piątek, 4 kwietnia 2014

Między kratami a rzeczywistością [XLVII-LI]

Hallo, witam! :D
Widocznie nie mogłam się oprzeć prośbom i postanowiłam wrzucić Wam kontynuację. Ach, nawet nie wiecie, jak żałuję, że jutro muszę iść do pracy. Potrzebuję wolnego wieczoru ;<.
W każdym razie smacznego! Liczę na Wasze opinie ;)!

Wasza Czokoladka ;).





XLVII.
Możliwe, że mój list byłby już daleko stąd i właśnie trafiałby na pocztę, gdyby nie pojawienie się Sama. Właściwie wciąż nie miałem pojęcia, co z sobą zrobić. Naprawdę próbowałem zrozumieć, że to przez co przeszedł Tom, było naprawdę okropne, ale sam udowodnił mi, że potrafi żyć pomimo to. Dlaczego więc tak uparcie trzymał się tego miejsca, które każdego dnia musiało przypominać mu, skąd się tu wziął? Dlaczego tak uparcie tu tkwi? Nie potrafiłem znaleźć logicznej odpowiedzi.
Gdy tylko dołączyłem do mężczyzn, próbując powstrzymać pchające mi się do oczu łzy, ci spojrzeli po sobie, a potem w kierunku drzwi, jednak nie było tam już choćby śladu po Tomie. Westchnąłem cicho i przysiadłem obok nich, przez dłuższą chwilę starając się jakoś pozbierać.
- Nic od niego nie dociera. Ja nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić – przyznałem cicho. – Będzie awantura, jeśli nie wybijemy mu z głowy odzyskania władzy siłą, po tym jak namówiłem ich, żeby unikali walk. Na dodatek Kaulitz straci szacunek w ich oczach. Nawet jeśli nie jest im teraz potrzebny i tak każdy dobrze wie, jak wiele dla nich zrobił. Poza tym… - ściszyłem głos niemal do szeptu. – Jego wujek wciąż jest jego wujkiem, na pewno przesadza z tą swoją paniką. Myślałem, że sam będzie chciał ze mną odejść, ale to było kiepskie założenie. Nawet jeśli wydawało mi się, że on coś do mnie…
- Żartujesz? – przerwał mi Greg. – Kaulitz wciąż mówi tylko tobie. Martwi się, że będziesz tu marnował niepotrzebnie swoje życie i często po waszych treningach wspomina o tym, że złapałeś bakcyla i coraz bardziej musi się wysilać, żeby z tobą wygrać. Ewentualnie powtarza w kółko jaki jesteś głupi i nieodpowiedzialny.
- Ja?! A co on sam wyprawia?! – oburzyłem się, na co oni wzruszyli tylko ramionami.
- Wiesz dobrze, że jak Kaulitz się uprze, to przede wszystkim nie można iść mu na rękę. Wreszcie straci cierpliwość. Musisz czekać na ten moment, Bill – zasugerował mi Sam. – Może sobie mówić, co chce, ale nie uwierzę, że potrafiłby… z ciebie zrezygnować – dokończył jakimś podejrzanym tonem, a na jego twarzy pojawił się wymowny uśmiech. Cokolwiek chodziło mu po głowie, wiedziałem już, że nie chcę się na to zgodzić. – Potrzebujemy kogoś… - zauważył, rozglądając się. – Kogoś zaufanego.
- Ale po co? – zapytałem zaskoczony.
- To proste, nawet ja zrozumiałem, co mu wpadło do głowy – stwierdził Greg. W rezultacie tylko ja i Vipe patrzyliśmy na nich z głupimi minami. – I myślę, że jego kolega z celi by się nadał – tu zwrócił się do Sama.
- Oliver? Ale do czego? – próbowałem się dowiedzieć.
- Bill, posłuchaj. Kaulitz musi pojąć, jak bardzo mu na tobie zależy, a skoro groźby nie skutkują, trzeba spróbować czegoś innego. Zazdrość.
- Zazdrość – powtórzyłem po nim, mrugając z niedowierzaniem powiekami. Musiałem chwilę odczekać, zanim dotarło do mnie, co on ma na myśli. – Chcecie, żebym ja coś z Oliverem…? Nie, nie, nie… To nie wypali, jestem pewien, że się nie zgodzi…
Szybko przekonałem się, że jednak to ja nie chcę się zgodzić. Wprawdzie Oli poproszony o pomoc w sprawie z Kaulitzem z początku nie był przekonany do pomysłu. Był raczej sceptycznie do tego nastawiony, a ja z zadowoleniem wzruszyłem tylko ramionami przed pozostałą trójką.
- Może powiem inaczej. W ten sposób pomógłbyś wszystkim. Jeśli się uda, Tom zostawi w spokoju sprawę ze swoją „władzą”, pomożesz przy tym również Billowi, któremu zależy na tym, żeby go stąd wyciągnąć – tłumaczył mu Sam, na co ja skrzywiłem się z boku.
- A co właściwie musiałbym zrobić?
- Cokolwiek, byle na oczach Toma. Chcemy, żeby był zazdrosny, więc gdybyś tak przez kilka dni trochę poblefował…
- Z Billem? – zapytał, unosząc lewą brew, jakby to zmieniało całą sprawę. Cholera, a taki byłem pewien, że Oli jest kompletnie hetero.
- Tak, ale wiesz… Kaulitz będzie wściekły. Nie wiadomo, co przyjdzie mu do głowy…
- Błagam, jeśli będzie sądził, że to wszystko dzieje się za twoją zgodą, nie tknie Olivera nawet małym paluszkiem. – Parsknął jego współlokator. Westchnąłem cicho, czując, że jestem na przegranej pozycji. – Więc jak, zrobisz to?
- Czyli po prostu mam flirtować z nim przed Kaulitzem? Ale wy będziecie gdzieś w pobliżu.
- Jasne, Toma zostaw z naszych rękach – odparł wesoło Vipe, za co miałem chęć zdzielić go po łbie.
- W porządku, wchodzę z to – zadecydował wreszcie, na co mi opadły jedynie bezsilnie ręce.


