poniedziałek, 6 października 2014

Między kratami a rzeczywistością [CIV-CVIII]

Witajcie :).
Tym razem trwało to już nieco krócej, ale ostatnio nie jestem zbyt płodna ;s. Tyle rzeczy do zrobienia i jeszcze wiecznie ktoś mi wisi nad głową. I jak tu pisać? A chciałam jeszcze napisać dwa opowiadania na konkurs, ta jasne.
Miałam ostatnio tak paskudny dzień czy dwa, że to jakaś apokalipsa emocjonalna. A jak chciałam to z siebie wylać, okazało się, że dupa blada i nawet nie potrafiłam wymyślić czegoś mocnego na wylanie kilku łez. Serio. JA nie mogłam wymyślić. Świat się kończy.

~ Draco - Muszę się zgodzić, że to był świetny moment na zakończenie opowiadania i przemyślałam sobie to, co napisałaś. Po części się z Tobą zgadzam, jednak tylko po części. Jeśli np. chodzi o kwestię leczenia po prostu mam trochę świra na punkcie psychologii i nie chciałam tego napisać po łebkach. No i po to tu jestem, żeby uciec od rzeczywistości ;). W każdym razie podjęłam decyzję, że jednak dokończę tę historię tak, jak to sobie wymyśliłam. I dziękuję Ci za ten komentarz, podstawna krytyka jest bardzo ważna, więc jeśli w przyszłości będziesz miała jeszcze jakieś uwagi, na pewno wezmę je pod uwagę :). Nie chcę się tu jeszcze bardziej rozpisywać, ale jakbyś chciała omówić kwestię tego, dlaczego postanowiłam kontynuować, możemy to zrobić na gadu czy gdzie mnie tam złapiesz :).

A teraz nie marudzę dłużej, tylko zapraszam Was do czytania. Mam cichą nadzieję, że w tym tygodniu będę miała trochę czasu w pracy, żeby popisać. A przede wszystkim, że wena przestanie się obrażać...
P.S. Co do ostatniej notki, naprawdę nie chciałam Was rozpłakać (eee... tak)! xD Właściwie byłam trochę zaskoczona. Potem dopiero raz jeszcze przejrzałam, co napisałam... ^^



CIV.

