czwartek, 5 czerwca 2014

Między kratami a rzeczywistością [LXVII - LXXIV]

Witajcie :).
Wiem, że długo mnie nie było. Na bieżąco, dlaczego i tak dalej najłatwiej dowiedzieć się na facebook'u, ale mogę Wam powiedzieć, że miałam masakryczny okres, gdzie odrzucało mnie od wszystkiego: pisania, czytania, nawet jedzenia w pewnym momencie... Ale uporałam się z tym jakoś (mam nadzieję) i to, co zdołałam wyprodukować do dzisiejszego wieczora (nawet nie próbowałam kombinować, gdzie by tu najlepiej zakończyć notkę, ale i tak mi wyszło xD), w każdym razie, mam nadzieję, że nie jesteście bardzo źli. Ja powoli dochodzę do siebie, dziś nawet zjadłam cały obiad, zapisałam kilka kolejnych stron w zeszycie i nawet przepisałam oraz (tako jako) sprawdziłam ;3. Myślałam, żeby poczekać z tym do jutra, ale pewnie znajdzie się ktoś, kto jeszcze dziś będzie miał chęć zajrzeć, co tam się dzieje :).
No i liczę na Was! Mam już wizję c.d., więc od rana jutro biorę zeszyt i długopis, i zabieram się do pracy. Czekam na Wasze opinie w każdym razie. Jestem ciekawa, jak wg Was zareaguje Tom ;>?

Wasza Czokoladka ;).


LXVII.
            Po tym, co powiedział dyrektor, wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka kolejnych chwil bez słowa. Obaj byliśmy zaskoczeni. Jak jego słowami, a on moja reakcją. Od razu stało się dla nas obu jasne, że to nie ja wysłałem te papiery, co sprawiło, że facet pokręcił z niedowierzaniem głową.
            - Tom – rzucił tylko, na co ja westchnąłem z niedowierzaniem. Kiedy on to zrobił? Jak w ogóle mógł coś takiego zrobić bez mojej wiedzy?! Jego wujek szybko wyjaśnił mi tę sprawę. – Musiał skontaktować się z twoim adwokatem. Złożył dokumenty, jako twój pełnomocnik – stwierdził, przyglądając się podpisowi i pieczątce. Ukryłem twarz w dłoniach, klnąc w duchu na tego upartego osła.
            W końcu jednak poderwałem się ze swojego miejsca i przysięgam, że miałem ochotę coś zniszczyć. W porę jednak opamiętałem się i stwierdziłem, że będzie lepiej, jeśli jak najprędzej wrócę do celi, a Kaulitz nie zorientuje się, iż w ogóle rozmawiałem z jego wujkiem. Zabrałem tylko papier z rozpatrzeniem, który i tak przecież miałem później dostać.
            - Świetnie. Poradzę sobie w dwa miesiące – niemal warknąłem, niemal trzęsąc się ze złości.
            - Jesteś pewien? Bill? – Mężczyzna wydawał się szczerze przejęty tą sytuacją, więc tylko pokiwałem twierdząco głową. On wcisnął jakiś guzik przy telefonie i do pomieszczenia zaraz potem wszedł ten sam strażnik. Widząc jednak nasze miny, uśmiech zszedł z jego twarzy. Spiął mi nadgarstki kajdankami, pożegnaliśmy się krótko z dyrektorem i ruszyliśmy w kierunku cel.
            - Możesz na mnie liczyć – usłyszałem, gdy uwalniał przed celą moje ręce. Spojrzałem na niego zdziwiony, ale on tylko skinął lekko głową, otworzył drzwi i kiwnął głową na znak, że powinienem już tam wejść. Podziękowałem mu więc uśmiechem, żeby zaraz potem stanąć naprzeciw czekającego na mnie Toma.
            Na dobrą sprawę byłem na niego wściekły. Z drugiej strony jednak docierało do mnie, że takie sprawy trwają, musiał więc to załatwić dłuższy czas temu. Zapewne jeszcze przed naszą rozmową w skrzydle szpitalnym. Nie zmieniało to jednak faktu, że zrobił to wbrew mnie i wbrew prawu. Gdyby tylko dowiedział się o tym ktoś więcej niż ja i jego wujek, mógłby mieć poważne problemy. Stałem tak przez chwilę sztywno, podczas gdy on obserwował mnie, najwyraźniej zastanawiając się, o co może mi chodzić. Wtedy podniosłem rękę z kartką w jego stronę. Wziął ją i wystarczyło jedno spojrzenie, żeby Kaulitz drgnął niespokojnie. Odłożył pismo na stolik i usiadł na swoim łóżku, wlepiając wzrok w podłogę.
            - Jednak się udało… - rzucił jakimś takim rozczarowanym tonem. – Nie sądziłem, że uda mi się tak obejść twój podpis.
            - To wszystko, co masz mi do powiedzenia, Tom? – zapytałem spokojnie, choć we mnie dosłownie wrzało.
            - Co chciałbyś, żebym ci powiedział?
            - Powiedz mi, że to nie znaczy, że cię stracę za dwa miesiące, bo postanowiłeś olać moje uczucia i pragnienia – odpowiedziałem niemal natychmiast, na co Kaulitz zbladł wyraźnie. Zbyt dobrze zdawałem sobie sprawę, że to za wcześnie na takie deklaracje z jego strony; może mury obronne nie sprawdziły się i wpuściły mnie do środka, ale jego zamek wciąż stał nienaruszony. Ale chciałem, żeby o tym nie zapominał. To nie tam miało znajdować się jego miejsce na ziemi, a przy moim boku. Miałem dwa miesiące, aby nauczyć go myśleć w ten właśnie sposób.
            Nie odezwał się, a ja schowałem papier do szufladki. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele do końca dnia, ale gdy pogaszono światła i nastała cisza nocna, zaciągnąłem go na swoje łóżko. Przy mnie jest twoje miejsce, Tom. Tylko przy mnie i żadne twoje sztuczki nie zdołają tego zmienić.
 
