wtorek, 10 czerwca 2014

Między kratami a rzeczywistością [LXXV - LXXVI]

Witajcie :).
Minęłam kolejny przełomowy myślę moment w opowiadaniu, dlatego teraz (biorąc pod uwagę moje drobne trudności z pisaniem) będę musiała pewnie trochę pokminić albo po prostu porządnie przysiąść do tego. Nie martwcie się, wiem, CO ma zostać napisane, ale jeszcze nie wiem w jakiej scenerii itp. :D
Tak więc dodaję Wam dziś krótszą część. Składa się z dwóch fragmentów, dwóch wydarzeń. Cofnijmy się więc najpierw do tego, co wydarzyło się podczas spotkania Toma z Lucasem, a potem dowiecie się, czy tych dwóch tam się dogadało w tej izolatce, czy jednak nie ^.^'
Zapraszam więc, smacznego i liczę na Wasze opinie :). Czy i tym razem udało mi się kogoś zaskoczyć? ;>

Wasza Czokoladka.



LXXV.

Na dobrą sprawę nie byłem pewien, czego się spodziewać po chłopaki, z którym miałem się spotkać. Wprawdzie widziałem raz czy dwa jego twarz na zdjęciu z Billem, ale nie byłem przekonany, czy poznałbym go, nie wiedząc, że to on. Poza tym nie wiedziałem, jaki jest naprawdę, czasami informacje na jego temat lubiły sobie zaprzeczać, choć każda wskazywała na to, że barwna z niego postać. Gorzej, że wchodząc na salę widzeń, wciąż nie miałem pojęcia, czego od niego oczekuję.
Przyglądał mi się od pierwszej chwili, gdy mogliśmy się zobaczyć na własne oczy. Widocznie był zaciekawiony, ale prócz tego niewiele byłem w stanie wyczytać z jego postawy. Wreszcie zostaliśmy sami.
- Cześć, Tom. Miło cię poznać – rzucił, uśmiechając się jakoś dla mnie niezrozumiale.
- Cześć, Lucas – odpowiedziałem, ignorując jego uprzejmość.
- Owszem. Wiesz, nawet ucieszyłem się, że chcesz się ze mną spotkać. Bill nie chciał mi zbyt wiele o tobie opowiadać, ale…
- Sądzę, że bez jego pomocy sam sporo się o mnie dowiedziałeś – przerwałem mu wreszcie chłodno, choć wcale nie zamierzałem tak się do niego odnosić. Wyglądało na to, że jednak nie potrafiłem go polubić. W każdym razie miałem nadzieję, że skutecznie ukróciłem jego pewność siebie i swobodę zachowania, a szczególnie gadatliwość. Działało mi to na nerwy, chociaż dopiero zaczynał.
- W takim razie, o czym chciałeś rozmawiać?
- O Billu – odparłem od razu. – Niedługo wychodzi, ale nie chciałbym, żeby został sam. Uważa cię za swojego przyjaciela i chciałbym się przekonać, ile jest w tym prawdy – oznajmiłem powoli, przyciszonym głosem, obserwując go uważnie. Nie drgnąłem przy tym ani na centymetr, nie chcąc, żeby w jakikolwiek sposób dostrzegł, jak wielki chaos panuje w moich myślach.
Prze moment miałem wrażenie, że się nad czymś zastanawia, choć jednocześnie na jego twarzy malowało się zaskoczenie i zmieszanie. Przez tę chwilę zdążyłem uznać, że ten chłopak jest świetnym aktorem. Doskonale maskuje swoje chwile zawahania.
- Chyba nie do końca rozumiem, co oczekujesz ode mnie usłyszeć. Przyjaźnimy się z Billem od dawna… - powiedział, po czym urwał na kilka sekund, jakby chcąc się upewnić, na co może sobie pozwolić. – Powiedzmy, że jestem nieco bardziej rozgarniętą częścią naszego duetu. Nie widział za mną świata i sam widzisz, jak to się skończyło. Ale nie martw się! – rzucił, uśmiechając się nieco zbyt uprzejmie. – Tym razem będę miał na niego oko i nie pozwolę, żeby sprawiał kłopoty. Chyba… dostrzegłem w nim pewien potencjał… – dodał na koniec, pochylając nieco ku mnie głowę, przy czym uniósł brwi, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku, jakby pytał, czy go rozumiem. Prowokował mnie.
