Wybaczcie, że dopiero dziś, ale ostatnio na nic nie mam czasu, bo zajmuję się milionem rzeczy na raz. Ale mam nadzieję, że nie czujecie się zawiedzeni tym, że w sumie wychodzą jednocześnie trzy opowiadania spod mojej ręki: Ten drugi; Live like a star (o ile ktoś jeszcze nie wie, to nie twc, ale również zapraszam!) oraz Dary - wznieś mnie pisane z Riri. To chyba i tak nie najgorzej, biorąc pod uwagę moje przerwy xD.
A teraz już nie marudzę. Czeka Was ciężka przeprawa, mam nadzieję, że przebrniecie przez nią w jednym kawałku i nikogo nie będę miała na sumieniu, ale wiecie, mnie się nie trzeba bać. Ja nie gryzę ;>
Widzę, że pojawiło się jakieś zainteresowanie tymi PDFami, więc jak będę miała czas albo jakiś ludź będzie chciał mi w tym pomóc, powinny niedługo się pojawiać. Dam Wam na pewno znać :). No i czekam na wrażenia, bo bez Was, gdy publikuję ukończoną już opowieść, przestaję być na bieżąco ;>
Smacznego!
Wasza Czekoladka :).
3.
Bill zamierzał wciąż udawać, że go nie ma i
wymyślał właśnie, co kolejnego dnia powie Dave’owi, gdy ten już się zjawi, modląc
się jednocześnie, żeby Jost wreszcie zadzwonił do niego, każąc zbierać mu
manatki na jakiś dłuższy wyjazd. Wtedy ktoś zapukał do drzwi, a on z
przerażeniem zdał sobie sprawę, że z tego wszystkiego zapomniał zamknąć ich za
bratem na zamek. Doskonale wiedział, że teraz nie może tego zrobić, a jednak
nogi powiodły go po ciemku z powrotem na przedpokój. Zastygł tam w bezruchu,
czując, jakby serce zatrzymywało mu się przy każdym stuknięciu, wpatrywał się w
klamkę. W duchu błagał, żeby się nie poruszyła. Wtedy na korytarz wyszedł jego
sąsiad.
- Czemu pan się tak dobija?
Późno jest.
- Przepraszam za hałas – dotarł
do niego głos Dave’a i aż przeszły go dreszcze. – Byliśmy umówieni, ale chyba
mu się przysnęło, więc pomyślałem… - urwał nagle, gdy bez zastanowienia właśnie
złapał za klamkę, a drzwi ustąpiły. – Cóż, nie pomyślałem, że mógł zostawić
otwarte. Dobranoc, już znikam – oznajmił, ale sąsiad zajrzał podejrzliwie do
mieszkania, spoglądając prosto w zatrwożoną twarz Billa.
- Wszystko w porządku, panie
Kaulitz? Może powinienem wezwać ochronę?
- Widzisz, Billy, mogłeś
powiedzieć, że zostawiasz otwarte.
- Tak, wybacz – mruknął, starając
się wziąć w garść.
W głębi zastanawiał się, czy tak
nie zrobić. Wezwać ochronę, powiedzieć, że go nachodzi i co tam jeszcze
przyszłoby mu do głowy. Dave mógłby sobie gadać, co by chciał – w końcu jego
słowa nie ważyły więcej, ale Tom od razu wiedziałby, że coś jest z tym nie tak.
Musiałby mu to wyjaśnić. Znowu musiałby mu nakłamać, a już teraz ledwie unosił
ciężar swoich oszustw.
- W razie czego proszę zadzwonić
lub zapukać – powiedział wreszcie sąsiad, posyłając nieufne spojrzenie
uśmiechniętemu jak zwykle Dave’owi.
- Jasne, dzięki. Dobrej nocy –
rzucił w stronę wychodzącego mężczyzny.
Zamknęły się najpierw jego drzwi,
potem Dave zamknął te za swoimi plecami i przekręcił zamek. Oczy błysnęły mu
wściekle.
- Więc co powstrzymało cię przed
otworzeniem mi drzwi?
- Byłem w toalecie… - mruknął
cicho.
- Ciekawe, bo minąłem dopiero co
twojego braciszka.
- Byliśmy w pracy. Dopiero
wróciliśmy, no i wszedł na chwilę.
- Tak się składa, że czekałem na
ciebie. Widziałbym – oznajmił, a Billowi zrobiło się gorąco.
- Wchodziliśmy przez garaże.
