środa, 6 maja 2015

MKARZ: Szukając rzeczywistości [21-25]

Witajcie :).
Tak, pisałam tam w niedzielę, że dodam, ale jakoś wszystko potoczyło się, jak się potoczyło i jestem z małym opóźnieniem. Przynajmniej ja jestem...

derlon76 - Bardzo miło z Twojej strony, że się odezwałaś :) Natomiast jeśli chodzi o komentarze... Uwierz, że dla autora nie ma nic cenniejszego niż opinia czytelnika. Co innego, gdybym pisała do szuflady, ale chcę dzielić się swoją twórczością, a czasami bardzo ciężko oderwać się od codziennego życia na tym jego etapie, żeby systematycznie poświęcać czas na pisanie bez motywacji. Gdybym pisała tylko dla siebie, nie przejmowałabym się, że znów nie napisałam dość na następny odcinek i tym podobne. Ja bardzo nie lubię narzekać i przepraszam za to, nie bawi mnie zabawa w "za tyle komciów będzie notka". Publikuję już od dawna na blogu, bo to mi dawało satysfakcję, kontakt z ludźmi, a to zawsze pomaga w pisaniu. Poprzez opinie można poznać wykreowanego bohatera od zewnątrz, jakie robi wrażenie, wykorzystać to, wejść lepiej w postać. Dlatego pisanie opowiadań zawsze było pierwsze, gdy tylko miałam wolną chwilę, dlatego wciąż nie skończyłam książki - tu zawsze ktoś czekał, był dialog, był fun. I dziękuję, że zwróciłaś na to uwagę, bo inaczej pewnie bym tego z siebie nie wyrzuciła :P.
W ogóle to muszę coś z sobą zrobić, bo jeszcze moja nieprzewidywalność staje się za bardzo przewidywalna xD. Nie chcę psuć zabawy z czytania, nic nie zdradzę, ale sądzę, że jeszcze trochę będzie się działo :D. Czasami dobrze wiedzieć, że jest ktoś, kto niemal nadąża za moim tokiem rozumowania xD.

No. A teraz, kiedy Was tu ze mną nie ma - naprawdę cieszę się, jeśli czytacie i podoba Wam się, ale - ja nie mam takiego fan'u, jak zwykle. Niemniej, nie zostajemy w tyle, piszemy dalej (mam jeszcze odcinek na przód i po trochu piszę, staram się zawsze na jakiejś małej kartce chociaż... chociaż przepisywanie jest tragiczne...). Chłopaki tworzą dziwne rzeczy xD.

Życzę wszystkim niezmiennie smacznego! I jak zawsze, liczę na Was :).

Wasza Czekoladka :).