Niemal od kiedy tylko zaczął odpowiadać, zaczęła się we mnie wzbierać agresja, ale miałem przeczucie, że ten dupek w coś ze mną gra. Nie miałem tylko pojęcia, czy po prostu mnie nie lubi, czy jest w tym jakiś wyższy cel. Może chciał, żebym do uderzył, aby potem poskarżyć się Billowi? Może naprawdę chciał odciągnąć go ode mnie i wykorzystać? Boże, nie. To przecież nie był kolejny kryminalista, który knuje i walczy o to, co uważa, że mu się należy. Z drugiej strony, co właściwie robi tutaj Bill…?
- Rozumiem – odparłem wreszcie, pochylając się znacząco w stronę tego chłopaka, przy czym już naprawdę musiałem się powstrzymać przed przyłożeniem mu. On po chwili zrobił to samo, jakby czekając, aż coś do niego wyszepczę. – Tylko wiesz, jeśli to prawda, prędzej czy później dopadnę cię i zabiję – powiedziałem wreszcie lodowatym tonem, nie spuszczając wzroku z jego oczu, w których teraz już całkiem wyraźnie dostrzegałem strach. Cofnął się ode mnie i najwyraźniej nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.
- Daj spokój, Tom. Przecież musisz wiedzieć, że jego trzeba mieć cały czas na oku. Tak jest dla niego lepiej. Nietrudno owinąć go sobie wokół palca, a potem wystarczy jedno spojrzenie i możesz być pewien, że więcej tu już nie wróci… - urwał, gdy tylko złapałem go za szmaty, bo zwyczajnie puściły mi nerwy. Ten parszywy dupek chyba naprawdę chciał, żebym zrobił mu krzywdę. Nikt nie uprzedził go, że jestem porywczy?
Spodziewałem się, że natychmiast wpadną tu strażnicy, ale nikt nie zareagował,  a przez ostatnie lata, które tu spędziłem, nauczyłem się, że trzeba korzystać z nadarzających się okazji. Nic więc sobie nie robiąc z kajdanek, podniosłem się i pociągnąłem chłopaka od stolika. Mój uchwyt był jednak na tyle dla niego szczęśliwy, że wysmyknął się jakoż z bluzy, którą miał na sobie i udało mi się wyrwać. Gdyby nie ograniczenie na moich nadgarstkach, już bym go miał, a tak musiałem pchnąć go o ścianę. Oszołomiony uderzeniem zwolnił i wtedy go dopadłem, przyciskając go rękoma do ściany. Tym razem nie miał odwagi choćby drgnąć, dotarło do niego chyba, że nie ucieknie, jeśli ktoś mu nie pomoże. O dziwo, nie zaczął krzyczeć.
- Masz ostatnią szansę – wysyczałem mu prosto w twarz, a jego oczy irytująco zabłysnęły. Naprawdę prosił się o lanie, ale był w nim coś podobnego do Billa, co kazało mi się wstrzymać, nawet jeśli ostro wyprowadzał mnie z równowagi. Gdy więc znów otwierał ust, przerwałem mu: - Przysięgam, że ostatnią…
- Boże. Teraz rozumiem, dlaczego Bill tak szaleńczo się w tobie zakochał – rzucił jakby nigdy nic z ulgą malującą się na twarzy. Zaskoczony odsunąłem się od niego.
- Lepiej nie przeginaj… - warknąłem.
- Kaulitz, co tam się dzieje?! – zawołał niespodziewanie mój dotychczasowy opiekun. Nawet nie słyszałem, jak wchodził.
- Rozmawiamy – odparłem, zmuszając się do opanowanego tonu. Widziałem, że chłopak skinął głową, potwierdzając moją wersję wydarzeń.
- Mam nadzieję, obserwuję cię – rzucił jeszcze i drzwi się zamknęły. Akurat.