XLVIII.
Szybko przyszedł czas na powrót do cel i musiałem przyznać, że dziwnie się czułem, gdy Oliver tak mi się przyglądał i dopytywał, do czego może się posunąć, żeby wyprowadzić Kaulitza z równowagi. Zdecydowanie za bardzo go to bawiło i za bardzo mu się podobała opcja przystawiania się do mnie.
- Wydawało mi się, że wolisz kobiety – stwierdziłem wreszcie, chcąc zgasić to jego płonące spojrzenie. Zaśmiał się cicho.
- Bo tak jest, ale wiesz… Ileż można tu wytrzymać?
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałem, krzywiąc się nieco.
- Nie zrozum mnie źle, Bill, nie zamierzam naprawdę się do ciebie przystawiać, ale jestem tylko facetem tak? Po prostu nie każdy może sobie pozwolić na otwarte bycie z kimś tak, jak ty – wyznał, na co ja zrobiłem tylko wielkie oczy.
- Co? Kto?!
- Czy to ważne?
- Chyba… powinieneś go ostrzec – stwierdził, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Oli pokiwał mi tylko w odpowiedzi i uwalił się na swoim łóżku. Byłem zmieszany, zażenowany i nie bardzo wiedziałem, jak zareagować. Następnego dnia mój współlokator wydawał się nie przejmować tak bardzo swoim „kolegą”, którym okazał się Mikel. Zresztą doszedłem do wniosku, że między nimi wcale nie jest tak, jak między mną a Tomem. W każdym razie niemal zdrętwiałem, gdy w szatni poczułem klapsa na pośladku i zaraz potem zobaczyłem tego chłopaka za swoimi plecami. Szczerzył się wymownie i zmierzył mnie uważnie wzrokiem, chociaż byłem wciąż jeszcze nie ubrany. Kaulitz, który grzecznie nie próbował się nawet do mnie zbliżyć i akurat się golił, stanął jak wryty i wbił w niego swoje spojrzenie. Zdałem sobie sprawę, że powinienem coś powiedzieć.
- Co ty robisz? – syknąłem z rozbawionym uśmiechem na twarzy.
- Udało mi się przemknąć tu w drodze na śniadanie. Miałem poczekać na korytarzu, no, ale – urwał wymownie. – Idziesz?
- Zaraz – mruknąłem cicho i jakby nic podszedłem do swojej szafki.
Od tamtej chwili Oli nie odstępował mnie praktycznie na krok. Szczególnie, gdy w pobliżu pojawiał się Tom lub inni ludzie na nas patrzyli. Był przy tym tak blisko mnie i wykonywał takie gesty w moim kierunku, że więźniowie zaczynali plotkować o tym, że Kaulitz i jego siła mnie znudziły po tym, jak okazałem się poradzić ze wszystkim lepiej niż on. Dzięki Samowi wiedziałem, że nasz lider jest zjawiskowo wkurwiony. Przełknąłem tylko nerwowo ślinę, gdy usłyszałem, że to najwyższa pora, żeby zrobić następny krok. Tu oczywiście Oliver się ucieszył, a ja z miną skazańca przyjąłem przepustki na siłownię. Mój współlokator sprawnie rozniósł wiadomość, że wybieramy się w to miejsce, bo akurat nikt inny nie zapisał się na ten dzień. Gdy podczas czasu wolnego zamknąłem za sobą drzwi tego pomieszczenia, Oli niemal natychmiast pojawił się przed moim nosem.
- Ej, tu nikogo nie ma – mruknąłem, nie chcąc, żeby za bardzo się wkręcił. On jednak uciszył mnie tylko.