LXVIII.
            Od kiedy wszedłem do celi i zobaczyłem, jak Tom zareagował na decyzję odnośnie skrócenia mojego wyroku, czułem, że te dwa miesiące będą po prostu wyścigiem czasu z naszymi emocjami. Po wywiezieniu z placówki prosto z izolatek więźniów, przez których mieliśmy kłopoty, zrobiło się wyjątkowo spokojnie. Jednak ciche dni mieliśmy również ja i Kaulitz. Mimo, że tkwiliśmy większość dnia w jednej celi, unikał mojego wzroku, gdy tylko mógł, a podczas czasu wolnego wychodził z chłopakami, z którymi mieszkał wcześniej. Nagle przestałem być traktowany jak jajko, którego trzeba pilnować na każdym kroku. Przez pierwszy dzień Oliver wprawdzie nie miał wciąż odwagi otwarcie na mnie spojrzeć, ale potem sam podszedłem do niego i Mikaela, gdy siedzieli na świetlicy. Opadłem ciężko na krzesło obok nich i zapatrzyłem się w telewizor, w którym leciała akurat jakaś reklama.
            - Jesteś pewien, że to bezpieczne? – zapytał mnie niepewnie Oli, oglądając się w kierunku drzwi, ale nie było tam nikogo, kogo musielibyśmy się obawiać.
            - Wydaje się, że Tom nagle stracił mną zainteresowanie – mruknąłem, przymykając lekko powieki.
            - Hm, to w ogóle możliwe? – wtrącił się Mikel, przyglądając mi się z zainteresowaniem. Cholerny plotkarz. Westchnąłem cicho.
            - Owszem. Dowiedział się, że za dwa miesiące wychodzę.
            - Złożyłeś papiery?! – wykrzyczał niemal Oli, na co ja pokręciłem głową.
            - Nie. On to zrobił. Nie pytaj mnie, jak udało mu się to załatwić, ale udało się. Wygrał tę partię.
            - Więc jesteś na niego zły? – zaryzykował ostrożnie, na co posłałem mu wymowne spojrzenie.
            - Jestem wściekły. Ale to nic nie zmienia.
            - Trochę zaczynam się ciebie bać – zauważył nagle mój były współlokator, na co spojrzałem na niego pytająco. – Do czego ty dążysz właściwie? Ja na twoim miejscu już dawno odliczałbym dni do wyjścia i trzymał się od wszystkiego z daleka. A ty nie dość, że prawie zostałeś zadźgany, to jeszcze pozwalasz się tak traktować Kaulitzowi. To musi mieć jakiś cel – wydedukował, na co ja westchnąłem ciężko. Czy to naprawdę było tak widoczne? W sumie po tym, jak pomagał sprawić, żeby Tom był zazdrosny, mógł myśleć cokolwiek.
            - Może bym ci powiedział, gdybyś nie prowadzał się z największym plotkarzem w placówce – rzuciłem, nie mogąc powstrzymać się przed wymownym uśmiechem. Mikel spojrzał na mnie jakiś speszony, a ja zaśmiałem się krótko.
            Ten beztroski grymas zniknął z mojej twarzy, gdy po usłyszeniu dźwięku otwieranych drzwi, zobaczyłem za sobą Kaulitza. Szedł już w moją stronę, nie dało się tego przeoczyć. Zerknąłem tylko na Mikela, który już się stąd zbierał, a potem na Oli’ego, do którego kiwnąłem, żeby zrobił to samo.
            - Koniec tych pogaduszek… - mruknąłem. – Pan i władca nadciąga – rzuciłem im jeszcze na pożegnanie. Niech cię szlag, Tom. W co ty znowu chcesz ze mną pogrywać?
 
