piątek, 2 maja 2014

Między kratami a rzeczywistością [LXIII-LXVI]

Witajcie! :)
Wybaczcie, że tak długo, ale jakoś tak wyszło, że po świętach przez tydzień nawet nie rozpakowałam komputera, a potem cały czas było coś i... No, dopiero w środę przysiadłam do napisania dla Was odcinka, a że tak powiem wczoraj wróciłam pod wieczór i raczej nie byłam w stanie ogarnąć tej notki ^^.
Przez pogodę moje plany na majówkę najwyraźniej poszły się... przejść, więc powinnam mieć trochę czasu na pisanie. Zobaczy się :).
W każdym razie smacznego Wam życzę i liczę na Wasze opinie :).
facebook

Wasza Czokoladka ;).



LXIII.
Pamiętam, że kiedy tuż po śniadaniu rozmawiałem z Tomem, iż podczas czasu wolnego wybieram się do biblioteki, Oliver kręcił się przy swoim byłym łóżku, zbierając ostatnie swoje rzeczy, które tu jeszcze zostały. Kaulitz ignorował usilnie jego obecność, przyciskając mnie do siebie i marudząc cicho, że po co mi książki, skoro teraz mam tu jego. Mimowolnie śmiałem się z niego pod nosem, posyłając bezradne spojrzenie chłopakowi, który zerkał na nas z kwaśną miną. Wtedy byłem naprawdę szczęśliwy, ale dość szybko przekonałem się, że nie powinienem chwalić dnia przed zachodem słońca. W końcu nawet jeśli zaczynałem być dobrej myśli w jednej sprawie, nie znaczyło to, że nie spieprzy się nic innego, prawda? No i poszedłem do tej biblioteki…
Przywitałem się grzecznie z bibliotekarką, oddałem kilka książek, które już przeczytałem i wszedłem między regały, żeby wybrać sobie coś nowego. Stałem dokładnie między czwartym, a piątym rządem. Nie było tam zbyt wiele osób, więc mruczałem sobie cicho jakąś melodię, która akurat przyszła mi do głowy. Nie minęło nawet pięć minut, jak trzymałem już trzy tomy w rękach, rozglądając się za czymś jeszcze. Usłyszałem jakiś cichy hałas za swoimi plecami, a kiedy spojrzałem na boki, zdałem sobie sprawę, że zostałem tam sam. Nie wiedzieć czemu poczułem się nieco nieswojo i postanowiłem podejść od razu do biurka kobiety. Zanim jednak zdążyłem choćby wychylić się zza regału, przede mną pojawił się Cam z dość dużym nożem sprężynowym, który – tkwiący przy moim gardle sprawił, że znieruchomiałem. Z jego ust wyczytałem przerażony coś jakby „ani piśnij”, po czym pchnął mnie drugą ręką w głąb regału, żeby po drugiej jego stronie wepchnąć mnie w zagłębienie za filarem, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Serce waliło mi jak głupie i tak naprawdę bałem się choćby przełknąć ślinę.
- Dalej jesteś taki odważy, gówniarzu?! – warknął cicho, nie odsuwając jednak ostrza od mojej szyi. – Teraz zapłacisz mi za wszystko. Ty i przy okazji Kaulitz też – syknął wściekle.
Poczułem wtedy, jak nóż przesuwa się po mojej skórze i choć oczy wychodziły mi prawie na wierzch, przekonałem się dość szybko, że ledwie zadrapał mi naskórek. Ale ulga w tamtej chwili nie była najlepszym wyjściem. Zobaczyłem gwałtowny ruch Cama’a i jakoś odruchowo próbowałem odskoczyć, ale ostrze trafiło mnie w sam bok i przebiło się przez moje ciało. W pierwszej chwili był tylko ogromny strach i zalewająca mnie adrenalina. Potem poczułem ból i zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Dotarło do mnie, że Cam chce wyszarpnąć nóż i chociaż kolana się pode mną ugięły, a książki huknęły o pogłodę, próbowałem go powstrzymać.
Mój Boże, nie chciałem przecież wykrwawić się tam na śmierć! Już wyobrażałem sobie ten strumień krwi, który trysnąłby z tej rany. To było przerażające. Nie potrafiłem myśleć logicznie. Nawet nie zdawałem sobie przy tym sprawy, że złamałem zakaz Cam’a i zacząłem hałasować. Jęczeć z bólu, z wysiłku, szarpiąc się z mężczyzną, podczas gdy ostrze zdawało się coraz bardziej we mnie wrzynać. Co ja właściwie wyprawiałem…?
Zrobiło mi się bardzo słabo. Czułem, że coś ciepłego nieprzyjemnie spływa po mojej skórze, jak mi się wydawało, potwornie lodowatej. Widok miałem zamglony, ale dojrzałem kobietę. Bibliotekarkę. Zaczęła coś krzyczeć. Wołać strażników. Nie miałem już dłużej siły. Ostrze wysunęło się ze mnie, gdy osunąłem się bezwładnie na podłogę.
Wiesz, Tom? Więzienie faktycznie jest paskudne. I brutalne. Ile razy miałem jeszcze oberwać tylko dlatego, że chciałem cię kochać?