21.
Po złożeniu wszystkich zeznań, ostatecznym zebraniu dowodów i obejrzeniu nas trzech tysiąc razy przez lekarzy, wreszcie byliśmy wolni. Ja wreszcie mogłem wsiąść na ten nieszczęsny wózek, żeby wrócić do domu i Lucas pomimo uszkodzenia części ucha wewnętrznego dostał w końcu zgodę na wypisanie się ze szpitala na własne żądanie. W ten sposób wreszcie udaliśmy się do naszego obecnie wspólnego mieszkania, pomimo że - zupełnie tak jak WYKRAKAŁ Luc - Tom został poinformowany, iż nie powinien wyjeżdżać z miasta, ponieważ Michael jest w złym stanie i będą musieli przeprowadzić śledztwo wyjaśniające tę kwestię w razie powikłań. Kaulitz jednak wydawał się tym specjalnie nie przejmować. Był zbyt zajęty trzymaniem mnie przy sobie i nie spuszczaniem z oka. Nareszcie mogłem dostatecznie nacieszyć się z jego obecności.
Druga sprawa to, że Lucas naprawdę podziękował mu za uratowanie życia, przed czym Tom bronił się rękoma i nogami, bo uważał, że spartolił sprawę. Z naszej trójki jednak tylko on tak sądził, bo dla mnie i Luca był właściwie bohaterem. Naprawdę przyjemnie było patrzeć, jak pogodzeni ze sobą współpracują. Teraz, gdy byłem już w mieszkaniu wiedziałem, że nie obchodzi się bez złośliwości i różnych przepychanek, o dziwo, nie tylko słownych, ale odnosiłem wrażenie, że to raczej wygłupy niż wzajemna niechęć. Wreszcie zaczęli się dogadywać. Byłem naprawdę zadowolony z tego faktu. Jeśli chodzi o poruszanie się między pokojami na wózku, było to nieco uporczywe i często się wściekałem, co kończyło się na pomocy któregoś z chłopaków, ale za to że mi pomagali, uparli się najwyraźniej dręczyć mnie do końca moich dni. Dzień w dzień czekały mnie ćwiczenia i kolejne próby odzyskania czucia w nogach. Bywało tak, że płakałem już ze zmęczenia tym wszystkim, a oni i tak nie chcieli dać mi spokoju. Dosłownie rozpaczałem, gdy Tom masował moje stopy, a ja nie mogłem z tego czerpać przyjemności. Wiedziałem, że on też jest już zmęczony tym wszystkim. Właściwie nie miał ani jednej spokojnej chwili od dnia wyjścia z więzienia. Wciąż fundowałem mu jakieś niespodzianki. Na dodatek ściągnęli nas wszystkich jednego dnia na przesłuchanie, jednak okazało się, że prócz nas całe zajście widziała jeszcze jakaś salowa, więc wyglądało na to, że najgorsze za nami. Czekała nas jeszcze tylko rozprawa przeciw Michaelowi.
Kiedy nic nie robiłem, obaj skakali koło mnie jak kokoszka wokół jajka, co strasznie mnie denerwowało, więc żeby dać im trochę odsapnąć, zgłosiłem się do swojego szefa, że wypuścili mnie póki co do domu i chciałbym podjąć się już chociaż części obowiązków biurowych, z którymi mogłem sobie poradzić przed komputerem. Kaulitz wtedy znajdował sobie jakieś inne zajęcie, a ja przynajmniej nie użalałem się nad sobą zajęty dokumentami firmy. Usypiałem zazwyczaj u boku Kaulitza, jednak mimowolnie budziłem się z rana, gdy jego już nie było - albo ćwiczył, albo był już pod prysznicem. Tom najwyraźniej nie lubił próżnować. Nie widziałem tego mieszkania tak czystego, odkąd się tu wprowadziłem, jednak nie potrafiłem się tym w pełni cieszyć.

22.
Zgodnie z zaleceniami lekarza męczyliśmy Billa każdego dnia ćwiczeniami. Był to wyjątkowo przykry obraz, młody często płakał i krzyczał, że mamy zostawić go w spokoju, ale w końcu dał za wygraną i przestał się stawiać, nawet jeśli nasze próby nie przynosiły żadnych rezultatów. Wyczerpywało go to jednak zupełnie i zazwyczaj kładł się spać zaraz po kolacji. Prawdopodobnie nawet nie wiedział, że często siadaliśmy wtedy z Lucasem przed telewizorem, kompletnie nic nie mówiąc i najczęściej żłopaliśmy piwo. Niezbyt ambitne zajęcie, ale mimowolnie czułem wtedy, że doskonale się rozumiemy. Obaj mieliśmy dość, ale żaden nie chciał dać za wygraną.
Aż wreszcie nadszedł ten dzień.
- Tom? Tom, odsuń się. Stopa mi ścierpła! - warknął na mnie poirytowany chłopak. Był jeszcze kompletnie zaspany, mnie jednak jego słowa przywróciły natychmiastowo do rzeczywistości. Nie miałem jedynie pewności, czy aby coś mu się właśnie nie śni. Po chwili zastanowienia postanowiłem go obudzić, potrząsnąłem więc lekko jego ramieniem.
- Bill? Hej, otwórz oczy. Obudź się.
- Co? Która godzina? - mruknął, ocierając zasapaną twarz. Słońce jeszcze nie zagościło na dobre w naszych oknach.
- Coś ci się śniło? - zapytałem ostrożnie, nie chcąc niepotrzebnie poruszać drażliwego tematu.
- Co? Nie, nie przypominam sobie - odparł, wciąż zerkając z niedowierzaniem na zegarek. - O co ci chodzi?
- Powiedziałeś, że ścierpła ci noga i nie wiem, czy...
- A nie, już lepiej, więc... - urwał wpół słowa i niemal natychmiast oczy otworzyły mu się szeroko. Wreszcie się obudził. - Och... Boże, ja chyba... Ja... - próbował z siebie wydusić, ale wreszcie chwycił po prostu za pościel i odkrył się zamaszystym ruchem, aż ta niemal spadła z łóżka. Potem wpatrzył się w swoje stopy. Z całej siły pragnąłem wtedy zadać jedno pytanie, ale powstrzymałem się resztkami silnej woli. Po chwili palce jednej z jego stóp zaczęły się poruszać, a Bill płakać. Te dwie rzeczy spadły na mnie tak nagle, że i mnie zrobiło się gorąco. Zamieszanie ściągnęło do nas zaspanego Lucasa, który przyszedł nas opieprzyć, że go budzimy, ale potem i on zobaczył ten cud.
I tak w jednym pokoju siedziało trzech dorosłych, beczących facetów. Nareszcie...