            Gdy wychodziłem wyprowadzany przez strażnika, przed ostatnimi drzwiami czekał już na mnie Lucas. Z uśmiechem od ucha do ucha wziął mnie w ramiona i wyściskał, a ja po prostu stałem tam sflaczały jak dętka, starając się powstrzymać kolejną falę łez. Wbrew sobie do końca miałem nadzieję, że coś się zmieni, że Tom zmięknie w ostatniej chwili i jeszcze przed wyjściem dowiem się, że chce wyznać prawdę i wrócić ze mną na wolność, ale nie. On sprawił jedynie, że moje wyjście stało się niemal karą za to, że w niego uwierzyłem. Nic z tego nie rozumiałem, tak samo, jak strażnicy, którzy oglądali mój płacz, gdy opuszczałem celę.
            Mój przyjaciel również był raczej zniesmaczony tym, że byłem taki przygnębiony. W pierwszej chwili najwyraźniej chciał to zignorować, ale byłem kompletnie do niczego i nie miałem sił ani ochoty rozglądać się po szerokim świecie, który wreszcie stanął przede mną otworem.
            - Coś się stało? - zapytał w końcu, patrząc na mnie z nieskrywanym niezadowoleniem. - Chodzi o Kaulitza, tak? - dodał, na co ja wciągnąłem jedynie głęboko powietrze, starając się nie wybuchnąć lamentem na samo wspomnienie tego człowieka.
            - Wszystko poszło na nic. On nie wyjdzie, Luc. Nie wyjdzie…
            - Przecież ma dożywocie, czego się spodziewałeś? - odparł, nieco się przy tym krzywiąc. Ja spuściłem tylko głowę.
            Nie miałem siły mu tłumaczyć. Stałem tam wpatrując się w swoje buty, dopóki przyjaciel nie pociągnął mnie ze sobą do samochodu. Czułem się dziwnie, gdy nagle znalazłem się na otwartej przestrzeni wśród normalnych ludzi. Nie potrafiłem się jednak z tego cieszyć. Pojechaliśmy najpierw po moje rzeczy, które czekały cierpliwie w depozycie, a gdy zawaliliśmy już nimi cały samochód, Lucas zawiózł nas do swojego mieszkania. Byłem raczej zaskoczony, gdy zobaczyłem tam niemal pusty pokój, najwyraźniej przeznaczony właśnie dla mnie. Posłałem kumplowi pytające spojrzenie, ale on tylko wzruszył ramionami.
            - No, co? Póki co i tak nie masz żadnego mieszkania, prawda? Nie przewiduję, żeby chłopak, z którym się spotykam miał tu zamieszkać, więc siedzę tu sam. No i… pomyślałem, że mógłbyś tu zostać. Jeśli nie będzie ci to odpowiadało, zawsze możesz się wynieść, a do tego czasu skorzystam z okazji i zatrzymam cię u siebie. Zgadzasz się?
            - Właściwie nie mam innego wyboru, chociaż nie spodziewałem się, że całkiem oddasz mi pokój - rzuciłem, uśmiechając się do niego smutno. Na szczęście Luc się przeprowadził i to już nie było to samo mieszkanie, w którym wszystko się zaczęło. Mimo to poczułem, jak coś przewraca mi się w żołądku, gdy przypomniało mi się ostatnie spotkanie z psychologiem i ten nieszczęsny trans. Po dość długiej ciszy, jaka między nami zapadła, spojrzałem na niego zbolałym wzrokiem.
            - Chyba trochę inaczej wyobrażałem sobie twoją reakcję - rzucił zmieszany, śmiejąc się przy tym niezręcznie.
            - To nie o to chodzi…
            - Wiem, Tom został w więzieniu, a ty wyszedłeś - mruknął niemal przewracając oczyma.
            - Tak, ale… Lucas, posłuchaj mnie. Przepraszam cię za to wszystko - zacząłem, nie dając dojść do słowa przyjacielowi, który już otwierał usta, żeby mi przerwać. - Ja… widzisz, źle zabrałem się za to "pomaganie", teraz to rozumiem. Ostatnio… miałem kilka sesji z psychologiem i zrozumiałem wreszcie kilka rzeczy. Zabiłem człowieka. Wcześniej to do mnie nie docierało, a przecież… to samo w sobie jest ohydne. Na dodatek wciąż powtarzałem, że zrobiłem to dla ciebie, nie zastanawiając się, jak możesz się przez to czuć. To tak jakbym zwalał na ciebie całą winę…
            - Bill, nie przesadzaj…
            - Nie, nie, posłuchaj. To była zwykła ściema, próbowałem się tylko usprawiedliwić za to, że zrobię coś tak okropnego, a tak naprawdę… - urwałem w końcu, nie mogąc tego z siebie wydusić. - Zrobiłem to… zrobiłem to wtedy dla siebie. Powinienem był postąpić inaczej, jeśli to miało być dla ciebie. Zresztą w ogóle powinienem był bez względu na wszystko…