LXIV.

TOM
Nie bardzo mogłem grać z chłopakami w kosza, bo wszystko mnie bolało, gdy zbyt gwałtowanie się poruszałem. Siedząc więc na boisku, niby obserwowałem grę, ale co chwilę spoglądałem w kierunku drzwi, w których w każdej chwili mógł pojawić się Bill. W końcu ileż można siedzieć w bibliotece…? Szczególnie, że czas wolny nam się kończył, a mielimy wrócić do celi razem. Ale on się nie pojawił. Ani na boisku, ani w celi. Podenerwowany stanąłem w drzwiach, które lada chwila miały zostać zamknięte i patrzyłem na przechodzących mężczyzn, przy czym miałem dziwne wrażenie, że coś mnie ominęło. Nikt jednak nie zechciał choćby spojrzeć w moim kierunku. Widząc jednak przekradającego się Mikela, największego plotkarza w tym przeklętym więzieniu, wymówiłem dość głośno jego imię, a on doskonale wiedział, że dla swojego dobra nie powinien mnie ignorować. Zatrzymał się niedaleko mnie razem z Oliverem, który – blady jak ściana – wpatrywał się w podłogę. Coś przewróciło mi się w żołądku.
- Nie widziałeś gdzieś Billa? – zapytałem, na co jego były współlokator odchrząknął nerwowo i pokręcił przecząco głową. Zwróciłem na to uwagę, mimo że moje pytanie zwrócone było do Mikela.
- Nie… Nie widziałem go – odpowiedział ostrożnie, po czym ja zrobiłem tylko krok w jego stronę. Nie musiałem zadawać drugiego pytania. – Słyszałem, że… że był w bibliotece.
-I?! – warknąłem, zniecierpliwiony.
- Podobno Cam się tam na niego przyczaił. Wiem tylko, że wyprowadzali go z biblioteki i że miał ręce brudne od krwi i… Bill był nieprzytomny. Ale nic więcej nie wiem, ok? Chodźmy – mruknął na koniec cicho, popychając Olivera w dalszą drogę.
A ja stałem tam nieruchomo, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w jeden bliżej nieokreślony punkt. Jeden ze strażników kazał mi wracać do celi, żeby ją zamknąć, ale docierało to do mnie, jak przez mgłę.
- Muszę się dostać do skrzydła szpitalnego – oznajmiłem lodowato, wyciągając już nawet przed siebie ręce, żeby mnie skuł, ale on uniósł tylko wyżej lewą brew i pchnął mnie w stronę drzwi. Warknąłem cicho.
- Siniaki raczej nie zagrażają twojemu życiu, Kaulitz. Wracaj na swoje miejsce, sam je sobie wybrałeś – dodał złośliwie i już miałem zamiar własnoręcznie wytłumaczyć mu, że właśnie umieram z przerażenia, gdy pojawiła się moja „niańka” i wyjątkowo byłem zadowolony z jej obecności. Znajomy strażnik zamienił słówko z tym, który działał mi na nerwy, ale zamiast mnie skuć i zaprowadzić do Billa, złapał mnie za drżące ręce, które wystawiłem tym razem w jego kierunku. Serce dosłownie stanęło mi w miejscu. W głowie miałem już najgorszy z możliwych scenariuszy, a moje dłonie zacisnęły się w pięści.
- Spokojnie, Tom. Billowi nic nie będzie, to sprytny dzieciak. Możliwe, że jeszcze dziś wróci do celi.
- Muszę do niego…
- Nie mogę cię tam puścić. Zaraz powiem ci, co wiem. Tylko wróć do celi. Twój… znaczy dyrektor już o wszystkim wie. Cam jest w izolatce i ma zostać przeniesiony do innego więzienia razem z ludźmi, którzy wcześniej pobili ciebie.
Słysząc to warknąłem tylko pod nosem i nieco zbyt gwałtownie zawróciłem do celi, klnąc pod nosem. Strażnik wszedł zaraz za mną. Powiedział mi, że Bill miał dużo szczęścia, bo najprawdopodobniej mimo rany, którą zadał mu Cam, szarpał się z nim o nóż, dzięki czemu ten nie zdołał zadać większej ilości ciosów. Poza tym niewiele brakowało, żeby w ogóle uniknął ostrza, które przebiło się głównie przez jego skórę w boku, nie naruszając jego narządów wewnętrznych. Jest już przytomny, a rana oczyszczona i zaszyta, nic nie grozi jego życiu.
Mimo wszystko byłem wściekły. Wściekły, że pozwoliłem mu iść tam samemu. Wściekły, że nie będę miał okazji odegrać się na tych sukinsynach. Wściekły, że muszę czekać, aż Bill do mnie wróci. Najbardziej jednak wściekłem się po tym, jak zostałem sam w celi i dotarło do mnie, kto był jedyną osobą prócz mnie, która wiedziała, gdzie wybrał się mój chłopak. Jedynie zamknięte drzwi celi powstrzymywały mnie przed wyjściem stąd i spuszczeniem mu takiego lania, że ten gówniarz zbierałby wszystkie swoje zęby z podłogi. Nie spodziewałem się dotąd, że ten cały Oliver mógł być tak perfidny, żeby sprzedać Billa tylko dlatego, że sam nie mógł go mieć. Byłem wręcz przekonany, o takim biegu wydarzeń i czekałem tylko, aż nadejdzie chwila kolacji.

