wtorek, 26 maja 2015

MKARZ: Szukając rzeczywistości [26 - 30]

Cześć :). Ostatnio doszłam do punktu, w którym pokrzyżowałam sobie wcześniejsze plany i wystąpił mały problem i pytanie: co dalej? Ale spokojnie, powoli rozwiązuję tę zagadkę i w końcu zdecyduję się, co z tym zrobić. A póki co wrzucam Wam to, co mam w zapasie :).

Oczywiście czuję się zaszczycona za każdym razem, gdy Was tu widzę :D! Nie wiem, no. Ja sobie zawsze znajdę jakiegoś "ulubieńca" z otoczenia chłopców, a Wy zawsze musicie go nie lubić xD. A Lucas jest po prostu narwany xD, aż się prosi na usta: Kozioł, dlaczego ty nie masz normalnych znajomych...? Znaczy Bill, znaczy...
W ogóle tak mnie męczycie o te sceny erotyczne! Moi Drodzy, każdy wie, jak seks wygląda i jeśli to będzie miało znaczenie w opowiadaniu, taka scena na pewno się pojawi, no ;>.
Albo w końcu najdzie mnie wreszcie wena na tego oneshota... ekhem...
To już nie ględzę, dziękuję Wam <3 i idę... w cholerę, no.

Wasza Czekoladka :).



26.
Myślałem, że umrę, gdy zostawił mnie samego w tej wannie. Nie dlatego, że było mi zimno, czy niewygodnie. Prawie umierałem przez to, co usłyszałem na temat Lucasa. To było… straszne. Zbyt straszne, żebym mógł tak po prostu uwierzyć, że najlepszy kumpel chciał zrobić mi coś takiego - bo o ile rozumiałem, nie doszło do… tego. Miałem chęć zsunąć się do tej wody i utopić w niej po tym, jak chwilę wcześniej powiedziałem przecież Tomowi, że ze względu na mojego kumpla powinniśmy sobie odpuścić. Serce jednak stanęło mi w miejscu, gdy zobaczyłem go przez otwarte drzwi łazienki, pakującego plecak.
- Tom! Wróć, proszę! - wołałem za nim ze łzami w oczach, nie wiedząc nawet, kiedy się tam pojawiły. - Tom!
W tym wszystkim pomiędzy nami stał Lucas. Zupełnie blady i najwyraźniej przerażony. Chciał wejść do mnie do łazienki, jednak Tom, który właśnie opuszczał nasz pokój, na ten widok warknął w jego kierunku coś, czego nie zrozumiałem. Potem Luc pobiegł za nim do drzwi, zatrzaskując je, gdy tylko zostały otwarte.
- Z drogi. Nie będę się z tą cackał - oznajmił lodowato Kaulitz i doskonale wiedziałem, że nie żartował. Zepchnął na bok Lucasa, który jęknął jedynie i zerwał się znowu, żeby go zatrzymać. Moje wołania z łazienki zdawały się niknąć w przestrzeni między nami.
- Proszę cię, zostań - odezwał się cicho Lucas. - To wszystko moja wina, ok? Bill nie zasłużył, żebyś…
- Powiedziałem, żebyś zszedł mi z drogi! - wrzasnął Kaulitz, odpychając go na tyle mocno, że mój kumpel poleciał na ścianę. Krzyczałem, ale Tom nie chciał zareagować.
W ten sposób zostaliśmy sami. Ja płaczący w wannie i Lucas, próbujący wziąć się w garść. Nie mogłem znieść jego widoku w tamtej chwili. Kiedy po jakimś czasie zbliżył się do otwartych drzwi i zapukał w nie, aż przeszły mnie dreszcze. Woda już dawno ostygłaby, gdybym wciąż nie dolewał do niej gorącej, a ja sam byłem zupełnie pomarszczony od wilgoci.
- Powinieneś wyjść już z wanny - zauważył cicho, a ja mimowolnie zacząłem znów szlochać. - Bill, tak bardzo mi przykro. Ja… nie chciałem…
- Żebym się dowiedział? - podsunąłem, nie dając mu dokończyć.
Spuścił wzrok.
- Byłem pijany. Zawsze przychodzą mi do głowy idiotyczne pomysły, dotąd radziłem sobie z panowaniem nad nimi… Naprawdę nie wiem, co mnie napadło…
- Nie chcę tego słuchać - warknąłem, pociągając nosem.
- Pozwól mi chociaż wyciągnąć cię z wanny.
- Poczekam na Toma.
- Bill, nie wiemy nawet, czy…
- Nie, Luc! Nie chcę, żebyś sie do mnie zbliżał, rozumiesz? Nie chcę, żebyś kiedykolwiek jeszcze wtrącał się w moje życie, skoro nie potrafisz uszanować moich uczuć. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek potrafiłeś… - oznajmiłem ze złością, zaglądając mu w twarz, czego już nie wytrzymał i teraz to jemu z oczu płynęły łzy. Nie mogłem na to patrzeć, a jednak należało mu się, jak cholera.
- Mogę coś zrobić? - zapytał szeptem, nie patrząc na mnie. - Cokolwiek?
- Sprowadź Toma - odparłem, zaciskając powieki.
Niczego innego wtedy nie potrzebowałem. Szlag by to trafił! Dlaczego zawsze, gdy chciałem dobrze, musiało się okazywać, że to beznadziejna decyzja?
Jeśli Kaulitz by nie wrócił, wszystko inne byłoby bez znaczenia. Lucas wyglądał na przestraszonego, jakbym polecił mu zrobić coś niewykonalnego, chociaż prawda była taka, że Tom nie miał nawet telefonu, bo od wyjścia z więzienia nie chciał go i mógł wybrać się gdziekolwiek. Kolejna prawda mówiła mi jednak, że za nic nie pójdzie po pomoc do rodziny. Spodziewałem się więc, że wróci albo… znając go, może nawet zostać na ulicy, jeśli się uprze.
Wystraszyłem się, kiedy mój przyjaciel upadł na kolana i zaczął otwarcie płakać. A ja razem z nim, bo najwyraźniej obaj sądziliśmy, że Tom przepadł na dobre i za nic nie będzie chciał tu wrócić.

