środa, 6 sierpnia 2014

Między kratami a rzeczywistością [LXXXII-LXXXIX]

Witam! :)
Wiem, że strasznie długo mnie nie było. Nie mogłam dobrać się do tego opowiadania po całej tej walce z przeklętymi molami! Na szczęście teraz sporadycznie pojawia się jakiś jeden, mam nadzieję, że całkiem wymrą. Robię, co mogę, serio.

Pochwalę Wam się jeszcze, że dostałam wreszcie zbiór opowiadań! :D Tzn. ten, w którym jest moje opowiadanie ^^. Póki co doszłam do wniosku, że każde opowiadanie jest z innej bajki. No, szczególnie póki co wyróżniają się moim zdaniem dwa... Ale jeszcze nie przeczytałam wszystkich :D. Niemniej strasznie się jaram, całkiem inaczej czyta się swój tekst z książki! Właściwie miałam dostać kilka sztuk rabatów na ten zbiór opowiadań i chyba będę musiała się o to dopytać, w każdym razie gorąco polecam :). Znajdzie się tam coś zarówno dla czytelników lubiących coś delikatnego, fantastykę, świat przyszłości, na pewno sporo uśmiechu (i scen erotycznych, choć sądziłam początkowo, że nie powinno ich być, ale to mnie nie szkodzi, a wielu się na pewno spodoba :D).

A co do mojej książki, ostatnio doznałam niemałego szoku, gdy odpoczywając nagle przyszło mi do głowy, że mam ochotę się za nią wziąć! Otóż dobrze mi idzie. Wchodzą poprawki, kilka stron wyleciało na rzecz napisanego na nowo tekstu i jeszcze mam w planie napisać dodatkową scenę, kilka rzeczy dopisać... I niemal całkowicie zmienić ostatni rozdział, ale kto by się tym przejmował xD. To chyba prawda, że tekst musi "dojrzeć" w szufladzie. Od lutego minęły dopiero (albo już) cztery miesiące i już trochę inaczej na to patrzę, widzę, co jest do zrobienia. Wcześniej oczywiście wiedziałam, że na pewno będzie milion poprawek, no ale ^^. W każdym razie nie mogę doczekać się momentu, gdy wszystko zostanie zapięte na ostatni guzik ;3.

Pewnie jeszcze interesuje Was kwestia opowiadania i kiedy będzie kolejny odcinek. Naprawdę nie chcę po raz kolejny Wam podpaść i kazać Wam czekać, również tego bardzo nie lubię. Pozostaje mi liczyć na to, że tym razem obrócę się z tym szybciej. Cholerne wakacje, a i tak człowiek się z niczym ogarnąć nie może! Przynajmniej dzisiaj jest chłodniej, powinnam zdążyć zrobić coś więcej ;). Ach i jeśli pozwolicie mi wytłumaczyć. Odcinek nie był gotowy, brakowało mi ostatnich dwóch fragmentów do całości i nie mogłam/nie miałam kiedy ich wypocić, choć dziś przyszło mi to z lekkością.

I jeszcze jedna rzecz! Zapomniałam prawie!
Chodzi tu o sprawę brata Toma, bo widzę, że co poniektórych muszę odesłać do starych odcinków (nie doczytali, czytali od środka, czy jak?). Dokładnie w części 38. (XXXVIII) znajduje się rozmowa między B&T i wtedy Kaulitz się przełamuje i opowiadania Billowi prawdę, co w rzeczywistości stało się z jego bratem. Tych, którzy mają wątpliwości zapraszam do przeczytania jeszcze raz tego fragmentu :).
Rzecz jasna to nie koniec niespodzianek odnośnie Toma i całego tego opowiadania. Nic nowego, prawda? ^^

Teraz już się zamykam! Miłego czytania i smacznego moi Drodzy, liczę na to, że jeszcze się odezwiecie :).


Wasz Czokoladka :).






LXXXII.