LXV.
Przywieźli mnie na stołówkę na wózku inwalidzkim, bo każdy mój ruch wywoływał okrutny ból w boku, gdzie zostałem dźgnięty nożem. Mój umysł zdawał się jednak być trochę przyćmiony lekami znieczulającymi. Pierwszą osobą, która natychmiast do mnie podbiegła był Oli, co nieco mnie zaskoczyło. Gdy tylko strażnik odszedł do stołu, przy którym miałem jeść, chłopak przykucnął przy mnie i zrobiło mi się dziwnie gorąco, kiedy zobaczyłem łzy w jego oczach.
- Bill, przepraszam… Tak mi przykro. Naprawdę nie chciałem, żeby coś takiego się stało – wydusił z siebie, a ja zaraz potem dojrzałem zbliżającego się do nas Mikela, który usiadł ze swoją kolacją tuż obok mnie.
- Dlaczego… mnie przepraszasz? – zapytałem cicho, patrząc na niego niezrozumiale. Nie rozumiałem powodu, dla którego czuł się winny temu, co wydarzyło się bibliotece. Ale potem nawiedził mnie przebłysk dzisiejszego poranka. Tylko Tom i on wiedzieli, że będę szedł po książki. – O, Boże… Oli, ty chyba nie…?
- Przepraszam! Ja tylko… rozmawiałem z Mikelem. Nie miałem pojęcia, że ktoś może nas podsłuchiwać… Błagam, Kaulitz mnie zabije… - jęknął przerażony, na co ja otworzyłem szerzej oczy z zaskoczenia.
Można było w tamtej chwili rzec „o wilku mowa”, bo ten właśnie szedł w naszym kierunku tak wściekły, że ani przez sekundę nie wątpiłem, że z chęcią zrobiłby to, czego obawiał się Oliver. Nie wiedziałem, czy ktoś mu o tym powiedział, ale równie dobrze mógł się domyślić. Zamrugałem tylko oczyma, ale Mikel zdążył zareagować pierwszy i pociągnął Oli’ego w swoją stronę, po czym przełykając nerwowo ślinę, wstał, ukrywając go za swoimi plecami.
- Pieprzeni zdrajcy – warknął lodowato Tom, zatrzymując się przy mnie. Wyglądał trochę, jakby nie mógł się zdecydować, czy najpierw zapytać mnie, jak się czuję, czy rzucić się na nich z pięściami. Chciałem się do niego podnieść, ale ból w lewym boku szybko przywołał mnie do rzeczywistości. Chwyciłem go więc prawą ręką za nadgarstek, zmuszając by na mnie spojrzał. – Pochwalili ci się już, kto poinformował tego śmiecia, gdzie cię znajdzie? – zapytał mnie nieco chłodno, na co ja pokręciłem tylko głową, zanim zdołałem wydusić z siebie choćby słowo. – Tylko ten gówniarz wiedział…
- Tom – odezwałem się wreszcie, zaciskając mocniej palce na jego ręce, gdy chciał się wyrwać. – To nie było tak, posłuchaj…
- A jak?! Sam go zaprosiłeś?! – uniósł wściekle głos, co zaalarmowało strażników, więc mimo bólu, jaki tym wywołałem, pociągnąłem go na dół do siebie.
- To był przypadek, przysięgam! – zawołał od razu Oli, co zwróciło na nas uwagę całej reszty osób, które dotąd jeszcze nie przyglądały się nam tak perfidnie.
- Wysłuchaj nas, to prawda. Chciałem wybrać się z Billem i Olim na świetlice, a on powiedział, że Bill raczej z nami nie pójdzie, bo wybiera się do biblioteki. Nie mieliśmy pojęcia, że Cam się przez to o tym dowie.
- Jasne! – Prychnął głośno Kaulitz, nie wierząc im najwyraźniej, jednak wciąż stał nieruchomo pochylony nade mną.
- Pomyśl logicznie, Tom – wtrąciłem się. – Czy jest jakikolwiek powód, dla którego mieliby to zrobić?
- Tak! Ty jesteś powodem  - warknął, po czym wolną ręką wskazał na Olivera. – I ten szmaciarz miał duży motyw!
- Przecież ja z Billem tylko…
- Oli! – upomniałem go natychmiastowo, nie chcąc, żeby chłopak się wygadał. – Cholera, Tom, uwierz mi, skoro nie chcesz wierzyć jemu! – wyrzuciłem z siebie chwytając lewą ręką za bolące miejsce. Syknąłem cicho, co całkowicie zbiło Kaulitza z tropu. Z jego twarzy zniknęła na chwilę wściekłość i pojawiła się troska. – Nie rób niczego głupiego. Proszę cię. Oni by tego nie zrobili. Strażnik… mówił mi, że dyrektor placówki po tym mógł pozbyć się wszystkich i przenieść ich do innego więzienia. To koniec. Nic więcej się nie wydarzy – próbowałem go uspokoić i choć widziałem, jak zaciska dłonie w pięści, wreszcie się poddał.
- Wiem swoje – rzucił w końcu krótko do mnie, po czym znowu spojrzał na tamtą dwójkę. – I lepiej trzymajcie się na baczności. Idę po żarcie – mruknął jeszcze, więc rozluźniłem swój uścisk i pozwoliłem mu odejść po tacę z kolacją.