LXIX.
            Nie wiedziałem tak naprawdę, czego powinienem się spodziewać po Tomie na chwilę obecną. W końcu to on nabroił, prawda? I to on zaczął mnie unikać. Szykowałem się psychicznie na kłótnię, na jego pretensje i roszczenia do mojej osoby. Zazwyczaj tak to się kończyło. Tym bardziej prawie zacząłem krzyczeć, gdy zbliżył się do mnie, podniósł mnie z krzesła, przerzucił sobie przez ramię i jakby nigdy nic wyniósł ze świetlicy na oczach strażników. Chwilami nawet próbowałem się wyrwać, ale nie chciałem też przypadkiem narobić nam kłopotów, gdyby ktoś uznał, że się szarpiemy.
            - Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?! – warknąłem, gdy wreszcie postawił mnie w celi. On jednak usiadł grzecznie na swoim łóżku i patrzył na mnie spokojnym wzrokiem. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy coś mnie aby nie ominęło.
            - Jesteś na mnie dalej zły? Chciałem porozmawiać – oznajmił wreszcie, sprawiając, że uniosłem tylko wyżej brwi.
            - I tylko po to zrobiłeś tę szopkę na świetlicy? Mikel z Oliverem prawie pogubili buty, zmywając ci się z drogi – zauważyłem nieco złośliwie, na co on skrzywił się znacząco.
            - Po prostu… wkurzyłem się. Dyrektor w jakiś sposób dowiedział się, że… twoje wcześniejsze zwolnienie to moja sprawka. Oczywiście nie oskarżam cię – zaznaczył, podnosząc na mnie uważnie wzrok. – Zresztą domyślam się, jak to musiało wyglądać… W każdym razie oberwało mi się i zdaje się, że… w końcu się doigrałem.
            - To znaczy? – zapytałem ostrożnie, podchodząc do niego, żeby usiąść obok.
            - Powiedział tylko, że skończy się spełnianie moich zachcianek. W każdym razie… przepraszam, że wysłałem te papiery za ciebie – wydukał wreszcie, odwracając ode mnie spojrzenie. Ale to naprawdę było jeszcze za mało.
            - Jest ci przykro, bo skończyły ci się przywileje? – zapytałem wreszcie, na co on skrzywił się i znów spojrzał na mnie.
            - Sam jestem sobie winien – odparł po chwili, po czym wzruszył ramionami. – Teraz nawet gdybyś chciał, nie mogę wynieść się z twojej celi, więc… Mogę sobie jakoś inaczej zasłużyć, żebyś… wybaczył mi to, że odebrałem nam ten czas? – wydusił z siebie wreszcie, na co ja pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową.
            - Nie rozumiesz, Tom. Ja i tak pewnie złożyłbym te papiery, po prostu odpowiedź przyszłaby trochę później – wyjaśniłem, odnajdując jego dłoń i splotłem ze sobą pasze palce. – Ale to nie była twoja decyzja. To ja powinienem ją podjąć. To tak, jakbym ja załatwił ci drugą rozprawę bez twojej wiedzy i jeszcze podał dowody twojej niewinności.
            - I tak mógłbym wszystko odkręcić… - mruknął.
            - A wiesz, że wtedy ja miałbym problemy z prawem za zorganizowanie czegoś takiego? Wbrew twojej woli? – rzuciłem od razu, patrząc na niego wymownie. – Ja naprawdę nie planuję spędzić tu całego życia.
            - A ja…
            - Wiem, ty tak, już to omawialiśmy, Tom – nie dałem mu nic powiedzieć, podnosząc się zaraz potem, żeby przenieść się na swoje łóżko. Kaulitz jednak złapał mnie za rękę i rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego puścił mnie w końcu i odwrócił wzrok.
            - Więc, co będzie z nami? – zapytał cicho, na co ja prychnąłem głośno, ściągając na siebie jego wzrok.
            - Z jakimi „nami”? – skrzywiłem się. – To, że spędzamy razem czas i jesteśmy blisko, nic nie znaczy. Oliver z Mikelem też to robią. Jak mógłbym być z kimś, kto ani przez chwilę nie pomyślał o mnie jako o swojej przyszłości?
            - Kto ci niby powiedział, że nie myślę o tobie w ten sposób? – zapytał, widocznie rozzłoszczony.
            - Ty, Tom – odparłem chłodno, patrząc na niego z żalem. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie mówię o najbliższych dwóch miesiącach.
            - To nie znaczy, że nie jesteś dla mnie…
            - Ale nie brałeś pod uwagę, żeby rzeczywiście wyjść ze mną, prawda? – podsunąłem wreszcie, na co Kaulitzowi skończyły się argumenty. – Ja już podjąłem decyzję, że zostanę z tobą do czasu mojego wyjścia z więzienia. Potem pozostanie nam się pożegnać i będę mógł już tylko tęsknić, więc… Nie chcę zmarnować tego czasu.
            - Dlaczego mówisz o tym, jakby jednak cię to nie obchodziło? – zapytał wreszcie z pretensją, na co ja uśmiechnąłem się do niego smutno.
            - Dlatego, że wiem, jak bardzo będzie bolała każda myśl o tobie w przyszłości. Nie będę w stanie zapomnieć, nawet na to nie liczę. Więc chcę wyciągnąć z tego, ile się da…
            - Bill… - wydusił z siebie, po czym bardziej usłyszałem, niż zauważyłem, że się do mnie zbliża. Kucnął tuż przede mną, zaglądając mi w twarz. – Wcześniej z Lucasem… Jakoś poradziłeś sobie z tymi uczuciami. Wystarczy poczekać, znajdziesz kogoś…
            - Ale ja nie chcę nikogo innego – przerwałem mu stanowczo. – Nie ma porównania między przywiązaniem jakie czuję do Lucasa a tym, co czuję do ciebie, Tom. Chociaż… - zastanowiłem się przez chwilę. – Może jeśli kiedyś twoje słowa się sprawdzą, może wtedy przyjdę cię odwiedzić, żeby ci o tym powiedzieć…
            - Co…? – ledwie usłyszałem to słowo, które zdawało się samoistnie wyrwać z jego ust. – Więc to będzie jedyna szansa, żebym cię jeszcze zobaczył? – upewnił się po chwili, na co skinąłem tylko twierdząco głową. – Taką podjąłeś decyzję?
            - Wolałbyś, żebym męczył się, widując się z tobą co tydzień i wiedząc, że i tak już nigdy nie będziesz mój? – odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie.
            - Nie… Masz rację, to nie miałoby sensu… - wydukał, spuszczając wzrok z moich oczu gdzieś poniżej linii mojej brody.
            - Na chwilę obecną nic już nie ma dla mnie większego sensu. To tylko dwa miesiące, które nam zostały i wszystko, co będzie się w ich czasie działo. A potem… - urwałem, dochodząc do wniosku, że nie ma potrzeby mówić więcej. – Póki co, po prostu o tym nie myślmy. Wybaczam ci, że złożyłeś za mnie te papiery. Przynajmniej teraz już mogę zacząć odliczać. Po prostu bądź ze mną do końca, cokolwiek by się nie działo. Dobrze? – poprosiłem, starając uśmiechnąć się do niego lekko.
            Nie. To wcale nie tak, że pogodziłem się z tym wszystkim, o czym mówiłem. Niemniej wydawało mi się, że wiem, co robię i póki co zamierzałem się tego trzymać. W innym wypadku w tamtej chwili nie byłbym w stanie powstrzymać łez na myśl o rozstaniu. Zwyczajnie wciąż wierzyłem, że jest szansa, żeby Tom sam podjął decyzję o tym, że chce odejść ze mną. Mogłem się przeliczyć. Oczywiście, że mogłem. Ale i tak nie miałem innego wyjścia, jak próbować dostać się do tej wieży obronnej podstępem. Użalanie się nad sobą w niczym by mi nie pomogło. Tak, Tom. Uwierz, że przywykłem do myśli o tym, jak bardzo będę cierpiał bez ciebie tam na zewnątrz. Uwierz, że za dwa miesiące rozstaniemy się raz na zawsze. Może wtedy będzie ci łatwiej podjąć decyzję. Może…
 