- On tu zaraz wpadnie – stwierdził, zaraz potem rozchylając ostrożnie drzwi za moimi plecami. Spojrzał przez niewielką szparkę i uśmiechnął się. – Zaufaj mi, dobrze? Przecież to nie jest na poważnie – zapewnił mnie, po czym pchnął mnie nieco w stronę jednego z urządzeń.
Po następnym kroku do tyłu, trafiłem plecami na oparcie, a nasze głowy otaczały części, na których można było się unosić w celu wytrenowania ramion. Nerwowo oblizałem wargi, gdy Oli znalazł się kilka centymetrów od mojej twarzy i poczułem jego gorący oddech na ustach. Jego dłoń delikatnie pogładziła mój policzek, gdy przysuwał się do mnie, niwelując odległość między nami. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili skrzypnęły lekko drzwi. Oliver jednak skutecznie mi je zasłaniał, a sam stał do nich plecami, uśmiechając się w ten sposób, że nie mogłem oderwać od niego wzroku. Było mi okrutnie gorąco jeszcze zanim zaczął mnie całować. Niespiesznie, czule, delikatnie. Jego ciało powoli przylegało do mojego, doprowadzając mnie do dreszczy. Oh, tak, ten chłopak doskonale wiedział, jak się zachowywać. Nie był tak zaborczy jak Tom, ale potrafił mi namieszać w głowie na tych kilka chwil, aż sam chętnie rozchyliłem wargi, żeby wpuścić jego język do swoich ust. Sam nie wiedziałem, kiedy sięgnąłem niepewnie do jego szyi, żeby przyciągnąć go do siebie i dostać więcej tych pocałunków.
Byłem boleśnie świadom tego, że ktoś na nas patrzy i że jak znam Sama, to najpewniej jest Tom. Tylko jeszcze bardziej się nakręcałem na myśl, że on na to patrzy. To naprawdę nie było normalne. W końcu Oli oderwał się ode mnie i zamruczał na głos. Wpatrywałem się w niego jak zaczarowany.
- Zabawimy się trochę? – zapytał otwarcie, na co o mało się nie zakrztusiłem. – Nikt nie powinien nam tu przeszkadzać – stwierdził. Otwierałem właśnie usta, żeby oznajmić mu, że postradał zmysły, gdy drzwi znowu skrzypnęły. Zostaliśmy sami. Nie odpowiedziałem, ale gdy  chłopak znów spróbował mnie pocałować, chwyciłem go za rękę, która po mnie sięgał i założyłem mu dźwignię, zmuszając do tego, żeby odwrócił się i klęknął. To była jedna z moich ulubionych. Serce waliło mi jak szalone. Tom mnie zabije. Nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Nie spojrzy na mnie nawet. Boże, dlaczego ja się na to zgodziłem?! Nie mogłem przestać panikować, choć tylko w myśli.
- Ja ci dam „zabawimy się” – burknąłem z niezadowoleniem, a Oliver syknął cicho z bólu, więc wypuściłem jego rękę.
- To było niepotrzebne – mruknął, rozcierając sobie ramię.
- Wyglądałeś, jakby trzeba było cię szybko sprowadzić na ziemię. Właśnie odbijasz partnera najniebezpieczniejszemu facetowi w tej placówce, więc myślę, że wystarczy nam tego na dziś.
- I tak nie możemy stąd wyjść – stwierdził, zamykając tym razem szczelnie drzwi. Spojrzał na mnie i jakby westchnął z żalem. – Naprawdę nie chciałbyś? To tylko wiesz… zabawa?
- Nie bawi mnie to – oznajmiłem chłodno.
Bez względu na to, jak dobrze całowałby Oli, nie miałem ochoty całować akurat jego ust. Westchnąłem cicho i usiadłem bezsilnie przy jednym z urządzeń do ćwiczeń. Czułem, że będą z tego tylko kłopoty.