27.
Nawet jeśli rozsądek powinien przemówić do mojej zranionej dumy, nie pozwoliłem chłopakowi wyciągnąć się z tej wanny. Wypuściłem z niej wreszcie wodę, potem wytarłem sie do sucha. Gapiąc się w ścianę, przypominałem sobie, jaki Tom był dla mnie jeszcze na chwilę przed tym, jak go odepchnąłem. Powoli wszystko do mnie docierało i trawiłem to boleśnie, bo najwyraźniej Kaulitz nie zamierzał z początku wyjawiać mi, co wydarzyło się w nocy. Może nigdy bym się nie dowiedział, gdybym nie powiedział mu "nie" i nie wymawiał się troską właśnie o Lucasa. Szlag by to wszystko trafił!
Mój kumpel wreszcie się uspokoił i poszedł szukać Toma, podczas gdy ja stopniowo dostawałem na głowę. Nie mogłem uwierzyć, że ot po prostu zostawił mnie, chociaż tak wiele już razem przeszliśmy i był przecież moją jedyną motywacją do odzyskania siły w nogach. Nie mógł mi tego zrobić…
Lucas jednak długo nie wracał, a ja byłem okropnie głodny i wszystko bolało mnie już od siedzenia na twardym. Nie było to zbyt mądre, ale postanowiłem, że sam wydostanę się z tej pułapki. Płakałem z wściekłości i wysiłku, ale wreszcie udało mi się samemu przełożyć nogi przez bok wanny i jakoś z niej... wypaść. Inaczej nie da się nazwać tego, co zrobiłem. Z czasem doczołgałem się do swoich ubrań i dość długo walczyłem z włożeniem ich na siebie, a gdy to już się udało, spędziłem dobre dwadzieścia minut na próbach samodzielnego wciągnięcia tyłka na wózek inwalidzki. Byłem już w tej chwili okropnie spocony i marzyłem jedynie o tym, żeby ten dzień już się skończył, a najlepiej jakby nigdy się nie zaczął.
Kiedy udało mi się dokonać tego wszystkiego, a według mojej własnej oceny był to nie lada wyczyn, kuchnia nie była już dla mnie tak wielkim wyzwaniem. Jedynym problemem były wiszące szafki i górna półka w lodówce, ale doskonale poradziłem sobie bez ich zawartości. Przez to, że chciałem wreszcie jakoś poradzić sobie sam, nabrałem trochę więcej silnej woli i dystansu do tego, co się stało. Skupiłem się i doszedłem do wniosku, że Tom wróci. Owszem, zabrał plecak wraz z jakimiś rzeczami, ale reszta została na swoim miejscu. Bałem się, ale teraz przynajmniej miałem nadzieję. Kiedy Lucas wreszcie wrócił załamany do mieszkania i zobaczył mnie na wózku, a w kuchni gotującą się zupę, o mało nie dostał zawału.
- Wrócił…? - zapytał z niedowierzaniem, rozglądając się wokół. Ja jednak pokręciłem tylko przecząco głową. - Więc jak wyszedłeś? Był tu ktoś? - pytał wciąż zdziwiony.
- Sam. Poradziłem sobie całkiem sam - oznajmiłem, odpuszczając sobie popisywanie się. Zupełnie nie miałem na to nastroju.
  - Bill... nie znalazłem go… On może być wszędzie, przecież wiesz… - mówił cicho mój kumpel, na co posłałem mu jedynie krótkie spojrzenie.
- Naprawdę tego chciałeś? - zapytałem wreszcie, zamiast na niego, patrząc w stronę okna. Nie odpowiedział mi jednak, więc zmusiłem się, żeby jednak się do niego odwrócić. - Naprawdę chciałeś przespać się z Tomem? - powtórzyłem uparcie. Musiałem wiedzieć. Chciałem to usłyszeć od niego.
- Przepraszam, naprawdę mi przykro - powiedział po dłuższej chwili ciszy. - Ale obaj wiemy, że on by tego nie zrobił. Nie powinienem mu tego proponować, ale mimo wszystko…
- Luc, tu nie chodzi o niego w tej chwili! - uniosłem się, czując, że znów chce mi się ryczeć. Wziąłem głęboki oddech i pokręciłem głową. - Jak mogłeś mi to zrobić? Dlaczego wyciągasz ręce po kogoś, kto jest dla mnie tak ważny?
- Kiedyś ja byłem dla ciebie ważny! - oburzył się z rozpaczą wymalowaną na twarzy.
- Jesteś dla mnie ważny! Inaczej ta sytuacja nie miałaby miejsca! - wykrzyczałem, czując, że mam dość powstrzymywania się. - Ty w ogóle wiesz, dlaczego wyszedł?! Nie masz o niczym pojęcia! - oznajmiłem mu, na co on znowu nieco spokorniał. Nie wiedziałem jednak, czy chcę mu o tym mówić.
- Przepraszam…
- Może powinieneś się wreszcie zdecydować, którego z nas byś chciał? Albo lepiej - odpuść sobie, bo nie dostaniesz żadnego. I nie wiem… - urwałem na chwilę, widząc jak bardzo rozbity jest w tej chwili mój przyjaciel. - Nie wiem, czy chcę tu dłużej mieszkać.
- Ale… dokąd pójdziesz? - wydusił z siebie teraz już na poważnie przestraszony. - W tym stanie?
- Nie wiem… - szepnąłem, przymykając oczy. - Zaczekam na Toma. Wróci po mnie. Na pewno - dodałem, chociaż niczego się tak nie bałem, jak tego, że moje domysły okażą się błędne. Co jeśli nie wróci? Jeśli nie będzie chciał zabrać mnie ze sobą? Byłem teraz kulą u nogi.
Po chwili zwróciłem uwagę, jak Lucas zgryza wargi. Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale powstrzymywał się, uznając, że to nie najlepszy moment na takie dyskusje.
- Wybaczysz mi? - zapytał w końcu tak cicho, że ledwie to zrozumiałem. Znów łzy stanęły mi w oczach. Chłopak zaśmiał się niezręcznie, chociaż on też się rozklejał. - To prawda, że Tom mi się podoba. Pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę, że kiedy przestaje na wszystkich warczeć, okazuje się świetnym facetem. Pamiętasz? Jak mieliśmy po kilkanaście lat twierdziłem, że znajdę sobie jakiegoś przystojniaka i zrobię z niego geja. Nie spodziewałem się, że to raczej tobie się to uda ani też, że… w końcu zrozumiem, kim dla mnie jesteś. Nie chcę nikomu nikogo zabierać, nie chcę wchodzić między was, ale… Nie chcę zostać sam… - wydusił z siebie i wreszcie łzy popłynęły mu po policzkach. A mnie zaraz potem. - Bill, proszę…
- NIE. MĄĆ. MI. W. GŁOWIE. Zostanę dopóki nie wróci Tom - oznajmiłem, ocierając ze złością twarz z niechcianych łez. Dupek! Zawsze to wykorzystywał! Zawsze!
- Więc nie poczekasz zbyt długo - niespodziewanie do moich uszu dotarł lodowaty głos Kaulitza.
Zarówno ja, jak i Lucas wbiliśmy w niego zaskoczone spojrzenia. Najwyraźniej on też nie usłyszał, kiedy Tom wrócił. Gapiłem się na niego zupełnie zdezorientowany, zastanawiając się jedynie, ile słyszał z naszej rozmowy. Czułem się okropnie. Miałem wrażenie, że zaraz zacznę się pakować i naprawdę odejdziemy jeszcze dzisiaj, chociaż… właściwie wcale nie chciałem zostawiać przyjaciela. Przecież dobrze nam się razem mieszkało. Przynajmniej ja tak dotąd uważałem… Byłem mocno rozczarowany tym, co miało miejsce, jednak wciąż miałem nadzieję, że da się coś z tym zrobić
Swoją drogą - nigdy nie spodziewałbym się, że Kaulitz wróci tak prędko. Wszedł do kuchni, spojrzał na garnek z zupą, a potem na mnie. Nie potrafiłem wyczytać z jego twarzy nic konkretnego, co w tamtej chwili nie napawało mnie optymizmem.