Zostaliśmy znowu we dwóch, choć teraz ten pajac pewnie czuł się pewniej, co wcale mi się nie podobało. Na samą myśl, że ktoś mówiący o Billu w ten sposób, mógłby się do niego zbliżyć choćby na metr, pragnąłem go rozszarpać. Do tego zaraz potem dołączyła myśl, jak wielu takich typów czeka tylko na okazję. Pogrążałem się w paranoi, samemu nie rozumiejąc, dlaczego jeszcze żaden z nas nie zakończył tego spotkania.
- Nie zamierzasz uciekać, póki możesz?
- Nic nie możesz mi zrobić. Bill by się wściekł, prawda?
- Chcesz się przekonać, że to nieprawda? – warknąłem. – Nie lubię rzucać słów na wiatr. Gdybyś rzeczywiście coś o mnie wiedział, to może zrozumiałbyś, że mnie się nie prowokuje – oznajmiłem mu lodowato, wciąż stojąc mu na drodze do stolika i drzwi, zza których zapewne nas obserwowano. Nie odpowiedział. – Chyba zabiję cię od razu, żebyś nigdy więcej nie mógł choćby pomyśleć o Billu, jak o marionetce… - zacząłem, robiąc pierwszy krok w jego stronę.
- Lepiej już pójdę… - mruknął cicho Lucas, chcąc mnie wyminąć, jednak chwyciłem go i pchnąłem znów pod ścianę. Tym razem słyszałem już, że strażnicy ruszyli z miejsca, gdy jego głowa huknęła o twardą płaszczyznę, ale on widocznie o tym nie myślał. – Stój! Tom! – wydusił, chwytając się za bolącą głowę, gdy już miałem go uderzyć. – To nie tak, to nie było na poważnie! Bill mnie prosił, żebym namieszał…
- Bill…?
- Cholera! Nie spodziewałem się, że taki z ciebie narwaniec… - powiedział jeszcze, gdy strażnicy próbowali mnie już odciągnąć. Ale nie byłem w nastroju do robienia, co mi każą. Pierwszy z nich od razu poleciał na stolik. Podczas gdy moja była „niańka” chciała wprowadzić Lucasa, ja kopniakiem i łokciem pozbyłem się drugiego strażnika, a trzeci właśnie się ze mną szarpał, gdyż podduszałem go kajdankami spinającymi moje nadgarstki.
- JESZCZE NIE SKOŃCZYLIŚMY ROZMAWIAĆ! – wykrzyknąłem, powstrzymując tym samym kumpla Billa od wyjścia. Krew dosłownie kipiała mi w żyłach. – To prawda?!
- Bill to mój najlepszy przyjaciel. Nigdy nie potraktowałbym go w ten sposób – powiedział spanikowany, patrząc to na mnie, to na strażnika, którego właśni puściłem, widząc, że tamci podnoszą się już z podłogi.
Młody został wyprowadzony, a ja z początku nawet nie drgnąłem, gdy mnie złapali i teraz to ja zostałem przyparty do muru. Chcieli mi przepiąć kajdanki do tyłu, żebym nie narobił problemów. Ale nie zdążyli ich nawet rozpiąć, bo strażnik „niańka” wrócił do sali widzeń sam.
- Kaulitz, czy ciebie do reszty pojebało?! – wydarł się na mnie i to przepełniło czarę goryczy.
W tamtej chwili chyba jeszcze chciałem popaść w odrętwienie, zapomnieć, uspokoić się, ale na dźwięk tych słów wybuchłem. W pierwszej kolejności wyrwałem się i rzuciłem na niego, powalając zaskoczonego faceta na ziemię, gdzie dostał w twarz moimi splecionymi ze sobą dłońmi. Wprawdzie był to głupi pomysł i bolały mnie palce, jednak tylko dodatkowo mnie to rozjuszyło. Rozległ się dzwonek, po którym wpadło jeszcze czterech mężczyzn i po kilku moich silnych ciosach i kopach, w końcu udało im się mnie obezwładnić i zaprowadzić do najbliższej izolatki. Zza zamkniętych drzwi słyszałem głos „niańki”, który klnąc jak szewc, mówił, że dyrektor nie może teraz dotrzeć. Nic jednak nie było w stanie zmienić tego, że w oczach miałem łzy i pragnąłem z całej duszy coś jeszcze zniszczyć. Z mojego gardła wydarł się okrutny krzyk, który dudnił mi jeszcze w głowie, gdy uderzałem z całej siły w drzwi. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to było jego imię.
Bill.

