Witajcie :)
Dziękuję Wam, że jeszcze tu ze mną jesteście i... co tu dużo mówić :D.
Co do zmiany bloga, dało mi to do myślenia i z pewnością jeszcze się nad tym zastanowię - celna uwaga :).
A teraz czas dowiedzieć się czo ta Sara, więc lecimy dalej! ^^
Smacznego, moi Drodzy :).
Wasza Czekoladka :).
43.
Wyprowadziłem ją z
mieszkania niemal w tej samej chwili, co opuściłem sypialnię. Bill nie mógł
najwyraźniej nawet patrzeć w jej kierunku. Jego zazdrość była jawna i zupełnie
bezsensowna. Sarah była kiedyś dla mnie ważna, była piękna i coś nas kiedyś
łączyło, ale wszystko prócz jej urody zginęło przez tamte lata spędzone w
więzieniu, gdy od mojego aresztowania ani razu nie odezwała się do mnie choćby
słowem. Do tego dnia, gdy przyszła psuć krew… wyjątkowo całej naszej trójce.
Jeszcze nie wiedziałem zbyt dobrze, co z jej pojawieniem się miał wspólnego
Lucas, ale to miało wyjaśnić się, gdy wrócę do domu, bo zamierzałem to z niego
wycisnąć.
Tymczasem próbowałem
znaleźć odpowiedni sposób na wyjaśnienie sobie wszystkiego z Sarah. Szczerze
mówiąc, nie wiedziałem nawet czy potrafię jeszcze być choć po części taki, jaki
kiedyś byłem. Obecny ja mogłem być dla niej nieco przerażający. Przede
wszystkim nie mogłem pozwolić, żeby powtórzyła komukolwiek o spotkaniu Billa.
Zabrałem ją do
restauracji, w której kiedyś bywaliśmy jako para. Czułem na sobie jej wzrok,
ale nie miałem w tamtej chwili jeszcze dość opanowania, żeby spojrzeć w jej
kierunku. Przez cały czas zastanawiałem się, co będę musiał jej powiedzieć,
żeby chciała mnie posłuchać. Przede wszystkim musiałem w jakiś sposób wyjaśnić
jej, kim jest Bill, skąd się wziął i dlaczego z nim mieszkam, a to nie było
łatwe, biorąc pod uwagę, że nie zamierzałem mówić jej prawdy. Za bardzo bałem
się, że ktoś doniesie o tym mojej matce.
-
Chciałam cię przeprosić - odezwała się w końcu jako pierwsza, gdy podali nam
już kawę, zupełnie zbijając mnie tym z tropu. - Jest mi wstyd, że uwierzyłam w
twoją winę…
-
Nie masz mnie za co przepraszać - przerwałem jej, gdy tylko zdołałem. - Bardzo
się starałem, żeby każdy w nią uwierzył, więc nie masz się czym przejmować.
Możemy uznać, że sprawy nie było.
Przez
chwilę brzmiała między nami tylko cisza zakłócana szmerami rozmów z innych
stolików.
-
Naprawdę bardzo się zmieniłeś, prawda? - zapytała cicho. - Nie miej proszę
pretensji do Lucasa, bardzo go dręczyłam, aż w końcu powiedział o kilka słów za
dużo i… udało mi się dowiedzieć, gdzie mogę cię znaleźć - wyjaśniła mi zaraz
potem, nie dając zupełnie czasu na reakcję odnośnie jej pytania, pozostałem więc
z otwartymi ustami i zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
Nie
zamierzałem jednak tego komentować, bo kto inny jak nie ten cep mógłby się
wygadać…? Pokręciłem więc jedynie głową, odwracając od niej z dezaprobatą
wzrok.
-
Jak sobie radzisz?
-
Dobrze. Dostałem pracę, właśnie miałem się dziś przeprowadzać do własnego
mieszkania. Jest w porządku.
-
Och… Pewnie nie zamierzasz dać mi adresu, co? - zapytała od razu, na co
skrzywiłem się mimowolnie, postanawiając uznać to za pytanie retoryczne. - W
każdym razie cieszę się. Wszyscy się o ciebie martwią. Chciałam cię poprosić,
żebyś odwiedził mamę, ona… czeka na ciebie codziennie. Jest bardzo słaba. Tom,
proszę cię, ona o niczym innym nie mówi i prawdopodobnie nie myśli. Wiesz, jak
trudno namówić ją do jedzenia?