XLIX
Chyba poważnie nie doceniałem do niedawna swojego współlokatora. Byłem tak zapatrzony przez cały czas w Toma, że nie zorientowałem się, że mam niezłe ziółko we własnej celi. Łaził za mną krok w krok, a ja dość niechętnie pozwalałem mu na różne rzeczy, na które wcale nie miałem ochoty. Zawsze wtedy czułem na sobie palący wzrok Kaulitza i miałem ochotę stamtąd uciec. Po kilku kolejnych dniach, gdy Oli cały uchachany zostawił mnie na chwilę samego na spacerniaku, dosiadł się do mnie Greg. Pomachał do mnie zagipsowaną ręką i przeniósł spojrzenie na miejsce, z którego się tu przyczłapał. Tom właśnie ćwiczył. Był bez koszulki, a jego ciało błyszczało lekko od potu.
- Jest załamany – oświadczył mi wprost mężczyzna, na co ja uniosłem jedynie brew do góry.
- Słucham?
- Nie wie, co z sobą robić. Wyżywa się na sobie. I płakał. Jestem przekonany, że w nocy słyszałem, jak płacze – wyjaśnił mi, na co mnie zrobiło się słabo. Gdzieś w pobliżu Kaulitza stał Sam, który kiwnął do mnie lekko głową. Chwila, co Greg przed chwilą powiedział?
- Boże, ja… - mimowolnie podniosłem się ze swojego miejsca, chcąc już ruszyć w kierunku Toma, ale mój towarzysz skutecznie posadził mnie z powrotem na miejscu. – Muszę z nim porozmawiać.
- Jeszcze nie.
- Trzeba było nie mówić mi o tym wszystkim – warknąłem do niego.
- Jeśli teraz do niego pójdziesz, zorientuje się, że to wszystko farsa i dopiero będziemy mieć problem.
- Mam pozwolić, żeby sądził, że ja tak na poważnie…? Oszaleliście?
- Kiedyś mu powiesz… Ale nie przed tym, jak wyjdzie z więzienia – odparł, po czym uśmiechnął się. – Wybacz to Samowi, ale tak się ucieszył, że o wszystkim nam powiedział.
- Och… No, tak…
- Ja i Vipe też chcemy pomóc. W każdym razie poczekajmy do następnego tygodnia. Zorganizujemy wam okazję do rozmowy – zapewnił mnie, czochrając zaraz potem lekko po włosach. – Zaufaj mi, warto poczekać.
- Jasne… - mruknąłem nieco niechętnie.
Matko. Czy on naprawdę przeze mnie cierpi? Czy to konieczne, żebym mógł go stąd wyciągnąć? Tom, wybacz mi. Naprawdę nie chciałem być następnym, który cię skrzywdzi…