23.

Miałem wrażenie, że to najcudowniejszy moment w moim życiu. Nie mogłem uwierzyć i bez przerwy poruszałem tymi palcami, i gapiłem się na nie z niedowierzaniem. Płakaliśmy tego dnia wszyscy trzej, a wózek poszedł w zapomnienie, bo Tom z radości zaczął nosić mnie na rękach i robił to do samego wieczora. Popołudniu odwiedził nas lekarz, który z zaskoczeniem przyjął dobre nowiny, niemniej on również miał dla mnie same dobre. Czekało mnie teraz jeszcze więcej rehabilitacji, a ja mogłem tylko dziękować Tomowi i Lucasowi, że w przeciwieństwie do mnie nie poddali się i to wszystko była ich zasługa. Byłem niemożliwie szczęśliwy i uwierzyłem, że któregoś dnia w końcu stanę na własnych nogach.
Lekarz upominał mnie, żebym przypadkiem się nie przemęczał, bo może to przynieść więcej problemów, niż korzyści, jednak nie mogłem przestać wciąż próbować zrobić coś więcej niż poruszenie kilkoma palcami. Byłem tak wykończony po całym dniu, że kiedy mieliśmy świętować, usnąłem wkrótce po kilku pierwszych łykach wina, które otworzyliśmy z tej okazji. Spodziewałem się, że Tom zwyczajnie zaniósł mnie do łóżka, bo tam właśnie obudziłem się kolejnego dnia.