-
Od kiedy jesteś jej opiekunką, co? - warknąłem, nie mogąc znieść tego, co do
mnie mówi.
-
Od kiedy jej młodszy syn popełnił samobójstwo, a drugi poszedł odsiadywać
dożywocie za jego morderstwo - odpowiedziała, nawet nie mrugnąwszy okiem. Moje
własne otworzyły się szerzej z zaskoczenia.
Nie
spodziewałem się, że będzie przygotowana na moje wybuchy. Kiedyś się tak nie
zachowywałem. Nie miałem pojęcia, że jest taka. Wziąłem głęboki oddech i
pokręciłem głową. To nic nie zmieniało. Zupełnie nic. W domu czekał na mnie
Bill.
-
To nie jest takie łatwe. Nie potrafię spojrzeć matce w oczy…
-
Nie będziesz musiał… - rzuciła cicho, a mnie zrobiło się zimno.
-
Co?
-
Straciła wzrok. Radzi sobie całkiem nieźle. Znaczy… radziła, ostatnio jej się
pogorszyło, więc proszę cię… Przyjdź do niej chociaż raz. Powiedz jej, że
wszystko będzie dobrze. Może… jeśli w to uwierzy… - urwała i tym razem to jej
wzrok powędrował gdzieś po sali. Mimo to od razu zauważyłem, że oczy zaszkliły
jej się od łez.
Jak
to możliwe, że tak kochała moją matkę? Na myśl przeszła mi mina Billa, gdy
powiedziałem mu, że ze względu na nią właśnie nikt nie może o nas wiedzieć.
Przynajmniej nikt z mojej rodziny i znajomych. Nikt, kto mógłby jej powiedzieć.
Zaraz potem jednak zrugałem się za to. Przecież to nie tak, on po prostu…
Nie.
Mówiąc wprost, nie wiedziałem, dlaczego tak się zachował. Wydawało mi się, że
on jest tym, który rozumie mnie najlepiej i ma opanowanie, którego ja nie
miałem. Więc dlaczego?
-
Tom?
-
Wybacz, zamyśliłem się. Ja… Odwiedzę mamę - odpowiedziałem jej w końcu cicho,
wpatrując się w swoje dłonie obejmujące filiżankę na blacie stołu.
Dlaczego
zawsze ktoś musiał na mnie wymuszać ważne decyzje? Najbardziej denerwowałem
się, że jeszcze nie zapytała o mojego chłopaka. A że najwyraźniej naprawdę
chciała prosić mnie tylko o to, co na swój sposób mnie uspokoiło, domyślałem
się, że zrobi to zaraz.
-
Chyba wiesz, o co chciałabym cię jeszcze zapytać? - rzuciła w końcu, widocznie
podenerwowana.
-
Tak, wiem.
-
Więc…? Kto to jest?
-
To… długa historia - mruknąłem, na co ona odchrząknęła, prowokując mnie do
spojrzenia na siebie.
-
Mam czas.
-
Ale ja obiecałem szybko wrócić - odparłem, jak zwykle na przekór.
-
Zawsze musisz mieć ostatnie słowo, co? - zapytała, jakby właśnie uczyła się
moich nowych zachowań. Zmrużyłem zniecierpliwiony oczy.
-
Poznaliśmy się w pace. Kilku z więźniów chciało zrobić sobie atrakcję
seksualną, więc mu pomogłem. Potem on pomógł mi wyrwać się z przekonania, że
jestem bratobójcą, zaprzyjaźniliśmy się. Wyszedł z więzienia pierwszy, Lucas
zgodził się przyjąć do siebie nas obu, jest przyjacielem Billa jeszcze z
dzieciństwa. I ot, cała historia pokrótce - oznajmiłem na koniec, nie
zamierzając zdradzić jej choćby jednego szczegółu więcej.
-
Ale on jest…
-
Wiem, bardzo podobny do Zaca. Bardzo. Ale to nie on. Jest zupełnie inną osobą. I
gdyby nie on wciąż siedziałbym w celi na górnej pryczy i wspominał chwilę, gdy
brat podciął sobie na moich oczach gardło.
