wtorek, 12 sierpnia 2014

Między kratami a rzeczywistością [XC-XCV]

Witam :). A więc zgodnie z tym, co sobie umyśliłam, udało mi się dokończyć dość szybko następną część. W ogóle to właśnie jedzą mnie nerwy, bo jutro mam iść na rozmowę kwalifikacyjną... (ale gdzieś w głębi, chyba wcale nie chcę tej pracy). No, ale okaże się jutro. Za to muszę się Wam przyznać, że spędziłam dziś jakieś cztery godziny, może więcej na nauce psychologii o.O Konkretnie ślęczałam nad pewnymi zależnościami między świadomością, podświadomością i częścią umysłu nieświadomego, a przy tym ich wpływie na jakość naszego życia. Dlaczego ja nie studiuję psychologii, wyjaśni mi ktoś? Świetnie się dziś bawiłam :D. A to wszystko po to, żeby jakoś ogarnąć terapię, która w tym odcinku czeka chłopców. OSTRZEGAM! Ostatnia część jest właściwie zbiorem informacji, które udało mi się zebrać, żeby wszystko przebiegało tak, jak powinno, a nie tak, jak jest w filmach. A więc radzę sobie przeczytać powoli i ze zrozumieniem, inaczej to bez sensu xD. Jest to część zdobytej przeze mnie dziś wiedzy (ta, która była planowana, nie cała reszta) w pigułce. Myślę jednak, że napisałam to zrozumiałym językiem ^^, a przynajmniej bardzo się starałam (nawet robiłam poprawki uznając, że samo rzucenie określeniem "funkcja krytyczna świadomego umysłu" może zabrzmieć niezrozumiale dla osób, które nie urządziły sobie kilku godzin nauki dla zabawy - chyba tęsknię za jakąkolwiek formą szkoły, jestem potworem!).
Nom. To chyba na razie wszystko na temat. Następna część będzie masakracją mojego umysłu i wyciągnięciem z niego niemożliwego. Jak mam przeprowadzić niby TO, skoro kiepsko się orientuję, jak to działa? Ale czekają mnie jeszcze dwie godziny warsztatów w Internecie, może coś się zmieni :D.

Trzymajcie za mnie jutro kciuki! (Żebym dostała ten staż lub nie, jak kto woli. Nom.)

Wasza Czokoladka :).





XL.

Po tak wyczerpującym popołudniu i wieczorze, Tom usnął jak dziecko, tuląc mnie do siebie jak wielkiego pluszaka. Było mi ciepło i cudownie przyjemnie w jego ramionach, przez co naprawdę zapominałem, gdzie jesteśmy. Jak mógłbym dziwić się jemu, że tak daleko się w tym zapomniał, że czuł się tu jak w domu? W tym właściwym miejscu. Dla wielu ludzi był tu niemal guru. Kaulitz oczywiście kimał w najlepsze, podczas gdy mi podenerwowanie nie pozwalało zasnąć. Ten facet, nasz psycholog, był całkiem cwany. Z początku myślałem, że faktycznie będziemy współpracować w leczeniu Toma, ale on grał na dwa fronty i najwyraźniej pozwolił nam to w tej chwili zauważyć. Nie pojmowałem w jaki sposób wydedukował fakt, że wygadam się przed Tomem, choć doskonale wiedziałem, że nie należy mu tego mówić. Zabezpieczył się i doprowadził do tego, że Kaulitz uznał, iż nie musi już uważać na każde moje słowo, czy aby coś nie kręcę. Mężczyzna zaznaczył również wyraźną różnicę między nim – psychologiem – a mną – zwykłym człowiekiem, który próbuje zrozumieć innego człowieka. To chyba nie było do końca w porządku, skoro mieliśmy mu zaufać, żeby się przed nim otworzyć, ale byłem przekonany, że ten cwaniaczek miał już w tym swój cel. I zamierzałem go odczytać, zanim jeszcze wszystko wyjdzie na prostą. A z jakiegoś powodu byłem niemal pewien, że wyjdzie. To zaczynało być niemal grą. Bardzo wciągającą. A wygraną mieliśmy być My. Nie było mowy, żebym wycofał się w takiej chwili.
Miałem jeszcze sporo czasu na rozmyślania, nim odpłynąłem, uśpiony poczuciem bezpieczeństwa. We właściwym „Miejscu”, jego ramionach.