28.
Wyszedłem z mieszkania wściekły. Dawno już nie byłem tak bardzo wyprowadzony z równowagi. Nie interesowało mnie, gdzie idę. Maszerowałem przed siebie, gdzie poprowadziły mnie nogi. A potem usiadłem na najbliższej ławce na drugim końcu miasta i wylałem z siebie salwę przekleństw, na którą przechodnie nie reagowali zbyt wyrozumiale. Ale musiałem jakoś się uspokoić. Minęło trochę czasu, nim doszedłem do wniosku, że Bill nie jest niczemu winien. Nie mogłem mu się dziwić, że w takim stanie nie chciał dotąd zbytnio się do mnie zbliżać i nawet przetrawiłbym ten tekst o Lucasie, bo zwyczajnie pojmowałem, o co chodziło. Tak naprawdę gdyby nie ta akcja w nocy, gdyby nie ten przeklęty pocałunek, oburzyłbym się nieco, a potem i tak przekabacił chłopaka, żeby o tym nie myślał. Tymczasem mi zupełnie puściły nerwy.
Siedząc z łokciami na kolanach, a twarzą ukrytą w dłoniach, czułem się najpodlej na świecie przez to, że pozwoliłem pocałować się Lucasowi. I jeszcze zrobiłem przez to Billowi okropną awanturę, zostawiając go nagiego, nie mogącego samodzielnie chodzić w wannie. Rzeczywiście, byłem zupełnie wspaniałomyślny, odpowiedzialny i troskliwy! I nie potrafiłem radzić sobie w podobnych sytuacjach. Powinienem był spuścić lanie Lucasowi i na tym mogłoby się skończyć, ale nie. Ja musiałem wybrać najdurniejszą z opcji. Dlaczego w ogóle ktoś wypuścił mnie z tego więzienia?
Byłem niepełnosprawny społecznie. Od zbyt dawna. Przymknąłem oczy, czując się zupełnie zmęczony życiem. Jeszcze dzień wcześniej płakałem z radości, że mój Bill ruszył palcem u stopy, a teraz…
Potrząsnąłem mocno głową. Doskonale docierało do mnie, co powinienem zrobić: wrócić do mieszkania i przeprosić go. Powiedzieć mu prawdę. Całą prawdę i…
Może nawet byłbym w stanie to zrobić, gdy wreszcie zdobyłem się na odwagę trafić tam, gdzie powinienem. Z początku myślałem, żeby wśliznąć się tam, znaleźć pomieszczenie, które stało puste i ukryć się tam, żeby nie musieć stawiać czoła rzeczywistości, ale zamiast tego usłyszałem rozmowę Billa i Lucasa. Och, wszedłem mniej więcej w momencie "Tom mi się podoba" i od razu znieruchomiałem. Serce prawie stanęło mi w miejscu, gdy usłyszałem, że młody jednak na mnie czeka. Nie rozumiałem. Nie miałem bladego pojęcia, jakim cudem on może mieć do mnie tyle cierpliwości? Tyle wiary?