-
A-ale… - zawahała się w końcu. Nie wiedziałem, jak drastycznych obrazów już
użyć, żeby wreszcie ją czymś zrazić i nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo
chciałem to zrobić. Żeby więcej się do mnie nie zbliżała? - Jesteście
przyjaciółmi? On dziwnie się zachował i wtedy, gdy za nim pobiegłeś…
-
Zdenerwowałaś go, biorąc go za Zaca. Chyba nie lubi wspominania o nim bardziej
niż ja - odparłem, z zaskoczeniem odkrywając, że uśmiecham się na myśl o Billu
nawet w takiej chwili. Dziewczyna patrzyła na mnie niezrozumiale. - Wie, że
jest do niego podobny i drażni go to, poza tym miał długą i nieprzyjemną drogę
do wyprowadzenia mnie z błędnego założenia. Szczególnie w miejscu, w którym nie
można się spodziewać, kiedy ktoś wbije ci coś pod żebra.
Po
tych słowach Sara uśmiechnęła się słabo i nieco zbladła.
-
Powinieneś zabrać go ze sobą. Mama na pewno chciałaby poznać osobę, która ci
pomogła - stwierdziła, na co ja zacisnąłem zęby.
Z
jednej strony bardzo tego nie chciałem, a z drugiej skoro mama i tak nie mogła
widzieć…
-
Muszę to przemyśleć - mruknąłem krótko.
Czy
chciała, czy nie, to był koniec tematu. Pojęła to po kilku pytaniach, na które
nie uzyskała odpowiedzi. Szybko się uczyła. Potem zapłaciłem rachunek i
pożegnałem się, zabierając wizytówkę, którą mi podała. Miałem dać jej znać,
kiedy się pojawię, żeby mogła zadbać o spokój podczas mojego spotkania z matką.
44.
Podczas
kiedy ja zjadałem się od wewnątrz z zazdrości, Lucas znalazł sposób, żeby
sensownie wykorzystać moją negatywną energię i podczas ćwiczeń zaczął mnie
wkurzać. Upominał mnie, gdy odpływałem myślami i nie skupiałem się na tym, co
miałem robić. W rezultacie dogadywał mi cały czas na temat tego, co aktualnie
Tom robi ze swoją byłą gdzieś w mieście. A może u niej? Chciałem go zamordować,
a potem ją. Koniec końców wyciskałem z siebie siódme poty przy rehabilitacji, a
przyjaciel chętnie mnie dopingował.
-
No, dalej! Tylko na tyle cię stać? Niby jak w taki sposób zamierzasz
komukolwiek skopać tyłek, co? Chyba dać pstryczek w nosa, jeśli ci się
nastawimy.
-
Stul dziób!
-
Sara przegoniłaby cię w swoich najwyższych szpilkach!
-
Nic mnie to nie obchodzi!
-
To bierz się za te kule i dajesz!
-
Żebyś wiedział!
Mniej
więcej w tym momencie dojrzałem w drzwiach salonu Toma, przyglądającego nam się
z szeroko otwartymi oczyma. Szczęka mi opadła, bo jak zwykle nikt nie zauważył
jego powrotu. Ile słyszał tym razem? Wolałem chyba nie wiedzieć.
-
O… Cześć, Tom. Właśnie ćwiczymy, pomyślałem… Mam sobie iść? - zapytał w końcu z
głupią miną, na co Kaulitz wzruszył tylko ramionami.
-
Komu zamierzasz nakopać, Bill? - zapytał zamiast tego mnie, a ja momentalnie
spłonąłem rumieńcem.
-
Wszystkim, każdemu z osobna - wymruczałem, odwracając od niego twarz. - Jak tam
spotkanie?
-
Lepiej niż się spodziewałem - odparł, a mnie zrobiło się zimno. - Chce, żebym
odwiedził matkę i zgodziłem się, ja… powinienem to zrobić.
-
Mówiłem ci od dawna - rzuciłem, zanim zdążyłem to przemyśleć, on jednak
spojrzał tylko na swoje stopy.
-
To co? Bierzesz te kule i nakopiesz mi kiedyś wreszcie? - zapytał z lekkim
uśmiechem, na co ja prychnąłem tylko.