XLI.

Plan tego faceta przerósł moje najśmielsze oczekiwania, odkąd po tamtej wizycie u niego, nie usłyszałem od Kaulitza ani słowa na temat zrezygnowana z terapii. To był naprawdę pierwszy sukces i zaczynałem coraz bardziej szanować tego człowieka, chociaż w niezrozumiały dla mnie sposób wjeżdżał mi na ambicje. Tom niemal chętnie wybrał się na następne spotkanie, po którym wybrałem się na nie ja. Widziałem wprawdzie niezadowolenie malujące się na twarzy mojego obecnego współlokatora, gdy mijaliśmy się w drzwiach celi, jednak nie mieliśmy czasu nawet zamienić ze sobą kilku słów. Usiadłem skuty przy stoliku z naszym lekarzem i spojrzałem wymownie na kajdanki. Ten przeprosił mnie uśmiechem i zawołał strażnika, który się ich pozbył. Potem zostaliśmy sami.
- Jesteś na mnie zły, Bill?
- Powiedziałbym zaciekawiony – odparłem po chwili namysłu. – Pewnie już wiesz, że się wygadałem.
- Owszem, spodziewałem się tego – odpowiedział mi mężczyzna z lekkim uśmiechem na twarzy. – W końcu to byłoby trochę nie w porządku, gdyby tylko jeden z was został sprawdzony, nie uważasz? Poza tym, co ważniejsze, Tom zdawał się być bardzo zadowolony z tego, że jeszcze tego samego dnia przyznałeś się do tego, co słyszałeś. Podobno widział, że czujesz się winny jeszcze zanim się wygadałeś.
- To, że mi to powtarzasz też ma jakiś głębszy sens?
- Widzę, że jednak poczułeś się urażony… - stwierdził, ale ja pokręciłem tylko w odpowiedzi głową. – W takim razie szanuję to i przepraszam. Wolałbym jednak, żebyś dobrze mnie zrozumiał. To, żebyś przyznał się z własnej woli, o niczym nie wiedząc…
- Albo raczej sądząc, że nie mogę mu powiedzieć, bo się wścieknie i zrezygnuje z leczenia? – podsunąłem złośliwie, nie dając mężczyźnie dokończyć.
- To było bardzo ważne dla Toma. Twierdzi, że chce zrobić „coś” dla ciebie i doskonale zdaje sobie sprawę, że cały czas chodzi o opuszczenie więzienia, jednak wciąż się waha. Przypuszczałem od początku, że coś więcej prócz kwestii jego brata może go blokować. Ukrywa w sobie wiele obaw. Ty również byłeś jedną nich, Bill i musiałem coś z tym zrobić, inaczej nie ruszylibyśmy dalej. Tymczasem, sam musisz widzieć, jak zmieniło się jego zachowanie – zasugerował mi, na co westchnąłem lekko.
- A mówił dziś coś jeszcze? – zapytałem, na co facet uśmiechnął się znacząco, a ja uniosłem wyżej brew. Znaczy się, że kurde, co?

XLII.

Kaulitz dość łatwo zauważył, że zmieniło się jego nastawienie do psychologa. Tym razem całkiem inaczej im się rozmawiało i nie miał nic przeciwko odpowiadaniu mu na pytania. Nie znaczyło to wprawdzie, że zmienił zdanie, ale uznał, iż nawet jeśli zostanie tutaj, raczej to leczenie nie mogło mu zaszkodzić. W jakiś sposób zaczął darzyć sympatią tego faceta.
- Cieszę się, że Bill się przyznał. Myślę, że to dobry znak. Widocznie zależy mu na panu bardziej, niż się spodziewałem. Sam pan mówił, że za wszelką cenę chce pana stąd wyciągnąć – podsunął mu, na co Tom skrzywił się jedynie lekko. – Więc co później się działo?
- No… - zaczął, jednak zdążył tylko poczuć, jak robi mu się cieplej. Na szczęście nie miał w zwyczaju się rumienić, ale to i tak było dla niego dziwne, że zawstydził się czymś takim. Tym razem to na jego twarzy pojawił się wymowny uśmiech. – Dobrze wykorzystaliśmy wczorajszy dzień – rzucił w końcu, na co psycholog otworzył tylko szerzej zaskoczone oczy.

XLIII.