L
Współlokatorzy Toma wciąż powtarzali, że starają się, jak mogą, ale w rezultacie trwało to całą wieczność, zanim przygotowani dla nas to spotkanie. Minęły ponad dwa tygodnie i były to najdłuższe dwa tygodnie mojego życia. No, może mogły z nimi konkurować tamte, gdy Kaulitz siedział w izolatce tuż na początku mojej odsiadki. Sam tłumaczył mi się, że on po prostu zaparł się i nie chciał ruszyć się nigdzie prócz siłowni lub boiska, gdzie Tom wyduszał z siebie siódme poty. Tego dnia nie było inaczej.
Miałem zastać go „przypadkiem” samego na siłowni. Chłopaki namęczyli się, żeby nikt tam nie zaglądał, a żeby on niczego nie podejrzewał. Mimo, że miałem udawać, że jestem zaskoczony jego widokiem, byłem tak zdenerwowany, roztrzęsiony i zapewne blady, że widziałem to raczej w ciemnych barwach. Jednocześnie tak bardzo za nim tęskniłem i byłem głodny jego bliskości, że nogi same niosły mnie w tamtym kierunku. Przed samym wejście zrobiło mi się gorąco. Tak naprawdę nie miałem nawet pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć. Zanim jednak zdążyłem nacisnąć na klamkę, obserwowany bacznym okiem wzrokiem strażników, drzwi otworzyły się, a ze środka wyszło czterech rosłych mężczyzn. Dopiero, gdy jeden z nich uśmiechnął się do mnie paskudnie i rozpoznałem w nim tego drania, który chciał rozpętać wojnę w więzieniu, zorientowałem się, kim są. Prócz trzech, którzy niedawno tu trafili, był jeszcze jeden – jego też kojarzyłem, bo Tom uratował mi kiedyś przed nim tyłek. Ledwo mnie minęli, jak zajrzałem do środka i momentalnie zrobiło mi się słabo.
- Boże, Tom! – wrzasnąłem, alarmując tym samym strażników, a sam wbiegłem do siłowni.
Kaulitz leżał nieprzytomny na ziemi, przygnieciony sztangą. Pobity, krwawiący, blady. Rozpłakałem się i od razu przyklęknąłem przy nim, starając się ściągnąć z niego to żelastwo. Jeden ze strażników pobiegł za tamtą czwórką, mówiąc coś do krótkofalówki, drugi wzywał już lekarza, zaraz potem pomagając mi zwalić przyrząd z nieprzytomnego. Z korytarza dobiegały mnie krzyki. Mogłem się jedynie domyślać, że właśnie ich złapali. Mogłem tylko mieć na to nadzieję, gdy w panice poklepywałem Toma po ramieniu i policzkach, a on nie odzyskiwał przytomności. Byłem przerażony.
To była moja wina. To ja wmówiłem wszystkim, że siła nie ma znaczenia i mogą radzić sobie sami. To przeze mnie stracił poparcie i przeze mnie był tu całkiem sam, gdy pojawili się tamci. Nie kontaktowałem, co się dzieje, gdy zostałem od niego odciągnięty, a strażnik chciał odprowadzić mnie do celi.
- Nie, błagam! Muszę z nim zostać, proszę! – przekrzykiwałem ich słowa, których nawet nie słuchałem, chcąc się wyrwać. W końcu jednak spięto mi ręce kajdankami, żebym dłużej się nie rzucał i zaprowadzono mnie do celi, gdzie wciąż jeszcze dygotałem, ocierając kolejne łzy.
Boże! To wszystko moja wina! Siedząc nieruchomo na łóżku, błagałem w duchu, żeby nie stało mu się nic poważniejszego. Gdy Oliver wrócił do celi, po samej jego minie wiedziałem, że wieści już się rozniosły. Chciałem tam umrzeć, ale on podszedł do mnie i przytulił mnie lekko na pocieszenie.
- Bill, daj spokój. Nie miałeś na to wpływu…
- Zostaw mnie w spokoju – wycedziłem przez zęby, odpychając go od siebie. 