Ostatnio
szło mi coraz lepiej. Wiele ćwiczeń byłem w stanie już wykonać sam, o ile
właśnie nie odlatywałem myślami daleko, ale poprzednia próba utrzymania się o
własnych siłach była porażką i naprawdę cały wewnątrz się trzęsłem, siadając na
skraju rozłożonej kanapy. Złapałem kule i po kilku głębszych oddechach i
niewielkiej pomocy Lucasa dźwignąłem się i zaparłem na nich, próbując znaleźć
oparcie w nogach. Mięśnie niechętnie się napinały. Stałem. Podniosłem wzrok na
Toma, na którego twarzy widniał delikatny uśmiech i zacisnąłem zęby. Zrobiłem
krok do przodu, opierając się na kulach, potem następny i następny, aż udało mi
się dotrzeć do drzwi i rzucić w ręce Kaulitzowi, zanim nogi zupełnie opadły z
sił. Zakląłem szpetnie pod nosem, ale chłopak podniósł mnie wysoko i po wejściu
w głąb pomieszczenia zakręcił mną w kółko.
-
Świetnie! Niedługo będziesz chodził bez tych kul i wszystko będzie jak trzeba -
stwierdził, zaraz potem zmuszając mnie, żebym znów stanął na nogach.
Zrobiłem
razem z nim, właściwie wisząc na nim, kilka kroków do kanapy, a resztę po
prostu mnie przeniósł. Potem położył mnie na niej, zawisnął nade mną i
pocałował mnie długo. Przerwało nam chrząknięcie Lucasa.
-
Ja również bardzo się cieszę. Nie przeszkadzajcie sobie - dodał jeszcze i ruszył
do wyjścia.
-
Dzięki, Luc! - rzuciłem za nim jeszcze, zanim Tom znów zamknął mi usta
własnymi.
-
Ej! Co ty nagle taki?
-
Nie wiem. Chyba jestem zdenerwowany. I podekscytowany. Wiesz jak dawno nie
byłem w domu? Nie widziałem matki od lat, tęsknię za nią, za wszystkimi… -
urwał nagle i spojrzał mi w oczy, a mnie znowu przeszedł chłód. Nie byłem w
stanie go powstrzymać.
-
A… Cieszę się. Naprawdę, od dawna mówiłem, że powinieneś ich odwiedzić.
-
Pójdziesz tam ze mną, Bill? - poprosił nagle, a ja otworzyłem szeroko oczy ze
zdziwienia.
-
Jak to z tobą?
-
Nie chciałbym chwalić się jeszcze naszym związkiem. Nazwałbym cię przyjacielem,
jeśli się na to zgodzisz. Moja matka straciła wzrok, więc… i tak nie pozna w
tobie mojego brata - oznajmił, na co uśmiechnąłem się lekko.
-
A reszta?
-
Będzie musiała to przełknąć.
-
Kiedy? - zapytałem tylko, uwieszając mu się na szyi.
-
W przyszłym tygodniu. Jak już się wprowadzimy do naszego mieszkania.
-
Dobrze. Daj mi tylko wcześniej znać, ok? - poprosiłem, zadowolony z takiego
obrotu sprawy.
Miałem
jeszcze jeden pomysł, a na jego realizację pozostało mi kilka dni, musiałem to
przemyśleć.
45.
Byłem
stanowczo zaskoczony tematem rozmowy Billa i jego przyjaciela, ale w rezultacie
bardziej mnie to bawiło, niż drażniło. Szczególnie po tym, jak chłopak
przeszedł się kawałek w moją stronę. Wprawdzie o kulach i z trudnością, ale
wreszcie! Wreszcie stawiał pierwsze kroki! Z tego wszystkiego w tamtej chwili
już tylko jedno chodziło mi po głowie.
-
Przenieśmy się do sypialni - poprosiłem, całując go lekko za uchem, gdy
zostaliśmy sami.
Chłopak
uśmiechnął się, a na jego twarz wpłynął rumieniec.
-
Weź mnie. Znaczy zanieś! - poprawił się natychmiast, jeszcze bardziej się
rumieniąc. - To twoja wina.