Oczy niemal wypadły mi z orbit i momentalnie zrobiłem się purpurowy, gdy tylko facet wyjaśnił mi, co właściwie dał mu do zrozumienia Kaulitz podczas ich rozmowy, która miała miejsce dosłownie kilka minut wcześniej. Miałem ochotę stuknąć kogoś mocno w głowę. Owszem, miał się zacząć dogadywać z psychologiem, ALE NIE OPOWIADAĆ MU O TYM, ŻE PRZEZ RESZTĘ MINONEGO DNIA SIĘ PIEPRZYLIŚMY. Dobra, nieco mnie to zdenerwowało, ale mężczyzna od razu podstawił mi kubek i butelkę z wodą, gdyby zachciało mi się pić. Uznałem więc, że będzie lepiej, jeśli przez chwilę nie będę musiał na niego patrzeć z moją pomidorową mordką i od razu sięgnąłem po te rzeczy, zasłaniając się zarówno butelką, jak i kubkiem, żeby tylko ukryć zażenowanie.
- Ale to chyba nie dlatego wracał do celi naburmuszony? – odezwałem się wreszcie.
- Nie, nie. Na pewno nie. Nawet powiedział mi dziś „do zobaczenia” – dodał facet, śmiejąc się pod nosem. – Był w jak najlepszym nastroju, mogę przysiąc. Jednak jutro chciałbym poruszyć z nim temat jego rodziny i życia przed wyrokiem. Nie będę cię dziś długo zatrzymywał, Bill, chcę tylko, żebyś go trochę na to przygotował.
- Niby jak…? – jęknąłem bezradnie.
- Nie musisz mu o tym mówić, spokojnie. Chcę tylko, żeby przyszedł do mnie w jak najlepszym nastroju. Wiem, że muszę być bardzo ostrożny. Jutro najpierw poślę po ciebie i będę miał do ciebie jeszcze kilka pytań. Teraz to już wszystko, chyba, że ty miałbyś jakąś sprawę – rzucił na koniec, przyglądając mi się uważnie. To jego spojrzenie naprawdę było przeszywające. Nasz psycholog był obserwatorem z prawdziwego zdarzenia.
- W porządku, tyle chyba mogę zrobić. Jeśli mnie zapyta, czy coś wiem… Co mam mu powiedzieć? – zapytałem jeszcze, gdy miałem się już podnosić od stołu.
- Na pewno nie kłamać – odparł mężczyzna. – Powinieneś już wiedzieć, że Tom bardzo tego nie lubi. Dopiero odzyskałeś w pełni jego zaufanie, po prostu nie schrzań tego. To najważniejsze – oznajmił mi, po czym sam wstał i wezwał strażnika.
Wracałem do celi z jakąś głupią miną.

XLIV.