Z tego, co dotarło do moich uszu, wynikało, że strażnicy dostali wynagrodzenie pieniężne i nikt już nie narzekał, że wyprowadzono Toma tak po prostu z izolatki. Miał on jednak zakaz opuszczania celi, nie licząc wyjścia pod prysznic. Posiłki jadaliśmy w niej, jednak ja czasami wychodziłem na spacerniak. Wprawdzie niemal natychmiast otaczali mnie ciekawi, którzy chcieliby się dowiedzieć, co właściwie dzieje się z Kaulitzem, wciąż mówiłem im jednak tylko tyle, że siedzi w celi i wszystko jest pod kontrolą.
Inaczej wyglądała sprawa tuż po moim powrocie z rozmowy z psychologiem. Nawet nie wiedziałem, kiedy minął cały ten czas. Tom widocznie spoglądał na mnie z rozdrażnieniem. Musiał być pewien, że rozmawialiśmy o nim, ale nie zamierzałem pozwolić mu na zaczęcie tego tematu. Powiedziałem wiec jedynie coś o tym, że mężczyzna uważa, że jakimś cudem wszystkie te przeżycia wzmocniły mnie. Stałem się silniejszy. Pewniejszy siebie i wydawało mi się, że naprawdę rozumiem więcej niż przed trafieniem tutaj.
Po dłuższej chwili i tak okazało wiek że nie bardzo potrafimy ze sobą rozmawiać. Mi po głowie wciąż chodziły wszystkie rzeczy, o których dziś opowiadałem, a przy okazji miałem przed oczyma Kaulitza, próbującego najwyraźniej zanudzić się na śmierć. Zachowywał się, jakby siedział sam w izolatce.
- Obraziłeś się, bo nie możesz wychodzić z celi? A ja wyszedłem. O to ci chodzi? - zapytałem, próbując zrozumieć jego zachowanie.
- Bawi cie to?
- Zależy, co konkretnie?.
- Rozmawiałeś z tym...
- Ze strażnikiem - przerwałem mu. - Podobno sprawa z tymi, których pobiłeś została załatwiona. Ale... On już jakoś nie patrzy na nas z sympatią. Myślę, że jakoś to przetrwamy.
- Bill, ja... nie sądzę, żeby ten facet był w stanie coś dla mnie zrobić, prócz męczenia mnie wspomnieniami.
- A ja wręcz przeciwnie. Daj mu szansę, Tom. Wiem, że trudno ci do tego wracać i starasz się sobie tego odpuścić, ale… Naprawdę warto spróbować. Dziś trochę rozmawiałem z nim o swoich myślach i uczuciach. To całkiem dobry sposób na uporządkowanie sobie tego wszystkiego.
- Wciąż nie mam na to ochoty... - mruknął cicho, choć po tonie jego głosu spodziewałem się, że jednak nie będzie robił większych problemów. A przynajmniej do pewnego momentu będzie się starał.

LXXXIII.

Wiedziałem, jak bardzo irytujący potrafi być Kaulitz, więc starałem się nie zwracać uwagi na jego cudaczenie. Nerwy jednak w końcu mi puściły i naprawdę się zdenerwowałem, gdy kładliśmy się spać, a on bezczelnie położył się w swoim łóżku i odwrócił do mnie plecami. Zawsze spaliśmy razem. Z początku postanowiłem sobie, że nie zareaguję. Ułożyłem się u siebie, na wszelki wypadek zostawiając dla niego trochę miejsca i próbowałem zasnąć. Oczywiście nic mi z tego nie wyszło. Nie byłem w stanie zasnąć. Wreszcie zakląłem dość głośno pod nosem i ruszyłem do posłania naprzeciwko.
- Tom, przesuń się – mruknąłem, szturchając mnie w ramie. On jednak niemal podskoczył, a potem spojrzał na mnie zaspany. Bezczelny dupek! Ja się męczyłem, a on sobie beztrosko spał!
- Oszalałeś? Czemu mnie budzisz? – rzucił, zaraz potem ziewając szeroko.
- Chcę się położyć?
- W tej celi są cztery miejsca do spania, a my musimy akurat zawsze cisnąć się na jednym? Wybierz sobie któreś u góry – warknął, kładąc z powrotem głowę na poduszce.
- Świetnie, tylko ja nie mogę zasnąć – odpowiedziałem mu tym samym tonem, hamując łzy, które pchały mi się do oczu. Już miałem sobie odpuścić i pozwolić sobie kompletnie rozpłakać się we własną poduszkę, wyładowując przy tym wszelkie stresy ostatniego czasu, gdy zobaczyłem, jak Tom się podnosi.
Zwalił posłania z górnych łóżek. Dwa koce i jedno przykrycie położył na ziemi, na to poleciały poduszki i drugie przykrycie. Zaraz potem położył się tam bez słowa i zamknął oczy.
Doskonale wiedziałem, jaki jest. O tym, że kiedy z czymś się męczy jest zdystansowany i chłodny, ale mimo wszystko pozwalałem, jak zwykle, żeby jego zachowanie i słowa mnie raniły. Szlag by to wszystko. Miałem ochotę kazać mu wypieprzać i wrócić do swojego łóżka, ale nie potrafiłem. Położyłem się obok niego i westchnąłem cicho z ulgi, gdy poczułem, jak mnie obejmuje. Po prostu chciał się wyspać. Dlaczego tak bardzo musiałem się zdenerwować?

LXXXIV.