            - Nie wracajmy do tego więcej, dobrze? Do Alexa, który stał nam na drodze i do Toma, który też nie powinien był mieszać ci w głowie - powiedział, chwytając mnie za ramiona. Możliwe, że to właśnie on miał rację. W końcu był moim najlepszym kumplem, dlaczego miałby mnie okłamywać? Kaulitz od samego początku wiedział, że nie zamierza stąd wyjść, a jednak mamił mnie obietnicami, chcąc wykorzystać moją obecność do samego końca. Nie całkiem jednak potrafiłem się zgodzić z propozycją Lucasa. Oficjalna wersja mówiła, że i tak miałem nigdy więcej nie spotkać się z Kaulitzem, ale fakty były raczej związane z moim załamaniem. Dlaczego nie dotrzymał słowa? Dlaczego nie chciał zamienić dożywotniego wyroku na wspólne życie ze mną na wolności? Jak niby miałem do tego nie wracać? Odwróciłem wzrok, ale wtedy poczułem, jak Lucas chwyta mój podbródek, żeby odwrócić moją twarz w swoją stronę. Przez chwilę byłem zwyczajnie przestraszony tym, co może zaraz zrobić, ale on uśmiechnął się tylko do mnie ciepło i pogładził lekko mój policzek. W ostatniej chwili olśniło mnie, że przecież znalazł już sobie kogoś na "moje" miejsce. - Trochę to wszystko… pokomplikowało się, ale wciąż jesteś moim najlepszym przyjacielem, więc nie zapominaj, że jestem tu dla ciebie, ok?
            Słysząc to pokręciłem jedynie z niedowierzaniem głową. To on był tym, który nie rozumiał, jak bardzo zmieniłem się od czasu, gdy trafiłem do więzienia.
            - A co, kiedy kogoś sobie znajdziesz na poważnie? Gdzie się podzieję?
            - Bill! - Mój przyjaciel wydawał się być mocno oburzony. - Jak na razie nie chcę nikogo takiego.
            - Nikogo, ale to nikogo? - podsunąłem, drażniąc się z nim wraz ze smutnym uśmiechem na twarzy.
            - Jaki ty się zrobiłeś upierdliwy! - Prychnął. - Wiem, że jesteś beznadziejnie zakochany w tym dupku, który cię wykorzystał, nie zamierzam naciskać, ok? Poza tym… po Alexie mam dość przygód, żeby nie pakować się więcej w związki z byle kim. Teraz ci to odpowiada?
            Żeby dużo nie myśleć, zająłem się urządzaniem swojego pokoju, choć najpierw samo wnoszenie wszystkich moich rzeczy trwało całą wieczność, a zadanie to wcale nie wymagało specjalnego skupienia, więc nie bardzo mi pomagało. Później, w międzyczasie mojego krzątania się po mieszkaniu, Lucas przygotował dla nas coś do jedzenia, a dwa kolejne dni spędziliśmy na dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik. Nie potrafiłem jednak od razu poczuć się tam, jak u siebie. Łóżko nie skrzypiało, nikt nie mówił mi, kiedy mam wstać ani o której zgasić światło. Musiałem sam sobie gotować, chyba, że akurat robił to Luc, a co było najdziwniejsze - w każdej chwili mogłem otworzyć drzwi i wyjść. Co wcale nie oznaczało, że to robiłem. Mój przyjaciel był tym faktem mocno niepocieszony.
            - Zachowujesz się, jakbyś wcale nie wyszedł z tego więzienia. Rusz się gdzieś. Idź na miasto, do baru, odezwij się do kogoś znajomego. Może poszukaj jakiejś pracy?
            Od niemal miesiąca próbowałem przywyknąć do rzeczywistości. Bezskutecznie. Brakowało mi motywacji, a właściwie chęci na cokolwiek. Słysząc więc reprymendę od kumpla, podwinąłem pod siebie ogon i skinąłem grzecznie głową. W końcu gdyby nie on, pewnie trafiłbym na ulicę po wyjściu z kicia. On jednak nie wydawał się być przekonany do mojej zmiany postanowienia wymuszonej jego uwagami.
            - Bill, ja mówię poważnie. Nie możesz tak! Naprawdę mógłbym cię utrzymywać do końca życia, ale nie możesz wciąż kisić się w mieszkaniu. Może chociaż ruszysz sie gdzieś na spacer? Ze mną?
            Tym razem naprawdę nie wypadało mi już odmówić, czy wykręcać się jakimś ważnym zajęciem w domu.
            - Zapraszasz mnie?
            - Co sobie zechcesz, ale zacznij wreszcie żyć, co? - burknął.
            - To nie takie proste - odparłem, uśmiechając się słabo. - Widzisz, Luc, nie powiedziałem ci dotąd wszystkiego o Tomie… - zacząłem, szukając już jakiegoś ciekawego miejsca na ścianie, na które mógłbym się zapatrzyć, jednak chłopak szybko odwrócił mnie w swoją stronę.
            - W porządku, opowiesz mi, ale nie tutaj. Idziemy do parku - oznajmił uparcie. - A teraz przebieraj się i wychodzimy!
            Przez moment patrzyłem tylko na niego z niedowierzaniem, po czym westchnąłem ciężko i zawróciłem do swojego pokoju. Wszystko przewracało mi się w żołądku na myśl, że miałbym zdradzić komuś tajemnicę Kaulitza, ale nie chciałem dłużej sam się z tym męczyć. Z drugiej strony, komu miałem niby zaufać, jeśli nie swojemu najlepszemu przyjacielowi?