LXX.
            Mój nowy współlokator celi zdawał się wziąć sobie do serca moje słowa, bo od tego czasu, spędzaliśmy razem niemal każdą chwilę. Bez względu na to, czy sami, czy w towarzystwie. Czas jednak nie był dla nas łaskawy, a póki co Tom nie narzekał specjalnie na utratę swoich przywilejów. Zdarzało się jednak, że marudził, iż napiłby się wina, a ja uśmiechałem się tylko rozbawiony, zastanawiając się, czy ten strażnik załatwiłby mi butelkę, gdybym go o to poprosił. Niemniej nie robiłem tego. Wolałem, żeby Kaulitz nie wiedział zbyt wiele, co tak naprawdę się wokół niego dzieje. Odkąd zresztą w więzieniu zrobiło się spokojniej, nie mieliśmy zbyt wiele okazji, żeby na poważnie porozmawiać. Dotąd takie dyskusje wynikały z sytuacji, jakie miały miejsce w placówce, ale teraz nie było sposobu, a ja wcale nie chciałem cudować.
            Po dwóch tygodniach, chociaż spędziłem je naprawdę… cudownie (jakkolwiek można mówić tak o odsiadce w więzieniu), wyglądało na to, że nie posunąłem się ani o krok do przodu, a jedna czwarta mojego czasu zwyczajnie wyparowała.
            Tak sądziłem do pewnego poobiedniego wyjścia na spacerniak, gdy Tom zostawił mnie na godzinkę samego, bo jakoś udało mu się dostać wreszcie wejściówkę na siłownie. Nie mógł już teraz wybierać się tam tak często, jak tylko mu się podobało, więc korzystał z każdej chwili. W jakiś sposób byłem zadowolony, że tak łatwo pogodził się z brakiem ułatwień i kontroli. A obecnie, choć ludzie doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia, szybko przestali traktować go jak swojego przywódcę. Nie był im potrzebny w takiej formie na chwilę obecną i zdawałem sobie sprawę, że to również najlepszy moment, żeby pokazać mu, że nie jest tu potrzebny. W końcu w każdej chwili mogą tu przysłać jakiegoś czubka, a to nieco pokrzyżowałoby moje plany. Napomknąłem o tym nawet po drodze „znajomemu” strażnikowi, prosząc, aby przekazał to dyrektorowi. Takie jednostki i tak zostawały prędzej czy później przeniesione do więzienia o ostrzejszym rygorze niż to, więc chyba mógłby sprawdzać takiego rzeczy. Przynajmniej miałem nadzieję, że będzie. Niemniej wciąż poszukiwałem sposobu na wygranie ostatecznej bitwy o należność do świata Kaulitza.
            Moje spojrzenie na tę kwestię zmieniło się, gdy dołączyłem do chłopaków z jego byłej celi na spacerniaku. Vipe, który akurat był zajęty rozmową z kimś innym, po chwili urwał ją i tak, jak reszta skupił uwagę na mojej osobie.
            - I jak tam? Chyba jesteś już blisko celu, co? Ostatnio nie ma, jak z tobą pogadać, bo wszędzie pełno Toma – stwierdził z lekkim uśmiechem, na co ja skrzywiłem się nieco.
            - To prawda, aż miło patrzeć – rzucił ze śmiechem Greg, co kompletnie już zwaliło mnie z nóg. O czym oni w ogóle plotą? – Nie rób takich min, zmienia się na naszych oczach. Chyba nie powiesz, że nie zauważyłeś?
            - Nie jestem przekonany, o czym mówicie. Serio.
            - Oj, Bill – wtrącił się w końcu Sam, gdy tamtych dwóch spojrzało po sobie, jakby nie docierało do nich, czego nie pojmuję z ich słów. – Zastanów się. Jesteście PRZEZ CAŁY CZAS razem. Nie wiem, jakim cudem udało ci się tego dokonać, ale powiedzmy sobie wprost: Pozbawiłeś go pozycji przywódcy. Pozbawiłeś go przywilejów. To Tom teraz chodzi za tobą wszędzie krok w krok, nie ty za nim. Nie buntuje się, choć co chwilę pojawia się przed nim ściana w postaci przypomnienia, że jest już tylko zwykłym więźniem. Nie ma rozgrywek w koszykówkę na jego zachciankę, siłowni, częstszych pryszniców, alkoholu… Gdy do nas dołączyłeś, Kaulitz dla wszystkich prócz nas był zimny, ale zawsze wyniosły, a teraz? Okazuje uczucia, jak każdy inny, uśmiecha się, a przede wszystkim nie kryje się przed wszystkimi z WAMI ot dla zachowania pozorów…
            - Daj spokój – przerwał mi Vipe. – To akurat ta jego perfidna pewność siebie. On doskonale wie, że ktokolwiek inny po prostu zostałby nazwany pedałem i zdeptany, ale jego nie ruszą. No i ciebie też, to wiadome. Poza tym możesz jeszcze wcześniej wyjść i…
            - No i wychodzę – nie dałem mu dokończyć, chcąc ich wreszcie poinformować, czego nie zrobiłem dotychczas ani ja, ani Kaulitz – za półtora miesiąca – dodałem.
            Chyba nie do końca byłem przekonany do ich słów. Oczywiście dojrzałem w nim coś z prawdy. Tom się zmienił i to dość wyraźnie, choć wciąż potrafił czasami przywrócić swoje groźne spojrzenie, pod którym niemal każdy czuł się mały jak mrówka. Z drugiej strony byłem skłonny znaleźć na to wyjaśnienie w naszej ostatniej rozmowie na ten temat, gdy poprosiłem go, żeby został ze mną do końca i nie zniszczył nam tego czasu, który pozostał. Dotąd słuchanie innych nie do końca wychodziło mi na dobre, no i na wszelki wypadek, nie chciałem zbytnio się rozluźnić i zapomnieć, na wypadek, gdyby jednak nie mieli racji.
 