29.
Od pojawienia się w drzwiach kuchni Toma, żaden z nas nie miał odwagi się odezwać. Lucas wręcz odsunął się, jak tylko mógł, spuszczając wzrok na podłogę. Nie przypominał zwykłego siebie. Zwykle nawet, gdy miał okazać skruchę, było to podszyte sarkazmem. Tymczasem Kaulitz patrzył to na mnie, to na niego, sprawiając wrażenie niezdecydowanego. Przez moment obawiałem się, co może zaraz powiedzieć.
- Załapię się na obiad? Od rana nic nie zjadłem - rzucił wreszcie, niemal doprowadzając mnie do zawału. Obiad?
- J… jasne - odparłem, widząc jednak doskonale, jak mi się przygląda i zaciska pięści.
Miałem właśnie odwrócić wózek z powrotem w stronę kuchenki, żeby podać nam do stołu, jednak na blacie obok stały tylko dwa puste talerze na zupę, reszta była schowa w szafce, do której nie miałem szans sięgnąć. Byłem tak zdenerwowany, że trzęsły mi się ręce, a kiedy próbowałem sięgnąć drzwiczek szafki, w oczach stanęły mi łzy. Wtedy jednak poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Nie, nie czyjąś, doskonale wiedziałem, że to Tom. Obszedł wózek, po czym wziął mnie na ręce, bym mógł złapać za ten przeklęty uchwyt. Ja jednak gapiłem się tylko na niego, starając się opanować łzotok.
  - Możemy najpierw porozmawiać? - zapytałem łamiącym się głosem. Otarłem łzy z twarzy i westchnąłem ciężko. Nie patrzył na mnie. - Nic nie przełknę…
- Dobrze - odparł krótko, ostrożnie sadzając mnie z powrotem na wózek.
- Ja lepiej…
- Zostań - warknął lodowato, gdy mój kumpel chciał zostawić nas samych. To był pierwszy raz, jak spojrzał mu po powrocie w twarz i to z kompletnym przerażeniem wymalowanym na własnej. - W tej chwili ta sprawa dotyczy cię tak samo, jak nas. Więc posadź dupę - dodał nieprzyjemnym tonem Tom.
Nawet mnie zrobiło się od tego zimno, ale rozumiałem, że coś się zmieniło. Od momentu, gdy wybiegł z tego mieszkania, coś się zmieniło. Ja jednak nie miałem bladego pojęcia, jak mówić przy nich obu.
- Ja… przepraszam za to, co powiedziałem rano - odezwałem się do Kaulitza, gdy wreszcie wszyscy trzej siedzieliśmy, jednak niemal natychmiast poczułem, jak ściska moją dłoń. Zaskoczony zajrzałem mu w oczy. Były chłodne. Nie cierpiałem, gdy ukrywał się za tym lodem. - Nie miałem pojęcia…
- Wiem, to ja… To ja przepraszam - wydukał cicho, nie dając mi dokończyć. Zdezorientowany zerknąłem na Lucasa, który wydawał się być przerażony. Czekał na wyrok. - Nic złego nie zrobiłeś, Bill. Nic. Chciałeś tylko być dobry dla swojego przyjaciela. To ja wściekłem się, jak kretyn.
Zamarłem na te słowa. Czuł się winny. Było mu wstyd za to, jak się zachował, a Kaulitz bardzo rzadko okazywał takie rzeczy. Potrafił zamknąć się w sobie i odciąć od wszystkich, zamiast przyznać się do złej decyzji. Zbyt długo próbował udowadniać, że jest silny i nieomylny.
Bałem się mimo wszystko jego ostatecznej decyzji, chociaż wiedziałem, że poszedłbym za nim wszędzie.
- Więc… co teraz?
- To nie wszystko - odparł, na co jęknąłem, czując, że wcale nie chcę tego usłyszeć. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę i kilka razy otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle po prostu odwracał ode mnie twarz. Nie potrafił, a ja coraz bardziej się bałem.
- Co się stało? - zapytałem wreszcie, nie mogąc znieść niepewności.
- Powiedz mu - Tom warknął do Lucasa, a mnie nie zrobiło się niedobrze. - Skoro miałeś odwagę wczoraj, miej i dzisiaj albo nie ręczę za siebie.
- Nie… to bez sensu - wyszeptał cicho Luc, a mnie ledwie zatamowane łzy znów pociekły po policzkach.
Zacząłem myśleć, że… Nie, nie mogli mi tego naprawdę zrobić. To się nie stało, prawda?
Zobaczyłem, jak Kaulitz posyła mojemu przyjacielowi lodowate spojrzenie, które mówiło więcej niż jakakolwiek groźba. Chciał, żeby to on wyrzucił to z siebie, bez względu na to, ile będzie go to kosztować. Lucas w końcu przełknął ciężko i zaczął cicho mówić.
- Upiliśmy się. Często razem się upijaliśmy. Ja to zresztą zapoczątkowałem. Bywały takie dni, że każdy miał dość. Nie tylko ty, Billy, nie złość się. Wczoraj… - urwał i zaczął beczeć, na co Kaulitz zaklął otwarcie.
- Możesz łaskawie przejść do rzeczy, zamiast pieprzyć?! - wykrzyczał, na co chłopak spojrzał na mnie przestraszony.
- Luc, proszę… - odezwałem się nieco drżącym głosem, na nic więcej nie było mnie stać.
- Przesadziłem, tak?! Za dużo wypiłem. Straciłem kontrolę nad tym, czego bym chciał i nad tym, co mogę! Wymyśliłem, że… mówiłem mu… Twierdziłem, że nic się nie stanie, jeśli się nie dowiesz, że na pewno jest mu ciężko tyle czasu w celibacie… że moglibyśmy… - wyrzucał z siebie z zaciśniętymi oczyma, z których ciekły łzy. - Boże, Bill, naprawdę przepraszam... Nigdy nie ważyłbym się wejść między was…