- Tom wyjeżdżał z parkingu.
- Przywiózł nas ochroniarz, Tom
wcześniej zostawił auto na strzeżonym – wyrecytował, samemu nie spodziewając
się, że potrafi tak kłamać bez mrugnięcia okiem. Strach sam podsuwał mu nowe
scenariusze.
Dave jednak nie wyglądał na
przekonanego. Podszedł do niego blisko i jednym palcem uniósł jego brodę,
spoglądając mu w twarz lodowatym wzrokiem.
- Skarbie, masz wymalowane na
twarzy „winny” i minę jakbyś miał się zaraz zlać ze strachu. Musiałeś się
modlić, żebym nie sprawdził, czy jest otwarte, co?
- Byłem w łazience, daj spokój –
mruknął cicho, odsuwając od siebie spokojnym ruchem dłoń chłopaka.
Dave jednak wyrwał się i z
rozmachem uderzył go na odlew w twarz. Bill krzyknął i cofnął się o krok,
ukrywając się za ramionami.
- O jedno kłamstwo za dużo –
warknął chłopak, po czym złapał go za rękę i pociągnął w stronę drzwi do
sypialni.
Bill pisnął, zapierając się ze
wszystkich sił, pamiętając, że nie posprzątał nawet po wizycie brata. Po chwili
jednak również Dave się o tym przekonał i pchnął tam Kaulitza na łóżko.
- W pracy byłeś, co?
- Chciałem posiedzieć z bratem!
Przepraszam! – wykrzyknął przestraszony.
- A ja dotrzymuję słowa. Albo
obaj jesteśmy fair, albo żaden. A ty, Bill, byłeś dla mnie dziś wyjątkowo
niedobry…
- Przestań! – przerwał mu,
podrywając się z łóżka.
Dave jednak nie miał problemu,
żeby go złapać i zmusić do położenia się na nim z powrotem. Z wykręconą ręką na
plecach tkwił pod nim, szarpiąc się, podczas gdy on bezczelnie ocierał się o
jego pośladki.
- Puść mnie!
- Zamknij się, bo mnie
zdenerwujesz – warknął, wykręcając mu mocniej rękę, aż ten zawył z bólu. –
Dzisiaj będziemy mieć swój pierwszy raz, Billy. Zapamiętaj dobrze tę datę –
oznajmił, na co Kaulitzowi zrobiło się słabo.
- Nie! Nie rób tego! Jeszcze…
nie mogę!
- Oj, możesz. Pokażę ci dzisiaj,
jak dużo możesz wytrzymać. Wstrzymywałem się dość długo, braciszek tym razem
cię nie uratuje. Mamy całą noc.
Próbował go powstrzymać,
przekonać, wyrywać się, ale nic nie pomagało, Dave był silniejszy i
sprawniejszy niż on. Szarpiąc go, zdarł z niego spodnie i bieliznę. Z wykręconą
ręką przyciśnięty do materaca, wolną ręką próbował wbić mu paznokcie w nogę,
ale Dave trzasnął go w ucho, aż zahuczało mu w głowie. Poczuł, że po pośladku
spływa mu coś ciepłego, potem zobaczył jak chłopak pluje pomiędzy nie. Jęknął.
- Nie! Dave! Przepraszam! Nie
będę więcej kłamał!
- Oj, po dzisiaj nie będziesz na
pewno – powiedział zadowolony z siebie.
Potem wszedł w niego bez żadnego
przygotowania, a wrzask Billa poniósł się echem po całym mieszkaniu i chłopak
zrobił dokładnie to, czym wcześniej mu groził. Nie pomagały prośby, błagania ani
groźby, a próby ucieczki za każdym razem kończyły się bólem – ogłuszającym
uderzeniem lub wykręceniem ręki. Gwałcił go do chwili, gdy sam był już tak
zmęczony, że nie mógł dojść, a na wszelkie protesty reagował biciem, bo nie
chciało mu się już szarpać z Kaulitzem, na którego twarzy łzy wymieszały się
zupełnie z makijażem i krwią, tworząc wymowną mozaikę. Dave wstał od łóżka,
spoglądając jeszcze na leżące nieruchomo w pościeli ciało. Już teraz na jasnej
skórze chłopaka pojawiały się plamy.
- Przez najbliższe dni naprawdę
nie ruszaj się z domu i nie przyjmuj gości. Zwlecz dupę, weź zaraz prysznic.