LXXVI.

Gdy tylko otworzyły się przede mną drzwi izolatki, zobaczyłem go opierającego się o przeciwległą ścianę. Ręce miał za plecami, spodziewałem się, że są spięte. Nie zamierzałem zbyt długo zwlekać. Po prostu wszedłem do środka i zaczekałem, aż drzwi się za mną zamkną. Nie miałem jednak odwagi od razu się do niego odezwać. Patrzyłem jedynie, jak na jego kamiennej dotąd twarzy, pojawia się złość. Odsunął się od ściany i na spokojnie przełożył nogi przez kajdanki, żeby mieć je znowu z przodu. Jego górna część ubrania była rozerwana i właściwie mogłem sobie tylko wyobrazić, do czego tam tak naprawdę doszło.
- Dobrze się bawiłeś, Bill? Może jeszcze obserwowałeś sobie wszystko z boku? Przyznaj, że obstawialiście, czy się na niego rzucę, czy nie? – odezwał się pierwszy chłodnym tonem. Nie maiłem pojęcia, co w ogóle mu odpowiedzieć, więc milczałem. – Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego.
- Tom, ja… Tak mi przykro…
- Jest ci przykro, że się wydało? – rzucił, na co skrzywiłem się znacząco.
- Jest mi przykro, że w ogóle wpadłem na taki pomysł – poprawiłem go po chwili. – To było okropnie głupie, ale… Ja naprawdę nie chciałem źle…
Nie bardzo wiedziałem, co jeszcze mógłbym mu powiedzieć w ramach wytłumaczenia. Drgnąłem jedynie nerwowo, gdy zaczął się do mnie zbliżać. Biorąc pod uwagę słowa strażnika, Kaulitz i tak wydawał się uspokoić do tej pory, jednak zbyt dobrze wiedziałem, jak wielkie emocje potrafi ukrywać pod tą lodowatą maską. A tak dawno jej przecież nie widziałem. Po chwili już opierałem się o drzwi, podczas gdy Tom stał tuż przede mną, wpatrując mi się uważnie w oczy.
- Od kiedy zacząłem rozmawiać z Lucasem o tobie, uznałem, że w coś ze mną pogrywa – zaczął cicho. – Gdybym tylko wiedział, że to twoja sprawka… - urwał jakby zawiedziony. – Najpierw Oliver, teraz ten. Nie patrz tak na mnie. Dodałem już dwa do dwóch. Nie lubię być okłamywany, Bill. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mam ochotę porządnie ci wlać, ale na szczęście nie będziesz już miał więcej okazji wywinąć mi takiego numeru – dodał na koniec ze złością. Bojąc się o to, co konkretnie mogą znaczyć jego słowa, wyciągnąłem powoli dłoń do jego twarzy, patrząc na niego błagalnie, ale on chwycił mnie za nadgarstek i powstrzymał przed tym. Serce po raz kolejny niemal stanęło mi w miejscu.
- Pozwól mi wyjaśnić…
- Nic nie musisz wyjaśniać – przerwał mi niemal od razu. Cisza, która trwała między nami przez kolejne ciągnące się w nieskończoność sekundy, były coraz bardziej nie do nie zniesienia. Byłem spanikowany, nie miałem pojęcia, jak z nim rozmawiać. Jednak na jego twarzy z każdą kolejną chwilą pojawiały się emocje. Zdawało się, że doszczętnie zniszczyły lodową maskę, za którą się ukrywał. Skruszyła się tu, na moich oczach. Zobaczyłem strach, ból, złość… Kaulitz był kompletnie rozdarty, a jego niepoukładane myśli, nad którymi starał się zapanować, odbijały się w jego oczach gamą błysków. Byłem w głębokim szoku, widząc go w takim stanie.
- Tom… - zaryzykowałem raz jeszcze, tym razem dosięgając jego policzka, który pogładziłem czule. – Przepraszam. Wiem, że to już nic nie zmieni, ale…