- Zrobiliście… to? - wydusiłem z siebie z tak obolałym głosem, że sam nie mogłem się słuchać.
- Nie! - wykrzyknęli obaj, co sprawiło, że zamrugałem z zaskoczenia, rozchlapując łzy, które próbowałem powstrzymać.
- Nic nie rozumiem… - stwierdziłem, patrząc teraz na Toma. Dlaczego był taki… załamany i zamknięty?
- Do niczego nie doszło, przysięgam - odezwał się cicho Lucas, na co Kaulitz zareagował wściekłym warknięciem.
- Nieprawda - syknął. Znów patrzyłem pytająco na przyjaciela. Był zdezorientowany.
- Nie! Bill! - Panikował. - Pocałowałem go, ale mnie odepchnął. Odepchnął i poszedł do ciebie. Nic więcej się nie wydarzyło.
Pocałował go. Zrobiło mi się zimno. Gapiłem się z początku nierozumiejącym wzrokiem na Lucasa, próbując pojąć, aż mnie zemdliło, gdy wreszcie do mnie dotarło, dlaczego Tom się tak zachowywał. Miedzy nim a innymi ludźmi zawsze dostrzegało się dystans, jaki trzymał, nie pozwalając się zbliżyć, poznać, a już na pewno dotknąć. Lucas nie miał szans pocałować go, gdyby on… gdyby się na to nie godził. A to musiało znaczyć jedno…
Przeniosłem z trudem wzrok na Toma, który niemal trząsł się z nerwów. On z jakiegoś powodu musiał być pewien, że doskonale zrozumiem. Znam go na tyle dobrze, że mogłem zrozumieć, ale nawet nie chciało mi to przejść przez myśl. Z początku nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Prawie się zgodziłeś, co? - zapytałem słabo, a on zagryzł wargę, zamykając oczy. - Dlatego byłeś taki zły rano.
- Och… - dotarło do mnie od przyjaciela, ale żaden z nas nawet na niego nie spojrzał.
- Wybacz mi, Bill. Jest mi okropnie wstyd, ale wiem, że nie mógłbym ci tego zrobić… Nawet wtedy… - urwał wreszcie podnosząc na mnie wzrok. - Przez jeden popierdolony moment tego chciałem, ale gdy to zaproponował… uciekłem.
Zachowywał się jak dziecko. Skarcone dziecko. Teraz to ja powoli zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. To było bolesne, ale nie tak bardzo, jak sądziłem w pierwszej chwili. Nie do końca wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić. O nich. O każdym z osobna. Ale koniec końców można uznać, że do niczego nie doszło… prawie… Usłyszałem, że Lucas się podnosi ze swojego miejsca, ale ja nie byłem w stanie go zatrzymać, a Kaulitz nawet nie drgnął, żeby to zrobić. Widać nie potrzebował go tu więcej, skoro wszystko zostało powiedziane. Poczułem, że jak odnajduje moją dłoń leżącą na nogach i splata nasze palce.
- Przepraszam. Za wczoraj i za dzisiaj - powiedział, patrząc na mnie wciąż za maski chłodu, jakby bał się okazać inne emocje. Zastanawiałem się, czy to dlatego, że był wściekły, czy było tam coś jeszcze, czego nie chciał mi pokazać? Ale wciąż nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na jego słowa. - Za to, że cię zostawiłem i on… - Tom zazgrzytał zębami, aż uniosłem wyżej brwi.
- Sam wyszedłem z wanny - oznajmiłem, domyślając się po chwili, że go to dręczy. Nie potrafiłby znieść myśli, że Lucas dotykał mnie nagiego. Uśmiechnąłem się przez to na moment. - Kazałem mu się do siebie nie zbliżać i szukać ciebie. Sam wyczołgałem się z wanny, ubrałem i wszedłem na wózek. Nie było łatwo, ale widać nie jestem tak zupełnie od was zależny.
Wolałem nie dodawać, ile czasu zajęło mi to wszystko.
- Nawet sam ugotowałem zupę. Chcesz ze mną zjeść? - zapytałem, wzdychając ciężko.
To nie była dobra chwila na szukanie odpowiedzi na szybko. Bez wątpienia kochałem Toma i widziałem, jak bardzo żałował tamtej chwili, w której prawie się zapomniał. Nie wiedziałem tylko, co zrobić z obawą, że to kiedyś może się skończyć inaczej. Czy naprawdę powinniśmy się wynieść od Lucasa?
Sam byłem teraz zły, bo nie wiedziałem, co zrobić. Uważałem, że razem dobrze nam się żyje. Dotąd nie było takich sytuacji, a ta… Może gdybym przez tyle czasu nie trzymał Kaulitza na dystans od siebie, odepchnąłby Lucasa od razu, a może nawet i on nie miałby okazji wpaść na pomysł skradzenia mi jego części? Może powinienem wreszcie przestać się ukrywać za kalectwem i żyć normalnie? Nie chciałem wyjść na kogoś, kto chce zatrzymać przy sobie człowieka za wszelką cenę, wykorzystując do tego własne ciało.
Nawet nie wiedziałem, że odpłynąłem myślami, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Na Toma, którego zobaczyłem dopiero, gdy poczułem jego głowę, układającą się na moich beznadziejnych nogach.
- Kocham cię i przysięgam, że będę czekał, aż ty będziesz czuł się gotowy. Nie będę więcej naciskał. To nie jest takie ważne.
Kurwa! Ileż można płakać jednego dnia? Ile, pytam się?