LI.
Na kolacje zabrał mnie Greg, chociaż wcale nie zamierzałem ruszać się z łóżka. Gdy siadaliśmy przy stole, z głośników poleciał komunikat, odnośnie niebezpiecznych sytuacji, do których dochodziło ostatnio na terenie placówki. Oznajmiono nam, że jeśli nic się nie zmieni, rygor zostanie zaostrzony. W tamtej chwili jednak wleciało mi to jednym uchem, a wyleciało drugim. Siedziałem na miejscu Kaulitza, tuż obok Sama. Widocznie żaden z nas nie miał apetytu. Przy stole jak nigdy panowała grobowa cisza.
- Przepraszam – odezwał się wreszcie najlepszy kumpel Toma, jednak nawet nie spojrzał w moją stronę. – Byłem tak zajęty nakłonieniem go, żeby ruszył się z celi, że w końcu zapomniałem o tych nowych. Powinniśmy być tam z nim. Najwyżej zostawić was potem samych, cholera by to – zaklął cicho i odłożył widelec na blat. – Widziałeś go, prawda? Tam w siłowni?
- Kiedy tam zajrzałem, było już po wszystkim… - wydusiłem z siebie. Zaraz jakiś ból zalał znów moją klatkę piersiową. Nie zamierzałem sprzeczać się z nim, który z nas był bardziej winny temu, co się stało. – Co zrobić, żeby pozwolili mi się z nim zobaczyć? – zapytałem po chwili, na co oni wzruszyli tylko ramionami.
Westchnąłem ciężko, po czym wstałem od stołu. Zamierzałem porozmawiać ze strażnikami, a jeśli oni nie będą chcieli nic dla mnie zrobić, był jeszcze dyrektor ośrodka. Rozglądając się po stołówce, nigdzie nie widziałem żadnego z tych nowych, ale za to całkiem przypadkiem wpadłem na czwartego, który również wychodził z siłowni i coś się we mnie zagotowało. Dlaczego jego też nie zwinęli?!
- Jak tam, pozbierałeś te zwłoki z ziemi? – zapytał rozbawiony, dotrzymując mi kroku w drodze na korytarz. Nie miałem zamiaru ani z nim rozmawiać, ani nawet przebywać w jego pobliżu. Zatrzymałem się więc w miejscu, licząc na to, że sobie pójdzie, ale on też stanął i patrzył się na mnie z rozbawieniem. – Dzięki, że go nam wystawiliście – dodał zaraz potem, ale tego już nie zdzierżyłem. Rzuciłem się na niego, ale powalił mnie jednym ciosem. Myślałem, że złamał mi nos, tak okrutnie bolało, nie wspominając o strumieniu krwi, który od razu pociekł mi po twarzy. Zanim zdążyłem się podnieść, trzymał go już strażnik, inny za to opieprzał mnie właśnie, ale kompletnie go olałem.
- Wyobraź sobie tylko, co te „zwłoki” zrobią, jak dojdą do siebie! – wrzasnąłem do niego wściekły, namierzając Sama, który właśnie łapał mnie za ramię, kiwając na straż, żeby zaprowadzić mnie z powrotem do celi. Nie chciałem. Miałem ochotę poprzestawiać wszystko na twarzy tego kolesia. Był jednym z pierwszych, którzy usiłowali mnie zastraszyć. Gdzieś w pamięci utkwił mi moment, gdy Kaulitz się wtedy do niego odezwał. Wiedziałem, że wołali na niego „Cam” i że nienawidziłem go jak cholera.
- Dlaczego jego nie zgarnęli?! – warknąłem w stronę idącego ze mną ramię w ramię mężczyzny. – On też był z nimi na tej siłowni. Widziałem, jak wychodził razem z nimi. Dlaczego nie wysłali go chociaż do izolatki?!
Sam westchnął.
- Nie wiem, ale to nie najlepszy moment, żeby robić sobie problemy. Namawiałeś ludzi, żeby unikali walk, a teraz sam na niego skoczyłeś… - karcił mnie.
- To była inna sytuacja. Nie widziałeś, co on mu zrobili. Był nieprzytomny, nie chciał się ocknąć, choć próbowałem go ocucić. Nie widziałeś, jak wynosili go nieprzytomnego… Tylko gdzie, do cholery, byli strażnicy, gdy go zaatakowali?!
- Nie wiem, Bill – powtórzył znowu, na co ja zakląłem tylko znów siarczyście. – Z siłowni zawsze dobiegają hałasy i dziwne dźwięki. Może się nie zorientowali? Wiesz, jaki jest Kaulitz. Nigdy nie wezwałby pomocy, chyba, że potrzebowałby jej dla kogoś innego – stwierdził, na co ja skrzywiłem się wymownie. W tym naprawdę mógł mieć rację. Szczególnie, jeśli Tom faktycznie był tak podłamany, jak mówili.
- Muszę do niego iść. Muszę.