CV.

            Musiało minąć trochę czasu, żebym zauważył, że zachowuję się, jak ranne zwierze w klatce. Miałem zbyt mało zajęć, żeby pozbyć się wolnego czasu i często nie byłem w stanie zagłuszyć moich myśli. Od wyjścia Billa z więzenia mieszkałem w celi całkiem sam i nie wyglądało na to, żeby mieli kogoś do mnie przydzielić czy cofnąć mnie na dawne miejsce. A ja nie zamierzałem się prosić. Wiedziałem za to, że On wciąż by tu był, gdyby któregoś dnia mnie nie poniosło. Po jaką cholerę wysyłałem ze niego te dokumenty? Z jednej strony zrywałem się ze snu z myślą, że muszę go jak najprędzej zobaczyć, a z drugiej obrywałem po łbie od świadomości, że to niewykonalne. Miałem wyrzuty sumienia, że bez słowa sprzeciwu pozwoliłem mu odciąć się od siebie na te dwa tygodnie, ale tak naprawdę nie sądziłem, żeby to cokolwiek zmieniło. Straciłem go, ale od początku wiedziałem, że go stracę, a jednak pozwoliłem nam obu się zaangażować. Coś szarpało nieprzyjemnie moim żołądkiem za każdym razem, gdy przypominałem sobie jego zapłakaną twarz. Stał tu przecież przede mną, do końca zapewne czekając, aż coś zrobię. A ja nie zrobiłem kompletnie nic.
            - Szlag by to! I bardzo dobrze! - warknąłem w końcu, chociaż byłem swoim jedynym słuchaczem.
            Tego tylko brakowało, żebym do reszty ześwirował!

CVI.

            Kręcąc się po okolicy u boku Lucasa odnosiłem wrażenie, że nie wziął on na poważnie tego, że chcę mu powiedzieć coś jeszcze na temat Kaulitza. Zahaczyliśmy o sklep, żeby wziąć sobie coś do chrupania i picia, a już chwilę później szukaliśmy dla siebie jakiejś ciekawej miejscówki w parku. Dopiero wtedy zrozumiałem, że zaprowadził nas tam specjalnie, żebyśmy mogli w spokoju porozmawiać. Kojarzyłem zresztą to miejsce, ale bardzo dawno mnie tam nie było, więc wątpiłem, czy sam bym tam trafił. Mój przyjaciel usiadł i otworzył od razu chipsy, nic jednak nie mówiąc, nie naciskając. Poczęstowałem się więc i siadając obok niego, oparłem się wygodnie o ławkę, wspominając okres, gdy byliśmy jeszcze dzieciakami i spędzaliśmy, niekoniecznie tutaj, ale w bardzo zbliżony do tego sposób czas.
            To on odezwał się pierwszy, zaczynając jakiś błahy i nawet dość zabawny temat. Najwyraźniej zgadzał się na tę rozmowę ze względu na mnie, ale nie specjalnie chciał mówić o Tomie. Wydawało mi się, że mając okazję poznać go osobiście, nie miał o nim aż tak złego mniemania, więc zwyczajnie nie bardzo rozumiałem, jak od podchodzi do tej sprawy. Mimo wszystko powtarzałem sobie, że jest jedyną osobą, której mogę to wyznać i która powinna mnie zrozumieć.
            - Więc… pamiętasz, jak powiedziałem ci wtedy, że Tom jest niewinny?
            - To zależy jakiego rodzaju niewinność masz na myśli, bo ja zdążyłem się przekonać, że niezłe z niego ziółko. Miałem okropnego guza - rzucił, wyraźnie się ze mną drażniąc.
            - Lucas, to poważna sprawa. To coś, o czym wiem tylko ja i on, ale to… to wszystko zmienia - oznajmiłem cicho. Mój przyjaciel niemal natychmiast się uspokoił i teraz patrzył na mnie wyczekująco. - Poznając coraz lepiej Toma, miałem coraz więcej wątpliwości co do jego wyroku. Okazało się zresztą, że nie tylko ja. Później udało mi się wycisnąć z niego prawdę - powiedziałem na początek nieco podenerwowany. Zaraz potem wyjaśniłem mu wszystko, czego sam zdołałem się dowiedzieć.
            Kumpla naprawdę ciężko było zaskoczyć, opowiadając mu jakąś historię z każdym moim kolejnym zdaniem otwierał szerzej oczy i patrzył na mnie, jakby nie chciał uwierzyć w to, o czym mówiłem. Potem odwrócił się ode mnie i westchnął ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chciałem wiedzieć, co o tym sądzi i niecierpliwiłem się, bo Lucas naprawdę rzadko wahał się nad tym, co chce powiedzieć na jakiś temat.
            - Wybacz, Bill, ale do głowy przychodzą mi same przekleństwa. Nie potrafię znaleźć sensu w tym, co jak mówisz, miało… właściwie to ma miejsce.
            - Wspomniałem o psychologu, prawda? On też… niby próbował. Ale był zbyt uparty i nie chciał współpracować.
            - Myślisz, że teraz żałuje? - zapytał po chwili Luc, na co ja wzruszyłem tylko ramionami, starając się ogarnąć swoje emocje. - Boże. Nie mogę uwierzyć, że własny brat narobił mu takiego syfu pod sufitem.
            -Wciąż wydaje mi się, że nie zrobiłem wszystkiego, tylko się poddałem, ale… Co miałem zrobić? Do niego ani prośbą, ani groźbą. A gdy już myślałem, że wreszcie zrozumiał… Nawet nie wyobrażasz sobie, że jak szybko potrafił odepchnąć to od siebie, żeby wrócić do tego, co było wcześniej.
            - Bill, wiesz… Ja rozumiem, że to może być dla ciebie bolesne, ale może… Może jednak zrobił to wszystko specjalnie? I skąd wiesz, że ta historia z jego bratem jest prawdziwa? - zasugerował ostrożnie mój przyjaciel, jednak ja posłałem mu od razu urażone spojrzenie.
            - Nie było cię, gdy to opowiadał. Nie da się być aż tak dobrym aktorem. Uwierz mi, Luc, nie jestem głupcem. Nie aż takim… - dodałem, uśmiechając się do niego smutno.