TOM
To nie tak, że poszedłem tam z jakąkolwiek chęcią współpracy. Najchętniej w ogóle bym nie rozmawiał z tym facetem albo zwiał, zanim jeszcze ten zdążył zacząć mnie męczyć. Za dobrze jednak zdawałem sobie sprawę z obecności Billa za drzwiami, który tak cholernie się uparł. Nie potrafiłem mu odmówić z myślą, że zostało nam tak mało czasu. A potem mógłbym go już więcej nie zobaczyć. Zazgrzytałem ze złości zębami, a mężczyzna, który dotąd przywitaliśmy się tylko, a właściwie on ze mną i trwała między nami cisza.
- Więc jak się dzisiaj pan czuje? – zapytał mnie wreszcie, a ja skrzywiłem się znacząco.
- Moglibyśmy przejść do rzeczy? – odpowiedziałem mu również pytaniem, wbijając w niego swój najbardziej lodowaty wzrok, co zdawało się nie robić na nim żadnego wrażenia. Drażniło mnie to. – Powiem wprost. Nie sądzę, żeby mógł pan cokolwiek zrobić w mojej sprawie. Bill jednak upiera się przy swoim, więc zamiast tracić czas na grzeczności, chciałbym, żeby pan wziął się za… leczenie – wyrzuciłem z siebie na koniec. Naprawdę czułem dyskomfort, mówiąc o sobie jak o kimś chorym.
- Ależ od samego początku zamierzam to zrobić – oznajmił mi z uprzejmym uśmiechem. – Chciałbym na początek, żeby pan opowiedział mi o sobie trochę więcej, żebym mógł określić, na czym dokładnie polega pana problem, a wtedy…
- Ale ja doskonale wiem, na czym polega problem – przerwałem mu, na co on zamilkł, nie próbując się ze mną kłócić. – Zresztą spodziewam się, że Bill panu już wszystko opowiedzieć i to ze szczegółami. Więc? – podsunąłem, mając nadzieję, że facet sobie po prostu odpuści. Chciałem po prostu wyjść stąd i powiedzieć temu chłopakowi, że jego pomysł nie wypalił. A potem? Nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić później. Czekać?
Szybko jednak okazało się, że moja próba wpłynięcia na psychologa skończyła się fiaskiem. Na dobrą sprawę powinienem się tego spodziewać, a mimo to na mojej twarzy pojawiło się rozczarowanie, gdy w rezultacie to on postawił na swoim.
- Proszę pozwolić, że panu coś wytłumaczę – zaczął po chwili uprzejmym tonem, choć patrzył na mnie w skupieniu. – Doskonale rozumiem, że czuje się pan niepewnie. Każdy chciałby mieć jak najprędzej za sobą tego typu problem. Mówię tu o jakichkolwiek zaburzeniach psychicznych czy innych problemach związanych bezpośrednio z psychiką człowieka. Owszem, jestem lekarzem, jednak nie jestem w stanie przepisać panu magicznej kapsułki, którą mógłby pan po prostu połknąć i cudownie ozdrowieć. To bardzo delikatna sfera. Moja praca, leczenie moich pacjentów polega na rozmowie oraz pragnieniu poprawy osoby, z którą współpracuję. Wymaga ode mnie tego, żebym dowiedział się jak najwięcej o panu i pana problemie, abym mógł panu pomóc. Jestem przekonany, że mogę to zrobić, ale to pan musi zajrzeć w głąb siebie i poradzić sobie z problemem. Rzeczywiście będzie pan pewnie potrzebował wsparcia, to nie są proste sprawy, ale ma pan przecież pana Billa, który z pewnością nie pozwoli panu zostać z tym samemu. Czy w związku z tym będzie pan ze mną rozmawiał, czy może powinienem wyjść za te drzwi i oznajmić pana partnerowi, że się pan wycofuje?
Miałem chęć kazać mu wypier… Pójść sobie. Jak najdalej. Dać mi święty spokój i nie zbliżać się więcej do mnie ani moich spraw. I od Billa oczywiście również. Wyobraziłem sobie jednak minę tego ostatniego, gdyby dowiedział się, że odesłałem pomoc, którą mi zaoferował. Aż za dobrze zdawałem sobie sprawę, jak bardzo bym go tym zawiódł, jak łatwo mógłbym go przez to stracić. W głowie miałem jego delikatny, nieco nerwowy uśmiech, gdy patrzył na mnie tuż przed tym, jak wszedłem do tego pomieszczenia i prośbę, abym się postarał. Jak niby miałbym później spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że wcale nie chcę się leczyć z tej wyimaginowanej choroby? Westchnąłem ciężko.
- W porządku. Możemy zacząć… - odezwałem się wreszcie nieco mrukliwie, jednak mój wzrok był już utkwiony w blacie stołu, który nas dzielił.
- To dobra decyzja – oznajmił poważnie mężczyzna. – Chciałbym, żebyśmy zaczęli od dnia, gdy trafiłeś do więzienia. Jak się wtedy czułeś, co się działo?
Szlag by to wszystko. Będziesz musiał mi to wynagrodzić, Bill, przysięgam.

LXXXV.