9 komentarzy:

  1. Boże, biedny Tom. Przez ten incydent, może Billowi być trudniej go wyciągnąć z więzienia niż przed tym wszystkim, głównie przez upór Toma. Jego godność poległa razem z nim na tej sali. Tom jest silną osobą i pewnie będzie chciał odzyskać pozycje i to, jak był postrzegany przez więźniów, a to zajmie trochę czasu. W każdym razie pokomplikowało się. Chociaż nie rozumiem, po co wyznaczył Billa na swojego zastępcę skoro teraz jest na niego zły. Oczywiście wiem, że ty miałaś w tym jakiś ukryty zamysł, jak w każdym z opowiadań, ale na razie nie mam pomysłu, co Tom chciał przez to osiągnąć i czy osiągnął skoro uważa, że Bill wszystko popsuł. Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER!!!!!!!!!!
    nie bardzo podoba mi sie co sie stalo Tomowi i w jakim planie Bill uczestniczyl ale to ze ty zawsze zaskakujesz jest juz rzecza oczywista :)
    ah, juz sie nie moge doczekac kolejnej czesci
    Hexy

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE, NIE, NIE! Ja się na to nie zgadzam! Jak oni mogli zrobić dla Toma coś takiego? Niczego już nie rozumiem, ale mam nadzieję, że szybko wróci i spuści tamtym więźniom niezły łomot :P I będą z Billem żyli długo i szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak to w ogóle mogło się stać? Tomowi? jezu mam nadzieję, że jeśli tylko dojdzie do siebie to oni wszyscy będą żałować za to, co mu zrobili a z Billem w końcu się pogodzi. opowiadanie jest świetne, jezu na prawdę. czekam na kolejną część niecierpliwie!!! :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Billa trochę przesadził z tym całowaniem. Ale jak Tom się pozbiera to zrobi porządek z tymi oprychami i wyjdzie wreszcie z Billem na wolność. Przynajmniej taką mam nadzieję. :D czekam na następną część. Oby była jak najszybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. CHCEMY NOWY ODCINEK JESZCZE W TEN WEEKEND BŁAGAM CZEKOLADKO :((((((

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodaj dzisiaj coś nowego, chociaż jeden odcinek...prosimy :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej... Zaskoczyłaś mnie tymi częściami. Od początku wiedziałam, że Toma nie da się tak łatwo urobić, ale nie sądziłam, że zakończy się to w taki sposób... Ale od początku:
    Nie podobał mi się pomysł z podrywaniem Billa przez Olivera, logiczne było, że wyjdzie z tego coś baaaardzo złego. Tom się potężnie wkurzył, bo chociaż taki z niego zimny drań, to widać, że Bill jest jedyną osobą, której chce okazywać uczucia nawet w najgorszym bólu i trwodze. Miało wyjść dobrze, a wyszło tragicznie. Oliver przesadził, ale i Bill ma swoje za uszami - co to w ogóle było?! Zadowolony z pocałunku z obcym kolesiem? Przecież to zdrada. Rozumiem, że z Kaulitzem jest ciężko, bo najpierw jest wspaniałym facetem, a potem się nie odzywa, no ale.. Nie, to nie było w porządku. I nie skończyło się dobrze.
    Akcja w siłowni totalnie mnie rozłożyła. Te gnojki sprali tak biednego Kaulitza, chociaż on w sumie najmniej na to zasłużył. Tak szczerze, to nie zdziwiłabym się, gdyby Bill oberwał po skórze, bo on jest największą przyczyną zmiany całego porządku w więzieniu. A tu Kaulitz... Mam nadzieję, że gdy wyjdzie ze skrzydła szpitalnego, dojdzie do porozumienia z Billem i razem zrobią cokolwiek, żeby wydostać się z tej nędzy i być z dala od niebezpieczeństw, jakie tam na nich czekają. I wcale się nie dziwię, że Bill na końcu wybuchł. Zaskoczyło mnie tylko to, że ten cały Cam został wśród reszty więźniów i nie poniesie żadnej odpowiedzialności za swoje beznadziejne zachowanie. W sumie skoro wszystko mu jedno i nawet w więzieniu byłby w stanie kogoś poważnie skrzywdzić, czy nawet zabić, to tym bardziej jak najszybciej powinni go zgarnąć do jakiejś izolatki. Czuję, że szykują się potężne tarapaty.
    Poza tym serdecznie dziękuję Ci za każdy komentarz, jaki zostawiasz pod moim opowiadaniem. :-) Czasami ciężko jest utrzymać wiarę w siebie, zwłaszcza kiedy niewiele osób czyta moją historię. A kiedy zostawiasz tam swój komentarz, który daje mi do zrozumienia, że faktycznie podoba Ci się to, co tworzę, że wczuwasz się w tę historię i przeżywasz losy bohaterów - odzyskuję siły. Tym bardziej, że od zawsze wielce Cię podziwiam za Twój talent pisarski :-) Dziękuję i ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czokuś dodaj, prosimy :-(((

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^