Po powrocie zastałem Toma czytającego jedną z wypożyczonych przeze mnie książek. Cóż, zdarzało mu się czasami po coś sięgnąć, gdy odganiałem go od siebie, próbując zrozumieć, o czym sam akurat czytam. Zerknął na mnie ledwie znad liter i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Co tam? – mruknąłem, siadając obok niego.
- Czytam – mruknął chłodno. Słysząc to uniosłem wyżej lewą brew.
- Poważnie? Nie zwróciłbym chyba uwagi, gdybyś mi nie powiedział.
- O co ci chodzi? – tym razem już warknął, odkładając otwartą książkę na kolana.
- Zamiast tak siedzieć naburmuszony, mógłbyś mi powiedzieć, co się stało? – zaproponowałem, nachylając się do jego ust. Tak jak się spodziewałem, Tom nie planował mi odmawiać. Pocałowałem go więc krótko i uśmiechnąłem się lekko. Dzień jak co dzień, nie? – Powiedz mi.
- Wciąż nie mogę wychodzić na spacerniak. Strażnik powiedział, że dopóki nie dostaną papierka o mojej poczytalności, będę tu gnił. Cudownie, prawda?
- Próbowałeś…
- Nie będę o niczym gadał z dyrektorem! – przerwał mi uniesionym, choć nieco znudzonym tonem, jakby spodziewał się takiej propozycji i nie chciał, żebym choćby wypowiadał to głośno. – I masz się nie wtrącać. Poczekam.
- To przecież nie fair – rzuciłem cicho.
- Potrafię sobie sam poradzić. Nie traktuj mnie jak dziecko tylko dlatego, że kilka razy puściły mi nerwy. I, o ile dobrze pamiętam, zwykle było to związane z tobą.
Podniosłem ręce na znak, że się poddaję i nie zamierzam wtrącać. Tom miał rację, nie powinienem mu matkować. Po tej krótkiej wymianie zdań, ja również wziąłem wcześniej zaczętą książkę i wyciągnąłem się na łóżku Kaulitza, żeby ułożyć głowę na jego nogach. Nie rozmawialiśmy o psychologu, unikaliśmy poważnych tematów. Nie było sensu, żebym kombinował coś teraz, gdy nad moim współlokatorem  pracuje lekarz. Poza tym – jak sam mi to dziś powiedział – nie powinienem więcej nadwyrężać zaufania Toma, bo jeszcze będzie nam ono potrzebne.
Denerwowałem się już jego najbliższą rozmową z tym mężczyzną. Aż za dobrze wiedziałem, jak to się może skończyć. Byliśmy już po śniadaniu kolejnego dnia i siedziałem właśnie jak na szpilkach, wiedząc, że lada chwila po mnie pierwszego przyjdzie strażnik.
- Czuję, że czeka mnie dziś ciężki dzień – odezwał się niespodziewanie w moim kierunku Kaulitz. Spojrzałem na niego zaskoczony. Musiał przyglądać mi się od dłuższego czasu i wcale nie podobało mi się, że na jego twarzy malowało się zrozumienie.
- Co masz na myśli?
- To ty najlepiej wiesz, jak wygląda sytuacja, gdy ktoś próbuje wyciągnąć ode mnie coś na temat brata – odpowiedział, a ja bez zastanowienia zwyczajnie się zapowietrzyłem, bo nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Tom czytał ze mnie, jak z książki.
- Po czym się zorientowałeś?
- Nie trudno się domyślić. Od wczoraj siedzisz drętwo, jakby ci ktoś miotłę…
- Dobra, dobra – przerwałem mu, mrużąc groźnie oczy. On jednak nie wydawał się być specjalnie znerwicowany świadomością o zbliżającej się ciężkiej rozmowie. – Tom, po prostu się martwię… To ważna sprawa, powinieneś powiedzieć prawdę temu facetowi. Sam wiesz, że jest w porządku.
- A ty wiesz, że nie potrafię o tym mówić – odpowiedział mi tonem, który zwykle oznaczał „koniec dyskusji”, więc westchnąłem tylko cicho, nie próbując więcej poruszać tego tematu.