Nie byłem pewien, czy Tom zdaje sobie sprawę, że przez cały czas mogłem go obserwować, bo weneckie lustro w ścianie zostało odsłonięte dopiero, gdy on i psycholog byli już w środku. Strażnik, który nam zwykle pomagał i zazwyczaj trochę ze mną rozmawiał, najwyraźniej nie miał teraz na to najmniejszej ochoty, a ja nie mogłem go za to winić. Właściwie byłem zadowolony, bo dzięki temu mogłem skupić się na tym, co działo się za szybą. Jeśli dobrze obserwowałem jego wargi, byłem w stanie piąte przez dziesiąte domyślić się o czym akurat mówi. Nie wyglądał na chętnego do współpracy, szczególnie na początku, ale najwyraźniej jakoś to szło.
Zdziwiłem się, gdy w pewnym momencie do moich uszu dotarły głosy z pomieszczenia.
- Może czegoś się napijesz? – zasugerował mężczyzna, na co Tom spojrzał na niego zaskoczony.
- Em… kawy? – odpowiedział nieco niepewnie, na co psycholog skinął tylko lekko głową, oznajmiając, że zaraz do niego wróci. Wyszedł wtedy z tamtego pomieszczenia i od razu zwrócił się do strażnika. – Prosiłbym o dwie kawy. I może coś słodkiego.
- Słucham…? – facet był zaskoczony. – Proszę pana, to jest więzienie nie kawiarnia.
- Rozumiem – odparł spokojnie lekarz, uśmiechając się miło. – Niemniej dyrektor mówił, iż mogę zwrócić się z każdą prośbą, jeśli będę czegoś potrzebował. Teraz potrzebuję kawy i czegoś słodkiego. Czy dałby pan radę się tym zająć?
Strażnik widocznie niezadowolony wymruczał coś pod nosem, najwyraźniej będąc rozdrażnionym stoickim zachowaniem tego mężczyzny.
- Jasne – mruknął w końcu.
- Mam jeszcze jedną prośbę. Gdy już pan przyniesie te kawy, prosiłbym, żeby zostawić pana Billa samego w tym miejscu. Chcę, aby wysłuchał części mojej rozmowy z panem Kaulitzem, ale nikt inny nie powinien przy tym być.
- Ale ja go nie mogę zostawić tak samego! – oburzył się znów facet, na co ten znów się uśmiechnął.
- Oczywiście mógłbym teraz iść do pana dyrektora, żeby osobiście wydał taki nakaz, ale i tak wybieram się do niego po zakończeniu dzisiejszej sesji. Nie byłoby łatwiej pójść tam raz i na przykład zgłosić pochwałę, że zrobił pan wszystko, żeby ułatwić mi pracę? – zasugerował na koniec, na co strażnik zwyczajnie się zapowietrzył.
Patrzyłem na to, nic kompletnie nie rozumiejąc. To on musiał uruchomić sprzęt, który puszczał tu z głośników słowa wypowiadane przez Toma. Ale co to miało na celu? Nim zdążyłem rozejrzeć się za odpowiedzią, zobaczyłem, jak strażnik machnął zrezygnowany ręką i ruszył do wyjścia.
- Nigdy więcej psychologów. Nigdy. Przenigdy… - mruczał na tyle głośno, że wszyscy mogli go słyszeć. W sumie nie było w tym nic obraźliwego, ale widać było, że nie lubił ustępować. I pewnie obawiał się o swoją posadę.
Wpatrywałem się jeszcze zaskoczony w drzwi, za którymi zniknął, gdy lekarz zwrócił się tym razem do mnie.
- Nie musisz się tak przejmować, Tom dobrze nad sobą panuje – oznajmił mi, na co odetchnąłem, uśmiechając się lekko. – Powoli zaczyna ze mną rozmawiać w sposób, którego od niego oczekuję. Musi przede wszystkim poczuć, że mu nie zagrażam i nie będę pchał się tam, gdzie mnie nie chce. 
- Ale co zrobić, żeby chciał cię dopuścić do sprawy swojego brata i całej reszty? – zapytałem niepewnie.
- Do wszystkiego dojdziemy z czasem – odparł łagodnie. – Mam jeszcze kilka asów w rękawie na wypadek, gdyby nie chciał ruszyć z miejsca. Jeśli dobrze pójdzie, chcę, żebyś za chwilę słuchał uważnie, o czym będziemy mówić. Potrzebuję być przekonany w stu procentach, że mogę wesprzeć się podczas leczenia waszym związkiem. To na pewno również ważne dla ciebie. Doskonale rozumiem, że wiele przeszliście. Sądzę, że po tym, co usłyszymy, nie będzie już żadnych wątpliwości – oznajmił mi, na co ja przełknąłem tylko nerwowo ślinę.
Matko. Naprawdę chciałem wiedzieć? Nie byłem pewien. No, bo co jeśli Kaulitz powie coś, co mi się nie spodoba? Jeśli wcale nie czuje tego, czego dotąd byłem tak pewien? W jednym psycholog na pewno miał rację. Gdyby miało się okazać, że to tylko farsa… Byłoby lepiej, gdybym wiedział? Kto wtedy zająłby się Tomem, gdybym ja nie mógł więcej spojrzeć mu w oczy?
W końcu pokiwałem tylko niezbyt pewnie głową na znak, że się zgadzam. Mężczyzna poklepał mnie po ramieniu, chcąc najwyraźniej dodać mi otuchy, a potem wrócił do Kaulitza.