LXVI.
Całkiem przypadkiem dowiedziałem się, że trafiłem pod ochronne skrzydła dyrektora placówki i – ku mojemu zaskoczeniu – nie była to sprawka Toma. Powiedziałbym raczej, że on nawet nie zwrócił na to uwagi i wydawało mu się całkiem normalne, że został mi przydzielony wózek, żebym nie nadwyrężał pozszywanego boku i każdego dnia dostawałem proszki przeciwbólowe. Trochę drażniło mnie to, że nie mogłem nigdzie sam się ruszyć, bo Tom łaził za mną krok w krok, nie wspominając o tym, że zarówno Oliver, jak i Mikel mieli zakaz zbliżania się do mnie. Ogólnie Kaulitz był obrażony na cały świat za to, że nie dano mu szansy odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Sam jednak zauważałem, że jego „niańka”, jak zdążył kilkukrotnie nazwać przy mnie swojego strażnika, krąży za nami, gdy tylko jest w placówce. Po kilku dniach miałem szczerze dość traktowania mnie jak jajka, bo Tom przez pierwsze dwie noce postanowił spać na drugim łóżku, żeby było mi wygodnie, a potem – gdy już przekonałem go, że lepiej będzie spało mi się przy nim – i tak nie chciał mnie nawet tknąć. Cóż, jak na faceta przystało, byłem nieco rozczarowany tym stanem rzeczy, ale nie miałem szans na wysłuchanie moich protestów. Byłem przeszczęśliwy, gdy mogłem wreszcie przestać łykać proszki i pozbyć się wózka. Kaulitz jednak był tak przewrażliwiony na punkcie zbliżania się do mnie innych mężczyzn, że miałem już tego kompletnie dość. Wszędzie węszył zasadzkę i warczał na każdego. Pozostawały mi chwile, gdy wreszcie zaczął wybierać się na siłownie, przy czym stanowczo odmawiałem pójścia z nim nawet dla towarzystwa. Nie był zadowolony, ale tylko wtedy mogłem ruszyć się sam z celi, a i to nie zdarzało się zbyt często.
Szwy ściągnięto mi po niespełna dwóch tygodniach, przy czym krzywiłem się, widząc, jak ohydna szrama pozostanie na moim ciele. Za każdym razem słyszałem tylko, że miałem naprawdę dużo szczęścia, ale odnosiłem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie z głupimi uśmieszkami. Dosłownie. Strażnicy, pielęgniarki, lekarze, inni więźniowie. Cholera, stałem się więźniem nie tylko w tej placówce, ale przede wszystkim więźniem Toma i jego obaw o moje zdrowie i życie.
- Już po wszystkim? – usłyszałem, gdy tylko wyszedłem z gabinetu zabiegowego już bez tego cholerstwa w boku. Spojrzałem na „niańkę” i skrzywiłem się. – Zanim wrócisz do celi, dyrektor chce się jeszcze z tobą widzieć – oznajmił mi niespodziewanie, zaraz potem przekazując przez krótkofalówkę informację o tym, że będziemy kierować się do gabinetu szefa. Uniosłem tylko wyżej jedną brew, przełykając nerwowo ślinę. Czego ten człowiek mógł ode mnie chcieć? – Nie musisz się bać – uspokajał mnie z uśmiechem, zakuwając jednak moje ręce w kajdanki.