24.
Zasiedliśmy do stołu z butelką wina z okazji tego naszego wspólnego cudu. Bill przez cały czas uśmiechał się, śmiał i mówił o ćwiczeniach, które na pewno pomogą, chociaż był wykończony po całym dniu. Wzniósł z nami toast, a niedługo potem oparł się wygodnie o oparcie kanapy i zasnął. Przez jakiś czas siedzieliśmy po prostu w ciszy, włączyliśmy niezbyt głośno telewizor i popijaliśmy ze swoich lampek. Nie docierało do mnie w jakiś sposób, że to wszystko dzieje się naprawdę. Od czasu, kiedy Bill zniknął tuż przed rozprawą, wszystko wydawało mi się niemożliwie nierealne.
- Lepiej zanieś go do łóżka, zanim się upijesz - odezwał się Lucas, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego beznamiętnie i westchnąłem. Miał rację.
Doskonale wiedziałem, że się upiję.
Odstawiłem lampkę z winem na stół i ostrożnie podniosłem Billa z kanapy, żeby zaraz potem wynieść go do naszego pokoju, gdzie ułożyłem go na łóżku i rozebrałem. Na chwilę nawet się przebudził, ale bredził coś jeszcze przez sen, więc poczekałem tylko kilka minut, żeby upewnić się, że usnął z powrotem i wróciłem do salonu, gdzie czekało na mnie wino oraz Lucas. Chłopak właśnie dolewał sobie kolejną porcję. Spodziewałem się, że przygotował coś więcej na ten wieczór, bo jedna butelka z pewnością by nam nie wystarczyła. Miałem zresztą rację. Obaj się cieszyliśmy, ale jednocześnie czułem się zwyczajnie wykończony psychicznie, a alkohol miał jedną przydatną funkcję, pozwalał mi się na chwilę wyłączyć. I potrafiłem wtedy otwarciej rozmawiać. Dlatego znów zaczęliśmy mówić o Alexie, jego bracie, o Billu, o wszystkim, co się wydarzyło. Kazałem mu zamknąć jadaczkę, gdy próbował mi znów podziękować za ratunek. Nie cierpiałem przypominać sobie tamtych chwil, bo wciąż przypominało mi się, że o mały włos, a spóźniłbym się i możliwe, że nie uratowałbym nikogo. Dopiero, gdy najtrudniejsze tematy były za nami, wróciliśmy do świętowania.
Pamiętam, że wypiliśmy razem cztery butelki. Wino mocno szumiało mi w głowie i wciąż dziwiliśmy się, że Bill się nie obudził, gdy wybuchaliśmy wspólnie śmiechem. Mieliśmy nadzieję, że teraz wszystko ruszy z kopyta i nasze życia zaczną się układać, każde z kolei. Zarówno młody wróci do siebie, ja wreszcie stanę twarzą w twarz z matką, a Lucas… Lucas powinien wreszcie zająć się swoim życiem, zamiast wiecznego poświęcania się dla innych. Takiego byłem zdania odkąd nasza znajomość zmieniła swoje płaszczyzny. Nie był już dla mnie wrogiem numer jeden.
Nie znaczyło to jednak, że kiedy przysunął się za bardzo i sięgnął do moich warg, nie powinienem był go odepchnąć i najlepiej przywrócić go do porządku szybkim nokautem. Powinienem był, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłem - czy raczej nie od razu. Cokolwiek bym nie powiedział, sam pocałunek był przyjemny, ale nigdy nie powinien był mieć miejsca. Byłem zdezorientowany i pijany, a jednak już teraz obawiałem się, że może to zostać wykorzystane przeciw mnie. Odsunąłem go więc od siebie na bezpieczną odległość i zmrużyłem oczy. Wściekłem się na siebie, że mu na to pozwoliłem. A pozwoliłem, choć sam nie miałem pojęcia: dlaczego? Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się od chłopaka, nie mogąc znieść jego świdrującego mnie, również pijanego wzroku.
- Powinniśmy pójść już spać - stwierdziłem mrukliwie. - Za dużo tego wina.
- Chcesz… położyć się ze mną? - zapytał w końcu, na co o mało nie zakrztusiłem się powietrzem. Gwałtownie przeniosłem na niego wzrok, dosłownie nie dowierzając w to, co usłyszałem.
- Odbija ci, Luc. Nie przeginaj - ostrzegłem go, chociaż byłem kompletnie zalany. Tak przynajmniej się czułem.
- Hej. Jesteśmy tylko ludźmi, nie? A Bill już od dawna trzyma cię w celibacie, co? - podsunął, na co ja odwróciłem wzrok, czując, że robię się czerwony.
- To nie twój interes - warknąłem.
- Mój, bo mieszkamy razem i ja też od dawna myślę tylko o tym, żeby wreszcie coś ruszyło z miejsca - stwierdził. - Możemy sobie pomóc, wystarczy jedna obietnica, że nikt się nie dowie - dodał, przysuwając się bardzo blisko. Czułem jego oddech na swojej szyi i  zaraz potem gorące wargi dotknęły mojej skóry, a ja poderwałem się na proste nogi, przez co Lucas stracił równowagę i upadł na kanapę. - Tom, nie bądź…
- Zamknij się! - warknąłem ostro, nie zamierzając dłużej pozwalać mu mamić się swoją pijaną głową. - Będzie dla ciebie lepiej, jeśli jutro nie będę tego pamiętał… - mruknąłem, zabierając się stamtąd.
- Będziesz pamiętał! - zawołał za mną. - Nie ma się co oszukiwać, Tom, skoro dobrze wiesz…
- Zamknij się - syknąłem, zatrzymując się w drzwiach, teraz już na poważnie przestraszony, że Bill mógłby się obudzić i coś usłyszeć. Podszedłem do drzwi na korytarz, jednak musiałem złapać się framugi, bo helikopter w mojej głowie nie chciał się zatrzymać. Lucas miał wielkie szczęście, że byłem w takim stanie, bo miałem chęć przestawić mu pięścią szczękę. - Obym nie pamiętał - mruknąłem, znowu kierując się do pokoju, gdzie spał Bill.
Zaraz potem zamknąłem drzwi i usiadłem na brzegu łóżka, żeby spojrzeć w ciemności na MOJEGO chłopaka. Nieważne jak byłem pijany, nie mógłbym mu tego zrobić. Tak sobie właśnie powtarzałem do momentu, aż zmorzył mnie sen.