LXXXVI.

Byłem zaskoczony posunięciem psychologa i jednocześnie podenerwowany tym że mogę ich już nie tylko zobaczyć, ale i usłyszeć. Po chwili, gdy zostałem już sam, a mężczyzna wrócił do Toma, usiadłem chyba nieco zbyt drętwo na swoim miejscu i starałem się nie zejść tam na zawał.
- Musiałem jeszcze uspokoić pana partnera, że wszystko u pana w porządku. Zdawał się być przejęty bardziej niż pan, więc zatrzymałem się na moment – jako pierwszy odezwał się lekarz, na co Kaulitz skinął tylko głową na znak, że przyjął to do wiadomości.
- Siedzi tam skuty przez cały ten czas…? – zapytał wyraźnie niezadowolony, na co tym razem mężczyzna potwierdził krótkim skinieniem.
- Ale proszę się nie obawiać, jest tak przejęty, że nawet nie zwraca na to uwagi. – Ledwie skończył mówić, jak pojawił się strażnik, który zaraz potem wniósł tackę z „zamówieniem” do Sali, gdzie oni rozmawiali. Rzucił krótkie spojrzenie Tomowi, po czym wyszedł, mnie również zostawiają samego.
- Chciałbyś może dla odmiany opowiedzieć mi o Billu? – zapytał psycholog, na co Tom spojrzał na niego od razu pytająco.
- Dlaczego właśnie o nim?
- To chyba powinien być dla ciebie dość przyjemny temat. Coś w was w końcu połączyło, czy nie? – podsunął mu, obserwując go spokojnie.
- Nie jestem taki pewien. Znaczy… co do łatwości mówienia o nim. On… mieszał mi w głowie odkąd pierwszy raz go zobaczyłem. A teraz jeszcze robi to naumyślnie. Niespecjalnie mi się to podoba – oznajmił, na co ja mimowolnie spuściłem wzrok na swoje ręce.
- Sądzi pan, że on chce dla pana źle? – usłyszałem i poderwałem się tym razem bez żadnego zastanowienia, mając najpewniej w tej chwili równie zaskoczoną minę co ta, która pojawiła się na twarzy Kaulitza.
- Co? Nie. Na pewno nie on – zaprzeczył od razu, co nieco mnie uspokoiło. Wprawdzie psycholog wyjaśnił mi przed rozpoczęciem, do czego prowadzi ta rozmowa, ale ja dalej nie byłem przekonany do tego, czy powinienem. Byłem pewien, że Tom wściekłby się, gdyby dowiedział się o tym, a co za tym szło, na pewno odmówiłby kolejnego spotkania z tym facetem. Mimo to wciąż siedziałem tam niemal nieruchomo, starając się dostrzec i zrozumieć jak najwięcej.
- W takim razem, co sprawia, że to pana tak denerwuje?
- To, że ktoś próbuje mnie zmienić…? Jestem taki, a nie inny i wierzę w to, w co wierzę. To… naprawdę nie fair, że próbuje to zburzyć.
- A czy dotąd… w pana ocenie oczywiście… zmienił się pan pod jego wpływem? – zapytał, skrobiąc ołówkiem na kartce. Jednak jeszcze przez jakiś czas, nim mężczyzna uniósł oczekujący wzrok znad notatnika, Kaulitz uparcie milczał.
- Nie jestem pewien – rzucił w końcu. – Mam wyrok i pogodziłem się z tym, jednak… - urwał, jakby przestraszony, że mógłby powiedzieć za dużo. Mnie za to wszystko przewracało się w żołądku.
- Spokojnie. Proszę się nie denerwować. Ustaliliśmy już, że pan Bill uważa, iż w jakiś sposób pana psychika jest zaburzona i chce, aby opuścił pan tę placówkę…
- Pan nie rozumie. Może i jestem upartym osłem, ale doskonale wiem, co się wokół mnie dzieje. On… uzależnia mnie od siebie. Przez niego przychodzi mi wciąż do głowy, że powinienem odejść od tego, w co wierzę i iść za nim…
- A jak było na początku?