30.
Przyznawanie się do winy nigdy nie było moją mocną stroną. To dlatego od samego początku zamierzałem zmusić Lucasa, żeby powiedział, co naprawdę się wydarzyło, ale on tak okropnie kręcił! Zupełnie zignorowałem jego sytuację w tym wszystkim, jego uczucia, to że nie wytrzymał i wyszedł. Pragnąłem tylko, żeby Bill powiedział, że mi wybaczy. Mógł żądać o czas, o cokolwiek. Dałbym sobie spuścić lanie, gdyby tylko skłoniło go to, do wybaczenia mojej słabości. Jak miałem żyć sam po tej stronie murów?
Nie podobało mi się, jak zmieniał temat i przez chwilę prawie sam uciekłem, gdy zupełnie mnie nie słuchał. Nie wiedząc, co robić zszedłem z krzesła i kucając tuż przed nim ułożyłem głowę na jego nogach. Byłem w stanie przysiąc mu wszystko, czego tylko by zażądał.
- Chcę cię, Tom - odezwał się wreszcie, gdy straciłem nadzieję, że w ogóle będzie chciał ze mną jeszcze tego dnia rozmawiać. Jednak akurat te słowa sprawiły, że niedowierzając zerwałem się, żeby spojrzeć mu pytająco w oczy. - Chcę, żebyś mi pokazał, jak bardzo za mną tęskniłeś i żebyś przypomniał sobie, dlaczego tam w więzieniu pośród tylu mężczyzn i chłopaków chciałeś akurat mnie.
To brzmiało jak kara. Zrobiło mi się słabo.
- Nie… Bill, nie musisz…
- Chcę - przerwał mi.
Przez moment patrzyłem na niego nic nie mówiąc, aż wreszcie podniosłem się i zrobiłem krok przed siebie, mijając jego wózek.
- Wybacz, nie zrobię tego - odparłem, nie bardzo wiedząc, co z sobą zrobić. Chciałem skończyć już tę rozmowę.
- Dokąd idziesz?…
- Chyba… chcę znowu pobyć sam.
- Zostań ze mną.
- Nie potrafię ci nawet spojrzeć w twarz.
- Zjedz ze mną obiad. Mówiłeś, że jesteś głodny.
Nie odpuszczał. Westchnąłem cicho i sięgnąłem do szafki po talerze. Chwilę potem jeden z nich już z zupą postawiłem tuż przed nosem czarnego, a potem usiadłem obok ze swoim. Miałem ściśnięty żołądek z nerwów, ale zmusiłem się do wychlipania pierwszej łyżki, próbując pojąć, co chodzi teraz po głowie chłopakowi. Będzie jednak ciężko? Zupa była pyszna. Westchnąłem cicho, po czym zerknąłem niepewnie na Billa. Nie potrafiłem się zdecydować, czy dobrze zrobiłem, odrzucając jego prośbę.
- Poniosło mnie… - szepnął znad talerza, na co ja wciągnąłem gwałtownie powietrze w płuca. Patrzył teraz na mnie. Jego łyżka leżała w zupie. A on patrzył na mnie. - Ja też jestem ci winien wytłumaczenia - dodał, na co ja pokręciłem przecząco głową. Rozumiałem. Nie musiał mi powtarzać, że źle czuje się ze swoimi ograniczeniami i nie ma ochoty bym... zbytnio się do niego zbliżał. - Byłem wobec ciebie nie fair, tylko przez swoje… wymysły. A ty nie poskarżyłeś się przez cały ten czas ani słowem…
- Nie miałem na co się skarżyć - przerwałem mu, jednak on zmarszczył tylko brwi, dając mi do zrozumienia, że naprawdę chce mi coś wyjaśnić. Zamilkłem więc.
- Trzymałem cię na dystans. To było gorsze od dzielących nas murów więzienia…
- Przestań. To nieprawda - warknąłem w końcu chłodno, a on spojrzał na mnie zraniony. Pokręciłem głową. - Doskonale wiesz, że zanim się tam pojawiłeś, nie zbliżałem się do nikogo przez o wiele dłuższy czas. Nie szukaj dla mnie usprawiedliwienia. Nie chcę go. Zjebałem i mam odwagę się do tego przyznać. Jesteś za dobry. Za dobry dla mnie… - mruknąłem, grzebiąc już teraz bezmyślnie w talerzu. Zupełnie odechciało mi się jeść.
- Chcę tylko, żebyś wiedział, że kocham cię tak samo, jak wtedy... bez względu na wszystko. Nie chcę, żeby ten… incydent nas od siebie bardziej oddalał. Ja też tęsknię za twoim dotykiem… - szeptał. - Chyba w jakiś sposób obawiałem się poprosić o więcej… dlatego ignorowałem i siebie, i ciebie…
- Miałeś prawo…
- A ty miałeś prawo upomnieć się o mnie…
Zerknąłem na niego, czując się zupełnie pogubionym w tym wszystkim.
- Więc… odpuszczasz mi to? - zapytałem niepewnie. Chłopak pokiwał twierdząco głową.
- Tak. To nieważne. Naprawdę nieważne, skoro tu jesteś. W końcu będę mógł chodzić, teraz i ja w to wierzę. Potem będziemy mogli utrzymać się sami, wyniesiemy się.
- Zostawisz Lucasa? Przecież tak cię prosił…
- Nie chcę, żeby został sam… - odparł, odwracając ode mnie wzrok. Spędził z tym człowiekiem większość życia, dlaczego miałbym się dziwić, że ciężko mu podjąć taką decyzję? Dlatego, że to była najwyższa pora. - Ale wszystko ma swoje granice.
- A więc nie ufasz mu już tak samo. Żadnemu z nas.
Bill pokręcił głową. Na jego twarzy wymalowała się złość.
- Zamknij się już - warknął do mnie, aż przeszły mnie dreszcze. - Mam dość na dziś nerwów, czekania i wszelkiego kajania się. Szukasz w tym momencie dziury w całym!
Obserwując jak się wścieka, doszedłem do wniosku, że nie pamiętam, kiedy ostatnio wyprowadziłem go tak z równowagi.
- Jestem jeszcze w szoku, ok? Nagle dowiaduję się, że o mały włos… Rozumiem, że byliście pijani, rozumiem, że… odepchnąłeś go. Nie chciałeś tego. To przecież chciałeś mi wytłumaczyć, tak? To dlaczego zachowujesz się, jakbyś rzeczywiście go przeleciał?! Nie dobijaj mnie! Dowiedziałem się, zrozumiałem, jestem… rozbity. Trochę. Przestań robić z siebie skazańca! - wykrzyczał, a potem jego oczy rozszerzyły się szerzej, jakby coś do niego dotarło. Nie miałem odwagi zapytać, co przyszło mu do głowy. Pokręcił nią z niedowierzaniem i westchnął ciężko. - Możesz się nie stawiać i zwyczajnie mnie przytulić? O wszystkim zapomnę. O wszystkim, czego żaden z nas nie chce pamiętać - powiedział, a ja z ciężkim sercem podniosłem się, olewając nasz obiad, który został na stole.
Wyciągnąłem go z wózka, przymykając na moment oczy, gdy się we mnie wtulił i zabrałem go do naszego pokoju. Położyliśmy się i tam przytulając go do siebie, powoli się uspokajałem. Nie powiedziałem słowa, gdy jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę. Jego dotyk łagodził chaos w moim sercu i głowie.
- To się nigdy nie powtórzy - wyszeptałem cicho.
- Wiem, Tom. Wiem…