-
Jeszcze trochę dziś nabroję… - mruknąłem w odpowiedzi, zarzuciłem go sobie na
ramię i chwilę później zamykałem już drzwi naszego pokoju.
Bill
wylądował na pościeli, a ja zbliżałem się do niego niespiesznie, pozbywając się
ubrań. Gdzieś w drugim pokoju grała głośno muzyka, a ja uśmiechałem się pod
nosem. Wreszcie nikt i nic nie przeszkadzało nam w spokojnym zajęciu się sobą.
Chłopak wydawał się okropnie zawstydzony, ale szybko zająłem go pocałunkami.
Moje dłonie badały dawno odkryte szlaki i stopniowo pozbawiały go ubrań, przy
czym on czynnie starał się mi pomóc. Jego palce sunące po moim karku
przyprawiały mnie o dreszcze. Obaj byliśmy w samych bokserkach, gdy rozległo
się pukanie do drzwi. Byłem wdzięczny losowi, że zamknąłem je na zamek.
-
Hej! Przyjechała ekipa od przeprowadzki!
-
Powiedz, że zadzwonię jutro! - warknąłem, nie zamierzając sobie przeszkadzać.
Bill
przez moment miał minę, jakby chciał zapytać, czy ogłupiałem, ale zaraz potem
jęknął cicho, gdy zjechałem dłonią poniżej linii jego bokserek.
Lucas
najwyraźniej szybko odpuścił, bo nie słyszałem go już więcej i mogłem dalej
zajmować przypominaniem chłopakowi, że naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Nasze ciała dawno nie były tak gorące i tak blisko siebie, gdy całowaliśmy się
i pieściliśmy na wszelkie sposoby, jakie przyszły nam do głowy. Nie miałem
wątpliwości, że obaj czekaliśmy na tę chwilę od dłuższego czasu i kiedy
przyszło nam na powrót się połączyć, płonąłem cały, jakbym pierwszy raz w życiu
wyciągnął ręce po to słońce, które naprawiło mój świat, a teraz jęczało słodko
moje imię, wijąc się w pościeli. To, że był podobny do mojego brata nic nie
znaczyło, dla mnie był piękny.
-
T-tom! Tom, nie tak ostro… ja zaraz…
-
Śmiało, Billy, ten i jeszcze kilka następnych razy, o ile starczy mi sił,
będzie za ostatnie miesiące, gdy sobie nie poużywaliśmy - stwierdziłem,
posyłając mu wymowne spojrzenie.
-
Tom! - oburzył się, a ja poczułem, jak
jego paznokcie wbijają się w moje pośladki.
-
Ciii. Nie krzycz tak, bo wszyscy cię usłyszą. Au!
-
Zwolnij - syknął, dociskając moje biodra do siebie tak, bym nie mógł się
poruszać.
Uśmiechnąłem
się wymownie pod nosem i ułożyłem na nim ostrożnie, wpijając się znów w miękkie
wargi. Po tym nasze rozpalone ciała przy każdym ruchu ocierały się o siebie. I
kiedy kochaliśmy się bez pośpiechu, przypominając sobie dokładnie jak cudownie
może być razem, dotarło do mnie, że tak naprawdę nie jesteśmy już tymi samymi
ludźmi. Poznając się w więzieniu, byliśmy niepewni jutra, a jednocześnie
zdeterminowani, żeby zagarnąć wszystko to, czego pragnie każdy kochający
człowiek. Teraz, po tych dziurach na naszej drodze, w które wpadaliśmy, obaj
spokornieliśmy, a mimo to czułem się silniejszy niż kiedykolwiek i przekonany,
że tym razem jestem w stanie sam dopilnować, aby wszystko się ułożyło.
Odzyskaliśmy władzę nad swoim życiem i zyskaliśmy siebie. Zupełnie jakbyśmy
narodzili się na nowo, razem.
46.
Po
tamtej rozkosznej nocy byłem już przekonany, że na pewno jest jeszcze coś, co
mógłbym zrobić dla Toma, czy raczej dla nas. Przez kolejne trzy dni byliśmy
zajęci przeprowadzką, przy której Lucas pomagał nam, choć wydawał się być obrażony.