25.
Tego dnia to Bill obudził się pierwszy, bo to właśnie jego wargi na mojej szyi przywróciły mnie do rzeczywistości. Natychmiast też przypomniało mi się o niemoralnej propozycji Lucasa. Na samą myśl robiło mi się słabo. Bill nie mógł o tym wiedzieć.
- Hej - wychrypiałem, przyglądając mu się przez oczy zmrużone od wpadającego do pokoju słońca. - Jak się spało?
- Odpadłem. A chciałem choć raz upić się razem z wami - wymruczał niezadowolony.
- Jeszcze będzie okazja - uciąłem krótko, nie chcąc nawet wspominać tej nocy.
Podniosłem się z poduszki, czując, że jestem mocno wczorajszy i starałem się jakoś poukładać sobie wszystko w głowie. Wiedziałem przecież doskonale, że to, iż dotąd odpuszczaliśmy zbytnie zbliżanie się do siebie, było spowodowane jego stanem zdrowia. Dotąd brałem pod uwagę, że może nie być na to gotowy fizycznie i psychicznie, ale wreszcie coś zaczęło się zmieniać i układać. Liczyłem… albo raczej miałem cichą nadzieję, że może w związku z tym TO również się zmieni. Z drugiej strony zanim Bill pojawił się w więzieniu jakoś nigdy nie rozpaczałem z powodu braku seksu. Szlag by trafił Lucasa i jego idiotyczne pomysły!
- Idziemy na śniadanie? - zapytał, odkrywając się, po czym z szerokim uśmiechem poruszał odsłoniętymi palcami u stóp.
Nie odpowiedziałem mu jednak od razu, wpatrując się w niego jedynie, jakby sam mógł odgadnąć, co chodzi mi po głowie.
- A może najpierw kąpiel? - zasugerowałem, ale on skrzywił się tylko.
- Później. Chcę coś zjeść - oznajmił, na co westchnąłem cicho. Nie rozumiał, więc zbliżyłem się do niego nieco.
- A gdybym tak wziął kąpiel razem z tobą? - podsunąłem raz jeszcze i dopiero tym razem jego oczy zabłyszczały. W jednej chwili jego policzki pokryły się szkarłatem, na co uśmiechnąłem się wymownie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Tom. Ja… właściwie… Wiesz, mogę umyć się sam…
- Ale nie musisz.
- I tak będę tam siedział jak kłoda. To nic fajnego, Tom. Nie ma potrzeby, żebyś… wiesz… - urwał w końcu.
Nie cierpiałem takich sytuacji, ale jeśli chciałem, żeby coś się zmieniło, nie mogłem odpuścić tak łatwo, nawet jeśli słowa, które miałem wypowiedzieć, nie chciały przejść mi przez gardło.
- Bill? - mruknąłem, łapiąc go za brodę, by skierować na siebie jego spuszczony wzrok. - Pamiętasz, jak w więzieniu prosiłeś mnie, żebym ci zaufał? - zapytałem, a on w odpowiedzi skinął jedynie głową. - Więc teraz twoja kolej - powiedziałem, odsuwając się na skraj łóżka, żeby chłopak mógł się przesunąć.
Wciąż denerwował się, że próbujemy wszystko robić za niego.
Z brzegu mebla wziąłem zawstydzonego chłopaka na ręce, a kiedy objął rękoma mój kark, uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Chciałem jak najprędzej zapomnieć o tym felernym pocałunku i żeby Bill przestał myśleć o sobie, jak o kalece, która na nic nie może sobie pozwolić. Niedługo potem posadziłem chłopaka na pralce, co nieco go rozbawiło, ale tak było mi najłatwiej go rozebrać do naga.
- Mogę sam! - protestował, ale ja tylko docisnąłem go do siebie ciaśniej, nieco uniosłem i szybko zsunąłem z niego bieliznę ani na chwilę nie spuszczając jednak wzroku z jego oczu. Nawet, gdy pierwszy raz go rozbierałem, nie był tak zawstydzony, jak tego dnia. Po chwili jednak odsunąłem się od niego i podałem mu szczoteczkę do zębów oraz pastę.
- Naprawdę musiałem być nagi, żeby umyć zęby? - zapytał złośliwie, na co ja prychnąłem tylko. Samo tak wyszło...
- Naprawdę muszę mieć wymówkę, jeśli mam ochotę na ciebie popatrzeć? - odbiłem piłeczkę, unosząc wyżej brew. Zaśmiał się tylko i nie skomentował tego, ale było mi jakoś lepiej, gdy się uśmiechał.
To był naprawdę dziwny poranek. Jednocześnie byłem spięty, nakręcony i rozbawiony tymi cudnymi rumieńcami. Z tego wszystkiego sam się denerwowałem. Bill speszony ledwie spoglądał w moją stronę, a kiedy obaj umyliśmy już zęby i do niego podszedłem, na pierwszy rzut oka zauważyłem u niego gęsią skórkę. Znowu przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie i jego przerażone spojrzenie, gdy nasze oczy się spotkały. Dużo zmieniło się od tamtego dnia, my się zmieniliśmy. Przede wszystkim jednak dostaliśmy, czy raczej wywalczyliśmy sobie szansę na poznanie się w normalnym świecie. Tylko oczywiście los jak dotąd musiał nam trochę popsuć plany. Świat krat, strażników i niebezpiecznych ludzi zdawał się pozostać gdzieś w naszej przeszłości, a jednak wciąż można było poczuć jego oddech na karku, gdy na moment traciliśmy czujność. Według mnie mieliśmy zapamiętać to, jako nauczkę do końca swoich dni.