- Na początku? – Tom powtórzył to, jakby w ogóle nie miał ochoty cofać się pamięcią do naszego poznania. – Wiedziałem, że mają zamknąć jakiegoś dzieciaka za morderstwo. Całkiem zgłupiałem, gdy go wtedy zobaczyłem. Chyba się wtedy przestraszyłem.
- Chodzi panu o podobieństwo Billa do pana brata?
- Tak. Już wtedy nie miałem pojęcia, co ja właściwie wyprawiam. Szczególnie, gdy zacząłem go chronić. Czułem się… dziwnie z myślą, że chcę być przy nim, chociaż jest tak podobny do niego. Potem uznałem, że nie ma w tym nic złego, skoro i tak miał niedługo wyjść. No, ale pojawił się znów Lucas.
- Czy to coś zmieniło?
- Ja… - zawahał się, odwracając od psychologa, przez co, najpewniej nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy, patrzył prosto na mnie. Zagryzając nerwowo wargę, dopiero po chwili zdołałem sobie wytłumaczyć, że nic w ten sposób nie odkryje. – Nie chciałem mu wtedy uwierzyć, gdy wyznał, że… mnie kocha. Przecież miał odejść. Nie zakochiwać się i nie…
Gdy znów przerwał, zdałem sobie sprawę, że z nerwów obgryzam już paznokcie. Zakląłem cicho pod nosem i dalej czekałem wraz z psychologiem oraz własnym szybko bijącym sercem, aż Kaulitz zdecyduje się dokończyć. Ale tego nie zrobił.
- Teraz nie potrafię już chyba pogodzić się z myślą, że może w każdej chwili zniknąć z mojego życia. To przytłaczające, bo… kłóci się z moimi przekonaniami. Rozumie mnie pan? – zapytał na koniec Tom, co wyraziło jasno to, że wreszcie otworzył się przed lekarzem.
- Mogę w związku z tym zasugerować tezę, że jednak chciały pan coś dla niego zmienić?
- Tak.
- Uważa pan, że jest tego wart?
- Jest – odpowiedział bez zawahania.
- Czu wie pan, co pana zatrzymuje?
- Tak… Świadomość, że nie powinienem…
- Panie Kaulitz, to tak naprawdę tylko strach – oznajmił spokojnie mężczyzna. Usiadł nieruchomo, patrząc na Toma, jakby właśnie chciał, żeby ten spojrzał mu w oczy i uwierzył w to, co do niego mówi. – Obawia się pan nieznanego, a to zupełnie ludzkie – powiedział z przekonaniem, jednak to wzburzyło nieco jego pacjenta.
- Mówi pan, jakbym siedział w pierdlu od urodzenia, a ja jestem tu tylko trzy lata. Wiem, jak wygląda życie na zewnątrz, więc pana argument jest inwalidą.
- Na czym więc polega to życie?
- Trzeba pracować, planować wydatki, przyszłość…
- Przede wszystkim trzeba tam stawiać czoła rzeczywistości, panie Kaulitz – przerwał mu, dokończając niejako jego słowa. – Ale zostawmy ten temat. Chciałbym za to coś ci opowiedzieć – zaczął znowu mężczyzna, ale wtedy nagle dźwięk się urwał i znów jedynie widziałem, co tam się dzieje. Najwyraźniej to było już wszystko, co miałem usłyszeć.
Rozmawiali jeszcze do czasu, aż obaj dopili swoje kawy, a potem psycholog wyszedł znów do mnie.
- Teraz moja kolej? – zapytałem od razu, chcąc, żeby powiedział mi czego się już dowiedział. Tym samym starając się nie komentować w żaden sposób tego, co myślę o rzeczywistym podejściu do sprawy przez Toma.
- Nie, Bill. Przyszedłem tylko, żeby skomentować to, co usłyszałeś. Muszę przyznać, że nie łatwo było wydusić to z niego, ale myślę, że obaj możemy być zadowoleni z rezultatów – stwierdził, na co ja pokiwałem tylko twierdząco głową, spuszczając jednak wzrok na swoje stopy.
Miałem mieszane uczucia i milion pytań, które chciałbym zadać Kaulitzowi. Tylko jak niby miałem to zrobić, żeby nie zorientował się, że wiem więcej, niż chciał mi kiedykolwiek powiedzieć?