Strażnik nie był jednak zbyt pomocy w wyjaśnieniu mi, co właściwie czeka mnie w gabinecie wujka Toma, jak nazywałem go sobie w myśli, wiedząc, że nie wolno mi się z tym sypnąć. Gdy jednak dotarliśmy na miejsce moje ręce zostały uwolnione i na prośbę mężczyzny zostaliśmy sami. Rozglądałem się po tym pomieszczeniu, jakby tych kilka ciężkich mebli mogło wyjaśnić mi, co ja tu właściwie robię. Miałem tylko cichą nadzieję, że za chwilę nie usłyszę czegoś w stylu, iż mam trzymać się od Kaulitza z daleka albo że mnie przenoszą. Moje wątpliwości jednak dość szybko zostały rozwiane.
- Witaj, Bill. Pozwolisz, że będę mówił ci po imieniu?
- Oczywiście – odparłem nieco zmieszany, patrząc na niego dużymi oczyma od chwili, gdy odezwał się bezpośrednio do mnie. Nie czułem się tam zbyt dobrze.
- Posłuchaj, sprawa, którą do ciebie mam, jest… bardzo delikatna. I wolałbym, żeby pozostało to między nami. Chodzi o Toma Kaulitza, z którym, z tego co mi wiadomo, dość dobrze się znasz. Domyślam się, że może to być dla ciebie niezręczna informacja, ale jestem jego wujkiem i cóż… Staram się mieć na niego oko – stwierdził ostrożnie, przyglądając mi się uważnie. Najwyraźniej nie zauważył zaskoczenia na mojej twarzy, bo uśmiechnął się z rozbawieniem. – Dobrze, słuchaj. Kilkukrotnie zdarzyło się, że strażnik, którego do niego przydzieliłem, przekazywał mi informacje dotyczące waszej znajomości. Najbardziej zaciekawiło mnie w tym wszystkim twoje przekonanie o niewinności Toma. Czy chciałbyś powiedzieć mi coś więcej na ten temat? – zapytał wreszcie, a ja zamarłem, otwierając szerzej oczy ze zdumienia. Matko! O ile łatwiej byłoby wyciągnąć go stąd, gdyby ktoś taki jak dyrektor placówki mógł znać prawdę, ale… Tom nigdy by mi nie wybaczył, gdybym pisnął choćby słówko. Spuściłem więc tylko głowę i zagryzłem nerwowo dolną wargę.
- Przepraszam, nie mogę.
- Ach, rozumiem. Chciałbym, żebyś wiedział, że specjalnie postarałem się, aby trafił do tej placówki, bo najważniejsze było dla mnie zadbanie o jego bezpieczeństwo, co jak wiesz… Różnie bywa. Słyszałem również też coś o tym, że uważasz go za chorego… - podsunął ostrożnie, na co poderwałem na niego zaskoczony wzrok. Zagotowało się we mnie, gdy zdałem sobie sprawę, że nas podsłuchiwano. Zacisnąłem jednak tylko nerwowo dłonie w pięści, starając się nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego, co na pewno nie wyszłoby mi na zdrowie.
- To sprawa między mną a Tomem – odpowiedziałem pewnie, kompletnie tracąc do tego faceta cierpliwość. Po co mi to wszystko mówił? Żebym od teraz czuł na każdym kroku jego oddech na swoim karku?!
- Doskonale rozumiem twoje nastawienie, ale to ja obiecałem jego matce, że go stąd wyciągnę, jeśli tylko będę mógł. Minęło już tyle czasu, że ta biedna kobieta niemal straciła już nadzieję, że odzyska syna, ale jeśli mówisz prawdę, mogę mieć punkt odniesienia, żeby wreszcie coś z tym zrobić. Mogę zapewnić ci nietykalność i co tylko zechcesz, ale musimy współpracować, jeśli mamy wyciągnąć z więzienia kogoś, kto wcale nie chce stąd wychodzić. Co powiesz na moją propozycję?