LXXI.
            Oczywiście cała trójka była szczerze zaskoczona, a Sam nawet zaniepokojony, postanowiłem jednak uniknąć rozmowy z nim na ten temat. Zresztą idealnie wpasował się w to wszystko Mikel, przy którym nie było mowy, żeby pisnąć choćby na temat Toma i moich zamiarów. A przy tym tego, że mam przed nim tajemnice. Oczywiście przyniósł ze sobą jakieś ploteczki, o których zaczęliśmy rozmawiać, śmiejąc się niezbyt głośno. Potem dołączył do nas również Oliver, a w drodze powrotnej złapał mnie wracający spod prysznica Kaulitz.
            Wróciliśmy do celi razem. Nie wiedzieć czemu, im mniej czasu pozostawało do końca, z tym większym zniecierpliwieniem patrzyłem na zamykające się za nami drzwi. Chciałem już stąd wyjść, odkąd się uspokoiło, dostawałem szału w tej klitce. Tego dnia jednak miał mnie jeszcze odwiedzić Lucas, a ja wyjątkowo byłem ciekaw nowinek z realnego świata, który przemijał i zmieniał się za tymi murami. Mój współlokator zdawał się dostrzegać moje zniecierpliwienie, ale z jakiegoś powodu nie potrafił mnie pocieszać. Możliwe, że zaczynałem wariować, ale analizowałem już każde jego zachowanie, szukając tych dobrych znaków, o których mówili jego kumple. Nie chciałem teraz niczego przeoczyć i pomyślałem, że nie jest zadowolony z tego, iż chcę jak najprędzej go tu zostawić. Nie powiedział mi jednak niczego takiego wprost, więc czekałem na więcej sygnałów z jego strony.
            - To ten twój przyjaciel? – zapytał, gdy przyszedł po mnie strażnik, na co skinąłem lekko głową. – Mógłbyś poprosić go… w moim imieniu, żeby wpadł ze mną porozmawiać? To chyba nie powinien być problem.
            Zaskoczył mnie. Znieruchomiałem, mimo że strażnik zdawał się niecierpliwić, ale Tom nie zdawał się być zmieszany. Naprawdę tego chciał. Naprawdę prosił mnie, żebym to dla niego załatwił. Ale po co?… W mojej głowie niespodziewanie powstał niecny plan, którego już zaczynałem się wstydzić, ale… Boże! Gdyby Lucas był w stanie to dla mnie zrobić…!
            - Wspomnę mu o tym. Dam ci potem znać – odpowiedziałem mu wreszcie, po czym opuściłem celę.
 
