu uciekać, rozumiesz?
- Ale…
- Zajmiemy się tym, nie masz się czym martwić – przerwał mi Sam, po czym spojrzałem na niego nieco zdziwiony. Miał poważną minę, ale miałem wrażenie, że doskonale rozumiał moje zmartwienie zanim zdążyłem wypowiedzieć to na głos. Dopiero po chwili pomyślałem, że gdybym powiedział coś o tym, że Tom nie powinien teraz wdawać się w zamieszki, skoro chcę go stąd wyciągnąć, ten najpewniej zbuntowałby się i tym bardziej narobiłby sobie problemów, więc pozostawało mi wierzyć, że nasz towarzysz, wie, co mówi.
- W porządku – odparłem, wzdychając cicho. – Ale bądź, ostrożny, Tom. Proszę… - dodałem cicho, odwracając się do niego przez ramię.
- Będę – odparł krótko, wciąż jednak najwyraźniej podenerwowany. – Nie proś mnie jednak, żebym schodził im z drogi, będę musiał zaznaczyć, gdzie ich miejsce, a to nie będzie proste. To ich kolejna odsiadka, więc można spodziewać się kłopotów – oznajmił mi poważnie i w samym jego głosie słyszałem, że nie zamierza się wahać przed walką, gdyby zaszła taka potrzeba.
Ja sam nie odezwałem się już ani słowem, bo miałem naprawdę złe przeczucia. Szybko zresztą przekonałem się, że miałem w tym dużo racji.

9 komentarzy:

  1. haha! Pierwsza! Wczoraj 3 razy tu zaglądałam, żeby sprawdzić, czy dodałaś nowe odcinki i nareszcie... Musisz szybciutko wstawić kolejne części, bo się strasznie niecierpliwię i wprost uwielbiam to opowiadanie. nie spodziewałam się takiej prawdy...Że brat Toma popełnił samobójstwo...to musiało być straszne, nie dziwię się, że Tom nie chciał o tym rozmawiać. teraz może być ciekawie i już się nie mogę doczekać, co wymyślisz... pozdrawiam i życzę mnóstwa weny :*
    Sekretna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojezusmaria *_* W końcu ciąg dalszy <3
    Ciekawa jestem co wyniknie z tych nowych więźniów... jakoś nie wiem czemu, niepokoi mnie to w jaki sposób rozwija się to opowiadanie.
    No nic, zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. juz mi nigdy nie pisz ze cos ci nie wyszlo bo to nigdy nie prawda ;p jeszcze nigdy sie nie zawiodlam i to zawsze ci pisalam w komentarzach.
    ciesze sie ze w koncu wiem cos o przeszlosci Toma i to ze przez Billa upartosc w koncu sie wygadal. no i zblizyli sie do siebie :)
    a to ze nie moge doczekac sie kolejnej czesci to jest rzecza normalna po kazdej przeczytanej czesci.
    Hexy92

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie mnie już nie pamiętasz, szczególnie, że wcześniej się podpisywałam jako dieBeste i już nawet nie wiem, czy masz moje gadu, ale jakby co, to nie wiem, o co cho z Liebster Award, ale cię nominowałam xD
    http://shelter-of-beast.blogspot.com/2014/03/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś czuje że Bill będzie miał problemy przez tych kolesi. Będę się teraz cały czas zastanawiać co się stanie. Dodaj next jak najszybciej, proszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z wielkim utęsknieniem wróciłam do tego opowiadania, nie mogłam doczekać się kontynuacji, aż wreszcie...! :-) Przeczytałam je od początku, na nowo wdrążając się w więzienny klimat. Uwielbiam czytać to, co piszesz, bo jesteś w tym naprawdę cudowna.
    Zmartwiłam się, gdy Tom przyniósł nowinę. Nic przyjemnego. Sądziłam, że skoro razem z Billem znów się do siebie zbliżyli i Bill w pewnym stopniu dotarł do Toma, teraz będzie im łatwiej przez to wszystko przebrnąć. No ale to byłoby zbyt proste. Czuję intrygi, kolejne problemy i trudności z wydostaniem się na wolność. I podejrzewam, że jeśli Tom będzie zmuszony odsiedzieć parę miesięcy dłużej, Bill zrobi wszystko, aby być tam razem z nim. Albo wyjdzie na wolność, znajdzie im mieszkanie gdzieś z daleka od problemów, a potem wymyśli sposób, jak skutecznie wyciągnąć z więzienia swojego wybranka.
    Nie mogę się doczekać kolejnych części. :-) Niesamowicie dobrze czyta mi się Twoje twory, więc życzę mnóstwo natchnienia i pomysłów! :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. No i jednak nie miałam racji. Kciuka dałabym sobie uciąć, że Tom jest winny, a tu takie zaskoczenie. Ale w sumie, pomimo tego, że wszystko zostało wyjaśnione, jak dla mnie problemy dopiero się zaczynają, już zacieram ręcę.. :3 Tom to zapewne typ, który po okazaniu tak potężnego ładunku emocjonalnego, przez długi czas nie będzie umiał funkcjonować normalnie. Ogólnie jestem wymagająca co do postaci, ale szorstki, acz niewinny Tom i wrażliwy zabójca Bill.. stuprocentowo spełniają moje wymagania. Wątek z bratem kompletnie wybił mnie z tropu. Coś czuję, że to opowiadanie dostarczy mi jeszcze wieele emocji, za co ogromnie dziękuję. Buziaki :):*

    / L.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja dołączam się do pozostałych, opowiadanie jest wręcz cudowne, tylko Czokuś błagam, opisuj te intymne sytuacje :-( życzę dużo weny i czekam na następną część, mam nadzieję, że szybko się tutaj pojawi :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Można liczyć na nowy odcinek dzisiaj? :-(

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^