- Idę dziś pierwszy – oznajmiłem zamiast tego, posyłając mu lekki uśmiech. – Potem pewnie będę na ciebie czekał…
- Bill? – przerwał mi, więc zamilkłem, patrząc na niego pytająco. – Mam prośbę. Powiedz temu gościowi, że chcę, żebyś był przy tej rozmowie. Nie za szybą, ze mną – powiedział poważnie, a mnie coś przewróciło się w żołądku.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Nasza cela akurat została otwarta, więc skinąłem tylko głową do Kaulitza na znak, że zrobię to, o co mnie prosił. Chwilę później siadałem już naprzeciw psychologa, a strażnik od razu pozbył się wcześniej założonych mi kajdanek. Byłem nieco spięty. Zanim mężczyzna zdążył zacząć rozmowę, sam się odezwałem.
- Domyślił się, o czym będziecie dziś rozmawiać.
- Wiem – odparł spokojnie facet, na co rozchyliłem jedynie usta, jakbym chciał zaprotestować. – Spokojnie, Bill. Właśnie dlatego prosiłem cię wczoraj, żebyś go jakoś na to przygotował.
- Nie rozumiem.
- Gdybym powiedział mu to wczoraj wprost, jak by zareagował?
- Pewnie gwałtownie.
- Zwyczajnie zauważyłem jak bardzo się tym przejmujesz. A Tom wbrew pozorom również jest dobrym obserwatorem. A ciebie obserwuje szczególnie, jesteście w jednej celi. To był najprostszy sposób, żeby delikatnie dać mu to do zrozumienia. Jak dziś się zachowywał? – zapytał mnie na koniec mężczyzna, na co przed moimi oczyma znów stanęła jego twarz z malującym się na niej zrozumieniem.
- Wydawało się, że pogodził się z tą myślą, ale… Potem przypomniał mi, że wiem najlepiej, jak reaguje na ten temat. No i chce, żebym był przy tej rozmowie – dodałem na koniec i tym razem to mi udało się zaskoczyć lekarza. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczyma i po kilku pierwszych sekundach zdałem sobie sprawę, że chyba wcale mnie nie widzi, po prostu się zastanawia. Po chwili zajrzał w swoje dokumenty i wymruczał kilka słów, których nie zrozumiałem, ale miałem wrażenie, że to były przekleństwa.
W końcu otworzył notes i wyrwał z niego całą stronę, wrzucając ją do swojej torby. Odniosłem więc wrażenie, że Kaulitz nieco pokrzyżował mu plany. Odchrząknąłem cicho, starając się ukryć tym uśmiech na widok krzątającego się psychologa.
- W porządku. Możesz przy tym być – oznajmił w końcu i tym razem jego oczy w końcu mnie dojrzały. – Musisz pamiętać, że rozmawiam z Tomem, więc staraj się nie wtrącać. Jeśli nie uznasz czegoś za bardzo ważne, zostaw to na później. Powiedz mi jeszcze raz, jak doszło do waszej rozmowy o jego bracie?
- Jego kumpel z poprzedniej celi podejrzewał, że Kaulitz coś ukrywa i to musi mieć coś wspólnego z jego bratem. Sam też nad tym myślałem, potem mojemu przyjacielowi udało się zebrać trochę wiadomości na temat tej sprawy. Ogólnie na temat Toma i… Wtedy palnąłem coś na stołówce i po aferze trafiliśmy razem do izolatki. Zaczął zadawać pytania i wreszcie wyłożyłem karty na stół. Rzuciłem kilka sugestii, aż nie wytrzymał i… wszystko się z niego wylało. Był przerażony… - dodałem i aż zaschło mi w gardle na wspomnienie tamtej rozmowy.
- Cóż, ja nie mogę działać w ten sposób. Tom popsuł mi nieco szyki, ale jestem w stanie poradzić sobie bez tego. Damy mu kredyt zaufania… - mówił, zupełnie jakby układał na głos własne myśli. – Dobrze. Zaprośmy więc Toma.