LXXII.
            Mój przyjaciel chyba był nieco zaskoczony entuzjazmem, z którym go przywitałem. Patrzył na mnie z nieco głupią miną, gdy zapytałem, co tam słychać w szerokim świecie i wprawdzie zaczął coś opowiadać, ale szybko przerwał. Coś mu najwyraźniej nie odpowiadało. W końcu znaliśmy się dość długo i dobrze.
            - Dobra… A teraz do rzeczy. Co się dzieje?
            - Mam do ciebie… nietypową prośbę – oznajmiłem, gdy tylko zadał to pytanie.
            - Znowu?
            - Widzisz, Luc. Jeśli chcesz, możesz to potraktować jako jedną z tych twoich misji…
            - Kim jesteś i co zrobiłeś z Billem? – zapytał z szeroko otwartymi oczyma. – Nienawidziłeś ich. Zawsze namawiałeś mnie, żebym sobie odpuścił – odparł z niedowierzaniem.
            Było w tym zresztą sporo prawdy. Jemu w jakiś nieznany mi sposób ubzdurało się zostać kimś w rodzaju tajnego agenta. Póki jednak był tylko studentem, często wplątywał się w dość nieciekawe towarzystwo, prowokując policję do współpracy. Zawsze twierdziłem, że ma nie po kolei, ale potrzebowałem jego szaleństwa, starając się jednocześnie wierzyć w Toma i jego samokontrolę.
            - Mam pewien problem z Tomem. Za moimi plecami załatwił mi wcześniejsze zwolnienie i wychodzę za półtora miesiąca. Powiedziałem mu, że jak już stąd wyjadę, to odwiedzę go dopiero, gdy sobie kogoś znajdę i będzie inaczej niż przewiduję…
            - Konkretnie, kumplu.
            - On chce się z tobą spotkać. Wie, że się w tobie podkochiwałem. Prawdopodobnie będzie cię namawiał, żebyś postarał się, by to wróciło – oznajmiłem, na co on zarumienił się nieco, a ja uśmiechnąłem z rozbawieniem.
            - Ale Bill…
            - Tak, ja wiem, że już sobie kogoś znalazłeś, zauważyłem – odparłem, przypominając sobie wizytę, w czasie której poznałem tę zmianę w jego zachowaniu. Na twarzy mojego przyjaciela po raz kolejny wymalowało się zaskoczenie.
            - Wiesz? Coraz mniej rozumiem ten twój związek z tym kolesiem. Zaczynam się obawiać – stwierdził wreszcie.
            - Chcę, żebyś powiedział mu, że planujesz zrobić to, co mówi. Konkretnie, że chcesz wykorzystać mój stan po wyjściu z więzienia. Musisz go przekonać, jak dużo wiesz o manipulacji i o tym, że wcześniej doskonale sobie z tym radziłeś, jeśli o mnie chodzi…
            - Za co go tak bardzo nienawidzisz? – zapytał w odpowiedzi na moje słowa, na co ja westchnąłem cicho. – Przecież i tak ma dożywocie, tak? Co chcesz osiągnąć?
            - To skomplikowane. Chodzi o to, że to psychol – rzuciłem, nim zdążyłem się powstrzymać, a na widok miny Lucasa, roześmiałem się. – No, nie do końca tak jak myślisz. Ale musisz uważać, bo prawdopodobnie się wścieknie, będzie groził i może go ponieść, wiesz, ale wszystko będzie pod kontrolą.
            - Przerażasz mnie! Teraz tym bardziej potrzebuję wiedzieć więcej – oznajmił, na co ja z początku skrzywiłem się nieco. Wahałem się przez dłuższą chwilę, ale w końcu doszedłem do wniosku, że jest więcej plusów niż minusów uświadomienia tego człowieka.
            - On tak naprawdę jest niewinny – powiedziałem wreszcie. – Wiem, jak to brzmi, ale dzięki twoim informacjom wszystkiego się dowiedziałem. Problem polega na tym, że przez niego zostało mi półtora miesiąca, a on wciąż nie potrafi się ogarnąć, żeby zrozumieć, że powinien wyjść ze mną. Mam przeczucie, że to mogłoby zadziałać, ale on nie jest głupi, Luc. Musiałbyś go przekonać – oznajmiłem poważnie, wzdychając ciężko. – Czy ta prośba to zbyt wiele? Powiedz szczerze – poprosiłem ciszej, wiedząc, że nigdy nie okłamał mnie w tej kwestii.
            - Trochę się o ciebie boję, Bill – przyznał. – Bardzo się zmieniłeś. Nie twierdzę, że na gorsze, ale…
            - Kocham go. To tyle, co mogę ci powiedzieć.
            - Kiedy mam to zrobić?
‘           - Jak najprędzej.
            - Jeszcze dziś lub jutro ten twój Tom może się spodziewać mojej wizyty. Powiedz mu o tym. Ale jesteś mi winien dokładne wyjaśnienia, gdy znajdziesz dla mnie trochę czasu.
            Uwielbiałem go za to. A on uwielbiał ryzykowne zagrania. Chociaż Kaulitz był nieprzewidywalny, wierzyłem w swojego przyjaciela i strażnika, którego zamierzałem prosić, by miał się na baczności podczas tego widzenia mojego współlokatora.
 
LXXIII.
TOM
 
            Pod nieobecność Billa siedziałem bezczynnie w celi, gapiąc się w okno. Właściwie wszystko układało się tak, jak wcześniej to sobie wyobrażałem, może gdyby nie liczyć pozbawienia mnie przywilejów. Mimo to w więzieniu zrobiło się spokojnie, a ja spędzałem każdą chwilę w towarzystwie chłopaka, z którym dzieliłem celę, a który miał wyjść niedługo za dobre sprawowanie. Czy poradziłby tu sobie, gdybym nie pomógł mu wtedy na początku? Znając go takim, jak teraz, byłem skłonny w to uwierzyć, jednak nie żałowałem, że zdecydowałem się nim zająć. W rezultacie obaj przez to przebrnęliśmy i było nam zdecydowanie dobrze razem. Wydawało mi się, że jestem gotów się z nim pożegnać, gdy nadejdzie czas, jednak nie czułem się dobrze i nie potrafiłem cieszyć się z chwili tak, jak powinienem. Ale nie mogłem już cofnąć czasu ani zatrzymać Billa w więzieniu. Naprawdę chciałem, żeby był szczęśliwy.
            Tylko dlaczego nie potrafiłem pogodzić się z tym, że chciałem mieć prawo do oczekiwania czegoś więcej niż wspomnienia; więcej niż półtora miesiąca, które nam zostało. Dlaczego musiałem się zakochać? Zakochać tak bardzo i to w kimś, kto równie bardzo przypomina mojego nieżyjącego brata, który z kolei…
            - Boże… - jęknąłem cicho, kryjąc twarz w dłoniach.
            Niemal w tej samej chwili ktoś otworzył drzwi celi i zobaczyłem Billa z moją dotychczasową „opiekunką”. Nawet nie wiedziałem, czy wciąż jeszcze miał mieć na mnie oko. Widziałem jednak, że miał je na mojego współlokatora. Wszyscy mieli i w jakiś sposób zawsze drażniło mnie, że nie mogę ukryć go przed spojrzeniami tych wszystkich facetów: na stołówce, spacerniaku czy w łazienkach.
            - Zmiana – rzucił do mnie z lekkim uśmiecham chłopak, na co zmarszczyłem jedynie brwi. – No… chciałeś rozmawiać z Lucasem i on tam na ciebie czeka.
            - Już?
            - No… tak – odparł jakby zmieszany.
            - Idziesz czy nie? – zawołał od drzwi strażnik, czekając na mnie z kajdankami. Byłem zaskoczony, że ten Lucas tak łatwo się zgodził i tak szybko zareagował. Przede wszystkim nie byłem kompletnie przygotowany na rozmowę z nim. Chyba nie byłem pewien, co chcę mu powiedzieć. – Kaulitz?
            - Idę – odparłem wreszcie, podnosząc się ze swojego łóżka. Dotknąłem po drodze ramienia Billa, który rozciągał właśnie ręce, bo nie cierpiał kajdanek, po czym sam dałem się skuć. – Nie martw się, postaram się nie być opryskliwy – rzuciłem jeszcze nie wiadomo po co do młodego i zaraz potem ruszyłem korytarzem na spotkanie.
 