- Przestań się tłumaczyć, Bill. Ja wszystko rozumiem! – niemal wykrzyczał, a ja zastygłem w bezruchu. Gdy otworzył zamknięte na chwilę oczy, świeciły się w nich łzy. – Od tamtego dnia, gdy rozmawialiśmy w skrzydle szpitalnym, twoje słowa cały czas chodziły mi po głowie. Wiem, do czego dążyłeś przez cały ten czas. Wciąż stawiałeś mnie w sytuacjach, w których nie mogłem po prostu zachowywać się jak zwykle, zmuszałeś mnie do podejmowania świadomej decyzji o rozstaniu, tęsknocie i wskazywałeś na drogę do otwartej furtki, dzięki której mógłbym to wszystko zmienić. Po prostu nie mogę uwierzyć, że pogodziłeś się z tym, co postanowiłem, ale dziś… - urwał, zagryzając mocno wargę.
A ja nie mogłem się ruszyć. Nie potrafiłem odgadnąć, co teraz chodzi mu po głowie. Odkrył moje intencje, podstępy i próby. Ale wciąż nie wiedziałem, co o tym sądzi. Nie spodziewałem się nawet, że można jakoś sensownie opisać to, czego próbowałem, a teraz znowu po prostu milczałem, bo nie miałem pomysłu, jak z tego wybrnąć. Wciąż jednak szukałem wyjścia awaryjnego, gdybym usłyszał zaraz, że to już koniec. Pomyślałem tylko, że umarłbym, a łzy same stanęły mi w oczach.
Odsunął się ode mnie i opadł bezsilnie na podłogę pod ścianą. Wprost nie mogłem uwierzyć, że jednak przeholowałem.
- Dziś bardzo gwałtownie przywróciłem mnie do rzeczywistości, gdy pomyślałem, że nie będzie tęsknoty, tylko ból. Zwyczajnie wyjdziesz i znikniesz. Ja zniknę dla ciebie. Byłeś taki zadowolony przed i po spotkaniu z Lucasem, a ja… - urwał, w ten sposób uniemożliwiając mi dowiedzenie się, co tak naprawdę wydarzyło się, gdy spotkał się z moim przyjacielem. – Byłem zagubiony i rozdrażniony tym, że on ze mną pogrywa. Ale pomiędzy wszystkimi jego słowami… - przerwał po raz kolejny, a ja ruszyłem szybko do niego, starając się jeszcze nie łudzić, że jednak wydarzyło się coś pozytywnego, pomimo całej tej afery i bójki. Jak najprędzej wpakowałem się na jego kolana, mając zamiar zignorować jego ewentualne protesty, które jednak się nie pojawiły. Pozwolił mi objąć swoją twarz dłońmi i pocałować się przeciągle. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i ją również starłem delikatnie wargami. – Tak strasznie boję się ciebie stracić… - wyszeptał, aż mnie coś ukuło w klatce piersiowej. – Co mam zrobić…?
- Dobrze wiesz, co – odpowiedziałem spokojnie, nie potrafiąc kryć radości. W którym momencie to wszystko ułożyło się tak, jak pragnąłem? Nie miałem zielonego pojęcia!
- Wiem, co dotąd sądziłem, że powinienem zrobić, ale wiem, że ja… wcale tego nie chcę – odpowiedział mi wreszcie, choć miałem wrażenie, że przychodzi mi to z trudem. – Co mam zrobić…?
- Mam ci powiedzieć? – również zapytałem, nie czekając jednak na odzew z jego strony. Niemal szeptałem. – Postaraj się o ponowne rozpatrzenie sprawy śmierci twojego brata. Zeznaj, co wydarzyło się naprawdę, przedstaw zatajone dowody. Odejdź stąd ze mną. Dla nas. Dla siebie i swojej rodziny. Zrób to nawet z najprymitywniejszych pobudek, ale wróć do prawdziwego świata. Wtedy zawsze będę mógł być twój.