XLV.

Obserwowałem cierpliwie, jak psycholog wzywa strażnika, żeby przyprowadził do nas Toma, a gdy ten wreszcie się pojawił, usiadł obok tak, jak ja – bez kajdanek. Długo jednak nikt się nie odezwał. Jedynie Kaulitz co jakiś czas posyłał mi wymowne spojrzenie. Denerwował się. Był zniecierpliwiony.
- Możemy wreszcie zacząć? – rzucił wreszcie w stronę mężczyzny, na co ten niespiesznie podniósł głowę znad swojego notesu. Coś w nim zapisywał i najwidoczniej zapomniał się w tym na chwilę. Chociaż ja już sam nie wiedziałem, kiedy on robi coś specjalnie, a kiedy nie.
- Oczywiście, wybaczcie – odparł od razu, odkładając na bok długopis. - Więc o czym chciał pan dziś ze mną porozmawiać, skoro zaprosił pan do nas Billa?
- Ja? – Jego mina była bezcenna. – Przecież pan… - zaczął, po czym urwał, odwracając ze złością twarz. No, tak. Nikt w końcu nie powiedział mu tego wprost. A już na pewno nie psycholog. – Pomyślałem, że chciałby pan usłyszeć coś o moim bracie. Bill to panu lepiej opowie, zna już prawdę, więc ja nie będę musiał…
- Niestety, Bill nie może przejść za pana przez terapię – odpowiedział mu spokojnie, patrząc na niego wyrozumiale. – Ale ma pan rację, chciałbym usłyszeć coś na temat pana brata – oznajmił poważnie, przyglądając się Kaulitzowi bez choćby mrugnięcia powieką.
Jednak jako, że ja sam byłem zaskoczony tym, jak spontanicznie facet odwrócił kota ogonem, domyślałem się, że Toma w tej chwili trafia szlag. Ja za to skrzywiłem się nieco, dochodząc do wniosku, że tych dwóch bezczelnie mnie wykorzystuje w gierkach między sobą. Cudnie. Nie planując jednak marudzić, odnalazłem pod stolikiem dłoń chłopaka. Splotłem ze sobą nasze palce i spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem, chcąc w jakiś sposób wybić mu z głowy protesty. Nie, żebym spodziewał się, że to pomoże, ale…
- A jeśli ja nie chcę o tym mówić?
- Oczywiście, nie zmuszę pana do tego, jednak to łączy się z powodem, dla którego pan się tu znajduje. Musimy omówić ten temat, panie Kaulitz – powiedział, wywołując głośne prychnięcie u Toma. Odnosiłem wrażenie, że moja obecność wcale nie pomaga w tej rozmowie. Mój towarzysz najwyraźniej czuł się przy mnie pewniej i widocznie bardziej się stawiał. – Jeśli nie jest pan dziś gotowy, by o tym mówić, rzecz jasna poczekamy.
- Nie chcę w ogóle to do tego wracać.
- Panie Kaulitz…
- Ma pan rodzeństwo, brata? – Tom nie dał mu nic powiedzieć. Facet przytaknął lekko głową. – Ale chyba nie próbował pan go nigdy zabić. Nie chcę sobie tego znowu przypominać – warknął twardo tonem „koniec dyskusji”. Na psychologa to jednak nie działało.
- Rozumiem. W takim razie mam dla pana jeszcze jedną propozycję. Proszę jednak wysłuchać mnie do końca. Jako, że to dla pana bardzo trudne, chciałbym ułatwić panu wrócenie do tamtych wydarzeń poprzez hipnozę – oznajmił i chociaż Kaulitz zrywał się już z krzesła, pociągnąłem go i posadziłem z powrotem. Sam byłem zaskoczony, ale w końcu miał wysłuchać go chociaż do końca. – Wiem, że bardzo nie lubisz, gdy ktoś „miesza ci w głowie”, dlatego chciałbym wyjaśnić na czym polega tak naprawdę hipnoza – oznajmił.
- Nie, nie, nie. Nie ma sensu o tym dyskutować, nie zgadzam się. – Spojrzałem na Toma, który mimo wszystko nie dał kontynuować mężczyźnie. Widząc to przewróciłem tylko oczyma.
- W takim razie ja chciałbym dowiedzieć się o tym czegoś więcej – powiedziałem, nie zerkając nawet na swojego współlokatora, choć czułem na sobie jego oburzony wzrok. Psycholog uśmiechnął się ledwie zauważalnie, po czym utkwił wzrok w swoim głównym pacjencie.
- Pozwoli pan? – zapytał, na co Tom kiwnął jedynie niechętnie głową. Po czym zaczął powoli i cierpliwie tłumaczyć. – Co najważniejsze, hipnoza w żadnym wypadku nie jest snem. Jest to trans, wykorzystywany tak naprawdę czasami przez nas samych w codziennym życiu. Jako terapeuta mogę jedynie naprowadzić cię na osiągnięcie takiego transu, pogłębienie go i przeprowadzić przez niego. O tym, jak żyjemy i jacy jesteśmy, tak naprawdę decyduje nasza podświadomość, która przechowuje naszą pamięć permanentną. Czyli zapisuje całe nasze życie wraz zapachem, dotykiem, smakiem, emocjami… Bardzo szczegółowo. Zachowuje coś, co kiedyś usłyszeliśmy i zobaczyliśmy, i to właśnie tam kryją się nasze błędy. Jednak świadomie nie mamy tam dostępu. Podświadomość jest bardzo krytyczna wobec świadomości i nie lubi zmian. Na przykład: chcemy pozbyć się złego nawyku i robimy postanowienie. Nasza podświadomość jednak dotąd była, można powiedzieć „zaprogramowana” na to, że ten nawyk w czymś nam pomaga: w uzyskaniu poczucia bezpieczeństwa, pewności siebie. Dochodzi do tego, że walczymy nawykami dzięki sile woli, jednak ta walka często skazana jest na niepowodzenie, ponieważ podświadomość czeka tylko na chwilę słabości naszej woli, żeby się uaktywnić. Czy to, co dotąd powiedziałem, było zrozumiałe?