LXXIV.
 
            Siedziałem jak na szpilkach przez ponad godzinę i szlag mnie trafiał, a Toma jak nie było, tak czułem, że prędko go nie zobaczę. Miałem bardzo złe przeczucia i zaczynałem żałować, że w ogóle wmieszałem do tego Lucasa; że w ogóle zacząłem coś knuć.
            Gdy usłyszałem kroki przed drzwiami, zerwałem się na proste nogi, ale nie zobaczyłem tam długo oczekiwanej przez siebie osoby. Stał tam za to strażnik, który był wcześniej ze mną. Miał rozwaloną wargę, a biały, nieco zabrudzony krwią opatrunek, poruszał się niespokojnie wraz z wypowiadanymi przez niego słowami.
            - Idziemy – syknął.
            - C-co się stało? – wydukałem, podchodząc do niego z wyciągniętymi przed siebie rękoma i sercem w gardle. On jednak zignorował to, złapał mnie za ramię i wyciągnął z celi, zamykając ją tuż za moimi plecami.
            - To wyjście nieoficjalne. Nie wiem, co tam się stało. Kaulitz chciał dopaść twojego kumpla, ale zdołaliśmy go powstrzymać. Problem w tym, że zaraz potem rzucił się na nas. Kurwa, nawet nie spodziewałem się, że jest taki silny i dobry… - wyrzucił z siebie ze złością pomieszaną z podziwem. – Rozłożył trzech strażników, zanim go porządnie złapaliśmy. Kajdanki nic mu nie przeszkadzały! – dodał oburzony.
            - O, Boże… - wydusiłem z siebie przerażony. – Co teraz?
            - Nie wiem. Kontaktowałem się z dyrektorem, ale może być najprędzej za godzinę do dwóch, a Kaulitz dostał szału. Zamknęliśmy go w izolatce, ale obawiam się, że do tego czasu zrobi sobie jakąś krzywdę, próbując coś rozwalić. No i wołał ciebie, więc uznałem, że dobrze będzie cię przyprowadzić. Szef mnie zabije i tak będzie ciężko dogadać się z pozostałymi strażnikami, którzy oberwali. Będzie musiał w końcu zostać ukarany na poważnie – oznajmił, po czym ja zatrzymałem się w miejscu. Facet spojrzał na mnie zdziwiony. – Sądzisz, że zrobi ci krzywdę?
            - Nie – odparłem, kręcąc przy tym głową. Nie zamierzałem mu się tłumaczyć, choć byłem na siebie wściekły i zawiedziony. Wcale nie chciałem tam iść i patrzeć na Toma w stanie, w jakim spodziewałem się go zastać, ze świadomością, że to wszystko wina moich głupich pomysłów. Musiałem jednak wypić piwo, którego sobie naważyłem. Zastanawiałem się nad powiedzeniem mu od razu prawdy, bo przecież nie mogłem pozwolić, żeby myślał o Lucasie w sposób, w jaki kazałem mu się zachować. Tylko dlaczego nie pomyślałem o tym zanim postanowiłem namieszać? – Chodźmy – rzuciłem w końcu, ruszając przed siebie.
            Gdy jednak strażnik otworzył ostatnie drzwi, które dzieliły nas od korytarza z izolatkami, do naszych uszu dotarły niezbyt pocieszające hałasy i żaden z nas nie miał wątpliwości, kto był ich twórcą. Ja przełknąłem jedynie nerwowo ślinę, jednak facet, który mnie prowadził, zrobił się blady.
            - Jesteś pewien? Bo zapomniałem… twój kumpel powiedział, że to ważne i że musiał się przyznać, że to był blef. O cokolwiek chodzi – dodał zaraz potem, przyglądając mi się uważnie. – Pewnie ty wiesz, o czym mówię? O, i nawet ci się to nie podoba… - dodał na koniec, najwyraźniej oceniając tak moją minę.
            Właściwie miał nawet rację, bo poczułem czyste przerażenie na myśl o tym, że Tom zna już prawdę. Musiało być naprawdę nieciekawie, skoro Lucas natychmiast podjął decyzję o wycofaniu się. Nawet nie byłem w stanie przewidzieć, co teraz zrobi Kaulitz. Pomimo to musiałem tam do niego wejść i czułem się jeszcze bardziej wszystkiemu winien. Zatrzymałem się dopiero pod drzwiami. Strażnik zajrzał do środka przez specjalnie otwieraną szparę, po czym posłał mi ostatnie pytające spojrzenie, na które skinąłem tylko głową. Ryzykowaliśmy obaj. Ja mogłem oberwać, a on ponieść później za to konsekwencje.
            - Kaulitz! – próbował przekrzyczeć hałasy z wewnątrz. – Przyprowadziłem Billa. Weź się w garść i odsuń się od drzwi, to wpuszczę go do ciebie. Ale jeśli będziesz agresywny…
            - Skończ wreszcie pieprzyć i otwieraj! – wrzasnął mój współlokator, nie dając dokończyć strażnikowi. Ten zajrzał do środka raz jeszcze, żeby upewnić się, że można bezpiecznie odbezpieczyć zamek.
            - Nie wpuszczę go, dopóki nie dasz słowa, że nikomu nic się nie stanie. To nie zabawa – oznajmił poważnie.
            - Sam go zapytaj, czy się boi, czy ma powód, żeby się bać – warknął wreszcie Tom, aż przeszły mnie dreszcze.
            To nie tak, że bałem się, że mnie skrzywdzi. Nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz po tym, jak dowiedział się o moim podstępie.
            - Bez obaw. Mogę tam spokojnie wejść – powiedziałem, nie czekając na reakcję faceta.
            Wszystko spieprzyłem, prawda Tom? Wszystko.
            - Będziemy w razie czego na twój sygnał. Kamera…
            - Nie, nie, nie – przerwałem mu błagalnie. – To sprawa do załatwienia miedzy nami. Bez kamer i nikogo pod drzwiami. Proszę.
            - Nie mogę cię tam tak po prostu wpuścić, po tym jak pobił kilku moich ludzi. Ja też oberwałem. Co ty niby zrobisz z nim jeden na jednego?
            - Och, przestań – mruknąłem zniecierpliwiony, wiedząc, że Kaulitz całkiem się wścieknie, jeśli każemy mu dłużej czekać. – Mam czekać na zgodę od dyrektora, czy wolisz załatwić to jeszcze zanim wróci?
            - Jesteś pewien? – powtórzył po raz enty, wciąż nie będąc przekonany. Denerwowało mnie to. To on przecież przez trzy lata opiekował się Kaulitzem w tej placówce. Powinien już dawno doskonale wiedzieć, jaki jest i na co go stać, a nie teraz zawracać mi głowę. Westchnąłem ciężko.
            - Tak naprawdę ja wywołałem całą tę sytuację i wezmę za to odpowiedzialność, jeśli będzie trzeba. Tom mnie nie uderzy – stwierdziłem na koniec pewnie, po czym dopiero, choć niechętnie, strażnik otworzył przede mną izolatkę, informując mnie jednocześnie, że nie zamierza podsłuchiwać, ale mam krzyczeć, jeśli coś się będzie działo, bo zostanie w pobliżu.