LXXXVII.

Okazało się, że do celi wróciliśmy razem tuż po tym, jak strażnik wyprowadził z tamtej sali Kaulitza. Musiałem przyznać, że nie potrafiłem od tamtej chwili oderwać od niego oczu. Chciałem wiedzieć o wiele więcej o tym, o czym rozmawiali, jednak nie łudziłem się, że on sam mi coś o tym opowie. Miałem po prostu nadzieję dowiedzieć się od niego, co myśli na temat dzisiejszego spotkania z psychologiem. Czegoś więcej niż „nie chcę o tym gadać, to bez sensu”.
- A ty z nim rozmawiałeś? – zapytał wreszcie, siedząc na swoim łóżku z jakimś skrawkiem papieru.
- Nie. Tylko przez chwilę, gdy wyszedł po kawę. Powiedział mi tylko, żebym się tak nie zamartwiał.
- To po jaką cholerę tyle tam siedziałeś?
- A ja wiem? Chyba mam ich wszystkich przez tobą bronić – zażartowałem, nie zamierzając mówić mu prawdy. Znowu. Matko, czy ten psycholog naprawdę uważał, że kolejne niedomówienia nam pomogą?! Westchnąłem cicho, widząc jednak, że Tom najwyraźniej zgodził się z moimi słowami.
- Widocznie mają trochę racji. Nie rozmawiałbym z nim dziś, gdyby cię tam nie było. Chyba… uspokajasz jakoś – wydusił z siebie, choć widocznie było to dla niego niezręczne.
- W takim razie muszę łazić za tobą krok w krok – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, siadając obok niego na łóżku. Świstek zniknął mi z widoku. Zdołałem dojrzeć jedynie, że to było zdjęcie. A tu nie potrzeba było mi już wiele wyobraźni, żeby domyślić się czyje.
- To już nie wybierasz się na spacerniak? – zapytał, unosząc nieco lewą brew.
- Jak mnie ładnie poprosisz, to zostanę – oznajmiłem, uśmiechając się podstępnie. On parsknął tylko głośno.
- Pupilek powinien zostawać ze swoim panem, chyba, że ten sobie tego nie życzy – rzucił, po czym ja natychmiast spoważniałem.
- Ale ja nie jestem pupilkiem, Tom…
- Nigdy ci to dobrze nie wychodziło – odparł, o dziwo, ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Ale nie wyglądał, jakby ten fakt mu specjalnie przeszkadzał.

LXXXVIII.

W przeciwieństwie to psychologa ja wcale nie byłem taki zadowolony z przebiegu tej ich rozmowy. Z jednej strony potwierdził właściwie to, że jestem dla niego ważny, a podczas leczenia lekarz najpewniej będzie powoływał się na moją osobę, niemniej dręczyło mnie to, co usłyszałem. Chyba tak naprawdę nie chciałem tego wiedzieć. O tym, że jestem dla niego tak męczący i ciągle działałam mu na nerwy. O tym, że na początku widział we mnie tylko podobieństwo do swojego brata. Czułem, że muszę z nim o tym porozmawiać, choćby świat miał się zawalić, ale jak niby miałbym mu powiedzieć, że podsłuchiwałem jego rozmowę z psychologiem?
Byłem tak zajęty swoimi myślami, podczas gdy siedzieliśmy razem po tym, jak zrezygnowałem z wyjścia na spacerniak, że nawet nie zauważyłem, kiedy Tom znalazł się przed moim nosem. Dopiero jego wargi sprawiły, że wróciłem na ziemię. Przyciągnęło mnie tam z powrotem również poczucie winy. Niemniej Tom od dość długiego czasu był dla mnie dość chłodny, więc pieszczotę z jego strony przyjąłem z nieco większym zadowoleniem, niż było to wskazane. On jednak wyglądał na zadowolonego. Jakby przez tę chwilę całkiem zapomniał, że chcę wykopać go z więzienia. Dobre sobie.
- O mnie myślisz? – zapytał, na co ja od razu skinąłem twierdząco głową, sprawiając, że uniósł wyżej lewą brew. – A konkretnie? – jego głos nie brzmiał już tak miło, jak przed chwilą. Westchnąłem cicho.
Żyje się raz. Psycholog pewnie się wścieknie, ale to się dla mnie nie liczyło. Chciałem być szczery ze swoim partnerem.
- Chyba trochę… ci nakłamałem – odważyłem się wreszcie to z siebie wydusić, jednak podnieść na niego wzrok zanim skończę mówić to było zbyt wiele. Doskonale wiedziałem, że zamilknę na wieki, gdy teraz zobaczę jego rozgniewaną twarz i lodowaty wzrok. Przełknąłem nerwowo ślinę. – Tak naprawdę wiem, dlaczego psycholog kazał mi tam siedzieć. To nie tylko dlatego, że boją się, że możesz się wściec. On… pozwolił mi usłyszeć fragment waszej rozmowy, gdy mówiliście o mnie – wyznałem, po czym zagryzając lekko wargę, podniosłem oczy na Kaulitza.
Tkwił w bezruchu, jednak po jego minie nie mogłem rozpoznać, jak bardzo jest na mnie zły. Zwykle doskonale było to widać, ale nie tym razem. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Czyżby było aż tak źle? Przegiąłem?
- Przepraszam, nie powinienem był się na to zgadzać, ale… Powiedział, że to będzie w porządku, jeśli dowiem się, na czym stoję.
- Jak dużo słyszałeś? – zapytał, jednak mój głos utkwił gdzieś w moim gardle. Byłem pewien, że się przesłyszałem, gdy dotarła do mnie czułość w słowach Toma. Zamruczałem oczyma i zajrzałem mu raz jeszcze w twarz. On naprawdę nie był zły.
- Zdaje się… że całą rozmowę o mnie – wydusiłem z siebie, na co on westchnął i po chwili leżał już z głową na moich udach. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. – Nie przeszkadza ci to?
- Byłem wściekły, gdy na koniec spotkania powiedział mi o tym ten facet. Przyznał się, że to zaplanował i to dla nas obu może być próba. Stwierdził, że jesteś przez cały czas po drugiej stronie i nas obserwujesz, a potem zapytał, co bym zrobił, gdybyś wiedział o wszystkim, co mu opowiedziałem. Kiedy mu nie odpowiedziałem, wyjaśnił, że rzeczywiście to słyszałeś. To było już po tym, jak wyznałem mu, że nie cierpię, gdy knujesz za moimi plecami. Zaproponował mi, żebym poczekał i przekonał się, czy będziesz ze mną szczery.
Zakląłem krwiście pod nosem. Cholerny, przeklęty psycholog! Jak mógł tak bezczelnie zrobić ze mnie głupca?! Nie wiedziałem, co z sobą zrobić ani też, co mógłbym odpowiedzieć. Zamknąłem więc oczy i zakryłem je dłońmi. Naprawdę byliśmy tak skomplikowani, że musiał do tego wszystkiego doprowadzać podstępem?
- Bałem się, że będziesz zły i więcej nie pójdziesz więcej na spotkanie z nim, jeśli ci powiem – wyznałem po chwili cicho, na co on skinął tylko głową.
- Spodziewałem się tego – odparł i zaraz potem na jego twarzy wymalował się uśmiech. – Ale zdaje się… że wierzyłem w ciebie. Inaczej nie uspokoiłbym się tak łatwo po tym, co mi wtedy powiedział – powiedział jeszcze, a ja wpatrywałem się w niego bez słowa.
Och, Tommy…