- O czym myślisz? - Z letargu wyrwał mnie głos Billa. Spojrzałem na niego nieco zaskoczony, a potem objąłem ciasno tak, że zakryłem sobą całą jego nagość. Przytulił się do mnie.
- O tobie. O nas. Zawiesiłem się - odpowiedziałem nieco mrukliwie i zaraz potem zbliżyłem się do jego warg, żeby powoli, bez pośpiechu i ze smakiem znów ich skosztować. A przy okazji na dobre pozbyć się wspomnienia minionej nocy. Chłopak nie opierał się, ale mimo wszystko miałem wrażenie, że coś jest nie tak, jakbym tego chciał. Ciężko było mi jednak określić, co to takiego, dopóki nie przenieśliśmy się do wanny. Ja niewiele mówiłem, ale to, że Bill również był milczący nieco mnie niepokoiło. Przekonałem się, że nic sobie nie zmyślam w chwili, gdy nieco się rozkręciłem, pieszcząc jego ciało. Z początku wydawało się, że jest nawet zadowolony, ale potem zaczął mnie odpychać, gdy za bardzo zbliżyłem się do jego intymności…
- Hej, daj spokój… - mruknął zażenowany, nie mając jak uciec, czy ukryć się przede mną.
- Dlaczego? - zapytałem wprost. Na pewno nie dlatego, że nie mógł. Doskonale widziałem, że jak najbardziej jest gotów do zabawy, jednak on westchnął tylko i odwrócił ode mnie twarz. - Co jest nie tak? Możesz mi wyjaśnić?
- Okropnie byśmy hałasowali… - wymruczał, na co ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Zupełnie nie rozumiałem, jakie to ma znaczenie. - Po prostu… innym razem. Tom, nie złość się, ja… Na razie po prostu… nie mogę.
- Nie rozumiem - oznajmiłem, wpatrując się w niego uparcie. - Czego nie możesz? Co jest nie tak?
- Po prostu… dajmy sobie na razie spokój, co? Póki co i tak tkwimy tu na głowie Lucasa i… nie chcę, żeby on…
- Lucas, tak? - warknąłem z niedowierzaniem. - Naprawdę? I chodzi tylko o niego? - Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
- Wiem, jak to brzmi, Tom - mówił cicho, próbując mnie uspokoić. Sięgnął dłońmi do mojej twarzy i gładził nimi policzki. Mimo wszystko imię jego kumpla podziałało jak czerwona płachta na byka. - Spróbuj jednak zrozumieć, on jest dla mnie jak brat, no i… Nie chcę, żeby cierpiał. Wystarczy, że przeze mnie nie słyszy na to ucho. Tom, ja wiem, że doskonale rozumiesz, nie każ mi tego tłumaczyć…
Prychnąłem zły, wychodząc z tej wanny cały ociekający wodą. Zupełnie odechciało mi się amorów. Ten cholerny, przeklęty… Walczyłem ze sobą jeszcze przez dłuższą chwilę, nie chcąc nic mówić Billowi, ale jednak nie wytrzymałem. Pieprzony Lucas!
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? - zapytałem wreszcie. Sięgnąłem po ręcznik, gwałtownie zrywając go z wieszaka, po czym owinąłem go sobie wokół bioder. - Ty sobie po prostu ze mnie kpisz!
- Przestań… Wcale nie…
- Musisz sobie kpić! - Nie dałem mu nic powiedzieć. To po prostu nie mieściło mi się w głowie. W oczach Billa jednak widziałem już łzy. Znacznie szybciej się rozklejał od momentu wypadku i nie potrafiłem mu się dziwić po wszystkim, co przeszedł, ale teraz to ja miałem totalnie dość.
- Naprawdę to dla ciebie takie ważne? Doprawdy? - mówił przez łzy. - Po tym wszystkim chcesz kłócić się o seks…? Miałem cię za kogoś innego…
- Ani słowa, kurwa, więcej! - przerwałem mu znowu, tym razem zupełnie wściekły. Akurat on powinien wiedzieć, żeby w ten sposób nie dolewać oliwy do ognia. Miałem wrażenie, że po tym, co powiedział, aż pociemniało mi w oczach. - Mam go już definitywnie dość, rozumiesz?
- Dzięki niemu mamy się gdzie podziać! Przecież się pogodziliście…
- Oczywiście! - Parsknąłem głośno. - Nic tylko mu dziękować! Rzeczywiście!
- Tom, przestań! - wyrzucił z siebie przez łzy. Serce mi się krajało, ale nie było to w stanie mnie uspokoić. - Nic nie rozumiesz!
- Nie, to ty nie rozumiesz! Chyba, że tobie też proponował seks za moimi plecami na poprawę humoru! - wykrzyczałem, zupełnie ignorując fakt, że Lucas i tak pewnie już się obudził i teraz wszystko słyszy.
Chłopak patrzył na mnie z otwartymi ustami, najwyraźniej nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- O czym ty mówisz…?
- O tym, jak bardzo jesteś zapatrzony w swojego kumpla i o tym, że ja się z tego wypisuję - dodałem, zbierając swoje ubrania z podłogi. Dawno nikt nie wyprowadził mnie tak bardzo z równowagi. W samych spodniach opuściłem gwałtowanie łazienkę, o mało nie wpadając na Lucasa, który właśnie zdawał się do niej zbliżać. Dosłownie odskoczył, gdy na niego spojrzałem, blady jak ściana.
W pokoju ubrałem się i wrzuciłem do plecaka kilka rzeczy. Musiałem stąd wyjść, jak najprędzej. Po całą resztę mogłem przyjść w każdej chwili. Miałem już szczerze dość chorej atmosfery, jaka panowała w tym mieszkaniu.