11 komentarzy:

  1. Ach, czekałam już na ten odcinek. Przyznam szczerze, że mam mieszane odczucia, co do tego odcinka. Z jednej strony cieszę się, że wszystko się wyjaśniło i że jest dobrze między nimi, bo znając charakter i upór Toma, mogło się to ciągnąc tygodniami, ale na szczęście szybko wszystko się wyjaśniło. A z drugiej strony odczuwam lekki zawód, bo przecież Lucas mógł pokusić trochę Toma, a Tom mógł powalczyć i nawet ulec, ale nie, ty przewidziałaś inny scenariusz dla tej trójki. Nie mniej jednak mam wrażenie, że i tak coś szykujesz. Ta sprawa zakończyła się zbyt szybko, żebyś dała im żyć w idylli.
    No cóż, zobaczymy, co będzie dalej. Odcinek świetny i nawet Bill poradził sobie sam ze swoimi ograniczeniami, to też pewnie sprawiło, że poczuł się pewniejszy siebie. Mam nadzieję, że nie każesz znowu czekać tak długo na kolejny odcinek. Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby nie było odcinek przeczytałam zaraz na drugi dzień od dodania, ale z braku czasu nie mogłam wtedy tego skomentować. No więc jak cholercia cieszę się, że Tom wrócił, a zachowanie Billa STRASZNIE mnie zaskoczyło. Myśłalam ,że chłopak dalej będzie próbował się bronić, ale jednak zdecydował się posłuchać Toma. No i Czokuniu kochana, na pewno, ale to NA PEWNO DLA KAŻDEGO CZYTELNIKA następne zbliżenie między nimi będzie kluczową sceną. Czokuś no nie daj się prosić, ja wiem, że to niby tylko seks, ale jak czyta się takie rzeczy to aż się cieplej na serduszku robi no <3 i co jakim oneshocie mowa, hm? Chcę tutaj szybko zobaczyć twoje nowe wymyślątko i kolejny odcinek :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnej części Czokuś..