Jeśli ktoś zobaczy te sińce nie mam z nimi nic wspólnego, ale następne mogą być
gorsze – oznajmił pewnie i po głosie można było poznać, że nie żartuje.
Dopiero, gdy został sam,
poruszył się, starając się pozbierać, zatrzymać łzy, uciec… ale ledwo się
ruszał. Jak przez mgłę docierało do niego, że krwawi. Nigdy nie czuł takiego
bólu. Bolało go wszystko, a prawy nadgarstek, który miał przed oczami, był już
zupełnie zasiniaczony. Chciał umrzeć. Czuł się jak szmata, podczłowiek - jakby
zupełnie sobie na to zasłużył za swoją głupotę. Nigdy nie został tak poniżony,
uprzedmiotowiony. Jeszcze bardziej nie mógł znieść myśli, że doprowadził go do
orgazmu. „Oto patrzcie, wielki Bill Kaulitz upadł tak nisko, że gorzej już być
nie może” – pomyślał, przenosząc rozżalony wzrok na okno.
Odpłynął ze zmęczenia, może zemdlał. Niedługo
potem Dave obudził go szturchnięciem, żeby się umył i zmienił pościel, bo nie
zamierza spać w takim barłogu. Czując każde wcześniejsze zdarzenie, posłusznie
umknął do łazienki, zaciskając mocno zęby, bo każdy krok powodował okropny ból.
Wydawało mu się, że to jakiś ponury żart, dopóki pod prysznicem każde
najdrobniejsze otarcie nie zaczęło go piec. Był wściekły. Załamany. Ale nie
chciał dać mu tej satysfakcji, wypłakać się czy zacząć krzyczeć. Nie, to jedyna
godność, jaka w tamtej chwili mu pozostała. Poza tym wiedział, że jest totalnym
idiotą. Dlaczego Tom miałby zmienić się dla kogoś takiego? Nawet jeśli był jego
bratem.
Po zmianie pościeli siedział w
fotelu, dopóki nie upewnił się, że Dave usnął. Potem pognał co sił do drzwi.
Rozumiał, że ten groźny typ zmienił się właśnie w potwora i nie było czasu na
półśrodki. Było mu już zupełnie wszystko jedno co pomyśli Tom, skoro i tak
nigdy nie miał należeć do niego. Łatwiej było mu podjąć decyzję po tym wniosku.
Nie zamierzał dać się zatłuc albo zarżnąć na śmierć. Panika wydusiła z niego
łzy przerażenia, gdy zorientował się, że drzwi zamknięte są na dolny zamek, a
nigdzie nie ma jego kluczy. Zanim się opanował, pociągnął kilka razy za klamkę.
Potem wziął głęboki oddech i ruszył do salonu po telefon stacjonarny. Serce
tłukło mu się jak durne, w pierwszej chwili nie wiedział do kogo zadzwonić. Tom
nie odebrał. Włączyła się poczta głosowa i jego stałe „Jak zwykle dzwonisz, gdy
nie mogę odebrać. Odezwę się.”.
- Pomocy, przyjedź, proszę –
rzucił tylko drżącym głosem i rozłączył się.
Nie mógł sobie przypomnieć
trzech głupich cyfr połączenia wewnętrznego do ochrony, wtedy zaczął wyć alarm
antywłamaniowy. Serce z galopu nagle stanęło mu w miejscu. Pobiegł natychmiast,
żeby go wyłączyć, ale nie zrobił tego dochodząc do wniosku, że nie będzie
musiał dzwonić. Wiedząc, że nie ma szans przy starciu z Davem, a ten na pewno
już się obudził, wlazł do szafy na okrycia wierzchnie, zamknął się od środka i
ukrył za swoimi kurtkami i płaszczami. Myślał tylko o tym, żeby nie wydać z
siebie żadnego dźwięku, chociaż nawet najlżejszy dotyk sprawiał męki. Alarm
przestał wyć, chociaż Bill nie miał pojęcia, skąd ten potwór znał kod. Teraz w
ciszy doskonale słyszał jego kroki i własne bicie serca.
- Myślałeś, że tak po prostu
pójdę spać, nie upewniając się, że nie zwiejesz?
- Halo! Panie Kaulitz?! – zza
drzwi rozległo się wołanie sąsiada.
Bill zasłonił sobie usta, żeby
przepadkiem nie zacząć krzyczeć, ale wtedy z klatki dobiegły jeszcze dwa głosy.