Nie do końca rozumiałem, dlaczego byłem taki podejrzliwy wobec tego faceta. Może to dlatego, że już wcześniej przekonałem się, że najlepiej będzie zająć się wszystkim samemu, bo pomoc z zewnątrz tylko powodowała dodatkowe problemy. Prawda była taka, że zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, nawet jeśli nie miałbym żadnych ułatwień. Nie do końca podobało mi się to, że ktoś chce się w to wtrącać. Milczałem długo. A przynajmniej miałem wrażenie, że ta cisza trwa całą wieczność, nim wreszcie poskładałem swoje myśli do kupy i zrozumiałem, w czym tkwił mój sprzeciw wobec wujka Kaulitza.
- Jeśli wolno mi coś powiedzieć… Tak, to prawa, że uważam, że Tom ma problemy ze sobą i ma to pewien związek ze śmiercią jego brata, ale ma pan równie spory udział w tym, co się z nim dzieje.
- Słucham…? – facet zdawał się nie dowierzać w moje słowa.
- Zrozumiałem, że dla niego to miejsce nie jest więzieniem, tylko fortecą. Ograniczenia tak naprawdę chronią go przed rzeczywistością, a przywileje, które dostał od pana złudzenie, że panuje nad sytuacją. Naprawdę dziwi się mu pan, że tak łatwiej mu żyć? Może i wciąż dochodzi do jakichś incydentów, ale on doskonale wie, że zawsze pojawi się ktoś, kto zadba o niego, bo musi. Strażnicy, lekarze szpitalni. Pan. Nie takie powinno być więzienie.
- Sugerujesz, że powinienem ukrócić jego możliwości? – zapytał, marszcząc przy tym brwi.
- Raczej… Zwolnić go z obowiązku, dać mu do zrozumienia, że spełnił swoją misję, bo on tak na to patrzy. Chce mieć kontrolę, żeby w razie czego móc ochronić innych… bo wcześniej nie mógł ochronić bliskiej mu osoby…
- I to wszystko? – upewnił się po chwili, jakby nie był przekonany do moich słów. Widziałem po nim, że z niezadowoleniem powstrzymał się od zadania pytania odnośnie brata Toma, ale i tak nie powiedziałbym mu choćby słowa.
- Po prostu uważam, że znalazłem sposób na wyciągnięcie go z tego i w tym wypadku to pan może mi ewentualnie pomóc – odpowiedziałem już nieco spokojniej.
- W porządku – mężczyzna westchnął i oparł się wygodniej o swój fotel. – W takim razie zrobię tak, jak mówisz. Mam nadzieję, że wiesz co robisz – rzucił jeszcze, na co ja skinąłem tylko lekko głową. Nie byłem pewien. Nie byłem psychologiem, ja tylko próbowałem poznać i zrozumieć Toma jak najlepiej. – Gdybyś potrzebował czegoś jeszcze, zgłoś tę informację temu samemu strażnikowi, który cię tu dziś przyprowadził. Mam nadzieję, że wystarczy ci czasu – dodał na koniec, co nieco mnie zaskoczyło.
- Jeszcze sporo odsiadki przede mną… - stwierdziłem, na co on spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wyciągnął jakieś dokumenty z szuflady.
- Nie tak wiele, Bill. Prawie bym zapomniał, przyszła dziś odpowiedź na twoją prośbę o skrócenie kary za dobre sprawowanie. Została rozpatrzona pozytywnie, masz dwa miesiące – oznajmił, podając mi złożoną kartkę.