W odpowiedzi obaj skinęliśmy tylko głowami. Ja rzecz jasna byłem ciekaw od samego początku, ale Tom zmieszał się nieco, gdy został przyłapany na skupieniu na kwestiach, o których mówił nam psycholog. Ścisnąłem więc lekko jego dłoń, żeby posłać mu złośliwy uśmiech.
- Wracając więc do samej hipnozy, polega ona na uzyskaniu dostępu do naszej podświadomości, a więc obejściu jej funkcji krytycznej wobec świadomego umysłu poprzez trans. Kolejna ważna sprawa. Podczas hipnozy pacjent doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje wokół, ale trans sprawia, że to mu nie przeszkadza w skupieniu się. Im głębiej w niego wejdziesz, tym bardziej wyostrzone stają się zmysły. Dzięki temu możemy przeżyć drugi raz to samo wydarzenie, zupełnie, jakby to był pierwszy raz. Wystarczy jednak jedna myśli, żeby otworzyć oczy i wyjść z hipnozy bez niczyjej pomocy. Kolejnym mitem jest możliwość zmuszenia kogoś podczas hipnozy do robienia różnych rzeczy czy opowiadania o sprawach, o których dana osoba nie chce mówić – tu utkwił wzrok w Tomie, a mnie aż przeszły dreszcze. To był chyba zawód, bo czułem, że nie tak łatwo będzie go do tego przekonać. – Poprzez hipnozę staramy się odnaleźć błędy z przeszłości, aby móc je skorygować. Podsunąć podświadomości sugestię, którą ona zakoduje. Jednak, żeby się to udało, muszą zostać spełnione trzy najważniejsze warunki. Pierwszy jest taki, że dana osoba musi chcieć zmiany. Jeśli sugestia jest sprzeczna z naszą świadomością, podświadomość jej nie przyjmie. Jeśli jesteśmy obojętni wobec sugestii, mamy do niej choćby najmniejsze zastrzeżenie lub podchodzimy do tego „a spróbuję, może się uda” czy „mam nadzieję, że zadziała”, tak samo. Drugi warunek łączy się z trzecim. Pacjent nie może się bać. Zrozumiała jest obawa przed czymś nowym, nieznanym, ale jeśli ta obawa łączy się z fałszywym wyobrażeniem o stanie hipnozy, nic z tego nie będzie – rzucił na koniec, patrząc to na mnie, to na Toma. - Czy panowie mają pytania?
- Czyli… równie dobrze sam mogę wprowadzić się w stan hipnozy? – odezwałem się nieco niepewnie, jednak odpowiedział mi uśmiech mężczyzny.
- Jak najbardziej. Często robimy to nieświadomie.
- Co nie zmienia faktu, że trzeba się na to zgodzić, a ja się nie zgadzam – oznajmił Tom, co nieco przygasiło mój zapał. Jeszcze chwilę temu wydawał się naprawdę zainteresowany tą sprawą.
- To była tylko propozycja. A ty, Bill? Chciałbyś spróbować? – zapytał mnie psycholog, na co wybałuszyłem jedynie oczy.
- Mogę?
- Oczywiście. To będzie zwykła próba, nie będziemy dziś przeprowadzać konkretnych poszukiwań. Może chciałby pan chociaż spróbować, jak to jest? – tu zwrócił się do Kaulitza, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. – Dobrze. Więc, Bill, prosiłbym, żebyś usiadł wygodnie, zamknął oczy i odprężył się…

5 komentarzy:

  1. Juz? Jjak to juuuz?!
    Boze... chyba ... och! No jak mozesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się.
    Z resztą... jak mogłoby mi się nie podobać?
    Jak mówiłam na facebooku widać, że przygotowujesz się do pisania, że podchodzisz do tego profesjonalnie i poważnie. A to najbardziej lubię.
    Postać Toma szczerze mnie martwi... Strasznie ciężko mi go rozgryźć. Trudna postać, oj trudna.
    No nic. Zobaczymy co wyniknie z tego dalej.

    Buziaki ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. ojoj w takim momencie, kiedy sie wkrecilam?! uwiebiam psychologie, genialnie to wszystko opisalas, w bardzo przystepny dla kazdego sposob, wiec...cudo, coz moge wiecej powiedziec. uwielbiam i Ciebie i Twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie! Cala ta historie opisujesz w taki sposob, ze ciagle mi sie wydaje, ze jestem tam z nimi, jako swiadek wydarzen. A psychologia rowniez sie interesuje, swietnie opisalas ta terapie. Gratuluje, Czoko i weny zycze! ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następne odcinki? czokuś, wstaw coś, prosimy!!! :*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^