LXXXIX.

Oczywiście chciałem z nim porozmawiać na temat tego, co wcześniej usłyszałem, a co zmotywowało mnie do powiedzenia mu prawdy. Niemniej Tom był za bardzo podekscytowany wynikiem uknutego przez psychologa planu. Wydawało się, iż uznał, że to koniec moich krętactw. Jakby stwierdził, że teraz nie mam powodów, żeby robić dziwne rzeczy i grać mu na emocjach. Ja sam nie byłem pewien, jak to wszystko się potoczy, ale on najwyraźniej nie liczył się z tym za bardzo. Od kiedy zniknął temat tego małego oszustwa, okazało się, że prawdomówność zwiększa libido mojego partnera. Tak mniej więcej minęła nam reszta dnia.
I tak nie było tego dnia nic bardziej bezcennego, niż mina strażnika, który – przynosząc nam kolację – zastał nas obu nagich pod jedną kołdrą, gdy znowu rozłożyliśmy sobie wszystko na podłodze. Ja zapadłem się pod ziemię, a właściwie to kołdrę, natomiast niewzruszony tą sytuacją Tom odebrał nasz posiłek, wkładając przed tym na tyłek bieliznę. Natomiast po wyjściu strażnika, gdy już odstawił obie porcje na stolik, posłał mi tak promienny uśmiech, że prawie tam padłem.
Jeśli zawsze miał tak reagować na moją szczerość, od tego dnia postanowiłem sobie zostać prawdomówcą. Choćby mnie przypalali żywym ogniem piekielnym, więcej go nie okłamię!

5 komentarzy:

  1. Co ja mogę powiedzieć... po prostu coraz mocniej w nich wierzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej! Cudownie! .. tylko czuje ze e nastepnym znowu popsujesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby zbyt pięknie, gdyby wszystko zawsze się układało ^^!

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia, co napisać. Jeśli mam być szczera... No, to dobrze wiesz, że zbyt długo kazałaś na siebie czekać. Pewnie większość czytelników, jak ja, zapomniała, co działo się w poprzednim odcinku, ale... Nie jest najgorzej. Cieszę się, że jednak Tom w końcu otworzył się na tego psychologa i cieszę się również z tego, że po prostu się przyznał do tego, ile Bill dla niego znaczy. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieje, że ostatecznie obydwu uda się wyjść z tego więzienia i rozpoczną nowe, normalne życie. :) Bo ja także w nich wierzę.
    Weny, Czoko. I wracaj do nas tym razem szybciej.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że Tom się otworzył, pomimo że zamierzałam wcześniej bardziej utrudnić pracę psychologowi. Ale i tak nie ma łatwo xD.
      I obiecuję, że robię wszystko, co w mojej mocy :).

      Pozdrawiam Cię gorąco,
      Czoko.

      Usuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^