11 komentarzy:

  1. Nie można przerywać w takim momencie... :( Lepiej dla ciebie, żebyś dodała następną notkę szybciej niż tę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Narwszcie!!!!!!!
    Super chodz nawet mi do glowy nie przyszlo by cos moglo sie Billowi stac. Dobrze ze przynajmniej teraz sie tamtych pozbeda I Bill nie bedzie czul sie jak w klatce gdzie Tom byl jak jego cien. A to Z wojkiem Toma wyglada ciekawie, tym bardziej ze rzeczywiscie Bill ma juz malo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej, w takiej chwili?! Jak moglas? Czytalam na jednym wdechu, w takim napieciu. Stesknilam sie za ich historia.

    OdpowiedzUsuń
  4. jakie 2 miesiące?! jejku mam nadzieje, ze w tym czasie zdazy namowic Toma na wyjscie. nie spodziewalam sie, ze Bill zostanie zaatakowany, ale jezu, przeciez to chyba dobrze.... otworzylo, mam nadzieje, Tomowi oczy haha :-D bardzo prosze o nastepny odcinek, jak najszybciej (najlepiej dzis lub jutro :-D) i zycze duzo weny! :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Chwila... wydaje mi się czy Tom wysłał tą prośbę?! Czy coś przeoczyłam? Szlag. Uparty ciołek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Można liczyć na nową notkę dzisiaj? ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czoko zlituj się!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana :)

    http://bill-and-tom-twincest.blogspot.com/2014/05/nominacja-2.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekus kiedy cos nowego dodasz

    OdpowiedzUsuń
  10. Pojawi się tu coś nowego w niedalekiej przyszłości? XD

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^