9 komentarzy:

  1. Nieeee!!! Jak mogłaś przerwać w tym momencie, no jak??? Szkoda, że taki krótki rozdział choć może mi się to wydaje. Mam nadzieję,że następny będzie o wiele dłuższy. Co do Lucasa to tak mnie wkurza, że masakra. Najchętniej to bym mu przywaliła tak by nie wstał. Tommy według mnie zachowuje się jak najbardziej racjonalnie, sama pewnie bym się tak zachowała. Bill teraz zgrywa taką ciotke nie wydymkę aż mnie cholera bierze no bo cholera Tom się stara nie ?,a on co robi kur**? przejmuje się tym, że będzie słychać i kumpel poczuje się niekomfortowo ?!!? No bez jaj =.= No aż mnie nosi jak piszę ten komentarz grrrr.... Musisz coś z tym zrobic a najlepiej by bylo gdyby Tom odszedł na jakiś czas, Lucas by zaczął odbijać i wkur**ać Billa, on by znalazł Toma i sie wyprowadzili i żyli dłuuugo i szczęśliwie :) Choć jak widze znasz się z •derlon76 i sądząc po jej opowiadaniach, które z namiętnością czytam to tak łatwo nie będzie no ale... z pewnością cię nie opuszczę na tym blogu :-*;D
    Życzę weny i pamiętaj kochana JA TU ZAWSZE ZAJRZĘ ;*
    Kiruś <3 (nie chciało mi się logować (; )