6 komentarzy:

  1. Nareszcie!!!!!
    Juz nie mogłam sie doczekać. Cholera, to było jak wieczność ze tym bardziej nie mogę sie doczekać kolejnej cześć - tym bardziej ze Tom jest teraz taki wybuchowy, no i ze Bill ma tam teraz wejść do niego. Ciekawe cos w ogóle mu Lucas powiedział albo kto kogo podszedł ze wyszli takie zamieszanie.
    Damn, chyba zacznę sie modlić by kolejna notka pojawiła sie wcześniej niż za miesiąc ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim momencie? Mam nadzieję, że następna część pojawi się niedługo, bo ciekawość mnie zżera xD
    Nie sądziłam, że Kaulitz zareaguje aż tak źle i że Lucas wszystko w końcu wypapla. Rozumiem, że mógł się zdenerwować, że przestał udawać, że ma wszystko gdzieś, no ale musiał od razu na wszystkich się rzucać? A potem i tak wszystkim wmawia, że nie jest zakochany, jasne!
    Mógłby się teraz ogarnąć, skoro i tak wiadomo, że zależy mu na Billu. Poza tym jest po równo - Tom wysłał papiery, a Bill Lucasa, o :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wierzę, przerwałaś w takim momencie! Teraz będę znosić jajko, zanim napiszesz kolejną część i zaspokoję swoją ciekawość. Czuję, że będzie nieprzyjemnie. Kaulitz jest zawiedziony. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Ale może przynajmniej w tej furii wyzna szczerze Billowi, jak bardzo się boi, że go straci na dobre i co naprawdę do niego czuje. Może wtedy Billowi uda się dotrzeć do Toma i starać się o warunkowe zwolnienie. Choć po tym incydencie... Sama nie wiem. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, strasznie to wszystko przeżywam.

    OdpowiedzUsuń
  4. NO W TAKIM MOMENCIE.........ciekawość mnie już zżera, mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać tak długo, nowy odcinek musi pojawić się niebawem, nie ma innego wyjścia! to opowiadanie jest tak idealne<3 a co do ciebie czokuś, życzę dużo weny i zdrowia, nikt nie chciałby, byś znowu miała tak trudny czas. :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieprzewidywalne, tak zaraguje Tom jak zawsze zresztą. Jesteś chyba jedyną autorka, ktorej ruchów nie potrafie, prawidlowo przewidzieć wiec nawet juz nie próbuje.
    Każdy z nas czasem, ma ochote z calego tego szczęście skakać... najlepiej z mostu, albo pod pociag, ale rwanie wlosow nic nie daje, weź psa, i zabierz go na dlugi spacer, wtedy wszystko zaczyna byc bardzej klarowne... wiem trochę głupio to brzmi, ale zwierzęta nieświadomie, a moze świadomie całym swoim wariactwem, sprawiają ze wszystko, staje sie nie ważne... Uszy, do góry :)
    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie piszesz! :) Przeczytałam to sobie od początku i to jest niesamowite. Tylko dlaczego przerwałaś w takim momencie? :D Czekam na dalsze części. Życzę dużo weny :P

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^