CVII.

            Od tamtego czasu sporo rozmawialiśmy o tej sprawie. Mimo, że gdzieś w mojej klatce piersiowej zionęła czarna dziura, było mi jakoś lżej, gdy mogłem wyrzucić z siebie to wszystko. Zgodnie z naleganiami Lucasa wziąłem się za siebie, wyszedłem na miasto, żeby załatwić kilka zalegających spraw, może rozejrzeć się za jakimiś ofertami pracy, chociaż średnio to widziałem, będąc byłym więźniem skazanym za zabójstwo. Mniej więcej w ten sposób, cokolwiek bym nie robił, moje myśli wracały do Kaulitza. Zastanawiałem się, co tam się teraz dzieje. Czy Tom zachowuje się jak dawniej? Może stał się bardziej otwarty i łatwiej mu będzie zainteresować się kimś innym? Przez głowę przeszła mi myśl, że przecież wcześniej miał dziewczynę, a to by znaczyło, że niekoniecznie jest gejem. Tylko dlaczego w takim razie wydarzyłoby się to wszystko? Może to rzeczywiście była zwykła zachcianka, ot rozrywka w trakcie wiecznej odsiadki. Może nigdy nie było uczuć, które widziałem w jego oczach, a teraz on i jego kumple śmieją się i wyciągają z niego pikantne szczegóły naszej znajomości czy nabijają się z mojej naiwności…
            Aż zatrzymałem się w miejscu na tę myśl, w ogóle nie zauważając tłumu, w którym się poruszałem. Godziny szczytu w centrum miasta, a ja maszerowałem bezmyślnie, nagle stając w miejscu, przez co kilka osób na siebie wpadło, kilka innych zostało potrąconych ramieniem. Ktoś rzucił jakimś wyzwiskiem. Westchnąłem cicho i ruszyłem dalej. Żal i tęsknota tworzyły coraz to czarniejsze scenariusze zarówno mojej przeszłości, jak i przyszłości.
            Nawet specjalnie się nie starając, spotkałem przypadkowo kilka znajomych osób, które były bardzo zdziwione na mój widok. Niektórzy z nich najwyraźniej wiedziała skądś, że siedziałem, inni pytali tylko, co u mnie słychać, ale nie próbowałem uświadamiać tych drugich. Wszystko powoli zdawało się powracać do normalności, no, może prócz moich nieudolnych prób znalezienia sobie roboty.
            - Może jednak pozwolisz mi pogadać z kimś z moich znajomych? Na pewno coś bym dla ciebie znalazł.
            - Nie będziesz wszystkiego załatwiał za mnie - mruknąłem cicho z nosem w ekranie komputera. W ofertach pracy oczywiście.
            - Wszystkiego nie, tylko znajdę ci pracę. Jeśli ci nie będzie odpowiadała, będziesz mógł w międzyczasie rozglądać się za czymś innym - dodał po chwili, wzruszając ramionami.
            W ten oto sposób trzy dni później znalazłem się na rozmowie kwalifikacyjnej, której wynik znałem wprawdzie z góry, ale i tak potwornie się denerwowałem. Jednak bycie asystentem w administracji małej firmy zdawało się nie być zbyt morderczym zajęciem. Chwilę temu Lucas podwiózł mnie pod budynek, w którym miałem pracować, po czym oznajmił, że będę musiał wrócić sam, bo on ma coś do załatwienia. Westchnąłem więc ciężko i po krótkiej rozmowie z recepcjonistką, ruszyłem na wskazane piętro.
            Witaj rzeczywistości.