20 komentarzy:

  1. O matko kochana, płaczę jak dziecko

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim się uspokoiłam. Potrafisz wzbudzić we mnie takie emocje, o których dawno zapomniałam. Rozbudziłaś we mnie nadzieję, że wszystko między nimi się ułoży. Tom wreszcie się otworzył, nareszcie pokazał Billowi, co czuje, nareszcie zdjął tę maskę... To było cholernie piękne, krótkie, ale piękne. Jego agresja względem Lucasa, sposób, w jaki bronił Billa i w jaki pokazał, że naprawdę go kocha... Ja nie wiem... Nie wiem, dlaczego to wszystko tak mocno przeżywam, ale jestem niesamowicie poruszona ich losami i modlę się, żebyś rozstrzygnęła wszystko z pozytywnym zakończeniem :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co powiedzieć.
    Mam nadzieję, że uczucia Toma wezmą górę i facet zawalczy o swoje szczęście.
    Oby.

    OdpowiedzUsuń
  4. ciesze sie, ze jeszcze ktos, zwlasza taki jak Ty to pisze. juz kiedys bylam Twoja fanka, jednak .... miło po tylu latach 'poznac' Cie od nowa. zycze powodzenia i obiecuje, z ebede tu ciaglym gosciem. zamierzam przeczytac wszystkie opowiadania od poczatku:) nigdy mi sie nie znudzisz

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy mnie zaskoczyłaś? Tak. Gdzieś tam podświadomie liczyłam, że nie zrobisz z Toma, miękkiego jajka.. Trochę zabrakło mi w tym wszystkim charakteru.
    Tak na prawdę, to nie rozumiem jednej rzeczy! Skoro jest niewinny, i tak mocno, kocha brata dlaczego nie chce by prawdziwy sprawca, za to zapłacił? Dlaczego pozwala, by bądź co bądź morderca, chodził na wolności! To wszystko, nie logiczne! Jedyny, scenariusz jaki chodzi mi po głowie to samobójstwo... Chyba tylko chęcią ochrony jego dobrego imienia jestem, w stanie to sobie wytłumaczyć... Wiesz, co? Moze lepiej poczekam na rowiazanie...
    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
  6. jeeeeeeeeeeju popłakałam się aż,nie wiem co mam pisać, więc napiszę tylko, że kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja spodziewalam sie chyba najgorszego a tu prosze. Moze jednak Tom poslucha Billa i zlozy ten wniosek....a to ze jednak zalezy mu na czarnym wiecej niz pokazuje i mysli to super

    OdpowiedzUsuń
  8. No nareszcie! Tom się ogarnął i podjął decyzję, a sądziłam, że nigdy się to nie wydarzy, chyba że pod wpływem jakiejś intrygi Billa. Właściwie poniekąd tak się stało, ale jednak sam Tom ostatecznie chce wyjść. W końcu :D
    Mam nadzieję, że dalej wszystko potoczy się bezproblemowo.
    Niestety, czuć, że opowiadanie zmierza ku końcowi. Ale jeśli jest opcja dalszego ciągu, to byłoby świetnie! :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, poryczałam się! Nawet nie wiwm co napisać... Cóż nie spodziewałam się że Tom tak nerwowo zareaguje. Ale jednak wyszło to na dobre. Końcem mnie zabiłaś <3 Oby zdecydował się wyjść... Cudowny odcinek, życzę dużo, dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  10. Rewelacja! czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czokuś kiedy coś nowego?:-(

    OdpowiedzUsuń
  12. Noo, dołączam się do pytania, nie mogę się doczekać, kiedy coś nowego wstawisz, prosiiiimy :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestes genialna. Nawet nie masz pojecia jak bardzo sie ciesze, ze ktos taki jak Ty jeszcze w tym siedzi

    OdpowiedzUsuń
  14. będzie coś nowego? :(

    OdpowiedzUsuń
  15. I znowu długo nic nie ma :( Pamiętam, jak zaczynałam czytać to opowiadanie, to miałam dużo do nadrabiania i tak się wciągnęłam, a teraz prawie nic tu się nie pojawia :c I przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale nie miałam jak. Jednak jak teraz cos bedzie się tu pojawiać, to będę komentować na bieżąco!

    I zapraszam tu: http://without-you-i-disappear.blogspot.com/

    No i wracaj ;c

    Pozdrawiam,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
  16. będzie kolejny odcinek? :c

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy wrzucisz coś nowego? chociaż jeden odcinek...

    OdpowiedzUsuń
  18. czokuś prosimy..

    OdpowiedzUsuń
  19. hej Czokuś :* dzisiaj nadrobiłam ostatnich kilka odcinków, ale patrzę, że już sporo nic nie dodawałaś, kiedy możemy spodziewać się kolejnego odcinka?

    OdpowiedzUsuń
  20. To się powoli robi nudne.. Czekając kilka miesięcy na jeden odcinek da się zapomnieć tego co było dokładnie w poprzednich. -,- Przez to nie czuć w tym opowiadaniu tych wszystkich emocji. Piszesz świetnie, ale te kilku miesięczne przerwy spierdalają to coś.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^