Przekonany, że to ochroniarze chłopak przymknął na moment piekące oczy. Słyszał
szybkie kroki zdenerwowanego Dave’a, który szukał go uparcie, zamierzając
wybrnąć cało z sytuacji.
Ochroniarze zaczęli pukać i
dzwonić do drzwi.
- Panie Kaulitz, jest pan tam?
Czy wszystko w porządku?
- Dobry wieczór, Bill jest w
łazience. Alarm był przypadkowy – odezwał się opanowany jakby nigdy nic Dave.
- A kim pan jest? Proszę zawołać
pana Kaulitza i otworzyć drzwi – zażądał poważnie ochroniarz.
W tej samej chwili Bill zobaczył
przebłysk światła między kurtkami. Szafka skrzypnęła, a silne ramię wytargało
go za włosy na zewnątrz. Drugą ręką Dave zasłonił mu usta. Bill spróbował go
kopnąć, ale prawie stracił równowagę, gdy on odepchnął jego głowę, a potem
uderzył go w twarz.
- Teraz powiedz grzecznie panom,
że wszystko jest w porządku. Rozumiesz? – syknął ostro.
Nie był pewien, czy ten potwór
go puścił, czy udało mu się wyrwać, ale trzęsąc się jak galareta, wciąż
zamroczony uderzeniem, ruszył natychmiast do drzwi. Dave jednak szybko się
zorientował, że Bill już nie zamierza się go słuchać. Złapał go w ostatniej
chwili, nim dopadł do drzwi. Poprawił uścisk na ramieniu i ściągnął go na
podłogę. Bill chciał wezwać pomocy, ale rąbnął głową o posadzkę i przez chwilę
zupełnie nie wiedział, co się z nim dzieje.
- Pożałujesz tego – syknął.
- Panie Kaulitz! – dobiegło
znów. – Wchodzimy!
- Gadaj, że wszystko dobrze! –
warknął znów Dave.
Zawahał się tylko przez chwilę.
Ledwo widział na oczy i cały drżał, odchrząknął pod jego wzrokiem, a potem z
całych sił wrzasnął:
- RATUNKU! POMO…
Potem zrobiło się ciemno.
Kiedy wracał z imprezy zupełnie
zalany, taksówka zdawała się sunąć okropnie wolno. Dopiero, gdy po raz drugi
dzwoniła do niego poczta głosowa, zdał sobie sprawę, że to jego telefon robi
taki nieznośny hałas. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Pokłócił się z
dziewczyną, miał kiepski nastrój, był wściekły i wcale się dobrze nie bawił. To
dlatego był pijany. Za trzecim razem odebrał tę pocztę. Zamarł na kilka chwil,
odsłuchał raz jeszcze, otrząsnął się, nagle czując się o wiele trzeźwiejszym,
choć niewiele było w tym prawdy.
- Panie kierowco, zmieniamy
adres. I jedź jak najszybciej, płacę podwójnie – oznajmił poważnie i uchylając
okno, żeby chodne powietrze go rozbudziło, podał adres bliźniaka.
Wściekłość pozwoliła mu myśleć
jasno. Nie musiał pytać o co chodzi, był przekonany, że to ten dupek, niby
chłopak Billa. Nie był jednak przygotowany na to, co zastał na miejscu. Razem z
nim zajechał radiowóz. Tom wypadł jak szalony z taksówki, tak się spieszył, że
w rezultacie zostawił taksówkarzowi nie dwa, a niemal trzy razy tyle, co
powinien. Dotarł jednak do mieszkania brata przed policją, zastając go
nieprzytomnego na podłodze, z twarzą zalaną krwią z rozcięcia pod okiem. Jeden
z ochroniarzy prowadził skutego Dave’a, a drugi widocznie ogłuszony, właśnie
podnosił się wspierając na ramieniu sąsiada. Kaulitz nie miał pojęcia, co się
wydarzyło, każdy fragment jego ciała drżał w obawie o brata. Weszła policja, za
nimi lekarze z pogotowia. Otoczyli Billa. Udało mu się tylko zrozumieć, że
oddycha, puls jest w normie. Nic mu nie będzie, ale trzeba zrobić badania.
Powoli przyswajał informacje, starając się panować nad swoim oddechem i sercem,
które miało lada chwila połamać mu żebra. Nie wiedział, co z sobą zrobić. Potem
gdy wciąż nie chcieli dopuścić go do bliźniaka, za ramię złapał go sąsiad.