    OdpowiedzUsuń
  2. WIEDZIALAM, ze cos zajdzie miedzy lucasem a tomem, kiedy napisalas, ze chlopaki jeszcze wiele nawyprawiaja. Strasznie sie ciesze, ze jednak nie wyszlo to z inicjatywy toma, i ze odrzucil ta propozycje, bo chyba bym umarla, gdyby wolal tego knypka od billa. No i wlasnie teraz wyszlo szydlo z wora, lucas pokazal jaki jest parszywy, ze nie ma szacunku do billa. A tom? Stara sie chlopak i nie ma sie co dziwic, ze cala ta sytuacja spowodowala to, co spowodowala. Mam tylko nadzieje, ze wroci po billa i razem wyprowadza sie w cholere od tego parszywka. Do tej pory jeszcze go lubilam, teraz szczerze nie cierpie. I kurna czemu znowu urwalas w takim momencie? Zawsze w najciekawszym i do tego tak krociotko.. chyba, ze tak szybko mi sie czyta, sama nie wiem. Bez przerwy moglabym czytac twoje opowiadania. No a tobie czokus zycze wieeeeecej weny i dluuuuzszych odcinkow i ooooooby byly tutaj jak najczesciej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za przedmowę. Zaskoczyłaś mnie, zwłaszcza, że nie było tego mało. Oczywiście, iż doskonale zdaję sobie sprawę, czym są komentarze dla piszącego. Sama piszę, więc doskonale zdaję sobie z tego sprawę, jak to wszystko wygląda od zaplecza. Od samego pomysłu na opowiadanie i każdy kolejny odcinek, poprzez pisanie, i czas na to wszystko. Też nie jestem zwolenniczką karania czytelników brakiem rozdziału za to, że nie ma żadnych komentarzy, bo to nie o to chodzi. Miejmy jednak nadzieję, że ludzie będą mieli to na uwadze i skrobną, chociaż jedno zdanie.
    Odnoście odcinka, to stało się tak jak podejrzewałam. A teraz myślę, że skoro Bill odrzucił Toma, cholera go wie, czemu. Co mu się tam znowu uroiło w tej główce… To Tom może skorzystać z propozycji Lucasa. I wcale nawet nie będzie to miało związku z tym, że przestanie kochać Billa. Tak to wywnioskowałam. Nie bez przyczyny padło stwierdzenie Luca, „że nikt nie musi o tym wiedzieć”. Tego wszystkiego co ich spotkało było zbyt wiele i coś się musi stać. Dlatego myślę, że Toma czekają naprawdę poważne dylematy. Napisałabym coś więcej, ale wstrzymam się do następnego odcinka z tymi domysłami XD .Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Coza parszywy, fałszywy, zakłamany dupek!!! Już go nie lubię, nardzo bardzo go nie lubię. Niech spada od mojego męża geja recydywisty!
    Ciągle mnie zaskakujesz, nie zawsze tak, jak bym tego chciala. Ale to sprawia, że czytam Cię z coraz większą ciekawością i umiłowaniem <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czokuś, nigdy nic nie komentuję w internecie, jestem tu bardziej incognito. Ale dla Ciebie postanowiłam zrobić wyjątek. Tak, możesz czuć się zaszczycona! :D (taki joke :P)
    Zaczęłam Cię czytać, bo poleciła mi Twojego bloga przyjaciółka. Jako pierwsze zaczęłam czytać Shelter'a. Było wtedy może z 13 części i wszystkie przeczytałam jednej nocy. Potem czekałam na dalsze losy bohaterów, a w międzyczasie namiętnie pochłaniałam Twoje inne opowiadania. Każdym z nich byłam zauroczona i niektóre czytałam kilkukrotnie. Teraz np. jestem w trakcie czytania (po raz 5chyba) Therapy, które chyba lubię najbardziej. I nie wiem, co mogłabym Ci jeszcze napisać... Piszesz cudownie, że aż zapiera dech w piersiach. Nieraz i nie dwa płakałam, czytając twincesty, które wyszły spod Twojego pióra. Rób to dalej, bo robisz to cudownie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapomnialam dodac, ze fajnie byloby w przyszlosci, kiedy wszystko sie jakos ulozy poczytac troche scen erotycznych, z dokladnym opisem :D to tez wychodzi ci fantastycznie, dlaczego czokus kochana zrob to dla nas <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czokuś, znów każesz na siebie czekać! Dodać coś, proszę! I zgadzam się z poprzedniczką, jakieś ostrzejsze sceny by nie zaszkodziły ale i jakąś bójką z udziałem Toma bym nie pogardziła :-P
    Weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy coś nowego? <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^