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejna czesc i oneshot? Czekam kochana

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, Czokuś! Wpadłam tylko powiedzieć, że przeczytałam (późno, ale jednak) i cholernie mi się podobało! Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że pojawi się już niedługo!
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie kolejny odcinek?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowa notka :((((

    OdpowiedzUsuń
  8. czoko kiedy coś nowego?

    OdpowiedzUsuń
  9. Będzie kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  10. Przykro było mi patrzeć jak pod ostatnimi postami był zaledwie jeden komentarz, czy tam trzy... W sumie sama dopiero teraz nadrobiłam zaległości, które miałam już od dawna, ale... No cholera. Niby to nie mój blog, ale wiem, jak to jest, gdy ktoś... nie docenia tego, że poświęcamy swój czas na to, by coś stworzyć, a w zamian nie dostajemy nawet jednego słowa. "Dziękuję." Zwłaszcza, że piszesz naprawdę dobrze i to wywołuje jeszcze większy żal u mnie.
    A co do samej treści opowiadania... Zapewne nie napiszę wiele. Dawno nie komentowałam. Jednak wiedziałam, że Billowi uda się wyciągnąć Toma z więzienia, chociaż ten uparciuch niemal do końca trwał przy swoim. Ja nie traciłam wiary, może to sprawia, że jestem zbyt naiwna, ale... Czy to ważne, kiedy wszystko potoczyło się w odpowiednim kierunku? A ten wypadek Billa... Boże, Ty zawsze w coś ich wpakujesz, prawda? ;> Ale nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy w końcu ich ciężka praca przyniosła efekty. Za to ta akcja z Lukasem... Właściwie to nie wiem, co o tym myśleć. Bo widać, że nie byli aż tak schlani, by miało do czegokolwiek dojść. Z resztą, alkohol to zawsze tylko wymówka, przynajmniej moim zdaniem. Tylko jak on mógłby zrobić takie coś swemu najlepszemu przyjacielowi, dodatkowo wiedząc jak ten bardzo cierpiał po rozstaniu z Tomem? Nie dziwię mu się wcale, że wściekł się. Mogę nawet powiedzieć, że doskonale go rozumiem...
    Cóż, mam nadzieję, że z Tobą wszystko w porządku i niedługo do nas wrócisz. ;*

    PS. W ogóle jestem na tyle genialna, że pominęłam tę notkę, także... Nie mam pytań. xD
    I tak cholernie im zazdroszczę tego, że wciąż o siebie walczą nawet w chwilach, gdy jest tak paskudnie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Czokuś kochana, żyjesz? Co się z tobą dzieje? Kiedy do nas wrócisz? :-( <3

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do podzielenia się wrażeniami! :)
Każdą Waszą opinię możecie uznać za ciasteczko pochłaniane przez moją wenę! ^^