CVIII.

            Odpuściłem sobie. Szukanie zajęć, wyciskanie z siebie ćwiczeniami całej energii, żeby potem tylko paść i zasnąć. Na dobrą sprawę niespecjalnie to pomagało. Choćbym nie wiem, co wymyślił, wciąż siedział w mojej głowie: wspomnieniach, snach, marzeniach, pragnieniach. Był jak choroba. Ale chyba za dobrze zdawałem sobie sprawę, że ktoś taki jak on nie mógłby być czymś negatywnym. Próbowałem z określeniem go narkotykiem, ale potem dochodziłem do wniosku, że mógłbym go prędzej porównać z balsamem dla mojej obolałej duszy. I jak już zdążyłem zauważyć, wciąż o nim myślałem, tworząc już tyle tysięcy wizji jego osoby, że zaczynałem się czuć jak schizofrenik.
            Spędzałem czas czytając książkę i nawet mógłbym być z siebie dumny, bo dość dobrze rozumiałem, o czym czytam. Ten spokój jednak przerwało mi otwieranie drzwi od celi. O tej porze nie zdarzało się to zbyt często, więc posłałem w tamtym kierunku pytające spojrzenie. Strażnik, z którym do niedawna miałem niezłe układy i nawet w pewien sposób go lubiłem, odkąd ode mnie wyłapał, nie był już do mnie tak dobrze nastawiony, chociaż miałem wrażenie, że mimo wszystko jest dla mnie trochę inny, niż dla reszty bandziorów w tej dziurze.
            - Masz gościa, Kaulitz.
            - Nikogo się nie spodziewam - odparłem, marszcząc brwi. Nie chciałem przyznać się nawet przed sobą do lekkiego ukłucia w sercu. Byłem jednak pewien, że owa nadzieja jest raczej bez szans na spełnienie.
            - Mam powiedzieć, żeby sobie poszedł? Z chęcią to zrobię. Ostatnio, jak tu był, zrobiłeś straszną rozróbę - warknął, a mnie przewróciło się w żołądku. A więc to musiał być Lucas.
            Na chwilę obecną sam nie wiedziałem, jakie mam nastawienie do tego człowieka, ale nie byłem w stanie się powstrzymać, a był jedyną osobą, która mogła mi powiedzieć coś o tym, co dzieje się z Billem. Nie miałem też zielonego pojęcia, czego ode mnie chce, ale w tamtej chwili było to nieistotne.

            - Idę.

8 komentarzy:

  1. Och, koniec!? I to w takim momencie? Jestem ciekawa, w jakim celu Lucas pojawił się w więzieniu. Hmm, może nakłoni Toma do wyjawienia prawdy? No nie wiem .. Coraz bardziej intryguje mnie ta historia. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek!