- Tak mi przykro, panie Kaulitz.
Widziałem wcześniej tego człowieka, ale pana brat mnie odesłał. Teraz żałuję,
że nie wezwałem ochrony na własną rękę.
„To nie pana wina” i „nie mógł
pan wiedzieć”, obijało mu się o głowę, ale nie był w stanie o tym myśleć.
Wpatrywał się, jak pielęgniarka opatruje Billa, sprawdza jego ciało. Wszędzie
miał świeże sińce i teraz doskonale rozumiał, że musiał praktycznie minąć się z
Davem w drzwiach. Musieli go naprawdę wkurwić, ale z drugiej strony nie tak
bardzo, jak on tym razem wkurwił jego.
Nie zastanawiając się długo,
minął zajmujących się bratem medyków i skierował szybkim krokiem do spiętego
kajdankami Dave’a. Alkohol i wściekłość rządziły teraz w jego głowie. Minął
szybko pilnującego go policjanta i zanim ktokolwiek zareagował, powalił go
jednym silnym uderzeniem. Huknęło, zabolała go ręka, wszyscy patrzyli w jego
stronę. Jeden z policjantów próbował go złapać, ale Tom zdążył poczęstować leżącego
jeszcze kilkoma wściekłymi kopniakami, nim się poddał. Miał nadzieję, że złamał
mu chociaż jedną kość albo że dostanie pieprzonego wewnętrznego wylewu. Chciał
go zabić. Własnymi rękoma. W oczach miał łzy.
Zupełnie nie słuchał, co mówią
próbujący go uspokoić policjanci. Wyrzucał z siebie salwy przekleństw, epitetów
jakich nawet by się po sobie nie spodziewał. Szczerze chciał rozszarpać go na
strzępy. Jak mógł zostawić brata, skoro doskonale widział, że ten koleś nie
jest normalny? Dlaczego uniósł się dumą i pojechał z Rią na imprezę, na którą
nie miał ochoty i po prostu zachlał pałę? Powtarzał sobie, że powinien tu
zostać, aż zupełnie wybije bratu z głowy tego dupka, wtedy nie musiałby oglądać
go w takim stanie.
- Proszę się uspokoić, panie
Kaulitz, bratu nic nie będzie – powiedział lekarz, wskazując na łapiącego się
za głowę chłopaka.
- Bill, ty idioto…
Ocknął się, gdy dotarł do niego
głos bliźniaka. „Przyszedł” – przemknęło przez jego myśli i po chwili z
niemałym trudem otworzył oczy, widząc nad sobą pielęgniarkę. Pamiętał gdzie był
i co się stało. A przynajmniej do momentu, jak stracił przytomność po
uderzeniu, które miało go uciszyć. Chciało mu się płakać na myśl, że już po
wszystkim. Dave nigdy więcej się do niego nie zbliży, ale on będzie musiał
powiedzieć, do czego doszło i spodziewał się, że brat go za to znienawidzi.
Chyba do końca życia będzie ścierał z siebie wspomnienie tego człowieka, ale
będzie żył w spokoju i celibacie. Jego własne myśli go przerażały, był w
zupełnym szoku. Potem usłyszał, jak bliźniak nazywa go idiotą i rozpłakał się
mimowolnie, gdy tylko zamknęły się drzwi za wyprowadzonym sprawcą całego
nieszczęścia, a pojedyncze, błyszczące łzy piekły, spływając po zadrapaniach na
jego twarzy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJezu, przez cały rozdział strasznie biło mi serce xD Nie mogę uwierzyć, że Dave okazał się takim psycholem. Jak on mógł zrobić coś takiego naszemu małemu Billowi? Zmieniam całkiem zdanie o nim. Nie mogę się doczekać kiedy Tom dowie się prawdy. Będzie się działo xD Weny:**
OdpowiedzUsuńOMÓJBOŻE.
OdpowiedzUsuńCo za bestia z tego Dave'a, aż trudno było czytać! Gość ewidentnie ma coś z głową... Ale teraz może być już tylko lepiej! (Prawda? XD)
Pozdrawiam,
Aylieen
23 year old Software Engineer III Malissa Waddup, hailing from Brossard enjoys watching movies like "Hound of the Baskervilles, The" and Motor sports. Took a trip to Heritage of Mercury. Almadén and Idrija and drives a Ferrari 250 GT SWB California Spider. pomocne wskazowki
OdpowiedzUsuń