Prawdopodobnie spał w słuchawkach, żeby nas nie słyszeć, bo kolejnego ranka
miał coś podobnego kształtem odciśniętego na twarzy. Na dodatek Kaulitz
czerwony po same uszy zaserwował mu śniadanie i życzył smacznego. Czwartego
dnia oznajmiłem kumplowi, że mam dla niego coś w podziękowaniu, po czym kiedy
tylko mój chłopak udał się na swoje zajęcia w szkole sztuk walk, zaproponowałem
wypad na miasto.
-
Co masz na myśli, mówiąc "miasto"?
-
No, wiesz… Jakieś sklepy, ciastko, kawa, no i… fryzjer? - rzuciłem na koniec,
spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.
Od
lat, jeszcze przed tym nieszczęsnym wydarzeniem, które przewróciło moje życie
do góry nogami, namawiał mnie na zmianę fryzury, na co kategorycznie się nie
zgadzałem. Teraz, gdy widziałem dokładnie zdjęcia brata Toma, postanowiłem
pozbyć się tego wyglądu, a to oznaczało drastyczne zmiany.
-
Chcesz podciąć końcówki? - zapytał podejrzliwie, mrużąc na mnie oczy.
-
Ścinanie, farbowanie, coś tam dalej? Znasz się na tym lepiej.
-
Poważnie?! I mogę pomóc ci wybrać fryzurę?
-
Dlatego cię zaprosiłem.
-
Świetnie! Wybaczam ci wszystko! - oznajmił, patrząc na mnie z miną mówiącą, że
to nie koniec i zaraz usłyszę coś, co mi się nie spodoba. - Ale zostaniesz dziś
blondynem!
-
Co? Nie, nie, nie… Nie godzę się na to.
-
Bill! Tom umrze z wrażenia, mówię ci. To zupełnie zmieni twój wygląd… - urwał
nagle i zamrugał oczami, jakby coś do niego dotarło. - Och, jak mogłem nie
wpaść na to od razu? - mruknął jakby bardziej do siebie niż do mnie. Nie byłem
pewien, co ma na myśli, więc nie odezwałem się. - Robisz to dla niego, nie?
Żeby nie przypominać mu Zaca.
-
Chyba miałeś nie używać przy mnie tego imienia - mruknąłem niezadowolony, że
wywlekł to na wierzch. - A chciałem po prostu spędzić z tobą miło czas. Ty
zawsze musisz się czegoś przyczepić?
-
No, ale powiedz, nie mam racji?!
-
Masz, poniekąd. Wybieramy się dziś w odwiedziny do jego mamy. Będzie tam ta
cała Sara, no i nie wiadomo, kto się jeszcze napatoczy. Nie chcę zostać znów
wzięty za tego nieboszczyka.
-
Może trochę szacunku? - mruknął pod nosem Lucas, co jednak usłyszałem i od razu
zrobiło mi się głupio, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
-
Przepraszam. Po prostu nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób mnie z nim wiązali.
W końcu… Tom kiedyś im chyba powie, kim dla niego jestem? No i nie chciałbym
być postrzegany jako kopia jego brata. Nie jestem nim. Poza tym nie będę
tęsknił za tym, jak wyglądam teraz. Pora, żeby i to stało się tylko wspomnieniem.
Pomożesz mi, Luc?
-
Ech. A od czego ma się przyjaciół? Ale blond. Koniecznie.
-
A niech cię! Niech będzie.
-
Naprawdę?! Ha! Nie wierzę, że się zgodziłeś! Zbierajmy się, zanim zmienisz
zdanie!
tylko nie blond...
OdpowiedzUsuńDzięki za kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Sarah nie wyskoczy przy następnym spotkaniu z tekstem " oj Tom tak tęskniłam bla bla bla wróć do mnie ..." drażni mnie ta pani... Co do planu Bill'a hmmm blond to zdecydowanie nie ten kolor. Zobaczymy jak Tom zareaguje :) pozdrawiam Karo
OdpowiedzUsuńJa wiem, że ja powinnam napisać coś bardziej ogarniętego, ale w tym momencie mnie nie stać xD Kocham to! <3 I domagam się więcej scen miłosnych między chłopkami i to z większymi detalami!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy odcinek?
OdpowiedzUsuńKiedy coś nowego? ;(
OdpowiedzUsuń