    www.tworczosc-martie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra od czego zacząć... Może najpierw od tego, że czytam Twoje opowiadania już od dawna. Najpierw trafiłam na 'Stworzeni we dwoje', wtedy już było zakończone. Zaczęłam czytać i zakochałam się w tym opowiadaniu. Pamiętam, byłam chora, czułam się nie najlepiej, ale siedziałam nocami i czytałam dalej, bo tak cholernie byłam ciekawa co się wydarzy. Szczerze jednak powiem, że nie podobała mi się kontynuacja tego... Cholernie smutno mi było gdy jednak sie rozstali. Kiedy przypominałam sobie wszystko co było między nimi wcześniej po prostu nie mogłam tego zaakceptować. Przeżywałam to jak głupia, zresztą jak każde Twoje opowiadanie. Bo od tamtej pory, aż do dziś czytałam wszystko co pisałaś i dostrzegam to jak wielki postęp w pisaniu zrobiłaś od tamtej historii. Chociaż dla mnie wtedy to było idealne, jednak każde kolejne opowiadanie było bardziej dopracowane. Potrafisz opisywać to w taki sposób, że czytelnik naprawdę jest w stanie to wszystko sobie wyobrazić, wczuć w sytuacje bohaterów, związać z nimi i tak mocno przeżywać ich losy. Dlaczego teraz o tym wszystkim piszę? Cóż... przyznaję bez bicia, że wcześniej nie komentowałam wcale. Tak wiem zły ze mnie człowiek :D Nie miałam w zwyczaju komentować, żadnych opowiadań, które czytałam, nawet jeśli je uwielbiałam, jednak teraz postanowiłam to zmienić :D No nic, nadrobić, nie nadrobię tego, ale od teraz postaram się regularnie komentować :)
    Co do historii więziennej. Czytałam to nie raz z zapartym tchem i wielkimi emocjami. Wiele razy jak była dłuższa przerwa, już się obawiałam, że nie wrócisz. Nie znoszę tego, jak czytam coś, polubię już to, zaciekawi mnie, wczuję się w historię, a nagle autorka znika i historia pozostaje nie dokończona. Wtedy jest najgorzej. No ale na szczęście jesteś i bądź i pisz jak najdłużej i jak najwięcej! :) A wracając do tego opowiadania. Nie jestem w stanie powiedzieć ile razy wściekałam się na Toma i jego zachowanie. Jego obojętność w niektórych momentach doprowadzała mnie do szaleństwa! Miałam ochotę porządnie skopać mu tyłek, serio. Przecież na miejscu Billa to ja bym nie wytrzymała nerwowo i zrobiła Tomowi już dawno krzywdę xD Więc podziwiam Billa, bo był bardzo wytrwały i jednak cierpliwy, że nie zabił tego głupka nooo xD Ale Toma nie umiem zrozumieć. Tak bardzo zależy mu na Billu, nie chce jego cierpienia, a tyle razy mu je zadał i potrafił udawać obojętnego! W ogóle poprzednia część na końcu doprowadziła mnie do łez! Uwierz, rzadko się to zdarza u mnie. Na filmach rozklejam się naprawdę sporadycznie, a podczas czytania to dopiero jest rzadkość. Więc wiedz o tym, że piszesz w taki sposób, że to naprawdę wpływa na emocje. Ja poważnie czułam ten ból Billa, czułam jego bezradność i jednocześnie wściekłość na Toma, że jest taki głupi i obojętny, że nic nie robi i zachowuje się jakby mu było wszystko jedno, a przecież tak nie jest do cholery! Jak on potrafi to tak dobrze ukrywać? Po co się tak tym męczy chowając w sobie, bo on się męczy, chyba jeszcze bardziej niż Bill, który wyraża wszystko jasno.Chwila ich rozstania była okropna. Ich ostatnie słowa do siebie... i ta myśl, że już się nie spotkają... Ale nie będzie tak prawda? Nie zrobisz im tego? Nie możesz! Ja zabraniam! Niech Tom zmądrzeje i postara się trochę bardziej coś zrobić... Bo dlaczego nie chce dopuścić do siebie tej myśli, że może być z Billem szczęśliwy na wolności i się tym cieszyć, tylko wciąż karze siebie, ale też przy okazji karze i krzywdzi osobie którą kocha i która kocha jego i w niego wierzy, a przynajmniej wierzyła tak długo... Niech zrozumie... no kurde. Wiem, przeżywam to jakby to była prawdziwa historia xD ale zawsze (chyba aż za bardzo) wczuwam się w sytuacje bohaterów :D Ale dla Ciebie to chyba pozytywne, że potrafisz tak opisać to wszystko, iż w takim stopniu wpływa to na osoby czytające, że kiedy czytają napisane przez ciebie słowa istnieją tylko one i ta historia, a osoba czytająca czuje, że sama w tym uczestniczy i osobiście to przeżywa. No przynajmniej ja tak mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa spotkania Toma i Lukasa, może on powie mu coś co do Toma dotrze, co sobie przemyśli. Mam nadzieję. I mam nadzieję również na to, że jednak dobrze się to skończy. Ja naprawdę lubię wiele komplikacji w opowiadaniach, problemów, przeciwności losów, utrudnień itd, ale koniec ma być szczęśliwy, bo gdy nie jest to boli mnie serduszko, kiedy pokocham bohaterów, a oni na końcu cierpią i są nieszczęśliwi :(
      uh dobra kończę już lepiej to moje pieprzenie, bo Ci się nie będzie chciało tyle tych moich głupot czytać haha i tak już musiałam podzielić komentarz na dwa bo nie chciał dodać się w całości
      Czekam na kolejny i weny życzę :*

      Usuń
    2. O, mamusiu, czytałam Twój komentarz w pracy <3
      Tak bardzo poprawiłaś mi humor, że prawie cieszyłam michę na całe biuro :D
      Bardzo Ci dziękuję, że zdecydowałaś się odezwać, to dla mnie ważne :). I ja też podziwiam cierpliwość Billa xD. Ja już dawno bym mu... zrobiła krzywdę xD.
      I zawsze, zawsze czytam wszystkie komentarze, a te długie są jednymi z moich ulubionych :D, więc śmiało! ^^
      Mam nadzieję, że w przyszłości moje teksty również będą odpowiednio na Ciebie wpływać i będą tak odbierane, jak dotąd. Zrobię, co w mojej mocy :D!

      Usuń
  3. No dobrze przyznam, że trochę się obawiałam co wydarzy się po wyjściu Billa. Nie specjalnie wiem co powiedzieć.. przypuszczam, że Lucas będzie próbował przemówić Tomowi do rozumu. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Skoro tęskni za Billem to mógłby ruszyć to swoje szanowne dupsko i zrobić coś z własnym życiem.
    Czekam Czokuś na dalszy rozwój wydarzeń, mam przeczucie, że w następnym odcinku będzie się więcej działo :)

    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czokuś, przecież nie mogę Ci dyktować w którym momencie masz skończyć. Ja oczywiście dalej z chęcią będę czytać to co naskrobiesz, bo uwielbiam Twój styl. ;) Dziękuję, że przyjęłaś moje uwagi w ten sposób. (W życiu bym się nie spodziewała, że trafię na szczyt notki. :P )
    Nie musisz mi tłumaczyć, dlaczego kontynuujesz. To jest Twoje opowiadanie i zrobisz jak sama to zaplanowałaś, a ja z chęcią podążę i doczytam do końca. ;) W razie pytań i nieporozumień znajdziesz mnie na facebooku.
    (Figuruję pod dwoma nickami: Draco i FuckinHope. Ale najprędzej znajdziesz mnie jako Twórcę tła na Twoją stronę. ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie twierdzę, że próbowałaś mi coś dyktować, przemyślałam to jako sugestię z Twojej strony, uzasadnioną. W każdym razie cieszę się, że zamierzać dalej śledzić lody tej historii :D. (Muszę przyznać, że ja kiedyś przeczytałam pewne opowiadanie do momentu, gdy uznałam, że to koniec, a potem okazało się, że jest tego więcej. Pewnie zaczęłabym czytać dalej, ale autorka przestała pisać je dalej, więc... upiekło mi się :D. Ale ja nie zamierzam zostawiać nic niedokończonego ^^).
      I w żadnym wypadku nie masz mi za co dziękować, to ja dziękuję :).
      Moje tło jest dzięki Tobie bardzo mniamuśno czekoladkowe :D

      Usuń
  5. wiedziałam, że coś pęknie w Tomie, gdy porządnie zauważy, że Billa już przy nim nie ma. cholera no Tom musi coś zrobić tymbardziej, że ma do tego okazje no i niech w koncu przestanie zgrywać twardziela cholera jedna, Bill tak cierpi, z resztą jak on sam tyle, że na wlasne głupie życzenie.. Czokuś kocham cie i kocham twoje opowiadania, jesteś na prawdę świetna i życzę ci duuuużo weny oraz jak najszybszego napisania nowego odcinka :-D :-*

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^